środa, 11 września 2013

Rozdział dziewiętnasty.


       Konrad siedział na kanapie w salonie. Nieprawdopodobne, jak w ciągu zaledwie kilku chwil, znowu wywrócił się świat. Wydawało mu się, że przed chwilą pieścił Anitę w łóżku, a teraz, za kilka godzin miał poznać swoją przyszłość. Choć Amalii nie była mu tak naprawdę bliska, przeraziła go wiadomość o samobójczej próbie. Co ją do tego skłoniło? Dziecko? A, może wydarzenia z hotelu? Czy on wtedy, zrobił jej krzywdę? Uderzył? Zgwałcił? Przypomniał sobie krew na rękach. Jej pobite ciało, rozrzucone nogi. Kanapka, którą wcisnęła w niego Anita, podeszła mu do gardła. Poczuł czyjąś dłoń we włosach. Dotyk wyrwał go z podłych rozmyślań.
– Oddychaj. – Blondynka nachyliła się nad nim, poczuł zapach rumiankowych włosów. Przytulił się do jej brzucha.
– Jeśli to moje dziecko? Mój syn? Ja to wszystko zrobiłem? – Wymamrotał cicho.
– Konrad – odsunęła się, złapała jego twarz w dłonie i popatrzyła w oczy z góry – wtedy będziesz kochał i dbał o niego. I … o nią. – Pocałowała go lekko w czoło. – Za piętnaście minut będzie taksówka, podjedziemy na osiedle, przepakujesz się. Przed szóstą mamy lot. Na miejscu będziemy wieczorem. – Wyplątała się z jego rąk. – Zajmij się czymś. Poczytaj coś, idę zajrzeć jeszcze do zwierząt.

       Konrad z westchnieniem oparł się o zagłówek kanapy. Czarne myśli nie chciały mu odpuścić. Miało być inaczej. Wszystko miało być inaczej. Teraz on i Anita, zeszli na dalszy plan. To nie był czas ani miejsce na rozmowy o przyszłości. I co ona powiedziała? Zadba o swojego syna i … Amalii? Co to oznacza dla nich? No tak, ona ma narzeczonego, on przychówek i ewentualną żonę? Sprawy nie mogły się, kurwa, bardziej skomplikować, przeklął w myślach. Schował twarz w dłoniach. Z drugiej strony, jedzie, sama, z własnej woli. Chce być z nim, tam, w Londynie. Wszystko zorganizowała. Mętlik w myślach się pogłębiał. Na stoliku zobaczył książkę. Wziął ją do ręki. „Jeździec miedziany” przeczytał tytuł. Otworzył w miejscu założonym zakładką. „Nadzy, mocno do siebie przytuleni szukali czegoś, co stracili dawno temu i znaleźli na krótko w tym mocnym uścisku gdy na chwilę udało im się przerwać blokadę.” przeczytał u góry strony. Czy to tak jak my? Mieliśmy swoją chwilę, pomyślał, i nic więcej. Obrócił wysłużoną kartkę , która robiła za zakładkę. To było jego zdjęcie. Z Zakopca. Tego się nie spodziewał. Anita, tak całkiem, nie wykreśliła go z życiorysu, uśmiechnął się po raz pierwszy od telefonu Bhaduriego. To były czasy, pomyślał, przyglądając się fotografii. Wszystko było przed nami. Potem się spieprzyło i pieprzy się dalej. Słyszał, Anitę wołającą, że taksówka już jest. Odłożył książkę z zakładką na miejsce. Cytat zapadł mu w pamięci.

***

       Siedzieli w samolocie. Czekał ich niespełna półtoragodzinny lot. Konrad lekko rozłożył fotel i przymknął oczy. Anita również rozparła się na siedzeniu. Obserwowała go spod półprzymkniętych powiek. Ściągnięte usta, zaciśnięte szczęki, podkrążone oczy. Gdzie podział się ten wyluzowany, uśmiechnięty i namiętny facet z jej sypialni sprzed kilku godzin. Było go jej żal, domyślała się jakie piekło przechodził we własnym umyśle. Nie wypuszczał jej dłoni ze swojej. Ona nie miała sumienia, po tym telefonie, powiedzieć i zrobić tego co powinna, zamierzała. Choć teraz tych zamiarów nie była już tak pewna. Nie potrafiła racjonalnie wytłumaczyć swojego postępowania. Po cholerę wpakowała się w Londyn. Organizowanie wyjazdu, ok, mogła kupić jeden bilet, a na przymiarkę polecieć sama. Nie dowiedziałby się W ten sposób pomóc i tyle, ale siedzieć obok, trzymać za rękę? Zwariowała. Nigdy nie była tak niekonsekwentna, nieodpowiedzialna, jak teraz. Trwała przy Stecu, gdy ten leciał dowiedzieć się, czy zgwałcił kobietę i posiada potomka. Powinna wrócić do swojego realnego życia. A jednak wolała być przy nim. Poczuła oddech na swojej szyi. Otworzyła oczy. Konrad nachylał się nad nią i intensywnie wpatrywał w oczy. Pocałował ją delikatnie, po chwili zwiększył intensywność pocałunku. Przyciągnęła go do siebie, kładąc rękę na jego karku.
– Jezuuuu – wymruczał, kiedy oderwali swoje usta – jesteś moim niebem. Bez ciebie nie dałbym rady aniele.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi. Jesteś moim piekłem, pomyślała, ja twoim zresztą też, dodała.


