niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział szesnasty.

         Gdy weszli do apartamentu. Pierwsze co zrobiła Anita, to zrzuciła buty na obcasie. Matthias cicho zamknął drzwi i rzucił ich okrycia na fotel. Podszedł do niej i objął w pasie wtulając się w jej włosy. Nie zareagowała.
Jesteś zła, że przyjechałem?
Nie – odpowiedziała z ociąganiem. Chwile trwało zanim z angielskiego, którym posługiwała się przez całe spotkanie, przestawiła się na holenderski. Miała nadzieję,że jej odpowiedź zabrzmiała szczerze, na szczęście nie widział jej oczu.
Jak mnie zobaczyłaś, to zbladłaś i stałaś się nerwowa – obrócił ją twarzą do siebie.
A jak byś zareagował ty? - Zapytała patrząc mu ze złością w oczy. - Fakt nie zadzwoniłam i się nie odzywałam. Moja wina. Przepraszam. Ale wiesz, że jestem pracoholiczką. Zresztą nie jesteś lepszy i po prostu nie miałam głowy do telefonów. Matt ja miałam spotkanie biznesowe. A ty wpadasz jak rozjuszony byczek...Sam mówiłeś,że jesteśmy za starzy na takie zachowanie. Trzymajmy się tego. - Wyplątała się z jego rąk i podeszła do stoliczka na którym stała karafka z wodą. Nalała sobie do szklanki odrobinę.
Cholera. Masz rację, ale... Martwiłem się kochanie. Stęskniłem się. Wiem, co mówiłem, wtedy, w moim gabinecie – uniósł ręce do góry w obronnym geście i potrząsnął głową. Ściągnął szarą marynarkę i rzucił na płaszcze. Poluzował ciemny krawat.  – Jednak nie będę przepraszał za to, że najzwyczajniej w  świecie, jak szczeniak, jestem o ciebie zazdrosny. Jeszcze mina tej dziewczyny...
Jakiej dziewczyny? - Blondynka wzmożyła czujność i spojrzała uważnie na narzeczonego.
U ciebie, w firmie, siedziała w holu. To ona powiedziała mi, gdzie jesteś. Miała przy tym dziwny wyraz twarzy. Właściwie, jak teraz o tym pomyślę, to zasugerowała mi, że ty i ten Konrad...Ok, brzmiało to tak , jakbyście mieli zamiar spędzić szalony weekend tutaj. Tylko we dwoje.
Anita parsknęła śmiechem i pokręciła głową. Cholerny Konrad i jego podrywki. Prosiła, aby to załatwił.
Muszę porozmawiać z moją sekretarką w takim razie. - W głosie dziewczyny słychać było lodowaty ton. - Ja tymczasem, mój drogi, uczciwie pracowałam. I cała tajemnica wyjaśniona. Chyba powinieneś mieć do mnie więcej zaufania. - Sama nie wierzyła,że była tak obłudna. Przecież Małgosia właściwie powiedziała prawdę. Gdyby nie przyjazd blondyna, teraz, być może, byłaby tutaj z Konradem. I na pewno nie prowadziłaby konwersacji. Na tą myśl, aż oblała ją fala gorąca. Szybko napiła się wody.
Przepraszam – ponownie podszedł do Anity i wyciągnął szklankę z dłoni.
        Odstawił ją na stoliczek. Nachylił głowę i pocałował lekko w usta. Po króciutkiej chwili jego wargi stały się bardziej spragnione, a ręce zaczęły błądzić po jej plecach, tali, pośladkach. Anita bezwiednie oddała pocałunek i oparła się o niego,aby nie stracić równowagi. Ale myślami była przy całkowicie innych wargach, innych dłoniach, innym mężczyźnie. Ogarnęła ją tęsknota za Konradem. Jego ciepłem, zapachem, osobą. Uczucie było tak silne,że aż straciła oddech i gwałtownie wciągnęła powietrze. Blondyn zinterpretował to całkowicie inaczej. Zaczął nerwowymi ruchami rozpinać bluzkę dziewczyny. Dotarło do niej co robi i jakie, za moment, będzie to miało konsekwencje. Tym razem zrobiło się jej niedobrze. Czuła obrzydzenie do siebie, Matthiasa, chorej sytuacji w która sama się wplątała. Śniadanie, lunch, późny obiad – wszystko podeszło jej do gardła. Wyrwała się chłopakowi i na oślep rzuciła do łazienki. Dopadła sedesu i zwymiotowała. Poczuła ręce Matta, który przytrzymały jej włosy. Kolejna fala nudności. Chciała wykrzyczeć, żeby ją puścił. Nie dotykał. Wyszedł. On cierpliwie podtrzymywał ją za ramiona, aż nudności ustały,w pogotowiu trzymał, nie wiadomo kiedy zmoczony ręcznik. Podał go teraz. Obtarła twarz i wymamrotała „dziękuję”. Czuła się przez jego troskę jeszcze gorzej. Jak ostatnia zdzira.
W porządku? - Zapytał nachylając się nad nią.
Tak...Nie...Matt – mówiła cicho – posłuchaj- może łazienka i sytuacja nie była dobrym miejscem i momentem do tego co chciała powiedzieć, ale chyba na takie wyznanie nie ma dobrego czasu.
Ciii – pomógł się jej podnieść. - Ustoisz? - Kiwnęła głową. - To dobrze. Zaraz wezwę taksówkę i pojedziemy do ciebie, do domu o którym mówiłaś. Co jadłaś?
Rybę – nie miała siły, ani ochoty się  z nim sprzeczać. Odwaga, którą czuła przed chwilą ulotniła się jak kamfora. Oparła się o niego zrezygnowana. Czułą się fatalnie, nie tylko fizycznie. - Zadzwonię do Hanny, że przyjadę z gościem.

