13 Maj 1999
Kaśka siedziała u siebie w pokoju w kompletnej ciszy. Nie odważyła się puścić, nawet po cichu, radia. Wystarczyło, że telewizor w dużym pokoju ryczał na cały regulator. Czekała na telefon od Artura. Od trzech dni. To mówiło wszystko. Po ich ostatnim spotkaniu, to on miał zadzwonić. Milczał. Całkiem niedawno, już by dzwoniła sama. Ale nie dzisiaj. Za bardzo się pokłócili ostatnim razem. Poszło o wakacyjny wyjazd. Chciał jechać na Słowację ze swoimi znajomymi z roku. Nie przepadała za tamtą paczką. Nie było by sprawy, gdyby nie to, że wyjazd na Słowację, nakładał się z wypadem ich paczki do Wisły. Mieli wrócić „na stare śmieci” do Górskiego Zakątka. Tam, gdzie się poznali. W ostateczności kazała mu wybierać. Efekt był taki, że warowała, jak pies, przy telefonie. Nagle, czerwony aparat, odezwał się terkocącym dzwonkiem. Spojrzała na zegar wiszący na ścianie. Minuta po dwudziestej drugiej. Tańsze rozmowy. Artur. Szybko podniosła słuchawkę, za nim któreś z rodziców uprzedzi ją, w dużym pokoju.
– Słucham? – Zapytała, starając się opanować drżenie głosu.
– Kaśka?
– Tak. – Potwierdziła, marszcząc równocześnie czoło, to nie był głos Artura.
– Czyli dobrze zapamiętałem numer. Z tej strony Sebastian.
– Seba?! Stało się coś?
– Nie, mam chwilę czasu i tak… – Zawiesił głos. – Po prostu, chciałem pogadać. Z kimś pogadać. – Dodał szybko.
– I wybrałeś mnie?! – Kaśka roześmiała się do słuchawki. – Marcin nie odbierał?
– Nie wiem, wykręciłem twój numer. Dawno nie rozmawialiśmy.
– Fakt. Ostatni raz przed twoim wyjazdem, pod koniec marca. Opowiadaj, co tam słychać w wielkim świecie. - Dziewczyna rozsiadła się wygodniej na kanapie. Parę minut później prawie zapomniała, że czekała na telefon od Artura. Sebastian całkowicie pochłonął jej uwagę, opowiadając o swojej wyprawie do Puszczy Białowieskiej. – Nie wiedziałam, że bycie fotografem, to taka fajna sprawa. – Skwitowała śmiechem jego ostatnią wzmiankę o ucieczce przed lochą z małymi. – Chyba kiedyś poproszę cię o małą sesję.
– Mam całkiem sporo twoich zdjęć.
– Serio?
– Żartowałem. – Uciął krótko temat. – A co u ciebie, Artura?
– U mnie sesja za moment. Już mi się niedobrze robi od tych wszystkich paragrafów. Ale handlowe chciałabym zdać w zerówce. Natomiast u Artura… – Zawiesiła głos. – U Artura, też sesja. A jeśli pytasz, co u nas, to nie wiem. – Słowa same popłynęły. – Nie możemy się ostatnio dogadać.
– Sesję zdasz w pierwszym terminie kujonie. Szkoda, że nie możecie się dogadać. Fajna z was para. Jednak odległość robi swoje, co?
– Chyba tak, stąd te nieporozumienia. Aktualnie siedzę i czekam na telefon od niego.
– Ty, kobieta czynu czekasz? Nie wierzę. Chcesz pogadać? Może męski punkt widzenia okaże się pomocny? Nie płacę za ten telefon. – Dorzucił lekko.
– W sumie… - Kaśka zastanowiła się sekundę. – No dobra, jesteś po za kręgiem, że tak się wyrażę. Masz inne spojrzenie.
– Mam też wygodną kanapę pod tyłkiem i piwo w ręku. Mów.
– Ale nie wiem, od czego zacząć! Kurcze, nie tak prosto sprecyzować przeczucia.
– Kobieca intuicja?
– Tak. Po prostu...Po prostu czuję, że niby wszystko jest ok, a tak naprawdę wszystko się wali. Nie ma między nami tego czegoś, nie wiem porozumienia, patrzenia w jednym kierunku.
– Poznał kogoś?
– I tak i nie. Nie sądzę, aby chodziło o jakąś laskę. Raczej o jego paczkę ze studiów.
– Nie lubisz ich?
– Wiszą mi. Mam swoją grupę znajomych. To też dobrzy znajomi Artura w końcu. A tamci, no nie wiem, jak dla mnie mają zbyt luzackie podejście do życia. Są wolni, bez zobowiązań, kochają ostre imprezy. A Arturowi…
– To odpowiada. – Wszedł w słowo Sebastian.
– Tak. Chyba tak. Mam wrażenie, że czasami to, iż przyjeżdża do mnie w weekend, jest dla niego obowiązkiem. Bo: Karol robi imprezę, Wojtek zaprasza na kosza, a u Łukasza będą grać w planszówkę całą noc. A ja? Wyskakuje z imprezą u Oli, grillem u Arka, czy po prostu imieninami mamy, albo leniwym dniem na kanapie, zakupami. Atrakcyjność moich ofert, jest widocznie mniejsza. – Powiedziała zrezygnowana.
– Ale ty sama w sobie jesteś atrakcyjna, nie przesadzaj. – Sebastian Zaśmiał się do słuchawki.
– Widocznie już nie. Swoją drogą, osiadłam na laurach. Cosmopolitan radzi, aby ciągle być tajemniczą boginią dla swojego faceta, chyba zapomniałam o tym pierwszym przykazaniu.
– Pewnie, wypisują też inne bzdury. Szczególnie na temat seksu i randek. – Prychnął.
– Nie wiedziałam, że czytasz Cosmo. – Zaśmiała się do słuchawki. – Masz rację. A ja, jak ta otwarta, sczytana księga. Randki nie wchodzą już w rachubę. A, czy sztuką miłosną się jakoś ratuje, nie wiem. Pytanie nie do mnie. Opatrzyłam się.
– Nie jest tak źle. Nadal można się w ciebie zapatrzeć. Wierz mi. A, co do opatrzenia się już całkiem serio. Kasia, temperatura uczuć z czasem spada. Nie może być ciągle na full. To normalne. Na tym polega związek. Na byciu ze sobą w codzienności. Tobie, to nie przeszkadza, ta codzienność, normalność…
– Jemu widocznie tak. Ostatnio zaczął coś mówić o swobodzie w związku. Nie wiem, jakiej, ale generalnie nie spodobał mi się ten tekst. Ja nie czuję się ograniczona. – Wyrzuciła z siebie sfrustrowanym tonem.
– Posłuchaj mnie uważnie. Tylko się nie wściekaj od razu. – Zastrzegł. – Jesteście z Arturem w pierwszym waszym poważnym związku. Takim poważnym na maksa. Tobie taki układ w pełni odpowiada. Kochasz tego faceta, jest ci z nim dobrze. Nie potrzebujesz dodatkowych atrakcji, spełniasz się. Może i nawet planujesz już wygląd pierścionka i wystrój kościoła. Z tego, co mówisz, on do tego jeszcze nie dorósł. Nie zrozum mnie źle, nie mówię, że cie nie kocha, nie pragnie. Po prostu nagle wydaje mu się, że ten świat po za waszym związkiem jest bardziej atrakcyjny. Kumple, imprezy, ludzie bez ograniczeń. A on, wsiada w pociąg w sobotę i jedzie do ciebie. Oczywiście, że chce w niego wsiąść, ale…
– Łukasz ma nowa planszówkę? – Nie wytrzymała.
– Nie ironizuj. Po prostu macie inne priorytety na ten moment. Musicie usiąść i pogadać. Ale nie złościć i nie krzyczeć tylko pogadać. Choć może ta rozmowa zaboleć. – Uczciwie zastrzegł.
– Dlatego rozstałeś się z Aldoną? – Kasia skojarzyła fakty.
– Tak. Inne priorytety. Nie ktoś inny, zdrada, czy nuda. Inne cele. Tak czasami bywa. Przerobiłem to na własnej skórze.
– Nie pocieszasz mnie. – Westchnęła do słuchawki
– Wiem Kaśka. Ale pomogłem? – Zapytał z przekorą w głosie.
- Chyba tak. Myślę, że powinnam zadzwonić. – Kasia podjęła decyzję.
- Mądra dziewczynka. Wracam w niedzielę, zapraszam na piwko. Dobra. Kaśka, ja się rozłączam, a ty dzwoń do swojego idioty. Kolorowych snów.
– A wiesz, że zadzwonię. Dzięki za telefon, Seba. Poprawiłeś mi nastrój. Nie daj sie zjeść jakimś potworom. I czekam na zdjęcia. Dobranoc.
Nie odłożyła słuchawki na widełki, tylko wykręciła na tarczy numer do Artura. Nie szkodzi, że było przed jedenastą, w piątek wieczorem nikogo o tej porze nie obudzi. Po czterech sygnałach wreszcie ktoś podniósł z drugiej strony. Nie był to Artur.
– Cześć Piotr. Tu Kaśka. Dasz mi Artura?
– Artura?
– No, Artura, ten wysoki, mieszka z tobą, wyjada ci żelki. – Zażartowała.
– Echem. –Głos po drugiej stronie wydał nieokreślony dźwięk. – Kasia, Artura nie ma.
– Wyszedł gdzieś?
– Można, to tak określić.
– Piotrek, nie mów do mnie zagadkami. – Ofuknęła chłopaka.
– Ok. Nie będę, ale w razie czego, to ja się do was nie mieszam.
– Mów, o co chodzi? – Przerwała. Jakoś nagle zaczęło ją coś dusić w okolicach żołądka.
– Artur, we wtorek wyjechał na wypad w Karkonosze. Nie wiedziałem, że ci nic nie powiedział.
– Z kim?
– Słucham?
– Z kim pojechał? – Powtórzyła pytanie, choć znała na nie odpowiedz.
– No wiesz, z całą paczką od niego z grupy. Słuchaj, naprawdę mi głupio. – Piotrek zaczął się tłumaczyć
– Daj spokój, nie tobie powinno być głupio, że twój kuzyn robi mnie w konia. – Przerwała. – Raczej jemu. Kiedy wraca?
– W niedzielę. Koło czwartej ma być.
– Piotrek, mógłbyś się na niedzielę zmyć? – Poprosiła. – Musze pogadać z Arturem.
– Ok, zmyję się. – Zgodził się szybko. – Mam mu powiedzieć, że przyjedziesz jakby dzwonił?
– Nie. Niespodzianka za niespodziankę. Dzięki Piotr. Cześć.
- Cześć.
