sobota, 21 czerwca 2014

Nie mogę zapamiętać, by cię zapomnieć: Zapomnienie

Kaśka, wrzesień 2008

      Pomachałam Arturowi, gdy wyjeżdżał z parkingu. Usta nadal miałam obrzmiałe po naszych pocałunkach. Uśmiechnęłam się. Trochę żałowałam, że jednak nie poszliśmy o krok dalej. Z drugiej strony wiedziałam, iż była to dobra decyzja. Choć dobra, nie zawsze oznacza satysfakcjonująca. Umówiliśmy się na telefon wieczorem. Ponieważ do odważnych świat należy, załączyłam komórkę. Ledwie wpisałam PIN, od razu się rozdzwoniła. Westchnęłam i spojrzałam na wyświetlacz. Nacisnęłam ”odbierz”.
– Miałeś dzwonić dopiero wieczorem. – Powiedziałam z uśmiechem na twarzy.  
– Cierpliwość nie należy do moich cnót. – Śmiech Artura rozbrzmiał wibracjami w słuchawce. – Gdzie jesteś?
– Tam gdzie mnie zostawiłeś. Na parkingu. – Teraz i ja się roześmiałam.
– Popatrz, zapomniałem cię wsadzić do auta. Zaraz zawracam! Wiedziałem, że czegoś mi brakuje
– Czegoś? – Złapałam go za słówko.
– Tak. Zapachu. Uśmiechu. Spojrzenia zielonych oczu. Dotyku ręki. Ocierania skóry o skórę…
– Pryy! Szalony! Już byśmy leżeli w rowie! Jedź ostrożnie. Pa! – Postanowiłam zakończyć rozmowę za nim Artur faktycznie się w coś wpakuje. Na rok wystarczy katastrof drogowych.
– Pa! Już tęsknie.
– Ja też. – Rozłączyłam rozmowę.
Odwróciłam się i prawie wpadłam na Rafała. Szedł z workiem naśmieci do kontenera. 
– Hej. Lepiej?– Zapytałam
– Mnie? Lepiej. Ale sądząc po tym, co widziałem i słyszałem, chyba tobie gorzej. – Odpowiedział i minął mnie, nie zatrzymując się.
– Ej! – Zaprotestowałam. Ruszyłam o kulach za nim. – Zaczekaj! Rafał! – Podniosłam głos.
Nie zareagował, spokojnie wyrzucił worek i dopiero wtedy podszedł do mnie.
– Nie krzycz. – Powiedział tylko.
– To mnie nie ignoruj! – Wysyczałam wkurzona. – O co ci chodzi? 
– O Artura. – Wzruszył ramionami.
– Przestań. Jesteśmy oboje wolni, dorośli, nie czepiaj się. – Rzuciłam zaczepnie.
– Ok. Ale nie mów, że Artur jest wolny. Być może ty jesteś, choć też nie do końca z tego, co mi wiadomo. Nie rób takiej miny. – Ruszył powoli przed siebie. Poszłam za nim.
– Dobra, nie zakończyłam jeszcze oficjalnie mojego związku, ale raczej logiczne, że już nie jesteśmy z Sebastianem razem – fuknęłam zła, że o moich sprawach mówię się za moimi plecami. – Ale Artur jest po rozwodzie!
– Taa, rozwód sądownie przeprowadzony, wyrok prawomocny, jednak dalej pieprzy swoją eks. A teraz znowu ma ochotę na ciebie. Lubi zmiany. Widocznie taki ma styl. – Odwrócił się i popatrzył na mnie znacząco.
Wiedziałam, że muszę mieć bardzo głupia minę. Wiedziałam też, że dopóki się komuś nie udowodni winy, jest niewinny. Postanowiłam się tego trzymać. Jak w pracy. Rafał oskarżał, ja będę bronić.
– Nie wiem, o czym mówisz, ale musimy usiąść i pogadać. – Odpowiedziałam tylko.


Znowu siedziałam na tarasie, na tyłach pensjonatu. Na tej samej kanapie, gdzie parę godzin wcześniej Artur mnie okłamał. Odtwarzałam w myślach naszą rozmowę. Jego słowa, gdy zadzwoniła Anka. “Rozmawiam z nią sporadycznie”. Boże! Jestem głupia. Prawie wskoczyłam mu do łóżka. Jak zwykle, bez zadawania pytań. Dlaczego zawsze, pomimo tego, że nie raz się sparzyłam, zakładam, że ten facet mówi wyłącznie prawdę? Że jest wobec mnie uczciwy, szczery? To chyba był nieuleczalny objaw zidiocenia. Inaczej nie potrafiłam wytłumaczyć samej siebie. Straciłam swój słynny radar. Koledzy z  pracy śmiali się, że zawsze wiem, gdy oskarżony kłamie. Z drugiej strony – każdy kij ma dwa końce. Choć, to co usłyszałam od Rafała mnie zmroziło, powinnam usłyszeć wersję Artura. To było proste. Wziąć telefon, wybrać numer i zapytać. Więc dlaczego najzwyczajniej w świecie się bałam? Przez te kilka godzin pozwoliłam dojść do głosu przeszłości. No dobra, tej dobrej przeszłości choć i tak, jak na to co było między Arturem i mną, zachowałam się nad wyraz rozsądnie.
