Konrad
długo nie mógł zasnąć. W jego głowie ciągle siedziała Anita.
Analizował każde jej słowo, gest, wyraz twarzy. Cieszył się z
wczorajszego wieczoru. Miał ją na kilka godzin tylko dla siebie.
Prawie taką, jak kiedyś. Nawet to „prawie” nie przeszkadzało
mu za bardzo. Zmieniła się, on z resztą też. Jednak odnajdywał w
niej dawną Anitę, gdy przestała się kontrolować. Sam miał się
za idiotę, skoro nie dostrzegł tego wcześniej. Chyba też by się
wkurzył, gdyby go nie poznała. Nie wybaczył jej do końca, ale
miał sporo czasu, po pamiętnej imprezie, na przemyślenie i
uspokojenie emocji. Więc dlaczego tak się pospieszył przed
blokiem? Co go napadło, żeby zapytać ją o pocałunek? No tak,
wcześniej Konrad Stec wziąłby po prostu to, na co miał ochotę.
Ale nie przy tej dziewczynie. Zawsze tracił przy niej rezon. Mimo
upływu lat, nadal w jej towarzystwie tracił nad sobą kontrolę.
Właściwie nie wiedział czego od niej teraz
chce.
Czego oczekuje. Zdawał sobie sprawę, że zwykły flirt nie wchodzi
w grę. Anita nie była dla niego kobietą, która służyłaby tylko
do umilenia samotnych wieczorów. Z drugiej strony, była zaręczona.
I choć wczoraj nie miała pierścionka i nie wspomniała ani słowem
o swoim narzeczonym, to przecież on nie zniknął z jej życiorysu.
Być może za dużo sobie wyobraziłem, zapytał sam siebie.
Pierścionek zdjęła – bo jest wartościowy. Białe szkiełka,
zapewne nie są cyrkoniami. Takiego Vettera było stać na wiele. A,
nie mówiła o nim, bo on nie pytał. Wspominali przeszłość, ani
słowem nie rozmawiali o przyszłości. Anita nie rozmawiała,
poprawił się. On wspomniał o czekających go badaniach.
Przypomniał sobie, jak przytuliła się do niego po wyjściu z
restauracji. Nie wyrwała dłoni w taksówce. Czy ta kolacją to
trochę nie była randka? Chciałbyś idioto, przyznał sam przed
sobą. W końcu zmorzył go sen, a w nim gonił Anitę, która ciągle
mu uciekała.
Obudził
go deszcz dudniący w parapety. Poszedł do łazienki, aby pozbyć
się resztek snu z twarzy. Gdy wszedł do salonu podszedł do
balkonowego okna i rozchylił palcami żaluzje. U Anity, w sypialni,
jak się domyślił, paliło się światło. Wczoraj zjedli kolację.
Dzisiaj
czas na śniadanie. Potem wezmą taksówkę i pojadą razem do pracy.
Konrad postanowił mniej myśleć, a więcej działać. Gonitwa za
Anitą we śnie zbyt go wyczerpała.
***
Następnego dnia rano Anita
kompletnie nie miała ochoty ruszyć się z łóżka. Za oknem było
jeszcze ciemno, a o szyby w sypialni wyraźnie stukał deszcz. Pod
kołdrą było ciepło i przyjemnie. Zapaliła tylko małą lampkę
nocną. Nikt nie marudził, nie przeszkadzał, telefonu nie włączyła
od wczorajszego wieczoru, gdy poszła z Konradem na kolację. Konrad.
Uśmiechnęła się szeroko na to wspomnienie. Było jej tak dobrze.
W małej niszy mieli swój własny mikrokosmos. Gdy opowiadał jej o
Dubaju, miała ochotę wstać, usiąść obok niego i mocno trzymać
za rękę. To co zrobiła ta dziewczyna, Amalii, było ohydne. Z
drugiej strony, ktoś, bo na pewno nie Konrad, kazał jej zapłacić
wysoką cenę. Jednak pomimo historii, którą opowiedział brunet,
wieczór i tak był cudowny. W pewnym momencie czuła, że lata przez
które się nie widzieli nie istnieją. Nie miało znaczenia to ,że
jej nie poznał, to, dlaczego tak naprawdę wyjechała z Krakowa i
nie kontaktowała się z nim. Byli tylko oni i ich własna
przestrzeń. Czy gdyby pozwoliła mu się pocałować przed klatką,
leżał by tuż obok niej dzisiejszego poranka? Pomarzyć zawsze
można, prychnęła ironicznie na siebie samą. Za bardzo
fantazjujesz kobieto, za bardzo. To była tylko kolacja. Tylko dłoń
w dłoni, ramię przy ramieniu i hasło rzucone pod wpływem chwili.
Konrad Stec nigdy by sam z siebie nie pocałował Anity Wolskiej.
Koniec kropka. Jak powiedział Matt, nie jest już nastolatką.
Motyle z brzucha trzeba wypuścić na wolność. Nie ten wiek, nie
ten czas, nie te okoliczności. Trzeba ruszyć tyłek i iść do
pracy. Co prawda mogłaby popracować w domu, ale była połowa
stycznia i trzeba było ruszyć pełna parą do przodu. Z
westchnieniem wstała z ciepłego łóżka i otuliła się miękkim
szlafrokiem. Zeszła na dół i pstryknęła pilotem. Na ekranie
pojawiły się gadające głowy, przełączyła na kanał muzyczny.
