czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział osiemnasty.



       W sobotni poranek Konrad obudził się w świetnym nastroju. Leżał chwilę w łóżku i zastanawiał nad planem dnia. Była ósma. Szybki prysznic, śniadanie. Wyciągnięcie stroju galowego z szafy i walka z koszulą. Potem fryzjer. Obiad na mieście. Wróci do domu, przebierze się i pojedzie do Anity. Nie dogadali transportu. Do listy spraw dopisał w myślach telefon w tej sprawie.
    Plan zadziałał bezbłędnie tylko w pierwszym punkcie. Po wyjściu z łazienki odsłonił rolety. Za oknem szalała śnieżyca. Tumany śniegu, jak wściekłe, atakowały szyby oblepiając je mokrą, ciężką breją. Załączył telewizor na kanał meteo. Pogodynka z troską w głosie, ale przyjaznym uśmiechem na twarzy, informowała o sztormie na Bałtyku i froncie od zachodu, który niósł ze sobą białe paskudztwo. Odpowiednie służby prosiły o zabezpieczeni ruchomych rzeczy na zewnątrz i nie wychodzenie z domu. Pięknie pomyślał i sięgnął po telefon. Anita odebrała po pierwszym sygnale.
– Hej. Właśnie miała do ciebie dzwonić – odezwała się.
– Dzień dobry. Czy u ciebie też pogoda jest tak piękna ? – Zapytał wzdychając.
– Jeszcze piękniejsza. Pamiętaj, że mieszkam tuż przy morzu. Wieje niemiłosiernie, nie mówiąc już o reszcie dodatkowych atrakcji. O wyjściu gdziekolwiek możemy zapomnieć.
– Myślisz, że się nie uspokoi?
– Nie wiem. Ale jeśli nawet to nie zdążysz dojechać. Nie wiadomo w jakim stanie będą drogi za parę godzin. – Odpowiedziała. – Sama nie pójdę.
– Anita, a gdybym przyjechał teraz?
– Jak to teraz?
– Powiedzmy, że się ogarnę w ciągu godziny. Zapakuje smoking. Wezmę taksówkę i przyjadę. Nawet, gdyby był już utrudnienia, to do wieczora dojadę – roześmiał się cicho do słuchawki.
– Dobrze. – Zgodziła się. – Ale pod jednym warunkiem. – Dodała szybko, zanim pomyśli, że wszystkie obietnice, wobec siebie samej, są nic nie warte.
– Warunkiem? – W głosie Konrada brzmiało zaskoczenie. Przecież przedstawił sprawę jasno. Bez drugiego dna. Miał wyjątkowo czyste intencje.
– Zabierz coś na przebranie. Po balu przenocujesz u mnie. Nie puszcze cię w taką pogodę do Gdańska. – Wyrzuciła jednym tchem.
– Przemyślałaś, to co przed chwilą mi zaproponowałaś? – Konrada zatkało.
– Nie – odpowiedziała uczciwie.
– Ok. To ja się zbieram. Zanim się rozmyślisz – zakończył rozmowę z szerokim uśmiechem na twarzy. To by było na tyle z postanowienia o „odcięciu się” i „unormowaniu stosunków”. Był jak głupia ćma. Szedł prosto w ogień.

    Anita oparła głowę o wezgłowie łóżka. Leżała jeszcze w piżamie, obstawiona kotami na kołdrze i psami na podłodze. Przymknęła oczy. Przecież nie zaproponowała mu wskoczenia do swojego łóżka, tylko nocleg. Pogoda jest naprawdę paskudna. Zwykły, ludzki odruch. Gest przyjaźni. Chochlik w głowie odezwał się zanosząc sarkastycznym chichotem. Przegoniła go zrywając się z łóżka. Koty prychnęły oburzone. Postanowiła zafundować sobie długą kąpiel. Koło dwunastej zadzwonili z salonu fryzjerskiego, z informacją, że z powodu warunków atmosferycznych, są zmuszeni zamknąć wcześniej. Zaproponowali przyjazd fryzjerki, która mieszkała niedaleko Anity. Grzecznie podziękowała, dodając, iż żaden misterny kok nie wygra z tym, co dzieje się na zewnątrz.

***

    Konrad dotarł dopiero na czternastą. To, co działo się na drogach, zasługiwało na miano armagedonu kierowców. Anita otworzyła mu ubrana w obcisłe jeansy i krótki sweterek. Tylko tyle wystarczyło, aby poczuł nagły skok hormonów w ciele. Zdecydowanie za bardzo na niego oddziaływała. Jednak postanowił nie iść na łatwiznę i odważnie przywitał się z nią całując w policzek i lekko przytulając. Nie spłonął, było dobrze.
– Straszne warunki? – Zapytała Anita. I nie uzyskała odpowiedzi. Konrad stał w korytarzu i patrzył na nią dziwnym wzrokiem, od którego przechodziły jej ciarki po plecach. – Konrad, jak droga? – Spróbowała raz jeszcze, zero reakcji. – Konrad! – Wzmocniła przekaz lekkim klepnięciem w ramię.
– Tak? – Ocknął się nagle.
– Będziesz tak długo stał? Zdejmuj płaszcz. Pokażę ci twoją sypialnię.
– Tylko pokażesz? – Zapytał, posłusznie wykonując polecenie. W kącikach ust błąkał się uśmiech.
– Nie, nie tylko. – Podjęła grę. Gestem pokazał, aby szedł za nią na górę. – Zaprowadzę cię też do niej.
– O łaskawco! – Konrad parsknął śmiechem. Tyłek Anity rozkosznie kręcił się przed jego oczami. Specjalnie szedł parę stopni za nią.
– I tak podwładny powinien zwracać się do szefa ! – Obróciła się u szczytu schodów i spojrzała na niego wesoło.
– Zapamiętam sobie – stanął na piętrze. Rozejrzał się ciekawie. Na lewo był długi korytarz. Doliczył się pięciu par drzwi. Po dwoje na każdej stronie. Na samym końcu, na wprost, ostatnie piąte. – Wskazał na nie palcem. – Zgaduje, że to nie jest moja sypialnia?
– Nie. Moja. Twoja będzie ta – otworzyła pierwsze drzwi po prawej stronie. – Masz u mnie fory. Dostałeś pokój z widokiem na morze. – Zaprosiła go gestem do środka.
– Ładnie tu, tak...męsko – Powiedział na widok ciemnych, dębowych mebli, groszkowej zieleni dodatków rozjaśnionej gdzieniegdzie białymi akcentami. – A jak wygląda twoja? – Zapytał, jednocześnie wieszając pokrowiec ze smokingiem na oparciu fotela.
– To pilnie strzeżona tajemnica.
– Lubię wyzwania – odpowiedział znaczącym tonem.
– Lubisz też moje chili, jeśli zaraz nie popędzę do kuchni, to będziemy musieli zamówić pizze. Na dodatek nie wiadomo, czy nam ją dowiozą – Zakręciła się w miejscu. Za sekundę usłyszał szybkie kroki na schodach. Został sam.