Mój stan wiedzy poszerzyły się o nowe wiadomości: Artur  po rozwodzie nadal mieszkał z Anką, w jednym domu. To po pierwsze. Po drugie okłamał mnie mówiąc, że z nią rozmawia sporadycznie. A może nie okłamał? Może ze sobą nie rozmawiają? Jezuu, ale jestem głupia. Gdyby nie rozmawiali na pewno by do niego nie zadzwoniła w potrzebie. Może tak naprawdę korzonki wcale nie miały miejsca? Popadam w paranoję!
Rafał twierdził, że rozwód między nimi nic nie zmienił. Dalej są razem w “luźnym związku”. Prowadzą wspólnie firmę. Nie miałam podstaw, aby mu nie wierzyć. Nie miał żadnego interesu w tym, aby mnie okłamywać lub bruździć Arturowi.
Wyciągnęłam telefon. Nerwowo obracałam go w dłoni. Odblokowałam ekran. Żadnych połączeń i smsów od Sebastiana. Nie wiedziałam, czy mnie to cieszy, czy martwi. Teraz musiałam się dowiedzieć, czy poprzednia doba była prawdziwa. Wybrałam numer Artura. Odebrał po trzech sygnałach:
– Stęskniłaś się? – Zapytał od razu.
– Hej – odpowiedziałam wymijająco, choć wystarczył tembr jego głosu, abym zaczęła szybciej oddychać. – Musimy pogadać. 
– Cholera! Już? Ten zwrot zawsze prowadzi do nieciekawych rezultatów. Zjeżdżam na parking. – Usłyszałam, jak samochód zwalnia. Po chwili silnik umilkł. – Co się stało, myszko?
– Artur, muszę wiedzieć, czy byłeś ze mną szczery. – Powiedziałam szybko. Bałam się, że stchórzę.
– Szczery? Tak.  – Odpowiedział po prostu. – Masz wątpliwości? Nie oszukałem cię mówiąc o swoich uczuciach i pragnieniach. Z kim rozmawiałaś? – Zapytał zrezygnowanym tonem. Milczałam. – Kasia, ja nie byłem święty, jeśli o to chodzi…
– Nie, nie o to. – Odważyłam się odezwać. Ścisnęłam mocniej telefon w dłoni. – Nadal mieszkasz z Anką? – Wyrzuciłam z siebie pytanie. Tym razem po drugiej stronie słuchawki zapadło milczenie. Poczekałam trzy głębokie oddechy. – Więc mieszkasz. – Odpowiedziałam samej sobie.
– Tak. Można tak powiedzieć. – Cicho potwierdził Artur. – Ja mam poddasze, ona piętro. Parter zajmuje nasza firma. Czy to ma znaczenie? 
– Nie wiem. Wiem tylko, że mi nie powiedziałeś. I sorki Artur, ale taki układ nie stwarza pola do “sporadycznych” rozmów.
– Ok. Moja wina. Ale co miałem ci powiedzieć? Kasia, między nami była w tamtym momencie taka energia...że to nie było ważne. Powiedziałem ci czemu się rozwiodłem. Powiedziałem, jaka jesteś nadal dla mnie ważna. Nie ściemniałem. Czuje, nie, wiem, jestem pewny, że mamy szansę. Przepraszam, jeśli poczułaś się dotknięta, ale nie miałem nic złego na myśli wtedy, gdy zadzwoniła Anka. Jeśli chcesz, to zaraz zawrócę i przyjadę. Chcesz?
Milczałam. Z oddali dochodziły do mnie głosy. Wracali z Baraniej. Za chwilę zrobi się tu głośno i tłoczno.
– Nie wiem. – Powtórzyłam się. – Artur, po prostu prawda jest teraz ważna, bardzo ważna. Dla mnie, to było kłamstwo, być może rozdmuchuje, to twoje jedno zdanie, ale jestem teraz wyczulona na szczegóły. Muszę sobie przemyśleć wszystko.
– Rozumiem. – Wypuścił głośno powietrze. W wyobraźni widziałam, jak pociera ręką kark. – Choć mnie to wkurza. Chcesz jeszcze coś wiedzieć?
– Chcę.
– Pytaj.
– Sypiasz z nią?
– Ałć, bezpośrednio. Ale sam się prosiłem. Tak. Czasami zdarzy się nam iść do łóżka. Już mówiłem, nie jestem świętym, były też inne. Coś jeszcze?