Nasypała świeżą porcję kawy do ekspresu i postanowiła włączyć
telefon. Tak jak myślała, głównie nie odebrane połączenia i
smsy pochodziły od Matthiasa. Obiecała mu, że zadzwoni wczoraj,
wyleciało jej to kompletnie z głowy. Dzwonił jeszcze tata, Jowita
i Hanna. Z wszystkich nieodebranych połączeń postanowiła
oddzwonić tylko do Gołębiowskiej. Jak znała swoją gosposię, na
pewno już nie spała.
– Dzień dobry pani Haniu.
Dzwoniła pani wczoraj, stało się coś? - Zapytała gdy usłyszała
„słucham” po drugiej stronie słuchawki.
– Cześć córciu. Nie, wszystko
w porządku. Chciałam zapytać, kiedy przyjedziesz do domu, tęsknimy
wszyscy za tobą.
– Ja za wami też. – Anita
uśmiechnęła się ciepło. – Mam nadzieję, że na weekend zjadę.
Pracę mogę zabrać ze sobą.
– Przyjedź, przyjedź, ale –
Hanna zastrzegła – wypocząć. Schowam ci komputer, zobaczysz –
zagroziła poważnie.
– Może to jest dobry pomysł.
Postaram się być w piątek wieczorem, momencik – Anita usłyszał
pukani do drzwi wejściowych. Zdziwiła się ogromnie, ale podeszła
i otworzyła. Jej zaskoczenie wzrosło, gdy za progiem zobaczyła
uśmiechniętego Konrada. Podniósł do góry rękę w której
trzymał reklamówkę z logo osiedlowej cukierni. Wpuściła go bez
słowa, kręcąc z niedowierzaniem głową i próbując ukryć
szeroki uśmiech na twarzy. – Pani Haniu, już jestem – wróciła
do rozmowy. – Będę w piątek, obiecuje.
– Masz gościa. – Bardziej
stwierdziła niż zapytała kobieta. – Trzymam cię za słowo.
Czekamy na ciebie. Trzymaj się córciu.
– Ja też całuję. Pa. –
Anita rozłączyła połączenie.
Odwróciła się i prawie wpadła
na Konrada, który stał tuż za nią. Jego zielone oczy wpatrywały
się w nią intensywnie, a z ust nie schodził uśmiech. Nachylił
się nad nią i zbliżył usta do jej ucha.
– Ja
też mogę liczyć na całusa?– Wyszeptał, a ciepłe powietrze
owiało szyję Anity.
W odpowiedzi zrobiła gwałtowny
wdech zachłystując się jego zapachem. Zaczął piszczeć ekspres
do kawy, co ją otrzeźwiło. Cmoknęła go nonszalancko w
nadstawiony policzek. Odwróciła i poszła wyłączyć wybawcę.
– Napijesz się? – Uniosła w
stronę chłopaka kubek.
– Z przyjemnością. Nie
zapytasz mnie, co tu robię? – Przeszedł do kuchennej części
pomieszczenia, położył delikatnie reklamówkę na blacie i oparł
się o niego dłońmi.
– Po co? – Odpowiedziała
pytaniem. - Przyniosłeś śniadanie. Kupiłeś rogale? – Zapytała
jakby to, że Stec staje w jej drzwiach o siódmej rano, z jedzeniem
w ręku, było najnormalniejszą rzeczą na świecie.
– Kupiłem marudo. Masz
konfitury od mamy?
– Mam lepsze. Te od mojej Hani i
z własnych wiśni. – Odpowiedziała stawiając przed nim kawę. –
Zaraz je wyciągnę.
– To ja wezmę mleko. – Konrad
oderwał się od blatu i przeszedł do stojącej z drugiej jego
strony lodówki. – Moment, Anita. Jak to z własnych wiśni? Gdzie
ty tu masz sad?
– Nie...tutaj... – Mówiła z
przerwami, bo usiłowała ściągnąć słoik z najwyższej półki w
szafce. Sama go tam wsadziła, żeby ją nie kusił. – W
Sopocie...mam drzewa owocowe. Cholerny słoik. Idę po podstawkę –
mruknęła.
– Trzeba było powiedzieć.
Zaraz go zdejmę. – Odłożył trzymane w ręku mleko i stanął za
Anitą. Jedną ręką oparł się o jej ramię, a drugą sięgnął
po słoik. – Proszę – postawił konfiturę obok jej dłoni.
Anita zamarła. Czuła jego ciało
napierające na nią. Ręka na ramieniu paliła przez szlafrok i
piżamę. Jej ciało przeszła nagła fala gorąca. Czuła,że palą
ją policzki i cała zaczyna lekko drżeć. Serce waliło, oddech
przyśpieszył, a Konrad tylko sięgał po dżem! Dodatkowo
uświadomiła sobie, iż on jest kompletnie ubrany. Swoją drogą,
dżinsy i ciemna koszula z jasną kamizelką w biało – szare romby
fantastycznie na nim leżały, ona tymczasem była ubrana w gustowną
piżamę w kucyki pony i szlafrok w deseń dalmatyńczyka. Sam seks.
Image zmysłowej kobiety szlag trafił.
– To ty przygotuj resztę, a ja
coś na siebie narzucę – wymamrotała i uciekła na górę.
