2.
Walnięta Elka
Gdy
do moich uszu dotarły pierwsze takty Arii na strunie G
domyśliłam się od razu, kto dzwoni. Mój numer telefonu znało
kilka osób. Mama, babcia, wychowawczyni Pawińska, mój pracodawca
Staszyński i prawdziwy szef, czyli pan Jarek Mniszek. Może dla
kogoś było to dziwne, że mój numer posiadały tylko cztery osoby.
Dla mnie osobiście, były to, aż cztery. Nie zamierzałam tej listy
powiększać w najbliższym czasie. Zgadłam, dzwonił pan Jarek.
Miałam nadzieję, że z wiadomością o pracy. Potrzebowałam kasy.
– Dzień
dobry panie Jarku. – Zaczęłam miło.
–
Cześć, Nora. Słuchaj,
dzwonię do ciebie z wielką prośbą – zawiesił głos na chwilę.
– Jaką
wielką? – zaśmiałam się – Przecież wiem, co pan chce mi
powiedzieć. Mam przyjść jutro do stadniny, trzeba zrobić zeznania
dla skarbówki, jak co miesiąc. – Oświadczyłam pewnym tonem.
– Tak,
to też – odpowiedział, jakby moje słowa go zaskoczyły. Dziwne,
Jarosława Mniszka nic nie zaskakuje, ale słuchałam dalej. –
Noro, wiesz, że mój syn miał wypadek w czwartek?
– Wiem.
– Teraz ja byłam totalnie zaskoczona. Co ma Maciek do piernika!
–
Chodzicie razem do klasy.
Dzisiaj byłem w szkole, porozmawiać o sytuacji Maćka, że nie
będzie go w szkole do końca roku i wasza wychowawczyni uraczyła
mnie wiadomością o jego doskonałej ocenie z matematyki na
świadectwie – Mniszek znacząco zawiesił głos.
–
Yhymmm –
odpowiedziałam, ni to zaprzeczając, ni potwierdzając. Oczywiście
wiedziałam o pale szkolnego preety boya, ale guzik mnie to
interesowało. Nie miałam pojęcia, co ten cały telefon ma znaczyć.
–
Szkoda, że nie
powiedziałaś mi o jego kłopotach wcześniej – westchnął
rozczarowany.
– Nie
będę przepraszać. To nie moja sprawa. I nie kabluje na innych. –
Ucięłam krótko.
– Ech
Noro, cała ty. No dobra, stało się. Maciek ma komis pod koniec
sierpnia. Zapytam wprost, nie zechciałabyś go do niego przygotować?
Wiem, że to jest mnóstwo pracy...
– Dużo?
Panie Jarku, szczerze? – weszłam mu w słowo.
– Jak
zwykle, Noro.
–
Wiedza pańskiego syna
jest żadna. Jestem z nim tylko ten rok w klasie, a dziwę się jakim
cudem prześlizgnął się z matmy na jakimkolwiek poziomie nauki.
– Nie
wiedziałem, że jest aż tak źle. No cóż, będzie się musiał
uczyć więcej. Nie nauczy się jeśli ktoś mu nie wytłumaczy, a ty
jesteś w tym świetna, masz wiedzę i potrafisz ją przekazać.
Wiem, że robiłaś maturalne zadania z Piotrkiem Staszyńskim.
–
Robiłam w ramach hobby,
lubię matmę. I proszę się nie przymilać.
– Noro,
ja naprawdę nie mam kogo poprosić. Nie może go przygotowywać
Pawińska, ani inny nauczyciel ze szkoły. Za moment będą wakacje,
wszyscy wyjeżdżają. Zorientuj się w cenach korepetycji i powiedz
ile. Bardzo cię proszę.
– Muszę
się zastanowić. – Ucięłam.
–
Zastanów. Bardzo cię o
to proszę. – Powtórzył.
– Ech,
ok – odpowiedziałam myśląc gorączkowo. Nagle odezwały się we
mnie lata dobrego wychowania. – Jak się czuje Maciek?
–
Dobrze – odpowiedział
zaskoczony Mniszek. – Jest trochę poobijany, ale wywinął się
tanim kosztem. Pozdrowię go od ciebie.
