poniedziałek, 24 grudnia 2012

Rozdział siódmy.



    Krzysiek, czekał w recepcji hotelu na swoich nowych współpracowników. Trzy dni temu, był w czarnej dziurze. I znowu w jego życiu pojawiła się Anita. Po raz kolejny wyciągnęła do niego dłoń. Za pierwszym razem, nie tak dosłownie, ale teraz jak najbardziej. Kiedy zobaczył ten samochód stojący w kolejce na prom, wiedział, że za jego kierownicą siedzi Vetter. Nie spodziewał się tylko Konrada w postaci bonusa. Niemniej, sytuacja pomiędzy Stecem, a dziewczyną była kuriozalna. Dupek jej po prostu nie poznał. Krzyśkowi nie mieściło się to w głowie, no, ale on znał Anitę z czasów sprzed Lucasa. Dawało mu to pewną przewagę. To fakt, ale to była...Anita. Ze swoim, zaraźliwym uśmiechem, złośliwym poczuciem humoru, nadmierną opiekuńczością wobec bliskich i potrzebą zbawiania świata. Otwarta, bezpośrednia, lojalna i seksowna. O tak, zawsze seksowna, niezależnie od towarzyszących okoliczności. Przecież Stec znał ją dłużej i lepiej, niż on. A jednak, jej nie poznał. Anita mówiła o nim prawdę, dobrze go podsumowała wiele lat temu, to facet , który patrzy tylko na pierwszą stronę, jeśli jest ładna, to bierze pozycję. Jeśli nie specjalnie, to nie zagłębia się dalej. On natomiast uwielbiał Anitę, bezwarunkowo. Od kiedy pierwszy raz ujrzał ją w bardzo romantycznych warunkach, przy zmywaku, w małej knajpce na campusie studenckim. Spojrzała na niego swoimi orzechowymi oczami zza okularów w czerwonej oprawce i go zaczarowała uśmiechem. Wiedział, że na początku był dla niej terapią zastępczą. Po Konradzie. On wyleczył ją dla Lucasa. Czuł się jak psychoterapeuta wtedy. Ale lekarz nie sypia ze swoją pacjentką. A on to robił i cholernie lubił. Wiedział, że była to przyjemność traktowana przez Anitę wyłącznie w kategoriach rozładowania energii i emocji. Jako katharsis. On nie miał by nic przeciwko dodaniu do tej czynności czegoś więcej. Zadawał sobie jednak sprawę, że ma na to znikome szanse. Lucas, Konrad, a on jak zwykle – katalizator. Ale jak to się mówi, jak się nie ma co się lubi...

– Krzysztof! – Drgnął na dźwięk kobiecego głosu. – Długo czekasz?

– Nie, chwilkę – podniósł się z fotela i spojrzał z góry na Karinę.

– Szefowa zaraz przyjdzie, poszli jeszcze do jakieś budki z rybami na zakupy.

– A, wiem do której, facet pakuje próżniowo, wygodna sprawa na podróż.

– Zaczekasz tutaj, ja zaraz wrócę, podjadę tylko po walizkę.

– Wiesz co? Pobawię się w boya hotelowego. Gdzie pani walizka? – złożył przed Kariną parodię ukłonu.

– W pokoju dwadzieścia. Ale nie licz na wysoki napiwek – roześmiała się dziewczyna.

– Jaka praca taka płaca – teatralnie westchnął Hoffman wciskając przycisk wzywający windę.

    W windzie zapadła niezręczna cisza między nimi. Karina wyglądała jakby chciała o coś zapytać Krzyśka, tylko nie wiedziała z której strony ugryźć to pytanie. Szybko przemierzyli długość korytarza i po chwili chłopak odebrał od brunetki małą walizeczkę.

– Tylko tyle? – Zapytał.

– Tak, a co? Za ciężka? – Odpowiedziała zaskoczona.

– Nie, jest taka malutka i lekka, ze aż wstyd brać za nią napiwek – zażartował, gdy z powrotem wsiedli do kabiny windy.

– To jeśli nie napiwek, to może dasz się zaprosić gdzieś w Gdańsku? – Wyrzuciła szybko z siebie Morawska.

– Z przyjemnością, tylko nie obiecuję czy tym razem, nie wiem ile zabawię w Trójmieście.