W sypialni, otworzyła drzwi do
małej garderoby i obrzuciła jej zawartość szybkim spojrzeniem.
Nie miała zbyt wiele czasu. Zdecydowała, że dzisiaj będzie panią
prezes na luzie.
Konrad popatrzył za nią
zdziwiony. Jak dla niego mogła się rozebrać, a nie przebrać. Nic
nie poradzi na to, że działa na niego...tak silnie, dodał w
myślach. Zgodnie z poleceniem pootwierał szafki, aż znalazł
talerzyki. Nalał mleko do kubków. Wyciągnął rogale, wyłożył
konfiturę do miseczki, niestety w lodówce nie znalazł masła.
Mówiąc obiektywnie, poza mlekiem i jakimś przywiędłym jabłkiem
nic w niej nie było. Pokręcił głową, to on, jako facet ma
lepiej zaopatrzony ten mebel. Musi zabrać Anitę na zakupy.
Uśmiechnął się na tą myśl. Zachowuje się, jak gderliwa babcia,
pomyślał. Nabrał na czubek łyżeczki odrobinę wiśni i wsadził
je sobie do ust. Były przepyszne. Rozejrzał się po biało–czarnym
salonie. Na komodzie zauważył dwa duże zdjęcia. Podszedł bliżej
i stanął przed komodą. Lucas Vetter. Ze zdjęcia patrzył na
niego mężczyzna w rogowych okularach. Miał pospolitą twarz.
Wydatne usta, niewysokie czoło, lekko haczykowaty nos. Blond włosy
obcięte na jeża w których widać było srebrne pasma. Konrad nie
mógł dostrzec w nim nic, co mogłoby zafascynować taką
dziewczynę, jak Anita. Na drugim zdjęciu byli razem. Państwo
Vetter. On w ciemnym garniturze, ona w białej sukni. Wziął
fotografię do ręki i wpatrzył się w blondynkę. Biały materiał
miękko otulał jej ciało, fason sukienki kojarzył mu się z
greckimi lub rzymskimi boginiami. I tak wyglądała – nieziemsko.
Wysoko upięte włosy, w dopasowany stylowo kok, otulał długi,
koronkowy welon. Lucas patrzył na nią z szerokim uśmiechem. Ten
uśmiech, całkowicie odmienił jego nijaką twarz. Konrad usłyszał
ruch na szczycie schodów odstawił zdjęcie delikatnie, cicho wrócił
do kuchni i usiadł na jednym z wysokich krzeseł.
– Nie masz masła – odezwał
się pierwszy, gdy podeszła i chwyciła kubek z kawą. Usiadła
naprzeciwko niego. Wyglądała jakoś inaczej. Może sprawiły to
czarne, szerokie, luźne spodnie i miękki biały pulower, zamiast
sztywnej garsonki. Popatrzył na lewą dłoń, nie miała
pierścionka. – W ogóle nic nie masz w lodówce. Dzisiaj
popołudniu idziemy na zakupy.– Zarządził.
– Jak bym Hanię słyszała –
pokazała mu język, jak mała dziewczynka. – Dobrze pójdziemy. –
Zgodziła się nadspodziewanie szybko. – I wiesz co...– Nie
dokończyła, bo ugryzła rogalika, którego podał jej Konrad.
– Co?
– Zrobię dzisiaj coś do
jedzenia – odpowiedziała z pełnymi ustami.
– Chili, tak dawno tego nie
jadłem – rozmarzył się.
– Na pewno jadłeś, nie oszukaj
– trąciła go w ramię tak, że prawie oblał się kawą , która
rozlała się odrobinę na blacie.
– I co narobiłaś –
westchnął. – Daj jakiś ręcznik, powycieram. Twoja nieskazitelna
kuchnia ucierpiała. I lepszego, niż twoje, chili nigdzie nie
jadłem.
– Zostaw. – Machnęła ręką.
– Przynajmniej nabierze jakiś kolorów. W Sopocie też mam jasną
kuchnię, ale to całkiem inny klimat, o wiele cieplejszy.
– Ciągle mówisz o Sopocie. Co
tam jest? – Zapytał zaciekawiony.
– Mój dom. To mieszkanie należy
do firmy, a właściwe do VS. Służbowe lokum z którego korzystam.
Nie ja go urządzałam i nie chce mi się nic w nim zmieniać.
Wprowadziłam się tu po wyprowadzce Grabińskiego. Dlatego wtedy
oddał mi klucze w grudniu. Mogłeś to zinterpretować inaczej.
– Ani, to on chciał żebym to
tak zinterpretował, nie martw się, nie dałem się nabrać. Pytam,
bo to mieszkanie do ciebie nie pasuje.
– Pasuje. – Roześmiała się
widząc jego spojrzenie. – Do lodowej księżniczki pasuje, a to
moja oficjalna twarz.
– Bardziej maska – mruknął.
– Opowiesz mi o tym domu?
– Od morza dzieli go kawałek
lasu, z okien na piętrze widzę wodę. Jest spory i wygodny.
Taki...mój. Azyl dla mnie. W ogrodzie w osobnym domku mieszka Hanna
z Dariuszem, opiekują się posesją i zwierzakami.
– Masz zwierzęta? – Rozbłysły
mu oczy. W dzieciństwie oboje pragnęli mieć czworonożnego
domownika, ale reszta ich rodzin była temu pomysłowi bardzo
przeciwna.