15 maj 1999
Klucz w zamku, jak zwykle, odrobinę się zacinał. W końcu udało się przekręcić go do końca. Kaśka pchnęła drzwi i weszła do długiego przedpokoju, potykając się o pozostawione na środku adidasy któregoś z chłopaków. Kopnęła je pod szafę. Minęła kuchnie, w której Piotrek trochę ogarnął, choć na jej standardy porządku i tak panował tam niezły bałagan. Tak samo wyglądał duży pokój z zawaloną ławą. Musiała przesunąć stos różnych rzeczy, aby gdzieś odłożyć torebkę. Cofnęła się i nie mogąc opanować chorej ciekawości, weszła do pokoju Artura. Względny porządek. Notatki na biurku leżały ułożone w zgrabny stosik, zasłane łóżko. Jego ulubiona, granatowa bluza wisiała na gałce od szafy. Nie zastanawajac się nad tym, co robi wtuliła w nią twarz. Zapach Artura. Sama kupiła mu te perfumy. Ogarnęła ją tęsknota, cały gniew, którym nakręcała się od dwóch dni, ulotnił się z tym jednym haustem powietrza. Jego powietrza. Odruchowo spojrzała na półkę, gdzie zawsze stały ich zdjęcia. Była pusta. Zachwiała się, jakby ktoś uderzył ją z otwartej dłoni w twarz. Odwiesiła bluzę i cicho zamknęła drzwi od pokoju. Właściwie, mogła zostawić klucze i zatrząsnąć drzwi. Wszystko było jasne. Ich ostatnie kłótnie toczyły się wokół wolności. Poznawania nowych ludzi. Zdobywania doświadczeń. Dawania sobie luzu. W sprawach związku, bycia z kimś, łóżka byli dla siebie pierwszymi partnerami. Pierwsza miłość bywa wieczna najczęściej w bajkach, ich nie przeszła próby. I, choć Kaśkę wszystko bolało, było jej niedobrze, słabo, to tak naprawdę nie poczuła się swoją konkluzją zbytnio zaskoczona. Kochała Artura, dla niej był drugą połówką, kochankiem, przyjacielem, partnerem. Jednak on miał inne zdanie na ten temat, tylko nie dojrzał do tego, aby jej to oświadczyć. Inne priorytety, jak powiedział Sebastian. Namawiał ją do rozmowy, nie było już o czym dyskutować. To koniec. Zachowa twarz, zostawi klucze w jego pokoju, zadzwoni do Piotra, aby nie był zdziwiony. I nie będzie płakać, bo czuła, że jeśli pozwoli uciec spod powiek choćby jednej łzie, potoku nie zatrzyma przez wiele godzin. Musi wytrzymać, dojechać do domu w całości. Musi.
Czuła się, jakby jej ciało nie chciało słuchać prostych rozkazów. Przeszła do dużego pokoju. Wyciągnęła z torby klucze i ponownie przeszła do pokoju Artura. Nie rozglądając się rzuciła z brzękiem komplet na łóżko. Miała już rękę na klamce drzwi wyjściowych, gdy przypomniała sobie o swojej własności. Torba, nieźle by się urządziła, gdyby zatrząsnęła za sobą drzwi. Dokumenty, portfel. Wróciła się, na wieży zobaczyła pudełko ze swoją płytą, którą ostatnio tu zostawiła. Kierowana impulsem wrzuciła CD do kieszeni swetra. W tym momencie usłyszała, zgrzyt zamka. Piotr, to nawet dobrze. Nie będzie musiała dzwonić, przemknęło jej przez myśl. Niestety w przedpokoju rozbrzmiał śmiech Artura i jakieś dziewczyny. Pod Kaśką ugięły się kolana.
Już w pociągu miał wyrzuty sumienia, że nie powiedział Kasi o wypadzie. Karkonosze wyskoczyły tak nagle. Wiedział, że znowu usłyszałby litanię, że obiecał im wspólny weekend, miał zadzwonić, coś zrobić, gdzieś jechać, a tak w ogóle zakuwać do sesji. Nie miał ochoty na kolejny wykład. Czasami słuchając Kaśki czuł się, jakby słyszał swoją matkę. Ciągłe przypominanie o czymś czego nie zrobił, zawalił, wydawanie poleceń. Miał dość tej kontroli, z drugiej strony … Kochał ją po prostu. Tylko ostatnio było im pod górkę. Potrzebował tego wyjazdu, oderwania się, wyluzowania. Obiecał sobie, że zadzwoni do niej ze schroniska, ale na Hali Szrenickiej nie działał telefon, a potem... Potem zbyt dobrze się bawił.
– Czekaj, zrzucę tylko plecak i zaraz dam ci tą płytę U2. – Artur wpuścił Ankę przed sobą. Zdjął plecak i pewnym krokiem wszedł do salonu. Widok Kaśki kompletnie go zaskoczył. Zamrugał mocno oczami, myśląc, że to tylko zwidy. Jednak, nie, postać dziewczyny koło wieży nie zniknęła. – Cześć kochanie. – Wydukał. Nie odpowiedziała. Była dziwnie blada.
– Artur, oddam płytę jutro. Przyjedziesz po mnie o siódmej i razem zjawimy się u Wojtka. – Dziewczyna z przedpokoju nagle znalazła się za jego plecami. Miał wrażenie, że skąd inąd, spory pokój zmniejszył się do mikroskopijnych rozmiarów. – O, hej. - Anka urwała na widok Kasi.
– Hej. –Kaśka wydobyła z siebie jakiś zgrzyt.
Sytuacja z dziwnej przeszła w mega krepującą. Artur nagle się otrząsnął. Podszedł do swojej dziewczyny i chciał się z nią przywitać, jednak zdołał zrobić tylko dwa kroki w jej kierunku. Spojrzała na niego takim wzrokiem, że natychmiast osadziła go w miejscu.
– Kasiu, to jest Ania, moja koleżanka z roku, właśnie wróciliśmy z wypadu z góry. – Usłyszał, jak to zabrzmiało. – To znaczy, nie sami, paczką całą. – Brnął dalej. – Chciałem jej pożyczyć płytę U2. Ania, to jest Kaśka…
– Wystarczy Artur. Miałam to załatwić inaczej. ale... – Przerwała mu brunetka. – Jestem Katarzyna. – Podeszła do dziewczyny i wyciągnęła rękę. – Sorki, ale płyty nie dostaniesz, jest moja i właśnie ją zabieram. Poszukaj u kogoś innego. –Odwróciła się do Artura, który czuł się, jakby ktoś wrzucił go, do jakiejś innej bajki. – Klucze leżą na twoim łóżku. Resztę moich rzeczy daj Marcinowi przy okazji. – Chłopak chciał coś powiedzieć, ale mu nie pozwoliła. – Mam nadzieję, że wyjazd był udany i warty tego co spowodował. – Chwyciła torebkę z fotela i wyszła.
Artura wmurowało. Klucze? Płyta? Reszta rzeczy? Nagle dotarł do niego sens tego, co mówiła Kaśka.
– Anka, sorki, zaczekaj tutaj, dobra?
– Ok. – Powiedziała tylko.
Artur wybiegł za swoją dziewczyną, słyszał, jak zbiegała po schodach.
– Kaśka! – Krzyknął za nią, stukot obcasów przyśpieszył. Zaklął i puścił się pędem w dół. Dopadł ją na chodniku, złapał mocno za ramię i obrócił do siebie. Syknęła z bólu.
– Puść mnie!
– Kaśka, co ty odpierdalasz?
– Ja?! Serio ja? Artur, to nie ja wyjeżdżam na wypad bez słowa, to nie ja nie mam dla ciebie czasu ostatnio, to nie ja ględzę o swobodzie i chęci wyszalenia się. I to nie ja wrzucam do szuflady zdjęcia osoby, którą ponoć kocham. Miejsca po ramkach zdążył już równo przykryć kurz.
– Słuchaj wiem, nawaliłem, ale to nie tak…
– A jak, Artur? Nie rób ze mnie idiotki. Umiem dodać dwa do dwóch, choć faktycznie, trochę mi to zajęło. Wybacz, byłam ciągle zakochana. – Ironizowała.
– Byłaś? – Chwycił ją za słówko.
– Tak, powinnam być. Niestety jestem nadal głupią pindą. która cię kocha. Ale ty już nie kochasz mnie, nie jesteś we mnie zakochany.
– Nie mów tak!
– Jak? Z pierwszej miłości się wyrasta, tak bywa. A ty wyrosłeś ze mnie. Ja z ciebie nie i wybacz, ale pewnie zajmie mi to trochę więcej czasu niż tobie. Nie mam ochoty cie oglądać Artur, to boli.
– Co ty pieprzysz, przecież ja cię kocham! Wróć na górę, pogadamy na spokojnie.
– Nie. – Zaprotestowała zdecydowanie. – Nie, Artur. Zapytaj się uczciwie w duszy, czy mówisz i to czujesz, czy tylko bronisz się tymi słowami?
Chłopak zamilkł. Chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował.
– Dziękuję za szczerość. Nie dzwoń. – Odwróciła się i powoli otworzyła drzwi od auta.
Nie zatrzymał jej. Nie miał argumentów.
Artur, wrzesień 2008
Impreza się rozkręciła. Wraz ze wzrastającą ilością spożytego alkoholu, atmosfera robiła sie coraz bardziej „wspomnieniowa”. W końcu znaliśmy się od ponad dekady. Uzbierało sie trochę. Opalanie tyłków na pokładzie łajby, w czasie szlajania się po mazurskich jeziorach. Okłady z maślanki, które dziewczyny robiły nam na poparzone pośladki. Pieczenie kradzionych ziemniaków z pola w ognisku na jednym z wypadów, które potem okazały się być odmianą pastewną, a smakowały wyśmienicie. Zawody w rzucaniu kobietą do wody. Odpały, wygłupy.
Siedziałem na ławie, na lewo od Kaśki. Obserwowałem. Choć starałem się nie zerkać na nią zbyt często, mój wzrok, co chwilę uciekał w jej stronę. Nie miałem szans, aby pogadać na osobności. Miejsce obok Kaśki wiecznie było zajęte. Jakby wszyscy się zmówili. I ten współczujący wzrok Marcina, Sońki, Rafała. Nie wiedziałem, co jest grane.
– Artur! – Arek wołał mnie od strony grilla. – Zastąp mnie. – Poprosił, gdy spojrzałem na niego.
Wstałem z ociąganiem i ruszyłem zmierzyć się z kiełbasami, kurczakami i innymi rarytasami, równo rozłożonymi na ruszcie. Po chwili dołączył do mnie Marcin.
– Słuchaj, załatwiłem ci ten program. Jest po niemiecku, co prawda, ale dasz sobie radę? – Zagadnął
– Dam, dzięki za pamięć. – Ja sam nie pamiętałem już nawet, że prosiłem o coś takiego, musiało to być bardzo dawno temu. Marcin patrzył na mnie wyczekująco. – Dobra, stary, o co chodzi? Bo nie o program.
– Słuchaj. Kaśka…
– Tak, wiem. – Przerwałem mu z irytacją w głosie. – Mam ją przeprosić, trzymać się od niej z daleka. Rafał już cię uprzedził. Nie wiem, co was wszystkich naszło. Nie widzieliśmy się lata i lata nie jesteśmy razem. Może masz chwilową amnezję, ale ona jest z twoim bratem i dobrze o tym wiem. Nie trzeba mi przypominać. Zresztą, skąd to założenie, że od razu coś miedzy nami i na pewno zaciągną ją na złą drogę? – Zapytałem, wściekły o całe to głupie gadanie.
– Sprowadzę, jeśli już. – Poprawił mnie Marcin. – To nie tak, cholera nie mogę mówić za Kasię, ale widzę jak na nią patrzysz. Pomimo lat, które wypominasz, to się czuje. To „coś” między wami! Nie jest z Sebastianem, dla ścisłości. Ale, to nie znaczy, że możesz sobie z nią pogrywać. Odpuść imprezowe zacieśnianie więzów, jeśli ona jeszcze coś dla ciebie znaczy. A, wiem, że tak jest. – W kieszeni Marcina rozdzwoniła się komórka. – Kurwa! Czy on nie rozumie jak mówię do niego po polsku? – Wysyczał, gdy spojrzał na wyświetlacz. Usłyszałem jeszcze, za nim odszedł, jak rzucił wściekły “Nie rozumiesz. Nie odbierze od ciebie!”
Ciekawe, pomyślałem. Nagle, na policzku, poczułem ciężką kroplę wody. Za sekundę druga, pacnęła mnie w ramię. Z oddali usłyszałem szybko narastający szum. Zamknąłem pokrywę jednego i drugiego grilla. W ostatnim momencie.
