wtorek, 28 kwietnia 2015

5. Koncert niewiadomych

5. Urok

Eleonora


Nie miałam najmniejszej ochoty siedzieć dzisiaj nad matmą z Mnichem. Ale skoro obiecałam i wczoraj poświęciłam wieczór na rozwiązanie danych mu zadań, nie miałam wyjścia. Nigdy nie byłam na Kwiatowym. Rozglądałam się ciekawie dookoła. Westchnęłam w duchu, typowe nowe osiedle. Równo poustawiane domki, prosto z katalogu. Przycięte trawniczki, gdzie nie gdzie jakiś kwiatek, tuja, małe drzewko. Wszystko, jak spod linijki. Ślicznie, nijako, gazetowo. Czemu narzekam, przecież sama na takim osiedlu mieszkałam jeszcze całkiem niedawno. Chwile zajęło zanim w plątaninie uliczek znalazłam właściwą. Lawendowa osiem. O ironio! Lawenda, to moja ukochana roślina, a numer osiem, był moim szczęśliwym. W tej części osiedla domy były większe i bardziej różnorodne. Widocznie deweloper nie miał tutaj nic do powiedzenia. I całe szczęście. Cała ulica tonęła w zieleni. Stanęłam przed właściwym numerem domu. Nacisnęłam klamkę w furtce. Ustąpiła. Uśmiechnęłam się szeroko. Po obu stronach ścieżki rosła w równych rzędach lawenda. Delikatnie dotknęłam dłonią zwiniętych jeszcze czubków kwiatów. Zapachniało. Wyłączyłam muzykę. Słuchawki powędrowały do torby. Raz kozie śmierć. Nacisnęłam dzwonek. Usłyszałam, że ktoś biegnie do drzwi. Gdy się otworzyły, odruchowo poszukałam kogoś na poziomie mojego wzroku. Nic, pusto. Spojrzałam w dół. Przede mną stał chłopiec. Mikołaj, domyśliłam się. Patrzył na mnie podejrzliwie.
    Cześć. Jestem koleżanką Maćka. Jest w domu? – zapytałam.
    Jest. Siedzi i coś liczy. Mam mu nie przeszkadzać. Wyrzucił mnie z pokoju. – Mały pokiwał smutno głową. – Zaatakujesz ze mną twierdzę? – ożywił się i spojrzał na mnie z nadzieją. Miał niebieskie oczy, jak starszy brat i spojrzenie tak błagalne, że shrekowy kot mógłby się od niego uczyć. Nie mogłam odmówić. Skoro Mnichu robi zadania, nie będę mu przeszkadzać.
    Jasne. Jestem Nora – odpowiedziałam i weszłam zamykając za sobą drzwi.
    Miki. – Rzucił chłopiec w pędzie dopadając budowli z klocków. – Bierzesz rycerzy czy kosmitów. Bo ja wolę kosmitów...
    Ok, ja poprowadzę rycerzy, a kogo atakujemy?
    Trolle, porwały bossa. – Rzeczowo wyjaśnił.
    No to do dzieła. – Rzuciłam torbę na kanapę. Bardzo przyjemny salon, zarejestrowałam jeszcze za nim z ust Mikołaja wydobyło się przeraźliwie głośne „Do atakuuuu!!!”
Kilka minut zajęło nam przeprowadzenie skomplikowanej operacji. Dawno się tak nie śmiałam. Gdy odbiliśmy wspólnymi siłami bossa, Miki zaproponował kolejną zabawę. Wyścigi. Kusił czerwoną wyścigówką. Musiałam jednak usiąść nad matmą z Maćkiem. Obiecałam, że jak się uwinę i skończę szybko to urządzimy rajd. Przypieczętowaliśmy umowę, prawdziwie męskim uściskiem. Gdy Miki splunął w dłoń i mi ją podał zaśmiałam się w duchu, identycznie robił Robert, brat Karola. Do tego dostałam najlepszy komplement na świecie, jaki można usłyszeć od pięciolatka. Nastrój zburzył głos Mnicha:
    Starczy, Miki. – Odezwał się od schodów. Koniec zabawy, czas na pracę, pomyślałam. Podpuściłam jeszcze młodego, aby trochę ogarnął chaos klocków na podłodze.
    Zrobiłeś zadania ? – zapytałam Maćka. Skrzywił się, ale potwierdził. Jakiś postęp, pomyślałam.