– Teraz to bardziej Gołębiowscy
je mają – uśmiechnęła się.– Mam dwa psy i dwa kociaki.
– Super. Może kiedyś je poznam
– powiedział niby od niechcenia.
– Może – rzuciła mu długie
spojrzenie przez stół.– A teraz czas iść do pracy.
– Przynudzasz. Wolę cię bez
plakietki „szefowa”.
– Niestety bez tej plakietki,
będę cała twoja po siedemnastej. A teraz dzwoń po taksówkę, bo
samochód mamy w garażu firmy. Idę się pomalować.
– Trzymam cię za słowo –
odpowiedział jej z zagadkowym uśmiechem i wyciągnął telefon z
tylnej kieszeni spodni.
Dopiero, gdy nakładała cienką
warstwę pudru w pełni dotarło do niej co mu powiedziała. Nie
dość, że miała być cała jego, to jeszcze użyła liczby
mnogiej. Mam to gdzieś, pomyślała. Koniec samokontroli.
***
Weszli ramię w ramię do firmy.
Zza kontuaru w hol powitał ich niechętny wzrok nowej sekretarki
Małgosi. Na Anitę popatrzyła wrogo, a na Konrada z jawną złością.
Vetter zignorowała jej widocznego focha i udała, że go nie widzi.
Gdy ruszyli korytarzem zahaczyli o kuchnię. Konrad pomógł zdjąć
jej płaszcz. Gdy odwieszał go do szafy, ona zaczęła przeglądać
pocztę. Odezwała się znad koperty.
– Co jej zrobiłeś?
– Komu? – Konrad zdziwiony
popatrzył na nią.
– Małgosi. Kony, tak patrzy
zraniona kobieta.
– Nie ma o czym mówić –
machnął ręką.
– Konrad! – Nie ustępowała.
– Jest, ona tu pracuje, nie może na mnie patrzeć. jakbym jej
zabrała prezent urodzinowy. Tym bardziej, że nie zabrałam.
– Dobra, zrobię coś z tym.
Chociaż się do niej nie odzywam, poza służbowymi sprawami. –
Anita popatrzyła na niego znacząco. – Nie patrz tak na mnie! –
Wkurzył się. – Ok, poszalałem z nią na tej imprezie firmowej,
ale nic więcej. Nawet do łózka z nią nie poszedłem.
Blondynka zaczęła się śmiać.
– Tyle lat, a ty się nadal nie
nauczyłeś. Dla dziewczyny nie jest ważny seks, ważne są gesty,
słowa, obietnice w które święcie wierzy. Pamiętasz co jej
nagadałeś?
– Nie...
– To się dowiedz i albo to
odkręć, albo...
– Odkręcę – przerwał jej z
uśmiechem, cmoknął niespodziewanie w policzek i wyszedł z głupim
uśmiechem na twarzy, po drodze rzucając „cześć” Jowicie,
która stała w drzwiach pomieszczenia.
Anita odwróciła się powoli w
stronę przyjaciółki. Oparła się o blat od szafek i spojrzała
na nią wojowniczo. Jowita weszła do kuchni i usiadła na krześle
przy stole. Zmierzyła koleżankę nie mniej ustępliwym spojrzeniem.
Patrzył tak na siebie przez chwilę, aż obie wybuchnęły śmiechem.
– Idiotka!
– Wariatka! – Anita nie
pozostała dłużna Jowicie.
– Musimy pogadać, nie tylko o
służbowych sprawach, choć jedno z drugim się wiąże. –
Brunetka westchnęła.
– Musimy. – Vetter westchnęła
tak samo.
– Dzisiaj? Może gdzieś
wyskoczymy po pracy. Dawno nie byłyśmy nigdzie razem. Za bardzo
pochłonęły mnie rodzinne sprawy. Madzia się dopytuje o swoją
ukochaną ciocię.
– Nie wpędzaj mnie w poczucie
winy. Obiecuje ci ,że wyskoczymy gdzieś w tym tygodniu....
– Ale nie dzisiaj – domyśliła
się Jowita. – Niech zgadnę? Konrad? A może narzeczony Matthias?
– Dodała z przekąsem
– Konrad. – Anita
zaczerwieniła się. – A Matt...
– Spadł na drugie miejsce,
rozumiem. Nie musisz nic tłumaczyć. Pamiętaj tylko,że jesteś
zaręczona.
– Jowitko – Anita błagalnie
spojrzała na przyjaciółkę.
– Nie, Anita. Ja nie moralizuje.
Do do tanga trzeba dwojga. Ale nie baw się tym chłopakiem, bo na
końcu i tak wybierzesz Vettera. Tak samo było z Krzyśkiem, a
Konrad patrzy na ciebie w podobny sposób. – Wstała i wyszła z
kuchni zostawiając Anitę samą.
Dochodziła siedemnasta, kiedy
Konrad z płaszczem Anity przewieszonym przez ramię wkroczył do jej
gabinetu.
– Stęskniłaś się za mną? –
Zapytał, bezczelnie zamykając jej pokrywę laptopa.
– Konrad, ja pracuję –
zaprotestowała.
Spojrzał na swój zegarek.
– Zgadza się. Masz jeszcze dwie
minuty, a potem, tak jak obiecałaś mi przy śniadaniu, jesteś cała
moja. Radziłbym ci pozapisywać wszystko, bo zaraz odłączę
zasilanie.