***

           Konrad cudem dojechał w jednym kawałku do Gdańska. Dobrze,że nie było ruchu, a samochód jakby prowadził się sam. Był wściekły, rozgoryczony, zawiedziony, zazdrosny. Wszystko na raz, pomyślał. Stało się. Dotąd odległy narzeczony Anity objawił się w realu. I to w konkretny sposób. Jasno pokazał, kto ma prawo stać obok blondynki. A ona nie zaprotestowała... Nie zrobiła żadnego gestu, nie powiedziała słowa. Chwilę wcześniej pocałowali się przecież przed hotelem. Kurcze. Gorączkował się w myślach. To był pocałunek, po jakim dostaje się zadyszki i chce się więcej, dużo więcej. Prychnął zirytowany. Ile razy całowałeś dziewczynę i nie miało to dla ciebie głębszego znaczenia? Chochlik w głowie odezwał się cichutko. Zirytowany załączył radio. Z głośników popłynęła jakaś spokojna melodia. Nie znał tego kawałka. Wsłuchał się w słowa. Too young, too dumb to realize: That I should’ve bought you flowers and held your hand. Should’ve gave you all my hours when I had the chance. Take you to every party ‘cause all you wanted to do was dance. Now my baby’s dancing, but she's dancing with another man . Zirytowany przełączył stację. Wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu. Spojrzał na komórkę, która leżała na fotelu obok. Milczała. Miał cichą nadzieję,że Anita zadzwoni do niego i każe mu zawrócić. Nie zadzwoniła, a on był już prawie na osiedlu. Wyobraźnia podsuwała mu obrazy, których wolałaby nie widzieć i które powodowały mocniejsze zaciskanie rąk na kierownicy. W końcu materiał zaprotestował, trzeszcząc nie przyjemnie. Poluzował uchwyt. Dojechał na miejsce. Zaparkował. Wysiadł i spojrzał w  ciemne okna mieszkania dziewczyny. Niech cię Anita. Wybrał w kontaktach numer do Janusza.
Cześć, Co robisz? - Zapytał bez wstępów, gdy Czerny odebrał.
Gram w Colina.
To rusz tyłek. Zabieraj grę. Po drodze zahacz o monopolowy. Tylko kup konkrety. Żadnego gównianie słabego piwska nie zdzierżę i przyjeżdżaj do mnie.
Uuuu – zagwizdał Janusz – chcesz pogadać?
Nie. - Szybko odpowiedział Stec. - Chce się najzwyczajniej upić. - Rozłączył rozmowę.

***

          Anita w sobotnie południe pomachała odjeżdżającemu Mattowi. Czuła się już lepiej. Fizycznie. Psychicznie była w rozsypce. Vetter dostał telefon,że natychmiast musi jechać do fabryki VS w Indiach. Sytuacja była na tyle poważna, że wymagała obecności dyrektora naczelnego. Anita bez zbędnych pytań zamówiła mu taksówkę. Samolot Stall już czekał gotowy na Gdańskim lotnisku. Obiecała, że zadzwoni i będzie oddzwaniać do niego. On obiecał, jak najszybciej przesłać projekt intercyzy i poprosił, aby zajęła się przygotowaniami do oficjalnych zaręczyn. Ponownie wręczył jej katalog z domami wystawionymi na sprzedaż. Nie wspominał co zrobił z domem jej i Lucasa. Zrozumiał,że to lokum nie wchodzi w grę.  Gdy światła auta oddaliły się, otuliła się szczelniej szalem i wróciła do ciepłej kuchni. Tam,  w wymownym milczeniu, Hanna przygotowywała jej lekki bulion. Anita czuła ciężar ciszy, lecz jak mała dziewczynka, pomyślała, iż jak zamknie oczy, to cały świat nie będzie jej widział. Oparła się o blat kuchenny.
Kiedy mamy się zacząć pakować? - Hanna nie wytrzymała i spojrzała z wyrzutem na dziewczynę.
Słucham? - Autentycznie zdziwiona, nie zrozumiała, co do niej mówi kobieta.
Pytam, kiedy mama zacząć szukać nowego mieszkania. Bo ten dom, zapewne sprzedasz po ślubie.
Pai Haniu, chyba mówi pani do mnie w jakimś obcym języku. Ja nigdzie się stąd nie ruszam!
Anitko, przedstawiłaś wczoraj wieczorem tego młodego człowieka , jako swojego narzeczonego. - Cierpliwe zaczęła tłumaczyć Hania. - O ile czasy nie zmieniły się diametralnie, to narzeczony, w jakimś określonym czasie, zamienia się w męża. A, to oznacza wspólne mieszkanie, dom i tworzenie rodziny. Ten Matt nie wyglądał na człowieka , który zamieszka w Polsce, więc logiczne jest, że to ty się przeprowadzisz do niego. Dlatego pytam, kiedy panujesz przeniesienie się do Rotterdamu?
Ale ja nadal nie rozumiem do czego ta rozmowa zmierza. Ja się nigdzie nie przeprowadzam – uparcie powtarzała blondynka.
Hania z politowaniem pokiwała głową.
Anitko. Czy ty siebie słyszysz? Pominę fakt, że nie pochwaliłaś się pierścionkiem i nie zająknęłaś ani słowem na temat ponownego zamążpójścia. Poinformowałaś w ogóle rodziców? Myślałam, że do Rotterdamu jeździsz tylko do kliniki i w interesach. Okazało się, że jeździłaś też w sprawach sercowych. Przepraszam, że to mówię, ale przykro mi, iż nic mi nie powiedziałaś. Myślałam...nieważne co myślałam – zreflektowała się. - Zapewne będziesz chciała być obok męża. Takie prawo miłości. Dlatego pytam: ile mam czasu na zorganizowanie dla nas nowego mieszkania. To chyba logiczne.
