niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział piętnasty.

Konrad długo nie mógł zasnąć. W jego głowie ciągle siedziała Anita. Analizował każde jej słowo, gest, wyraz twarzy. Cieszył się z wczorajszego wieczoru. Miał ją na kilka godzin tylko dla siebie. Prawie taką, jak kiedyś. Nawet to „prawie” nie przeszkadzało mu za bardzo. Zmieniła się, on z resztą też. Jednak odnajdywał w niej dawną Anitę, gdy przestała się kontrolować. Sam miał się za idiotę, skoro nie dostrzegł tego wcześniej. Chyba też by się wkurzył, gdyby go nie poznała. Nie wybaczył jej do końca, ale miał sporo czasu, po pamiętnej imprezie, na przemyślenie i uspokojenie emocji. Więc dlaczego tak się pospieszył przed blokiem? Co go napadło, żeby zapytać ją o pocałunek? No tak, wcześniej Konrad Stec wziąłby po prostu to, na co miał ochotę. Ale nie przy tej dziewczynie. Zawsze tracił przy niej rezon. Mimo upływu lat, nadal w jej towarzystwie tracił nad sobą kontrolę. Właściwie nie wiedział czego od niej teraz chce. Czego oczekuje. Zdawał sobie sprawę, że zwykły flirt nie wchodzi w grę. Anita nie była dla niego kobietą, która służyłaby tylko do umilenia samotnych wieczorów. Z drugiej strony, była zaręczona. I choć wczoraj nie miała pierścionka i nie wspomniała ani słowem o swoim narzeczonym, to przecież on nie zniknął z jej życiorysu. Być może za dużo sobie wyobraziłem, zapytał sam siebie. Pierścionek zdjęła – bo jest wartościowy. Białe szkiełka, zapewne nie są cyrkoniami. Takiego Vettera było stać na wiele. A, nie mówiła o nim, bo on nie pytał. Wspominali przeszłość, ani słowem nie rozmawiali o przyszłości. Anita nie rozmawiała, poprawił się. On wspomniał o czekających go badaniach. Przypomniał sobie, jak przytuliła się do niego po wyjściu z restauracji. Nie wyrwała dłoni w taksówce. Czy ta kolacją to trochę nie była randka? Chciałbyś idioto, przyznał sam przed sobą. W końcu zmorzył go sen, a w nim gonił Anitę, która ciągle mu uciekała.
Obudził go deszcz dudniący w parapety. Poszedł do łazienki, aby pozbyć się resztek snu z twarzy. Gdy wszedł do salonu podszedł do balkonowego okna i rozchylił palcami żaluzje. U Anity, w sypialni, jak się domyślił, paliło się światło. Wczoraj zjedli kolację. Dzisiaj czas na śniadanie. Potem wezmą taksówkę i pojadą razem do pracy. Konrad postanowił mniej myśleć, a więcej działać. Gonitwa za Anitą we śnie zbyt go wyczerpała.