– Ano tak – Karina się zarumieniła – przepraszam, szefowa...

– Szefowa nie ma nic do mojej chęci pójścia z tobą na miasto, wierz mi. Raczej ma do mojego czasu pobytu w firmie. A, Anita jest moją przyjaciółką i tyle.

– Ok, rozumiem. – Mruknęła Morawska w odpowiedzi.

    Anita gdy tylko przeszła przez drzwi hotelu zobaczyła siedzących na kanapie Karinę z Krzysztofem. Siedzieli blisko siebie, stykając się kolanami i o czymś dyskutowali zawzięcie. Zakuło ją coś w środku. Wczoraj w nocy Hofman był jej, ale...dzisiaj jest nowy dzień, skarciła siebie samą w myślach. Czas wrócić do rzeczywistości.

– O, nasze gołąbeczki słodko gruchają – rzucił wchodzący za nią Konrad.

– Mogą – odpowiedziała swobodnym tonem.

– A ja nie?

– Nie. Pan podpisał zobowiązanie. Chyba że poza pracą i z kobietą nie zatrudnioną w Vetter – Anita odwrócili do niego głowę ze słodkim uśmiechem – To co, gotowi? – Podeszła do siedzących na kanapie. Konrad bez sprzeciwu podążył za nią.

– Tak, gotowi – odpowiedział jej Krzysiek.

– To my tylko po walizki i jedziemy.

– Ok, pomogę ci – Hofman zaczął podnosić się z kanapy.

– A ty com w boya się bawisz? – Zapytała blondynka

– Tak, trzeba łapać okazję do zarobku – puścił do niej oko.

– Nie trzeba – wtrącił się Konrad – ja pomogę.

– Chyba kiepsko płacę – westchnęła Anita. – Koniecznie chcą panowie dorobić.

Karina parsknęła śmiechem. – Krzysiek ma już wprawę, praktykę odbył wzorowo przy moje walizce.

– Nic nie zgubił? Nie pomylił pokoi? Nie przejrzał zawartości – zapytała Anita

– Nie – zapewniła Morawska.

– Panie Hoffman wygrał pan z panem Stecem dzięki dłuższej praktyce i nienagannym referencjom. Zapraszam na górę.

– Dziękuję – Krzysiek podał rękę Anicie. – Chodźmy. Winda czeka.

    Gdy w trójkę wsiedli do środka, Hoffman puścił znaczące oko do zdziwionego Konrada i zapytał Vetter – Co pani myśli o wystroju wnętrza tej kabiny? Bo mnie wydaję się przeładowana nadprogramową dekoracją.

    Anita popatrzyła na niego mocno zaskoczona pytaniem. Konrad miał ochotę zazgrzytać zębami. A czekało go jeszcze ponad trzysta kilometrów wspólnej jazdy z tym palantem.

***

    Oczywiście, musiał usiąść z przodu. Karina była miłym towarzyszem, było na czym zawiesić oko, niemniej Krzysiek siedzący obok Vetter budził w Konradzie wewnętrzny sprzeciw. Traktował Hofmana jak rywala. Było to szczeniackie z jego strony i wkurzał go ten fakt. Tak naprawdę to Krzysiek nie był dla niego żadnym rywalem bo wygrał w przedbiegach. To do niego Anita zwracała się po imieniu, to do niego uśmiechała się nie „profesjonalnym uśmiechem”, z jego dowcipów się śmiała i z nim wymieniała porozumiewawcze spojrzenia. I to Hofman spędził ostatnią noc trzymając ją w ramionach. Konrad w tym meczu zdobył zero punktów. Anita nie była dla niego, czas nad tym przejść do porządku. Na weekend umówię się z Januszem, czas poznać „zasoby” Gdańska, postanowił i postawić mu obiecaną whisky.

– Anita zjedź na pobocze – rozmyślania Steca przerwało zdecydowane polecenie Krzyśka.

– Po co? - zza kierownicy odpowiedziała blondynka.

– Zasypiasz i tyle, jesteś za bardzo zmęczona, a pogoda nie sprzyja. Śnieg pada co raz gęściej. Zjedź na stację, zamienimy się. Jak ja będę mieć dość, to najwyżej zastąpi mnie Konrad lub Karina.