– Nie odważysz się!
– Chcesz się przekonać –
spojrzał na nią pewnym wzrokiem.
Anita znała to spojrzenie
zielonych tęczówek. Posłusznie pozamykała pliki i wyłączyła
laptopa.
– To jest szantaż – mruknęła
jeszcze gdy pomagał jej wsunąć się w płaszcz, tylko po to, aby
mieć ostatnie słowo. W odpowiedzi Konrad pocałował ją w płatek
ucha. – Kony, co ty wyprawiasz?
– Całuję cię.
– To wiem. Nie jestem z
kamienia. Pytam, po co? – Anita spojrzała na niego stanowczo.
Wzruszył ramionami i wsadził ręce do kieszeni płaszcza. – Jak
będziesz wiedział, to daj mi znać. Nie zapominaj, że ja mam
własne życie i plany. Jedźmy na te zakupy. Ty prowadzisz –
rzuciła w jego stronę kluczyki.
***
Anita nie wiedziała nawet kiedy w
kalendarzu nadszedł piątek. Mijający tydzień wypełniła jej
jedna osoba. Konrad. Spędzali razem całe dnie. Rano Stec
przychodził do niej ze świeżym pieczywem. Anita czekała już z
gotową kawą. Jechali do pracy. Tam siadali i wspólnie opracowywali
projekt. Potem, albo wracali i jedli coś w domu, albo szli na
miasto. Udało się im nawet iść do kina. Brunet już nie próbował
jej całować. Z jednej strony była mu za to wdzięczna, a z
drugiej lekko rozczarowana. Sama już nie wiedziała, które odczucie
bardziej ją wkurza. Na dokładkę dystans wynikający z tylu lat
braku kontaktu, znikł bez śladu i Anita w towarzystwie Steca czuła
się znakomicie. Nie musiała się już pilnować. Śmiała się
częściej i serdeczniej niż jeszcze tydzień temu. Nie brakowało
im tematów do rozmów, nigdy między nie zapadła kłopotliwa cisza,
bo gdy milczeli, to po prostu robili to razem. Vetter uświadomiła
sobie, że cały ten tydzień można opisać tym jednym słowem:
razem. Stali się nierozłączni, jak kiedyś. Sama nie mogła
zdecydować, czy jest to dobre. Postanowiła nie analizować, a po
prostu cieszyć się chwilą. Jedyne co ją trochę kuło to fakt,
, że nie znalazła czasu dla Jowity, a przyjaciółka tylko
przyglądała się jej co raz uważniej i z większym niepokojem w
oczach. Ona udawała, że nie rozumie o co chodzi.
Zastanawiała się właśnie ile
będzie jej potrzebne gniazdek w parterowej części domku, gdy na
jej biurku oparł się Konrad.
– Nad czym myślisz? –
Zapytał.
– Zastanawiam się ile będzie
potrzeba gniazdek na dole. W samym salonie; telewizor, sprzęt
grający, lampy stojące, to dodatkowo trzy, bo małe podepnie się
bezpośrednio, dalej...
– Nudna jesteś – rzucił z
uśmiechem.
Spojrzała na niego pytająco,
nasuwając okulary na czubek głowy i pocierając kość nosową.
– A co mam ci je wymienić po
hiszpańsku, żeby było ciekawiej? Gniazdka to gniazdka –
wzruszyła ramionami i oparła się do tyłu.
– Anitko, Anitko – w jego
oczach dostrzegła chochliki.
Obszedł biurko. Oparł się jedną
ręką o wezgłowie fotela, a drugą podał dziewczynie. Pociągnął
ją delikatnie do góry. Lekko się zachwiała, gdy wstawała, bo
chłopak mocno ograniczył jej przestrzeń. Duży gabinet nagle
skurczył się milion razy. Podtrzymał ją w pasie i postawił na
podłodze. Zaciągnęła się lekko jego zapachem. Konrad nie
wypuścił jej z objęć, tylko zaczął się lekko z nią kołysać.
– Co robisz? – Wymamrotała
niezbyt wyraźnie w jego czarną koszulę.
– Porywam cię na tańce. Gdańsk
jest dzisiaj nasz.
– Sopot.
– Może być i Sopot –
odpowiedział ugodowym tonem.
– Kony – odsunęła się od
niego na bezpieczną, jej zdaniem odległość. – Ja dzisiaj
wracam do Sopotu. Jeśli się w miarę szybko zbierzesz...
– To zabierzesz mnie ze sobą? –
Nadal nie wypuścił jej ręki ze swojego ucisku. Trochę ją to
dekoncentrowało. Wiedział o tym, ale postanowił sobie, że dzisiaj
nie da jej wolnego od siebie. Może i trochę przystopował, ale na
pewno nie odpuścił. Przez cały tydzień Anita, ani razu nie
wspomniała o swoim narzeczonym, co więcej nie nosiła też
pierścionka.
– Nie. Podrzucę cię na osiedle
bo muszę coś zabrać z domu. Ok, przekonałeś mnie. Koniec pracy
na dziś – spojrzała na zegarek – o gniazdkach pomyślę w
poniedziałek. I tak utknę w korkach, pół godziny mnie nie zbawi.