***

Następnego dnia rano Anita kompletnie nie miała ochoty ruszyć się z łóżka. Za oknem było jeszcze ciemno, a o szyby w sypialni wyraźnie stukał deszcz. Pod kołdrą było ciepło i przyjemnie. Zapaliła tylko małą lampkę nocną. Nikt nie marudził, nie przeszkadzał, telefonu nie włączyła od wczorajszego wieczoru, gdy poszła z Konradem na kolację. Konrad. Uśmiechnęła się szeroko na to wspomnienie. Było jej tak dobrze. W małej niszy mieli swój własny mikrokosmos. Gdy opowiadał jej o Dubaju, miała ochotę wstać, usiąść obok niego i mocno trzymać za rękę. To co zrobiła ta dziewczyna, Amalii, było ohydne. Z drugiej strony, ktoś, bo na pewno nie Konrad, kazał jej zapłacić wysoką cenę. Jednak pomimo historii, którą opowiedział brunet, wieczór i tak był cudowny. W pewnym momencie czuła, że lata przez które się nie widzieli nie istnieją. Nie miało znaczenia to ,że jej nie poznał, to, dlaczego tak naprawdę wyjechała z Krakowa i nie kontaktowała się z nim. Byli tylko oni i ich własna przestrzeń. Czy gdyby pozwoliła mu się pocałować przed klatką, leżał by tuż obok niej dzisiejszego poranka? Pomarzyć zawsze można, prychnęła ironicznie na siebie samą. Za bardzo fantazjujesz kobieto, za bardzo. To była tylko kolacja. Tylko dłoń w dłoni, ramię przy ramieniu i hasło rzucone pod wpływem chwili. Konrad Stec nigdy by sam z siebie nie pocałował Anity Wolskiej. Koniec kropka. Jak powiedział Matt, nie jest już nastolatką. Motyle z brzucha trzeba wypuścić na wolność. Nie ten wiek, nie ten czas, nie te okoliczności. Trzeba ruszyć tyłek i iść do pracy. Co prawda mogłaby popracować w domu, ale była połowa stycznia i trzeba było ruszyć pełna parą do przodu. Z westchnieniem wstała z ciepłego łóżka i otuliła się miękkim szlafrokiem. Zeszła na dół i pstryknęła pilotem. Na ekranie pojawiły się gadające głowy, przełączyła na kanał muzyczny. Nasypała świeżą porcję kawy do ekspresu i postanowiła włączyć telefon. Tak jak myślała, głównie nie odebrane połączenia i smsy pochodziły od Matthiasa. Obiecała mu, że zadzwoni wczoraj, wyleciało jej to kompletnie z głowy. Dzwonił jeszcze tata, Jowita i Hanna. Z wszystkich nieodebranych połączeń postanowiła oddzwonić tylko do Gołębiowskiej. Jak znała swoją gosposię, na pewno już nie spała.
Dzień dobry pani Haniu. Dzwoniła pani wczoraj, stało się coś? - Zapytała gdy usłyszała „słucham” po drugiej stronie słuchawki.
Cześć córciu. Nie, wszystko w porządku. Chciałam zapytać, kiedy przyjedziesz do domu, tęsknimy wszyscy za tobą.
Ja za wami też. – Anita uśmiechnęła się ciepło. – Mam nadzieję, że na weekend zjadę. Pracę mogę zabrać ze sobą.
Przyjedź, przyjedź, ale – Hanna zastrzegła – wypocząć. Schowam ci komputer, zobaczysz – zagroziła poważnie.
Może to jest dobry pomysł. Postaram się być w piątek wieczorem, momencik – Anita usłyszał pukani do drzwi wejściowych. Zdziwiła się ogromnie, ale podeszła i otworzyła. Jej zaskoczenie wzrosło, gdy za progiem zobaczyła uśmiechniętego Konrada. Podniósł do góry rękę w której trzymał reklamówkę z logo osiedlowej cukierni. Wpuściła go bez słowa, kręcąc z niedowierzaniem głową i próbując ukryć szeroki uśmiech na twarzy. – Pani Haniu, już jestem – wróciła do rozmowy. – Będę w piątek, obiecuje.
Masz gościa. – Bardziej stwierdziła niż zapytała kobieta. – Trzymam cię za słowo. Czekamy na ciebie. Trzymaj się córciu.
Ja też całuję. Pa. – Anita rozłączyła połączenie.
Odwróciła się i prawie wpadła na Konrada, który stał tuż za nią. Jego zielone oczy wpatrywały się w nią intensywnie, a z ust nie schodził uśmiech. Nachylił się nad nią i zbliżył usta do jej ucha.
Ja też mogę liczyć na całusa?– Wyszeptał, a ciepłe powietrze owiało szyję Anity.
W odpowiedzi zrobiła gwałtowny wdech zachłystując się jego zapachem. Zaczął piszczeć ekspres do kawy, co ją otrzeźwiło. Cmoknęła go nonszalancko w nadstawiony policzek. Odwróciła i poszła wyłączyć wybawcę.
Napijesz się? – Uniosła w stronę chłopaka kubek.
Z przyjemnością. Nie zapytasz mnie, co tu robię? – Przeszedł do kuchennej części pomieszczenia, położył delikatnie reklamówkę na blacie i oparł się o niego dłońmi.
Po co? – Odpowiedziała pytaniem. - Przyniosłeś śniadanie. Kupiłeś rogale? – Zapytała jakby to, że Stec staje w jej drzwiach o siódmej rano, z jedzeniem w ręku, było najnormalniejszą rzeczą na świecie.
Kupiłem marudo. Masz konfitury od mamy?
Mam lepsze. Te od mojej Hani i z własnych wiśni. – Odpowiedziała stawiając przed nim kawę. – Zaraz je wyciągnę.
To ja wezmę mleko. – Konrad oderwał się od blatu i przeszedł do stojącej z drugiej jego strony lodówki. – Moment, Anita. Jak to z własnych wiśni? Gdzie ty tu masz sad?
Nie...tutaj... – Mówiła z przerwami, bo usiłowała ściągnąć słoik z najwyższej półki w szafce. Sama go tam wsadziła, żeby ją nie kusił. – W Sopocie...mam drzewa owocowe. Cholerny słoik. Idę po podstawkę – mruknęła.
Trzeba było powiedzieć. Zaraz go zdejmę. – Odłożył trzymane w ręku mleko i stanął za Anitą. Jedną ręką oparł się o jej ramię, a drugą sięgnął po słoik. – Proszę – postawił konfiturę obok jej dłoni.
Anita zamarła. Czuła jego ciało napierające na nią. Ręka na ramieniu paliła przez szlafrok i piżamę. Jej ciało przeszła nagła fala gorąca. Czuła,że palą ją policzki i cała zaczyna lekko drżeć. Serce waliło, oddech przyśpieszył, a Konrad tylko sięgał po dżem! Dodatkowo uświadomiła sobie, iż on jest kompletnie ubrany. Swoją drogą, dżinsy i ciemna koszula z jasną kamizelką w biało – szare romby fantastycznie na nim leżały, ona tymczasem była ubrana w gustowną piżamę w kucyki pony i szlafrok w deseń dalmatyńczyka. Sam seks. Image zmysłowej kobiety szlag trafił.
To ty przygotuj resztę, a ja coś na siebie narzucę – wymamrotała i uciekła na górę.
W sypialni, otworzyła drzwi do małej garderoby i obrzuciła jej zawartość szybkim spojrzeniem. Nie miała zbyt wiele czasu. Zdecydowała, że dzisiaj będzie panią prezes na luzie.