    Odłożył małą, sportową torbę na łóżko i zajrzał za białe drzwi. Tak jak się spodziewał, pokój miał własna łazienkę. Zachodni styl. Tak jak wczoraj, czuł, że Anita włożyła w to miejsce wiele pracy. Wszystko było przemyślane, zgrane i komponowało się ze sobą. Niemniej nie było tu jak w hotelu, czy na stronie żurnalu. W drobnych dodatkach odnajdywał dziewczynę. Fotografie na ścianie, bibelot na komodzie. Książki, mnóstwo książek, mógł się założyć, że Anita wszystkie je przeczytała. Przyszedł do niego Amok, domagając się głaskania. Po chwili usłyszał, jak dziewczyna woła go z kuchni. Nie zdołał wyprzedzić psa na schodach. Wychodząc na korytarz dostrzegł dwie rzeczy, które wcześniej mu umknęły. Na ścianach w holu wisiały czarno – białe fotografie. Przedstawiały Anitę i Lucasa w rożnych kompilacjach i sytuacjach. Przy pracy, w jakimś domu, na wycieczkach i...motocyklach. To, że Vetter miał jednoślad, nie zdziwiło go wcale. Jednak widok Anity prowadzącej Suzuki Gladius zaskoczył go. Nigdy wcześniej nie przejawiała takich zapędów. Postanowił zapytać, czy nadal jeździ. Druga rzeczą, której nie dostrzegł, to kącik – biblioteczka po drugiej stronie korytarza. Przypuszczał, że wcześniej była tu zapewne składzik lub szafa – garderoba dla domowników. Teraz, pod samym oknem, zabudowano przestrzeń na wygodną ławę - leżankę wyłożoną miękkimi poduchami, a po obu stronach, aż po sufit wbudowano regały. Całości dopełniały dwie, duże, stojące lampy. Anita zawsze o czymś takim marzyła. Konsekwentnie dąży do realizacji swoich pragnień. Dużych i małych. Podziwiał ją za to.
– Konrad! – Głowa Anity pokazała się na dole schodów. – Chodź, bo całkiem wystygnie.
– Już idę.

    Konrad pomyślał, że czuje się, jak we śnie, bardzo realistycznym śnie. W sopockim lokum Anity czuł się, jak w domu. Jakby był na swoim miejscu. Rozsądek podpowiadał mu, że to niebezpieczne złudzenie, które może go wiele kosztować. Odsunął te podszepty w najdalszy kąt umysłu. Cieszył się chwilą. Czasem spędzonym z dziewczyną, która co raz bardziej i bardziej go do siebie przyciągała, nie robiąc właściwie nic szczególnego. Zjedli obiad, wspólnie posprzątali po posiłku. Ona zaparzyła kawę, on wyszedł nakarmić zwierzęta w oranżerii. Potem razem usiedli przy stoliku w ciszy obserwując zawieję na dworze doceniając spokój i ciepło, które ich otaczały. Psy i koty sprawiedliwie podzieliły się kolanami i dłońmi do drapania za uchem. Niby nic niezwykłego, a jednak dla chłopaka było to zaskakujące. Tworzyli całość. Pozwolił sobie na chwilę przywłaszczyć ten obrazek na własność. On i Anita, razem. Wiedział już ,że tego tak naprawdę chciał. Ostatnio, gdy mógł mieć ją tylko dla siebie, coś spieprzył. Nie wiedział co, ale czuł, że zrobił coś nie tak. Choć wydawało mu się wtedy, że było idealnie. Teraz sytuacja była dodatkowo skomplikowana. Nie faktem, że razem pracowali. Ona obiecała siebie komuś innemu, niezależnie od pobudek, przyczyn i okoliczności, zaręczyła się. Ręce zaciskały mu się w pieści, a żołądek w supeł, gdy tylko o tym myślał. O tym, że inny facet może ją bezkarnie dotykać, całować, mówić co do niej czuje, prawić komplementy, przysyłać bukiet konwalii. On mógł tylko kraść takie chwile. W końcu przecież powiedział czego chce od Anity, a ona go skreśliła. Jednak idiotka nadzieja umiera ostatnia. Zaczął cicho mówić:

Zanurzyłem się w Tobie
jak ogień w żywicy
jak pióro we krwi albo
piołun w winie
rozsypałem się w Tobie
i nikt nie policzy
ile soli się stopi
zanim gorączka minie

– Konrad – Anita spojrzała na niego zdziwiona. – Co ty mówisz?
Przypomniał sobie drugą zwrotkę:

Rozszumiałem się w Tobie
niby step daleki
po którym Bóg przejeżdża
w lektykach
obłoków
zapodziałem się w Tobie
i już nie dociekaj czy
zaćmienie to było
czy tylko pył w oku.(Marian Janusz Kawałko)
– Przypomniało mi się – odpowiedział miękko – nie pamiętam, gdzie to przeczytałem, ale zapadło w pamięć.
– Piękny.
– Nie taki całkiem ze mnie zimny drań, co Ani? – Rzucił w przestrzeń nie patrząc na blondynkę.
– Nigdy tak nie powiedziałam – przybrała obronny ton.
– Ależ powiedziałaś. Piosenka Hurtu, załoga G, pamiętasz?
– Yhymm.
– Wyjdziesz za niego? – Postawił wszystko na jedną kartę.
Anitę zamurowało. O co mu chodzi? Wiersz, wspomnienia, pytanie. Co on do cholery chce?
– Tak – odpowiedziała krótko.
– Dzięki za szczerość. – Rozluźnił spięte ramiona. Czas wyjść z bańki mydlanej. – Będziemy się dobrze bawić na tej sztywnej imprezie. Jak kiedyś, parkiet będzie nasz. Załóż wygodne buty kobieto – dodał, siląc się na wesoły ton.
– Wygodne, nie znaczy eleganckie – odparowała.
– Oj tam, oj tam – sięgnął ręką i zmierzwił jej delikatnie włosy – coś wymyślisz. Czas się zbierać – Odłożył Lolka na miejsce obok. – Idę się kąpać.
Osłupiała Anita siedziała jeszcze dobrą chwilę nie ruszając się z miejsca.