    Chodźmy do mnie. – Wskazał ręka na schody.
Spojrzałam na Mikołaja, nie zbyt rozsądne zostawiać takiego malucha samego. Ale Maciek chyba się tym nie przejmował, przecież, jak przyszłam, to młody otworzył drzwi. On dopiero teraz pofatygował się na dół. Mogłam wynieść pół domu. Jednak zapytałam:
    Co z Mikim?
    Moja siostra się nim zajmie. Justyna! – wydarł się.
Za moment do pokoju od strony tarasu weszła dziewczyna. Złotowłosa, jak młodsi bracia i bardzo podobna do Pani Mniszkowej. Podeszła do mnie i wyciągnęła rękę.
    Cześć. Jestem Justyna. Nie miałyśmy przyjemności.
    Nora.
    Byłam w ogródku. Napijesz się czegoś? – zapytała wcielając się w role gospodyni.
Poprosiłam o kawę. Mnichu dopominał się, że on też chce. Siostra ewentualnie obiecała przynieść dwie.
Idąc za Maćkiem po schodach bezmyślnie gapiłam się na jego tyłek. Fajny, wróć, otrząsnęłam się. No dobrze, zgrabny. Musiałam pozostać uczciwa choć wobec samej siebie.
    Proszę. – Przepuścił mnie w drzwiach. Odruch dżentelmena.
Zaskoczył mnie porządek. Karol był tak wielkim bałaganiarzem, że wchodząc do niego, już w progu potykałam się o coś. Rozejrzałam się. Pierwszy w oczy rzucił mi się kosz przymocowany bezpośrednio do ściany po prawej stronie od wejścia, pod nim leżała piłka do koszykówki. Na przeciwko, w małej wnęce, stało łóżko nad którym wisiała granatowa zasłona, teraz odsłonięta. W głębi, na wprost drzwi, biurko, komoda i narożna szafa. Meble były dwukolorowe: odcień brązu z kremowym. Wystrój uzupełniała duża metalowa lampa, miękki fotel pufa, za nim były drzwi balkonowe. Jasne ściany z dodatkiem ciepłych, żółtych wstawek. Tylko tam, gdzie wisiał kosz, ściana miała czekoladowy kolor i naklejkę sylwetki koszykarza. Podobało mi się. Jednak bardziej zaskoczył mnie widok gitary opartej o szafę. Tego nie wiedziałam o Mniszku.
    Grasz? – wyrwało mi się.
    Tak, mamy zespół z chłopakami, takie tam brzdąkanie. Nie ma za bardzo gdzie usiąść. – Maciek rozejrzał się, jakby widział swój pokój po raz pierwszy.
    Dywan?
    Co?
    Proponuję dywan – powtórzyłam, zawsze się tak uczyłam. – Chyba, że leżenie na podłodze ze mną za bardzo ci przeszkadza. – Dopiero po chwili dotarła do mnie dwuznaczność moich słów, Maciek miał przerażoną minę. – To znaczy uczenie się, powtarzanie matmy – gorączkowo próbowałam ratować sytuację.
    Jasne – wybąkał. Podszedł do łóżka i rozłożył zapisane kartki na dywanie. – Siadasz?
    Tak, pokaż, co tu powypisywałeś. – Z torby wyciągnęłam swój zeszyt z rozwiązanymi zadaniami.
    Masz je wszystkie zrobione? – zdziwił się
    A jak inaczej miałabym je sprawdzić. – Rzuciłam sarkastycznie.
    Chciało ci się? – Usiadł obok mnie.
    Nie, ale się zobowiązałam. – Powiedziałam zupełnie szczerze. – Dobra, pokaż pierwsze.
    I jak? Dobrze? – Maciek zapytał z dumą w głosie, gdy byłam w połowie sprawdzania zadań.
    Nie. – Sprowadziłam go na ziemię. – Zaczniemy od podstaw. To zajmie nam dłużej niż myślałam.
Nie wiem na ile czasu wciągnął nas, no dobrze – mnie, fascynujący świat liczb. Wiem, że Justyna przyniosła kawę i chipsy. Z transu wyrwał mnie dopiero głos Tymona.
    Mogę zrobić wam zdjęcie? A właściwie tobie, Mnichu. – Usłyszałam od progu.