Konrad popatrzył za nią zdziwiony. Jak dla niego mogła się rozebrać, a nie przebrać. Nic nie poradzi na to, że działa na niego...tak silnie, dodał w myślach. Zgodnie z poleceniem pootwierał szafki, aż znalazł talerzyki. Nalał mleko do kubków. Wyciągnął rogale, wyłożył konfiturę do miseczki, niestety w lodówce nie znalazł masła. Mówiąc obiektywnie, poza mlekiem i jakimś przywiędłym jabłkiem nic w niej nie było. Pokręcił głową, to on, jako facet ma lepiej zaopatrzony ten mebel. Musi zabrać Anitę na zakupy. Uśmiechnął się na tą myśl. Zachowuje się, jak gderliwa babcia, pomyślał. Nabrał na czubek łyżeczki odrobinę wiśni i wsadził je sobie do ust. Były przepyszne. Rozejrzał się po biało–czarnym salonie. Na komodzie zauważył dwa duże zdjęcia. Podszedł bliżej i stanął przed komodą. Lucas Vetter. Ze zdjęcia patrzył na niego mężczyzna w rogowych okularach. Miał pospolitą twarz. Wydatne usta, niewysokie czoło, lekko haczykowaty nos. Blond włosy obcięte na jeża w których widać było srebrne pasma. Konrad nie mógł dostrzec w nim nic, co mogłoby zafascynować taką dziewczynę, jak Anita. Na drugim zdjęciu byli razem. Państwo Vetter. On w ciemnym garniturze, ona w białej sukni. Wziął fotografię do ręki i wpatrzył się w blondynkę. Biały materiał miękko otulał jej ciało, fason sukienki kojarzył mu się z greckimi lub rzymskimi boginiami. I tak wyglądała – nieziemsko. Wysoko upięte włosy, w dopasowany stylowo kok, otulał długi, koronkowy welon. Lucas patrzył na nią z szerokim uśmiechem. Ten uśmiech, całkowicie odmienił jego nijaką twarz. Konrad usłyszał ruch na szczycie schodów odstawił zdjęcie delikatnie, cicho wrócił do kuchni i usiadł na jednym z wysokich krzeseł.
Nie masz masła – odezwał się pierwszy, gdy podeszła i chwyciła kubek z kawą. Usiadła naprzeciwko niego. Wyglądała jakoś inaczej. Może sprawiły to czarne, szerokie, luźne spodnie i miękki biały pulower, zamiast sztywnej garsonki. Popatrzył na lewą dłoń, nie miała pierścionka. – W ogóle nic nie masz w lodówce. Dzisiaj popołudniu idziemy na zakupy.– Zarządził.
Jak bym Hanię słyszała – pokazała mu język, jak mała dziewczynka. – Dobrze pójdziemy. – Zgodziła się nadspodziewanie szybko. – I wiesz co...– Nie dokończyła, bo ugryzła rogalika, którego podał jej Konrad.
Co?
Zrobię dzisiaj coś do jedzenia – odpowiedziała z pełnymi ustami.
Chili, tak dawno tego nie jadłem – rozmarzył się.
Na pewno jadłeś, nie oszukaj – trąciła go w ramię tak, że prawie oblał się kawą , która rozlała się odrobinę na blacie.
I co narobiłaś – westchnął. – Daj jakiś ręcznik, powycieram. Twoja nieskazitelna kuchnia ucierpiała. I lepszego, niż twoje, chili nigdzie nie jadłem.
Zostaw. – Machnęła ręką. – Przynajmniej nabierze jakiś kolorów. W Sopocie też mam jasną kuchnię, ale to całkiem inny klimat, o wiele cieplejszy.
Ciągle mówisz o Sopocie. Co tam jest? – Zapytał zaciekawiony.
Mój dom. To mieszkanie należy do firmy, a właściwe do VS. Służbowe lokum z którego korzystam. Nie ja go urządzałam i nie chce mi się nic w nim zmieniać. Wprowadziłam się tu po wyprowadzce Grabińskiego. Dlatego wtedy oddał mi klucze w grudniu. Mogłeś to zinterpretować inaczej.
Ani, to on chciał żebym to tak zinterpretował, nie martw się, nie dałem się nabrać. Pytam, bo to mieszkanie do ciebie nie pasuje.
Pasuje. – Roześmiała się widząc jego spojrzenie. – Do lodowej księżniczki pasuje, a to moja oficjalna twarz.
Bardziej maska – mruknął. – Opowiesz mi o tym domu?
Od morza dzieli go kawałek lasu, z okien na piętrze widzę wodę. Jest spory i wygodny. Taki...mój. Azyl dla mnie. W ogrodzie w osobnym domku mieszka Hanna z Dariuszem, opiekują się posesją i zwierzakami.
Masz zwierzęta? – Rozbłysły mu oczy. W dzieciństwie oboje pragnęli mieć czworonożnego domownika, ale reszta ich rodzin była temu pomysłowi bardzo przeciwna.
Teraz to bardziej Gołębiowscy je mają – uśmiechnęła się.– Mam dwa psy i dwa kociaki.
Super. Może kiedyś je poznam – powiedział niby od niechcenia.
Może – rzuciła mu długie spojrzenie przez stół.– A teraz czas iść do pracy.
Przynudzasz. Wolę cię bez plakietki „szefowa”.
Niestety bez tej plakietki, będę cała twoja po siedemnastej. A teraz dzwoń po taksówkę, bo samochód mamy w garażu firmy. Idę się pomalować.
Trzymam cię za słowo – odpowiedział jej z zagadkowym uśmiechem i wyciągnął telefon z tylnej kieszeni spodni.
Dopiero, gdy nakładała cienką warstwę pudru w pełni dotarło do niej co mu powiedziała. Nie dość, że miała być cała jego, to jeszcze użyła liczby mnogiej. Mam to gdzieś, pomyślała. Koniec samokontroli.