        Wchodząc po schodach usłyszała szum wody z łazienki Konrada. Przystanęła przy drzwiach. A gdyby tak...ręka nieświadomie powędrowała do klamki. Nie, potrząsnęła głowa. Ogarnął ją pusty śmiech. To tylko ten wiersz, nic ponadto. Gen romantyzmu, całkiem nie przydatny w życiu. Poszła prosto do swojej sypialni. Kręciła włosy, gdy rozdzwoniła się komórka. Spojrzała na wyświetlacz. Julita.
– Hej kochana – odebrała.
– Witam. Nie podziękujesz mi za sprezentowanie towarzystwa na bal?
– Wiesz, że się naraziłaś?
– Widzisz Anitko. Ja to się potrafię narazić i zrehabilitować równocześnie. Pomyśl, mogłam wysłać Rafała.
– Nie zrobiłabyś mi tego!
– To podziękuj ładnie i czekam na fotkę Konrada w stroju galowym.
– Julitko! Co na to małżonek? – Anita udała oburzenie.
– Pojechał na delegację – parsknęła śmiechem Zuber – to, że noszę obrączkę nie znaczy, iż straciłam wzrok. Baw się dobrze.
– Będę. Dzięki.
Vetter odłożyła telefon na toaletkę i uśmiechnęła się do swojego odbicia. Komórka zadzwoniła ponownie. Zmarszczyła brwi, dzwonił Matt.
– Witaj – rzuciła chłodno na przywitanie.
– Kochanie nadal się gniewasz o to głupie przyjęcie? – Zaczął ugodowym tonem. – Przepraszam. Naprawdę musiałem zostać.
– Ok, przyjęłam do wiadomości. Nie martw się, znalazłam towarzysza na ten głupi, według ciebie, bal. – Odpowiedziała siląc się na spokój. Nie potrzeba jej było teraz kłótni.
– Idziesz? – Usłyszała zaskoczenie w głosie Vettera.
– Tak, zastałeś mnie w trakcie kręcenia włosów.
– Z kim? – Rzucił ostro.
– Z Konradem Stecem – poczuła nutkę satysfakcji. Chciała mu zrobić na złość. Wiedziała, że za to zapłaci, ale chęć poczucia małego triumfu była jej bardzo potrzebna. Cały czas przegrywała z Mattiasem. Miała tego dość. – Poznałeś go w Grandzie. Właściwie to znamy się od dawna. Jakoś nie było okazji, żeby ci to powiedzieć, zresztą to chyba nie jest istotne.
– Od kiedy?
– Od piaskownicy. Pamiętasz, jak kiedyś ci mówiłam, że tańczyłam. – Milczenie z drugiej strony uznała za potwierdzenie – to Konrad był moim partnerem. Zgodził się mi towarzyszyć. W końcu to nie ja, a biuro dostaje nagrodę. Więc będzie, to dobrze wyglądać, jak przyjdę z głównym architektem...
– A ty jak będziesz wyglądać? – Wszedł w słowo Matt.
– Mam nadzieję, że zachwycająco. Sukienkę kupiłam z myślą o wywarciu wrażenia na tobie, kochanie – ciągnęła bezlitośnie – jest w twoim ulubionym czerwonym kolorze, z jedwabiu i od chanel. Myślę, że bym ci się w niej bardzo, bardzo podobała.
– Jesteś... – wziął głęboki oddech. – Ok zrozumiałem. Kara jest niewspółmierna do winy. Jeśli na tej sukience będzie choć jedno zagniecenie...
– Kochanie, jedwab się nie mnie teraz – zaśmiała się cicho do słuchawki.
– Anita! Wystarczy. Pamiętaj, że ci ufam. Jednak nie sprawdzaj na ile. – Ostatnie zdanie zabrzmiało, jak ostrzeżenie. – Zmieniając temat. Podpisałaś umowę, kiedy będziesz w Rotterdamie? Ja wracam w niedzielę.
– Przyszły tydzień? – Zaczynały się negocjacje.
– Poniedziałek – twardo postawił warunek Matthias.
– Nie. We wtorek. Muszę przekazać sprawy. W końcu nie będzie mnie znowu jakiś czas. – Targowała się dalej.
– Ok – zgodził się niespodziewanie szybko. – Czekam w takim razie. Kocham cię.
– Dobranoc – zakończyła rozmowę.
        Wtorek. Nie wycofa się już. Death line. Wtorek. Trudno, wzruszyła ramionami do swojego odbicia, dzisiaj dopiero sobota. Wykorzysta pozostały czas do maksimum. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, jak kiedyś często mówiła babcia. Nałożyła cień na powieki.

– Konrad gdzie jesteś?! – Zawołała Anita, gdy zobaczyła, że jego pokój jest pusty.
– Na dole. W holu – Odpowiedział radiowym tembrem.
    Ruszyła skupiona po schodach, jedną ręką podniosła suknie do góry, w drugiej trzymała perły, których nie mogła sama sobie zapiąć. Usłyszała cichy gwizd. Zatrzymała się w połowie drogi i spojrzała przed siebie.
Konrad stał u dołu schodów i wyglądał...wyglądał tak, że zrobiło się jej bardzo ciepło, w miejscu w którym absolutnie nie powinno. Czarny smoking był doskonale skrojony. Nawet z tej odległości widział, że był szyty na miarę. Nie podejrzewała Steca o posiadanie takiej rzeczy w garderobie. Miał rozpiętą marynatkę, pas w kolorze jej sukni, do tego dobraną muchę, którą właśnie kończył wiązać. Na jej widok zamarł z ręką przy kołnierzyku.
– Coś nie tak? – Zapytała ostrożnie.
– Wyglądasz jak... – wychrypiał i odchrząknął. – Wyglądasz jak milion dolarów. – Dokończył siląc się na swobodny ton.
– Och Kony – uśmiechnęła się i dodała lekko, aby zmazać napięcie, które się nagle między nimi pojawiło – za nisko mnie cenisz. Jestem warta więcej. – Podeszła i szybkim gestem podała mu perły. – Stój spokojnie – rozkazała. Poprawiła muchę, wywinęła porządnie kołnierzyk koszuli i całkiem nieświadomie, powolnym ruchem zapięła marynarkę. Na koniec strzepnęła niewidzialny pyłek z klapy. Konrad stał jak posąg, lekko przygryzając dolną wargę. – Gotowe. Zapniesz mi naszyjnik?
– Echym – odchrząknął po raz drugi w ciągu paru minut. – Jasne. Odwróć się.
    Anita posłusznie stanęła do niego plecami i uniosła lekko pokręcone włosy do góry. Konradowi drżały dłonie. Naprawdę wyglądała ślicznie. Zmysłowo. Seksownie. Elegancko. Dla niego. Nie. Poprawił się w myślach, dla swojego narzeczonego. To on miał jej towarzyszyć. Opanuj się Stecu. Zapytałeś, udzieliła jasnej odpowiedzi. Tego się trzymaj.
– Konrad? – Głos Anity przywołała go do rzeczywistości.
– Już. Sekundkę. Zapięcie się zacięło – skłamał gładko. Powoli zapiął perły i podniósł wzrok. Dziewczyna przyglądała mu się w lustrze wiszącym naprzeciwko. Sznur miękko zsunął się po czerwonym jedwabiu. Położył lekko dłonie na jej ramionach – Gotowe. Brakuje ci jeszcze kropli Chanel.
– Pachnę już nimi. Skąd wiedziałeś, że taką suknie nosiła aktorka w reklamie perfum? – Zapytała nie ruszając się z miejsca. Widziała oczy Konrada. Patrzyły na jej odbicie w lustrze w taki sposób, że zadrżała lekko i zapragnęła, aby jego dłonie z ramion zsunęły się niżej. Powoli i zdecydowanie.
– Nie wiedziałem. Serio? – Nadal nie puszczał Anity. Co więcej, kciuki same zaczęły delikatnie zataczać koła na jej karku. Zamruczała pod tą pieszczotą. Jego samokontrola była na rezerwie.
– Keira jakaś tam. Reklamowała perfumy w tej sukni. Zachwyciła mnie ta kreacja. – Odpowiedziała starając się ustać w wysokich szpilkach i nie oprzeć całym ciężarem o bruneta.
– Założę się, że ty wyglądasz w niej sto razy lepiej. Nawet jestem tego pewny. Widzę efekt. – Prawa ręka zjechała w dół ramienia blondynki delikatnie pieszcząc odsłonięta skórę. – To co? Ubierzesz się tylko w perfumy? Dla mnie.
– Bardzo bym chciała – Anita szybkim ruchem obróciła się i stanęła twarzą w twarz ze Stecem. W tym momencie, na zewnątrz, rozbrzmiał przeciągły dźwięk klaksonu. Czar prysł. – Samochód... – wyszeptała z odrobiną żalu.
– Podam ci płaszcz.
– Dziękuję.

