wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział siedemnasty.


        Była już prawie dwudziesta, kiedy Konrad zamknął ekran laptopa. Postanowił jeszcze przejrzeć rysunki, które do południa przyniósł mu Rafał. Naniósł ostatnie poprawki w schemacie instalacji elektrycznej. Zastanawiali się, jak najlepiej wykorzystać baterie słoneczne i ile ich zamontować. W końcu doszli do porozumienia i ostatni z projektów był w pełni gotowy. Dokumentacja projektowa Świnoujścia była kompletna. Wyrobili się w czasie, co go bardzo cieszyło. Pierwsze, duże zlecenie w VS wykonane. Przynajmniej na zawodowym polu odniósł sukces. Sięgnął po telefon leżący na biurku. Nikt nie dzwonił. Powoli zbliżał się termin porodu Amalii i Stec zaczynał się denerwować. Był niemal pewien, że nie jego dziecko urodzi. Jednak słowo „niemal”, budziło jego obawy. Anita też nie dzwoniła. W sumie dał jej wystarczająco jasno do zrozumienia, że ich wzajemna relacja musi wrócić w bardziej neutralne rejony. Może, gdyby nie zobaczył jej z narzeczonym, dalej by miał jakieś głupie plany. Jednak nagłe pojawienie się Vettera uświadomiło mu, że Ani już nie istnieje, jest Anita. Anita Vetter. I choćby bardzo by się chciał okłamywać, to ten fakt pozostaje niezaprzeczalny. Owszem, kumplują się nadal, ale takiej przyjaźni, jak kilka lat temu, już między nimi nie będzie. Muszę kupić auto, pomyślał. Czas się odciąć.
Nagle czyjaś głowa pojawiła się w drzwiach.
Konrad, długo jeszcze posiedzisz? – Małgosia weszła do pokoju i oparła się o stół kreślarski naprzeciwko biurka.
A czemu pytasz? – Konrad odchylił się na krześle i przeciągnął. Splótł ręce na karku i uważnie spojrzał na dziewczynę.
Może byśmy gdzieś wyskoczyli...albo...pojechali do ciebie. – Rzuciła, niby od niechcenia.
Stec roześmiał się cicho pod nosem. Parę miesięcy wcześniej przystałby na taką propozycję natychmiast. Teraz, nie miał ochoty na szybki numerek, szczególnie z Małgosią. Postanowił jej to wprost wyjaśnić.
Słuchaj, nie odbierz tego, jakoś osobiście, ale nie mam ochoty nigdzie wychodzić,ani zapraszać cię do siebie...
Spoko – przerwała mu. – Możemy jechać do mnie, tylko uprzedzę współlokatorkę, aby zmyła się na dzisiejszą nockę. – Sięgnęła po komórkę do kieszeni spodni.
Nie dzwoń nigdzie – powstrzymał ją brunet.
To co? Zostaniemy w biurze, skoro nie chcesz nigdzie się ruszać. Jesteśmy sami. Wszyscy już dawno poszli. Zamówimy coś tutaj. Szefowa ma wygodną sofkę, albo jeszcze lepiej, miękki dywan...
Dziewczyno! Ty nie łapiesz co do ciebie mówię? – Wstał z krzesła i przeszedł na drugi koniec pokoju. – Chciałem delikatnie, ale widocznie nie dotarło. Nigdzie z tobą nie wyjdę, nic z tobą nie zjem, ani tutaj, ani na mieście. Pracujemy razem i tylko tyle nas łączy.
Ale wtedy, na firmowej...
Byłem wstawiony, jak rzadko. Nic nie pamiętam. Nawet tego, że z tobą w ogóle rozmawiałem. Wiem, mało sympatyczne, ale taka jest prawda.
Mówiłeś, że ci się podobam! Że jestem wyjątkowa, inna niż wszystkie. Zapewniałeś mnie o szczególnej więzi. Porozumieniu dusz – Małgosia miała łzy w oczach.
I uwierzyłaś? – Rzucił kpiąco. – Dobre teksty na podryw, lubicie takie wstawki. Łatwiej się was do łóżka zaciąga, kiedy człowiek udaje romantycznego idiotę. Zapewne tyle od ciebie chciałem. Seksu dla rozładowania napięcia. Zadowolona?
To nie prawda!
Jezu! Mam ci to dać na piśmie? Próbowałem być delikatny, ale nie pozwalasz mi na to. Chcesz czegoś ode mnie? Możesz dostać szybki numerek. Nie będę dbał, czy jest ci dobrze, nie będę pieprzył o astralnej wspólnocie ciał. Po prostu cię przelecę, a jutro będę się zachowywał, jak gdyby nigdy nic się nie stało. – Podszedł do niej blokując rękami po bokach. Spojrzała na niego wystraszona. Nachylił się nad nią i mocno pocałował w usta. Zaczęła się wyrywać, przycisnął ją całym ciałem do deski, blokując tym razem nogami. Dłonie położył na biuście. – Tak ci się podoba? – Oderwał usta i wysyczał do ucha dziewczyny. – Bo tyle ode mnie dostaniesz. – Puścił ją i odsunął się. Uciekła z płaczem.
Jesteś z siebie dumny? – Z drugiego pokoju, połączonego drzwiami z biurem Konrada wynurzyła się Karina.
Nie. – Nawet nie zapytał, co tu robiła o tej porze.
Zachowujesz się jak ostatni skurwiel, bo tak lubisz, czy masz powód?
Spadaj Karina – westchnął. Miał wystarczającą świadomość tego, jak się zachował wobec Małgosi, nikt nie musiał mu serwować umoralniających gadek. – Hofman pewnie czeka na dole.
Nie czeka. Został w Świnoujściu. A my pójdziemy na piwo, albo wódkę. Masz problem do obgadania.
Może to nie jest taki zły pomysł. Sprawdzę tylko co u Małgośki.
Nie. – Powstrzymała go. – Zostaw ją. Powiedziałeś, że jej nie chcesz. Tyle wystarczy. Nie mieszaj jej w głowie. Bierz kurtkę i spadamy.
Posłuchał bez komentarza.