–
Zastanowię się i
oddzwonię. Do widzenia – zakończyłam tą dziwną rozmowę. Po
jaką cholerę miałam pozdrawiać Maćka Mniszka? Tak, dobre
wychowanie i przestrzeganie norm społecznych przede wszystkim.
Maciek
Rodzice
już poszli. Pod wieczór zajrzała do mnie Justyna. Jako dobra,
starsza siostra przyniosła najnowszego Kinga do czytania, a jako
posłuszna córeczka książkę do matmy, zeszyt, ołówek i gumkę.
Śmiałem się z zestawu przez dobre dziesięć minut.
Słyszałem
rozmowę ojca z walniętą Elką. Na razie wyrok nie zapadł, bo
musiała się zastanowić. Miałem nadzieję, że powie „nie”. To
nie tak, że nie chciałem się uczyć. Chciałem, przecież nie
byłem kompletnym idiotą. Musiałem zdać matmę. Jednak perspektywa
uczenia przez Eleonorę Docką, przyprawiała mnie o gęsią skórką.
Walnięta
Elka pojawiła się w naszym spokojnym miasteczku znikąd. Jej babcia
Maria Krudel, wróciła do rodzinnej wsi, Stasznika, ładnych kilka
lat temu. Odremontowała niszczejący domek po swoich rodzicach.
Postawiła się tym samym Staszyńskiemu, z którego stadniną
graniczyła działka. Pamiętam ją, jak jeszcze pracowała z moją
mamą w miejskiej w bibliotece w Kamiennym Moście. Już wtedy była
miejscową znachorką. Zbierała zioła na użytek własny i na
sprzedaż. Kobiety latały do niej po różne wywary i mieszanki.
Żyła sama, bez rodziny, nikt nawet nie wiedział, czy takową
posiada. W zeszłe wakacje gruchnęła plotka, że do Marii
wprowadziły się nagle dwie kobiety. Okazało się, że była to jej
córka Zofia i wnuczka Eleonora. Ludzie gadali, że pan Docki siedzi
w więzieniu za zabójstwo. Starsza Docka pracowała sprzątając w
urzędzie miejskim w Kamiennym, a Elka od września zaczęła chodzić
do naszego liceum. To nie tak, że od początku wszyscy byli do niej
niechętnie nastawieni. Była sensacją. Pamiętam, jak z Sebą i
Tytoniem zastanawialiśmy się, jak będzie wyglądać ta „nowa”.
Walniętą
Elką stała się trochę później. Gorczyński z trzeciej „a”
założył się, że ją zaliczy, bo lubi trudne przypadki.
Ignorowała go przez trzy miesiące, omijając zazwyczaj szerokim
łukiem. On robił się, co raz bardziej agresywny. Kiedy w
listopadzie złapał ją w pasie, na korytarzu w szatni, zaczęła
przeraźliwe wrzeszczeć, a Gorczyński w ciągu kilu sekund
wylądował z rozwalonym nosem, zwijając się na podłodze,
trzymający się za jaja. Elka zaczęła się histerycznie śmiać,
kopnęła go po drodze i wyszła po prostu ze szkoły. Od tego czasu
wszyscy woleli trzymać się od niej z daleka. Ja też.
Zastanawiałem
się, czy nie zacząć się modlić życzeniowo, aby nie wpadł jej
do głowy pomysł uczenia mnie. Rozdzwonił się mój telefon.
Ojciec. Odebrałem niechętnie.
– Tak,
tato?
–
Maciek, Nora się
zgodziła. – Powiedział tylko. Westchnąłem ciężko w duszy. –
Podała też ile będzie cię to kosztowało, ale na uczciwych
warunkach. Kasa nie za godziny korków, bo twierdzi, że jesteś
wybitnym idiotą matematycznym – zacisnąłem mocniej usta, aby nie
przerwać ojcu i odesłać Docką do siedmiu diabłów – i
kosztowało by to majątek. Weźmie za korepetycje siedem stów, ale
pod kilkoma warunkami…
–
Jakim? – zapytałem
zrezygnowany.