***

    Jechali w milczeniu. Siła żywiołu na zewnątrz trochę opadła. Jednak nadal wiało i sypało. Dłoń Anity zaciskała się na torebce. W głowie miała mętlik. Co powinna zrobić, jak powinna się zachować, biło się z tym co chciała zrobić i jak chciała się zachować. A chciała Konrada. Do tego potrafiła się przyznać. Pragnęła go. Bardzo. Na to mogła się zgodzić. Niepokoiło ją co innego. Galop serca, dziwne kłucie, gdzieś w środku bez określenia lokalizacji. Cholerne motyle. Chęć zatrzymania Steca przy sobie. Obudzenia się obok niego, wspólnych posiłków. Siedzenia w błogiej ciszy w oranżerii, tak jak dzisiaj. Do takich myśli i pragnień nie miała prawa. Bała się ich. Kiedyś roztrzaskał jej serce na drobne kawałki. Długo je sklejała. Pomógł Krzysiek, Lucas, Matt. To był długi czas rekonwalescencji.
– Jesteśmy na miejscu – szofer podjechał pod główne wejście Grandu, gdzie rozpięto namiot – tunel dla ochrony gości przed paskudną pogodą.
– Wysiadamy? – Konrad sięgnął do klamki.
– Tak. – Anita pochyliła się w jego stronę i pocałowała lekko w usta. To był impuls. Konrad zamarł.
   Ktoś otworzył drzwi od limuzyny. Stec wysiadł na automacie i podał rękę Vetter. Przeprowadził ją przez tunel do głównych drzwi. Weszli do środka. Znowu ten hotel. Boże daj mi siłę, bo inaczej przerzucę ją przez ramie, wrzucę do najbliższej taksówki i zawiozę do domu. O ile powstrzymam się przed rozebraniem jej już na tylnym siedzeniu auta, pomyślał uśmiechając się profesjonalnie do jakiegoś krępego jegomościa proszącego o ich płaszcze w holu.

    Gala Liderów Miasta „Pro Publico Bono” odbywała się w sali balowej. Na raut przybyło około stu osób. Gdy już usiedli na wyznaczonych miejscach, Konrad pozwolił sobie rozejrzeć się po sali. Parę osób skinęło mu głową, odwzajemnił powitanie. Nikt szczególnie znajomy pomyślał. Dwa miejsca pozostały wolne przy ich stoliku. Anitę poprosił na chwilę prezes stowarzyszenia, aby uzgodnić jakieś detale. Chłopak odprowadził ją wzrokiem. Nagle ktoś mocno i bezceremonialnie klepnął go w ramię. Obrócił się z ciętą odpowiedzią. Przed nim stał Janusza.
– Będziesz się na nią gapił takim maślanym wzrokiem przez cała noc, czy w końcu weźmiesz się do rzeczy? – Czerny zapytał bez wstępów. – Choć widok zaiste zjawiskowy.
– Nie gap się – odwarknął mu Konrad, wstał i zasłonił „widok” swoją sylwetką. Poczuł w sobie zew wyłączności. – Co tu robisz?
– Co za ton przyjacielu – Janusz parsknął krótkim śmiechem. – I kto to mówi na dodatek. No dobra, dobra – uniósł dłonie do góry widząc, jak szczęki kumpla zaciskają się mocniej. – Już będę grzeczny. A na gali robię za tło, tak samo jak ty. Przyszedłem ze znajomą która dostała nagrodę za modernizację części parku jelitkowskiego. Twoje biuro za lofty w dawnej fabryce mebli?
– Tak. Gdzie twoja lepsza połowa na ten wieczór? – Konrad się trochę rozluźnił.
– Poszła nosek przypudrować. Wraca Anita.
– Ani, znasz Janusza Czernego? – Stec odwrócił się do nadchodzącej blondynki. Nie umknęło mu spojrzenie, jakim obdarzył ją facet przy stoliku obok. Zazgrzytał zębami i jednocześnie skarcił się w myślach za ten odruch.
– Tak. Znam konkurencję, szczególnie tak zdolną – uśmiechnęła się do chłopaka i podała mu dłoń. – Może kiedyś pana skuszę – dorzuciła.
– Może mnie pani kusić, kiedy tylko pani chce – odparł.
– Zapamiętam. Anita jestem – sama zaskoczyła się tą bezpośredniością.
– Janusz.
    Usiedli przy stoliku. Po chwili do Czernego dołączyła jego partnerka, Monika. Może miesiąc temu Stec uznałby, że jest ładna, nawet bardzo, jednak teraz wszystkie kobiety wydawały mu się nieciekawe. Jego radar atrakcyjności zawiesił się na Vetter. Niepokoiło go to, że Janusz siedzi obok Anity. Nie podejrzewał kumpla o podrywkę, obawiał się, czy nie okaże się zbyt wylewny w słowach. Szczególnie po kilku drinkach. Już ostatnio zapowiedział Konradowi żeby się opamiętał i albo wziął byka za rogi, albo zmienił obiekt westchnień. Bo tylko siedzi i jęczy. Dodał, że jak tylko będzie miał okazję pogadać z Anitą to powie jej kilka ciepłych słów o przyjacielu. A teraz miał okazję i Stec nie za bardzo mógłby mu przeszkodzić. Nagle blondynka wstała, zaskoczony podążył za nią wzrokiem. Rozpoczęło się wręczenie nagród.

    Anita przywołała profesjonalną maskę na twarz, jak tylko wysiadła z samochodu. Spokojny wyraz i lekki uśmiech. Maksymalne skupienie umysłowe. Fakt spontanicznego pocałowania Konrada zepchnęła głęboko w siebie. Nie wiedział czemu to zrobiła. Anita Vetter nie całuje spontanicznie facetów, takie zachowanie bardziej pasowało do Anity Wolskiej, a tą przecież już dawno schowała na dnie szafy. Udało się jej uciec, nie wiedziała czy to źle, ale na pewno nie było dobrze. Konrad dziwnie na nią patrzył, w jego oczach czaiło się nieme pytanie. Nie dziwiła mu się. Najpierw kategorycznie oświadcza mu, że wychodzi za innego, a parę chwil później uwodzi i flirtuje. Zwariowała. Jej racjonalizm poszedł na długi spacer, miała cichą nadzieję, że wróci. I to szybko. Bo jeśli nie, to nie ręczy za samą siebie. Jak napalona nastolatka, śmiała się w duszy z siebie. Janusz Czerny zabawiał ją cichą rozmową, wyglądał na sympatycznego faceta, dla odmiany Konrad siedział jak chmura gradowa. Miała ochotę kopnąć go w kostkę. Z małego podestu wyczytano nazwę pracowni i jej własne nazwisko. Podniosła się poszła odebrać nagrodę. Kiedy tylko dowiedziała się, że oprócz statuetki przewidziana jest nagroda pieniężna, z góry przeznaczyła ją dla hospicjum małych dzieci. Poinformowała o tym wcześniej organizatora. W końcu Gala nosiła miano „Pro Publico Bono” . Postarała się, aby to nie był tylko pusty frazes.
– Gratuluję – Konrad lekko cmoknął ją w policzek, gdy wróciła do stolika i odebrał ciężką statuetkę. – Zakasowałaś ich tym gestem. – Anita lekko wzruszyła ramionami – Naprawdę zakasowałaś, teraz inni muszą zrobić to samo, bo im nie wypada. Dyrekcja hospicjum powinna ci podziękować.
– Daj spokój – mruknęła – w końcu przybrali szyld pro publico bono, mogli sami o tym pomyśleć. I nikt nie musi mi za nic dziękować.
– Mój ty skromny i logiczny Aniele – Konrad oparł swoją rękę na oparciu krzesła Anity i położył dłoń na jej ramieniu. W dupie mam co inni pomyślą, chce się dowiedzieć, czy Anita się odsunie, wytłumaczył się przed samym sobą. Nie odsunęła. Przesiedzieli tak do końca ceremonii nagradzania.
   Konrad się nie pomylił, następni wyróżnieni nie mieli wyjścia i swoją wygrane również przeznaczyli na hospicjum.