***

        Anita spojrzała w ciemne prostokąty okien Konrada. Czyżby nadal siedział w pracy, pomyślała. Pewnie, nie, odpowiedziała sobie natychmiast. Zapewne gdzieś wyskoczył. Mieszka w Gdańsku prawie trzy miesiące. Ma znajomych, jakieś życie poza VV i jej osobą. Zadzwonił telefon. Odwróciła się od okien i poszła poszukać telefonu. Znalazła go na komodzie koło zdjęcia Lucasa. Dzwoniła Hania.
Dobry wieczór córciu – odezwała się pierwsza.
Hej, jak tam pogoda w Sopocie?
Taka sama jak w Gdańsku zapewne, sypie i wieje. Anitko, przeziębiona jesteś?
Nie, mam tylko lekką chrypkę i tyle. Stało się coś?
Nic ważnego. Mam dwie sprawy. Pierwsza, dostałaś jakiś list w pięknej kopercie. Nie otworzyłam. Druga, dzwonili z kliniki. Wzywają Darka na badania kontrolne...
Już? Poczekaj znajdę swój notes, miałam gdzieś tam zapisany termin, nie wiem, czy dam radę lecieć. Na pewno zarezerwuje wam bilety – Anita szybko przekartkowała swój notatnik. – Zgadza się Haniu. Ten czas tak szybko leci. Pierwszego lutego macie być w Rotterdamie. Załatwię opiekuna, hotel. Nie martw się niczym.
Jesteś niesamowita.
Jestem całkiem zwyczajna – zaśmiała się do słuchawki. – A ten list, masz go pod ręką?
Mam.
Otwórz i przeczytaj. Zobaczymy, o co chodzi.
Ok. Już otwieram. – Słychać było, jak Hania rozrywa papier koperty. – Anitko, tu jest napisane, że jakiś projekt wygrał pierwsze miejsce. I zapraszają cię na wręczenie nagród, połączone z balem biznesu Trójmiasta. Zaproszenie jest dla dwóch osób.
Ech, może uda się mi wykręcić.
Anita, ty nigdzie nie chodzisz! Przecież ktoś cię wyróżnił, nagrodził, nie wolno tego nie uszanować!
Haniu, czy ty mnie przywołujesz do porządku? – Anita zaczęła się śmiać.
Tak. Masz iść na ten bal.
Dobrze, pójdę. Kiedy jest? I gdzie?
Siódmego lutego. W Grand Hotelu.
Podaj mi tylko namiary na potwierdzenie przybycia zadzwonię do organizatorów. Sięgnęła po długopis i zapisała podane dane na wolnej stronie. Na koniec życzyły sobie spokojnej nocy. Anita odłożyła telefon na komodę i spojrzała na zdjęcie męża. Mam iść z Konradem, czy z Matthiasem, zapytała się go w myślach. W następnej sekundzie rozdzwoniła się ponownie jej komórka. Spojrzała na wyświetlacz. Matt. Dzięki Lucas, rozwiązałeś sprawę, parsknęła w myślach. Odebrała połączenie.

        Pół godziny później, okna Konrada nadal pozostały ciemne, a ona siedziała przeglądając portale poświęcone modzie. Z rozrzewnieniem wspomniała, swoją stylistkę Karen. To ona w pierwszym okresie „bycia panią Vetter”, a nawet odrobinę wcześniej tłumaczyła jej co i jak powinna nosić. Niestety, Karen była nieosiągalna od dłuższego czasu, wyjechała ze swoim mężem do Australii, chronić przed wyginięciem koalę. Anita nauczyła się od niej wiele. Jednak teraz stał przed nią wybór kilku wyjściowych kreacji. Mężczyźni mają łatwiej, pomyślała.
        Matthias obiecał przyjechać prosto z Indii na bal w Sopocie. Doceniła ten gest. Nie musiał, dla niego był to nic nie znaczący, prowincjonalny, raut. Jednak nie ma nic za darmo. W zmian, wymógł na niej obietnice przyjazdu do Rotterdamu i osobistego dopilnowania przygotowań do zaręczyn, ślubu i zadecydowaniu o wyborze domu. Obiecała mu,że przyjedzie w drugiej połowie lutego, zaraz po podpisaniu kontraktu na Grecję, a jeśli udałoby się sfinalizować umowę wcześniej, to pojedzie z nim po balu. Powróciła kwestia sukni ślubnej, żeby nie zagłębiać dalej tego tematu, powiedział, że znalazła coś w Londynie. Musi tylko jechać na przymiarkę. Matt zdradził jej, że w najbliższy czasie ma się spodziewać małego upominku od niego. Ona natomiast zmusiła go, do ustalenia zapisów intercyzy, gdy razem będą w Holandii. Tym sposobem szukała nie tylko sukienki na wręczenie nagród i zaręczyny. Musiała zdecydować się na wybór sukni ślubnej.
         Pod tym względem Anita była całkowicie nietypową przedstawicielką swojej płci. Lucas przez kilka miesięcy namawiał ją na „ślub z prawdziwego zdarzenia”, jak sam mówił. Pytała się go, czy to, że złożą oświadczenie przed tym samym urzędnikiem w ratuszu, będzie mniej ważne, niż przy dodatkowym tłumie gości? Przecież chodzi o to samo, bycie razem na dobre i na złe. Kiedy ją przekonał, zaczęła się batalia o sukienkę. Anita wybrała sobie, prostą, beżową garsonkę. Według matki Lucasa było to nie do przyjęcia. Nie trafiały do niej argumenty, że przyszła synowa nie ma zamiaru wydawać astronomicznej kwoty na jednorazowe wyjście w kreacji. Stanęło na tym, iż sukienkę wybrała Karen. Miała oko, Anita wyglądał w niej bardzo dobrze. Teraz drugi raz musiał dokonać zakupu sama. Najchętniej założyłaby tą samą, ale wiedziała, że niestety, taki scenariusz nie wchodzi w grę.
         Popatrzyła na zegarek, była prawie dwudziesta druga, a ona nic nie znalazła. Z trzaskiem zamknęła monitor laptopa. Postanowiła zastosować się do życiowej maksymy Scarlett O'Harra „Pomyślę o tym jutro” i poszła nalać wody do wanny. Czuła drapanie w gardle i było jej zimno. Odkręciła kurek z ciepła wodą, nasypała soli o zapachu zielonej herbaty i nie czekając, aż woda się napełni zrzuciła ubranie. Piętnaście minut później, zanurzona w aromatycznej kąpieli nie słyszała dzwoniącej komórki w salonie.