– Po
pierwsze, zapłacisz jej jak zdasz. Po drugie ona dyktuje godziny i
ilość nauki. Przerabiacie, daje ci zadania do odrobienia, sprawdza
itd. Jeśli uzna, że olewasz, odpuszcza sobie. Ale wtedy ja ci nie
odpuszczę Maciek.
–
Oprócz tego że będzie
mi matę tłumaczyć została też moim dozorcą? – wyrwało mi
się.
– Tak.
Nauczycielem, dozorcą, sędzią i katem. Masz chłonąć wiedzę,
być dla niej miłym i jeśli usłyszę, że coś jest nie po jej
myśli, to obiecuję, że sam wezmę miesiąc urlopu i będę ci
wbijał matematykę do głowy. A wtedy, wierz mi, zatęsknisz za taką
miłą dziewczyną, jak Nora. Dobranoc synu.
Nie
zdążyłem odpowiedź, bo się rozłączył. Miłą dziewczyną?
Pogięło go?
Moja pierwsza reakcja: już..? Przerwałaś w takim momencie... Chciałabym dowiedzieć się jak najszybciej co będzie dalej:) To opowiadanie porządnie wciąga:)
OdpowiedzUsuńM.
Hej:)
UsuńJakoś tak...wiem krótko było, ale nie zapowiada się (na razie) aby rozdziały w tym opowiadaniu miały być dłuższe:)
Następny "odcinek" za jakiś czas, więc proszę o cierpliwość :)
Pozdrawiam.
Ironiczna księgowa i głąb z matmy (nie mylić z humanistą) - szczerze wątpię, żeby mieli ze sobą o czym rozmawiać. No, teraz będą mogli rozmawiać o matematyce, ale to raczej przez pana Mniszka, a nie przez wzajemne uwielbienie :P Trudno mi rozprawiać tutaj o fabule, bo jednak niezbyt wiele się zadziało (może okaże się, że ta dwójka będzie potrafiła się dogadać, pierwsze spotkanie przez nami), mam jednak nadzieję, że Maciek, jeśli ma się okazać wrażliwym chłopakiem, to nie będzie zgrywać przed Eleonorą twardziela (chyba że tym wrażliwym chłopcem nie będzie, to co innego), natomiast postać Eleonory może tutaj sporo namieszać. Och, ten wiek, też wtedy myślałam, że wszystko wiem i że jeśli o niektórych rzeczach się nie mówi (w jej przypadku chyba tutaj chodzi o ojca), to że one nie istnieją. Także to ona tutaj może sporo namieszać.
OdpowiedzUsuńOkej, na początek jak zwykle teorie spiskowe, jak to będzie później, się okaże. Trochę ciężko z tą narracją, w sumie się Tobie dziwię, że piszesz coś w pierwszoosobowej. Co dla mnie jest dziwne, to perspektywa Maćka jest jakaś lepiej strawna, mimo że na początku prologu nie podobała mi się zupełnie. Chociaż może musisz się wkręcić ;)
Idę skomentować drugie opowiadanie ;)
Witam,
UsuńŚwięte słowa - oni też uważają,że nie mają o czym rozmawiać :D
Jednak tak jak napisałaś, to dopiero początek więc wiele się wydarzy. Elka ma dość specyficzne podejście do życia, uważa, że już miała miękkie serce i nie chce tego powtórzyć. Do tego faktycznie dochodzi specyfika metryki i przekonanie iż wie wszystko, na dodatek wie najlepiej :)
Co do narracji się niewypowiem, moze jestem zarozumiała, ale nie uważam ,aby wychodziła mi bardzo źle:)
Pozdrawiam.
Nie napisałam, że narracja wychodzi bardzo źle, tylko że TROCHĘ ciężko. To dwie różne rzeczy... ^^
UsuńI żeby nie zaśmiecać w dwóch miejscach: "logistykę marketingową" wygooglowałam, już nie jestem aż taką idiotką, no proszę Cię...
Kiedy będzie coś nowego z Kserokopii miłości?;)
OdpowiedzUsuńHej:)
UsuńJeśli kataklizmu nie będzie to w prezencie mikołajkowym:)
Pozdrawiam
Jeej!
Usuń