5.
Urok
Nie
miałam najmniejszej ochoty siedzieć dzisiaj nad matmą z Mnichem.
Ale skoro obiecałam i wczoraj poświęciłam wieczór na rozwiązanie
danych mu zadań, nie miałam wyjścia. Nigdy nie byłam na
Kwiatowym. Rozglądałam się ciekawie dookoła. Westchnęłam w
duchu, typowe nowe osiedle. Równo poustawiane domki, prosto z
katalogu. Przycięte trawniczki, gdzie nie gdzie jakiś kwiatek,
tuja, małe drzewko. Wszystko, jak spod linijki. Ślicznie, nijako,
gazetowo. Czemu narzekam, przecież sama na takim osiedlu mieszkałam
jeszcze całkiem niedawno. Chwile zajęło zanim w plątaninie
uliczek znalazłam właściwą. Lawendowa osiem. O ironio! Lawenda,
to moja ukochana roślina, a numer osiem, był moim szczęśliwym. W
tej części osiedla domy były większe i bardziej różnorodne.
Widocznie deweloper nie miał tutaj nic do powiedzenia. I całe
szczęście. Cała ulica tonęła w zieleni. Stanęłam przed
właściwym numerem domu. Nacisnęłam klamkę w furtce. Ustąpiła.
Uśmiechnęłam się szeroko. Po obu stronach ścieżki rosła w
równych rzędach lawenda. Delikatnie dotknęłam dłonią zwiniętych
jeszcze czubków kwiatów. Zapachniało. Wyłączyłam muzykę.
Słuchawki powędrowały do torby. Raz kozie śmierć. Nacisnęłam
dzwonek. Usłyszałam, że ktoś biegnie do drzwi. Gdy się
otworzyły, odruchowo poszukałam kogoś na poziomie mojego wzroku.
Nic, pusto. Spojrzałam w dół. Przede mną stał chłopiec.
Mikołaj, domyśliłam się. Patrzył na mnie podejrzliwie.
–
Cześć. Jestem
koleżanką Maćka. Jest w domu? – zapytałam.
–
Jest. Siedzi i coś
liczy. Mam mu nie przeszkadzać. Wyrzucił mnie z pokoju. – Mały
pokiwał smutno głową. – Zaatakujesz ze mną twierdzę? –
ożywił się i spojrzał na mnie z nadzieją. Miał niebieskie
oczy, jak starszy brat i spojrzenie tak błagalne, że shrekowy kot
mógłby się od niego uczyć. Nie mogłam odmówić. Skoro Mnichu
robi zadania, nie będę mu przeszkadzać.
–
Jasne. Jestem Nora –
odpowiedziałam i weszłam zamykając za sobą drzwi.
–
Miki. – Rzucił
chłopiec w pędzie dopadając budowli z klocków. – Bierzesz
rycerzy czy kosmitów. Bo ja wolę kosmitów...
– Ok,
ja poprowadzę rycerzy, a kogo atakujemy?
–
Trolle, porwały bossa.
– Rzeczowo wyjaśnił.
– No
to do dzieła. – Rzuciłam torbę na kanapę. Bardzo przyjemny
salon, zarejestrowałam jeszcze za nim z ust Mikołaja wydobyło się
przeraźliwie głośne „Do atakuuuu!!!”
Kilka
minut zajęło nam przeprowadzenie skomplikowanej operacji. Dawno się
tak nie śmiałam. Gdy odbiliśmy wspólnymi siłami bossa, Miki
zaproponował kolejną zabawę. Wyścigi. Kusił czerwoną
wyścigówką. Musiałam jednak usiąść nad matmą z Maćkiem.
Obiecałam, że jak się uwinę i skończę szybko to urządzimy
rajd. Przypieczętowaliśmy umowę, prawdziwie męskim uściskiem.
Gdy Miki splunął w dłoń i mi ją podał zaśmiałam się w duchu,
identycznie robił Robert, brat Karola. Do tego dostałam najlepszy
komplement na świecie, jaki można usłyszeć od pięciolatka.