Rozpadało się. Nagle lunęło, jak z cebra. Jak to w górach. Wszyscy rzucili się do ratowania dobytku porozkładanego wokół ogniska. Zapanował chaos. Odniosłem koce i wracałem po poduszki ogrodowe, gdy zobaczyłem powoli kuśtykającą Kaśkę, przemoczoną do suchej nitki. Byłem przekonany, że jest już w budynku. Gdy się mijaliśmy podniosła wzrok i popatrzyła mi w oczy. Przeszedł mnie dreszcz. Nie z powodu mokrej koszulki. Na chwilę wszystko się zatrzymało. Nagle niebo nad nami rozcięła błyskawica i równocześnie huknął grzmot. Kaśka zrobiła w tym momencie krok i poślizgnęła się jej kula. Odruchowo wyciągnąłem ręce, ratując ją przed upadkiem. Zachwialiśmy sie oboje i upadliśmy. Na szczęście, to ona wylądowała na mnie, a nie na odwrót.
– Znowu mnie przewracasz. – Zaczęła chichotać. Oparła ręce o moją klatkę i spojrzała mi w oczy.
Przypomniałem sobie błyskawicznie:
– Tak, ale tym razem ja również leżę i nie ma śniegu. Widocznie inaczej nie potrafię zaczynać z tobą rozmowy.
– Wystarczyło usiąść obok mnie. – Mruknęła. – Jak wstaniemy? – Zapytała, ale z miłym zaskoczeniem stwierdziłem, że nic nie robi w tym kierunku.
– Nie wiem. Całkiem wygodnie mi się z tobą leży. Tylko ten deszcz, choć w sumie i tak już jesteśmy przemoczeni. – Kaśka w odpowiedzi kichnęła w moją mokrą bluzę. – Ok. Myszko, zaniosę cię do pokoju, bo się rozchorujesz. – Podjąłem męską decyzję. Przetoczyłem się, chroniąc Kaśkę ramionami. Podniosłem się szybko i postawiłem ją na nogi. – Przytrzymaj się mnie. Wezmę twoje kule. – Szybko zlokalizowałem zgubę. Kaśka wyciągnęła ręce, aby je ode mnie odebrać. – Dam ci je, ale i tak cię zaniosę.
– Oszalałeś. – Skomentowała.
Jak zwykle przy tobie, nie wypowiedziałem tych słów na głos, tylko, po prostu, wziąłem ją na ręce. Nie protestowała.
11 Sierpień 2002
– Poprosiłem Ankę o rękę. – Powiedział Artur
– Co stary? – Marcin szeroko otworzył oczy, dziwne, ale Kaśka słyszała to w jego głosie.
– Słyszałeś…
– A, Kasia?
– Czas dorosnąć. Mam dość zabawy w kotka i myszkę.
– Aha...Wypada mi chyba pogratulować.
Kaśka cieszyła się, że stała w głębi korytarza i ani Artur, ani Marcin nie byli świadomi jej obecności. Właśnie dostała w twarz, prawy sierpowy, lewy sierpowy, każde usłyszane słowo było, jak kolejny raz. Zaręczył się, wybrał tamtą. Nie ją. Oświadczył się. Zaręczył się. Oświadczył się. Zaręczył się...Tylko te dwa zestawy słów krzyczały jej w głowie. Resztką sił powstrzymując krzyk, wycofała się do pierwszego pokoju. Pokoju Sebastiana. Ciężko opadła na łóżko. Tyłem do drzwi, a przodem do dużego lustra. To nie była ona. Ta kredowoblada dziewczyna, to nie mogła być ona. Przecież tyle, co wróciła z pieprzonego Egiptu, opalona na złoty brąz. Nie mogła na siebie patrzeć. Wstała i szybko wyłączyła małą lampkę obok lustra. Pokój momentalnie pogrążył się w ciemności. Usłyszała, jak otwierają się za nią drzwi. Na podłogę padła smuga światła. Nie musiała się odwracać. To był Artur.
– Hej. Tu się schowałaś. – Powiedział lekkim tonem. – Szukałem cię. – Nie odpowiedziała. – Ej, co się stało? – Spoważniał. Nadal nie odpowiadała. – Kasia? – Zamknął drzwi, smuga zniknęła. – Co jest, myszko?
– Nie mów tak do mnie. – Zdołała wydusić. Wstała z tapczanu. Podeszła do okna. – Myszką, byłam dawno temu.
– Ok, ale powiesz, co ci jest. – Odpowiedział zdezorientowany.
Nie była w stanie się ruszyć, pojęła znaczenie słów „zamienić się w słup w soli”. Teraz ona była taki słupem. Poczuła ręce Artura na swoich ramionach, próbował ją obrócić twarzą do siebie. To było, jak impuls. Jego dotyk. Ogarnął ją lodowaty spokój. Odwróciła się gwałtownie, odsunął się zaskoczony.
– Gratuluję. – Powiedziała po prostu
– Co?
– Masz problemy ze słuchem? Kłania się otolaryngolog. Powiedziałam, że ci gratuluję
– Czego mi gratulujesz? – Chciał wsunąć jej kosmyk włosów za ucho, zrobiła unik i dodatkowo cofnęła się o krok.
– Zaręczyn. Gratuluje ci zaręczyn. – Artur patrzył na nią. Teraz on zbladł. Zmieszał się zawstydził? Nie wiedziała. Nie obchodziło ją to. Interesował ją tylko i wyłącznie własny ból i poniżenie. – Zamierzałeś mi powiedzieć dzisiaj? A może dopiero, kiedy kolejny raz mnie przelecisz? Zresztą nieważne. To już się nie liczy, prawda? – Wzruszyła ramionami.
– Myszko, to nie..
– Nie tak?! – Podniosła głos. – A, jak? Jaja sobie robiłeś przed chwilą? To był taki „żart”? – Zrobiła znak cudzysłowu w powietrzu palcami. – Dla wtajemniczonych? Sorry, nie znam tego kodu.
– Nie, to nie był żart. Ja po prostu... – Artur zebrał się w sobie i wyprostował. Spojrzał Kasi prosto w oczy. – Przepraszam…
– Przepraszasz?
– Tak. Nie wiem. Stało się. Postanowiłem się określić. Tak po prostu. Wybrałem.
– Wiesz, fajnie by było, gdybyś mnie uprzedził. Powiedział mi, jako pierwszej. Nic wielkiego. Krótki mail. Może coś w tym stylu: Cześć Kaśka. Widzieliśmy się ostatnio i nieskończoną ilość razy w ciągu ostatnich lat, nie wspominając tych, które spędziliśmy razem, i tych kilku razy, gdy się ze sobą przespaliśmy, ale zrozum, że jestem teraz z Anią. Oświadczyłem się jej. I choć, to dość niezręczne, oboje wiemy, że zaręczyny z nią były nieuniknione, mam nadzieję, że nie jesteś zbyt zaskoczona. – Przerwała, aby zaczerpnąć powietrza, płonęły jej policzki. – Albo wiesz, nie, krócej, bardziej bezpośrednio: siedem lat wspanialej przyjaźni i świetnego, okazjonalnego seksu. Nie wspominając czasu, gdy byliśmy parą. Nie mówiąc o tych chwilach, gdy po prostu siedzieliśmy w ciszy, albo słuchając muzyki, lub czytając książki oparci o siebie plecami. Kilometrów, gdy jeździliśmy bez celu. Zapomnij o tym, więcej się nie powtórzy, bo się zaręczyłem…
– Przepraszam! Posłuchaj… – Powtórzył , uderzając otwartą dłonią ścianę za Kaśką.
– Wybrałeś ją. – Znowu mu przerwała. – Zrozumiałam lekcję. – Odwróciła się do niego plecami. – Ją, nie mnie, nas…
– Kasia, przepraszam. Wytłumaczę ci! – Obrócił dziewczynę za ramiona twarzą do siebie.
- Nie musisz, już nic nie tłumacz. – Powiedziała gorzkim tonem. – W sumie twoje zaręczyny, to prezent dla mnie. Taki akt tchórzostwa całkowicie cię przekreśla. Dyskryminuje twoją osobę.
– Wierz mi, próbowałem postąpić właściwie. Wybrać właściwie. To nie było łatwe. I w końcu, to ty ze mną zerwałaś!
– Pieprz się! – Wykrzyczała.
- Co chciałaś?. Abym, to tobie się oświadczył, gdy mieliśmy po dwadzieścia jeden lat?! – Artur również podniósł głos.
– Nie! Jeśli chcesz mnie traktować, jak głupią pannę, to wymyśl lepszy tekst!
–Spróbowaliśmy być razem. Nie wyszło. Słuchaj, ja panikowałem przy tobie…
– Panikowałeś? To się leczy!
– Przestań! Doskonałość naszego związku, bycia razem, mnie przerażała. Żadnych kłótni, niewypałów, wszystko było doskonałe! Przyjaźń, uczucia, seks, rozmowy, imprezy, szaleństwa, wygłupy – wszystko! Panikowałem, bałem się, że nadejdzie taki dzień, w którym nie podołam tej doskonałości. Przestanę być dla ciebie perfekcyjny! Dlatego zacząłem się wycofywać. Mówić o luzie, swobodzie…
– Daj spokój! – Kaska wyśmiała Artura. – Dorabiasz chore teorie! Nie mówiłeś wtedy nic takiego. Mówiłeś tylko o tym, że zabawa ze mną ci nie odpowiada. Dlatego zerwałam. Zresztą okoliczności były jasne!
– Myślisz, że znasz odpowiedź na wszystko?! Każde rozwiązanie. Że zawsze wiesz, co kryje się w moim sercu?!
– Nie! Oboje wiemy, co kryje się w naszych sercach!
– Nie pomyślałaś o tym, że potrzebuje kobiety, takiej jak Anna!
– Niby jakiej? –Zapytała z sarkazmem.
– Nie takiej, jak ty! Kogoś poukładanego, wiedzącego, czego chce w życiu, życzliwego, dbającego o mnie. Jednym słowem, twoje przeciwieństwo.
– Kogoś nudnego, zachowawczego. Życzę szczęścia w takim razie! Nie dodawaj nic więcej. Umrzesz z nudów! Twój wybór. Zrozumiałam. Ją kochasz, mnie masz w dupie, byłam zabawką, odgrzewanym kotletem. Zostaw mnie! – Odwróciła się plecami do Artura i stanęła twarzą do balkonowej szyby. Oparła się rękoma o zimną taflę. Poniżej, w ogrodzie, stał Sebastian. Rozmawiał z Marcinem. Jakby pociągnęła za niewidzialną linkę. Seba podniósł głowę i spojrzał w swoje okno Nie mogła na niego patrzeć. Cofnęła się od okna. Wpadła plecami na Artura. Zaczęła się dusić. Musiała wyjść, zostać sama! Nie ogarniała swoich własnych emocji. Chciała wyminąć chłopaka, ale ją przytrzymał za nadgarstki. Szamotała się, nic to nie dało. Przełożył jej ręce do swoje prawej dłoni, a lewą ręką przygarnął ją mocno do siebie. Trzymał w uścisku dopóki nie przestała się wyrywać.
– Dlaczego? – Kaśka podniosła głowę i spojrzała Arturowi w oczy. – Dlaczego? Jesteśmy dla siebie całym światem, mamy własny mikrokosmos. Dlaczego? Ciągle do siebie wracamy, to jest znak! – Poczuła, że łzy ciekną jej po policzkach. Artur puścił dłonie, szybko obtarła mokre policzki. – Kochamy się, szalejemy za sobą, przyjaźnimy się. Byliśmy sobie przeznaczeni!
– Wiem o tym. Wiem. – Nachylił sie nad nią i zaczął scałowywać łzy. Poddała się przez moment tej torturze
– Nie! – Wyrwała się z jego dłoni. – Nie! Wybrałeś! – Szybko dobiegła do drzwi i zatrzasnęła je z hukiem z drugiej strony.
Odnalazła swoją marynarkę pośród innych okryć w przedpokoju. Ignorując zaczepki innych, zgromadzonych na urodzinowej imprezie Marcina, próbowała się wymknąć. Tak, aby nie zatrzymał jej ani Artur, ani Marcin, ani…
– Możesz mnie przepuścić Seba? – Tak, ten facet też był na liście do „ominięcia”.