***

        Konrad się upił. Po raz pierwszy, od bardzo dawna, miał problemy z równowagą, a język nie chciał go słuchać. Pomimo tego stanu, był przekonany o słuszności podjętej decyzji. Mianowicie postanowił zadzwonić do Anity i wszystko jej wygarnąć. Pod pojęciem „wszystkiego” uzbierało się według Steca bardzo wiele kwestii: czemu go zostawiła w Krakowie, dlaczego nie zadzwoniła, czemu udawała – to były te mniej ważne pytania. Naprawdę ważne zostawił sobie w swoim planie na koniec rozmowy. Plan ułożył razem z Kariną. Co prawda nie poparła jego natychmiastowego pomysłu dzwonienia do Anity, ale on się zaparł, więc zrezygnowała z przekonywania. Miała zdecydowanie mniej kieliszków czystej w krwiobiegu niż on.
        Podczas dzisiejszej eskapady do knajpy o wdzięcznej nazwie „Oczobłysk” Karina dowiedziała się o swoim koledze bardzo wielu rzeczy. Chyba stała się jego katalizatorem, psychoterapeutą i pocieszycielem w jednym. Powiedział o Amalii i w sumie nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć. Jego historia wydawała się taka... nieprawdopodobna. Jednak wierzyła mu. Powiedział, że ma nadzieję, iż tym razem zdołał swoje klejnoty chwały utrzymać za zaporą rozporka i dziecko nie będzie jego pociechą. Zapytała o o jego układ z Anitą. Nie przyznała się, że co nieco, udało się jej wcześniej wyciągnąć od Krzyśka. Była ciekawa interpretacji zdarzeń ze strony Konrada. Nie rozumiała swojej szefowej. To znaczy rozumiała i popierała jej działania na zawodowym gruncie. Vetter miała łeb do interesów i doskonale znała się na swoim zawodzie. To rzadkie połączenie cech u szefów. Karina doceniała to, że nie musi każdej pierdoły tłumaczyć nadętemu bęcwałowi. Nie było potrzeby wyjaśnia Anicie,iż w tym miejscu jest potrzebne dziesięć krzaków berberysa – ona to wiedziała i już. Jednak prywatne życie pani prezes, to była inna bajka. Tak, jakby po zamknięciu biura, z twardej i trzeźwo myślącej kobiety, zamieniała się w niepewną siebie samej i swojej wartości nastolatkę. Dość dziwne połączenie cech. Intrygowało ją to.
Konrad wraz z wlewaną w siebie ilością ognistej wody, opowiedział skąd, ile i jak dobrze zna Anitę. Niektóre fakty zaskoczyły Morawską. To, że tańczyli razem tyle lat. Zdjęcie Anity, które chłopak nosił w portfelu (nie pytała dlaczego je tam ma) na którym wyglądała kompletnie inaczej niż teraz. Jednak przede wszystkim zaskoczył ją sposób w jaki Stec opowiadał o Vetter. Z błyskiem w oku, miękką, czułą barwą głosu, jakąś tęsknotą.           
        Kobieca intuicja krzyczała w głowie, że Konrad jest absolutnie i na śmierć zakochany w swojej szefowej. Nie zdziwiły więc ją, jego „ważne pytania” zapisane w drugiej części planu. Zdawała sobie sprawę, że ich zadanie, będzie katastrofą. Dla niego bo się ujawni, a sam nie zdaje sobie sprawy z tego, jak głęboko Anita w nim siedzi. Dla Vetter, bo albo będzie musiała go zwolnić, albo odesłać do stu diabłów obecnego narzeczonego, jeśli czuje to samo co Stec. Próbowała przekonać bruneta, by wstrzymał się przynajmniej do jutra z realizacją swojego pomysłu. Potakiwał jej głową, gdy mu to mówiła. A potem wyciągnął telefon i wybrał numer blondynki. Po chwili odezwał się do słuchawki:
Ani, to ja, ale chyba widzisz kto dzwoni. Słuchaj no aniele, cholera...jak ja dawno tak do ciebie nie mówiłem, mogę znowu? Mam nadal skrzydło. Ty też je masz. Widziałem. Znowu możemy razem furgotać, tfu, furgo...fruwać, chciałem powiedzieć. Po co dzwonię? Mam kilka niecierpiących zwłoki pytań, nie to, że zwłoki, jako trup, wiesz. Po prostu mam pytania do ciebie ok? Ok. To słuchaj aniele, niby mi mówiłaś o wielu sprawach. Konwertowaliśmy o różnych rzeczach...Moment co ja powiedziałem, konwerto...ups, znowu język mnie nie słucha. Konserwowaliśmy o wielu ważnych sprawach, ale ja nie wszystko łapię. Wybacz. Taki idiota nieogarnięty ze mnie. Czemu mnie zostawiłaś? Ty mnie w ogóle ciągle zostawiasz, wiesz? Pierwszy raz mnie samego na kursie ruskiego zostawiłaś, przeniosłaś się na hiszpański. Choć potem mi się przydał rosyjski, więc w sumie dobrze wyszło. Ale mnie zostawiłaś na tej imprezie u Gośki, a potem miałaś focha, że z Irminą wróciłem. Czemu? Ja wiem,,że to w liceum było, ale chciałbym wiedzieć. Mam tu listę. Listę pytań do ciebie. I pierwsze jest właśnie czemu mnie zostawiłaś. Drugie dlaczego wyjechałaś. Trzecie dlaczego się nie odezwałaś z tych pierdolonych Niemiec?! Czekałem na ciebie wiesz? Czekałem na ciebie dwa pieprzone lata. A ty nic. Głupiego smsa nie przysłałaś. I wyszłaś za mąż, czemu? Dlaczego Vetter, przecież ja ...Anita! Ja do ciebie przyjadę, ta konserwacja nie ma sensu. Czekaj na mnie. Zaraz będę!
Stecu, gdzie ty się wybierasz? – Morawska nie wytrzymała i złapała go za ramię, gdy chciał zsunąć się z krzesła.
Do Anitki – próbował wstać.
Nie, kochany, do żadnej Anitki. Jedziesz do domku, do łóżeczka, mam nadzieję, że masz aspirynę na rano w szafce, albo dobrą wymówkę dla Jowity.
Ale ja chcę do domku. Do Anity – upierał się Konrad próbując złapać ostrość widzenia i wypośrodkować rozjeżdżającą się mu w oczach Karinę.
O kurwa! – Morawska skojarzyła nagle o czym on mówi. Przecież Krzysiek wspominał, że Vetter mieszka ze Stecem blok w blok, na tym samym osiedlu. Odwozili ich tam wtedy, po Świnoujściu. Podjęła szybka decyzję. Bogowie wybaczą, a Konrad jest zbyt pijany w razie czego. – Konrad, chodź pojedziemy do mnie, mam w domu wspaniałą whisky. Mówiłeś, że lubisz.
Ale ja do Anity – prawie wybełkotał.
Tak, wiem. Ale szklaneczka na rozchodniaczka nie zaszkodzi u mnie. Prawda? – Kusiła.
Nie zaszkodzi – gorliwie przytaknął.