    Stec był pewien, że blondynka zaprotestuje. Tymczasem ona posłusznie zjechała na stację benzynową. Wszyscy wysiedli z auta, żeby rozprostować nogi. Karina pobiegła po kawę. Anita zachwiała się lekko i Konrad instynktownie ją podtrzymał. Przyjrzał się jej uważnie, nie wyglądała dobrze. Poszarzała na twarzy, po blasku bijącym od niej rano nie pozostał żaden ślad. Oparła się o niego i zaczęła głęboko wciągać powietrze. Natychmiast znalazł się przy niej Krzysiek, delikatnie wyjął ją z ramion Konrada. Nic nie powiedział, tylko otworzył drzwi od auta i posadził Anitę na tylne siedzenie. Skuliła się w pozycji embrionalnej.

– Otwórz bagażnik i zobacz, czy nie ma tam koca – Rzucił przez ramię Hofman.

    Konrad posłusznie bez zbędnych pytań, przeszukał wnętrze bagażnika i faktycznie znalazł koc. Wyciągnął go i podał Krzyśkowi. Ten otulił Anitę.

– Usiądziesz z nią z tyłu czy poprowadzisz? – Zapytał krótko szatyn.

– Usiądę – krótko stwierdził Konrad.

– Tak myślałem – Hofman uśmiechnął się krzywo. – Ani słowa Karinie, jakby co, to się położyła. I nie zadawaj pytań, bo i tak ci nie udzielę odpowiedzi – przystopował Steca, który nabierał powietrze, żeby się odezwać.

    Wróciła Karina i z nieukrywaną przyjemnością usiadła obok Krzysztofa. Ten rzucał zaniepokojone spojrzenia w wsteczne lusterko. Konrad złapał Anitę za rękę, była lodowata, delikatnie otulił ją kocem. Była wysoką dziewczyną, a teraz wydawał mu się taka malutka. W duszy nurtowało go pytanie, czy to osłabienie ma związek z tabletkami które widział w jej walizce, czy też Hofman jest taki doskonały w łóżku. Szczerze liczył na to pierwsze.



***

    Anita przedrzemała prawie całą drogę. Czułą się fatalnie. Do tego była wściekła sama na siebie. Po co jadła tyle w cukierni, a dzień wcześniej pozwoliła sobie na alkohol. Gdyby w tym stanie widział ją tylko Krzysztof, to pół biedy, ale musiał widzieć to też Konrad. Najgorsze było to,że zdawała sobie sprawę, iż musi wziąć tabletkę, po której nie może prowadzić auta. Do tego czuła się na tyle kiepsko, że pozostanie w biurze i czekanie, aż Krzysiek załatwi wszystkie formalności nie wchodziło w grę. Westchnęła cicho i powoli zaczęła podnosić się do pozycji siedzącej. Poczuła jak czyjaś ręka delikatnie oplata ją w pasie i podtrzymuje.
– Lepiej? – doszedł do niej cichy głos Konrada.
– Tak, dziękuję – usiadła wyprostowana – Gdzie już jesteśmy? – zapytała głośno.
– Na moje oko, na obrzeżach miasta – odpowiedział jej zza kierownicy Krzysiek. – Anita jedziesz do firmy?
– Wiesz co, chyba nie. Podrzuć mnie do mieszkania...
– Ja też jadę do domu, a to to samo osiedle – wtrącił Konrad i z satysfakcją zarejestrował zmarszczenie czoła widoczne w lusterku na czole Hofmana.
– Krzyś, podrzucisz mnie i pana Steca na osiedle, a z Kariną pojedziesz do firmy, pokieruje cię. W razie czego, tym zielonym przyciskiem, włączasz nawigację, programujesz głosem. – Zadecydowała blondynka.
– Dasz sobie radę sama? – Upewnił się Hofman.
– Dam, już wszystko ok – ucięła dyskusję.

    Gdy zajechali na osiedle Anita energicznie wysiadła z auta. Krzysztof wyciągnął z bagażnika jej kurtkę i narzucił na ramiona. Obok postawił walizkę, blondynka wyciągnęła rękę w stronę jej rączki.

– Nie szarżuj – rzucił cicho chłopak. – Konrad ją zaniesie. Ja pojadę do Jowity, a potem odstawię ci tu auto. Mam wejść na górę?

Anita spiorunowała go wzrokiem ale nie zaprotestowała.