***

Weszli ramię w ramię do firmy. Zza kontuaru w hol powitał ich niechętny wzrok nowej sekretarki Małgosi. Na Anitę popatrzyła wrogo, a na Konrada z jawną złością. Vetter zignorowała jej widocznego focha i udała, że go nie widzi. Gdy ruszyli korytarzem zahaczyli o kuchnię. Konrad pomógł zdjąć jej płaszcz. Gdy odwieszał go do szafy, ona zaczęła przeglądać pocztę. Odezwała się znad koperty.
Co jej zrobiłeś?
Komu? – Konrad zdziwiony popatrzył na nią.
Małgosi. Kony, tak patrzy zraniona kobieta.
Nie ma o czym mówić – machnął ręką.
Konrad! – Nie ustępowała. – Jest, ona tu pracuje, nie może na mnie patrzeć. jakbym jej zabrała prezent urodzinowy. Tym bardziej, że nie zabrałam.
Dobra, zrobię coś z tym. Chociaż się do niej nie odzywam, poza służbowymi sprawami. – Anita popatrzyła na niego znacząco. – Nie patrz tak na mnie! – Wkurzył się. – Ok, poszalałem z nią na tej imprezie firmowej, ale nic więcej. Nawet do łózka z nią nie poszedłem.
Blondynka zaczęła się śmiać.
Tyle lat, a ty się nadal nie nauczyłeś. Dla dziewczyny nie jest ważny seks, ważne są gesty, słowa, obietnice w które święcie wierzy. Pamiętasz co jej nagadałeś?
Nie...
To się dowiedz i albo to odkręć, albo...
Odkręcę – przerwał jej z uśmiechem, cmoknął niespodziewanie w policzek i wyszedł z głupim uśmiechem na twarzy, po drodze rzucając „cześć” Jowicie, która stała w drzwiach pomieszczenia.
Anita odwróciła się powoli w stronę przyjaciółki. Oparła się o blat od szafek i spojrzała na nią wojowniczo. Jowita weszła do kuchni i usiadła na krześle przy stole. Zmierzyła koleżankę nie mniej ustępliwym spojrzeniem. Patrzył tak na siebie przez chwilę, aż obie wybuchnęły śmiechem.
Idiotka!
Wariatka! – Anita nie pozostała dłużna Jowicie.
Musimy pogadać, nie tylko o służbowych sprawach, choć jedno z drugim się wiąże. – Brunetka westchnęła.
Musimy. – Vetter westchnęła tak samo.
Dzisiaj? Może gdzieś wyskoczymy po pracy. Dawno nie byłyśmy nigdzie razem. Za bardzo pochłonęły mnie rodzinne sprawy. Madzia się dopytuje o swoją ukochaną ciocię.
Nie wpędzaj mnie w poczucie winy. Obiecuje ci ,że wyskoczymy gdzieś w tym tygodniu....
Ale nie dzisiaj – domyśliła się Jowita. – Niech zgadnę? Konrad? A może narzeczony Matthias? – Dodała z przekąsem
Konrad. – Anita zaczerwieniła się. – A Matt...
Spadł na drugie miejsce, rozumiem. Nie musisz nic tłumaczyć. Pamiętaj tylko,że jesteś zaręczona.
Jowitko – Anita błagalnie spojrzała na przyjaciółkę.
Nie, Anita. Ja nie moralizuje. Do do tanga trzeba dwojga. Ale nie baw się tym chłopakiem, bo na końcu i tak wybierzesz Vettera. Tak samo było z Krzyśkiem, a Konrad patrzy na ciebie w podobny sposób. – Wstała i wyszła z kuchni zostawiając Anitę samą.

Dochodziła siedemnasta, kiedy Konrad z płaszczem Anity przewieszonym przez ramię wkroczył do jej gabinetu.
Stęskniłaś się za mną? – Zapytał, bezczelnie zamykając jej pokrywę laptopa.
Konrad, ja pracuję – zaprotestowała.
Spojrzał na swój zegarek.
Zgadza się. Masz jeszcze dwie minuty, a potem, tak jak obiecałaś mi przy śniadaniu, jesteś cała moja. Radziłbym ci pozapisywać wszystko, bo zaraz odłączę zasilanie.
Nie odważysz się!
Chcesz się przekonać – spojrzał na nią pewnym wzrokiem.
Anita znała to spojrzenie zielonych tęczówek. Posłusznie pozamykała pliki i wyłączyła laptopa.
To jest szantaż – mruknęła jeszcze gdy pomagał jej wsunąć się w płaszcz, tylko po to, aby mieć ostatnie słowo. W odpowiedzi Konrad pocałował ją w płatek ucha. – Kony, co ty wyprawiasz?
Całuję cię.
To wiem. Nie jestem z kamienia. Pytam, po co? – Anita spojrzała na niego stanowczo. Wzruszył ramionami i wsadził ręce do kieszeni płaszcza. – Jak będziesz wiedział, to daj mi znać. Nie zapominaj, że ja mam własne życie i plany. Jedźmy na te zakupy. Ty prowadzisz – rzuciła w jego stronę kluczyki.