***

       Na lotnisku czekał na nich kierowca. Konrad był tak zatopiony we własnych myślach, że nie zwrócił na to zbyt wielkiej uwagi. Dopiero, gdy wysiedli prze nowoczesnym apartamentowcem w City, Stec pytająco uniósł brwi.
– Anita to nie jest hotel – stwierdził.
– Nie. – Odparła krótko. – To moje mieszkanie. Zawsze z niego korzystam. Nie widziałam powodu, aby i tym razem tego nie zrobić. – Wzruszyła ramionami.
– Matt wie, że jesteś tu ze mną? – Zapytał, gdy weszli do holu i Anita przedstawiła się strażnikowi.
– Nie, i nie interesuje mnie to. Nie muszę się tłumaczyć z przyjazdu do Londynu. – Powiedziała pewnym głosem. W środku nie czuła jednak tej pewności.
Wjechali na ostatnie piętro. Anita otworzyła drzwi do mieszkania, zapaliła światła.
– Robiłaś wnętrze? – Stec rozejrzał się po dużym salonie utrzymanym w tonacji brązu, złamanej bieli i cappuccino, płynnie połączonym z kuchnią w kolorze kości słoniowej z dodatkami matowego chromu.
– Tak. Ale nie mam tego w portfolio, to moje prywatne lokum. - Zdjęła płaszcz i rzuciła go niedbale na jasną kanapę. – Lucas bardzo lubił ten apartament, zresztą projektował sam budynek kilka lat temu.
      Brunet rozejrzał się uważniej, uderzyła go myśl, że po raz pierwszy widzi efekt wspólnej pracy Anity i jej zmarłego męża. Bywała tu razem z Lucasem, na tyle często, aby urządzić go dla niego. Dziwnie się z tym poczuł. Dotychczas przeszłość Anity była tylko opowieścią. Teraz znajdował jej namacalne dowody.
– Zadzwonię do Bhduriego. – Konrad otrząsnął się z dziwnych skojarzeń. Hindus odebrał po pierwszym sygnale. Umówili się na poniedziałek rano w klinice.

      Niewiele mieli do rozpakowywania. W apartamencie były dwie sypialnie. Konrad szedł za Anitą. Dziewczyna weszła do pierwszego pomieszczenia po lewej. Królowało tam duże łóżko z brązową narzutą. Stec zatrzymał się w drzwiach. Miał bardzo niepewną minę.
– O jejku Kony wchodź – spojrzała na niego.
– Mogę tu z tobą spać? – Zapytał na wszelki wypadek.
Parsknęła śmiechem:
– Nagle zebrało ci się na pruderyjność? – Rzuciła złośliwie. Była zmęczona. Zła na samą siebie. Za troskę opiekuńczość, czułość, którą czuła dla Konrada. Miała się z nim rozstać, pożegnać, a wszystko gmatwało się jeszcze bardziej. Zaczął na niej polegać.
– Anita, za dużo się wydarzyło w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin, przepraszam jeśli cię rozśmieszyłem, ale chciałbym mieć jakiś pewnik. Przydałoby się wiedzieć. Wiem to nie czas na poważne rozmowy i deklaracje. Ale bawisz się mną od kilku miesięcy. Zależy mi na tobie ale...
Nie pozwoliła mu dokończyć. Nie czas na takie rozmowy, w tym miał rację. Zanim powiedzą sobie kilka gorzkich słów, za nim ona mu powie spróbuje, jeszcze na kilka godzin, zatrzymać bankę mydlaną. Podeszła do bruneta i pocałowała lekko w usta.
– Nie teraz. Dobrze? Jesteśmy zmęczeni. Tak śpimy tu razem. – Zakończyła dyskusje.




        Zamówili lekką kolację z pobliskiej restauracji. Potem rozsiedli się na kanapie, opierając nogi o bardzo niski, kwadratowy stolik. Anita wśród setek kanałów wyłowiła stary odcinek „Przyjaciół”. Kiedyś był to ich ulubiony serial komediowy. Dawno temu blondynka śmiała się, że będzie jak Monika. Dotrzymała słowa. Gdy film się skończył Konrad wstał i podszedł do ogromnego balkonowego okna zajmującego całą ścianę, wychodzącego na duży taras. Wiosną musiało być tu pięknie, dostrzegł pozakrywane donice i sporo zimozielonych roślin. Deszcz ze śniegiem, siąpiący z nieba nie przyćmił panoramy, jaka roztaczała się za oknem. Światła Londynu tworzyły niesamowity widok. W końcu był w City, sercu miasta. Poczuł ręce Anity w pasie. Przytuliła się do niego na chwilkę.
– Idę pod prysznic. – Powiedziała cicho.
– Ok – stwierdził, ale nie wykonał żadnego ruchu świadczącego, że chce iść razem z nią.
       
      Został sam. Jeszce raz spojrzał na krajobraz za oknem i powoli podszedł do jednego z dużych krzeseł stojących przy regale z książkami. Usiadł na nim ciężko i rozejrzał się po salonie. To był świat Anity. Do takich warunków i takiego poziomu życia przyzwyczaił ją Lucas. Owszem dom w Sopocie był duży i komfortowy. Jednak to co zobaczył tu, w Londynie, otworzyło mu oczy. Jego mała Ani, weszła w całkiem inny świat. Nie zdziwiłby się zbytnio, gdyby podobne mieszkanie miała w Rzymie, Paryżu, Nowym Jorku, czy innym mieście na świecie. Ta część jej życiorysu, którą do tej pory odsuwał od siebie. Gdy dobę temu szli na bal, powiedział jej komplement, że wygląda jak milion dolarów. Myślał, że żartowała, gdy w odpowiedzi usłyszał „jestem warta więcej”. Teraz uświadomił sobie, iż mówiła prawdę. Czego jeszcze o niej nie wie? Czego nie zauważył? Co od siebie odsuwał? Czego chciał? Usłyszał, że Anita wyszła z łazienki. Teraz jego kolej. Jutro czeka go bardzo ciężki dzień.

        Czekała na Konrada z książką w ręku. Prawie się roześmiała na głos, gdy to sobie uświadomiła. Powinna, po pierwsze, w ogóle na niego nie czekać, po drugie być gdzie indziej, po trzecie jeśli już czekać to w o wiele bardziej frywolnym nastroju. Żadna z powyższych tez nie mała teraz zastosowania. Jedno było pewnikiem. Leżała w londyńskim łóżku, czekając na Steca i udając, że czyta, bo się o niego troszczyła. Gdyby mogła, uchroniłaby go przed jutrzejszym dniem, spotkaniem z Bhadurim, Amalii i dzieckiem. Zagubienie, przerażenie i niepewność w jego oczach bolały ją niemal fizycznym bólem. Mogła je trochę przegonić oddając mu siebie. Jeśli będzie ją chciał, jeśli nie, po prostu będzie leżeć obok, patrzeć i trzymać go za rękę.
– Nie śpisz? – Konrad zmaterializował się nagle obok łóżka.
– Nie. Próbowałam czytać, ale jestem zbyt rozkojarzona.
Brunet usiadł na brzegu materaca tyłem do niej. Był w samych bokserkach więc Anita mogła bezkarnie podziwiać jego plecy i szerokie ramiona. Podniosła się i klęknęła za nim. Delikatnymi, okrężnymi ruchami zaczęła gładzić kark i barki.
– Połóż się wygodnie, zrobię ci lekki masaż relaksujący. – Nakazała.
Posłusznie wyciągnął się na brzuchu. Anita najpierw delikatnie, a potem co raz mocniej naciskała masując. Syknął, gdy zabrała się do rozmasowywania karku.
– To ma być relaksujące? – Wyjęczał. – Ała!
– Nie marudź, zaraz ci ulży. – Musnęła ustami płatek ucha szeptając do jego ucha. Dłonie nie przestawały pracować.
      Faktycznie po krótkiej, nieprzyjemnej chwili poczuł ulgę. Blondynka zabrała się teraz za barki. Uświadomił sobie, że siedzi na nim, dokładnie swoją pupą na jego, i robi bardzo przyjemne rzeczy z jego plecami. Wyobraził sobie, że przekręca się pod nią, z brzucha na plecy. Spodobała mu się ta myśl. Uniósł głowę, podparł się na rękach i obrócił. Zaskoczona tym manewrem Anita zsunęła się na bok. Nakrył ją własnym ciałem. Nie protestowała.