Anita  odsunęło krzesło i ciężko na nie opadła. Schował twarz w dłonie. Po chwili popatrzyła  na Hanię bezradnym wzrokiem.
Haniu, to wszystko nie tak... - powiedziała cicho.
A jak? - Kobieta usiadła obok niej i pogłaskała ją po włosach. - w co ty się wpakowałaś córciu?
        Anita nie powstrzymała łez. Ona, lodowa księżniczka, pani prezes i twarda sztuka , jak o niej mówili w branży, rozpłakała się, jak mała dziewczynka. Hanna przytuliła ją mocno i głaszcząc po plecach cierpliwie czekała, aż skończą się łzy. Długo to trwało. Gdy wypłakała ostatnią kroplę złości i żalu, Gołębiowska kazał iść jej do oranżerii. Sama, za chwilę, przyniosła bulion dla Anity i kawę dla siebie. Koty sprawiedliwie podzieliły się kolanami. A psy wyciągnęły pod nogami. Dziewczyna rozsiadła się wygodnie w zwisającym na łańcuchach, szerokim fotelu wiklinowym, który zamontował niedawno Darek. Przez chmury przebijało się słońce. Promienie tańczyły delikatnie na zielonych liściach i kolorowych kwiatach orchidei. Chlubie i dumie Dariusza. Dla Anity było to najpiękniejsze pomieszczenie w całym domu. Pierwotnie nie istniało. To Gołębiowski zaproponował jego budowę. Vetter zgodziła się bez wahania. Zrobiła projekt, wynajęła firmę, a mężczyzna nadzorował budowę. Potem sam sadził kwiaty i rośliny. Tym sposobem mieli w  domu kawałek zieleni przez cały rok. Wewnątrz szumiał mały strumyczek, fotele, mała kanapka z wikliny z kremowymi poduchami i szeląg zapraszały do wypoczynku. 
Brakowało mi tego zapachu wilgotnej ziemi, zieleni . Za rzadko pozwalam sobie na luksus przyjeżdżania tutaj. - Odezwała się pierwsza.
Zgadza się. Ostatnio prawie wcale cię nie widujemy. Zawsze sporo pracowałaś,ale teraz, chyba przesadzasz.
Może powinnam zrobić sobie urlop?- Zastanowiła się głośno. Wolne od firmy, komputera, Matta, Konrada. Kusząca perspektywa. Siedzieć wśród kwiatów, ze zwierzakami i ludźmi którzy są ważni.
Powinnaś. Córciu, pogadajmy...
Musimy? - Zajęczała.
Tak – Hanna była nieugięta. - Słucham.
Anita westchnęła. Pogłaskała Bolka, który zamruczał z aprobatą na taką pieszczotę. I zaczęła mówić. O Lucasie,ich małżeństwie, jego obawie o nią i sposobie w jaki ją zabezpieczył przed własną rodziną.  Potem opowiedziała o Matthiasie. Jak z nimi było naprawdę. Dlaczego wyjechała z Rotterdamu, choć mogła tam wieść beztroskie życie i bawić się w wesołą wdówkę. Gdy zaczęła mówić o sylwestrze i felernym zebraniu walnym zrzuciła Bolka i zaczęła krążyć po oranżerii, jak tygrys w klatce. Hania cierpliwe słuchała.
Dlaczego powiedziałaś mu „tak”? - Zapytała.
Zapędzili mnie w kozi róg z moim byłem teściem. To była najlepsza decyzja. Chroniłam firmę. Jestem odpowiedzialna za kilka osób.
Tylko dlatego? Nic więcej cię w tym mężczyźnie nie pociąga? Przecież już byliście razem.
Anita już miała powiedzieć, że „nie”, nie pociąga, ale zastanowiła się nad pytaniem  głębiej.
Nie tylko dlatego – przyznała niechętnie. - Matthias jest fascynującym facetem. Ma w sobie pewien...magnetyzm, charyzmę. Przy nim kobieta czuje się jak księżniczka. Dosłownie. Jeśli chce, potrafi zadbać o maksymalny komfort, spełnić zachcianki i życzenia zanim się je wypowie. Jest inteligentny, zabawny, dowcipny i cholernie męski. Potrafi słuchać, zaskakiwać. Pamięta o rzeczach błahych i nieistotnych, ale takich które sprawiają, że się szeroko uśmiechasz. Jakiejś rocznicy czegoś, ulubionych cukierkach, rzuconym haśle o piosence, która podobała się w radiu.
Anita opisujesz ideał – zaśmiała się cicho Gołębiewska.
Niby tak. Potrafi być też bezwzględny i zimny. Nie lubi, gdy ktoś mu odmawia. Wkurza się, kiedy sprawy nie układają się po jego myśli i potrafi wiele zrobić, aby racja była zawsze po jego stronie. W interesach, nie zna sentymentów. Zysk jest wyznacznikiem sukcesu. Lubi luksus, dla mnie to zbędny i śmieszny dodatek. Dla niego wszystko musi mieć pierwszy gatunek. Nie potrafi przegrywać. Jeśli taki przypadek ma miejsce, jest najzwyczajniej w świecie mściwy i nie przebiera w środkach. Lubi mieć władzę, wszystko kontrolować, nad wszystkim czuwać. Sen z powiek spędza mu moja niezależność. A ja z niej nie zrezygnuje. To taka gra między nami, kto ile wydrze temu drugiemu.
Teraz zrobiło się strasznie.
Tak. Matt jest pełen sprzeczności i to mnie w nim pociąga. Jest uroczym kotem  i tygrysem zarazem. Bad boy. Te dwa słowa najlepiej go charakteryzują. Poza tym, jakby na to nie spojrzeć, małżeństwo z nim to świetny interes i układ – Anita usiadła z powrotem .