Nastrój zburzył głos Mnicha:
–
Starczy, Miki. –
Odezwał się od schodów. Koniec zabawy, czas na pracę,
pomyślałam. Podpuściłam jeszcze młodego, aby trochę ogarnął
chaos klocków na podłodze.
–
Zrobiłeś zadania ? –
zapytałam Maćka. Skrzywił się, ale potwierdził. Jakiś postęp,
pomyślałam.
–
Chodźmy do mnie. –
Wskazał ręka na schody.
Spojrzałam
na Mikołaja, nie zbyt rozsądne zostawiać takiego malucha samego.
Ale Maciek chyba się tym nie przejmował, przecież, jak przyszłam,
to młody otworzył drzwi. On dopiero teraz pofatygował się na dół.
Mogłam wynieść pół domu. Jednak zapytałam:
–
Co
z Mikim?
–
Moja
siostra się nim zajmie. Justyna! – wydarł się.
Za
moment do pokoju od strony tarasu weszła dziewczyna. Złotowłosa,
jak młodsi bracia i bardzo podobna do Pani Mniszkowej. Podeszła do
mnie i wyciągnęła rękę.
–
Cześć. Jestem Justyna.
Nie miałyśmy przyjemności.
–
Nora.
–
Byłam w ogródku.
Napijesz się czegoś? – zapytała wcielając się w role
gospodyni.
Poprosiłam
o kawę. Mnichu dopominał się, że on też chce. Siostra
ewentualnie obiecała przynieść dwie.
Idąc
za Maćkiem po schodach bezmyślnie gapiłam się na jego tyłek.
Fajny, wróć, otrząsnęłam się. No dobrze, zgrabny. Musiałam
pozostać uczciwa choć wobec samej siebie.
–
Proszę.
– Przepuścił mnie w drzwiach. Odruch dżentelmena.
Zaskoczył
mnie porządek. Karol był tak wielkim bałaganiarzem, że wchodząc
do niego, już w progu potykałam się o coś. Rozejrzałam się.
Pierwszy w oczy rzucił mi się kosz przymocowany bezpośrednio do
ściany po prawej stronie od wejścia, pod nim leżała piłka do
koszykówki. Na przeciwko, w małej wnęce, stało łóżko nad
którym wisiała granatowa zasłona, teraz odsłonięta. W głębi,
na wprost drzwi, biurko, komoda i narożna szafa. Meble były
dwukolorowe: odcień brązu z kremowym. Wystrój uzupełniała duża
metalowa lampa, miękki fotel pufa, za nim były drzwi balkonowe.
Jasne ściany z dodatkiem ciepłych, żółtych wstawek. Tylko tam,
gdzie wisiał kosz, ściana miała czekoladowy kolor i naklejkę
sylwetki koszykarza. Podobało mi się. Jednak bardziej zaskoczył
mnie widok gitary opartej o szafę. Tego nie wiedziałam o Mniszku.
–
Grasz?
– wyrwało mi się.
–
Tak,
mamy zespół z chłopakami, takie tam brzdąkanie. Nie ma za bardzo
gdzie usiąść. – Maciek rozejrzał się, jakby widział swój
pokój po raz pierwszy.
–
Dywan?
–
Co?
–
Proponuję
dywan – powtórzyłam, zawsze się tak uczyłam. – Chyba, że
leżenie na podłodze ze mną za bardzo ci przeszkadza. – Dopiero
po chwili dotarła do mnie dwuznaczność moich słów, Maciek miał
przerażoną minę. – To znaczy uczenie się, powtarzanie matmy –
gorączkowo próbowałam ratować sytuację.
–
Jasne
– wybąkał. Podszedł do łóżka i rozłożył zapisane kartki
na dywanie. – Siadasz?
–
Tak,
pokaż, co tu powypisywałeś. – Z torby wyciągnęłam swój
zeszyt z rozwiązanymi zadaniami.
–
Masz
je wszystkie zrobione? – zdziwił się
–
A
jak inaczej miałabym je sprawdzić. – Rzuciłam sarkastycznie.
–
Chciało
ci się? – Usiadł obok mnie.
–
Nie,
ale się zobowiązałam. – Powiedziałam zupełnie szczerze. –
Dobra, pokaż pierwsze.