       Obudził się nagle, w pierwszym momencie nie za bardzo wiedział, gdzie jest. Spojrzał w lewo, łóżko po tej stronie było puste. Już wstała, pomyślał z lekkim żalem. Przekręcił się na plecy i podłożył ręce pod głowę. Zastanowił się co go może spotkać dzisiaj, w klinice. Spotka się z Bhadurim, pobiorą krew, może wymaz śliny. Nie wiedział, czy chce zobaczyć Amalii i dziecko. Zawsze chciał mieć potomstwo. Nie ważne, syna czy córkę. Po prostu chciał być tatą. Nie był pewien, jak postąpi, gdyby dziecko było jego. Anita nie może mieć dzieci. Pamiętał wyraz jej oczu, kiedy mu to powiedziała. Na twarzy nie było śladu emocji, jednak właśnie w oczach dostrzegł błysk bólu. Czy mógłby z nią być, na stałe w związku, gdy to wiedział. Tak, odpowiedział sobie. Dla Anity, teraz mógł wiele.
– Hej – Vetter weszła do sypialni, jakby wyczuła, że o niej myśli – Głodny? – Oparła się o framugę drzwi.
– Nie, chyba nie. – Odpowiedział, przekręcając lekko głowę i patrząc na blondynkę. – Może napiję się kawy, jednak najpierw chciałbym się do ciebie przytulić – oznajmił wprost.
Anita bez słowa położyła się obok niego, wtulając twarz w szyję. Wyciągnął rękę spod głowy i mocniej przygarnął ją do siebie. Drugą delikatnie gładził udo. Westchnął przeciągle.
– Boisz się? – Zapytała.
– Tak. Nie badania, ale spotkania z Bahdurim, Amalii i być może...
– Maleństwem – dokończyła.
– Synem Amalii po prostu. – Przytulił ją jeszcze mocniej.
– Może być też twoim – cicho wymamrotała.
– Anita, zaczekajmy na wyniki, potem zastanowimy się co zrobić.
– Nie Konrad, to twój problem, mnie do tego nie mieszaj – wyplątała się z objęć i wstała energicznie. – Idę zrobić kawę.

        Gdy wszedł do kuchni po prysznicu, zastał Anitę ubraną w proste czarne spodnie i tego samego koloru obcisły golf. Na wierzch nałożyła duży, kaszmirowy sweter bez rękawów. Wyglądała znowu jak pani prezes. Pili kawę w milczeniu, które było ciężkie. Blondynka przeglądała jakiś magazyn, a on udawał, że interesują go tabele sportowe w porannej gazecie. W końcu odważył zadać pytanie, choć podejrzewał, że zna odpowiedź.
– Ani, pojedziesz ze mną do kliniki?
– Nie Konrad. – Odpowiedziała tak, jak się spodziewał. Wzruszył ramionami. – To nie tak, żebym nie chciała, po prostu musisz …
– Dorosnąć?! Być odpowiedzialnym? – Parsknął ironicznie. – Sam wypić piwo które sobie naważyłem.
– Kony! Ale ty jesteś ograniczony czasami, jak facet normalnie – uśmiechnęła się w odpowiedzi na jego wybuch. – To co powiedziałeś oczywiście też, ale przy okazji. Musisz być taktowny i delikatny. Amalii, pomijając jej motywy, wiele przeszła. Jej ojciec też. To nie byłoby dobre dla nikogo, gdybyś wszedł tam ze mną, jak z tarczą.
– Ok. – Podniósł dłonie w geście kapitulacji. – Jak zwykle masz rację. Co będziesz robić, sądząc po stroju, gdzieś się wybierasz?
– Tak. Mam kilka spraw do załatwienia, a potem pójdę na zakupy.
– Typowa kobieta. To co Prada, Jimmy Choo, Chanel – zaśmiał się cicho.
– Też, ale i klimatyczne butiki, a propos mody. Fantastycznie wyglądasz w tych jeansach i szarym polo ale.. – zaoponowała.
– Od razu zaproponuje kompromis. – Wiedział co blondynka sugeruje. – Jeansy zostają, założę koszule i marynarkę.
– Dobra, mamy deal.

***

       Zamówiła taksówkę po wyjściu Steca. Z jednej strony cieszyła się na szaleństwo zakupów. Z drugiej niepokoiła o Konrada i wizytę w domu mody Chanel. Nie wiedziała, że pierwszą przymiarkę sukni ślubnej będzie miała tak szybko. Zbiegła się niespodziewanie z nieplanowanym wypadem do Londynu. Dobrze że była tam umówiona w pierwszej kolejności. Wynagrodzi to sobie na Oxford Street.