Układ? Interes? Anitko!
Haniu, już jedno takie małżeństwo całkiem nieźle mi wyszło. Miłość przyszła z czasem. Teraz nie potrzebuje już miłości. Ona wszystko komplikuje. Utrudnia. Niszczy.
Chyba siebie nie słyszysz. Co myślisz o mnie i o Darku? Jako parze. - Uściśliła.
Jesteście idealni. Ten błysk w waszych oczach... to jest to, o czym czyta się w książkach.
Nie zastanawiałaś się nigdy, czemu nie utrzymujemy kontaktu z jakąkolwiek rodziną? Nie mamy dzieci?
Zastanawiałam – odpowiedziała po chwili milczenia. - ale... nie chciałam być wścibska.
To teraz posłuchaj mojej historii.  A właściwie naszej. Darek jest starszy ode mnie o trzy lata. Znał mnie od urodzenia. Ja jego – odkąd pamiętam. Razem bawiliśmy się  na podwórku, w ogrodzie, kradliśmy owoce z sadu sąsiada, jeździliśmy na wycieczki rowerami. Spędzaliśmy ze sobą całe dnie i noce...w  domu naszej babci, podczas wakacji. Rodzinnych spotkań. Tak córciu. Nasze mamy są siostrami. Więc Darek jest moim  bratem ciotecznym, najbliższym krewnym zaraz po rodzeństwie. Był tylko i wyłącznie moim kuzynem, do pewnego czasu. Kiedy weszliśmy w  tak zwany okres dojrzewania, coś zmieniło się w naszym wzajemnym postrzeganiu siebie. Po pierwsze, zawsze świetnie się dogadywaliśmy, najlepiej spośród wszystkich kuzynów. Nigdy nie brakowało nam wspólnych tematów, nie mogliśmy się nagadać. Niektórzy nam tego zazdrościli. Przyjaźniliśmy się. Jeździliśmy razem do kina, chodziliśmy na spacery, zabawy. Albo po prostu spędzaliśmy popołudnia. U babci zawsze spaliśmy w tym samym pokoju. Ja na łóżku, on na dmuchanym materacu. Zasypialiśmy trzymając się za ręce. To co, że cierpły. Ważna była bliskość.  Zdarzało się nam spacerować za rękę, przytulać, gdy nikt nas nie widział.  Do czasu.  Darek miał osiemnaście lat, jak poznał Krysię. - Hania bawiła się pustym już kubkiem. Westchnęła i kontynuowała dalej. - Wszyscy w rodzinie zachwycali się jaka to piękna z nich para. Krysia za swoje talenty i zdolności wszelakie była głośno chwalona. Dodatkowo jej ojciec miał kilometry szklarni, a rodzice Darka sady. Piękny mariaż. A do mnie zaczęło docierać, gdy widziałam ich razem, że najchętniej bym ten chodzący ideał udusiła. Najnormalniej w świecie byłam zazdrosna o mojego kuzyna. O czas który poświęcał jej, a  zabierał mnie. O trzymanie za rękę, pocałunki. - Kobieta zamilkła i zapatrzyła się przed siebie, jakby wspominając ten czas.
I co było dalej? – nieśmiało zapytała Anita. Miała okrągłe oczy ze zdziwienia. Hanna serwowała jej rewelacje przez duże „r”
Miłość kwitła. Ja cierpiałam katusze. Po cichu, w kącie. Przecież miałam tylko szesnaście lat. A on był już pełnoletni. - Odpowiedziała. - Aż do czasu, gdy jakimś siódmym zmysłem wyczułam, że kiedy się ze mną wita, przytula mnie kilka sekund dłużej, niż potrzeba. Niby przypadkiem całując na przywitanie trafia bliżej moich ust. Patrzy na mnie z jakimś dziwnym wyrazem twarzy. Mniej się uśmiecha, gdy widzę go razem z Krystyną. Już wtedy, byłam pewna, że zakochałam się w Darku. Nie miałam pojęcia, czy on czuje to samo. I wiedziałam, że ta miłość nie ma sensu. Nadeszły wakacje i moje urodziny. Siedemnaste. Uroczysty obiad u babci. Cała rodzina  w komplecie. Przyjechał sam, choć miał być z nią. Ucieszyłam się. Oficjalne życzenia, drobne upominki. - Hania uśmiechała się szeroko. - Po deserze, poszliśmy na spacer, nad rzekę. Dawno temu Darek zrobił tam szeroką huśtawkę z oparciem. Usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać. Jak kiedyś. Powiedział,że rodzice nalegają na ślub. A on nie jest gotowy, nie jest pewny. Mnie serce się ścisnęło. Ale co miałam powiedzieć”Nie żeń się, zostaw ją, bo cię kocham”. Chore. Zdawałam sobie sprawę, że nie mogę mu się narzucać. Nagle zatrzymał huśtawkę i mnie pocałował. To był mój pierwszy pocałunek. Taki prawdziwy. Myślałam,że ze szczęścia poszybuję wysoko. Jednak euforia trwała krótko. Zaczerwienił się i przerosił, powiedział, że to był tylko taki impuls. Dodatek do wcześniejszych życzeń. Trzasnęłam go w twarz i uciekłam. - Kobieta znowu zamilkła.
Na długo uciekłaś? - Anita wierciła się w swoim fotelu. Bolek, który znowu wskoczył jej na kolana popatrzył na nią oburzonym wzrokiem.