Podniosłam głowę. Tytoń dziwnie na nas patrzył. Rozejrzałam się półprzytomnie. Leżeliśmy z Maćkiem na brzuchach, ramię w ramię, otoczeni kartkami i kurcze, stykając się bokami na całej naszej długości ciał. Zerwałam się gwałtownie.
    Cześć, Tytoń. Maciek, na dzisiaj starczy. Tu mam dla ciebie zadania na dwa dni. Jutro jestem umówiona z twoim tatą.
    Dobra. – Maciek również się podniósł. – Cześć kuzyn. To widzimy się pojutrze?
    Nie wiem, może będę potrzebna w stadninie. Dam ci znać. Późno już – spojrzałam na zegarek. – Musze przeprosić Mikołaja, nie dam rady brać udziału w wyścigach.
    Miki poleciał do Sarnowskich. – Tymon wszedł do pokoju. – Pojął coś? – Kiwnął głową w kierunku Mnicha.
    Ej, stary, ja tu jestem!
    Pojął. – Uśmiechnęłam się zadowolona. – Uciekam. – Spojrzałam w stronę okna. – Będzie padać, może zdarzę.
    Zdążysz, przyjechałem skuterem. Odwiozę cię. – Zaoferował Tytoń. Spojrzałam na niego zdziwiona. – Zbieraj się. – Na polecenia reagowałam alergicznie, chyba odmalowało się to na mojej twarzy, bo dodał: – proszę, mamy kawałek.
Stolarz mnie zadziwiał, po pierwsze odzywał się do mnie, jakbym nie była tym kim byłam, w opinii reszty świata, po drugie, robił to niemal publicznie. Po trzecie, mina Maćka była bezcenna.
    Jestem gotowa – odpowiedziałam, sama zdziwiona tym co robię.
    To nie zostajesz u mnie? – Mniszek dopytywał kuzyna.
    Nie, zajrzę jutro. Ciasto od babci dałem Justynie.
Wyszliśmy szybko. Przed furtką stał kobaltowy skuter. Tytoń podał mi mały, czarny kask. Założyłam i posłusznie zajęłam miejsce za jego plecami. Dziwnie było tak siedzieć za Tymonem. Tak blisko. Musiałam się go trzymać w pasie podczas jazdy, choć starałam się nie trzymać za mocno. Dojechaliśmy pod dom w ostatniej chwili. Na małym drewnianym ganku siedziała babcia, podniosła się, gdy podjechaliśmy pod furtkę.
    Pośpieszcie się! – zawołała do nas. – Zaraz lunie! – jakby na potwierdzenie jej słów, niebo przecięła błyskawica. – Skuter wstawcie do stodoły.
Tymon patrzył na mnie zdezorientowany. Na ziemię spadły ciężko pierwsze krople.
    Chodź za mną. – Powiedziałam i szeroko otworzyłam furtkę.
Gdy wychodziliśmy ze stodoły już lało jak z cebra, biegiem pokonaliśmy odległość dzieląca nas od domu. Babci nie było już na ganku. Zatrzymaliśmy się pod drzwiami wejściowymi.
    Wejdziesz? – niepewnie zapytałam Tymona.
    A mogę? – Odpowiedział pytaniem
    Nietoperze pochowały się na czas burzy, a suszonych żab nie trzymamy na widoku. – Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
    To zaryzykuje. – Roześmiał się.
Babcia była w kuchni. Nalewała do kubków kakao, w brytfannie leżało pokrojone ciasto z poziomkami.
    Zdążyliście w ostatnim momencie. Zrobiłam wam coś gorącego. Lena, wyciągnij talerzyki na ciasto.
    Dzień dobry. – Przywitał się Tymon.
    Witaj, miło mi, że ktoś w końcu odwiedził moją wnuczkę. – Babcia spojrzała znacząco na mnie, gdy kładłam zastawę na stole.
    Oj, babciu. – Jęknęłam. Nałożyłam nam po kawałku ciepłego jeszcze ciasta. – Chodź, weźmiemy te pyszności i pójdziemy do mnie. – Wolałam wpuścić kogoś obcego do swojego królestwa, niż skazać się na podchwytliwe pytania babci.