        Podróż do kliniki mieszczącej się w Chilsehurts, około sześćdziesięciu kilometrów od Londynu, trwała około godziny. Z jednej strony Konradowi dłużył się ten czas, z drugiej był zdziwiony, że jest już na miejscu, gdy minęli bramę kliniki po podaniu danych strażnikowi. Teren szpitala był wciśnięty pomiędzy dwa ogromne pola golfowe. Stec nigdy nie dostrzegł uroku tej gry, choć wiedział, jak się trzyma kij. Będąc na stażu w Londynie nie wypadło odmówić partyjki, kiedy zapraszał na nią szef. Wysiadł z taksówki na żwirowym podjeździe i skierował się do ogromnego budynku w stylu staroangielskim. Kiedyś zapewne była to zamieszkała rezydencja. Duży, dwu piętrowy budynek z dwoma skrzydłami, zbudowany z piaskowca przytłaczał swoją sylwetką. Konrad zadrżał, przypomniał mu się dom z filmu „Inni”, jednak pomimo wewnętrznego niepokoju przybrał na twarzy maskę pewności i zdecydowanym krokiem wszedł do holu. Tam, na skórzanej kanapie, siedział Bhaduri.
– Witam, Konradzie – ojciec Amalii wstał i podszedł do bruneta. – W końcu się spotykamy, dziękuję, że przyjechałeś osobiście i tak szybko.
– Nie ma za co. To był mój obowiązek. Poza tym chce zakończyć tą sprawę tak samo jak pan. – Stec przyjrzał się wysokiemu hindusowi. Postarzał się o jakieś dobre pięć lat. – Jak się czuje Amalii?
– Czeka na ciebie – odpowiedział cicho mężczyzna.
– Na mnie? – Konrad nie potrafił ukryć zaskoczenia w głosie.
– Tak. Najpierw nie mówiła nic, teraz powtarza tylko, że czeka na ciebie. Chodźmy więc. – Bhaduri zrobił gest w stronę szerokich schodów prowadzących na wyższe piętra i ruszył przed siebie.
– Nie udamy się najpierw na testy? – Konrad nie ruszył się z miejsca.
– To może zaczekać. Najważniejsze, że moja córka, po raz pierwszy od kilku miesięcy przemówiła, a, że chce rozmawiać tyko z tobą – hindus odwrócił się i wzruszył ramionami – to nie mam zbyt dużego wyboru.

        Amalii siedziała na łóżku ze spuszczoną głową. Jej długie, niegdyś lśniące, włosy, były teraz matowe, przetkane siwymi pasmami. Szczupłe ciało zamieniło się w kości obciągnięte skórą. Nie podniosła głowy, gdy weszli do pokoju. W rogu, w szerokim fotelu, siedziała pielęgniarka. Przywitała ich krótkim skinieniem i bezszelestnie, niemal jak duch, wyszła drugim drzwiami. Bhaduri podszedł do córki i usiadł obok niej. Delikatnie chwycił za dłoń i przemówił cicho w ojczystym języku. Konrad zatrzymał się przy drzwiach, widok Amalii w takim stanie zaszokował go. Dostrzegł bandaże na nadgarstkach, zacisnął zęby. Nagle dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na niego. Wtedy na jej szyi dostrzegł krwawo – siną pręgę. Zamknął oczy na krótki moment. Boże, pomyślał, nie dość, że się pocięła to jeszcze chciała się powiesić. Musiała naprawdę być zdeterminowana. Stec podszedł bliżej Amalii.
– Usiądź koło mnie – wychrypiała zwracając się do bruneta. Konrad niepewnie przysiadł na brzegu łóżka. – Przepraszam, za tą tabletkę wtedy. Chciałabym móc ci powiedzieć, że nie musisz robić tych testów, ale nie mogę. Wolałabym tego nie mówić przy tacie bo sprawiłam mu już tyle bólu...
– Córeczko, nie przejmuj się mną.
– Przykro mi tatusiu, ale za długo nic nie mówiłam. To był...trudny czas. Konrad, wtedy, w gabinecie ojca podsunąłeś mi pewien pomysł. Ja nie chciałam wychodzić za tego kogo wybrali mi rodzice. Więc wymyśliłam sobie plan, niezbyt szlachetny i udany jak widać. – Zaczerpnęła więcej powietrza i kontynuowała patrząc na bruneta. – Tutaj, w Anglii na studiach, miałam chłopaka. Ma hinduskie korzenie. Wynajmowaliśmy mieszkania obok siebie, a tak naprawdę połączyliśmy je w jedno. Żyliśmy, jak małżeństwo. Myślałam, że przekonam rodziców do naszego związku, niestety zanim powiedziałam o Joshu, oświadczyli mi o zawarciu umowy. Byłam zrozpaczona, a Joshua szalał z zazdrości. Obiecałam, że znajdę sposób. Wtedy poznałam bliżej ciebie, wiedziałam jaką miałeś opinię i postanowiłam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Po pierwsze nie byłam dziewicą, co było już ogromną hańbą dla mojej rodziny, po drugie nie chciałam tego małżeństwa. Wymyśliłam sobie, że cię uwiodę, a potem powiem, że się ze mną przespałeś. Mnie się upiecze, ty najwyżej poszukasz innej pracy. Zgrywałam niedostępną, by cię zachęcić. Ale ty trzymałeś się twardo i zaimponowałeś mi tym. Jednak spodobałeś mi się jako mężczyzna, a Josh był co raz bardziej niecierpliwy i postanowił przylecieć. Pech chciał, że zjawił się tuż przed tym przyjęciem. Pokłóciliśmy się strasznie, uraził mnie swoimi podejrzeniami i insynuacjami. Ktoś nagadał mu bzdur. Na balu, nadal trzymałeś mnie na dystans, a ja miałam co raz mniej czasu i możliwości. Wtedy użyłam tabletki. Chwilę po tym jak wypiłeś doprawionego drinka wśród kelnerów dostrzegłam Joshue, jego kuzyn pracował w hotelu. Wszedł na moment, gdy się obejmowaliśmy, a ja prowadziłam cię w stronę wyjścia. Wyglądało to dwuznacznie, wisiałeś na mnie. W holu miałam z nim bardzo nieprzyjemną wymianę zdań, po prostu się wciekłam. Postanowiłam mieć trochę przyjemności z tej sytuacji. Zawiozłam cię do drugiego hotelu, byłeś taki...słodki. Choć tego nie pamiętasz, przespaliśmy się. – Amalii zamilkła i spuściła głowę.
Konrad siedział, jak skamieniały, niby słyszał opowieść dziewczyny, ale nie mógł w nią uwierzyć. To było takie...nierealne. Ten cały..., sposób rozwiązania własnych problemów jego kosztem. Amalii powiedziała, że kochała się z nim dobrowolnie, to raczej on był nieświadomy. Skąd ta krew, kto ją pobił?! Musiał wiedzieć, nieważne, że ona czuła się do dupy, on czuł się tak, jakby właśnie uderzył w niego tir.
– Czy to ja? – Konrad wyrzucił z siebie szybko zdanie, choć nie potrafił go dokończyć.
– Nie – odpowiedziała cicho. – To Joshua. Znalazł nas po jakiś dwóch godzinach. Wparował do pokoju, to nie był jakiś super hotel, raczej miejsce na godziny, nikt się nie przejął krzykami i hałasem. Gdy zobaczył nas razem w łóżku wpadł w szał. Próbowałeś mnie bronić ale nie mogłeś za wiele zrobić w swoim stanie. Pobił ciebie i mnie, potem zrobił resztę. Zgwałcił mnie. Resztę historii już znasz. Gdy go tutaj zobaczyłam, w klinice, wystraszyłam się. Groził mnie i dziecku, ja...nie wytrzymałam stąd to... – złapała się za szyję.
– Dlaczego mówisz mi to wszystko? Dlaczego dopiero teraz?! – Stec nie wytrzyma i zerwał się z łóżka.
– Dziecko – wyszeptała. – Mój syn – dodała pewniej. – Gdy go zobaczyłam, żywego, takiego maleńkiego, coś we mnie pękło. – Wstała z łózka i stanęła przed Konradem zadzierając głowę, aby spojrzeć prosto w jego oczy – Mam nadzieję, że to twój syn, nie tego potwora. Musiałeś wiedzieć, że ta krew, to nie twoja wina. Wiem,że późno się zdecydowałam, wybacz mi, jeśli potrafisz. Ale powtarzam, chce abyś wiedział, jak było. I modle się, aby to było nasze dziecko, bo wtedy wychowamy je razem na dobrego człowieka.
– Amalii, mam umowę z twoim ojcem. Oddam próbkę do badania i tyle. Jeśli to mój syn, będę chciał się z nim widywać. Z nim. Ciebie nie chcę więcej widzieć. Zapamiętaj to sobie, brzydzę się tobą, nie dlatego,że on cię zgwałcił. To nigdy nie powinno się zdarzyć. Jednak to, co zrobiłaś mnie, jest niewybaczalne. Żegnam. – Konrad na sztywnych nogach wyszedł z pokoju dziewczyny.