– Nie dasz się przekonać? –
Wypróbował na niej spojrzenie numer cztery, czyli na szczeniaczka.
– Nie tym razem. – Wyłączyła
laptopa. – Konrad przesuń się – próbowała go ominąć ale on
tylko oparł się o biurko i wyciągnął przed siebie nogi, blokując
całkowicie przejście.
– Puszcze cię, jak dzisiaj ze
mną wyjdziesz wieczorem – odpowiedział jej bezczelnie.
Prychnęła zirytowana. Jasne, że
miała ochotę iść z nim potańczyć, tym bardziej, że ich
ostatni, wspólny taniec był dość specyficzny. Obiecała jednak
Hannie i Darkowi, iż spędzi z nimi weekend. Spróbowała przez
Steca sięgnąć po torebkę którą miał schowaną w dolnej
szufladzie. Kiedy już pozwolił się jej dostać do niej, odchylając
się lekko do tyłu w tym momencie do gabinetu weszła Małgosia.
– Pani prezes....– stanęła
jak porażona w drzwiach. Poza Anity i Konrada była mocno
dwuznaczna. Dziewczyna ściągnęła usta w wąską linię – ...ma
pani źle odłożoną słuchawkę. Pan Dercz prosi o pilny telefon. –
Obróciła się napięcie i wyszła.
– I co narobiłeś?! –
Blondynka ze złością wyszarpała w końcu torebkę.
– Ja? Nic. – Podał jej
słuchawkę od aparatu. – Zadzwoń do Dercza – rozbawiony wyszedł
z pokoju.
W pierwszym odruchu chciała go
zatrzymać i opierniczy, ale zbyt szybko się ulotnił. Wyobraziła
sobie tę scenę oczami sekretarki i z głośnym chichotem opadła na
fotel. Nagle pomyślała, że nie miałaby nic przeciwko takiemu
rozwojowi sytuacji. Jednak najpierw zamknęłaby drzwi na klucz.
Nadal mocno rozbawiona wykręciła
numer do przedstawiciela inwestora projektu w Świnoujściu.
Konrad, usiadł do sprawdzenia
rysunku, który przesłał mu Rafał. Nie za bardzo widział na co
patrzy, bo ciągle czuł ciepło biustu Anity w newralgicznym miejscu
swojego ciała. Pomyślał, że przydałby mu się zimny prysznic.
Przecież nie rzuci się na nią w biurze. Choć biurko miała
odpowiednio szerokie i wysokie. Ale najpierw zamknąłby drzwi.
Przypomniał sobie jej pytanie z wtorku. Sam nie wiedział, czy
naprawdę oczekiwała odpowiedzi, czy po prostu była złośliwa.
Czego od niej chciał? Wszystkiego. Odpowiedź była prosta. Drugi
raz nie popsuje tego co jest między nimi. Trzeciej szansy mógłby
już nie dostać. Jednak wiedział, że nie może jej teraz tego
powiedzieć bo ucieknie. Znowu. Wtedy był zbyt impulsywny. Najpierw
robił. Potem myślał. Prawo wieku. Teraz obiecał sobie,że nie
popełni tego samego błędu. Choć czując ją tak blisko siebie jak
przed momentem, postanowienie to wydawało mu się nierealne.
– Rafał ukrył tam złoto? –
Anita zaskoczyła go zjawiając się nagle przed nim.
– Co?
– Patrzysz w ten rysunek jak by
Rafał coś tam schował – wyjaśniła uprzejmie.
– A, nie, nie. Zamyśliłem się
– uniosła brwi i posłała mu kpiący uśmieszek – tak, zdarza
mi się czasami zamyślić – pokazał jej język.
– To się „odmyśl” mamy
spotkanie w Grand Hotelu z Derczem. On zaprasza. Nie wiem o co mu
chodzi ale bardzo prosił. I...wygrałeś.
– Co wygrałem?
– Jednak jedziesz ze mną do
Sopotu. Czekam na ciebie przy wyjściu.
Zastał ją już ubraną, gdy
przeglądała pisma podane jej przez Małgosię. Stanął za nią.
Gdy go zauważyła bez słowa podała mu kluczyki od auta.
– Weszło ci to już w nawyk–
stwierdził.
– Tak, lubię jak mnie wozisz.
Będę mogła się skupić na czymś innym. Pani Małgosiu,
wyjeżdżamy i już nas nie będzie. Do zobaczenia w poniedziałek –
Anita podpisała ostatni świstek i skierowała się do windy.
– Cześć Gosia. – Konrad
podążył za Vetter. – Nigdy nie byłem w Grand Hotelu.
– Spodoba ci się to, co tam
zobaczysz – odpowiedziała ze śmiechem i wsiadała do kabiny.
Gdy wyjeżdżali z parkingu
rozdzwonił się telefon Anity. Spojrzała na wyświetlacz. Matthias
Vetter. Odrzuciła połączenie.
– Kto dzwonił?
– Nikt ważny. Oddzwonię po
spotkaniu. Ciekawe, czego oni chcą.
– Dowiemy się na miejscu, a
teraz prowadź mnie, bo zupełnie nie mam pojęcia, gdzie jechać –
Konrad skupił się na jeździe.
***
Matthias Vetter pewnym krokiem
wkroczył do holu VS. Rozejrzał się uważnie i zauważył
dziewczynę siedząca za kontuarem. Podszedł do niej.