Dawno nie czułam się tak dziwnie. Po pierwsze, przyprowadziłam poniekąd kogoś do domu, po drugie, tym kimś był chłopak. Po trzecie, wprowadzałam go do swojego królestwa. Pchnęłam łokciem białe drzwi od mojego pokoju rzucając ostatnie, kontrolne spojrzenie czy wszystko jest w nim w porządku.
    Proszę, rozgość się. – Powiedziałam.
Tymon zamiast usiąść w fotelu lub ławie zrobionej z parapetu stał po środku pokoju i rozglądał się ciekawie.
    Tytoń, siadaj, nic cię tu nie ugryzie – rzuciłam sarkastycznie zapalając równocześnie lampę stojącą w kącie i lampkę przy łóżku.
    Wiem, mit ciebie, jako wiedźmy stracił moc. – Zaśmiał się. – Ładnie tutaj.
    Dziękuję. – Uśmiechnęłam się szeroko, fajnie, że ktoś docenił mój gust. – To są meble z mojego starego pokoju, trochę je dostosowałam i przemalowałam, kiedyś były…– ugryzłam się w język. Kurcze trzy rozmowy z tym gościem, a ja straciłam czujność. Nie dość, że zaczęłam mówić o sobie, to jeszcze o moim dawnym życiu.
    Błękitne, widzę. Fajnie poprzecierałaś je tym białym. – Tymek usiadł w moim wiklinowym fotelu. Zatrzeszczał pod jego masą. Sięgnął po talerzyk z ciastem, który odstawiłam na niski, okrągły stoliczek. – Pyszne.– Docenił smak ciasta po jednym kęsie. – Usiądź, stoisz, jakbyś chciała uciec.
Miał rację, miałam lekki atak paniki. Bez słowa wzięłam swoją porcję i usiadłam wśród poduszek na parapecie. Za szybą widziałam ścianę deszczu. Milczeliśmy zgodnie zajadając i popijając kakao.
    Zagrasz coś dla mnie? – Tytoń odezwał się niespodziewanie, przerywając błogą ciszę. Spojrzałam na niego marszcząc brwi. – Nie mów mi, że nosisz Bacha na gitarę dla przyjemności. Musisz grać. Szkoła muzyczna? To dlatego tyle nadrabiałaś?
    Tak. – Potwierdziłam krótko. Skąd on się domyślił, pytałam się w duchu i dlaczego mu to wszystko mówię. Przecież nikt tu o tym nie wie! – Tymon…
    Nie bój się, nikomu nie powiem, jeśli nie chcesz – domyślił się szybko o co mi chodzi.
    Nie chcę. I wiesz, jakoś wiem, że nie wypalasz. Ale skąd wiesz?
    Domyśliłem się. – Uniosłam znacząco brwi. – Tak. Ja czasami myślę, choć dobrze się z tym kryję. Widziałem cię z gitarą na przystanku. Jak przyjechałaś. Lało tak samo, jak dzisiaj.
    Tak. A Mnichu…
    Wjechał w kałuże. Serio cię nie zauważył. On nie jest taki zły, Lena.
    Nie mów do mnie Lena! – Wyrwało mi się ostrym tonem. Zaraz dodałam usprawiedliwiająco. – Jeśli już nie Elka, to Nora. Tak do mnie mówią moi znajomi.
    A kto do ciebie mówił Lena? – Tymon popatrzył na mnie wnikliwie. – Oprócz babci?
    Tymon, jesteś upierdliwy.
    Jak wrzód na tyłku, nie chcesz, to nie mów. Ok. To co? Zagrasz mi? Jeszcze jakaś godzinę popada i jesteśmy na siebie skazani. Mnie tu jest bardzo dobrze i miło.
    Jak zagram to nie będziesz mnie dalej wypytywał?
    Nie, będę. – Tymon był rozbrajająco szczery.– Strasznie mnie intrygujesz.
    Lubisz trudne przypadki, co?
    Tak. I wiem, że nie potrafisz rzucać uroków, wiec się ciebie nie boję.
    Jesteś tego taki pewny ?
    Jestem. Obiecałaś urok, a przegraliśmy mecz. Masz u mnie dług.
    Widocznie na piłkę do kosza moje czary nie działają. No dobra, zagram. Może wtedy nie będziesz pytał.