        Prawie wybiegł przed budynek i usiadł na jednej z ławek w bocznej alejce. Czuł się, jakby dostał czymś twardym po głowie. Ta cała historia z nim i Amalii była tak nieprawdopodobna, że gdyby nie był w niej głównym bohaterem, to by w nią nie uwierzył. Musiał odetchnąć i pomyśleć. Co zrobi, gdy dziecko faktycznie będzie jego. I jak zareaguje Anita. W kieszeni kurtki rozdzwonił się telefon. Odebrał nie spoglądając na wyświetlacz.
– Halo – warknął.
– Też miło mi cię słyszeć – Karina parsknęła do słuchawki. – Wstałeś lewą nogą, już prawie południe. A może kacyk?
– Ani jedno ani drugie. Właśnie dowiedziałem się, jak zrobiono ze mnie idiotę, ze szczegółami.
– Anita?
– Nie. Amalii.
– I to i to na A. Jak to się dowiedziałeś? Gdzie ty jesteś? – Zapytała domyślnie.
– W Londynie. Amalii urodziła – nie miał ochoty wdawać się w makabryczne szczegóły.
– Aaa – Morawska połączyła fakty. – I jak?
– Nijak. Anita jest tu ze mną. – dodał.
– Woww. Dogadaliście się?
– Tak. Nie. Cholera nie wiem, nic już nie wiem Karina. Okazało się, że Amalii wykorzystała mnie, jako rozpłodową męska dziwkę, ale dzięki bogu, jej nie zgwałciłem, oddałem się po dobroci, ona też. Anita niby jest ze mną, ale nie jest moja, nie mogę jej rozszyfrować. Jeśli się okaże, że jestem ojcem, to ją stracę. Kurwa pogmatwałem życiorys. – Zakończył gorzko.
– Konrad, dlaczego nie postawisz sprawy jasno z Anitą? Wóz albo przewóz. Chcesz z nią być na cały etat, to nie jest przygoda z twojej strony. Proste.
– Nie, to nie jest proste Karinko.
– Jest. Zacznij od niej. Kochasz ją – stwierdziła.
– A, jeśli powie „nie”? Tego się boję. Znam ją i nie znam.
– Ok. Zostawmy Anitę. Trudno jest od kogoś wymagać gry w otwarte karty, gdy samemu ma się z tym trudności. Nie zrobiłeś krzywdy tej dziewczynie, jesteś czysty. To, jak ona postąpiła, to inna sprawa, ale wydaje mi się, że swój stosunek do niej określisz dopiero po badaniu. Oddałeś już próbki?
– Nie.
– To ruszaj dupę i miej to za sobą.
– Karina, z kim nie grasz w otwarte karty? – Chwycił dziewczynę za słowa., zmieniając temat.
– Z Krzyśkiem. – Odpowiedziała. – Powiem wprost. Anita jest jakimś cieniem między nami, albo ja mam fobię. Sama już nie wiem. Jeszcze teraz gdy... – urwała wzdychając.
– Co „gdy”? – Dopytywał. Lepiej skupić się na czyiś problemach niż swoich, pomyślał.
– Jesteś pierwszy, który się dowie. Chyba jestem w ciąży.
– Co?!
– A gdzie gratuluje?
– Sorki,ale mnie wgniotło w ławkę. Gratuluje, choć ekscytacji w twoim głosie nie słychać.
– Nie słychać. To tylko test, to po pierwsze, po drugie, znamy się krótko i to klasyczna wpadka. Sama nie wiem, jak się z tym czuje.
– Wiesz,że nie lubię Hofmana, ale to porządny facet wbrew pierwszemu wrażeniu. Będzie dobrze. Powiedz mu i daj znać.
– Nie ma to jak udzielać sobie rad , co? – Roześmiała się cicho.
– Taa i to w sprawach sercowo – potomkowych. Trzymaj się i dbaj o siebie.
– Ty też. I rusz dupę z tej ławki, pobieranie krwi nie boli.
– Jasne, zawsze tak mówicie, a potem robi się strasznie, bo jest igła .
– Prawdziwy macho z ciebie – zakończyła rozmowę Karina.