– Wróć i wejdź – rzuciła równie cicho.

– Konrad, zaniesiesz bagaż? – Zapytał Krzysiek, Steca, który podchodził do nich.

– Tak, jasne. – Brunet chwycił obie walizki.

    Vetter ruszyła przodem. W małej windzie doskonale czuła zapach bijący od Konrada. Zmysły podrażnione zmęczeniem wyostrzyły się. Miała wrażenie, że tonie w obecności zielonookiego. A on, jak na złość wpatrywał się w nią intensywnie, ze swoją pionową zmarszczką na czole. Miała ochotę unieść dłoń i ją rozetrzeć, tak jak to robiła kiedyś. Zakręciło się jej w głowie i zrobiło niedobrze. Usłyszała dźwięk oznajmiający, że są na właściwym piętrze.

    Konrad uważnie obserwował twarz blondynki, oddychała płytko i była nadal bardzo blada. Zachwiała się, a on ją instynktownie podtrzymał, znowu się o niego opierała. Tym razem nie było Krzyśka, który by mu ją odebrał. Dojechali na ostatnie piętro.

– Gdzie pani ma klucze? Lub proszę podać kod do zamka. – Zapytał nie wypuszczając ją z ramion.

    Podała klucze z kieszeni kurtki. Opanowała się już i mogłaby się od niego odsunąć. Jednak nie potrafiła się do tego zmusić. Pozwoliła sobie na luksus pozostania w jego ramionach. On też nie spieszył się, żeby ją puścić. Delikatnie, ale jednak zdecydowanie, podtrzymując w talii, poprowadził ją korytarzem na którym było tylko dwoje drzwi na wprost siebie.

– Które?

– Te na lewo.

    Odstawił walizki i nie zwalniając ramienia owiniętego w jej pasie otworzył drzwi. Ręką namacał włącznik światła i go przełączył. Rozbłysło światło. Konrada zamurowało. Pomimo tego, że troszkę poznał już Anitę, wygląd jej mieszkania go zaskoczył. Utrzymany było w tonacji biało – czarnej. Ostre krawędzie białych mebli odznaczały się na czarnej lustrzanej posadzce. Przed sobą miał widok na salon, i jadalnię połączoną z otwartą kuchnią i szklane schody na górę. Kuchnia sprawiła na nim największe wrażenie. Była lodowa biała, a dokładniej drzwiczki szafek musiały być podświetlane od środka bo bił z nich biało - błękitny, lodowy blask. Całość uzupełniały chromowe i czarne dodatki. Oczywiście , wszystko ze sobą współgrało, niemniej było tu...zimno. Pałac lodowej księżniczki, przemknęło mu przez myśl. Zreflektował się szybko.

– Pomogę pani usiąść, sofa będzie dobra.

– Dziękuje – odpowiedziała, niechętnie wysuwając się z podpory jego ramienia. Dosyć sentymentów nakazała sobie. – Był pan bardzo uczynny.

– Nie jestem takim draniem, za jakiego mnie ma pani i inni. Ja naprawdę jestem miłym facetem – rzucił cicho nachylając się nad nią i wpatrując się intensywnie w orzechowe tęczówki.

Na końcu języka miała słowo „wiem”, ale nie powiedziała nic, nie miała siły tłumaczyć się teraz, skąd ma tą pewność.

– Po prostu dziękuje, a teraz...

– Tak, rozumiem, mam wyjść. Ok. Zamknie pani?

– Proszę zatrzasnąć zamkną się same. Do zobaczenia jutro – dodała z uśmiechem. – I...panie Konradzie, dziękuje za spacer i lody.

– Do usług – odwiedzał i zamknął za sobą drzwi.

    Anita z ciężkim westchnieniem podniosła się, otworzyła walizkę i wyciągnęła odpowiednią fiolkę lekarstw. Na sucho połknęła tabletkę. Wiedział, że musi szybko znaleźć się w łóżku, bo ten lek ją wzmacniał, ale i usypiał. Wyciągnęła telefon i wystukała wiadomość do Krzyśka.