***

        Ostatni słoiczek wiśni, był schowany na najwyższej półce, w szafce z prawie nigdy nie używanym serwisem kawowym. Anita stęknęła schodząc ostrożnie z blatu. Co ją podkusiło, żeby tak wysoko go schować. I w takim miejscu, naszukała się smakołyku, dobre dwadzieścia minut. Czuła, że jakaś choroba puka do jej drzwi. Postanowiła ją zwalczyć sprawdzonymi sposobami. Kąpiel już sobie zafundowała, teraz słoiczek wiśni, lepsze byłyby maliny, ale niestety cały ich zapas spokojnie stał w sopockiej spiżarni. Zobaczyła, że światełko z boku komórki mruga, sygnalizując nieodebraną wiadomość lub połączenie. Zignorowała to. Dzisiaj tylko witamina C i łóżko. Nie nastawi budzika. Wstanie jak się obudzi. Bycie szefem samego siebie miało swoje zalety.
        Jednak, gdy ułożyła się wygodnie na poduszkach, załączyła jakaś komedię i wzięła do ust pierwszą łyżeczkę konfitur, jej myśli zajął Konrad. Znowu. Przypomniała sobie ich śniadania, wspólne wyjazdy z pracy i powroty z niej. I pocałunek. Minęło tyle czasu, a jej nadal brakowało tchu, gdy go sobie przypominała. To będzie jedyne, co jej pozostanie do wspominania za jakiś czas. Nie zamierzała zdradzać Mata. Tak postanowiła. Poza tym Konrad nie zasługiwał na skradzione chwile. Jakkolwiek bardzo by ich pragnęła.

***

Karina zapakowała Konrada do łóżka swojej nieobecnej siostry.
Ja jej już nie chce. – Stec z trudem wymawiał każde słowo.
Wiem, wiem. Ale nie zawsze chcieć to móc – odpowiedziała Morawska, nakrywając go kocem. Litościwie postawiła na podłodze butelkę z mineralną.
Od teraz już jej nie czuje – oznajmił z pijacką pewnością siebie zamykając oczy.
Ech, Konrad – Karina zmierzwiła delikatnie jego włosy – nic z tego. Za bardzo w ciebie wrosła. Kochasz ją idioto od bardzo dawna. To tak nie działa, że powiesz „już nie” i wciśniesz off – spojrzała na chłopaka, ale ten już odpłynął.
        Cicho przymknęła drzwi. Rano miała pociąg do Świnoujścia. Marzyła tylko o tym, aby przytulić się do pleców Hofmana. W kuchni nakreśliła kilka słów na kartce, naszykowała szklankę i dwie aspiryny oraz paracetamol. Tyle mogła zrobić dla ciała Steca. Dla duszy – już nic. Anita za kilka miesięcy powie „tak” innemu. I współpracując z nią na co dzień, Karina doskonale wiedziała, że jest bardzo słowna i obowiązkowa. Nie rzuca słów na wiatr, nie łamie obietnic. Przeczuwała, iż w miłości zachowuje się podobnie. Krzysztof puścił nieco pary z ust, gdy Vetter powiedziała mu o ślubie. A ona była obok i słuchała. Stec by na przegranej pozycji. Chyba, że zdarzy się cud.

        Obudził go budzik ustawiony w jego telefonie. Była ósma rano. Pomacał po podłodze i wyłączył wyjące cholerstwo. Dotarło do niego, że na pewno nie jest w swoim mieszkaniu. Nie miał błękitnych ścian. I lampek nad łóżkiem. Bolała go głowa, a gardło paliło. Rozejrzał się ostrożnie i dojrzał butelkę z woda. Kilka łyków pozwoliło mu się unieść do pozycji półleżącej. Był sam w pokoju. To chyba dobrze, pomyślał. Miał na sobie koszulkę i bokserki. Zapisał po stronie plusów dodatkową pozycję. Spróbował się skupić na ostatnim wspomnieniu. Anita. Nie, niemożliwe, w życiu by tak infantylnie nie urządziła pokoju. Karina. Pił z Morawską. Telefon do Anity. O kurwa! Chyba tego nie zrobił. Sięgnął po komórkę i sprawdził rejestr połączeń. Dwudziesta druga trzydzieści dziewięć. Dzwonił do Vetter. Nie pamiętał, czy odebrała. Nie pamiętał co mówił. Chciało mu się sikać. Wstał ostrożnie i poszedł szukać toalety.
        Znalazł łazienkę i kuchnię. Był w mieszkaniu sam. Na blacie znalazł kartkę. „Kacyk? :) skorzystaj z przygotowanego zestawu. Klucz wrzuć do skrzynki na listy. Mieszkanie numer 12. I nie, nie spaliśmy ze sobą :P. Buziaki Karina.” Odetchnął z ulgą. Teraz trzeba było wrócić do domu. Numer mieszkania już znał, ale w której części Gdańska się znajdował, nie miał zielonego pojęcia. Wyjrzał przez okno i niedaleko, u wylotu ulicy ujrzał ratusz. Starówka. Trzeba zadzwonić po taksówkę. Anicie stawi czoła, jak doprowadzi się do stanu używalności, postanowił.