    Kolacja, choć wykwitnie podana i smaczna, nie utkwiła Anicie w głowie. Z każdej strony atakował ją aura męskości Steca. Gdy nachylała się nad nią, aby powiedzieć jej coś cicho do ucha, miała wrażenie, że przestrzeń między nimi jest zasysana, a ona się zapada: w jego zielonych oczach, zanurza się w tembrze głosu, tonie w oddechu owiewającym delikatnie kark. Już nie potrafiła się kontrolować, tak dobrze, jak wcześniej. Tylko instynkt powstrzymywał ją, aby nie chwycić bruneta za rękę i wyciągnąć z sali. Poszedł by z nią bez słowa. Słowa byłyby i zbędne później. Na razie, jeszcze się trzymała.
– Można panią prosić? – Konrad podniósł się, gdy zespół zaprosił wszystkich do tańca z małego podestu, gdzie wcześniej wręczano nagrody. Anita bez słowa podniosła się i wsunęła rękę pod podsunięte ramię.
– Tańczymy normalnie, czy tylko się kiwamy? – Zapytała.
– Zależy co zagrają – odpowiedział z lekkim uśmiechem.
Niewysoki, pucołowaty blondynek na początek powitał wszystkich gości. Przedstawił muzyków, studentów akademii muzycznej i jeszcze raz zaprosił do tańca. Na „dobry początek” jak to określił, zagrają piosenkę Anny Jantar „przetańczyć z tobą chcę całą noc”.
– Walc wiedeński – tonem nieznoszącym sprzeciwu powiedział Konrad.
– To by było na tyle z kiwania się. Będą musieli zrobić nam dużo miejsca. I daj mi fory, nie wiem czy pamiętam wszystko.
– To już ich problem. A tego się nie zapomina , to jak jazda na rowerze. – Stec zdecydowanie chwycił Anitę w pasie i ułożył ramiona w ramę. Dopasowała się. Ruszyli równo z pierwszymi taktami melodii.
Uśmiechnęła się szeroko do Steca. Odwzajemnił się tym samym. Gdy wybrzmiały ostatnie nuty piosenki, nagrodzili zespół oklaskami. Następne kawałki, tańczyli na luzie. Doszli do wniosku, że nie będą stresować otoczenia.

   Konrad twardo trzymał się swojego postanowienia cieszenia się tym co ma tu i teraz. Dzięki małemu pokazowi walca, odstraszył lwią część ewentualnych partnerów do tańca Anity. Jedyny, który się na pewno odważy, to Janusz, ale tym będzie martwił się później. Teraz trzymał ją w ramionach, prowadził cichą, lekką rozmowę, flirtując z nią jakby znajdowali się sami na sali i było mu z tym dobrze. Pociągnął Anitę w stronę obrzeża parkietu i szybkim ruchem przechwycił dwa kieliszki z szampanem z tacy przechodzącego kelnera.
– Za nas. Dzisiaj – uniósł lekko kieliszek i stuknął nim o szkło w dłoni blondynki. – I za biuro. Jutro i w przyszłości – dodał chcąc złagodzić wydźwięk pierwszego zdania.
– Za nas – powtórzyła tylko Anita i wypiła do dna.
Końcem języka lekko oblizała wargi. Konrad poszedł w jej ślady i wypił szampana jednym haustem. Pomyślała, że teraz przydałoby się coś mocniejszego.

    Anita nie przypuszczał, że na tej nudnej imprezie będzie się tak doskonale bawić. Wiedziała, że zawdzięcza to osobie Konrada. Janusz i Monika okazali się równie miłym towarzystwem. Jednak tańczyła tylko ze Stecem. Miał na nią wyłączność. Nie protestowała. Zespół grał świetnie, a oni od czasu do czasu dawali pokaz swoich umiejętności. W pewny momencie, gdy schodzili z parkietu, bruneta zaczepił jakiś znajomy z Londynu. Poszli porozmawiać przy barze, a Anita wróciła do stolika. Janusz siedział sam, jego towarzyszka też gdzieś zniknęła.
– Jezuu, idzie w naszą stronę, Kowarczyk. Nie znoszę padalca – Anita obróciła lekko głowę w stronę Janusza i przewróciła oczami.
– Przystojny, bogaty z sukcesami i wolny. A ty takie rzeczy o nim – Czerny zaśmiał się cicho.
– Dodaj: nadęty bufon, straszny nudziarz i idiota.
– Święte słowa – przytaknął – ale trzęsie połową miasta. I nie chce cię martwić, ale faktycznie tu idzie. Parkiet?
– Tak i to ekspresem.
Janusz trzymał blondynkę lekko w pasie. Kołysali się do piosenki Skyfall, dziewczyna, która śpiewała, miała piękny, mocny głos. Milczeli. Ciszę przerwał Czerny.
– Konrad łypie na mnie spod baru.
– Nic mu nie będzie. Wypadało zatańczyć z kimś innym.
– Bo wzięli by cię na języki? W towarzystwie mówi się o twoim ponownym wejściu w rodzinę Vetterów.
– Nie interesuje mnie ludzkie gadanie. Gdybym chciała się nim przejmować, nie doszłabym w życiu do niczego. Poza tym nic mnie nie łączy z Konradem. W tym sensie, oczywiście.
– To twoje zdanie. Widocznie jest ci wygodnie wierzyć w taką wersję. – Anita popatrzyła uważnie na Janusza i lekko uniosła brwi. – Nie patrz tak na mnie. Doskonale wiesz o czym mówię.
– To zamknięty rozdział. Tak naprawdę nie mieliśmy nawet napisanego dobrego prologu.
– Skoro zdecydowałaś się na Vettera, nie rób nadziei Konradowi. Moja wątroba nie przeżyje kolejnego kosza od ciebie.
– Janusz, to nie jest temat na który chciałabym z tobą rozmawiać.
– Nie mów. Wystarczy, że wysłuchasz. – Spojrzał na nią zimnym wzrokiem. – Jest moim przyjacielem. To ja mu powiedziałem, że szukasz architekta. Więc czuję się współwinny. Od początku go omotałaś. Tak, wiem. Konrad lubi damskie towarzystwo, nie musi się nawet za bardzo starać. Ale ty nie jesteś dla niego kolejną odhaczoną pozycją. A szkoda. Niszczysz go. Zdążyłaś, w ciągu kilku miesięcy, upokorzyć Steca trzy razy. Idź z nim do łóżka. Dobrego seksu nigdy za wiele, może to będzie jakąś formą rekompensaty. Ale przestań się nad nim znęcać psychicznie. Żaden facet tego nie zniesie na dłuższą metę. Może gdy cię przeleci, przestaniesz być w jego oczach taka doskonała.

   Anita zacisnęła usta. Cały dobry nastrój, lekki szum w głowie zniknęły po słowach Janusza. Wiedziała, że ma rację. Choć nie bawił się w subtelności, ona bawiła się Konradem, zasłaniała się narzeczonym wtedy, kiedy było jej to na rękę. Tak naprawdę w układzie ona – Stec, Matt się nie liczył. Liczyła się jej urażona duma, dawne odrzucenie, zaszłe historie, które nie powinny nic już znaczyć. Konrad powiedział jasno czego od niej chce. To ona nie chciała do siebie dopuścić prawdziwości i sensu tych słów. Paranoja. Gran hotel przypadkowo stał się ich obserwatorem. A teraz już wybrała. Zdecydowała się ponieść konsekwencje swoich dawnych wyborów. Bronić za wszelką cenę jedynego dziecka w swoim życiu – firmy. Koniec gierek. Tak, Janusz miał rację, podał rozwiązanie na tacy. Tak będzie łatwiej, przynajmniej dla Konrada, ona i tak już stoi na przegranej pozycji. Im pomyśli o niej gorzej, tym lepiej dla niego.