–
I
jak? Dobrze? – Maciek zapytał z dumą w głosie, gdy byłam w
połowie sprawdzania zadań.
–
Nie.
– Sprowadziłam go na ziemię. – Zaczniemy od podstaw. To zajmie
nam dłużej niż myślałam.
Nie
wiem na ile czasu wciągnął nas, no dobrze – mnie, fascynujący
świat liczb. Wiem, że Justyna przyniosła kawę i chipsy. Z transu
wyrwał mnie dopiero głos Tymona.
–
Mogę
zrobić wam zdjęcie? A właściwie tobie, Mnichu. – Usłyszałam
od progu.
Podniosłam
głowę. Tytoń dziwnie na nas patrzył. Rozejrzałam się
półprzytomnie. Leżeliśmy z Maćkiem na brzuchach, ramię w ramię,
otoczeni kartkami i kurcze, stykając się bokami na całej naszej
długości ciał. Zerwałam się gwałtownie.
–
Cześć,
Tytoń. Maciek, na dzisiaj starczy. Tu mam dla ciebie zadania na dwa
dni. Jutro jestem umówiona z twoim tatą.
–
Dobra.
– Maciek również się podniósł. – Cześć kuzyn. To widzimy
się pojutrze?
–
Nie
wiem, może będę potrzebna w stadninie. Dam ci znać. Późno już
– spojrzałam na zegarek. – Musze przeprosić Mikołaja, nie dam
rady brać udziału w wyścigach.
–
Miki
poleciał do Sarnowskich. – Tymon wszedł do pokoju. – Pojął
coś? – Kiwnął głową w kierunku Mnicha.
–
Ej,
stary, ja tu jestem!
–
Pojął.
– Uśmiechnęłam się zadowolona. – Uciekam. – Spojrzałam w
stronę okna. – Będzie padać, może zdarzę.
–
Zdążysz,
przyjechałem skuterem. Odwiozę cię. – Zaoferował Tytoń.
Spojrzałam na niego zdziwiona. – Zbieraj się. – Na polecenia
reagowałam alergicznie, chyba odmalowało się to na mojej twarzy,
bo dodał: – proszę, mamy kawałek.
Stolarz
mnie zadziwiał, po pierwsze odzywał się do mnie, jakbym nie była
tym kim byłam, w opinii reszty świata, po drugie, robił to niemal
publicznie. Po trzecie, mina Maćka była bezcenna.
–
Jestem
gotowa – odpowiedziałam, sama zdziwiona tym co robię.
–
To
nie zostajesz u mnie? – Mniszek dopytywał kuzyna.
–
Nie,
zajrzę jutro. Ciasto od babci dałem Justynie.
Wyszliśmy
szybko. Przed furtką stał kobaltowy skuter. Tytoń podał mi mały,
czarny kask. Założyłam i posłusznie zajęłam miejsce za jego
plecami. Dziwnie było tak siedzieć za Tymonem. Tak blisko. Musiałam
się go trzymać w pasie podczas jazdy, choć starałam się nie
trzymać za mocno. Dojechaliśmy pod dom w ostatniej chwili. Na małym
drewnianym ganku siedziała babcia, podniosła się, gdy
podjechaliśmy pod furtkę.
–
Pośpieszcie się! –
zawołała do nas. – Zaraz lunie! – jakby na potwierdzenie jej
słów, niebo przecięła błyskawica. – Skuter wstawcie do
stodoły.
Tymon
patrzył na mnie zdezorientowany. Na ziemię spadły ciężko
pierwsze krople.
–
Chodź za mną. –
Powiedziałam i szeroko otworzyłam furtkę.
Gdy
wychodziliśmy ze stodoły już lało jak z cebra, biegiem
pokonaliśmy odległość dzieląca nas od domu. Babci nie było już
na ganku. Zatrzymaliśmy się pod drzwiami wejściowymi.
–
Wejdziesz? – niepewnie
zapytałam Tymona.
– A
mogę? – Odpowiedział pytaniem
–
Nietoperze pochowały
się na czas burzy, a suszonych żab nie trzymamy na widoku. –
Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
– To
zaryzykuje. – Roześmiał się.