„wzięłam leki, działają nasennie. Wszystko już ok. Nie musisz się spieszyć. Poznaj Starówkę. Kod do wejścia to data ślubu. Do drzwi od mieszkania moja data urodzin . Obie znasz:)”

    Konrad oparł się o ścianę w korytarzu. Anita go przyciągała i odtrącał jednocześnie. Była zagadką, a on był prostym facetem. Czas zadzwonić do Janusza i wyjść na miasto. Dosyć celibatu. I nie będę patrzył, czy Krzysiek odstawia samochód pod klatkę, nie zniżę się do tego – obiecał sobie solennie. Odkleił się od ściany i ruszył do siebie.

***

Krzysztof odebrał smsa od Anity, gdy zaparkował już w garażu firmy.

– To od szefowej? – Zapytała Karina.

– Tak. Już się lepiej czuje.

– Widzę, że jesteście sobie bliscy. – Morawska rzuciła słowa jakby mimochodem.

– Tak, ale nie w tym sensie. Przyjaźnimy się po prostu, od kilu dobrych lat. Znałem jej męża, znam doskonale Jowitę. Stara gwardia, jak to się mówi – podrapał się po zaroście. Wiedział, że mija się z prawdą. Anita to była...Anita, nie dało się w jego przypadku określić jej jednoznacznie. Ale to były sprawy o których, ani Vetter, ani tym bardziej Karina nie powinna wiedzieć. Postanowił posłuchać zaleceń blondynki, choć ciągnęło go, żeby chociaż popatrzeć jak śpi. Zwalczył w sobie to pragnienie, co za dużo to niezdrowo, podsumował. A głośno zapytał:

– Karina, pokażesz mi miasto?

Zaskoczona spojrzała na niego, by za sekundę uśmiechnąć się szeroko.

– Oczywiście, dzisiaj miasto jest nasze. Ile ci tu zajmie?

– Nie mam pojęcia. Jowita mnie tak łatwo nie wypuści. Ale będę się starał.

– Wiesz, ja mieszkam parę kroków od biura, a na starówkę też stąd jest rzut beretem. Proponuję tak: ja sobie teraz podjadę do domu, a Ty jak skończysz zadzwoń do mnie, to się spotkamy przed budynkiem. Auto tu zostawisz, będzie bezpieczniej i łatwiej z parkingiem. I albo po nie wrócisz albo nie...

– Wrócę, Anita by mnie zabiła, także dzisiaj wieczór na trzeźwo. Poza tym nocuję u niej – podniósł ręce w obronnym geście.

– Jak chcesz – widać było, że Karina liczyła już po cichu na coś zgoła innego. – To ja czekam na telefon. A teraz wjedź tą windą na ósme piętro. Dalej trafisz.

    Faktycznie, Karina miała rację, pomyślał Krzysiek, gdy wysiadł z windy i powitał go wielki napis Vetter Visies. Otworzył przeszklone drzwi i znalazł się w czymś jakby recepcji – kancelarii. Za kontuarem siedziała dziewczyna zawzięcie stukając coś na klawiaturze i przeklinając przy tym pod nosem. Miała włosy w kolorze tęczy i fantazyjnie owinięty szal wokół szyi spod którego wysuwał ogon z wysuniętym żądłem skorpion z tatuażu. Krzysztof od razu poczuł, że znajdzie z nią wspólny język. Odchrząknął cicho.

– Tak? – Dziewczyna podniosłą na niego wzrok.

– Krzysztof Hoffman – przedstawił się krótko. – Ja do Jowity...

– Tak, tak, trzy razy już dzwoniła czy jesteś – dziewczyna od razu przeszła do bezpośredniego zwrotu. – Julia jestem – podała mu rękę przez kontuar.

– Krzysztof, świetny tatuaż.

– Tak? Dzięki – uśmiechnął się szeroko. – Słuchaj może ty wiesz, jak wciskam „z” to wyskakuje mi...

– „y”?

– Tak.

– Control z shiftem równocześnie.

– O! Zadziałało. Dzięki. Jowita czeka, idź prosto korytarzem, tabliczka z napisem kadry jest duża – wyszczerzyła do niego zęby.

– Dzięki.

Po chwili zapukał w szklane drzwi. Jowita podniosła wzrok znad papierów.

– No ładnie, ładnie, żebym się musiała prosić o przyjazd pracownika – zaczęła zrzędliwym tonem – ale po głowie dostaniesz jako przyjaciel, czemu się nie odzywałeś, czemu nie dałeś znać, że w Hamburgu masz takie problemy, gdyby nie to Świnoujście...