Tak. Unikałam go do końca wakacji. Było to łatwe. Nie było nawet telefonów stacjonarnych. Zaraz po urodzinach, wyjechałam na obóz harcerski. Tam poznałam Damiana. Z braku laku...choć nie, jestem niesprawiedliwa. Podobał mi się. Był przystojny, sympatyczny i imponowało mi to, że zwrócił uwagę na taka smarkulą. Bo Damian właśnie dostał się na medycynę. To był inne czasy. Nie czekało się na skończenie studiów i tak dalej. Gdy wróciliśmy po obozie. Damian został zaakceptowany jako mój kawaler. Też chciałam iść na medycynę. Więc mieliśmy wspólne zainteresowania.
Co na Damiana powiedział Darek?
Nic. Niby z nim normalnie rozmawiał. Zachowywał się na sporadycznych wspólnych spotkaniach poprawnie. Ale ja go znałam. Wiedziałam, że nie lubi mojego chłopaka. Na mnie był obrażony. Nigdy nie wróciliśmy do naszego pocałunku. W następne wakacje ożenił się z Krystyną.
Jak to?! - Anita nie wytrzymała.
Po prostu. W sierpniu, miesiąc po moich osiemnastych urodzinach, na których Damian oficjalnie poprosił o moją rękę i został przyjęty. Darek mi nie pogratulował. Ulotnił się po angielsku. Poszłam go szukać, gdy wszyscy się rozjechali. Znalazłam go na huśtawce. Płakał. Powiedział,że gdyby mógł, zabrał by mnie stąd daleko, gdzie nikt by nas nie znał. Gdzie moglibyśmy razem. Szczęśliwi. Padły te dwa słowa, na które tak czekałam. To była bardzo szczęśliwa godzina. Tylko nasza. Jakbyśmy żyli w innej rzeczywistości. Potem czar prysł. Wyznał, że Krystyna jest w ciąży. Mój świat się zawalił.  Wyłam w środku mając na ustach uśmiech słuchając słów ich przysięgi. Klamka zapadła. Zatańczyłam z nim jeden taniec. Do piosenki „Ktoś między nami „ Anny Jantar. Znasz ją?
Nie – odpowiedziała zaskoczona dziewczyna.
Posłuchaj kiedyś całości. Przy tej piosence powiedziałam mu,że nie zobaczy mnie, jeśli to nie będzie konieczne. Nie chcę, aby się ze mną kontaktował. Ma zapomnieć o moim istnieniu. Powiedział, że rozumie i przeprasza. Nie będzie narzucał, choć jestem jego jedyną miłością. Tylko zrozumiał to za późno i jest tchórzem. Bo bał się mówić głośno. Nie widzieliśmy się długo. Wyrzuciłam go z pamięci, serce jakoś nie słuchało i na każde wspomnienie jego imienia bolało, jak głupie.
Darek ma dziecko?
Nie. Krystyna poroniła. Było mi jej naprawdę żal. Ich mi było żal. Ja tymczasem szykowałam się do matury, egzaminów na medycynę i ślubu z Damianem. Po ostatnim egzaminie maturalnym, przed szkołą, czekał na mnie Darek. Zdziwiłam się. Wyglądał fatalnie. Rzucił krótkie „cześć” i bez słowa zaciągnął mnie do pobliskiego parku. Cały czas milczał, dopiero, gdy usiedliśmy na ławce zaczął mówić. O małżeństwie, które jest koszmarem, Krystynie, która zdradza objawy szaleństwa po poronieniu. Presji rodziców oczekujących na wnuka. I tęsknocie za mną, która go dobija. Przeprosił, że nie będzie go na moi ślubie, nie da rady. Bał się, że wykrzyczy na cały kościół, to co do mnie czuje. Nie wiedziałam, co mu powiedzieć. Serce się rwało. Rozum mówił stop. Obiecałam przecież Damianowi. Szykowaliśmy się do ślubu we wrześniu. Zobowiązałam się. Rodzice byli zachwyceni moim przyszłym mężem. Co by powiedzieli, gdyby usłyszeli kogo naprawdę kocham? Przecież to było kazirodztwo. Darek był moim bratem ciotecznym, a  to równało się temu, jakby był prawdziwym. Nie mieliśmy szans. Pożegnaliśmy się w tym parku. Wtedy myślałam, że na zawsze. Wygrał rozsądek. Zdałam maturę, dostałam się na medycynę. Małżeństwo Darka przestało istnieć. Zapłakana ciotka skarżyła się mojej matce, że nie poznaje własnego dziecka. Postanowił odejść od Krystyny, chce rozwodu, którego ona mu nie da. Znalazł pracę w stoczni w Gdańsku. Wyjeżdża tam tuż przed moim ślubem. Biadoliła, co powiedzą ludzie. Grójec nie był dużym miastem. Prosiła bym z nim pogadała, bo mnie zawsze słuchał. Nie miałam odwagi. Nie nudzę cię?
Skądże! - Anita zamknęła usta, które od kilku minut miała mało inteligentnie otwarte. - Mów dalej,przecież w końcu był happy end.
Był. I to z hukiem! - Hanna się roześmiała, ale spoważniała zaraz. - Kilka dni przed ślubem z Damianem, poszłam posiedzieć i pomyśleć do Kościoła. Tam zaczepił mnie młody ksiądz. Właściwe był na ostatnim roku seminarium. Przygotowywał się do święceń. Zaczęliśmy rozmawiać i od słowa do słowa powiedziałam mu wszystko. Zapytał się, czy jestem pewna miłości do Darka. Potwierdziłam. Uświadomił, że z widzenia prawa cywilnego możemy wziąć ślub, bez żadnych przeszkód, kanonicznego, gdyby Darek nie był żonaty, też. Występuje się o dyspensę do Biskupa. Powiedział, iż możemy się starać o rozwód kościelny, choć to długa i żmudna procedura. Wróciłam do domu. Wrzuciłam kilka rzeczy do niedużej, podróżnej torby. Napisał list to rodziców i Damiana. Postanowiłam wszystko na jedną kartę. Od babci dowiedziałam się w jakim hotelu robotniczym zatrzymał się Darek.