– Nie, dopóki mi nie powiesz, co robiłaś w moim pokoju.
– Zgubiłam się. Ok? – Próbowała dalej wyminąć Sebastiana.
- Tak? W domu, który znasz od czasu, gdy walnęłaś kamieniem Marcina w oko, gdy miał cztery lata. Bujać to ja, nie mnie. – Chłopak złapał Kasię za ramię.
– Ok. Bliższe prawdy, będzie to, że się pogubiłam. Błagam, Sebastian, twój pokój, to akurat przypadek. Sorki, nie powinnam tam wchodzić, ale powściekasz się na mnie pojutrze, albo najlepiej za tydzień. Dziś już nie mam siły – spojrzała mu prosto w oczy.
– Kasia, ty płakałaś. – Oznajmił. Szybko spuściła głowę.
– Pożegnaj Marcina, ja spadam. – obejrzała się przez ramię i zobaczyła, że ze schodów schodzi Artur i już ją zlokalizował wzrokiem. Ogarnęła ją panika. Drugiej konfrontacji mogła nie znieść.
– Odwiozę cię. – Sebastian sięgnął po swoją bluzę wiszącą na haczyku. Z kieszeni jeansów wyciągnął kluczyki do auta i przełożył je do lewej ręki, prawą dłonią złapał dziewczynę za rękę i pociągnął. Znaleźli się na zewnątrz.
– Seba, oszalałeś, mieszkam trzy ulice dalej. – Próbowała protestować.
– Wiem, gdzie mieszkasz. Rozmawiałaś z Arturem? –Mówił, cały czas prowadząc dziewczynę, w stronę zaparkowanego samochodu po drugiej stronie ulicy.
– Tak. Już wiesz? – Dała się posadzić na siedzeniu pasażera. Sebastian zamknął za nią drzwi auta.
– Wiem. – Odpowiedział, gdy usiadł za kierownicą. – Chyba powinienem powiedzieć, że mi przykro.
Kaśka w odpowiedzi wzruszyła ramionami i odwróciła twarz w stronę okna. W świetle latarni zobaczyła, jak Artur idzie ścieżką do furtki. Zauważył ją w aucie. Spanikowała.
– Odwieź mnie już! – Rzuciła ostro.
– Jesteś gotowa wrócić do domu? – Sebastian odpalił silnik i powoli ruszył do przodu.
– Nie. – Odburknęła.
– Ok. W takim razie, będziemy jeździć tak długo, aż będziesz. Mam pełny bak. – Wrzucił dwójkę i skręcił w prawo. W przeciwnym kierunku niż blok dziewczyny.
Kaśka odsunęła fotel maksymalnie do tyłu. Bez pytania załączyła radio i zagłębiła się w siedzenie. W kieszeni marynarki rozdzwoniła się jej komórka. Wyszarpała aparat i spojrzała na wyświetlacz. „Artur”. Odrzuciła połączenie.
Kaśka, wrzesień 2008
Powinnam, powiedzieć „nie”. Tak by było właściwie, rozsądnie i rozważnie. Miałam to w dupie. Nie chciałam być ani rozsądna ani rozważna. Mocniej złapałam Artura za szyję. Procenty mnie wyluzowały. Nie wiem czemu zabraniali łączenia alkoholu z lekami. Na mnie ta mieszanka podziałała rewelacyjnie. Wdychałam zapach jego mokrej skóry i było mi dobrze. Błogo.
– Gdzie dostałaś pokój? – Pytanie wyrwało mnie z błogiego świata.
– Na samej górze. – Oderwałam głowę od ramienia Artura i spojrzałam na niego.
– Serio? Z kulami?!
– A, co? Za ciężka jestem? – Nie mogłam się powstrzymać.
– Nie głuptasie. Nie jesteś. Dla mnie nigdy nie byłaś ciężarem.
– Tam jest winda. – Kiwnęłam głową na prawo. Ho, ho, wchodzimy na grząski grunt. Zdecydowanie wolałam teraz, gdy mnie nosił niż mówił.
Kabina windy była za mała, abym dalej była noszona. Z konieczności musiałam stanąć na własnych nogach.
– Strasznie przemokłaś. – Artur odsunął mi mokry kosmyk włosów za ucho, gdy stanęliśmy pod drzwiami mojego pokoju.
– Nie bój się. Nic mi nie będzie. – Na „potwierdzenie” moich słów, znowu kichnęłam. Szlag by to.
– Yhymmm. – Zamruczał i uniósł znacząco brwi do góry. – A to była alergia?
Nie odpowiedziałam tylko przeszukałam kieszenie mojego swetra w poszukiwaniu klucza. Na szczęście nie zgubiłam go na dole w trawie. Przekręciłam zamek i wymacałam włącznik. Artur był za moimi plecami.
– Przebieraj się szybko, bo się rozchorujesz. – Wydał polecenie. Sam zniknął w łazience
Bez słowa podeszłam do torby, która nadal stała na niskim stoliku. Wygrzebałam z niej koszulkę, bluzę i spodnie dresowe. Po namyśle dołożyłam bieliznę.
– Pomóc ci się przebrać? – Artur wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
Przez szyję miał przerzucony ręcznik, potargane włosy, widocznie się wycierał, w końcu był tak samo przemoczony jak i ja. W rękach trzymał drugi ręcznik, którym bez ostrzeżenia zaczął wycierać mi włosy. Chciałam się uchylić.
– Ej! Zburzysz mi fryzurę! – Zaprotestowałam ze śmiechem.
– Nie zburzę. – odparł spokojnie. Dokończył wycieranie, rozczesał moje kosmyki palcami. – Świetna fryzura.
– Serio? – Zdziwiłam się, bo zawsze powtarzał, że moje długie włosy są niesamowite.
– Serio. Ślicznie wyglądasz. – Intensywność jego spojrzenia spowodowała, że poczułam się nieswojo.
– Dzięki. – Mruknęłam i spuściłam wzrok. – To ja się przebiorę. Dzięki za pomoc w dotarciu na górę. – Usiłowałam z godnością wziąć rzeczy, kule i dojść do łazienki, bo Artur nie zareagował na moje pożegnanie. Okazało się, że nie zmoczenie suchych ubrań jest niewykonalne.
– Kaśka, nie rób z siebie Zosi samosi. – Sprzątnął mi sprzed nosa ciuchy. - Śliczny biustonosz. – Rzucił przez ramię wchodząc do łazienki.
Pokiwałam zrezygnowana głową. Dzisiaj nic nie będzie proste.
Gdy wyszłam wysuszona i przebrana z łazienki Artura już nie było. Odetchnęłam z ulgą. Musiałam chwilę od niego odpocząć. Zebrać myśli i inne takie tam bzdety. No dobra, kogo chciałam oszukiwać? Przecież, gdyby chciał czegoś więcej, pewnie bym się długo nie opierała. Po pierwsze dlatego, że byłam rozbita, rzeczywistość mi się posypała i nie wiedziałam, co dalej. Po drugie, czułam się zagubiona i potrzebowałam, aby ktoś mnie przytulił, trywialne, ale prawdziwe. A po trzecie...To był Artur. Nadal, po tylu latach to był ON.
Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłonie. Znowu byłam na zakręcie. Nie mogłam uciec do innej bajki i nie myśleć o tym, co się stało. Wyciągnęłam rękę po torebkę i wymacałam telefon. Siedziałam z nim chwilę w dłoni bijąc się z myślami, czy go załączyć. Miałam dać sobie trzy dni. Prawda była taka, że czy załączę go teraz, czy w poniedziałek nie robiło różnicy. Mleko się rozlało, a ja znowu wyszłam na idiotkę.
Telefon rozbłysnął, rozwibrował się i rozdźwięczał po zalogowaniu do sieci. Najpierw nieodebrane połączenia. Sporo. Dziewięćdziesiąt osiem procent od Sebastiana. Ponad setka nieodebranych sms-ów. Wszystkie od niego. Wybrałam z listy na chybił trafił. „Zadzwoń. Proszę”, kolejny „puść sygnał, ja zadzwonię”, „coś się stało? Martwię się”, prychnęłam zirytowana. „Gadałem z Marcinem, a raczej on mnie zwyzywał. Oszaleliście oboje. Odbierz!!!”, niezły tekst, oboje mieliśmy omamy, taaa Seba, zapewne. Postanowiłam katować się dalej. “Kasia, pozwól mi przyjechać! Nic Ci nie jest?! Jesteś cała??. Odbierz!!” Nie, nic mi nie jest kochanie, po prostu złamałeś mi serce. Noga to przy tym pestka, podobno się ładnie wygoi. Przewinęłam listę w dół, ostatni. „Pewnie i tak nie czytasz, może nawet już mi nie wierzysz - ale kocham cię, pamiętaj o tym, wiem, że będzie tam Artur...po prostu jesteś dla mnie wszystkim, pamiętaj” Rozbeczałam się. Zapomniałam na moment, że to tak może boleć. Fizycznie, namacalnie, jakby ktoś stał nade mną bił mnie i przypalał ogniem jednocześnie. To, co od kilku dni, sumiennie wypychałam z myśli, wyrzucałam ze świadomości, zaatakowało mnie ze wszystkich stron. Porządki, pierścionek, delegacja, wyjazd, pierścionek, wypadek. Nie byłam wstanie powstrzymać kalejdoskopu obrazów. Ktoś zapukał do drzwi. Cholera Artur! Rzuciłam się znowu do torebki w poszukiwaniu chusteczek tym razem. Pukanie się powtórzyło. Kurwa! Chwila spokoju!
– Kasia jesteś?
To nie był Artur.
– Jestem. Wejdź. – Udało mi się wykrztusić.
Marcin otworzył szeroko drzwi.
– Wszystko ok? Wychodził stąd Artur. – Powiedział mój przyjaciel patrząc na mnie znacząco.
– Tak. Ok. Nie, nie płacze przez Artura. – Zastrzegłam od razu.
– Tylko przez mojego brata. – Pokiwałam głową. – Nie bój się, nie przyjedzie tutaj. Nie odważy się. A teraz wytrzyj oczka i chodź na dół. Impreza przeniosła się do jadalni.
Kaśka siedziała u siebie w pokoju w kompletnej ciszy. Nie odważyła się puścić, nawet po cichu, radia. Wystarczyło, że telewizor w dużym pokoju ryczał na cały regulator. Czekała na telefon od Artura. Od trzech dni. To mówiło wszystko. Po ich ostatnim spotkaniu, to on miał zadzwonić. Milczał. Całkiem niedawno, już by dzwoniła sama. Ale nie dzisiaj. Za bardzo się pokłócili ostatnim razem. Poszło o wakacyjny wyjazd. Chciał jechać na Słowację ze swoimi znajomymi z roku. Nie przepadała za tamtą paczką. Nie było by sprawy, gdyby nie to, że wyjazd na Słowację, nakładał się z wypadem ich paczki do Wisły. Mieli wrócić „na stare śmieci” do Górskiego Zakątka. Tam, gdzie się poznali. W ostateczności kazała mu wybierać. Efekt był taki, że warowała, jak pies, przy telefonie. Nagle, czerwony aparat, odezwał się terkocącym dzwonkiem. Spojrzała na zegar wiszący na ścianie. Minuta po dwudziestej drugiej. Tańsze rozmowy. Artur. Szybko podniosła słuchawkę, za nim któreś z rodziców uprzedzi ją, w dużym pokoju.
– Słucham? – Zapytała, starając się opanować drżenie głosu.
– Kaśka?
– Tak. – Potwierdziła, marszcząc równocześnie czoło, to nie był głos Artura.
– Czyli dobrze zapamiętałem numer. Z tej strony Sebastian.
– Seba?! Stało się coś?