***

        Było po dziesiątej rano,gdy Anita rozbudziła się na dobre. Nawet w sypialni słyszała dzwoniąca komórkę. Ktoś był bardzo uparty. Chciała wstać energicznie z łóżka, ale powstrzymał ją ból mięśni. Jakby ktoś nakłuwał je małymi igiełkami. Próbowała pokręcić głową. Bolało. Czuła, że ma temperaturę. Zmusiła się do wstania, narzuciła szlafrok i zeszła do salonu. Odebrała dzwoniący telefon.
Halo – wychrypiała, zaskoczona brzmieniem swojego głosu. Próbowała odchrząknąć, ból rozlał się po krtani.
Anita? – Po drugiej stronie usłyszała Jowitę.
No, to ja. Co się dzieje? To ty tak wydzwaniasz?
Chora jesteś?
Chyba tak. Myślę,że to jakieś grypsko. Może dzisiaj poleżę w łóżku.
Przykro mi kochana, ale nici z tego. Dzwonili Niemcy. Przyjęli nasze warunki umowy i chcą dzisiaj popołudniu podpisać umowę. Nie wprowadzili żadnych zmian do naszej propozycji. Proponują spotkanie o piętnastej. Musisz przyjechać i to jak najszybciej.
A Konrad?
Nie ma go z tobą? – Jowita zaśmiała się znacząco do słuchawki.
A czemu miałby być? Nie rób sobie głupich żartów.
Pomyślmy. Primo nie ma go w pracy, tak samo jak i ciebie. Secundo, oboje wyszliście wczoraj późno. Tertio, nie odbiera telefonu tak samo jak i ty...
Masz za bujną wyobraźnię, jak na prawnika. Nie ja jestem tą szczęściarą.
Żałujesz? – Zuber zapytała podstępnie.
Spadaj. Za godzinę będę w biurze.
        Przejrzała nieodebrane połączenia. Jowita, Rafał, Hania, prawnik, Konrad. Wczoraj wieczorem. Był też jakiś sms. Otworzyła ikonkę koperty ”Na twojej poczcie głosowej czeka wiadomość”.Nacisnęła odsłuchaj. Na początku słychać było trzaski, jakąś muzykę i gwar głosów. Po chwili odezwał się Stec:”Ani, to ja, ale chyba widzisz kto dzwoni. Słuchaj no aniele, cholera...jak ja dawno tak do ciebie nie mówiłem, mogę znowu? Mam nadal skrzydło. Ty też je masz. Widziałem. Znowu możemy razem furgotać, tfu, furgo...fruwać , chciałem powiedzieć. Po co dzwonię? Mam kilka niecierpiących zwłoki pytań, nie to, że zwłoki, jako trup, wiesz. Po prostu mam pytania do ciebie ok? Ok. To słuchaj aniele, niby mi mówiłaś o wielu sprawach. Konwertowaliśmy o różnych rzeczach...Moment, co ja powiedziałem, konwerto...ups, znowu język mnie nie słucha. Konserwowaliśmy o wielu ważnych sprawach, ale ja nie wszystko łapię. Wybacz. Taki idiota nieogarnięty ze mnie. Czemu mnie...” Usłyszała sygnał. Czas na nagranie się skończył. Szlag by to trafił. Co „czemu mnie”? O co mu chodziło? Czemu mnie... pocałowałaś? Czemu mnie... nie chcesz? Czemu mnie... nie kochasz, bo ja ciebie tak? Uspokój się, nakazała sobie zdecydowanie. To przez gorączkę masz takie głupie myśli. Dzwonił z knajpy i nie był trzeźwy, tyle wiedziała. Ten telefon nic nie znaczy. Zupełnie nic. Aniele – to też nie jest istotne, stare dzieje. Przejęzyczył się i tyle. „Możemy razem fruwać”, piękny pusty frazes. Tak, zdecydowała, zwykłe, pijackie pieprzenie. Tej wersji będę się trzymać, bo inaczej zwariuje. Praca, tylko to się liczy. Trzeba wskoczyć w skórę profesjonalnej pani prezes. Zaczynała mieć tego dość. Konserwowaliśmy, roześmiała się na głos. Ciekawe, ile wypił.