– Tak. – Zepchnęłam głęboko emocje, jak na sali rozpraw, tylko logika. – Prowadzicie razem firmę. Jesteś gotowy z niej odejść?
– Nie wiem, to ja ją stworzyłem, trudno mi będzie…
– Ok. Nie kończ – przerwałam. – Wyprowadzisz się?
– Kasiu, pewnie tak, ale to jest też mój dom, musiałbym…
– Wystarczy Artur. Wiem już to, co chciałam. Nie mam więcej pytań. – Głosy się nasiliły, wiedziałam, że są już przy bramie wjazdowej.
– Szlag by to! Nie wyciągaj żadnych wniosków, jutro przyjadę, albo nie, jeszcze dzisiaj, dojadę w nocy. 
– Nie przyjeżdżaj, mówiłam już. Artur ja po prostu...muszę pomyśleć. OK? Bez presji, twojej obecności. Przy tobie tracę zdrowy rozsądek. Doskonale o tym wiesz.
– Cholera! – W telefonie zapanowała głucha cisza, chyba zakrył  mikrofon dłonią. Czekałam. – Dobrze, zaczekam. – Zgodził się, wiedziałam, że mówi przez zaciśnięte zęby. – Choć nie mam na to absolutnie ochoty. – Podkreślił. – Wolałbym być obok ciebie i wytłumaczyć ci wszystko w cztery oczy, a  wątpliwości rozwiać w sposób namacalny. Ale cię posłucham. Obiecaj mi tylko jedno.
– Co?
– Nie skreślisz mnie, nas. Dobrze?
– Dobrze. Nie skreślę. Wracają z Baraniej. Pa. – Rozłączyłam za nim zdążył odpowiedzieć.
Usłyszałam za sobą kroki. Ktoś wchodził powoli po schodach. Odwróciłam się. 
– A mnie już skreśliłaś? – Cicho zapytał mnie Sebastian.
Milczałam. Zabrakło mi przysłowiowego “języka w gębie”.  Czułam się, jakbym zobaczyła ducha. Jednak stał przede mną. Skórzana kurtka, czarna polówka, którą dałam mu na urodziny, zmierzwione włosy, zacięty wyraz twarzy. Nie wiem czemu, ale jako pewnik założyłam to, że się tu nie pojawi. Nie byłam gotowa na konfrontację zanim na nowo pojawił się Artur. Tym bardziej nie byłam gotowa teraz, kiedy Sebastian, jak szybko wywnioskowałam, słyszał moją rozmowę. Jeśli nie całą, to jej ostatnią część. Nie był idiotą i na pewno wiedział kto był po drugiej stronie słuchawki. Najlepszą obroną jest atak. Postanowiłam skorzystać z tej rady.
– Co tu robisz?
– Przyjechałem. – Oparł się o balustradę, skrzyżował nogi w kostkach i zahaczył kciuki o kieszenie jeansów. Typowo obronna poza. Czekałam, czy coś doda. – Ale chyba się spóźniłem. Zostałem skazany bez procesu. Pani mecenas przeprowadziła rozprawę w trybie przyśpieszonym i wydała wyrok zaocznie. – Zakpił. – Ile czasu potrzebował Artur? Godzinę? Dwie? – Dodał gorzko.
Nie dość, że buzowałam od nadmiaru emocji związanych z jego nagłym pojawieniem się, rozmową z Arturem, to jeszcze miał czelność mnie oskarżać?! Pękło coś we mnie, najzwyczajniej w świecie, zalała mnie fala wściekłości i żalu. Dałam się ponieść emocją:
– Nie twój biznes! – Podniosłam głos. –  A ty, ile czasu potrzebowałeś, aby zaciągnąć Halszkę do łóżka? Kiedy zorientowałeś się, że ona jest tą jedyną? A może powiesz mi, do kiedy zamierzałeś grać na dwa fronty? – Sebastian milczał wpatrując się we mnie z dziwną miną. Odpowiedziałam sobie sama. - Dopóki któraż z nas by się nie zorientowała. A może, ona o wszystkim wiedziała? – Ostatnie zdanie wykrzyczałam, poczułam, że płaczę.
Usłyszałam, że ktoś wbiega po stopniach.
– Co ty tu robisz?! – Usłyszałam wściekły głos Marcina.
–Przyjechałem! Mogę być, gdzie chce! – Odwarknął mu Sebastian.
– Zgadza się, wszędzie, ale nie tu! 
– Co ty nie powiesz?!
Przestałam ich słuchać. Zebrałam kule i weszłam do budynku. Starałam się iść ostrożnie bo łzy zalewały mi oczy, a nie miałam wolnej ręki, aby je obetrzeć. Zresztą nic by to nie dało, ryczałam jak bóbr. Bracia nie zwrócili uwagi na moje angielskie zmycie się. Nawet w holu słyszałam ich krzyki. Wsiadłam do windy i pojechałam do siebie.