Wstałam i zza szafy wyciągnęłam gitarę. Usiadłam na łóżku i podstroiłam ją lekko. Palce same znalazły odpowiednie struny. Zaczęłam grać.

11 komentarzy:

  1. Z cyklu "ja zaglądam, ale nie komentuję" (XD), ja jestem, a nawet przeczytałam, więc się melduję :P Może nie odniosę się jakoś specjalnie do treści, ale muszę przyznać, że po tym rozdziale nawet zaczęłam Norę lubić (z naciskiem na "nawet" i "zaczęłam" :D).
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardo mi miło :) O! I "zaczęłaś" i "nawet" - dwa komplementy w jednym zdaniu :). Doceniam, że przeczytałaś i dodałaś parę słów , bo wiem, że to nie Twoje klimaty:)

      Pozdrawiam :*

      Usuń
  2. Nareszcie:) Czekałam i czekałam, na szczęście się doczekałam:) Nora- jak zawsze mi się podoba:) Lubię ją:) A poza tym, jeśli ktoś tutaj ma być z kimś, to fajnie by było widzieć Norę i Tymona razem:)
    Czekam na więcej,
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam,

      obiecałam, że jak tylko się trochę "odgruzuję" ...i jest ! :) To bardzo przyjemnie, jak ktoś czeka na rozdział i się do tego przyznaje :)
      To już piaty rozdział, więc Nora będzie się co raz bardziej "odkrywać". Najpierw przed Tymonem, ale od razu zaznaczę, że on ma tu do odegrania całkiem inną rolę niż "bycie" z Norą :)

      Pozdrawiam :*

      Usuń
  3. Opublikujesz jeszcze coś, kiedyś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam,

      Coś...kiedyś...zapewne tak :) Na razie mam brak weny, czasu i pomysłów. Ale jest postęp, zaczynam otwierać pliki z opowiadaniami. Może słońce mnie zmobilizuje:)
      Już w jakiś sposób dałaś mi kopa, dzięki :*

      Usuń
  4. Z utęsknieniem czekam na to co będzie dalej:)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ogniem i mieczem!
    Fajne, nie powiem, podobało mi się.
    Dobra dawka abstrakcyjnego humoru i ukrytych, bezczelnych treści w różowej oprawie z postacią główną będącą nie tylko narratorem, ale także samym prowadzącym bloga! Ciekawy?
    Zajrzyj: http://pinkpoison-by-genowefa.blogspot.com/.

    OdpowiedzUsuń
  6. Już prawie rok minął odkąd dodałaś tą część opowiadania. I ciekawa jestem tylko, czy mogę się spodziewać kontynuacji, czy już raczej nie?
    M.

    OdpowiedzUsuń
  7. hej, hej, będzie tu coś jeszcze?

    OdpowiedzUsuń