***

        Gdy przyjechała do biura, mecenas już na nią czekał. Przejrzeli wspólnie, jeszcze raz, umowę. Konrad pojawił się koło dwunastej. Wyglądał, jak z krzyża zdjęty. Towarzyszyła mu butelka wody mineralnej. Anita podczas omawiania szczegółów zlecenia, litościwie wrzuciła, do jego, szklanki musujący magnez i kazała wypić. Sama funkcjonowała tylko dzięki jakiemuś paskudztwu na przeziębienie i tabletkom do ssania. Zjadła już ponad dzienną zalecaną dawkę. Trudno, ważne, że się trzymała i potrafiła mówić. Skończyli debatować tuż po drugiej. Miała jeszcze na tyle czasu, aby zadzwonić do Sopotu i powiedzieć, że przyjedzie już dzisiaj, a nie za dwa dni. Czuła grypę w kościach. Wolała chorować w domu. Konrad nie ruszał się z sofy, gdy wszyscy wyszli. Zignorowała go i wybrała numer Hani. Stec dalej siedział. Skończyła rozmowę i popatrzyła na niego unosząc brew. Kusiło ją, aby zapytać o wczorajszy telefon. Co miał na myśli i co było w części dalszej, tej, która się nie nagrała. Powstrzymała się, nie czas na taką rozmowę, zaraz muszą jechać do kancelarii. Jednak chłopak miał inne plany. Raz kozie śmierć, pomyślał i odezwał się pierwszy:
Anita....dzwoniłem wczoraj do ciebie... – zaczął powoli
Tak. – A jednak, pomyślała. Jednak będziemy rozmawiać. – Ale nie odebrałam.
To dobrze. Pewnie nagadałbym, jakiś bzdur. Skułem się wczoraj.
Wiem. Słyszałam i widzę efekty dzisiaj – roześmiała się ironicznie.
Jak to słyszałaś? – Konrad spojrzał na nią z lekką paniką w oczach.
Nagrałeś się na pocztę głosową – usiadała naprzeciwko niego. Czuła się co raz gorzej. Najchętniej położyłaby się na sofie, a głowę oparła o jego kolano.
Serio?
No. To było bardzo ciekawe nagranie – rzuciła z lekkim uśmiechem.
Jeśli cię obraziłem, albo powiedziałem coś głupiego, to przepraszam. Zagalopowałem się wczoraj wieczorem. Potraktuj ten telefon, jako majaki pijanego idioty. Ok? – Jego zielone oczy wpatrywały się w nią intensywnie. Gdy dotarł do swojego mieszkania, znalazł w kurtce „listę pytań”. Zmroziła go. Jeśli zadał którekolwiek z nich Anicie przez telefon, choćby jedno z nich...Jeśli z nią rozmawiał i tego nie pamięta. A ona odpowiedziała i to odpowiedziała szczerze, na jego korzyść. Wzywał w myślach boskie moce, żeby zesłały mu olśnienie lub amnezję. Może być i jedno i drugie. W zależności, o co zapytał i co ona odpowiedziała. Z jej spojrzenia, twarzy nie mógł nic wyczytać. Przybrała profesjonalną maskę, której nie znosił. Wtedy stawała się obca, nie jego.
Nie wiem, czy to było głupie – odezwała się cicho, jakby długo myślała nad doborem słów. – Na pewno mnie nie obraziłeś. Zaskoczyłeś. Tak, zaskoczyłeś będzie lepszym słowem. Zaproponowałeś mi czy …
Anita – odezwał się ochrypłym głosem. – O co cię zapytałem? – Spiął się w środku. Wszystkie pytania na liście były istotne, ale niektóre, bardzo ważne.
Właściwie, to nie tylko mnie o coś pytałeś, ale miałeś dla mnie propozycję – zmieniła ton głosu na lekki. Jakby podjęła decyzję. Powaga chwili pękła, jak bańka mydlana. – Zaproponowałeś mi, abyśmy razem pofurgotali.
Słucham?
To, co słyszysz – roześmiała się – pofurgotali i na dokładkę pokonserwowali. Kony, nie wiem ile wypiłeś, ale pamiętając twoje możliwości, musiało to być, morze alkoholu. Mam nadzieję, że swojego kompana od kieliszka nie zabiłeś ilością. Szkoda człowieka.
Serio?! Faktycznie, nie żałowałem sobie, czasami przychodzi taki moment, że trzeba i już. – Uśmiechnął się szeroko, maskując rozczarowanie.
Pewnie miałeś jeszcze wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia, ale niestety czas na na nagranie się skończył. – Tekst o aniele, zostawiła dla siebie, to nie było zabawne, budziło wspomnienia, zbyt wiele wspomnień. Lepiej obrócić wszystko w żart. Tak jest bezpiecznie zadecydowała. Zadzwonił telefon na biurku. Wstała, aby odebrać. – Kurier? Do mnie? No dobrze mam jeszcze minutkę, niech przyjdzie tutaj.
Pójdę już. – Stec podniósł się z kanapy.
W tym momencie w drzwiach gabinetu stanął doręczyciel z bukietem konwalii. Pod koniec stycznia, pomyślał bezsensownie Konrad.
Pani Vetter? – Zapytał dla pewności.
Tak. – Anita podpisała podsunięty kwitek. – Dziękuję. – Zanurzyła twarz w kwiatach i zaciągnęła się zapachem z wyraźnym zachwytem. Odłożyła bukiet na biurko.
        Przeczytała dołączony bilecik „Dziś jest rocznica naszej pierwszej, wypitej wspólnie, porannej kawy. Tęsknie za takim porankami jak cholera. M”.Roześmiała się cicho. Pamiętała tą kawę, jej smak, wpatrzone w nią oczy Matthiasa. Wtedy to było coś przez duże „C”. Zaskoczył ją, jak zwykle, pamięcią do takich drobnych szczegółów. Tylko raz powiedział mu, że lubi konwalie. Postarał się, może ona też powinna się zacząć trochę starać? W kopercie, oprócz bileciku, był o coś jeszcze. Mały, metalowy, prostokąt. Platynowa karta kredytowa na jej nazwisko. Dotrzymał słowa, obiecany „drobny” prezent.
        Konrad obserwował z boku reakcję Anity. Ucieszyła się z kwiatów. Sprawiły jej przyjemność. Notka wywoła szeroki uśmiech i lekki rumieniec. Zastanowił się, kiedy on ostatni raz dał jej kwiaty, bez jakiegoś ważnego powodu. Nigdy. 0:1 dla Vettera. A może wygrał już cały mecz? Ciągle miał jakąś głupią nadzieję, jak dzisiaj, podczas rozmowy, a tylko się ośmieszył. Anita jest poza zasięgiem. Nie ta liga. W ręku Anity błysnęło coś jeszcze. Nie dostrzegł co z tej odległości.
Pójdę już. – Powtórzył.
Konrad, mógłbyś ze mną jechać na podpisanie? – Zapytała go niespodziewanie.
Naprawdę jestem potrzebny? – Pomyślał, że chciałby chwile od niej odpocząć. Uwolnić oczy od tego uśmiechu nie dla niego.
Tak. Jakby mieli techniczne pytania. Przyznam, że nie czuje się najlepiej. Najchętniej zapakowałabym się do łóżka. Zresztą zaraz po podpisaniu jadę prosto do Sopotu. Nie będzie mnie do przyszłego piątku. Dokumentacja Świnoujścia jest gotowa do oddania. Odpocznę kilka dni.
Ok. Skoro sobie życzysz – odpowiedział wzruszając ramionami. Przed oczami szalała mu obraz Anity zapakowanej do łóżka. Przez niego. Z nim obok. On też musi odpocząć. Od niej.
 
***

         Podpisanie umowy przebiegło bezproblemowo. Anita odwiozła Konrada do domu i pojechała do Sopotu. Pod koniec podróży, dziękowała konstruktorom auta, że prowadzi się prawie samo. Jej koncentracja była na prawie zerowym poziomie. Głowę rozsadzała gorączka, a ból i drapanie w gardle były nie do zniesienia.
        Hania zajęła się nią troskliwie. Narzekała tylko, iż w weekend wyjeżdżają i zostanie sama. Dziewczyna zapewniała, że sobie poradzi. W ciągu czterech następnych dni rozmawiała tylko z Jowitą i Matthiasem. Ten ostatni znowu zaczął ją zaskakiwać, pokazując tylko swoją romantyczną stronę. Lubiła to jego oblicze. Za tydzień miał przyjechać na bal. W niedzielę, po kolejnej, długiej, wieczornej rozmowie stwierdziła zaskoczona, że nie może się doczekać tego spotkania. Tęskniła. Naprawdę tęskniła za Mattem. To dobry omen, pomyślała. Postanowiła, że będzie w sobie pielęgnować te drobiny uczucia, które pojawiły się w jej sercu ponownie. Mają ze sobą spędzić resztę życia. Taką podjęli decyzję. Będzie dobrze. Wybrała suknię ślubną. To kolejny dobry znak, pomyślała sobie. Uda nam się. Pomimo tego, co mnie w nim nie odpowiada, braku szaleńczego stanu zakochania, uda nam się. Konrad, to zamknięty rozdział. Wspólny tatuaż. Jeden pocałunek. Mglista deklaracja. Pociąg fizyczny. Stare rany. Tylko tyle. Zostanie przyjaźń i współpraca zawodowa. Wystarczy. Z poczuciem odzyskanej kontroli nad własnym sercem, myślami i przyszłością, spokojnie zasnęła.