Położyłam się na łóżku, rzuciłam telefon i pozwoliłam sobie na dalszy płacz. Czułam się fatalnie, jakby atakował mnie jakiś błyskawicznie rozprzestrzeniający się wirus, a równocześnie ktoś zadawał fizyczny ból. Jedyne czego teraz chciałam, to wymazać ostatnie cztery dni z życiorysu. Cofnąć czas, do środy. Nie jechać na lotnisko. Żyć dalej w nieświadomości. Móc się teraz wtulić w ramiona Seby. Przez te kilka dni dotarło do mnie, że nieporozumienia, które miedzy nami były, nic nie znaczyły. To były błahostki. Tak naprawdę było mi z nim cholernie dobrze. Szkoda tylko, że jemu ze mną już nie. Może bym wybaczyła skok w bok. Może, nie wiem, pewna nie jestem. Jednak temat zaręczyn był dla mnie drażliwy od zawsze. Artur skrzywił mi psychikę. Niby tego pragnęłam, a z drugiej strony odżegnywałam się, jak od ognia. Gdyby Sebastian poprosił mnie o rękę z pierścionkiem w dłoni powiedziałabym “tak”. Ale on nigdy się na ten temat nie zająknął, nie postawił mnie w takiej sytuacji. Jeśli już to proponował “legalizację” w urzędzie bez całego tego “halo”. My, świadkowie, rodzice i tyle. Taka wersja bolała. Wyślijmy zgłoszenie mailem! Po co mamy tam w ogóle chodzić. A teraz dał pierścionek komuś innemu. Nie wspominając, że przed “daniem” zdradzał mnie zapewne od bardzo dawna. Jestem aż tak beznadziejna? Ta sama sytuacja dwa razy. Wygrałam parszywy los na loterii. Do tego wszystkiego nadal kochałam tego dupka! Rozpłakałam się jeszcze mocniej.
Ktoś cicho zapukał do drzwi. Nie odpowiedziałam. Niech wszyscy dadzą mi spokój! I tak popsułam już imprezę Marcinowi i Sonii. Poumieram tu sobie sama. Nikt nie musi tego oglądać! Jednak ten ktoś mnie nie posłuchał tylko po prostu otworzył drzwi.
Do pokoju weszła Sonia. Przed nią nie musiałam ukrywać, że jestem w rozsypce. I tak o wszystkim wiedziała. Porzucony telefon rozdzwonił się kawałkiem U2. Sebastian. Wpatrywałam się w wyświetlacz. W końcu po trzech sygnałach odrzuciłam połączenie i ponownie wyłączyłam telefon.
– Może trzeba było odebrać. Skończyli się już na siebie wydzierać z Marcinem. – Cicho powiedziała Sonia. Spojrzałam na nią  zaskoczona. – Tak, wiem, Sebastian jest teraz tym złym, ale może warto było by go wysłuchać. – Powtórzyła wytrzymując moje święcie oburzone spojrzenie.
– Nie. – Zdołałam z siebie wydusić.
Usiadła bokiem obok mnie na łóżku. Przekrzywiła głowę i przyglądała się badawczo. Poczułam się nieswojo.
– Ile się znamy? – Zapytała nagle.
– Sonia o co ci … – Miałam kłopoty ze zrozumieniem pytania.
– Ile się znamy? – Powtórzyła spokojnie.
– Trzynaście lat. Przyjaźnimy się też od tylu.– Szybko dokonałam obliczeń.
– Ile znasz się z Marcinem? – Kontynuowała Sonia.
– Od zawsze. – Odpowiedziałam, co raz bardziej zdziwiona treścią i przebiegiem naszej rozmowy.
– Od ilu lat nie jesteś z Arturem? – Pytania padały dalej.
– Dziewięciu. – Policzyłam.
– Ile lat jesteś z Sebastianem?
– Byłam Sonia. I po co ci ta życiowa matematyka?