***

Anita nie wiedziała nawet kiedy w kalendarzu nadszedł piątek. Mijający tydzień wypełniła jej jedna osoba. Konrad. Spędzali razem całe dnie. Rano Stec przychodził do niej ze świeżym pieczywem. Anita czekała już z gotową kawą. Jechali do pracy. Tam siadali i wspólnie opracowywali projekt. Potem, albo wracali i jedli coś w domu, albo szli na miasto. Udało się im nawet iść do kina. Brunet już nie próbował jej całować. Z jednej strony była mu za to wdzięczna, a z drugiej lekko rozczarowana. Sama już nie wiedziała, które odczucie bardziej ją wkurza. Na dokładkę dystans wynikający z tylu lat braku kontaktu, znikł bez śladu i Anita w towarzystwie Steca czuła się znakomicie. Nie musiała się już pilnować. Śmiała się częściej i serdeczniej niż jeszcze tydzień temu. Nie brakowało im tematów do rozmów, nigdy między nie zapadła kłopotliwa cisza, bo gdy milczeli, to po prostu robili to razem. Vetter uświadomiła sobie, że cały ten tydzień można opisać tym jednym słowem: razem. Stali się nierozłączni, jak kiedyś. Sama nie mogła zdecydować, czy jest to dobre. Postanowiła nie analizować, a po prostu cieszyć się chwilą. Jedyne co ją trochę kuło to fakt, , że nie znalazła czasu dla Jowity, a przyjaciółka tylko przyglądała się jej co raz uważniej i z większym niepokojem w oczach. Ona udawała, że nie rozumie o co chodzi.
Zastanawiała się właśnie ile będzie jej potrzebne gniazdek w parterowej części domku, gdy na jej biurku oparł się Konrad.
Nad czym myślisz? – Zapytał.
Zastanawiam się ile będzie potrzeba gniazdek na dole. W samym salonie; telewizor, sprzęt grający, lampy stojące, to dodatkowo trzy, bo małe podepnie się bezpośrednio, dalej...
Nudna jesteś – rzucił z uśmiechem.
Spojrzała na niego pytająco, nasuwając okulary na czubek głowy i pocierając kość nosową.
A co mam ci je wymienić po hiszpańsku, żeby było ciekawiej? Gniazdka to gniazdka – wzruszyła ramionami i oparła się do tyłu.
Anitko, Anitko – w jego oczach dostrzegła chochliki.
Obszedł biurko. Oparł się jedną ręką o wezgłowie fotela, a drugą podał dziewczynie. Pociągnął ją delikatnie do góry. Lekko się zachwiała, gdy wstawała, bo chłopak mocno ograniczył jej przestrzeń. Duży gabinet nagle skurczył się milion razy. Podtrzymał ją w pasie i postawił na podłodze. Zaciągnęła się lekko jego zapachem. Konrad nie wypuścił jej z objęć, tylko zaczął się lekko z nią kołysać.
Co robisz? – Wymamrotała niezbyt wyraźnie w jego czarną koszulę.
Porywam cię na tańce. Gdańsk jest dzisiaj nasz.
Sopot.
Może być i Sopot – odpowiedział ugodowym tonem.
Kony – odsunęła się od niego na bezpieczną, jej zdaniem odległość. – Ja dzisiaj wracam do Sopotu. Jeśli się w miarę szybko zbierzesz...
To zabierzesz mnie ze sobą? – Nadal nie wypuścił jej ręki ze swojego ucisku. Trochę ją to dekoncentrowało. Wiedział o tym, ale postanowił sobie, że dzisiaj nie da jej wolnego od siebie. Może i trochę przystopował, ale na pewno nie odpuścił. Przez cały tydzień Anita, ani razu nie wspomniała o swoim narzeczonym, co więcej nie nosiła też pierścionka.
Nie. Podrzucę cię na osiedle bo muszę coś zabrać z domu. Ok, przekonałeś mnie. Koniec pracy na dziś – spojrzała na zegarek – o gniazdkach pomyślę w poniedziałek. I tak utknę w korkach, pół godziny mnie nie zbawi.
Nie dasz się przekonać? – Wypróbował na niej spojrzenie numer cztery, czyli na szczeniaczka.
Nie tym razem. – Wyłączyła laptopa. – Konrad przesuń się – próbowała go ominąć ale on tylko oparł się o biurko i wyciągnął przed siebie nogi, blokując całkowicie przejście.
Puszcze cię, jak dzisiaj ze mną wyjdziesz wieczorem – odpowiedział jej bezczelnie.
Prychnęła zirytowana. Jasne, że miała ochotę iść z nim potańczyć, tym bardziej, że ich ostatni, wspólny taniec był dość specyficzny. Obiecała jednak Hannie i Darkowi, iż spędzi z nimi weekend. Spróbowała przez Steca sięgnąć po torebkę którą miał schowaną w dolnej szufladzie. Kiedy już pozwolił się jej dostać do niej, odchylając się lekko do tyłu w tym momencie do gabinetu weszła Małgosia.
Pani prezes....– stanęła jak porażona w drzwiach. Poza Anity i Konrada była mocno dwuznaczna. Dziewczyna ściągnęła usta w wąską linię – ...ma pani źle odłożoną słuchawkę. Pan Dercz prosi o pilny telefon. – Obróciła się napięcie i wyszła.
I co narobiłeś?! – Blondynka ze złością wyszarpała w końcu torebkę.
Ja? Nic. – Podał jej słuchawkę od aparatu. – Zadzwoń do Dercza – rozbawiony wyszedł z pokoju.
W pierwszym odruchu chciała go zatrzymać i opierniczy, ale zbyt szybko się ulotnił. Wyobraziła sobie tę scenę oczami sekretarki i z głośnym chichotem opadła na fotel. Nagle pomyślała, że nie miałaby nic przeciwko takiemu rozwojowi sytuacji. Jednak najpierw zamknęłaby drzwi na klucz.
Nadal mocno rozbawiona wykręciła numer do przedstawiciela inwestora projektu w Świnoujściu.

Konrad, usiadł do sprawdzenia rysunku, który przesłał mu Rafał. Nie za bardzo widział na co patrzy, bo ciągle czuł ciepło biustu Anity w newralgicznym miejscu swojego ciała. Pomyślał, że przydałby mu się zimny prysznic. Przecież nie rzuci się na nią w biurze. Choć biurko miała odpowiednio szerokie i wysokie. Ale najpierw zamknąłby drzwi. Przypomniał sobie jej pytanie z wtorku. Sam nie wiedział, czy naprawdę oczekiwała odpowiedzi, czy po prostu była złośliwa. Czego od niej chciał? Wszystkiego. Odpowiedź była prosta. Drugi raz nie popsuje tego co jest między nimi. Trzeciej szansy mógłby już nie dostać. Jednak wiedział, że nie może jej teraz tego powiedzieć bo ucieknie. Znowu. Wtedy był zbyt impulsywny. Najpierw robił. Potem myślał. Prawo wieku. Teraz obiecał sobie,że nie popełni tego samego błędu. Choć czując ją tak blisko siebie jak przed momentem, postanowienie to wydawało mu się nierealne.
Rafał ukrył tam złoto? – Anita zaskoczyła go zjawiając się nagle przed nim.
Co?
Patrzysz w ten rysunek jak by Rafał coś tam schował – wyjaśniła uprzejmie.
A, nie, nie. Zamyśliłem się – uniosła brwi i posłała mu kpiący uśmieszek – tak, zdarza mi się czasami zamyślić – pokazał jej język.
To się „odmyśl” mamy spotkanie w Grand Hotelu z Derczem. On zaprasza. Nie wiem o co mu chodzi ale bardzo prosił. I...wygrałeś.
Co wygrałem?
Jednak jedziesz ze mną do Sopotu. Czekam na ciebie przy wyjściu.
Zastał ją już ubraną, gdy przeglądała pisma podane jej przez Małgosię. Stanął za nią. Gdy go zauważyła bez słowa podała mu kluczyki od auta.
Weszło ci to już w nawyk– stwierdził.
Tak, lubię jak mnie wozisz. Będę mogła się skupić na czymś innym. Pani Małgosiu, wyjeżdżamy i już nas nie będzie. Do zobaczenia w poniedziałek – Anita podpisała ostatni świstek i skierowała się do windy.
Cześć Gosia. – Konrad podążył za Vetter. – Nigdy nie byłem w Grand Hotelu.
Spodoba ci się to, co tam zobaczysz – odpowiedziała ze śmiechem i wsiadała do kabiny.
Gdy wyjeżdżali z parkingu rozdzwonił się telefon Anity. Spojrzała na wyświetlacz. Matthias Vetter. Odrzuciła połączenie.
Kto dzwonił?
Nikt ważny. Oddzwonię po spotkaniu. Ciekawe, czego oni chcą.
Dowiemy się na miejscu, a teraz prowadź mnie, bo zupełnie nie mam pojęcia, gdzie jechać – Konrad skupił się na jeździe.