        Następny tydzień minął Anicie bardzo szybko, choć spokojnie. Czuła się, jak na urlopie. Miała pełną lodówkę i zamrażarkę z przygotowanymi daniami. Nadrabiała namiętnie zaległości czytelnicze. Nie odbierała telefonów z nieznanych numerów. Odpuściła dzwonienie do firmy, co jej się do tej pory nie zdarzyło. Delektowała się świętym spokojem. Codziennie rozmawiała z Hanią. Dzięki Bogu, z Darkiem wszystko było w najlepszym porządku. Zadzwoniła do rodziców, a właściwie do ojca i poinformowała go o planowanych zaręczynach i ślubie. Zapytał jej tylko, czy jest pewna uczucia nowego wybranka. Roześmiała się głośno na przejaw jego romantyzmu, ale powiedziała, że tak. Na szczęście o jej uczucia tata nie zapytał. Miała czyste sumienie.
W czwartek odebrała od kuriera zamówioną sukienkę. Po raz pierwszy skorzystała z podarowanej karty. Była konsekwentna i skoro zdecydowała się na suknię ślubną z domu mody Chanel, na sobotni bal zamówiła również kreację z tego salonu. Znała ich rozmiarówkę, nie musiała obawiać się pomyłki. Zaręczynowa biżuteria dopełni całości. Matthias będzie zadowolony. Odbierze go jutro o jedenastej z Warszawy i wrócą do Sopotu. Potwierdziła sobotnią wizytę w salonie fryzjerskim. Wszystko było dopięte na ostatni guzik.
        Leżała wyciągnięta na kanapie w salonie z książką w ręce, gdy za uchem rozdzwonił się telefon. Dzwonił Matt. Uśmiechnęła się nie wymuszenie.
Cześć przystojniaku, dzwonisz, aby mi powiedzieć, że już pędzisz na lotnisko? To pędź szybko. Jutro rano czekam na ciebie na lotnisku. Stęskniłam się za tobą, naprawdę.
Anita...
Matt? – Blondynka usiadła. – Stało się coś?
Nie przyjadę – Vetter wypuścił powietrze przez zaciśnięte szczęki. – Przepraszam, naprawdę przepraszam. Ale mam ważniejszą sprawę na głowie.
Ważniejsza sprawę? – Anicie skoczyło ciśnienie.
Tak. Niespodziewanie zostałem zaproszony na kolację do gubernatora. Wiesz, że to nie jest tylko towarzyska wizyta. Szczególnie teraz, po tej fali strajków. Nie mogę odmówić. Mam priorytety. Sama prowadzisz firmę i wiem jaka jest dla ciebie ważna. Dużo już dla niej poświęciłaś. Mam nadzieję,że rozumiesz?
Ależ oczywiście Matt, business is business, udanej kolacji. Odpowiedziała siląc się na chłodny ton.
Mądra dziewczynka. Muszę kończyć. Do usłyszenia. Widzimy się w Rotterdamie. Podpisałaś już umowę z tego co wiem.
Tak. Do zobaczenia w Holandii. - Rozłączyła rozmowę. Wszystko zostało powiedziane. Business is business. Ulubiony zwrot Matthiasa.