       Konrad z westchnieniem wstał z ławki i postanowił zastosować się do polecenia Morawskiej. Choć na samą myśl o igle robiło mu się ciemno przed oczami.
        Wbrew obawom, nie zemdlał. Bhaduri cichym głosem podziękował mu za przyjazd. Widać było,że jest zdruzgotany opowieścią swojej małej córeczki. Pożegnali się szybko, obaj skrępowani sytuacją. Hindus obiecał zadzwonić, jak tylko będzie znany wynik. Podróż do Londynu minęła Konradowi na bezmyślnym gapieniu się w okno. W mieszkaniu nie zastał Anity. Poczuł ukucie, nie zadzwoniła do niego, nie czekała. Nie chciała z nim jechać. Dawna Anita stałaby przy nim. Chyba powinien w końcu zrozumieć, że jego Ani już nie istnieje. Może, gdzieś w krótkich przebłyskach, wracała na moment. Anita nie postępowała, jak Ani. Trzeba to zaakceptować lub powiedzieć do widzenia. Tylko, że doskonale zdawał sobie sprawę z jednego, nie potrafił odwrócić się plecami do tej dziewczyny. Była jak narkotyk. Uzależniony od niej będzie już zawsze.

***

         Anita z przymiarki sukni pamiętała tylko szelest materiału i natrętną paplaninę krawcowej. Zakupy nie sprawiły planowanej przyjemności. Była wściekła na siebie samą za to, iż nie mogła pozwolić sobie na towarzyszenie Konradowi. Potrzebował jej, czuła to. Jednak nie mogła zacieśniać jeszcze bardziej tego, co między nimi było. Sam przyjazd do Londynu był ogromnym błędem. Kochanie się z nim poprzedniej nocy katastrofą. Sama nie rozumiała, co się z nią dzieje. To nie była ona, Anita Vetter tak nie postępowała. Co by sobie nie wmawiała, Konrad był dla niej ważny. Gdyby mogła mieć wybór, ale go nie ma. Określiła swoją przyszłość wiążąc się z Lucasem. Trzeba być konsekwentnym. Pozwoli sobie jeszcze na jeden dzień ze złudzeniami, że tak może być.
       Do City dotarła około czternastej. W progu mieszkania powitały ją egzotyczne aromaty. Cicho odłożyła torby z zakupami. Zaintrygowana zajrzała do kuchni. Konrad mieszał coś z przejęciem w małym rondelku. Wyglądał tak domowo, cichutko podeszła i przytuliła się do jego pleców. Podskoczył, jak oparzony, niemal wylewając zwartość rondelka.
– Ani! – Wykrztusił odwracając się.
– Sorki, nie chciałam cię wystraszyć. Jak było? – Zapytała przyglądając się badawczo jego twarzy.
– Rozbieraj się, za moment makaron będzie gotowy – odpowiedział krzywiąc się.
Posłusznie poszła odwiesić płaszcz.
– Zakupy się udały? – Zapytał, gdy wróciła do kuchni i oparła się o blat naprzeciwko niego.
– Jeśli ja opowiem ci o zakupach, ty opowiesz mi o klinice?
– Anita, zjedzmy w spokoju. Powiem ci wszystko później. – Rzucił z nad odcedzanego makaronu.
– Dobrze, ale błagam,nie każ mi opowiadać o zakupach.
– Ok. Chyba, że kupiłaś bieliznę,wtedy będziesz musiała mi się w niej zaprezentować – cmoknął Anitę w kark, przechodząc obok z parującymi talerzami w rękach.
– Faceci – mruknęła ze śmiechem, skąd on wiedział, że kupiła trzy nowe komplety.