Babcia
była w kuchni. Nalewała do kubków kakao, w brytfannie leżało
pokrojone ciasto z poziomkami.
–
Zdążyliście w
ostatnim momencie. Zrobiłam wam coś gorącego. Lena, wyciągnij
talerzyki na ciasto.
–
Dzień dobry. –
Przywitał się Tymon.
–
Witaj, miło mi, że
ktoś w końcu odwiedził moją wnuczkę. – Babcia spojrzała
znacząco na mnie, gdy kładłam zastawę na stole.
– Oj,
babciu. – Jęknęłam. Nałożyłam nam po kawałku ciepłego
jeszcze ciasta. – Chodź, weźmiemy te pyszności i pójdziemy do
mnie. – Wolałam wpuścić kogoś obcego do swojego królestwa,
niż skazać się na podchwytliwe pytania babci.
Dawno
nie czułam się tak dziwnie. Po pierwsze, przyprowadziłam poniekąd
kogoś do domu, po drugie, tym kimś był chłopak. Po trzecie,
wprowadzałam go do swojego królestwa. Pchnęłam łokciem białe
drzwi od mojego pokoju rzucając ostatnie, kontrolne spojrzenie czy
wszystko jest w nim w porządku.
–
Proszę, rozgość się.
– Powiedziałam.
Tymon
zamiast usiąść w fotelu lub ławie zrobionej z parapetu stał po
środku pokoju i rozglądał się ciekawie.
–
Tytoń, siadaj, nic cię
tu nie ugryzie – rzuciłam sarkastycznie zapalając równocześnie
lampę stojącą w kącie i lampkę przy łóżku.
–
Wiem, mit ciebie, jako
wiedźmy stracił moc. – Zaśmiał się. – Ładnie tutaj.
–
Dziękuję. –
Uśmiechnęłam się szeroko, fajnie, że ktoś docenił mój gust.
– To są meble z mojego starego pokoju, trochę je dostosowałam i
przemalowałam, kiedyś były…– ugryzłam się w język. Kurcze
trzy rozmowy z tym gościem, a ja straciłam czujność. Nie dość,
że zaczęłam mówić o sobie, to jeszcze o moim dawnym życiu.
–
Błękitne, widzę.
Fajnie poprzecierałaś je tym białym. – Tymek usiadł w moim
wiklinowym fotelu. Zatrzeszczał pod jego masą. Sięgnął po
talerzyk z ciastem, który odstawiłam na niski, okrągły
stoliczek. – Pyszne.– Docenił smak ciasta po jednym kęsie. –
Usiądź, stoisz, jakbyś chciała uciec.
Miał
rację, miałam lekki atak paniki. Bez słowa wzięłam swoją porcję
i usiadłam wśród poduszek na parapecie. Za szybą widziałam
ścianę deszczu. Milczeliśmy zgodnie zajadając i popijając kakao.
–
Zagrasz coś dla mnie? –
Tytoń odezwał się niespodziewanie, przerywając błogą ciszę.
Spojrzałam na niego marszcząc brwi. – Nie mów mi, że nosisz
Bacha na gitarę dla przyjemności. Musisz grać. Szkoła muzyczna?
To dlatego tyle nadrabiałaś?
– Tak.
– Potwierdziłam krótko. Skąd on się domyślił, pytałam się
w duchu i dlaczego mu to wszystko mówię. Przecież nikt tu o tym
nie wie! – Tymon…
– Nie
bój się, nikomu nie powiem, jeśli nie chcesz – domyślił się
szybko o co mi chodzi.
– Nie
chcę. I wiesz, jakoś wiem, że nie wypalasz. Ale skąd wiesz?
–
Domyśliłem się. –
Uniosłam znacząco brwi. – Tak. Ja czasami myślę, choć dobrze
się z tym kryję. Widziałem cię z gitarą na przystanku. Jak
przyjechałaś. Lało tak samo, jak dzisiaj.
– Tak.
A Mnichu…
–
Wjechał w kałuże.