– Nie, mam chwilę czasu i tak… – Zawiesił głos. – Po prostu, chciałem pogadać. Z kimś pogadać. – Dodał szybko.
– I wybrałeś mnie?! – Kaśka roześmiała się do słuchawki. – Marcin nie odbierał?
– Nie wiem, wykręciłem twój numer. Dawno nie rozmawialiśmy.
– Fakt. Ostatni raz przed twoim wyjazdem, pod koniec marca. Opowiadaj, co tam słychać w wielkim świecie. - Dziewczyna rozsiadła się wygodniej na kanapie. Parę minut później prawie zapomniała, że czekała na telefon od Artura. Sebastian całkowicie pochłonął jej uwagę, opowiadając o swojej wyprawie do Puszczy Białowieskiej. – Nie wiedziałam, że bycie fotografem, to taka fajna sprawa. – Skwitowała śmiechem jego ostatnią wzmiankę o ucieczce przed lochą z małymi. – Chyba kiedyś poproszę cię o małą sesję.
– Mam całkiem sporo twoich zdjęć.
– Serio?
– Żartowałem. – Uciął krótko temat. – A co u ciebie, Artura?
– U mnie sesja za moment. Już mi się niedobrze robi od tych wszystkich paragrafów. Ale handlowe chciałabym zdać w zerówce. Natomiast u Artura… – Zawiesiła głos. – U Artura, też sesja. A jeśli pytasz, co u nas, to nie wiem. – Słowa same popłynęły. – Nie możemy się ostatnio dogadać.
– Sesję zdasz w pierwszym terminie kujonie. Szkoda, że nie możecie się dogadać. Fajna z was para. Jednak odległość robi swoje, co?
– Chyba tak, stąd te nieporozumienia. Aktualnie siedzę i czekam na telefon od niego.
– Ty, kobieta czynu czekasz? Nie wierzę. Chcesz pogadać? Może męski punkt widzenia okaże się pomocny? Nie płacę za ten telefon. – Dorzucił lekko.
– W sumie… - Kaśka zastanowiła się sekundę. – No dobra, jesteś po za kręgiem, że tak się wyrażę. Masz inne spojrzenie.
– Mam też wygodną kanapę pod tyłkiem i piwo w ręku. Mów.
– Ale nie wiem, od czego zacząć! Kurcze, nie tak prosto sprecyzować przeczucia.
– Kobieca intuicja?
– Tak. Po prostu...Po prostu czuję, że niby wszystko jest ok, a tak naprawdę wszystko się wali. Nie ma między nami tego czegoś, nie wiem porozumienia, patrzenia w jednym kierunku.
– Poznał kogoś?
– I tak i nie. Nie sądzę, aby chodziło o jakąś laskę. Raczej o jego paczkę ze studiów.
– Nie lubisz ich?
– Wiszą mi. Mam swoją grupę znajomych. To też dobrzy znajomi Artura w końcu. A tamci, no nie wiem, jak dla mnie mają zbyt luzackie podejście do życia. Są wolni, bez zobowiązań, kochają ostre imprezy. A Arturowi…
– To odpowiada. – Wszedł w słowo Sebastian.
– Tak. Chyba tak. Mam wrażenie, że czasami to, iż przyjeżdża do mnie w weekend, jest dla niego obowiązkiem. Bo: Karol robi imprezę, Wojtek zaprasza na kosza, a u Łukasza będą grać w planszówkę całą noc. A ja? Wyskakuje z imprezą u Oli, grillem u Arka, czy po prostu imieninami mamy, albo leniwym dniem na kanapie, zakupami. Atrakcyjność moich ofert, jest widocznie mniejsza. – Powiedziała zrezygnowana.
– Ale ty sama w sobie jesteś atrakcyjna, nie przesadzaj. – Sebastian Zaśmiał się do słuchawki.
– Widocznie już nie. Swoją drogą, osiadłam na laurach. Cosmopolitan radzi, aby ciągle być tajemniczą boginią dla swojego faceta, chyba zapomniałam o tym pierwszym przykazaniu.
– Pewnie, wypisują też inne bzdury. Szczególnie na temat seksu i randek. – Prychnął.
– Nie wiedziałam, że czytasz Cosmo. – Zaśmiała się do słuchawki. – Masz rację. A ja, jak ta otwarta, sczytana księga. Randki nie wchodzą już w rachubę. A, czy sztuką miłosną się jakoś ratuje, nie wiem. Pytanie nie do mnie. Opatrzyłam się.
– Nie jest tak źle. Nadal można się w ciebie zapatrzeć. Wierz mi. A, co do opatrzenia się już całkiem serio. Kasia, temperatura uczuć z czasem spada. Nie może być ciągle na full. To normalne. Na tym polega związek. Na byciu ze sobą w codzienności. Tobie, to nie przeszkadza, ta codzienność, normalność…
– Jemu widocznie tak. Ostatnio zaczął coś mówić o swobodzie w związku. Nie wiem, jakiej, ale generalnie nie spodobał mi się ten tekst. Ja nie czuję się ograniczona. – Wyrzuciła z siebie sfrustrowanym tonem.
– Posłuchaj mnie uważnie. Tylko się nie wściekaj od razu. – Zastrzegł. – Jesteście z Arturem w pierwszym waszym poważnym związku. Takim poważnym na maksa. Tobie taki układ w pełni odpowiada. Kochasz tego faceta, jest ci z nim dobrze. Nie potrzebujesz dodatkowych atrakcji, spełniasz się. Może i nawet planujesz już wygląd pierścionka i wystrój kościoła. Z tego, co mówisz, on do tego jeszcze nie dorósł. Nie zrozum mnie źle, nie mówię, że cie nie kocha, nie pragnie. Po prostu nagle wydaje mu się, że ten świat po za waszym związkiem jest bardziej atrakcyjny. Kumple, imprezy, ludzie bez ograniczeń. A on, wsiada w pociąg w sobotę i jedzie do ciebie. Oczywiście, że chce w niego wsiąść, ale…
– Łukasz ma nowa planszówkę? – Nie wytrzymała.
– Nie ironizuj. Po prostu macie inne priorytety na ten moment. Musicie usiąść i pogadać. Ale nie złościć i nie krzyczeć tylko pogadać. Choć może ta rozmowa zaboleć. – Uczciwie zastrzegł.
– Dlatego rozstałeś się z Aldoną? – Kasia skojarzyła fakty.
– Tak. Inne priorytety. Nie ktoś inny, zdrada, czy nuda. Inne cele. Tak czasami bywa. Przerobiłem to na własnej skórze.
– Nie pocieszasz mnie. – Westchnęła do słuchawki
– Wiem Kaśka. Ale pomogłem? – Zapytał z przekorą w głosie.
- Chyba tak. Myślę, że powinnam zadzwonić. – Kasia podjęła decyzję.
- Mądra dziewczynka. Wracam w niedzielę, zapraszam na piwko. Dobra. Kaśka, ja się rozłączam, a ty dzwoń do swojego idioty. Kolorowych snów.
– A wiesz, że zadzwonię. Dzięki za telefon, Seba. Poprawiłeś mi nastrój. Nie daj sie zjeść jakimś potworom. I czekam na zdjęcia. Dobranoc.
Nie odłożyła słuchawki na widełki, tylko wykręciła na tarczy numer do Artura. Nie szkodzi, że było przed jedenastą, w piątek wieczorem nikogo o tej porze nie obudzi. Po czterech sygnałach wreszcie ktoś podniósł z drugiej strony. Nie był to Artur.
– Cześć Piotr. Tu Kaśka. Dasz mi Artura?
– Artura?
– No, Artura, ten wysoki, mieszka z tobą, wyjada ci żelki. – Zażartowała.
– Echem. –Głos po drugiej stronie wydał nieokreślony dźwięk. – Kasia, Artura nie ma.
– Wyszedł gdzieś?
– Można, to tak określić.
– Piotrek, nie mów do mnie zagadkami. – Ofuknęła chłopaka.
– Ok. Nie będę, ale w razie czego, to ja się do was nie mieszam.
– Mów, o co chodzi? – Przerwała. Jakoś nagle zaczęło ją coś dusić w okolicach żołądka.
– Artur, we wtorek wyjechał na wypad w Karkonosze. Nie wiedziałem, że ci nic nie powiedział.
– Z kim?
– Słucham?
– Z kim pojechał? – Powtórzyła pytanie, choć znała na nie odpowiedz.
– No wiesz, z całą paczką od niego z grupy. Słuchaj, naprawdę mi głupio. – Piotrek zaczął się tłumaczyć
– Daj spokój, nie tobie powinno być głupio, że twój kuzyn robi mnie w konia. – Przerwała. – Raczej jemu. Kiedy wraca?
– W niedzielę. Koło czwartej ma być.
– Piotrek, mógłbyś się na niedzielę zmyć? – Poprosiła. – Musze pogadać z Arturem.
– Ok, zmyję się. – Zgodził się szybko. – Mam mu powiedzieć, że przyjedziesz jakby dzwonił?
– Nie. Niespodzianka za niespodziankę. Dzięki Piotr. Cześć.
- Cześć.
15 maj 1999
Klucz w zamku, jak zwykle, odrobinę się zacinał. W końcu udało się przekręcić go do końca. Kaśka pchnęła drzwi i weszła do długiego przedpokoju, potykając się o pozostawione na środku adidasy któregoś z chłopaków. Kopnęła je pod szafę. Minęła kuchnie, w której Piotrek trochę ogarnął, choć na jej standardy porządku i tak panował tam niezły bałagan. Tak samo wyglądał duży pokój z zawaloną ławą. Musiała przesunąć stos różnych rzeczy, aby gdzieś odłożyć torebkę. Cofnęła się i nie mogąc opanować chorej ciekawości, weszła do pokoju Artura. Względny porządek. Notatki na biurku leżały ułożone w zgrabny stosik, zasłane łóżko. Jego ulubiona, granatowa bluza wisiała na gałce od szafy. Nie zastanawajac się nad tym, co robi wtuliła w nią twarz. Zapach Artura. Sama kupiła mu te perfumy. Ogarnęła ją tęsknota, cały gniew, którym nakręcała się od dwóch dni, ulotnił się z tym jednym haustem powietrza. Jego powietrza. Odruchowo spojrzała na półkę, gdzie zawsze stały ich zdjęcia. Była pusta. Zachwiała się, jakby ktoś uderzył ją z otwartej dłoni w twarz. Odwiesiła bluzę i cicho zamknęła drzwi od pokoju. Właściwie, mogła zostawić klucze i zatrząsnąć drzwi. Wszystko było jasne. Ich ostatnie kłótnie toczyły się wokół wolności. Poznawania nowych ludzi. Zdobywania doświadczeń. Dawania sobie luzu. W sprawach związku, bycia z kimś, łóżka byli dla siebie pierwszymi partnerami. Pierwsza miłość bywa wieczna najczęściej w bajkach, ich nie przeszła próby. I, choć Kaśkę wszystko bolało, było jej niedobrze, słabo, to tak naprawdę nie poczuła się swoją konkluzją zbytnio zaskoczona. Kochała Artura, dla niej był drugą połówką, kochankiem, przyjacielem, partnerem. Jednak on miał inne zdanie na ten temat, tylko nie dojrzał do tego, aby jej to oświadczyć. Inne priorytety, jak powiedział Sebastian. Namawiał ją do rozmowy, nie było już o czym dyskutować. To koniec. Zachowa twarz, zostawi klucze w jego pokoju, zadzwoni do Piotra, aby nie był zdziwiony. I nie będzie płakać, bo czuła, że jeśli pozwoli uciec spod powiek choćby jednej łzie, potoku nie zatrzyma przez wiele godzin. Musi wytrzymać, dojechać do domu w całości. Musi.