      Przy wspólnym posiłku, lampka białego wina rozluźniła atmosferę. Anitę zżerała ciekawość, ale powstrzymała się z pytaniami. Znała Konrada i wiedziała, że powie jej wszystko sam, wtedy, kiedy będzie gotowy. Po obiedzie rozsiedli się na kanapie. Brunet położył głowę na kolanach Anity. Wplotła palce w jego włosy. Zaczął mówić. Nie zadawała pytań dopóki nie zamilkł, potem zapytała tylko o jedno:
– Kiedy będą wyniki?
– Nie wiem, chyba najpóźniej jutro.
– Zostanę z tobą dopóki ich nie poznasz. – Nachyliła się i pocałował go w czoło.
– Dlaczego nie możesz mieć dzieci? – Zapytał, bo wolał nie pytać, co będzie, gdy już pozna wyniki, poza tym chciał na ten temat porozmawiać już od dłuższego czasu.
– Pamiętasz te leki, które zobaczyłeś w mojej walizce w Świnoujściu? – Odpowiedziała pytaniem, nie zaskoczył jej, spodziewała się,że ta sprawa pojawi się między nimi, szczególnie teraz.
– Pamiętam – potwierdził. Podniósł się do pozycji siedzącej i obrócił w jej kierunku. Chciał złapać dłoń blondynki, ale mu nie pozwoliła.
– Będzie skrócona wersja. To nie jest tak, że jestem bezpłodna, teoretycznie rzecz ujmując. Choruję ...
– Nie masz raka? Prawda? Nie umierasz? – Konrad wystraszonym wzrokiem szukał jej spojrzenia.
– Nie – spojrzała spokojnie prosto w jego magnetycznie zielone tęczówki. – Nie mam nowotworu i nie umieram. Mam poważne zaburzenia hormonalne i rzadką chorobę alergiczną. Co w połączeniu daje wybuchową mieszankę. Teoretycznie mogę mieć dzieci, w praktyce, jest to niemal niemożliwe. Nie będę wchodzić w szczegóły. Wpadka ze mną ci nie grozi – dodała sarkastycznie.
– Wiesz, że nie o to mi chodziło – żachnął się i złapał jej dłonie w swoje. – A twojemu mężowi to nie przeszkadzało?
– Nie. Luc nigdy nie marzył o dzieciach. To dzięki niemu zaczęłam się w ogóle leczyć. Choroba ma związek z moim fizycznym wyglądem, za kilka miesięcy mogę znowu ważyć sto kilo – zaśmiała się nerwowo.
– Możesz ważyć nawet sto pięćdziesiąt. Dla mnie zawsze byłaś, jesteś i będziesz najpiękniejsza. Nie twój wygląd jest mi potrzebny do szczęścia, ale ty – Zaryzykował. Nie odpowiedziała. Szybko pocałował ją w usta.
– Już kiedyś ci powiedziałam, że nie zawsze możemy mieć i robić to na co mamy ochotę. Cieszmy się chwilą. Życie to nie bajka, nie ma w pakiecie gwarancji szczęśliwego zakończenia. - Próbowała zlekceważyć sprawę. Rozmowa zaczynała schodzić na niebezpieczne tematy.
– Anita! Ja nie potrzebuję gwarancji, jeśli będę mieć ciebie! – Powiedział dobitnie.
      Vetter zamarła. To były słowa na które czekała nie teraz, ale wiele lat temu. W jej obecnej sytuacji nie były ukojeniem i nagrodą, ale przekleństwem i karą. Teraz, było za późno. Teraz będzie bolało.
Właśnie miała otworzyć usta, gdy zadzwonił telefon chłopaka. Popatrzył na nią wzrokiem, który mówił, iż jeszcze nie skończyli tej rozmowy i odebrał. Widziała, jak się spiął, gdy spojrzał na wyświetlacz. Musiała mocno założyć ręce, aby do niego nie podejść i nie złapać za rękę. Nagle na twarzy Steca odmalowała się niebotyczna ulga. Rzucił do słuchawki ciche Thank you. Yes. I'll see you tomorrow. Anita starała się spokojnie oddychać.
– Dzwonił Bhaduri. Nie ja jestem ojcem! – Wykrzyknął i chwycił blondynkę w ramiona. – Anita, jestem wolny, my jesteśmy wolni. Rozumiesz Aniele! – Postawił dziewczynę na ziemi i mocno pocałował w usta.
       Nie oddała pocałunku, z całych sił powstrzymywała samą siebie, aby go nie przytulić, nie okazać ulgi która ją też opanowała. Modliła się, aby jej oczy pozostałe zimne i jej nie zdradziły. Potem będzie płakać. Teraz, musi znaleźć w sobie determinację powiedzieć i zrobić to co powinna. Koniec mżonek, bańka mydlana właśnie pęka.
– Cieszę się. Masz jeden kłopot z głowy. Puść mnie proszę – powiedziała chłodno.
– Anita? – Puścił ją i spojrzał pytająco.
– Słyszałeś. – Na wszelki wypadek, nie ufając własnemu sercu i ciału odsunęła się. – Masz problem z głowy. Umówiłeś się na jutro z Bhadurim?
– Tak – odpowiedział usiłują zrozumieć zachowanie Anity.
– Ok. Klucze oddaj na dole portierowi. Możesz tu zostać tyle ile będzie potrzeba. Jowita wie, że nie będzie cię kilka dni. Zadzwoń do niej. Po powrocie do Polski, zajmij się Tolo. Mnie nie będzie przez dłuższy czas. Wrócę po zaręczynach. Wtedy omówimy wszystkie palące sprawy.
– Palące sprawy? Anita, kurwa, co ty mówisz?! Zaręczyny? Oszalałaś?! – Konrad podniósł głos. – Właśnie się dowiedziałem, że uniknąłem największego gówna w moim życiu. Wcześniej wyznałem, że jesteś dla mnie najważniejszą kobietą na świecie, a ty spuszczasz mnie na drzewo?! Oddałaś mi się! Kochaliśmy się, wspierałaś mnie? Co to była, popierdolona gierka?
– Seks był przyjemny i nie zobowiązujący. Było miło. Ale chyba za wiele sobie wydedukowałeś Kony. Nic ci nie obiecywałam. Przykro mi jeśli pomyślałeś, że łączy nas coś więcej. Podkreślam było zabawnie, ale nic więcej. O dziewiętnastej mam samolot do Rotterdamu. Muszę się spakować. – próbowała go ominąć. Zagrodził jej drogę.
– Powiedz, że tak nie myślisz – wychrypiał. – Powiedz,że...
– Konrad, zabawiłam się. Przecież to zrozumiesz. Zasady dobrej zabawy i seksu bez zobowiązań nie są ci obce, nie dramatyzuj. Przecież tak to lubisz. Dodam tylko, że w łóżku jesteś tak dobry, jak krążyły o tobie legendy. Nazwij te trzy dni moi wieczorem panieńskim.
– Po co tu przyjechałaś?! Dlaczego byłaś tu ze mną? – Złapał ją za ramiona.
Spojrzała na niego ironicznie:
– Z tobą? Lot do Londynu był w moim grafiku. Miałam przymiarkę sukni ślubnej. Amalii dobrze się wstrzeliła, mogliśmy jeszcze trochę się zabawić. Bądź grzecznym chłopcem i nie rób dramatu. Nic ci nie obiecywałam i ostrzegłam nie raz. Sam wszedłeś w ten układ.
– Układ... – odsunął się od niej z obrzydzeniem na twarzy. – Jesteś ostatnią suką. Nie chce mieć nic z tobą wspólnego. – Nie wierzył, że to powiedział, drugi raz w ciągu dnia.
– Nie będziesz musiał, umowa kończy ci się w maju, ułożę grafik tak, że nie będziemy się widywać. A teraz naprawdę muszę się spakować. Bez urazy Konrad.

      Wyminęła Steca. Czuła się podle. Była suką, miał rację, ale nawet takiej suce, jak ona, serce rozsypało się w drobny mak. Anita Vetter dotrzymuje zobowiązań. Umowy są podstawą jej świata. Anita Wolska została z powrotem wepchnięta do szafy, tam może płakać.

9 komentarzy:

  1. Nieeee! Czemu to robisz? :C Dlaczego? Ja chcę tu mieć szczęśliwe zakończenie! Ona musi zerwać te zaręczny, a Konrad nie może się poddać, chociaż on rzeczywiście myśli, że z jej strony to tylko układ... I co teraz? Teraz będziesz musiała to naprawić, o! Prooooooszę... I teraz będę się tu niecierpliwić do kolejnego rozdziału :C
    Ale i tak się straszliwie ucieszyłam kiedy zobaczyłam nowy rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tris..oni tak sami, serio, serio planowałam dla nich romantico wieczór, ale się pokłócili. Zupełnie mnie nie słuchają:D
      A co będzie dalej, sama nie wiem palny swoją drogą,a bohaterowie swoją...