– Witam. Czy zastałem Anitę
Vetter? – Zapytał po angielsku.
Dziewczyna zrobiła zaskoczoną
minę. Pomyślał,że może go nie zrozumiała więc powoli powtórzył
pytanie.
– Przykro mi, ale pani prezes
nie ma. Z kim mam przyjemność? – Zreflektowała się szybko.
– Matthias Vetter. Vetter Stal,
prywatnie narzeczony Anity – uśmiechnął się miło. Podał
dziewczynie wizytówkę.
W oczach dziewczyny coś błysnęło,
a ona sama przybrała dziwny wyraz twarzy.
– Pani Vetter wyjechała z firmy
godzinę temu razem z Konradem. Pojechali do Grand Hotelu w Sopocie.
Powiedziała, że wróci stamtąd w poniedziałek – zakończyła ze
słodkim uśmiechem.
Matthias nieznacznie zacisnął
szczęki. Jednak nie zmienił sympatycznego wyrazu twarzy. Lata
praktyki na stanowisku prezesa zapunktowały.
– Będzie pani tak uprzejma i
powie jak mam tam dojechać?
– Z wielką przyjemnością –
odpowiedziała Małgosia.
***
Konrad bez trudu znalazł miejsce
do zaparkowania. Parking był prawie pusty.
– Pachnie morzem – odkrywczo
stwierdził, wciągając powietrze do płuc.
– Fajnie,że nie górami –
roześmiała się Anita otulając się płaszczem.
– Przecież lubisz góry –
podał jej ramię , a ona wsunęła rękę. – A jednak wybrałaś
morze.
– Konrad pytasz dlaczego nie
wróciłam w nasze okolice?
– Właściwie nie powiedziałaś
mi dlaczego Gdańsk? – Odpowiedział pytaniem.
– Ale sobie wybrałeś porę –
pokręciła głową. – W skrócie, chcieliśmy z Lucasem zmienić
środowisko. Odciąć się, a w Gdańsku mieszkała Jowita, moja
jedyna przyjaciółka. Z drugiej strony, trochę kilometrów dzieli
mnie od matki, to też był plus.
– Nawet duży. No chyba, że
nagle twoja matka zamieniła się w anioła.
– Nic z tych rzeczy Kony.
Spójrz na niego – Anicie zaświeciły się oczy. Stanęli na
początku podjazdu prowadzącego przed wejście do hotelu. - Jest
piękny. Nawet teraz. A latem, jak wszystko wokół kwitnie …
– Masz rację. Wygląda
imponująco. Widziałem go tylko na pocztówkach do tej pory. –
Pociągnął ją do przodu za rękę i przyciągnął do siebie
niecierpliwym ruchem. Odruchowo spojrzała w górę i utonęła w
zielonych oczach. – Chciałbym, kiedyś, spędzić tu noc w
apartamencie. Z tobą – dodał znacząco. Nagle uznał to całe
swoje, wcześniejsze myślenie o czekaniu za bezsensowne.–
Zapytałaś mnie kilka dni temu, czego od ciebie chcę. Chcę
wszystkiego Anita. Nie będę czekał i udawał,że interesujesz mnie
tylko w kategoriach koleżanki z piaskownicy. Nigdy nie byłem
cierpliwy, doskonal o tym wiesz. Działasz na mnie jak magnes.
Wszędzie cię widzę, dostrzegam. Czuję twój zapach dookoła mnie.
Jestem nim przesiąknięty. Tonę w twoich oczach, zachwycam się
twoim uśmiechem. Zasypiam myśląc o tobie, gonię cię w snach, po
to aby rano zacisnąć zęby i wytrzymać do siódmej rano zanim
zastukam do twoich drzwi. Nie oczekuje od ciebie odpowiedzi, czy
deklaracji – położył jej palec na ustach i zaczął delikatnie
obrysowywać ich kontur. – Wiem,że jesteś na rozdrożu. Po
prostu...nie odrzucaj innych możliwości.
Anita całą jego przemowę stała
nieruchomo jak posąg. I choć na zewnątrz wydawała się spokojna,
słuchając słów Konrada, w środku szalało w niej tornado. Stec
wyznał jej...uczucia.... Co oznacza to, że chce „wszystko”?
Chce seksu? Związku? Jej?! Zamęt w głowie był niczym w porównaniu
z galopem serca i tabunem chcących się wydostać motyli z żołądka.
Tak długo czekała na takie wyznanie. Kiedyś te słowa, to był
szczyt jej marzeń, a teraz...Pieprzyć zasady. Przytuliła policzek
do jego dłoni. Westchnęła cicho. Pomimo obcasów, wspięła się
na palce i lekko pocałowała Konrada w usta. Były miękkie i
delikatne. Chciała się odsunąć. Nie pozwolił jej na to.
Konrad miał wrażenie, że łomot
jego serca słyszą goście w Grand Hotelu. Czekał w napięciu na
jakiekolwiek słowo z ust Anity. Milczała, patrząc na niego
zdziwionym i lekko spłoszonym spojrzeniem orzechowych tęczówek.
Tętno przyśpieszyło mu jeszcze bardziej, gdy przytuliła się do
jego dłoni. A potem, pocałowała go. Nieśmiało, delikatnie. Dla
niego, to było więcej niż słowa. To była deklaracja. Nie
pozwolił się jej odsunąć. Przyciągnął ją mocno do siebie. I
zatopił się w smaku jej ust.