– Dobrze, ja odpowiem od sześciu. A tera ci coś powiem. Nie robię wyrzutów. Broń boże. To tylko podsumowanie sytuacji. Od trzynastu lat jesteś obecna w życiu moim i Marcina. Dostałam cię w pakiecie. Już wtedy, po tym pamiętnym Sylwestrze, wiedziałam co to oznacza. Miałam dwie opcje, albo cię zaakceptować, albo odpuścić sobie Marcina. – Chciałam coś powiedzieć, ale ostrzegawczo podniosła rękę. – Nie było innego wyjścia. Jesteście z Marcinem, jak bliźnięta jednojajowe i choć kocham mojego męża ponad życie, nigdy nie próbowałam z tobą konkurować. Jestem na to za mądra. Na dodatek najnormalniej w świecie cie polubiłam, zaprzyjaźniłyśmy się. Jesteś bardziej siostrą Marcina, niż Sebastian jego bratem. Z taką więzią, jak wasza nie da się walczyć. Trzeba ją akceptować i to oboje z Sebastianem zrobiliśmy. Aby nie zwariować w naturalny sposób staliśmy się sprzymierzeńcami. Pomimo tego, że jesteś moją przyjaciółką nie mogłam ci się w pełni poskarżyć na Marcina, albo się na niego powkurzać. Zawsze byś go tłumaczyła i broniła. Więc wściekałam się przy Sebastianie. On wkurzał się przy mnie na ciebie. Zdziwiona? – Musiałam mieć głupią minę, bo Sonia spojrzała na mnie zirytowana. – Tak, wściekał. Ja musiałam żyć z tobą, ale to nie stanowiło dla mnie problemu, jednak on musiał żyć z widmem Artura między wami. Na szczęście ciebie i Marcina nigdy nie łączyły żadne intymne relacje. Jesteś po prostu jego bratnią duszą. Ale ty i Sebastian to osobna bajka. Choć wiedział, że go kochasz, to zawsze był twoją drugą miłością, choć ty byłaś jego pierwszą. Nie był w  stanie uniknąć porównań do twojego eks. Wiedział w co się pakuje, ale myślał, że z czasem zapomnisz. Nie zapomniałaś. Nie wyrzuciłaś zdjęć, listów, myszka miki od Artura nadal mieszkała z tobą w sypialni, a jego bluza nigdy nie chciała wywędrować do kosza. Jednak było wam razem dobrze, ignorował te drobne niedogodności. Potem Sebastian dostał kontrakt i zaczął częściej wyjeżdżać, ty awansowałaś na wspólnika w kancelarii, zaczęliście się rozmijać. Na dodatek, gdy Sebastian wspominał o ślubie , ty reagowałaś alergicznie i tłumaczyłaś się nie mniej, nie więcej tylko sprawą z Arturem. Odpuścił, choć czuł się zraniony. Potem dowiedział się o rozwodzie Artura. W tym czasie praktycznie rozmijaliście się cały czas. Wiem, że nie mogliście się dogadać. Zaczęły się wzajemne pretensje. Sebastian zaczął cie podejrzewać, że kogoś masz. Skarżył mi się. Oczywiście myślał, że jak go zdradzasz to z…
– Arturem! – Dokończyłam zszokowana. To co usłyszałam od Sonii, nie mieściło mi się w głowie.
– Tak, Artur zaczął wtedy mocniej współpracować z Marcinem, a od Marcina do ciebie droga nie daleka…
– Oszalał?!
– I tak, i nie. Resztę musicie sobie sami wyjaśnić. To ja go tutaj ściągnęłam, pomimo gróźb karalnych Marcina i twojego zdecydowanego veto.
–Ty?! Ale… - nie rozumiałam dalej.
– Po co? Bo jesteście dla siebie stworzeni. Nikt, nigdy cię nie kochał tak, jak Sebastian. Szkoda, że tego nie widzisz, nie doceniasz. I po to była mi ta wyliczanka, ta matematyka życiowa, jak określiłaś na początku. Chciałam uświadomić, ile lat widmo Artura i wspomnień dawnych czar nie pozwalał ci odetchnąć i cieszyć się w pełni, tym co masz od życia. Dlatego też pozwoliłam sobie za Sebastiana podsumować wasze wspólne bycie razem. Stoję z boku,  jest mi łatwiej. Gdybyś usłyszała to samo od niego, już po trzech zdaniach kłócilibyście się na całego. A nie o to tu chodzi. Wiem, że coś jest znowu miedzy tobą, a Arturem. Wiem też, że musisz porozmawiać z Sebastianem, bo wyjaśnienie sobie kilku spraw, pozwoli ci ocenić na trzeźwo całą sytuację. Od siebie proszę cię o jedno – nie podejmuj decyzji na szybko. Zastanów się. Wiem, że twoje serce jest nadal podzielone na dwóch. Powinnaś je skleić. Najwyższy czas się zdecydować. 
– Dorosnąć. – Bardziej stwierdziłam, niż zapytałam szeptem.
– Może nie dorosnąć, bardziej traktować przeszłość, jak zamknięty rozdział. Pozwolić sobie zapomnieć. Dasz radę. – Sonia przytuliła mnie mocno. Wstała z łóżka  wcisnęła mi w dłoń telefon. – Nie słuchaj mnie, czy Marcina, posłuchaj siebie. To twój wybór.
– Ale jesteś w teamie Sebastiana. – Zaśmiałam się wbrew ponurej sytuacji.
Wzruszyła ramionami:
 – Jestem w twoim teamie. Serio. – Odwróciła się i wyszła.