Przyjechałaś i zostałaś. - Zgadała Vetter.
Tak.
A rodzina?
Nie mamy rodziny. Wyrzekli się nas. Większość już nie żyje. Na nasz ślub cywilny przyjechała babcia. Chyba zawsze wiedziała. Powiedziała mi wtedy, abym pamiętała o hymnie o miłości, a szczególnie wersie: Miłość wszystko znosi,wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję,wszystko przetrzyma.  I tego się trzymamy z Darkiem do dziś. Nie mamy dzieci, baliśmy się zaryzykować. Nie mamy rodziny, innej poza sobą. Choć teraz mamy ciebie córciu. - Hania wstała ze swojego miejsca. Podeszła do Anity i pocałowała ją w czoło i spojrzała prosto w oczy. – Czasami nie warto słuchać rozumu. Przeliczać i kalkulować. Bilans w miłości jest abstrakcją. Albo tracisz wszystko. Albo jesteś zwycięzcą. Nie przekreślaj tego uczucia. Chyba, że jesteś absolutnie pewna,że już nigdy cię spotka. A, takiej opcji, kochanie, nie ma. - Wyszła cicho z pomieszczenia zostawiając Anitę samą.

***

        W poniedziałkowy poranek,świat za oknem taksówki wydawał się Anicie jeszcze bardziej nieprzyjazny niż zwykle. Po słonecznym weekendzie, pozostało wspomnienie. Niebo było szare. A wycieraczki zbierały, raz po raz, mokrą breję z szyb. Konrad się nie odezwał. To była jedyna konstruktywna myśl, która w tej chwili zaprzątała jej umysł. Nie zadzwonił. Nie napisał. Czuła przez skórę, że jest nią rozczarowany. Choć z drugiej strony, to był tylko jeden pocałunek. Nie obiecywała mu małżeństwa. Mattowi tak, obiecała. Cały czas w głowie siedziały jej słowa Hanny. Nie była pewna, niczego. W jej życiu, od początku stycznia, trwała permanentna rewolucja. Nie robić bilansu, trudne. Co dawał jej związek z Matthiasem, wiedziała. Co dałby jej ewentualny z Konradem, nie miała pojęcia. Czy w ogóle zaistnieliby, jako para. Tylko te idiotyczne motyle i brach tchu, gdy przypomniała sobie smak jego ust. Szybsze bicie serca i przyjemny skurcz w dole brzucha. Tylko, tego będę się trzymać, pomyślała Anita. Słowa „tylko”. Kierowca wyrwał ją z zadumy, oznajmiając,że są na miejscu.
Wchodząc do biura przyjrzała się uważnie Małgosi. Na jej widok, zagościł u dziewczyny złośliwo -triumfalny uśmieszek. Blondynka nie dała po sobie poznać,że go zauważyła. Przywitała się jak zwykle, wzięła pocztę i poszła do kuchni. Po drodze zajrzała do Konrada, choć nogi miała jak z waty. Nie było go. Czyste biurko i pusty stół kreślarski świadczyły o tym,że jeszcze nie przyszedł do pracy. W kuchni zrobiła mocną kawę i poszła do swojego gabinetu. W trakcie przeglądania poczty, zabrzęczała komórka. Dzwonił Matt, westchnęła i odebrała, zgodnie z umową.
Cześć skarbie. Jesteś w domu?
Dzień dobry. W domu? Nie. Jestem w pracy. - Odpowiedziała.
Trzeba było wypocząć – powiedział ciepło.
Daj spokój. To tylko niestrawność – zbyła problem. - Mam za bardzo gorący okres w biurze, abym się obijała. Jak w Indiach?
Gorąco – zaśmiał się krótko. - Dzwonię, bo trochę czasu będę musiał tu spędzić. To będzie dłuższa wizyta.
Kłopoty?
Tak, ale znasz mnie. Nie jest to nic, z czym bym sobie nie poradził. Ale jeśli chcemy się zaręczyć w marcu, to będziesz musiała sam wszystko zorganizować.
Matt, naprawdę konieczne jest to przyjęcie?
Tak. Kochanie chcę się pochwalić,że zdobyłem taką kobietę jak ty. Zorganizuj wszystko. Daję ci wolną rękę. Najlepiej , gdybyś zdecydowała się przy okazji na dom. Urządzilibyśmy tam zaręczyny.
Pomyślę – westchnęła ciężko w duchu.
Anita, masz już wybraną suknię?
Jaką suknię?
Ślubną głuptasku. To już najwyższy czas. Może wyskoczysz do Paryża, czy Londynu i coś wybierzesz. Dla mnie też. Muszę kończyć, obowiązki wzywają. Tęsknie... - zawiesił znacząco głos.
Ja też – nie pozostawało jej odpowiedzieć inaczej, jak tylko w ten sposób. - Trzymaj się.
Zrezygnowana rzuciła telefonem na biurko. Przeleciał przez blat i spadł na podłogę. Wstała z ponurą miną, aby go podnieść.
O! Nowy sposób rozładowania napięcia? Rzut komórką? Podobno w Norwegii są takie mistrzostwa. - Uśmiechnięta Jowita zmaterializowała się w drzwiach pokoju.
A coś ty taka radosna? -Odburknęła Anita.
Dla równowagi. Bo ty jesteś jak chmura gradowa. Z kim rozmawiałaś i o czym? - Zuber przycupnęła na skraju fotela.
Z Matthiasem. O zaręczynach i sukni. - Anita oparła się o biurko.
Wiesz, generalnie, przyszłe panny młode wpadają wtedy w niekontrolowany szał radości. Mając do dyspozycji taki budżet, tym bardziej. No tak, ale ty nigdy nie byłaś typową panną młodą – zauważyła.