        W piątek, do południa, Anita rozpakowała sukienkę i powiesiła ją na wieszaku w holu. Wcześniej rozmawiała z Jowitą. Sama nie wiedziała, czemu jeszcze nie zadzwoniła do organizatorów imprezy i nie odwołała swojego uczestnictwa. Była zła i rozżalona na Vettera. Wiedziała, że była to zupełnie infantylna reakcja w końcu był z nią szczery. Od początku mówił o układzie biznesowym. W tym duchu pisana była intercyza. Jak kontrakt. Korzyści i obowiązki. Obu stron umowy. Potrząsnęła głową, dziwiąc się swoim wcześniejszym myślom. Matt szybko sprowadził ją na ziemię. Nie ufaj mu, mówił rozum. Jednak czasami serce zrywało się ze smyczy. Jak kiedyś. Zastawiała się czemu nie potrafi wyplenić z siebie tej dawki romantyzmu, którą w genach przekazał jej ojciec. Akurat pragmatyzm matki, byłby teraz bardziej wskazany, pomyślała rozbawiona. Szkoda sukienki, chyba, że wykorzysta ją na zaręczyny. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Spojrzała na zegar w kuchni. Czas dać jeść pupilom. Podkręciła radio i zaczęła nakładać porcje do misek. Gdy skończyła, zaprosiła całe towarzystwo do oranżerii. Psy i koty konsumowały, a ona piła kawę. Nagle Luna i Amok wypadli przez klapkę zamontowaną w drzwiach ze wściekłym ujadaniem. Anita zdziwiona podążyła za nimi.
Przed furtką, wśród gęsto wirujących płatków śniegów stał...Konrad. Psy ujadały jak szalone.
Spokój! Siad!Krzyknęła na nie dziewczyna. Posłusznie umilkły – Co ty tu robisz? zapytała Steca.
Marznę! Od dłuższej chwili. Chyba dzwonek nie działa Dopiero, jak zacząłem walić kluczami o furtkę, to bestie przyleciały i cię ściągnęły. Wpuścisz mnie? Czy będziemy gadać przez bramę?
Sorki. Wchodź! Anita rozkodowała wejście. Widząc wahanie chłopaka i jego niepewne spojrzenie rzucane na psy, dodała.Nie bój się, nie ruszą.Wszedł do środka. Dopóki im nie karzę – roześmiała się.
Ruszyła w stronę drzwi wejściowych, Konrad za nią, pochód zamykała Luna z Amokiem.
Ściągaj kurtkę. Herbaty, czy kawy?Zapytała, gdy znaleźli się w holu.
Nie, dzięki. Anita ja tylko na moment. O szesnastej jestem umówiony na oddanie projektu. Przeglądaliśmy rano całość i okazało się, że w kilku miejscach brakuje twojej parafki. Podpisz i wracam.
Ok. Ale jednak wejdź. Nie będę tego robić na kolanie. Chodź do kuchni.Zaprosiła go dalej. I pomimo protestów nalała kawy z dzbanka.Trafiłeś tu bez trudu?
Tak. Jowita mi wytłumaczyła. – Odpowiedział znad kubka. Rozglądał się ciekawie po pomieszczeniu. Wyjrzał przez okno na zasypany ogród.Co tam jest?Wskazał w kierunku szklanej tafli.
Oranżeria – znad papierów odpowiedziała mu Anita.Chcesz obejrzeć? Chwilę mi tu zejdzie. Nie ma podpisu na tym, co przerobiliście ostatnio.
Mogę?
Jasne. Tylko weź dwa ciastka z tego szklanego słoika. Jakbyś spotkał Lunę i Amoka, tym je przekupisz – powiedziała bardzo poważnym tonem. Widząc jego zmarszczone brwi roześmiała się głośno. – Jaja sobie z ciebie robię, ale ciastka weź, są strasznymi łasuchami.
Widzę, że już wyzdrowiałaś, bo humor ci się wyostrzył. – Pokazał jej język, ale wyciągnął ze słoika dwa smakołyki.
         Wrócił do holu, kusiło go pójście schodami do góry, ale się powstrzymał. Obejrzał salon. Zajrzał do gabinetu zawalonego papierami, projektami i regałami z książkami. Zaśmiał się sam do siebie. W rozgardiaszu panującym w tym pomieszczeniu odnajdywał Ani, zawsze miała bajzel na biurku. Na ścianie, po lewej stronie biurka zobaczył swoją starą grafikę. Dwa samotne drzewa na wzgórzu, splecione ze sobą gałęziami, tragane wiatrem. Zdziwił się,że nadal to ma. Zawrócił i przez salon utrzymany w jasnych, ciepłych beżach z kontrastowymi dodatkami, przeszedł do oranżerii. W drzwiach przywitały go dwa pyski. Szybko wyciągnął ciastka i sprawiedliwie je rozdzieliły. Nie wiedział, który pies jak ma na imię, ale obydwa nadstawiły pyski do podrapania. Przekupił je, tak, jak powiedziała Anita. Rozsiadł się w fotelu, a zwierzaki nadstawiły karki do głaskania. Nie wiadomo skąd na jego kolana wskoczył kot i zaanektował je. Pięknie, pomyślał, ale jestem uziemiony. Rozglądał się uważnie dookoła. Ależ ten dom był inny od gdańskiego mieszkania Vetter. Tutaj, ją odnajdywał, w kolorach, dodatkach, bibelotach. Chyba nie zdawała sobie sprawy, jak wiele ten wystrój o niej mówił, dla kogoś kto ją znał.
Teraz się ich tak łatwo nie pozbędziesz. – Anita stanęła w drzwiach z papierami w objęciach.Podpisałam wszystko.
Dzięki – zestawił delikatnie kota na ziemię, fuknął na niego obrażony. Psy plątały się pod nogami. Który jest który? Zapytał.
Bez oka to Luna, drugi to Amok. A na kolanach gościłeś Lolka. Jest też Bolek, ale gdzieś się zaszył. To już wszystkie.
Super. Fajne towarzystwo. Odebrał od niej teczkę.Pojadę już.
Przeszli do holu. Konrad zatrzymał się przy wiszącej sukience. Dotknął miękkiego materiału. Prześlizgnął mu się między palcami.
Na jutrzejszy bal?Zapytał.
Tak. Ale raczej nie pójdę. – Oparła się o balustradę schodów.
Narzeczony cię wystawił.Bardziej stwierdził, niż zgadywał.
Skąd wiesz? – Milczał wymownie. Anita westchnęła – Jowita i jej długi język - odpowiedziała sama sobie.
Wyrwało się jej. Powiedzmy – błysnął uśmiechem.
Jowita i wyrwało, nie idą w parze. Tej kobiecie nic się nie wyrywa. Zawsze ma przemyślaną strategię. Co uknuła tym razem?
Uknuła? Konrad usiłował udawać zaskoczonego. Ale zdradziły go wesołe ogniki w oczach.Raczej powiedziała, że to dość prestiżowe wydarzenie. Biuro dostanie nagrodę za projekt i głupio by było nie przyjść. Głupio też będzie, jeśli pani prezes przyszłaby sama – Anita prychnęła. Zignorował ją i ciągnął dalej.Zapytała. czy mam smoking. Przypadkiem mam i bardzo ładnie będzie się komponował z tą sukienką. A i mam wolny jutrzejszy wieczór. Sprawdziłem w kalendarzyku – zawiesił znacząco głos.
Dobra – Anita uniosła ręce w geście poddania.Pójdziesz ze mną?

Jowita by mnie zabiła, gdybym powiedział nie. Będę po ciebie o szóstej. - Cmoknął blondynkę w policzek i wyszedł.

3 komentarze:

  1. Kurcze, ależ się zawiodłam, kiedy przeczytałam, że Anita tęskniła za Mattem. Tak sobie czytam, jak to oni stawiają na zdrowy rozsądek, że będzie lepiej, jeśli przestaną myśleć o fruwaniu na skrzydłach, które wytatuowali w przeszłości, a sama nie wiem, co myśleć. Poddaje się, cokolwiek teraz się stanie, będzie dla mnie zaskoczeniem. Ale to dobrze, bo czasami człowiek coś przeczuwa, później czyta, że tak jest i nie ma takiej frajdy, bo nie opada mu szczęka ze zdziwienia :D Także czekam niecierpliwie na kolejny rozdział ;)
    Dzisiaj krótko, bo kompletnie nie wiem, co jeszcze napisać ;) Może tylko to, że ak zawsze bardzo przyjemni mi się czytało :) Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama mam mieszane uczucia co do tego rozdziału...Jednak, jak twarda by kobieta nie była, jak racjonalnie by nie myślała zawsze na samym dnie duszy będzie tkwił, choćby okruszek, romantyzmu. I myśl o ty,że można zmienić mężczyznę, którego się wybrało lub na którego jest się w pewnym sensie skazanym. Nawet wtedy, kiedy marzenia i pragnienia własne idą w odstawkę. Tak. Chyba o tym miał być ten rozdział, a wyszło jak zwykle.

      Usuń
  2. Kochana Onee-san
    Dziękuję za tak wspaniały prezent po powrocie z wakacji. Szczerze? Stęskniłam się za Twoim pisaniem, pochłanianiem rozdziałów jednym tchem i przejmującymi zwrotami akcji, które dostarczają mi takich emocji, że czasem sama sobie ze sobą nie radzę XD.
    Rozdział był bardzo długi, jednak jak zwykle ciekawy. Podobało mi się jak przedstawiłaś Anitę i uczucia nią targające. To, że nadal się gubi i jest jakby niepewna swoich uczuć. A przynajmniej ja tak to odebrałam.
    Nie powiem, że się nie ucieszyłam, kiedy Matt powiedział, że z nią nie pójdzie, bo to byłoby kłamstwem ^_^. I nie powiem, że nie mam nadziei, że coś się na tym balu zdarzy.
    Czekam na kolejny rozdział, zresztą jak zwykle z niecierpliwością.
    Twoja Unbe

    OdpowiedzUsuń