Serio cię nie zauważył. On nie jest taki zły, Lena.
– Nie
mów do mnie Lena! – Wyrwało mi się ostrym tonem. Zaraz dodałam
usprawiedliwiająco. – Jeśli już nie Elka, to Nora. Tak do mnie
mówią moi znajomi.
– A
kto do ciebie mówił Lena? – Tymon popatrzył na mnie wnikliwie.
– Oprócz babci?
–
Tymon, jesteś
upierdliwy.
– Jak
wrzód na tyłku, nie chcesz, to nie mów. Ok. To co? Zagrasz mi?
Jeszcze jakaś godzinę popada i jesteśmy na siebie skazani. Mnie
tu jest bardzo dobrze i miło.
– Jak
zagram to nie będziesz mnie dalej wypytywał?
– Nie,
będę. – Tymon był rozbrajająco szczery.– Strasznie mnie
intrygujesz.
–
Lubisz trudne przypadki,
co?
– Tak.
I wiem, że nie potrafisz rzucać uroków, wiec się ciebie nie
boję.
–
Jesteś tego taki pewny
?
–
Jestem. Obiecałaś
urok, a przegraliśmy mecz. Masz u mnie dług.
–
Widocznie na piłkę do
kosza moje czary nie działają. No dobra, zagram. Może wtedy nie
będziesz pytał.
Wstałam
i zza szafy wyciągnęłam gitarę. Usiadłam na łóżku i
podstroiłam ją lekko. Palce same znalazły odpowiednie struny.
Zaczęłam grać.
Z cyklu "ja zaglądam, ale nie komentuję" (XD), ja jestem, a nawet przeczytałam, więc się melduję :P Może nie odniosę się jakoś specjalnie do treści, ale muszę przyznać, że po tym rozdziale nawet zaczęłam Norę lubić (z naciskiem na "nawet" i "zaczęłam" :D).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Bardo mi miło :) O! I "zaczęłaś" i "nawet" - dwa komplementy w jednym zdaniu :). Doceniam, że przeczytałaś i dodałaś parę słów , bo wiem, że to nie Twoje klimaty:)
UsuńPozdrawiam :*
Nareszcie:) Czekałam i czekałam, na szczęście się doczekałam:) Nora- jak zawsze mi się podoba:) Lubię ją:) A poza tym, jeśli ktoś tutaj ma być z kimś, to fajnie by było widzieć Norę i Tymona razem:)
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej,
M.
Witam,
Usuńobiecałam, że jak tylko się trochę "odgruzuję" ...i jest ! :) To bardzo przyjemnie, jak ktoś czeka na rozdział i się do tego przyznaje :)
To już piaty rozdział, więc Nora będzie się co raz bardziej "odkrywać". Najpierw przed Tymonem, ale od razu zaznaczę, że on ma tu do odegrania całkiem inną rolę niż "bycie" z Norą :)
Pozdrawiam :*
Opublikujesz jeszcze coś, kiedyś?
OdpowiedzUsuńWitam,
UsuńCoś...kiedyś...zapewne tak :) Na razie mam brak weny, czasu i pomysłów. Ale jest postęp, zaczynam otwierać pliki z opowiadaniami. Może słońce mnie zmobilizuje:)
Już w jakiś sposób dałaś mi kopa, dzięki :*
Z utęsknieniem czekam na to co będzie dalej:)
OdpowiedzUsuńM.
Dodasz coś wreszcie? :P
OdpowiedzUsuńOgniem i mieczem!
OdpowiedzUsuńFajne, nie powiem, podobało mi się.
Dobra dawka abstrakcyjnego humoru i ukrytych, bezczelnych treści w różowej oprawie z postacią główną będącą nie tylko narratorem, ale także samym prowadzącym bloga! Ciekawy?
Zajrzyj: http://pinkpoison-by-genowefa.blogspot.com/.
Już prawie rok minął odkąd dodałaś tą część opowiadania. I ciekawa jestem tylko, czy mogę się spodziewać kontynuacji, czy już raczej nie?
OdpowiedzUsuńM.
hej, hej, będzie tu coś jeszcze?
OdpowiedzUsuń