    Konrad stojąc przy barze i słuchając jednym uchem nudnej opowieści swojego znajomego z uwagą przyglądał się Anicie i Januszowi. Początkowe rozbawienie dziewczyny przeszło w sztywność ramion. Czerny zaczął coś mówić, a Anita w miarę słuchania jego słów robiła się mniej rozluźniona. Stec przeklął paskudnie w myślach. Przeprosił pod byle jakim pretekstem kumpla, przerywając mu w połowie wywodu i ruszył do tańczących. Wyraz twarzy Anity wywołał w nim nieprzyjemne ciarki w okolicy karku.
– Odbijany Januszku. Nudzisz moją kobietę, straciła przy tobie dobry humor. Nieładnie. Poza tym do piosenki z Bonda mogę tańczyć tylko ja – powiedział, gdy stanął przed nimi.
– Widocznie nie jestem tak wspaniałym gawędziarzem, jak ty. Wolę mówić prosto z mostu. Dziękuję za taniec i rozmowę – skinął Anicie i oddał jej rękę Konradowi.
Chwilę tańczyli w milczeniu. Ciężkiej ciszy. Stec zastanawiał się jak podpytać blondynkę. Jakich szkód narobił Czerny. Musiał oszacować straty.
– Na pewno opowiedział ci jeden ze swoich kompletnie nie śmiesznych dowcipów – spróbował.
– Dowcipów? – Dziewczyna jakby ocknęła się z zamyślenia. – Powiedzmy – dodała ironicznie. – Ten był o wątrobie i pewnej suce.
– Tak? Nie znam, mnie nie opowiadał.
– Nic nie straciłeś – ucięła rozmowę.
Ze sceny rozbrzmiał chrapliwy dźwięk akordeonu. Ostre, jakby urywane takty. W sam raz do tanga. Konrad nie zastanawiał się tylko automatycznie przyciągnął do siebie Anitę. Biodro w biodro, ręka w rękę, policzek przy policzku.
– Zaczęliśmy tangiem... – zaczął mówić.
– I skończymy tangiem – przerwała mu, w jej wzroku dostrzegł podjętą decyzję. Nie wiedział jaką.
   Rozpoznał aranżację. To była Roxanne Stinga. Jeden z muzyków zaczął śpiewać. Gdy tańczyli pierwsze tango, wtedy w Niepamięci, walczyli ze sobą. Teraz w ruchach Anity wyczuwał desperację, zachłanność i namiętność. Uwodziła go. Wypuściła swój seksapil na wolność. Poczuł, że jego spodnie robią się o wiele za ciasne w pewnym miejscu. Dotarł do niego sens śpiewanych słów w drugiej zwrotce. I loved you since I knew you,I wouldn't talk down to you,I have to tell you just how I feel I won't share you with another boy. Sting wyraził się bardzo precyzyjnie. Dał się ponieść temperaturze tańca i wyszeptał do ucha Anity:
– Te słowa są o mnie, a piosenka o tobie, oprócz pierwszej zwrotki.
– Pierwsza mnie dotyczy w stu procentach – odpowiedziała.     Dyskretnym delikatnym gestem przejechała dłonią po napiętych spodniach Konrada i przycisnęła udo do pulsującego miejsca. Brunet jęknął. – Wychodzimy. – Powiedziała.
    Stec wiedział, że nie jest to propozycja, raczej nakaz. Nie zamierzał protestować. Niespełna dziesięć minut później siedzieli w taksówce. Wiatr ucichł, biały puch oblepił wszystko dookoła, delikatny śnieg prószył leniwie, uzupełniając bajkowy krajobraz. Dla nich nie miał on znaczenia, podziwiali nawzajem swoje płonące w ciemności auta oczy, ręce zaczęły błądzić w zakazane dotąd rejony. Taksówkarz chrząknął i podkręcił głośniej radio. Wnętrze wypełniła stara ballada, lider Lady Pank zawodził „nie pytaj mnie o jutro, to za tysiąc lat”. Anita pomyślała, że tym razem inny wokalista doskonale podsumował to, co dzieje się między nimi i to, co się za moment stanie, gdy tylko dotrą do jej domu.
    Oderwała usta od warg Konrada, zaprotestował, ale nie zwróciła na to uwagi. Ujęła go za podbródek i zmusiła, aby na nią spojrzał
– Nie zapytasz mnie o jutro?
Zrozumiał.
– Nie. – Ponownie wpił się w jej usta.
Wszystko było jasne.

***

    Anita po omacku wystukała kod do drzwi wejściowych. Kiedy już pozwolili sobie na odpuszczenie pozorów, nie mogli się od siebie oderwać. Nie kłopotali się zapaleniem światła. Mdły blask lampki zapalonej w holu to i tak było wiele. Konrad błyskawicznie zrzucił z siebie płaszcz. Vetter pozbyła się swojego okrycia. Przycisnął ją do ściany całym sobą. Całował z zachłannością. Nie pozostała mu dłużna. Jedną ręką mocno trzymał jej udo zarzucone na jego biodro. Drugą drażnił pierś przez materiał sukni. Zaczęli poruszać biodrami w równym rytmie. Anita mocno złapała pośladki bruneta.
– Zaraz eksploduje, jak nastolatek – wychrypiał, lekko przygryzając wargę blondynki.
    Dziewczyna z trudem odepchnęła go od siebie. Zaprotestował. Zamroczona wzięła Steca za rękę i ruszyła w stronę swojej sypialni. Drogę znaczyły części garderoby. Do łóżka dotarli w samej bieliźnie.
Konrad nic nie mówił od odpowiedzi na pytanie dziewczyny w taksówce. I krótkim zdaniem na dole. Pragnął jej z taką intensywnością że odbierało mu to zdolność mowy. Wiedział na co się zgodził w drodze powrotnej. Nie będzie jutra. Da mu siebie tylko teraz i tu. Postanowił wykorzystać podarowane chwile na maksa. Nie zamierzał dotrzymywać danej obietnicy. Był pewien, że rano, gdy obudzi się obok niej, znajdzie odpowiednie słowa i argumenty, żeby ją przekonać. Do siebie. Do nich.