Taaa – zaśmiała się cicho, na uwagę przyjaciółki. - Jowita, gdzie jest Konrad?
Wziął sobie jeden dzień urlopu, być może dwa.
Aha
Jakiś problem?
W sumie żaden. Chciałam omówić propozycję Derza dla nas. Z tobą, Wiktorem i nim. Wystarczysz, w taki razie, ty i wiktor, bo on był przy rozmowie.
Jak spotkanie? Konkret, czy mrzonki?
Konkret. Budowa domków, podobnych do tych świnoujskich i bazy hotelowej wraz ze SPA w Tolo, w Grecji.
Duże zlecenie.
Ogromne. I jeszcze nie na naszym terenie. Dlatego musimy pogadać.
Miło było po spotkaniu? - Jowita zrobiła znaczącą minę. - Pokazałaś hotel Konradowi? - Anita w odpowiedzi postukała się w czoło. - Daj spokój, patrzy w ciebie, jak w obrazek. Chyba nadrabia to, co stracił dawno temu.
Pokazałam hotel Mattowi – skwitowała wypowiedź Vetter.
Pieprzysz!
Nie, nie pieprzę i się nie pieprzyłam. Wymiotowałam, dla ścisłości relacji.
Niby mówisz do mnie po polsku, a kompletnie cię nie rozumiem – Zuber rozsiadła się w fotelu.
I tak miałam z tobą o tym pogadać. W skrócie. Pojechaliśmy z Konradem na spotkanie. Po drodze dzwonił Matt, a ja nie miałam ochoty na kolejną sprzeczkę. Nie odebrałam. W trakcie spotkania, tuż przed deserem, do Grandu wparował wściekły Matthias z podejrzeniem,że uprawiam w tym miejscu , dzikie orgie ze Stecem. Napuściła go na ten trop nasza sekretarka Małgosia. Musimy zapytać Anny, czy nie wróciłaby ciut wcześniej. A jeśli nie, to poszukaj kogoś innego.
Jak to „napuściła”?
Przekazała informację o naszym wyjeździe w sposób jednoznaczny. Z triumfalnym uśmieszkiem, który zresztą nie zszedł je z twarzy, aż do teraz.
Ok, od przyszłego tygodnia nie pracuje. Nieprofesjonalizmu nie znoszę. Poznałaś Matthiasa z Konradem?
Tak. Nie widzieli się dłużej niż pięć minut. Uprzedzając twoje kolejne pytanie. Nie chciało nam się wracać z Mattem do Gdańska, ani do domu w Sopocie, więc wynajął pokój. Konrad wrócił moim samochodem.  Natomiast moja skromna osoba, po zjedzeniu ryby dostała takich torsji,że...
Vetter nie miał z tego żadnej przyjemności.
Dokładnie, wszystko już wiesz. Poproś Wiktora, obgadamy tą Grecję.

***

          Konrad zrobił już sześć długości basenu, a  ta piekielna baba nadal nie chciała dać mu spokoju. Nie pomogły dwa dni picia z Januszem. W niedzielę pił sam, bo Czerny odmówił współpracy. Rano dobił go brak światła w oknach Anity i złośliwa wyobraźnia, podsuwająca obrazy blondynki w objęciach narzeczonego. Postanowił olać pracę, zdobył się na telefon do Jowity. Potrzebował wysiłku, bezmyślnego zmęczenia ciała. Siłownia była jeszcze zamknięta ale basen już czynny. Wybrał pływanie. Nie zadzwoniła do niego przez cały weekend. Pewnie nie miała czasu. I odwagi. On się zadeklarował, otworzył. Powiedział to, co chciał powiedzieć kilka lat temu.  Anita to wszystko spuściła do kanału. I to jej „przepraszam”. Idiotka. Zanurzył się pod wodę i wykonał szybki zwrot, mocno odbijając nogami od ściany basenu. W krótkim czasie  mógł odhaczyć kolejne dziesięć długości. Gdy zdyszany łapał oddech po ostatnim sprincie podjął decyzję. Koniec. Nie będzie mieszał Anicie w życiu. Ona może mu zaoferować tylko przyjaźń. On zrobi to samo. Dostosuje się, ale nie będzie czekał,czy ewentualnie jej się odmieni. Czuł pod skórą, że sprawa małżeństwa z Vetterem jest przesądzona. I wcale nie chodziło tu o wielkie uczucie. Tak jak powiedział mu Paul Derz, pieniądze i wspólne interesy bardzo do siebie pasują. To co się czuje w sercu, nie ma znaczenia. Świat się zmienia. Ludzie też. Jego Ani, jest  teraz Anitą Vetter. To co sobie ubzdurał, plany , które miał wobec niej, nie mają znaczenia. Ona ma swoje życie i trzeba to uszanować. Wspiął się po barierce i wyszedł z basenu. Z wysiłku drżały mu łydki i ręce. Wytrzymam do maja, pomyślał. Potem się uwolnię od jej oczu, uśmiechu, zapachu. Wyjadę gdzieś na długi odwyk, zadecydował.
Do domu wrócił późnym popołudniem. Okna Anity były rozświetlone. Siedziała w salonie. Przypomniał sobie o samochodzie. Z ciężkim westchnieniem wziął telefon do reki i wybrał jej numer. Postanowił nie być tchórzem i zachowywać się, jak dorosły. To co, że w środku szalało w nim obrażone dziecko i zbuntowany nastolatek. Kazał im siedzieć cicho. Odebrała po dwóch sygnałach. Miała lekko zachrypnięty głos.
Cześć Kony.
Hej. Chciałem odmeldować, że samochód stoi u mnie w garażu pod blokiem. Prze parkować go?
Nie. Nie ma sensu. Przecież i tak jutro pojedziemy razem do pracy. - Zamilkła. -  A, może nie pojedziemy? Konrad?