Czuła się, jakby jej ciało nie chciało słuchać prostych rozkazów. Przeszła do dużego pokoju. Wyciągnęła z torby klucze i ponownie przeszła do pokoju Artura. Nie rozglądając się rzuciła z brzękiem komplet na łóżko. Miała już rękę na klamce drzwi wyjściowych, gdy przypomniała sobie o swojej własności. Torba, nieźle by się urządziła, gdyby zatrząsnęła za sobą drzwi. Dokumenty, portfel. Wróciła się, na wieży zobaczyła pudełko ze swoją płytą, którą ostatnio tu zostawiła. Kierowana impulsem wrzuciła CD do kieszeni swetra. W tym momencie usłyszała, zgrzyt zamka. Piotr, to nawet dobrze. Nie będzie musiała dzwonić, przemknęło jej przez myśl. Niestety w przedpokoju rozbrzmiał śmiech Artura i jakieś dziewczyny. Pod Kaśką ugięły się kolana.
Już w pociągu miał wyrzuty sumienia, że nie powiedział Kasi o wypadzie. Karkonosze wyskoczyły tak nagle. Wiedział, że znowu usłyszałby litanię, że obiecał im wspólny weekend, miał zadzwonić, coś zrobić, gdzieś jechać, a tak w ogóle zakuwać do sesji. Nie miał ochoty na kolejny wykład. Czasami słuchając Kaśki czuł się, jakby słyszał swoją matkę. Ciągłe przypominanie o czymś czego nie zrobił, zawalił, wydawanie poleceń. Miał dość tej kontroli, z drugiej strony … Kochał ją po prostu. Tylko ostatnio było im pod górkę. Potrzebował tego wyjazdu, oderwania się, wyluzowania. Obiecał sobie, że zadzwoni do niej ze schroniska, ale na Hali Szrenickiej nie działał telefon, a potem... Potem zbyt dobrze się bawił.
– Czekaj, zrzucę tylko plecak i zaraz dam ci tą płytę U2. – Artur wpuścił Ankę przed sobą. Zdjął plecak i pewnym krokiem wszedł do salonu. Widok Kaśki kompletnie go zaskoczył. Zamrugał mocno oczami, myśląc, że to tylko zwidy. Jednak, nie, postać dziewczyny koło wieży nie zniknęła. – Cześć kochanie. – Wydukał. Nie odpowiedziała. Była dziwnie blada.
– Artur, oddam płytę jutro. Przyjedziesz po mnie o siódmej i razem zjawimy się u Wojtka. – Dziewczyna z przedpokoju nagle znalazła się za jego plecami. Miał wrażenie, że skąd inąd, spory pokój zmniejszył się do mikroskopijnych rozmiarów. – O, hej. - Anka urwała na widok Kasi.
– Hej. –Kaśka wydobyła z siebie jakiś zgrzyt.
Sytuacja z dziwnej przeszła w mega krepującą. Artur nagle się otrząsnął. Podszedł do swojej dziewczyny i chciał się z nią przywitać, jednak zdołał zrobić tylko dwa kroki w jej kierunku. Spojrzała na niego takim wzrokiem, że natychmiast osadziła go w miejscu.
– Kasiu, to jest Ania, moja koleżanka z roku, właśnie wróciliśmy z wypadu z góry. – Usłyszał, jak to zabrzmiało. – To znaczy, nie sami, paczką całą. – Brnął dalej. – Chciałem jej pożyczyć płytę U2. Ania, to jest Kaśka…
– Wystarczy Artur. Miałam to załatwić inaczej. ale... – Przerwała mu brunetka. – Jestem Katarzyna. – Podeszła do dziewczyny i wyciągnęła rękę. – Sorki, ale płyty nie dostaniesz, jest moja i właśnie ją zabieram. Poszukaj u kogoś innego. –Odwróciła się do Artura, który czuł się, jakby ktoś wrzucił go, do jakiejś innej bajki. – Klucze leżą na twoim łóżku. Resztę moich rzeczy daj Marcinowi przy okazji. – Chłopak chciał coś powiedzieć, ale mu nie pozwoliła. – Mam nadzieję, że wyjazd był udany i warty tego co spowodował. – Chwyciła torebkę z fotela i wyszła.
Artura wmurowało. Klucze? Płyta? Reszta rzeczy? Nagle dotarł do niego sens tego, co mówiła Kaśka.
– Anka, sorki, zaczekaj tutaj, dobra?
– Ok. – Powiedziała tylko.
Artur wybiegł za swoją dziewczyną, słyszał, jak zbiegała po schodach.
– Kaśka! – Krzyknął za nią, stukot obcasów przyśpieszył. Zaklął i puścił się pędem w dół. Dopadł ją na chodniku, złapał mocno za ramię i obrócił do siebie. Syknęła z bólu.
– Puść mnie!
– Kaśka, co ty odpierdalasz?
– Ja?! Serio ja? Artur, to nie ja wyjeżdżam na wypad bez słowa, to nie ja nie mam dla ciebie czasu ostatnio, to nie ja ględzę o swobodzie i chęci wyszalenia się. I to nie ja wrzucam do szuflady zdjęcia osoby, którą ponoć kocham. Miejsca po ramkach zdążył już równo przykryć kurz.
– Słuchaj wiem, nawaliłem, ale to nie tak…
– A jak, Artur? Nie rób ze mnie idiotki. Umiem dodać dwa do dwóch, choć faktycznie, trochę mi to zajęło. Wybacz, byłam ciągle zakochana. – Ironizowała.
– Byłaś? – Chwycił ją za słówko.
– Tak, powinnam być. Niestety jestem nadal głupią pindą. która cię kocha. Ale ty już nie kochasz mnie, nie jesteś we mnie zakochany.
– Nie mów tak!
– Jak? Z pierwszej miłości się wyrasta, tak bywa. A ty wyrosłeś ze mnie. Ja z ciebie nie i wybacz, ale pewnie zajmie mi to trochę więcej czasu niż tobie. Nie mam ochoty cie oglądać Artur, to boli.
– Co ty pieprzysz, przecież ja cię kocham! Wróć na górę, pogadamy na spokojnie.
– Nie. – Zaprotestowała zdecydowanie. – Nie, Artur. Zapytaj się uczciwie w duszy, czy mówisz i to czujesz, czy tylko bronisz się tymi słowami?
Chłopak zamilkł. Chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował.
– Dziękuję za szczerość. Nie dzwoń. – Odwróciła się i powoli otworzyła drzwi od auta.
Nie zatrzymał jej. Nie miał argumentów.
Artur, wrzesień 2008
Impreza się rozkręciła. Wraz ze wzrastającą ilością spożytego alkoholu, atmosfera robiła sie coraz bardziej „wspomnieniowa”. W końcu znaliśmy się od ponad dekady. Uzbierało sie trochę. Opalanie tyłków na pokładzie łajby, w czasie szlajania się po mazurskich jeziorach. Okłady z maślanki, które dziewczyny robiły nam na poparzone pośladki. Pieczenie kradzionych ziemniaków z pola w ognisku na jednym z wypadów, które potem okazały się być odmianą pastewną, a smakowały wyśmienicie. Zawody w rzucaniu kobietą do wody. Odpały, wygłupy.
Siedziałem na ławie, na lewo od Kaśki. Obserwowałem. Choć starałem się nie zerkać na nią zbyt często, mój wzrok, co chwilę uciekał w jej stronę. Nie miałem szans, aby pogadać na osobności. Miejsce obok Kaśki wiecznie było zajęte. Jakby wszyscy się zmówili. I ten współczujący wzrok Marcina, Sońki, Rafała. Nie wiedziałem, co jest grane.
– Artur! – Arek wołał mnie od strony grilla. – Zastąp mnie. – Poprosił, gdy spojrzałem na niego.
Wstałem z ociąganiem i ruszyłem zmierzyć się z kiełbasami, kurczakami i innymi rarytasami, równo rozłożonymi na ruszcie. Po chwili dołączył do mnie Marcin.
– Słuchaj, załatwiłem ci ten program. Jest po niemiecku, co prawda, ale dasz sobie radę? – Zagadnął
– Dam, dzięki za pamięć. – Ja sam nie pamiętałem już nawet, że prosiłem o coś takiego, musiało to być bardzo dawno temu. Marcin patrzył na mnie wyczekująco. – Dobra, stary, o co chodzi? Bo nie o program.
– Słuchaj. Kaśka…
– Tak, wiem. – Przerwałem mu z irytacją w głosie. – Mam ją przeprosić, trzymać się od niej z daleka. Rafał już cię uprzedził. Nie wiem, co was wszystkich naszło. Nie widzieliśmy się lata i lata nie jesteśmy razem. Może masz chwilową amnezję, ale ona jest z twoim bratem i dobrze o tym wiem. Nie trzeba mi przypominać. Zresztą, skąd to założenie, że od razu coś miedzy nami i na pewno zaciągną ją na złą drogę? – Zapytałem, wściekły o całe to głupie gadanie.
– Sprowadzę, jeśli już. – Poprawił mnie Marcin. – To nie tak, cholera nie mogę mówić za Kasię, ale widzę jak na nią patrzysz. Pomimo lat, które wypominasz, to się czuje. To „coś” między wami! Nie jest z Sebastianem, dla ścisłości. Ale, to nie znaczy, że możesz sobie z nią pogrywać. Odpuść imprezowe zacieśnianie więzów, jeśli ona jeszcze coś dla ciebie znaczy. A, wiem, że tak jest. – W kieszeni Marcina rozdzwoniła się komórka. – Kurwa! Czy on nie rozumie jak mówię do niego po polsku? – Wysyczał, gdy spojrzał na wyświetlacz. Usłyszałem jeszcze, za nim odszedł, jak rzucił wściekły “Nie rozumiesz. Nie odbierze od ciebie!”
Ciekawe, pomyślałem. Nagle, na policzku, poczułem ciężką kroplę wody. Za sekundę druga, pacnęła mnie w ramię. Z oddali usłyszałem szybko narastający szum. Zamknąłem pokrywę jednego i drugiego grilla. W ostatnim momencie.
Rozpadało się. Nagle lunęło, jak z cebra. Jak to w górach. Wszyscy rzucili się do ratowania dobytku porozkładanego wokół ogniska. Zapanował chaos. Odniosłem koce i wracałem po poduszki ogrodowe, gdy zobaczyłem powoli kuśtykającą Kaśkę, przemoczoną do suchej nitki. Byłem przekonany, że jest już w budynku. Gdy się mijaliśmy podniosła wzrok i popatrzyła mi w oczy. Przeszedł mnie dreszcz. Nie z powodu mokrej koszulki. Na chwilę wszystko się zatrzymało. Nagle niebo nad nami rozcięła błyskawica i równocześnie huknął grzmot. Kaśka zrobiła w tym momencie krok i poślizgnęła się jej kula. Odruchowo wyciągnąłem ręce, ratując ją przed upadkiem. Zachwialiśmy sie oboje i upadliśmy. Na szczęście, to ona wylądowała na mnie, a nie na odwrót.
– Znowu mnie przewracasz. – Zaczęła chichotać. Oparła ręce o moją klatkę i spojrzała mi w oczy.
Przypomniałem sobie błyskawicznie:
– Tak, ale tym razem ja również leżę i nie ma śniegu. Widocznie inaczej nie potrafię zaczynać z tobą rozmowy.
– Wystarczyło usiąść obok mnie. – Mruknęła. – Jak wstaniemy? – Zapytała, ale z miłym zaskoczeniem stwierdziłem, że nic nie robi w tym kierunku.
– Nie wiem. Całkiem wygodnie mi się z tobą leży. Tylko ten deszcz, choć w sumie i tak już jesteśmy przemoczeni. – Kaśka w odpowiedzi kichnęła w moją mokrą bluzę. – Ok. Myszko, zaniosę cię do pokoju, bo się rozchorujesz. – Podjąłem męską decyzję. Przetoczyłem się, chroniąc Kaśkę ramionami. Podniosłem się szybko i postawiłem ją na nogi. – Przytrzymaj się mnie. Wezmę twoje kule. – Szybko zlokalizowałem zgubę. Kaśka wyciągnęła ręce, aby je ode mnie odebrać. – Dam ci je, ale i tak cię zaniosę.