Przestałam płakać. Sonia miała rację. Trzeba pozamykać pewne sprawy. Sebastian też miał rację. Zasługiwał na to, abym usłyszała prawdę. Choć mogła zaboleć. A Artur? Też miał rację, mogło nam się udać, jeśli oboje chcielibyśmy być razem. Więc czego chciałam ja? Miłości, szczęścia. Proste, a równocześnie  bardzo skomplikowane. wybrałam numer Sebastiana. Odebrał od razu, jakby siedział z komórką w dłoni.
– Przyjdź na górę. – Powiedziałam tylko i się rozłączyłam.

Chwilę później usłyszałam pukanie. Zdążyłam zetrzeć rozmazany tusz z twarzy i schlapać się zimną wodą. Nie za bardzo pomogło. Trudno. Nie musiałam być piękna. Mój wygląd w tym momencie nie miał znaczenia.
– Proszę. – Powiedziałam.
Sebastian wszedł i od razu podszedł do mnie. Stanął w odległości kilku centymetrów, jego szare spojrzenie wyrażało frustrację, żal, resztki gniewu, ale przede wszystkim smutek. Cofnęłam się. Nie ręczyłam za moje dłonie. Usiadłam w fotelu, wskazałam mu ręką łóżko na przeciwko. Usiadł bez słowa. Dalej milczał, patrzył na mnie intensywnie przez dłuższą chwilę. W końcu zdecydował się odezwać:
– Ty już z nami skończyłaś, prawda? Nie chcesz wiedzieć, jak było naprawdę. Nie chcesz usłyszeć mojej wersji. Wiedzieć, jak bardzo się o ciebie martwiłem, gdy nie odbierałaś moich telefonów, nie odpisywałaś, nie było z tobą kontaktu. Jak zamarło mi serce, gdy Marcin wykrzyczał mi do słuchawki, że miałaś wypadek, jednocześnie zabraniając kontaktu z tobą, nie podając żadnych wyjaśnień, informacji. Czekałem, chodząc po ścianach. W domu, gdzie wszystko jest przesiąknięte tobą. Ja jestem tobą przesiąknięty. Ale ciebie, to już nie interesuje! – Zaczął podnosić głos. – Ty już mnie osądziłaś. Do tego pojawił się Artur. Słyszałem waszą rozmowę. Wolny, bez zobowiązań. Tylko dla ciebie. Najważniejszy cel twojego życia: być znowu z nim, na wyciągniecie ręki! – Siedziałam osłupiała. Sebastian wziął głęboki oddech i kontynuował zrezygnowanym tonem: – Jesteś dla mnie wszystkim Kasiu. Myślałem, że się razem zestarzejemy. Jednak przez te wszystkie lata, byłem tylko towarem zastępczym. Choć wmawiałem sobie coś zupełnie innego.
– Towarem zastępczym?! – Ocknęłam się. – Co ty mówisz?! Przez te wszystkie lata nawet nie pomyślałam o Arturze! Kocham cię, podkochiwałam się w tobie, już jako nastolatka! Chciałam ci urodzić dziecko! Wtedy w środę , miałam cię porwać z lotniska i jechać gdziekolwiek. A tymczasem, zobaczyłam cię z Halszką. Nie spodziewałeś się mnie, nawet mnie nie zauważyłeś! Za to ja doskonale widziałam was. Wybrałeś dla niej piękny pierścionek. Masz niezły gust. – Zabrakło mi tchu. 
– Pierścionek?! – Sebastian podniósł się gwałtownie z łóżka i stanął nade mną. Nachylił się i oparł ręce o poręcze fotela. Odruchowo spojrzałam w jego oczy. Widziałam w nich szczere zdumienie. – Jaki pierścionek?! O czym ty mówisz?! Moment…
– O pierścionku! Z białego złota, z pięknym szafirem w oprawie z diamentów! Dałeś go Halszce! Był w twojej szufladzie, a na lotnisku ona miała go na palcu! Wyszliście objęci, roześmiani…
– Kaśka do cholery! Nie jestem z Halszką!!! – Sebastian oderwał ręce od oparcia mojego fotela i nerwowo zaczął krążyć po pokoju. Siedziałam jak sparaliżowana. Teraz ja nic nie rozumiałam.
– Seba…– zaczęłam.
– Kasiu. – Przerwał mi, ponownie nachylając się nade mną. – Nie wiem, jak do tego wszystkiego doszło, ale to nie był pierścionek dla ciebie! Teraz dopiero zrozumiałem, o czym krzyczał do mnie mój brat przez telefon. To był pierścionek Halszki. Dostała  go od rodziców. Poprosiła, abym go dla niej zwęził. To jest cała historia tej przeklętej błyskotki. – Odsunął się i podszedł do balkonowego okna. Zapatrzyłam się na jego plecy.