    Delikatnie położył Anitę na łóżku. Wyciągnęła do niego ręce. Odwrócił ją bokiem. Jedna dłoń zawędrowała w stronę koronkowych fig, drugą wyswobodził piersi z biustonosza. Obydwie sztuki odzieży wylądowały gdzieś na podłodze. Obróciła się w jego stronę i zdecydowanym ruchem zsunęła bokserki. Objęła palcami pulsującą męskość. Wypuścił gwałtownie powietrze.
– Konrad, weź mnie teraz – poprosiła cicho. Dostrzegła wahanie w jego oczach. Domyśliła się o co chodzi. – Z mojej strony nie masz się czego obawiać.
Zawisł wsparty na ramieniu podziwiając ją jawnie z góry. Zadrżała pod tym spojrzeniem. Delikatnie rozsunął uda blondynki. Wszedł w nią zdecydowanym ruchem. Jęknęła i instynktownie oplotła nogi wokół jego bioder.
– Jesteś moja – powiedział patrząc w oczy Anity. Chciała zaprotestować, nie pozwolił jej zaczynając w niej odwieczny tanieć miłości.
     Eksplodowali razem. Anita o takiej możliwości czytała tylko w książkach. Nigdy się jej to nie przytrafiło. Ani z Mattem, ani z Krzyśkiem. Może dlatego, że tamto to był tylko seks? Wyłącznie fizyczne doznanie. Z Konradem było inaczej. Nawet więcej, wiedziała, że będzie inaczej, gdy tylko podjęła decyzję. Wiedziała, że to poczucie więzi między nimi zniknie rano. Nie przetrwa. Taka była umowa. Ale na razie miała jeszcze kilka godzin za nim powróci rzeczywistość. Przytuliła policzek do jego nagiego torsu. Słyszała nierówny rytm serca, który powoli się uspokajał. Konrad delikatnie gładził jej nogę przerzuconą przez niego. Byli cali mokrzy.
– Prysznic? – Mruknęła.
– Ale razem – zastrzegł.
– Nie wpuściłabym cię samego do mojej łazienki – odpowiedziała z błyskiem w oku.
– Udzielisz mi instrukcji obsługi prysznica? – Zapytał z szelmowskim uśmiechem.
– Lepiej, wanny z bąbelkami – przetoczyła się nad nim próbując wstać. Nie pozwolił jej. Złapał ją mocno w pasie, usiadł na łóżku.
– Obejmij mnie – nakazał. Posłusznie chwyciła go mocno za ramiona. Parsknął śmiechem. – Nogami Aniele, nogami.
Zakłopotana oplotła jego biodra mocnym uściskiem. Poczuła, że Konrad nie opadł całkiem z sił. Uśmiechnęła się na myśl o możliwościach wykorzystania wanny. Powiedziała o tym brunetowi.
– Niegrzeczna dziewczynka, ale wypróbujemy wszystko o czym wspomniałaś – pocałował ją w usta i wstał razem z nią. Z korytarza, z porzuconej gdzieś w okolicach schodów marynarki Konrada, doszedł ich dźwięk dzwoniącego telefonu.
– To twój... – bardziej stwierdziła, niż zapytała Anita.
– Janusz będzie musiał poczekać z przeprosinami – podszedł do drzwi sypialni i zatrzasnął je z hukiem.

   Łazienkę opuścili o wiele później niż planowali. Ciągle było im siebie nawzajem mało. Brali od siebie dużo i gwałtownie, a jednocześnie z ogromną czułością wobec siebie. Ta mieszanka była czymś zupełnym nowym dla Konrada. Od dawna liczył się dla niego sam akt, teraz docenił strefę psyche w seksie. Czuł się spełniony. Pieszcząc delikatnie wewnętrzną stronę ud Anity, przyrzekł sobie,że już jej nie odpuści. Wiedział, iż po tym weekendzie, ma tylko dwa wyjścia. Przekonać dziewczynę, aby dała im szansę i była tylko jego, lub wymazać ją ze swojego życiorysu, jeśli odmówi. Zalała go pewność, że ją przekona, pogłębił to odczucie rozkoszny jęk Anity, gdy zanurzał się w niej ponownie. Nie zarejestrował, kiedy zasnęli wyczerpani. Zaplątani w siebie, spleceni ze sobą. Nigdy wcześniej tak z nikim nie usunął.
– Kocham się z tobą kochać – wymruczał w kark blondynki zanim zapadł w sen.

     Przebudziła się pierwsza. Coś wyrwało ją ze snu. Nie wiedziała co. Przez zasunięte rolety sączył się zimny blask poranka. Musi być dobrze po ósmej, skoro na dworze jest jasno, pomyślała. Nie chciało jej się ruszać. Mogłaby obudzić Konrada. Dopóki się nie obudzi mydlana bańka nadal była cała. Leżeli twarzami do siebie. Stec oddychał miarowo. Ciemny zarost seksownie zarysował kontury jego twarzy. Wpatrywała się w niego zachłannie, starając zapamiętać tą chwilę możliwie jak najdokładniej. Lekki uśmiech na jego wargach, ciężkość nogi przerzuconej przez jej udo. Ciepło ręki w pasie. Czuła się rozkosznie obolała. Wszędzie. I...szczęśliwa, spełniona, spokojna. Pozwoliła sobie puścić wodze fantazji. Konrad budzi się za chwilę, obdarza ją tym swoim magnetycznym spojrzeniem. Kochają się nieśpiesznie. Potem szybki prysznic. Wspólne śniadanie. Śmiech, żarty, zero zmartwień i stresu. Dopiero w poniedziałek jadą razem do pracy. Nie muszą już nic udawać, ona nie musi. Kocham się z tobą kochać, powiedział wczoraj. Kocham się z tobą móc kochać, uzupełniła. Ale tego nie powie. Nie obudzi Konrada pocałunkiem. Nie zjedzą śniadania w miłej atmosferze, o ile w ogóle brunet zostanie na tyle długo,żeby pomyśleć o posiłku. Sama wyznaczyła wczoraj warunki. Zawsze przestrzega ustaleń. Pod drzwiami sypialni rozdzwonił się telefon. To on ją obudził.
– Mogę prosić o uśmiech Aniele? – Podskoczyła, gdy Konrad nagle otworzył oczy.
– Wystraszyłeś mnie!
– Nieładnie tak gapić się na bezbronnego w łóżku – uśmiechnął się szeroko i przyciągnął ją do siebie całując w szyję.
Zachichotała, jak nastolatka – Drapiesz i łaskoczesz jednocześnie. – Wykrztusiła i wbrew nakazowi rozsądku przysunęła się do chłopaka. Jeszcze kilka minut, usprawiedliwiła się przed samą sobą.
Telefon znowu zadzwonił.
– Zabiję tego palanta, który nam przerywa! – Konrad zmełł przekleństwo w ustach, gdy przetoczył się przez łózko i wstał.
Anita podniosła się na łokciu i zagapiła się na jego plecy i tyłek. Już za nim tęskniła. Stec otworzył drzwi od sypialni. Z drugiej strony leżały psy, komórka tkwiła pomiędzy łapami Amoka.
– Za przyniesie tego cholerstwa z mojej marynarki ciasteczka nie będzie – powiedział do psa, podnosząc telefon. Spojrzał na wyświetlacz i zamarł pochylony.
Anita wyczuła, że coś się stało – Konrad. Kto dzwoni?
Wyprostował się i odwrócił do niej. Poszarzał na twarzy. Telefon znów zadzwonił. Stec odebrał.
– Dzień dobry panie Bhaduri – odezwał się po angielsku. Anicie zrobiło się zimno.

   Dziesięć minut później Konrad siedział na skraju łóżka wpatrując się tempo przed siebie. Sparaliżował go strach. Wiedział, że ten moment nadejdzie, ale myślał, że ma jeszcze odrobinę czasu. Niestety.
– Konrad? – Anita, ubrana w koszulkę kleknęła przed nim i próbowała zajrzeć w oczy. Odwrócił wzrok. Nie poddawała się. – Amalii urodziła, tak?
– Tak – odpowiedział ponuro i w końcu spojrzał na nią. – Próbowała popełnić samobójstwo, musieli ratować ją i dziecko. To wcześniak, chłopczyk.
– O mój Boże – Anita zakryła usta ręką. – Tak mi przykro.
– Nic jej nie jest. Gorzej z maleństwem. Amalii ciągle powtarza moje imię. Bhaduri błagał mnie, abym wsiadł w najbliższy samolot. Boi się, że ona znowu sobie coś zrobi. Anita – popatrzył na nią niepewnym wzrokiem. – Ja też się boję.
– Byłbyś idiotą gdybyś się nie bał – odpowiedziała. Wstała i usiadła mu na kolanach. Wtulił twarz w jej koszulkę. Zmierzwiła mu włosy. – Idź do siebie pod prysznic i się ubierz. Ja też szybko się uwinę. Zadzwonię na lotnisko. Zjemy coś. Skontaktuje się zaraz z Hanią, wracają dzisiaj z Rotterdamu. Wszystko będzie dobrze. Damy radę. – Pocałowała go w czoło.
– Damy? – Konrad popatrzył na nią z niedowierzaniem.
– Tak. Damy. Lecę z tobą do Londynu – odpowiedział i zawahała się nagle. – Nie chcesz żebym jechała? – Zapytała z niepewną miną.
– Ani, jesteś aniołem – pocałował ją mocno w usta.