– Oszalałeś. – Skomentowała.
Jak zwykle przy tobie, nie wypowiedziałem tych słów na głos, tylko, po prostu, wziąłem ją na ręce. Nie protestowała.
11 Sierpień 2002
– Poprosiłem Ankę o rękę. – Powiedział Artur
– Co stary? – Marcin szeroko otworzył oczy, dziwne, ale Kaśka słyszała to w jego głosie.
– Słyszałeś…
– A, Kasia?
– Czas dorosnąć. Mam dość zabawy w kotka i myszkę.
– Aha...Wypada mi chyba pogratulować.
Kaśka cieszyła się, że stała w głębi korytarza i ani Artur, ani Marcin nie byli świadomi jej obecności. Właśnie dostała w twarz, prawy sierpowy, lewy sierpowy, każde usłyszane słowo było, jak kolejny raz. Zaręczył się, wybrał tamtą. Nie ją. Oświadczył się. Zaręczył się. Oświadczył się. Zaręczył się...Tylko te dwa zestawy słów krzyczały jej w głowie. Resztką sił powstrzymując krzyk, wycofała się do pierwszego pokoju. Pokoju Sebastiana. Ciężko opadła na łóżko. Tyłem do drzwi, a przodem do dużego lustra. To nie była ona. Ta kredowoblada dziewczyna, to nie mogła być ona. Przecież tyle, co wróciła z pieprzonego Egiptu, opalona na złoty brąz. Nie mogła na siebie patrzeć. Wstała i szybko wyłączyła małą lampkę obok lustra. Pokój momentalnie pogrążył się w ciemności. Usłyszała, jak otwierają się za nią drzwi. Na podłogę padła smuga światła. Nie musiała się odwracać. To był Artur.
– Hej. Tu się schowałaś. – Powiedział lekkim tonem. – Szukałem cię. – Nie odpowiedziała. – Ej, co się stało? – Spoważniał. Nadal nie odpowiadała. – Kasia? – Zamknął drzwi, smuga zniknęła. – Co jest, myszko?
– Nie mów tak do mnie. – Zdołała wydusić. Wstała z tapczanu. Podeszła do okna. – Myszką, byłam dawno temu.
– Ok, ale powiesz, co ci jest. – Odpowiedział zdezorientowany.
Nie była w stanie się ruszyć, pojęła znaczenie słów „zamienić się w słup w soli”. Teraz ona była taki słupem. Poczuła ręce Artura na swoich ramionach, próbował ją obrócić twarzą do siebie. To było, jak impuls. Jego dotyk. Ogarnął ją lodowaty spokój. Odwróciła się gwałtownie, odsunął się zaskoczony.
– Gratuluję. – Powiedziała po prostu
– Co?
– Masz problemy ze słuchem? Kłania się otolaryngolog. Powiedziałam, że ci gratuluję
– Czego mi gratulujesz? – Chciał wsunąć jej kosmyk włosów za ucho, zrobiła unik i dodatkowo cofnęła się o krok.
– Zaręczyn. Gratuluje ci zaręczyn. – Artur patrzył na nią. Teraz on zbladł. Zmieszał się zawstydził? Nie wiedziała. Nie obchodziło ją to. Interesował ją tylko i wyłącznie własny ból i poniżenie. – Zamierzałeś mi powiedzieć dzisiaj? A może dopiero, kiedy kolejny raz mnie przelecisz? Zresztą nieważne. To już się nie liczy, prawda? – Wzruszyła ramionami.
– Myszko, to nie..
– Nie tak?! – Podniosła głos. – A, jak? Jaja sobie robiłeś przed chwilą? To był taki „żart”? – Zrobiła znak cudzysłowu w powietrzu palcami. – Dla wtajemniczonych? Sorry, nie znam tego kodu.
– Nie, to nie był żart. Ja po prostu... – Artur zebrał się w sobie i wyprostował. Spojrzał Kasi prosto w oczy. – Przepraszam…
– Przepraszasz?
– Tak. Nie wiem. Stało się. Postanowiłem się określić. Tak po prostu. Wybrałem.
– Wiesz, fajnie by było, gdybyś mnie uprzedził. Powiedział mi, jako pierwszej. Nic wielkiego. Krótki mail. Może coś w tym stylu: Cześć Kaśka. Widzieliśmy się ostatnio i nieskończoną ilość razy w ciągu ostatnich lat, nie wspominając tych, które spędziliśmy razem, i tych kilku razy, gdy się ze sobą przespaliśmy, ale zrozum, że jestem teraz z Anią. Oświadczyłem się jej. I choć, to dość niezręczne, oboje wiemy, że zaręczyny z nią były nieuniknione, mam nadzieję, że nie jesteś zbyt zaskoczona. – Przerwała, aby zaczerpnąć powietrza, płonęły jej policzki. – Albo wiesz, nie, krócej, bardziej bezpośrednio: siedem lat wspanialej przyjaźni i świetnego, okazjonalnego seksu. Nie wspominając czasu, gdy byliśmy parą. Nie mówiąc o tych chwilach, gdy po prostu siedzieliśmy w ciszy, albo słuchając muzyki, lub czytając książki oparci o siebie plecami. Kilometrów, gdy jeździliśmy bez celu. Zapomnij o tym, więcej się nie powtórzy, bo się zaręczyłem…
– Przepraszam! Posłuchaj… – Powtórzył , uderzając otwartą dłonią ścianę za Kaśką.
– Wybrałeś ją. – Znowu mu przerwała. – Zrozumiałam lekcję. – Odwróciła się do niego plecami. – Ją, nie mnie, nas…
– Kasia, przepraszam. Wytłumaczę ci! – Obrócił dziewczynę za ramiona twarzą do siebie.
- Nie musisz, już nic nie tłumacz. – Powiedziała gorzkim tonem. – W sumie twoje zaręczyny, to prezent dla mnie. Taki akt tchórzostwa całkowicie cię przekreśla. Dyskryminuje twoją osobę.
– Wierz mi, próbowałem postąpić właściwie. Wybrać właściwie. To nie było łatwe. I w końcu, to ty ze mną zerwałaś!
– Pieprz się! – Wykrzyczała.
- Co chciałaś?. Abym, to tobie się oświadczył, gdy mieliśmy po dwadzieścia jeden lat?! – Artur również podniósł głos.
– Nie! Jeśli chcesz mnie traktować, jak głupią pannę, to wymyśl lepszy tekst!
–Spróbowaliśmy być razem. Nie wyszło. Słuchaj, ja panikowałem przy tobie…
– Panikowałeś? To się leczy!
– Przestań! Doskonałość naszego związku, bycia razem, mnie przerażała. Żadnych kłótni, niewypałów, wszystko było doskonałe! Przyjaźń, uczucia, seks, rozmowy, imprezy, szaleństwa, wygłupy – wszystko! Panikowałem, bałem się, że nadejdzie taki dzień, w którym nie podołam tej doskonałości. Przestanę być dla ciebie perfekcyjny! Dlatego zacząłem się wycofywać. Mówić o luzie, swobodzie…
– Daj spokój! – Kaska wyśmiała Artura. – Dorabiasz chore teorie! Nie mówiłeś wtedy nic takiego. Mówiłeś tylko o tym, że zabawa ze mną ci nie odpowiada. Dlatego zerwałam. Zresztą okoliczności były jasne!
– Myślisz, że znasz odpowiedź na wszystko?! Każde rozwiązanie. Że zawsze wiesz, co kryje się w moim sercu?!
– Nie! Oboje wiemy, co kryje się w naszych sercach!
– Nie pomyślałaś o tym, że potrzebuje kobiety, takiej jak Anna!
– Niby jakiej? –Zapytała z sarkazmem.
– Nie takiej, jak ty! Kogoś poukładanego, wiedzącego, czego chce w życiu, życzliwego, dbającego o mnie. Jednym słowem, twoje przeciwieństwo.
– Kogoś nudnego, zachowawczego. Życzę szczęścia w takim razie! Nie dodawaj nic więcej. Umrzesz z nudów! Twój wybór. Zrozumiałam. Ją kochasz, mnie masz w dupie, byłam zabawką, odgrzewanym kotletem. Zostaw mnie! – Odwróciła się plecami do Artura i stanęła twarzą do balkonowej szyby. Oparła się rękoma o zimną taflę. Poniżej, w ogrodzie, stał Sebastian. Rozmawiał z Marcinem. Jakby pociągnęła za niewidzialną linkę. Seba podniósł głowę i spojrzał w swoje okno Nie mogła na niego patrzeć. Cofnęła się od okna. Wpadła plecami na Artura. Zaczęła się dusić. Musiała wyjść, zostać sama! Nie ogarniała swoich własnych emocji. Chciała wyminąć chłopaka, ale ją przytrzymał za nadgarstki. Szamotała się, nic to nie dało. Przełożył jej ręce do swoje prawej dłoni, a lewą ręką przygarnął ją mocno do siebie. Trzymał w uścisku dopóki nie przestała się wyrywać.
– Dlaczego? – Kaśka podniosła głowę i spojrzała Arturowi w oczy. – Dlaczego? Jesteśmy dla siebie całym światem, mamy własny mikrokosmos. Dlaczego? Ciągle do siebie wracamy, to jest znak! – Poczuła, że łzy ciekną jej po policzkach. Artur puścił dłonie, szybko obtarła mokre policzki. – Kochamy się, szalejemy za sobą, przyjaźnimy się. Byliśmy sobie przeznaczeni!
– Wiem o tym. Wiem. – Nachylił sie nad nią i zaczął scałowywać łzy. Poddała się przez moment tej torturze
– Nie! – Wyrwała się z jego dłoni. – Nie! Wybrałeś! – Szybko dobiegła do drzwi i zatrzasnęła je z hukiem z drugiej strony.
Odnalazła swoją marynarkę pośród innych okryć w przedpokoju. Ignorując zaczepki innych, zgromadzonych na urodzinowej imprezie Marcina, próbowała się wymknąć. Tak, aby nie zatrzymał jej ani Artur, ani Marcin, ani…
– Możesz mnie przepuścić Seba? – Tak, ten facet też był na liście do „ominięcia”.
– Nie, dopóki mi nie powiesz, co robiłaś w moim pokoju.
– Zgubiłam się. Ok? – Próbowała dalej wyminąć Sebastiana.
- Tak? W domu, który znasz od czasu, gdy walnęłaś kamieniem Marcina w oko, gdy miał cztery lata. Bujać to ja, nie mnie. – Chłopak złapał Kasię za ramię.
– Ok. Bliższe prawdy, będzie to, że się pogubiłam. Błagam, Sebastian, twój pokój, to akurat przypadek. Sorki, nie powinnam tam wchodzić, ale powściekasz się na mnie pojutrze, albo najlepiej za tydzień. Dziś już nie mam siły – spojrzała mu prosto w oczy.
– Kasia, ty płakałaś. – Oznajmił. Szybko spuściła głowę.
– Pożegnaj Marcina, ja spadam. – obejrzała się przez ramię i zobaczyła, że ze schodów schodzi Artur i już ją zlokalizował wzrokiem. Ogarnęła ją panika. Drugiej konfrontacji mogła nie znieść.
– Odwiozę cię. – Sebastian sięgnął po swoją bluzę wiszącą na haczyku. Z kieszeni jeansów wyciągnął kluczyki do auta i przełożył je do lewej ręki, prawą dłonią złapał dziewczynę za rękę i pociągnął. Znaleźli się na zewnątrz.
– Seba, oszalałeś, mieszkam trzy ulice dalej. – Próbowała protestować.