Zamurowało mnie. Zrobiłam z siebie koncertową idiotkę. Cholera! Schowałam twarz w dłonie, musiałam płonąć czerwienią, jak wóz strażacki. Nie dla mnie, pierścionek nie był nigdy dla mnie. A ja, gdy go tylko zobaczyłam, dopisałam sobie zaraz teorię. Czyżbym tak bardzo była tradycjonalistką, gdzieś tam w środku? Choć na zewnątrz deklarowałam poglądy z pierwszych stron cosmopolitanu? Na to wygląda. Cud, że Sebastian chce ze mną jeszcze w ogóle rozmawiać, po takim numerze… Na dodatek słyszał moją rozmowę z Arturem. Spojrzałam na niego. Coś mi nie pasowało. Oparł się ramieniem o framugę. Nie uśmiechał się, nie wściekał na mnie. Nadal był smutny. 
– Zrobiłam z siebie koncertową idiotkę z tym pierścionkiem. Wybaczysz mi?
– Zrobiłaś. I chyba nie tylko z pierścionkiem. Rozmawiałaś z Arturem. – Stwierdził fakt. Milczałam. – Miałem nadzieję, że to jednak nie on.
– Tak, rozmawiałam z Arturem. – Zebrałam w sobie całą odwagę cywilną. – Przyjeżdżając tutaj byłam pewna… wiesz już czego byłam pewna. I… – Zabrakło mi nagle słów. Nie wiedziałam, jak to co się stało od wczoraj wytłumaczyć Sebastianowi.
– Czyli Artur? Skreślasz nas? – Zapytał  ponurym głosem.
– Myślałam, że skreślam. Seba, wiem, że ciężko to zrozumieć, wytłumaczyć. Nie wiem, czy jestem w stanie jasno ci powiedzieć, co się ze mną działo przez ostatnie kilka dni. Byłam w jakieś czarnej dziurze. Gdy tu przyjechałam nie zakładałam, nie planowałam… Artura. Chciałam się na tobie odegrać, udowodnić sobie sama nie wiem co. Nigdy nie byłeś dla mnie towarem zastępczym, to ja się tak poczułam po akcji na lotnisku. Teraz wiem, że była to tylko moja chora wyobraźnia, jednak jest to dopiero teraz. Rozmawiałam z Sonią. Powiedziała mi parę słów gorzkiej prawdy. Nie miałam pojęcia Sebastian, wystarczyło powiedzieć. Te wszystkie rzeczy, związane z nim, nie były mi potrzebne. Trzymałam je bo...trzymałam. I tyle. Rozumiesz? –Wstałam z fotela i chciałam do niego podejść, ale się powstrzymałam. Najpierw rozmowa. – A teraz faktycznie Artur się pojawił. Być może nadal go kocham, być może, to tylko wspomnienia o tym, jak go kiedyś kochałam. Tak, zaproponował mi coś więcej niż spotkanie przy kawie. Nie siedzieliśmy tutaj tylko trzymając się za ręce, choć nie posunęliśmy się do seksu. Pogubiłam się, tak cholernie się pogubiłam…
– Kochasz mnie jeszcze? – Przerwał mi Sebastian.
– Słucham?
– Proste pytanie. Nie trzeba się nad nim zastanawiać. Kochasz mnie Kasiu? – Powtórzył.
Zamrugałam zaskoczona. Chciałam się dalej wyspowiadać, wyrzucić z siebie wszystkie negatywne emocje. Mówić dopóki wystarczy mi odwagi i siły, a  Sebastian zadaje TAKIE pytanie? Pytanie z rodzaju być albo nie być. Już miałam go opierniczyć, gdy całkiem bez zastanowienia wyrwało mi się:
– Tak. – Nagle zdałam sobie sprawę, że odpowiedź jest naprawdę prosta. 
– Nie trzeba się nad nią zastanawiać, ani kluczyć. – Kocham.
Sebastian w odpowiedzi odsunął się od framugi balkonu i stanął przede mną. Nachyli i pocałował mnie mocno. Po chwili odwzajemniłam pocałunek z takim samym zaangażowanie jak i on. Skończył pierwszy całując mnie czule. Chwycił mnie za ręce.
– Tyle mi wystarczy. Nie chcę wiedzieć, co tu się stało. – Potoczył ręką po pokoju. Objął mnie i przytulił mocno, oparł podbródek o czubek mojej głowy. Poczułam ulgę, tak dużą, że znowu zaczęły mi płynąc łzy. –  Zawalczę o nas. – Wyszeptał w moje włosy. – Artur może sobie używać swoich sztuczek, ale to tylko wspomnienia, odległe czasy. Ja mam do dyspozycji nasze tu i teraz. Cudowne sześć lat. Nie odpuszczę cię Kasiu. Pogubiliśmy się, oboje. Ale jestem pewien, że mamy jeszcze czas, aby naprawić to co się popsuło. Będę cię zdobywał od nowa. Cierpliwie i powoli. Jeśli chcesz wyprowadzę się. – Odsunął mnie na długość ramion. –  Ale ostrzegam, że w końcu przyjmiesz moje oświadczyny z pierścionkiem wybranym specjalnie dla ciebie, tak jak należy i powiesz sakramentalne “tak” przed ołtarzem w białej sukni. Z całą tradycyjnie piękną oprawą. I nie będziesz mieć żadnych wątpliwości, że pragniesz mnie na ojca swoich dzieci. Przysięgam.