***

Matthias Vetter pewnym krokiem wkroczył do holu VS. Rozejrzał się uważnie i zauważył dziewczynę siedząca za kontuarem. Podszedł do niej.
Witam. Czy zastałem Anitę Vetter? – Zapytał po angielsku.
Dziewczyna zrobiła zaskoczoną minę. Pomyślał,że może go nie zrozumiała więc powoli powtórzył pytanie.
Przykro mi, ale pani prezes nie ma. Z kim mam przyjemność? – Zreflektowała się szybko.
Matthias Vetter. Vetter Stal, prywatnie narzeczony Anity – uśmiechnął się miło. Podał dziewczynie wizytówkę.
W oczach dziewczyny coś błysnęło, a ona sama przybrała dziwny wyraz twarzy.
Pani Vetter wyjechała z firmy godzinę temu razem z Konradem. Pojechali do Grand Hotelu w Sopocie. Powiedziała, że wróci stamtąd w poniedziałek – zakończyła ze słodkim uśmiechem.
Matthias nieznacznie zacisnął szczęki. Jednak nie zmienił sympatycznego wyrazu twarzy. Lata praktyki na stanowisku prezesa zapunktowały.
Będzie pani tak uprzejma i powie jak mam tam dojechać?
Z wielką przyjemnością – odpowiedziała Małgosia.
***
Konrad bez trudu znalazł miejsce do zaparkowania. Parking był prawie pusty.
Pachnie morzem – odkrywczo stwierdził, wciągając powietrze do płuc.
Fajnie,że nie górami – roześmiała się Anita otulając się płaszczem.
Przecież lubisz góry – podał jej ramię , a ona wsunęła rękę. – A jednak wybrałaś morze.
Konrad pytasz dlaczego nie wróciłam w nasze okolice?
Właściwie nie powiedziałaś mi dlaczego Gdańsk? – Odpowiedział pytaniem.
Ale sobie wybrałeś porę – pokręciła głową. – W skrócie, chcieliśmy z Lucasem zmienić środowisko. Odciąć się, a w Gdańsku mieszkała Jowita, moja jedyna przyjaciółka. Z drugiej strony, trochę kilometrów dzieli mnie od matki, to też był plus.
Nawet duży. No chyba, że nagle twoja matka zamieniła się w anioła.
Nic z tych rzeczy Kony. Spójrz na niego – Anicie zaświeciły się oczy. Stanęli na początku podjazdu prowadzącego przed wejście do hotelu. - Jest piękny. Nawet teraz. A latem, jak wszystko wokół kwitnie …
Masz rację. Wygląda imponująco. Widziałem go tylko na pocztówkach do tej pory. – Pociągnął ją do przodu za rękę i przyciągnął do siebie niecierpliwym ruchem. Odruchowo spojrzała w górę i utonęła w zielonych oczach. – Chciałbym, kiedyś, spędzić tu noc w apartamencie. Z tobą – dodał znacząco. Nagle uznał to całe swoje, wcześniejsze myślenie o czekaniu za bezsensowne.– Zapytałaś mnie kilka dni temu, czego od ciebie chcę. Chcę wszystkiego Anita. Nie będę czekał i udawał,że interesujesz mnie tylko w kategoriach koleżanki z piaskownicy. Nigdy nie byłem cierpliwy, doskonal o tym wiesz. Działasz na mnie jak magnes. Wszędzie cię widzę, dostrzegam. Czuję twój zapach dookoła mnie. Jestem nim przesiąknięty. Tonę w twoich oczach, zachwycam się twoim uśmiechem. Zasypiam myśląc o tobie, gonię cię w snach, po to aby rano zacisnąć zęby i wytrzymać do siódmej rano zanim zastukam do twoich drzwi. Nie oczekuje od ciebie odpowiedzi, czy deklaracji – położył jej palec na ustach i zaczął delikatnie obrysowywać ich kontur. – Wiem,że jesteś na rozdrożu. Po prostu...nie odrzucaj innych możliwości.
Anita całą jego przemowę stała nieruchomo jak posąg. I choć na zewnątrz wydawała się spokojna, słuchając słów Konrada, w środku szalało w niej tornado. Stec wyznał jej...uczucia.... Co oznacza to, że chce „wszystko”? Chce seksu? Związku? Jej?! Zamęt w głowie był niczym w porównaniu z galopem serca i tabunem chcących się wydostać motyli z żołądka. Tak długo czekała na takie wyznanie. Kiedyś te słowa, to był szczyt jej marzeń, a teraz...Pieprzyć zasady. Przytuliła policzek do jego dłoni. Westchnęła cicho. Pomimo obcasów, wspięła się na palce i lekko pocałowała Konrada w usta. Były miękkie i delikatne. Chciała się odsunąć. Nie pozwolił jej na to.
Konrad miał wrażenie, że łomot jego serca słyszą goście w Grand Hotelu. Czekał w napięciu na jakiekolwiek słowo z ust Anity. Milczała, patrząc na niego zdziwionym i lekko spłoszonym spojrzeniem orzechowych tęczówek. Tętno przyśpieszyło mu jeszcze bardziej, gdy przytuliła się do jego dłoni. A potem, pocałowała go. Nieśmiało, delikatnie. Dla niego, to było więcej niż słowa. To była deklaracja. Nie pozwolił się jej odsunąć. Przyciągnął ją mocno do siebie. I zatopił się w smaku jej ust.
Odsunęli się od siebie dopiero, gdy obok nich przeszła hałaśliwa grupa nastolatków.
Mhymmm – zamruczał jej do ucha, gdy złapał oddech, przytulając ją mocno do siebie. Nic nie powiedziała. W odpowiedzi objęła go w pasie. Nie wierząc w to co zrobiła. I co się jej bardzo podobało. Konrad, po krótkiej chwili, odsunął ją na długość ręki, drugą złapał za podbródek i zmusił, aby na niego spojrzała. – Ani? W porządku?
Nie wiem Konrad. Ja już nic nie wiem. Chyba się pogubiłam – lekko zaszkliły się jej oczy.
Nie szkodzi – objął ją za ramiona i obrócił w stronę hotelu. – Będę pilnował, żebyś już się nie zgubiła. I ..Anita...
Tak?
Nie popędzam cię. – Powiedział poważnie. I po chwili dodał. – Ale może jednak zarezerwuje na dzisiaj ten apartament? – Zrobił niewinną minę.
Anita przewróciła oczami i parsknęła śmiechem. Rozładował sytuację. Objęci ruszyli do wejścia.