– Też cię kocham Jowitko – Krzysiek bez ceregieli zamknął Zuber w niedźwiedzim uścisku – księżniczka ci już wszystko wygadała?

– Krzysiu schyl tu się do mnie – poprosiła Jowita przymilnie.

Hofman nachylił się do niej i zarobił mocne plaśniecie w czoło.

– Ałł! Za co to? – Odskoczył od brunetki.

– Na opamiętanie, za całokształt i żeby ci więcej takie bzdury, jak nie proszenie o pomoc, do głowy nie przychodziły – odpowiedziała rzeczowo i wróciła za biurko. – A teraz siadaj i podpisuj po kolei. – Wskazała mu fotel na przeciwko siebie.

Krzysztof posłusznie usiadł i machinalnie zaczął podpisywać podsuwane mu przez kobietę kartki.

– Mógłbyś chociaż przeczytać co podpisujesz – mruknęła.

– Przecież mnie nie oszukasz...

– Tak jak ten twój Pascal? Albo jak Lucas, który zabrał ci Anitę?

– Jowita...

– Krzysiu, ja cię znam. Ty jesteś zbyt łatwowierny. W końcu, to ja jej załatwiłam tą pracę, w tej samej knajpie.

– A potem byłaś świadkiem na jej ślubie z Lucasem.

– Lucas, Lucas – westchnęła brunetka. – Ten gość miał w sobie to coś. Okręcił sobie Anitę wokół małego palca. Nie przejmował się insynuacjami, plotkami, on wiedział , tak jak my, jaka ona jest naprawdę. Poza opakowaniem,że tak to ujmę.

– Tak wiedział. A ja byłem głupi...

– Ale teraz masz szansę, Lucasa nie ma i choć brzmi to, jakbym tańczyła teraz na jego grobie, to... masz szansę.

– Mam, nie mam, nie wiem – Krzysiek odłożył długopis – może i było by inaczej , gdyby nie Konrad.

– Konrad? Stec? A co on ma do tego? – Zapytała zdziwiona.

– Jak to co? Nie skojarzyłaś? Nie powiedziała ci? – Odpowiedział nie mniej zdziwiony. – Przecież to, TEN Konrad, przez którego...

– Zabije ją – krótko skwitowała Jowita zrywając się z krzesła. - Żmija. To dlatego miała obiekcje przy zatrudnianiu. A ja głupia sądziłam,że ze względu na to co zrobił w Bombaju, swoją drogą niezłe z niego ziółko. A jak zwróciłam uwagę, że oboje studiowali w Krakowie to wzruszyła ramionami i stwierdziła, iż nawet ze sobą ie rozmawiali. Zabije ją normalnie...

– Jowitko. Nie zabijesz. Wiesz jaka Anita jest skryta i racjonalna równocześnie. Widocznie miała swoje powody.

– A ty jej jak zwykle bronisz , Don Kichot pieprzony!

– Taki już mój los – roześmiał się. – Ale prywatnie, powiedz, co on nawywijał w tym Bombaju?

– W sumie, sprawa jest głośna w środowisku. Podobnież bawił się w casanovę w tamtejszym biurze. Tu jedna, tam druga. Wiesz, a tam obyczajowość inna. W końcu to Indie. Ale, że zdolny to szef przymykał oko i go bronił. Do czasu. Wpadła mu w oko córka szefa, przyjeżdżała czasami, a studiowała za granicą. Wpadła mu tak skutecznie,że ją zgwałcił, gdy mu odmówiła i pobił. Dodatkowo dziewczyna jest w ciąży. A tam to ogromna hańba dla rodziny. Ojciec przed zemstą reszty rodu, wywiózł ją do Europy. A Stec twierdzi, że nic nie pamięta i że dziecko nie jest jego. Sam też zwiał do Polski, na wszelki wypadek. Teraz sytuacja jet patowa i wszyscy czekają, aż urodzi się dziecko, żeby zrobić badania DNA. Środowisko wydało na niego wyrok, tylko nie nasza Anita, jej altruizm mnie zdziwił, teraz już wiem dlaczego.

– Skurwysyn! – Krótko wyrzucił z siebie Krzysiek.

– I tak i nie. Czeka na wyniki badań, wiesz nie wszystko jest takie proste – podsumowała Jowita.