– Jakim cudem nadal ze mną rozmawiasz? Powinieneś mnie kopnąć w tyłek. W końcu to ja nieomal cię zdradziłam. Nie ma na świecie większej egoistki ode mnie, a ty nadal mnie chcesz. – Roześmiałam się przez łzy i przytuliłam mocno. – Nie wyprowadzaj się. W żadnym wypadku tego nie rób. Wybacz mi, ale jeszcze nie wrócę do domu. Muszę sobie parę rzeczy przemyśleć. Może wyjadę na kilka dni, może zostanę tutaj..  Sama. –  Uzupełniłam dla jasności. – Mam mętlik w głowie.
– A w sercu?
– Nie, w sercu nie. Sonia mi coś uświadomiła. Coś, na co sama powinnam wpaść już bardzo dawno temu. Muszę się rozliczyć z własną głupotą. Wyjdziesz na chwilę? – Wyplątałam się z jego objęć i spojrzałam poważnie. Skinął ostrożnie głową i podszedł do drzwi. Pod wpływem impulsu dodałam. – Musze się z kimś pożegnać.

KONIEC

Witam w pierwszy dzień lata (podobnież, bo pogoda u mnie za oknem temu mocno przeczy).
To ostatni rozdział historii Kaśki. Miała być jedno partówka , a wyszło jak zwykle xd. Nie potrafię pisać krótkich tekstów. Powinnam się z tym  pogodzić :)
Jakie plany dla klawiatury na najbliższy czas? Troszkę odpoczynku. A potem kolejna opowiadanie. Trochę  inne, bo z odrobiną magii w tle, ale również  o miłości. Ujawnię w nim moją druga naturę xd.
A teraz dziękuję za poświęcony czas i zapraszam na truskawki  - póki jeszcze są w filiżance :)
Pozdrawiam!

6 komentarzy:

  1. Och, jak się cieszę, że ona nie jest z Arturem. Nie wiem dlaczego. Może podświadomie czułam, że tylko wiecznie by się ranili, godzili i tak w kółko... Nie potrafię do końca tego wytłumaczyć. Podkradłam trochę truskawek z Twojej filiżanki i zrobiłam pyszne ciasto ;) To teraz nie pozostaje nic innego, jak życzyć Ci miłego odpoczynku (żeby zaprocentował weną) i wyczekiwać tej nowej historii :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. witam,
      Masz rację, ja też czułam, że pomysł powrotu do Artura nie był trafiony. Może na miesiąc, na chwilę ale na nic bardziej trwałego. Nie zawsze, to co było fajne kiedyś, będzie świetne znowu xd.
      Ciasto *-*...kawałek dla mnie został?? :D
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Jak bardzo się cieszę z tego zakończenia! I że Sebastian okazał się równym gościem. Teraz Artur wydał mi się interesownym facetem, który sam do końca nie wie czego chce..
    Dziękuję, za tak piękną końcówkę i czekam na następne opowiadanie:)
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      Tak, Sebastian miał bardzo kiepskie notowania, a tu proszę - wyszedł na prowadzenie:) Jeszcze tylko Kaśka pozbiera się ze samą sobą i mam nadzieję, że będą ze sobą szczęśliwi:)

      Usuń
  3. Od samego początku chciałam, żeby Kaśka była z Arturem, ale ten rozdział zmienia wszystko. Teraz mogę powiedzieć, że się cieszę, że Kasia wybrała Sebastiana. Po tym wszystkim, co się dowiedziliśmy o Arturze, ja na jej miejscu się w ogóle bym nie zastanawiała. Nawet jeśli okazałoby się, że Seba jest z tą Halszką. Niewiadomo, czy Artur przestałby działać na 2fronty, gdyby był z Kasią. Poza tym powiedział, że trudno byłoby mu się wyprowadzić z domu. Nie chciałabym takiego faceta, który mieszka z byłą. Podsumowując: Kasia bardzo dobrze zrobiła, że wybrała Sebastiana.
    Pozdrawiam i czekam na kolejne opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ja niedobra...tak Ci pragnienia wywróciłam do góry dnem ;) A zapowiadał się taki szczęśliwy happy end po poprzedni rozdziale:) Wredna ja, nie lubię prostych szczęśliwych zakończeń. Ale bardzo się ciesze, że to, które zostało zamieszczone, przypadło Ci do gustu:) Mnie też się podoba - przyznam nieskromnie.
      Pozdrawiam.

      Usuń