  ***

Paul Dercz obserwował siedzącą naprzeciwko niego parę. O przepraszam, poprawił się w myślach, szefową i jej pracownika. Zupełnie nie wyglądali tylko na współpracowników. Nie macali się pod stołem, sprawdził to, nagle upuszczając widelec, ani nie zaglądali głęboko w oczy. Jednak błysk w ich spojrzeniach, uśmiechy, gesty mówiły coś zupełnie innego. Dercz z wykształcenia był psychologiem, jednak jego droga kariery potoczyła się całkowicie inaczej. Został człowiekiem od organizowania i negocjacji. Wiedza z zakresu znajomości ludzkiej psychiki też się tu przydawała. Przyjrzał się uważnie Stecowi, gdy pani Vetter szła do toalety. Pożerał ją wzrokiem, a jego oczy emanowały mieszanką wybuchową. Tęsknoty, pożądania, ciepła. Oj, ktoś tu stracił dla kogoś głowę, pomyślała Paul. Ale Vetter była zaręczona, co prawda wielka feta z tego powodu się nie odbyła, ale on miał informacje z dobrego źródła. A Matthias Vetter nie lubił konkurencji. Eliminował ją bez oglądalni się za siebie. Zrobiło mu się szkoda Steca. Na dodatek wypiło jedną szklaneczkę whisky za dużo. To rozwiązywało język.
Piękna kobieta – zagadnął sięgając po kartę deserów.
Słucham? – Konrad popatrzył na niego zaskoczony.
Mówię, że pani Anita jest bardzo atrakcyjną kobietą. W czerwcu wychodzi ponownie za mąż. Znam Matthiasa, będą razem tworzyć bardzo szczęśliwą i zgodną parę. Pasują do siebie. Zarówno pod względem...fizycznym, tak to określmy. Jak i społecznym. Anita pięknie wpasowała się w rodzinę Vetterów.
Do czego pan zmierza? – Konrad spojrzał na starszego mężczyznę uważnie i niechętnie.
Proszę nie stracić dla niej całkiem głowy. Matthias nie lubi, gdy ktoś wchodzi na jego terytorium. A pieniądze...lubią pieniądze. Miłość to tylko bonus. Zdarza się rzadko. Szczególnie w tej rodzinie.
Nadal nie rozumiem – brunet starał się nie pokazać, jak bardzo wkurza go gadka Dercza.
Powiem wprost. Nie wiem dlaczego, ale pana lubię. Młody, zdolny, przystojny. Jeśli pan tknie Anitę, on nie zwróci na żadną z tych cech uwagi. Zniszczy pana. Ma fioła na jej punkcie. Była jego obsesją nawet wtedy, kiedy piastowała stanowisko żony Lucasa. Wiele się o tym plotkowało. Niektórzy nawet odważnie twierdzili,że Anita i Matthias mają romans. Ci wyjątkowo szybko milkli. A teraz, po odczekaniu przyzwoitej długości czasu, biorą ślub. Znamienne – zawiesił głos.
Mówi pan o sprawach i wydaje wyroki tam, gdzie pan nie powinien – Konrad usiłował mówić spokojnym i rzeczowym tonem. – Anita jest dla mnie...
No właśnie. Bardzo mnie ciekawi, kim dla pana jest moja narzeczona? – Nagle zza kolumny obok stolika wyszedł wysoki blondyn. – Witaj Paul – zwrócił się do Derza, który lekko pobladł zastanawiając się gorączkowo ile z jego słów słyszał Vetter.
Matthias! – Anita wróciła do stolika. – Co ty tu robisz?!
Gdybyś odebrała choć jeden z moich telefonów, lub oddzwoniła, nie byłabyś tak bardzo zaskoczona kochanie. – Złapał ją w talii i przyciągnął do siebie całując bezceremonialnie w usta. – Milczysz od poniedziałku, więc pomyślałem, że przyjadę i sprawdzę czy wszystko jest ok. U ciebie i w naszej firmie – podkreślił ostanie dwa słowa gestem.
Usiądźmy i nie róbmy przedstawienia. Może przeniesiemy się do klubu? – Zaproponowała Anita. Była blada. – Tam nam będzie wygodniej.
Ja w takim razie się pożegnam – Dercz, składał pospiesznie papiery rozłożone stoliku. – Przedstawiłem państwu pełną ofertę. Proszę się zastanowić nad propozycją. Miło było Matt. Dobranoc.
Chyba wystraszyłem biednego Paula. Musi uważać, jest po jednym zawale...Chodźmy do tego klubu.
Matt straszysz mi inwestora. Zaproponował VV zaprojektowanie podobnego ośrodka jak ten w Świnoujściu, ale w Tolo w Grecji. Omawialiśmy projekt. – Anita sięgnęła po torebkę. I zaczęli iść w stronę wyjścia z restauracji.– Myślę, że nie ma sensu pójście gdziekolwiek. Jestem zmęczona. – Powiedziała, gdy stanęli w holu. – Poznaj inżyniera Konrada Steca. Jest głównym architektem budowlanym biura. Konrad, Matthias Vetter. – Ocknęła się z zaskoczenia i dokonała prezentacji.
Panowie w milczeniu, mocno uścisnęli sobie prawice. Stec nie odezwał się, ani słowem odkąd do restauracji wkroczył Holender. Oceniał go w myślach. Wysoki, dobrze zbudowany, świetnie obcięty i prezentujący się w szarym garniturze i błękitnej koszuli. Całkiem nie podobny do Lucasa Vettera. Derz miał rację, tworzył z Anitą ładną parę. I patrzył na Konrada tak samo wrogo, jak on na niego.
Miło mi poznać – brunet wyrecytował zwyczajową formułkę.
Mnie również. Anitko, w takim razie przejdźmy do recepcji. Może mają wolny apartament. Zostaniemy tutaj na noc. Nie będziemy wracać po nocy do Gdańska.
Matt, mam dom w Sopocie... – Anita zaczęła mówić zrezygnowanym tonem.
Naprawdę? – Uniósł brwi. – Nie dzisiaj kochana. Dzisiaj nie chce już na ciebie czekać ani minuty. Za bardzo się stęskniłem za tobą – przyciągnął ją i pocałował lekko w odsłonięty obojczyk.
Jak sobie życzysz. Idź i weź klucze, zaczekam tu na ciebie. – Gdy odszedł popatrzyła na Konrada. – Przepraszam. – Powiedziała tylko.
Ostrzegałaś, że masz własne życie i plany. Myślałem,że może mnie jednak w nich uwzględnisz...– zawiesił głos.
Kony...co mam ci powiedzieć?
Stec Milczał. Wsunął ręce do spodni i wbił wzrok w podłogę.
Chyba wszystko zostało powiedziane Anita.
Zobaczymy się w poniedziałek. Masz kluczyki i dokumenty. Wracaj do Gdańska. Proszę.
A może wynajmę apartament?
Skuliła się jakby ją uderzył. Zrobiło mu się głupio. Chciał przeprosić ,ale nadszedł Matthias z kartą magnetyczną w ręku.
Gotowa?– Blondyn zapytał Anitę.
Tak. Chodźmy. Dobranoc Konradzie.
Dobranoc.
Gdy odchodził usłyszał jeszcze, jak Vetter pyta się o pierścionek. Anita odpowiedziała,że był za duży i oddala go do zmniejszenia. I cała tajemnica rozwiązana idioto, pomyślał.