– I tak jest dla mnie skreślony.

– Chyba nie tylko dlatego – Zuber uważniej spojrzała Hoffmanowi w oczy, aż ten odwrócił wzrok – Ok, nie wnikam. A teraz : witaj na pokładzie – wyciągnęła do niego rękę.

***

    Obudziła się nagle, zlana potem. Rozejrzała się nieprzytomnie, jakby nie wiedząc, gdzie się znajduje. Pod powiekami nadal miała resztę snu, który prześladował ją regularnie od śmierci Luca. To ona go znalazła w gabinecie. W Rotterdamie. Trzymał w rękach jej zdjęcie z dnia ślubu. Pamiętała jak prosiła fotografa, że nie chce mieć zdjęć na, których jest sama, bo to przynosi pecha. Lucas ją wtedy obdarzył pobłażliwym uśmiechem i poprosił, żeby zrobiła je dla niego, bo on ją ochroni przed całym złem świata. Nie byli typowym małżeństwem pod wieloma względami, ale obojgu odpowiadało to co sobie nawzajem oferowali. Darzyli się szacunkiem, zaufaniem i miłością, która być może przez innych nie byłaby nią nazwana, gdyby znali całą prawdę o ich życiu. Ale im to co mieli, w zupełności wystarczało.     Tworzyli zgrany team w pracy, w wielu sprawach Lucas pozostał jej mentorem. Ona była jego tarczą przed światem, gdy ktoś go krzywdził broniła go jak lwica. Tęskniła za nim, ból z czasem zmalał, tęsknota nie. Anita wstała z łóżka, gardło miała suche jak pieprz. Sięgnęła po szlafrok i zauważyła koc rozłożony na kołdrze. Zostawiła go przecież na skrzyni. Krzysztof, uśmiechnęła się. Gdy zeszła do salonu, Hofman spał na kanapie. Dżentelmen, sam nie wchodzi do łóżka, pomyślała. Uklękła przy nim i przyglądała mu się w zimnym świetle latarni przesączającym się przez nie zaciągnięte do końca żaluzje.

– Stało się coś? Źle się czujesz? – Chłopak nagle otworzył oczy i się odezwał.

Anita podskoczyła, myślała, że śpi twardo.

– Wystraszyłeś mnie! – Trąciła go w ramię.

– A ty mnie. Wszystko ok?

– Tak, zeszłam tylko po szklankę wody. Czemu nie przyszedłeś na górę?

– Nie będę ci się pakował do łóżka bez pytania. Mam swoje zasady. – Odpowiedział oburzony

Anita śmiejąc się podniosła się z kolan i przeszła do kuchni.

– Co cię tak rozbawiło? – Krzysiek podreptał za nią.

– Ty, mój ostatni dżentelmenie. Chcesz wody? Gdańsk w towarzystwie Kariny przypadł ci do gustu?

Krzysiek spojrzał na wyświetlacz z zegarkiem umieszczony na piekarniku. Była piąta rano.

– Kawy, za dwie godziny muszę być na dworcu. A Gdańsk, fajny jest, nie powiem.

– A Karina? – Drążyła dalej blondynka, nastawiając ekspres.

– Zazdrosna? – Hofman podszedł do nie z tyłu i objął ją w pasie wtulając nos w jej włosy.

– W życiu – prychnęła, ale nie wyrwała się z uścisku. – Krzysiu, będziesz zaglądać częściej?

– Jestem na twoje rozkazy księżniczko, zawsze – odpowiedział. – Uważaj na Steca, już raz złamał ci serce i duszę – poprosił cicho.

– Wtedy byłam Anitą Wolską, teraz jestem Anitą Vetter. A to duża różnica. Zrobię śniadanie – wyswobodziła się z jego dłoni.

Krzysiek rozlała kawę do kubków i postawił je na wysokim blacie, a sam usiadł na barowym krześle.

– Anitko, to ty robiłaś to wnętrze?

– O co ty mnie posądzasz? – Odwróciła się oburzona od lodówki.

– Tak myślałem, jest takie, zimne i katalogowe. Nie twój styl kompletnie. Dlaczego nie zmienisz tutaj niczego?