– Wiem, gdzie mieszkasz. Rozmawiałaś z Arturem? –Mówił, cały czas prowadząc dziewczynę, w stronę zaparkowanego samochodu po drugiej stronie ulicy.
– Tak. Już wiesz? – Dała się posadzić na siedzeniu pasażera. Sebastian zamknął za nią drzwi auta.
– Wiem. – Odpowiedział, gdy usiadł za kierownicą. – Chyba powinienem powiedzieć, że mi przykro.
Kaśka w odpowiedzi wzruszyła ramionami i odwróciła twarz w stronę okna. W świetle latarni zobaczyła, jak Artur idzie ścieżką do furtki. Zauważył ją w aucie. Spanikowała.
– Odwieź mnie już! – Rzuciła ostro.
– Jesteś gotowa wrócić do domu? – Sebastian odpalił silnik i powoli ruszył do przodu.
– Nie. – Odburknęła.
– Ok. W takim razie, będziemy jeździć tak długo, aż będziesz. Mam pełny bak. – Wrzucił dwójkę i skręcił w prawo. W przeciwnym kierunku niż blok dziewczyny.
Kaśka odsunęła fotel maksymalnie do tyłu. Bez pytania załączyła radio i zagłębiła się w siedzenie. W kieszeni marynarki rozdzwoniła się jej komórka. Wyszarpała aparat i spojrzała na wyświetlacz. „Artur”. Odrzuciła połączenie.
Kaśka, wrzesień 2008
Powinnam, powiedzieć „nie”. Tak by było właściwie, rozsądnie i rozważnie. Miałam to w dupie. Nie chciałam być ani rozsądna ani rozważna. Mocniej złapałam Artura za szyję. Procenty mnie wyluzowały. Nie wiem czemu zabraniali łączenia alkoholu z lekami. Na mnie ta mieszanka podziałała rewelacyjnie. Wdychałam zapach jego mokrej skóry i było mi dobrze. Błogo.
– Gdzie dostałaś pokój? – Pytanie wyrwało mnie z błogiego świata.
– Na samej górze. – Oderwałam głowę od ramienia Artura i spojrzałam na niego.
– Serio? Z kulami?!
– A, co? Za ciężka jestem? – Nie mogłam się powstrzymać.
– Nie głuptasie. Nie jesteś. Dla mnie nigdy nie byłaś ciężarem.
– Tam jest winda. – Kiwnęłam głową na prawo. Ho, ho, wchodzimy na grząski grunt. Zdecydowanie wolałam teraz, gdy mnie nosił niż mówił.
Kabina windy była za mała, abym dalej była noszona. Z konieczności musiałam stanąć na własnych nogach.
– Strasznie przemokłaś. – Artur odsunął mi mokry kosmyk włosów za ucho, gdy stanęliśmy pod drzwiami mojego pokoju.
– Nie bój się. Nic mi nie będzie. – Na „potwierdzenie” moich słów, znowu kichnęłam. Szlag by to.
– Yhymmm. – Zamruczał i uniósł znacząco brwi do góry. – A to była alergia?
Nie odpowiedziałam tylko przeszukałam kieszenie mojego swetra w poszukiwaniu klucza. Na szczęście nie zgubiłam go na dole w trawie. Przekręciłam zamek i wymacałam włącznik. Artur był za moimi plecami.
– Przebieraj się szybko, bo się rozchorujesz. – Wydał polecenie. Sam zniknął w łazience
Bez słowa podeszłam do torby, która nadal stała na niskim stoliku. Wygrzebałam z niej koszulkę, bluzę i spodnie dresowe. Po namyśle dołożyłam bieliznę.
– Pomóc ci się przebrać? – Artur wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
Przez szyję miał przerzucony ręcznik, potargane włosy, widocznie się wycierał, w końcu był tak samo przemoczony jak i ja. W rękach trzymał drugi ręcznik, którym bez ostrzeżenia zaczął wycierać mi włosy. Chciałam się uchylić.
– Ej! Zburzysz mi fryzurę! – Zaprotestowałam ze śmiechem.
– Nie zburzę. – odparł spokojnie. Dokończył wycieranie, rozczesał moje kosmyki palcami. – Świetna fryzura.
– Serio? – Zdziwiłam się, bo zawsze powtarzał, że moje długie włosy są niesamowite.
– Serio. Ślicznie wyglądasz. – Intensywność jego spojrzenia spowodowała, że poczułam się nieswojo.
– Dzięki. – Mruknęłam i spuściłam wzrok. – To ja się przebiorę. Dzięki za pomoc w dotarciu na górę. – Usiłowałam z godnością wziąć rzeczy, kule i dojść do łazienki, bo Artur nie zareagował na moje pożegnanie. Okazało się, że nie zmoczenie suchych ubrań jest niewykonalne.
– Kaśka, nie rób z siebie Zosi samosi. – Sprzątnął mi sprzed nosa ciuchy. - Śliczny biustonosz. – Rzucił przez ramię wchodząc do łazienki.
Pokiwałam zrezygnowana głową. Dzisiaj nic nie będzie proste.
Gdy wyszłam wysuszona i przebrana z łazienki Artura już nie było. Odetchnęłam z ulgą. Musiałam chwilę od niego odpocząć. Zebrać myśli i inne takie tam bzdety. No dobra, kogo chciałam oszukiwać? Przecież, gdyby chciał czegoś więcej, pewnie bym się długo nie opierała. Po pierwsze dlatego, że byłam rozbita, rzeczywistość mi się posypała i nie wiedziałam, co dalej. Po drugie, czułam się zagubiona i potrzebowałam, aby ktoś mnie przytulił, trywialne, ale prawdziwe. A po trzecie...To był Artur. Nadal, po tylu latach to był ON.
Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłonie. Znowu byłam na zakręcie. Nie mogłam uciec do innej bajki i nie myśleć o tym, co się stało. Wyciągnęłam rękę po torebkę i wymacałam telefon. Siedziałam z nim chwilę w dłoni bijąc się z myślami, czy go załączyć. Miałam dać sobie trzy dni. Prawda była taka, że czy załączę go teraz, czy w poniedziałek nie robiło różnicy. Mleko się rozlało, a ja znowu wyszłam na idiotkę.
Telefon rozbłysnął, rozwibrował się i rozdźwięczał po zalogowaniu do sieci. Najpierw nieodebrane połączenia. Sporo. Dziewięćdziesiąt osiem procent od Sebastiana. Ponad setka nieodebranych sms-ów. Wszystkie od niego. Wybrałam z listy na chybił trafił. „Zadzwoń. Proszę”, kolejny „puść sygnał, ja zadzwonię”, „coś się stało? Martwię się”, prychnęłam zirytowana. „Gadałem z Marcinem, a raczej on mnie zwyzywał. Oszaleliście oboje. Odbierz!!!”, niezły tekst, oboje mieliśmy omamy, taaa Seba, zapewne. Postanowiłam katować się dalej. “Kasia, pozwól mi przyjechać! Nic Ci nie jest?! Jesteś cała??. Odbierz!!” Nie, nic mi nie jest kochanie, po prostu złamałeś mi serce. Noga to przy tym pestka, podobno się ładnie wygoi. Przewinęłam listę w dół, ostatni. „Pewnie i tak nie czytasz, może nawet już mi nie wierzysz - ale kocham cię, pamiętaj o tym, wiem, że będzie tam Artur...po prostu jesteś dla mnie wszystkim, pamiętaj” Rozbeczałam się. Zapomniałam na moment, że to tak może boleć. Fizycznie, namacalnie, jakby ktoś stał nade mną bił mnie i przypalał ogniem jednocześnie. To, co od kilku dni, sumiennie wypychałam z myśli, wyrzucałam ze świadomości, zaatakowało mnie ze wszystkich stron. Porządki, pierścionek, delegacja, wyjazd, pierścionek, wypadek. Nie byłam wstanie powstrzymać kalejdoskopu obrazów. Ktoś zapukał do drzwi. Cholera Artur! Rzuciłam się znowu do torebki w poszukiwaniu chusteczek tym razem. Pukanie się powtórzyło. Kurwa! Chwila spokoju!
– Kasia jesteś?
To nie był Artur.
– Jestem. Wejdź. – Udało mi się wykrztusić.
Marcin otworzył szeroko drzwi.
– Wszystko ok? Wychodził stąd Artur. – Powiedział mój przyjaciel patrząc na mnie znacząco.
– Tak. Ok. Nie, nie płacze przez Artura. – Zastrzegłam od razu.
– Tylko przez mojego brata. – Pokiwałam głową. – Nie bój się, nie przyjedzie tutaj. Nie odważy się. A teraz wytrzyj oczka i chodź na dół. Impreza przeniosła się do jadalni.
Witam:)
Nowy rozdział. Drugi z ..czterech xd. Tak to jest jak się rozpiszę. W trzech się już nie mieszczę. Obym skończyła na czterech :)
Jest też nowy szablon - jeśli coś nie działa, nie wyświetla się itp - dajcie znać. Może uda mi się poprawić. Równocześnie proszę o wyrozumiałość - to mój pierwszy samodzielny twór :)
Miłego czytania!
Podoba mi się to opowiadanie. Cieszę się, że dziś tu weszłam i okazało się, że jest nowa część:) z niecierpliwością czekam na więcej;)
OdpowiedzUsuńM.
Witam,
UsuńDziękuję za komentarz. To bardzo miłe uczucie, gdy ktoś "dopieści" Cię komentarzem i zostawi po sobie ślad. Dodatkowo piszesz, że opowiadanie przypadło Ci do gustu to już w ogóle uśmiech na twarzy.
Pozdrawiam.
Moment, kiedy Kasia zrywa z Arturem, a później przeskok do momentu, kiedy dowiaduje się, że on oświadczył się Ani - albo się pogubiłam, albo nie rozumiem. Brakuje mi jakiegoś punku zaczepienia, bo ona z nim zrywa, a później się okazuje, że... tak jakby nie. Rozumiem, że ich relacje nie są łatwe, dwa wybuchowe charaktery itd., ale chyba liczyłam na więcej wyjaśnień. A być może kluczem do rozwiązania jest po prostu Ania i za bardzo skupiam się na tym, co jest nieistotne :P Może się następnym razem wyjaśni ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Witam,
UsuńTen przeskok to zabieg celowy. Specjalnie nie dodałam nic "pomiędzy" - jeszcze na ten temat padnie parę słów.
Czy Kaśka zerwała z Arturem> I tak i nie. Punkt widzenia od punktu siedzenia. Jej wersja - zrozumiała coś wcześniej niż Artur, dostrzegła,że jeszcze chwila , moment i wszystko się sypnie. Zadała mu proste pytanie. Brak odpowiedzi na nie był dla niej jednoznaczny z tym, że Artur nie chce już z nią być.
A Artur? Po części zrzucił na Kasię winę za zerwanie i usprawiedliwił swoje zachowanie. W końcu to nie on powiedział "nie dzwoń":)
Tak naprawdę oboje nie dojrzeli do "związku" i przy pierwszym poważnym problemie zrezygnowali z "bycia razem".
To co było pomiędzy sceną rozstania pierwszego, a informacją o zaręczynach Artura zostało wspomniane podczas ich kłótni. Nie mogli żyć ze sobą i bez siebie. Ciągła zabawa w kotka i myszkę oraz ukrywanie swoich prawdziwych uczuć.
Nie bez powodu to opowiadanie ma taki, a nie inny tytuł. Mam nadzieję ,że kolejna część wyjaśni wiele spraw :)
Pozdrawiam :)
wow. wcisnęło mnie w krzesło
OdpowiedzUsuńdawno nie czytałam z takim zainteresowaniem, co dalej??????
a właśnie, co dalej???
pozdrawiam
Witam:)
Usuń"Dalej" będzie w następny weekend, o ile żaden armagedon się u mnie nie zdarzy:D
Zapraszam również do zakładek z innymi opowiadaniami.
Pozdrawiam.