Jasne, że tak. Dlaczego mielibyśmy nie jechać – odpowiedział siląc się na lekki ton.
Słuchaj, chyba musimy porozmawiać...może jutro, przy śniadaniu? - Zapytała z nadzieją.
Anitko o Grecji możemy pogadać w pracy. Będę czekał za pięć ósma przy aucie. - Udał,że nie rozumie aluzji. Nie miał ochoty z nią rozmawiać o piątku, jej narzeczeństwie. Musiał trochę się odizolować. Na tyle, na ile było to możliwe. - Dobranoc.
Dobranoc – odpowiedziała cicho.

        We wtorek, tak jak obiecał, czekał przed jej klatką w aucie. Było bardzo zimno, co prawda termometry pokazywały minus osiem stopni, ale wiatr od morza potęgował odczucie zimna kilkukrotnie. Przy czym niebo było bezchmurne. Zapowiadał się słoneczny i mroźny dzień.
Cześć – rzuciła wsiadając do samochodu.
Nie za lekka ta kurtka, na taką pogodę? - Konrad krytycznym wzrokiem obrzucił jej błękitny pikowany płaszczyk. -  I gdzie masz czapkę?
Wstałeś lewą nogą – odpowiedziała mu uśmiechem. - Nie bój się, jestem dużą dziewczynką. Potrafię o siebie zadbać. - Spojrzała na niego z wesołymi iskierkami w  oczach. Cieszyła się, że go widzi. Nie mogła nic poradzić na przyśpieszone bicie serca. Poziom endorfin wyraźnie wzrastał w jej krwiobiegu. Wyglądał na zmęczonego. Miała ochotę wyciągnąć dłoń i zmierzwić mu włosy. Powstrzymała się.
Tak, to akurat już wiem. - Wrzucił jedynkę i ruszył spod  bloku.
Konrad, jeśli chodzi o... - zaczęła po chwili milczenia.
Grecję – dokończył za nią. - Myślę,że to fajny projekt. I wiele pomysłów będzie można wykorzystać z bieżącego zlecenia. Oni chcą stworzyć jakąś sieć? Wyczytałaś coś w dokumentacji?
Tak, chcą stworzyć sieć tego typu miejsc wypoczynku. – Anita pojęła aluzję. Stec nie chciał rozmawiać, ani o pocałunku, ani słuchać jej wyjaśnień i przeprosin. Dostosowała się. - Masz rację, wiele rzeczy wykorzystamy, ułatwi nam to pracę. Oczywiście, jeśli dogadamy szczegóły trzeba będzie tam pojechać, aby zobaczyć, jak teren wygląda w realu. Pracę się rozłoży po wszystkich w pracowni. Stare zlecenia już praktycznie są zamknięte. Nie Będziemy brać z byt wielu nowych, albo zatrudnimy kogoś dodatkowo... - Na rozmowie o pracy zeszła im pozostała droga do biura. Anita już nie podjęła próby powrotu do bardziej osobistych tematów.

Taki mały suprise. Joanna sobie wakacuje i odpoczywa, a ja zostałam poproszona, by sprawdzić i dodać tenże rozdział, bo podobno nie możecie się doczekać ;) Luthien z tej strony, gwoli wyjaśnienia. Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć udanego czytania, a następny rozdzialik z pewnością wstawi już Joasia ;) 




2 komentarze:

  1. Moje obrażenie się po poprzednim rozdziale przyniosło jakieś skutki xD Chociaż nie wiem, czy to najlepszy sposób "wymuszania" na autorze nowego rozdziału, niemniej jednak bardzo się cieszę, że "szesnastka" pojawiła się znacznie wcześniej, niż 15 lipca (co nie oznacza, że nie czekam na kolejny! :D). Do rzeczy jednak!
    Historia Hanny i Darka kompletnie mnie zaskoczyła, nie spodziewałam się, że właśnie tak potoczyło się ich życie. Najprostsze skojarzenie - nie mają dzieci, bo któreś z nich jest bezpłodne.
    Co do Anity, kurcze, nie wiem, czy Anita większe obrzydzenie czuła do siebie, czy jednak do tej ryby. A nawet jeśli sprawcą zepsutego samopoczucia był ten martwy zwierzaczek, to uratował Anicie tyłek xD A poza tym, będę jęczeć, bo... jaaaacy oni są uuuuparciiii! Kurcze, jak oni się nie zaczną dogadywać (w sensie Anita z Konradem, absolutnie nie z Mattem), to ja przyjadę do Trójmiasta i... no nie wiem, coś zrobię im niedobrego. W Trójmieście nigdy nie byłam, byłaby znakomita okazja! :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He, he, he:) Witam z wakacji....ależ długo się przez fon na bloggera wchodzi:) Tak Nina - dałaś takie kopa wenie,ze od razu 8 stron wyprodukowała na "dzień dobry", a potem doklepała resztę. Masz moc dziewczyno, masz moc :D
      Ja Cię jeszcze potrafię zaskoczyć? Serio, serio? W takim razie: HURRARA. Bo zaskoczyć tak wyrobionego czytelnika jak Ty poczuwam jak zaszczyt. Historia Darka i Hanny męczyła mnie, ale nie miałam jej gdzie opowiedzieć i w końcu nadarzyła się okazja. Mam nadzieje, że nie przegięłam.
      Co do stanu żołądkowego Anity...sama nie mam pojęcia co jej bardziej zaszkodziło...myślę,że obie "rzeczy" po trochu. Nakombinowałam się jak ją usunąć z poza rąk Matta:)
      A w Trójmieście będę sama w przyszłym tygodniu - wyskoczę z Anitą na kawę i powiem żeby się ogarnęła :D

      Usuń