– To mieszkanie kupił Lucas, już urządzone przez firmę, jako inwestycje, tymczasową naszą bazę, bo planowaliśmy się przenieść do Polski, a przynajmniej mieć tu drugi dom. I ten apartament miał być na początek. Niedługo potem Luc zmarł, a ja je wynajęłam. Po części też stąd wziął się mój pomysł otworzenia pracowni, która nie tylko projektuje sam budynek, ale również wykańcza w pełni jego wnętrze. Z rożnych powodów najemca musiał opuścić ten lokal, a ja po prostu tu bywam w tygodniu, gdy pracuje w Gdańsku. W sumie prawie nic nie zmieniałam, sypiam tutaj. Większość czasu spędzam w biurze.

– A to przepraszam, gdzie bywasz, jak tu nie bywasz? – Zapytał zaskoczony Krzysiek.

– Gdy tylko będzie okazja, to ci pokażę, czuj się zaproszony. Mam dom w Sopocie. Niedaleko plaży, z okien widzę morze. Mam psy i koty. Duży ogród...

– I dzięki Bogu! – Przerwał jej chłopak. – Bo już myślałem, że jednak podmienili cię kosmici.

– Idiota – skwitowała Anita, podając gorącą jajecznicę.

    O siódmej pomachała Krzyśkowi odjeżdżającemu do Świnoujścia. Niespełna trzy dni w jego towarzystwie poprawiły jej nastrój o niebotyczna dawkę endorfiny. Obiecała sobie, że będzie się z nim częściej kontaktować. Z szerokim uśmiechem przeszła przez halę dworca, wsiadła do samochodu i pojechała do pracy.

W tą Wigilijna Noc, pełną magii i cudów życzę wszystkim radości w sercu, uśmiechu na twarzy, spokoju w duszy i magii w życiu, która będzie trwała dłużej niż ten jeden dzień w roku. Wesołych Świat! Mój skromny prezent to ten rozdział, miłego czytania.

2 komentarze:

  1. Oj, jeśli chodzi o relacje pomiędzy Anitą i Konradem, to nic nie wyjaśniasz, jedynie wciąż trzymasz w niepewności. Nie wiem, co planujesz, ale ma mam wielką nadzieję, że zanim Anita przyzna się, dlaczego ukrywa prawdę, to Konrad sam się domyśli, że to jest jego Anita. Życzę mu tego, ot tak... chyba z okazji świąt xD Chyba że to wyjdzie na jaw zupełnie spontanicznie, w końcu wiedzą już o tym trzy osoby, czyli powoli tajemnica się rozchodzi ;>
    Natomiast jeśli chodzi o relacje Anity z Krzyśkiem, to dla niej to chyba typowe friends with benefits, ale czy dla niego też, to już nie byłbym tego taka pewna ;> Niby spacer z Kariną, a jednak w głowie nadal siedzi mu Vetter. W sumie sama już nie wiem... współczuć tym facetom, że tak zachwycają się nad lodową księżniczką czy czekać, aż sami się sparzą?
    Ach, ale za to wychodzą na jaw inne tajemnice ;> Znaczy sprawa Konrada wyszła na jaw i zupełnie nie wiem, jak się do tego ustosunkować: założyć, że po prostu jest dupkiem i to zrobił czy z nadzieją wierzyć, że to jednak nieprawda ;> Co byś robiła na moim miejscu? xD Chociaż nadal intryguje mnie choroba Anity i to nagle złe samopoczucie.
    Wybacz mi te moje kompulsywne komentarze, ale nie potrafię inaczej się wysłowić na Twoim blogu xD Chciałam już skomentować wcześniej i złożyć Ci życzenia na święta, ale gorączka jednak nie sprzyja blogowaniu xD Także: wesołego ostatniego dnia świąt :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja myślałam, że wszystko powoli wyjaśniam XD. I tak, on się domyśli...w końcu:) Krzysiek się...zadomowił, tak bym to powiedziała, miał być na moment, a został na dłużej. Sparzy się od lodu, a może się tylko ogrzeje?
      Czyli jak obstawiasz? Konrad to dupek, czy jednak nie? Jestem bardzo ciekawa co obstawiasz. (Ja chyba jeszcze sama do końca tego nie wiem. Obiecuję,że powoli postaram się wyjaśnić wszystkie tajemnice:)
      Dzięki za życzenia:) Zdrowiej.

      Usuń