      Usuń
  2. Nie chcę takiej końcówki.
    Nie tak ma być.
    NIE TAK!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lusiu, Słońce, jak ja Cię lubię za takie komentarze XD.

      Usuń
  3. Kochana Onee-san
    Przeczytałam właściwie tę niedużą część rozdziału, która została mi do przeczytania. Fajnie, że Twoja wena ma się bardzo dobrze :)
    Mi się podoba, jak na razie, kierunek w jakim to wszystko zmierza. Może to kwestia mojego nastroju, a może dlatego, że tak jest bardziej prawdziwie. Jest to też coś nowego. Czegoś z takim zakończeniem, jeszcze nie pisałaś, choć pamiętam ff i to jak ubłagałam o happy end XD.
    Czekam na dalszy ciąg i zakończenie.
    Weny :)
    Unbe
    PS. Sorry, że tak krótko... Jakoś tak nie mam weny na pisanie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spodziewałam się po Tobie takiej wypowiedzi odnośnie tego rozdziału, zaskoczyłaś mnie XD. Przygotowałam się mentalnie na ochrzan :P. A tu proszę, taki zaskok. Ech moje pamiętne, straszliwe ff... i Twoje oburzenie o Nicka :P, to było takie urocze ,ale fakt wtedy się ugięłam:). ja też czekam na zakończenie, hi, hi.

      Usuń
    2. Jestem nieprzewidywalna, że tak powiem. Poza tym, może dorosłam do tego, że nie wszystko musi mieć szczęśliwe zakończenie? Życie pisze różne historie, które nie zawsze muszą się dobrze kończyć.
      Onee-san, czasem za dużo myślisz :). Pisz, jak Ci wena mówi, a na pewno będzie dobrze. Osobiście wolę genialnie i z pasją napisany niekoniecznie happy end, niż jakieś z braku weny przesłodzone zakończenie.
      PS. Nie było takie straszliwe kochana :)

      Usuń
  4. Nie wiem, czy to kiedyś pisałam, ale wydaje mi się, że nie. Żal mi Anity, serio. Po tym rozdziale naprawdę mi jej żal. Sama nie mam pojęcia dlaczego. Nie zmienia to faktu, że wciąż podtrzymuję swoje zdanie, że mnie strasznie irytuje, jeśli chodzi o jej relacje z mężczyznami. No dobra... o relacje z Konradem, bo trzymam świadomie i podświadomie jego stronę, więc tym bardziej Anita mnie irytuje xD Ale ona, tak jakoś, no nie wiem. Tak, piękne zdanie xD Wciąż rozgranicza siebie na A. Vetter i A. Wolską, bo to niby dwie różne osoby. Czym one się różnią? Wyglądem? Statusem społecznym? Ok, zgodzę się, ale reszta? Taka z niej zimna księżniczka, stąpa twardo po ziemi, ale jednak polecieli razem do Londynu. Znowu jej coś zaczęło przeszkadzać i postanowiła to uciąć. Cóż, mnie się wydaje, że to wciąż jedna i ta sama osoba, tyle tylko, że z większą ilością doświadczeń. Ani Wolska popłacze sobie w szafie, ale popłacze. I wybacz Anita, ale to wciąż część ciebie i to ty będziesz płakać. Dlatego mi jej teraz żal, bo niestety, ale dla niej miłość nie jest tylko zbędnym dodatkiem, nie spotkała po prostu tej osoby, do której mogłaby czuć coś naprawdę szczerze. Cały czas mam wrażenie, że ona się po prostu boi, że mogłaby Konrada pokochać. I chyba to jest najsmutniejsze.
    Co do Konrada, mogę jedynie powiedzieć, że wszystko, co mówił Krzysztof, się sprawdziło. O tym przespaniu się ze sobą i utracie wartości. To jest dokładnie to. Piszę to z ciężkim sercem, naprawdę i chyba dobrze o tym wiesz, ale ja tutaj nie widzę happy endu, zupełnie. Więcej, nawet bym się zdziwiła, gdyby był. Oczywiście, że bym się cieszyła, gdyby był, ale tutaj jest zbyt dużo, hm, cierpienia. Gdyby Anita dostała olśnienia... ale nie mam pojęcia, czy Konrad, który tyle razy został przez nią skrzywdzony, chciałby zaczynać na nowo. Nadal nie mogę zrozumieć, czy Anitą nadal kieruje to, że kiedyś to on skrzywdził ją? Bo była tylko brzydką koleżanką i wolał inne? Naprawdę nadal o to chodzi?
    Ojej, smutno mi :( Tak zawsze się wciągnę, że przeżywam te emocje ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Echciu, mnie też żal Anity. Mnie samą denerwuje jej zachowanie. Niby jest konsekwentna, niby taka praktyczna, logiczna, a w środku jest tą samą co przed laty, wtedy w Krakowie, zakompleksioną nastolatką, podkochującą się w przystojnym koledze.I bojącą się jego odrzucenia. Myślę,że tak się zakręciła na to,iż jest teraz inna osobą, kompletnie nie przypominającą siebie samej, że pogubiła się. Małżeństwo z Lucasem miało też na to ogromny wpływ, ale o tym będzie we nowym rozdziale (upsss spoiler mi się wyrwał). Nie, nie tłumaczę jej, sama musi się wytłumaczyć i wypić to co sobie nawarzyła. Układ pomiędzy nią a Mattiasem też nie jest normalny. Niby wszystko wydaje się zewnątrz ładne a w środku jest...zepsute. Może uda mi się to troszkę oddemonizować w kolejnej notce XD.
      Anicie przydałaby się taka Blanka :) Prawda?
      Konrad - zła karma wraca :P, można tak powiedzieć. To co o kiedyś wyprawiał z dziewczynami powraca do niego w sprawie z Amalii i tym, że chce, ale nie może być z Anitą bo tak naprawdę oboje nie są sobie w stanie wytłumaczyć tego co było miedzy nimi dawno temu. Szczerość, wbrew pozorom, nie jest ich mocną stroną. Nie wiem, może są jeszcze w stanie porozmawiać :) Krzysiek był prorokiem, :P Poznał Anitę już po jej "przemianie" i obserwował związek z Lucasem, potrafi powiedzieć prawdę. Jest facetem wiec drugą stronę medalu też zna XD.
      Ok kończę te dywagacje domorosłego psychologa :P

      Usuń