A jednak się udało, dzisiaj 15 sierpnia (co prawda jeszcze tylko nie całe 30 minut:)) i nowy rozdział pojawia się na blogu. Jak wyszedł - sami ocenicie. Mnie osobiście pisało się go dobrze, być może dlatego, że od dłuższego czasu tkwił we mnie i wyrywał się na kartkę worda. Mam tylko nadzieję, że nie przegięłam i nie przesłodziłam. Jak tak dalej pójdzie, będę musiała zamieścić oficjalną klauzulę 18+, teraz tylko cichutko szepczę, że były "momenty":D



7 komentarzy:

  1. OMG, nic teraz nie napiszę, bo się zaraz popłaczę. Wrócę wieczorem lub jutro ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OMG - mam nadzieję,że nie z powodu rozdziału...

      Usuń
    2. Właśnie przez rozdział... Tylko nie pomyśl sobie, że był tak beznadziejny, po prostu było tak DUŻO emocji, że nie mogłam zareagować inaczej. A że miałam iść na obiad, to wolałam nie być zapłakaną :P Właściwie nie napisałbym pewnie niczego sensownego... nie wiem, czy teraz napiszę, ale chyba jest szansa, że w ogóle coś sklecę.
      To najpierw o tym, że się boją. Powiem Ci, że zaczęłam czytać ten rozdział, Konrad przyjechał do Anity i stwierdziłam, że się boję, już wtedy się bałam, co stanie się dalej. A co dopiero po tej końcówce. Ich relacje są tak pokręcone, że w ogóle tego nie ogarniam, ja bym nie wytrzymała, musiałabym gdzieś dać upust moim emocją. W zasadzie już tak jest! Jak tak czytam, co się między nimi dzieje, to naprawdę nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Twoje opowiadanie tak na mnie działa, to wszystko, co się dzieje przenika z ekranu i wręcz to pochłaniam. Jak Anita powiedziała, że wyjdzie za Matta, a ten bankiet był jeszcze przed nimi, po prostu myślałam, że mi serce pęknie. CO TY ZE MNĄ ROBISZ?!
      Jeśli chodzi o sam bankiet, to chyba niewiele mogę powiedzieć, tam punktem kulminacyjnym była rozmowa Anity z Januszem. Nie ukrywam, że byłam zaskoczona, bo nie przebierał w słowach i nie był delikatny, ale po tym wszystkim stwierdziłam, że dobrze, że ktoś wreszcie Anicie wygarnął. Racja, ona żongluje sobie tym narzeczeństwem, jak chce, jak jest jej wygodnie. Gdyby naprawdę jej zależało na tym, aby zerwać kontakty z Konradem, to nie zgodziłaby się na to, aby z nią poszedł. Zrobiła to tylko dla siebie, a musiała sobie zdawać sprawę, co on do niej czuje. No nie wierzę, że nie.
      Później po bankiecie, kurcze, bałam się jeszcze bardziej. To nie tak, że nie cieszyłam się z obrotu spraw, nie no, cieszyłam się, nawet bardzo, bo tak jak wspomniałam wyżej, doskonale opisujesz emocje (no i nie oszukujmy się, na kogo by nie zadziałało wyobrażenie o nagim Konradzie ;>), ale ulotność tych chwil... Ech, ja wciąż czułam, że to nie może się skończyć najlepiej. Nie wiem, jak oni sobie z tym poradzili, może po prostu dali się ponieść namiętności, ale, jejku, nie wiem, jak to nazwać. To poczucie, że to może być tylko ten jeden raz i koniec, że to jest właśnie ta jedna chwila, na którą czekali, a później się skończy... U mnie chwile euforii mieszały się z takimi smutnymi przebłyskami. Jejku, czy ja się za bardzo nie wczuwam? XD
      A sam koniec, ich wyjazd. Powiem Ci, że ja kompletnie nie wiem, co myśleć, nie mam pojęcia, czy tutaj będzie jakiś happy end, ale nie chcę niczego oczekiwać tak naprawdę. Z niecierpliwością czekam na ostatni rozdział, zarazem ze smutkiem, że to już ostatni.
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
    3. WOWWW...Twój komentarz musiałam sobie przeczytać kilka razy. Zaskoczyłaś mnie nim ogromnie. Ale może po kolei:
      Po pierwsze: emocje - nie wiedziałam i nie dowierzam, że swoim bazgraniem potrafię wywołać ich tak wiele. I tak różne. Jest to dla mnie osobiście niesamowite odkrycie i przeżycie również.
      Po drugie - fabuła...ech. Jak pisze poszczególne sceny, ciągle mam w sobie wielki strach przed kiczowatością, obawę, iż moi bohaterowie są płytcy i oderwani od rzeczywistości. Dziękuję,że uważasz, iż tak nie jest. Sama nie wierzę,że tak skomplikowałam im życiorysy, ale mam nadzieję,że w swoim postępowaniu, odczuciach, zachowaniach i motywacjach są konsekwentni charakterologicznie. Anita na pewno nie jest "prosta w obsłudze" i choć udają przed sobą szczerych, tak naprawdę każde z nich prowadzi własną grę.
      Po trzecie - nagi Konrad...taa, tutaj bez komentarza. Choć miałam ochotę dodać mu więcej tatuaży...ciekawe czemu :D.
      Opowieść dobiega końca, mam już wszystko ułożone w głowie, a czy wyjdzie z tego jeden czy dwa rozdziały... zobaczymy jak się "rozpiszę".

      I na koniec - gdy zaczynałam pisać "cud" nie liczyłam w najśmielszych założeniach,że ktoś, kto mnie nigdy wcześniej nie znał i nie czytał, tak polubi moją historię. Na dodatek będzie pisał tak fascynujące i dające kopa wenie komentarze. Dziękuję Ci za nie wszystkie *P.

      Usuń
  2. Mam w obserwowanych, ale rozdziału to mi nie wyświetliło, więc przeczytałam dopiero przed chwilą i... nie wiem co napisać taki świetny rozdział.
    Zgadzam się w zupełności z Szwamką (tak idę na łatwiznę, ale takiego ładnego komentarza nie umiem napisać) i mam cichą nadzieję, że w tym ostatnim rozdziale, który pozostał do końca jednak wyczarujesz im wspólną przyszłości.
    Do następnego :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie, ja mam podobnie, nie wszystko co mam na liście czytelniczej się wyświetla...Może spróbuj założyć konto na bloglovin - stamtąd przychodzą mi powiadomienia.
      I masz rację Szwamka napisała taki komentarz...że tylko skorzystać :)
      Powiem szczerze, że mam coraz bardziej mieszane odczucia, czy to będzie tylko jeden rozdział, coś mi się wydaje, że mogę się nie zmieścić.
      I rozumiem, że wszyscy oczekują happy endu....:D

      Usuń
  3. O, dzięki :) Spróbuję.
    Więcej niż jeden rozdział bardzo mile widziany c:
    No to mam nadzieję, że nas - biednycj czytelników oczekujących happy endu- nie zawiedziesz :D

    OdpowiedzUsuń