Piętnasty rozdział, który według moich pierwotnych założeń, miał być ostatni. Ale nie jest. Nie wiem, ile jeszcze przede mną Anity i Konrada. Co tu ukrywać...rozpisałam się. Oceńcie, skrytykujcie - skomentujcie konstruktywnie.
Dla mnie za kilka dni zaczynają się wakacje:)) Bez komputera :((  Z góry przepraszam jeśli do 15 lipca następnego rozdziału nie będzie na klawiaturze. Życzę słońca, bo ostatnio coś jego deficyt.

4 komentarze:

  1. Och, do połowy lipca mam czekać na nowy rozdział? Nie wiem, jak wytrzymam, szczególnie że kończysz w TAKIM momencie. Jestem kompletnie rozbita po przeczytaniu, oskarżam Cię o zepsucie mi samopoczucia xD Albo wiesz co, może nie, powinnam Ci podziękować, bo po przeczytaniu rozdziału mogłam dzisiaj w końcu poczuć jakieś emocje. Co prawda to nie pozytywna euforia, noale... Właściwie to komplement, bo tekst wzbudza emocje.
    Najpierw serwujesz sielankę, a później wyskakuje Matt. Kobieto, nienawidzę Cię! xD I to po czym? Po tym, jak Konrad powiedział jej, co czuje? FACET mówi o uczuciach, a później takie coś.
    Wiesz co, chyba muszę kończyć ten komentarz, bo będę jęczeć jeszcze więcej. Naprawdę do następnego razu chyba uschnę. Rzeczywiście szkoda, że nie masz napisanej już całości i nie możesz się podzielić ;)
    Pozdrawiam i miłego odpoczynku na wakacjach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadal negocjuje w sprawie zabrania mojego wiekowego laptopa - argumentuje świeżym powietrzem i potrzebą rekonwalescencji, w końcu nigdzie nie był...trzymaj kciuki:)))
      Nie wiem, czy mam się cieszyć z Twojego "rozbicia"...natomiast wywołanie emocji - o tak, to mnie cieszy (wredna ja).
      Czy Konrad mówił o uczuciach? Nie mam pojęcia, on mówił,że chce "wszystko", a to pojęcie bardzo wiele mieszczące w sobie ;)
      Matt wyskoczyć musiał. Przykro mi. Narzeczona przez tydzień milczy, jak zaklęta, to się chłopak zmartwił i przyleciał, sprawdzić co się dzieje. Zapytasz , czemu w takim momencie? Odpowiem: mój chochlik się odezwał, dałam się mu popisać:)).
      I mam cichą nadzieję, że jednak nie straciłaś do mnie całej sympatii - w końcu jeszcze kilka rozdziałów "Cudu" będzie :D

      Usuń
  2. Błagam, niech ona nie wychodzi za Mattiasa :< Mam dosyć tego typa... A rozdział świetny! Czekam na następny i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! Witam serdecznie. Bardzo mi miło,że zostawiłaś komentarz i dziękuję za życzenia dla mojej weny:) Co do Twojej prośby..nie wiem co da się w tej sprawie zrobić, mój wredny chochlik dochodzi do głosu w najmniej spodziewanych momentach, a potem ja staram się ten jego "bałagan" jako prostować. Ale, ponieważ chochlik jedzie ze mną na wakacje to może będzie się byczył i siedział cicho? :D

      Usuń