Odsunęli się od siebie dopiero,
gdy obok nich przeszła hałaśliwa grupa nastolatków.
– Mhymmm – zamruczał jej do
ucha, gdy złapał oddech, przytulając ją mocno do siebie. Nic nie
powiedziała. W odpowiedzi objęła go w pasie. Nie wierząc w to co
zrobiła. I co się jej bardzo podobało. Konrad, po krótkiej
chwili, odsunął ją na długość ręki, drugą złapał za
podbródek i zmusił, aby na niego spojrzała. – Ani? W porządku?
– Nie wiem Konrad. Ja już nic
nie wiem. Chyba się pogubiłam – lekko zaszkliły się jej oczy.
– Nie szkodzi – objął ją za
ramiona i obrócił w stronę hotelu. – Będę pilnował, żebyś
już się nie zgubiła. I ..Anita...
– Tak?
– Nie popędzam cię. –
Powiedział poważnie. I po chwili dodał. – Ale może jednak
zarezerwuje na dzisiaj ten apartament? – Zrobił niewinną minę.
Anita przewróciła oczami i
parsknęła śmiechem. Rozładował sytuację. Objęci ruszyli do
wejścia.
***
Paul Dercz obserwował siedzącą
naprzeciwko niego parę. O przepraszam, poprawił się w myślach,
szefową i jej pracownika. Zupełnie nie wyglądali tylko na
współpracowników. Nie macali się pod stołem, sprawdził to,
nagle upuszczając widelec, ani nie zaglądali głęboko w oczy.
Jednak błysk w ich spojrzeniach, uśmiechy, gesty mówiły coś
zupełnie innego. Dercz z wykształcenia był psychologiem, jednak
jego droga kariery potoczyła się całkowicie inaczej. Został
człowiekiem od organizowania i negocjacji. Wiedza z zakresu
znajomości ludzkiej psychiki też się tu przydawała. Przyjrzał
się uważnie Stecowi, gdy pani Vetter szła do toalety. Pożerał ją
wzrokiem, a jego oczy emanowały mieszanką wybuchową. Tęsknoty,
pożądania, ciepła. Oj, ktoś tu stracił dla kogoś głowę,
pomyślała Paul. Ale Vetter była zaręczona, co prawda wielka feta
z tego powodu się nie odbyła, ale on miał informacje z dobrego
źródła. A Matthias Vetter nie lubił konkurencji. Eliminował ją
bez oglądalni się za siebie. Zrobiło mu się szkoda Steca. Na
dodatek wypiło jedną szklaneczkę whisky za dużo. To rozwiązywało
język.
– Piękna kobieta – zagadnął
sięgając po kartę deserów.
– Słucham? – Konrad popatrzył
na niego zaskoczony.
– Mówię, że pani Anita jest
bardzo atrakcyjną kobietą. W czerwcu wychodzi ponownie za mąż.
Znam Matthiasa, będą razem tworzyć bardzo szczęśliwą i zgodną
parę. Pasują do siebie. Zarówno pod względem...fizycznym, tak to
określmy. Jak i społecznym. Anita pięknie wpasowała się w
rodzinę Vetterów.
– Do czego pan zmierza? –
Konrad spojrzał na starszego mężczyznę uważnie i niechętnie.
– Proszę nie stracić dla niej
całkiem głowy. Matthias nie lubi, gdy ktoś wchodzi na jego
terytorium. A pieniądze...lubią pieniądze. Miłość to tylko
bonus. Zdarza się rzadko. Szczególnie w tej rodzinie.
– Nadal nie rozumiem – brunet
starał się nie pokazać, jak bardzo wkurza go gadka Dercza.
– Powiem wprost. Nie wiem
dlaczego, ale pana lubię. Młody, zdolny, przystojny. Jeśli pan
tknie Anitę, on nie zwróci na żadną z tych cech uwagi. Zniszczy
pana. Ma fioła na jej punkcie. Była jego obsesją nawet wtedy,
kiedy piastowała stanowisko żony Lucasa. Wiele się o tym
plotkowało. Niektórzy nawet odważnie twierdzili,że Anita i
Matthias mają romans. Ci wyjątkowo szybko milkli. A teraz, po
odczekaniu przyzwoitej długości czasu, biorą ślub. Znamienne –
zawiesił głos.
– Mówi pan o sprawach i wydaje
wyroki tam, gdzie pan nie powinien – Konrad usiłował mówić
spokojnym i rzeczowym tonem. – Anita jest dla mnie...
– No właśnie. Bardzo mnie
ciekawi, kim dla pana jest moja narzeczona? – Nagle zza kolumny
obok stolika wyszedł wysoki blondyn. – Witaj Paul – zwrócił
się do Derza, który lekko pobladł zastanawiając się gorączkowo
ile z jego słów słyszał Vetter.
– Matthias! – Anita wróciła
do stolika. – Co ty tu robisz?!
– Gdybyś odebrała choć jeden
z moich telefonów, lub oddzwoniła, nie byłabyś tak bardzo
zaskoczona kochanie. – Złapał ją w talii i przyciągnął do
siebie całując bezceremonialnie w usta. – Milczysz od
poniedziałku, więc pomyślałem, że przyjadę i sprawdzę czy
wszystko jest ok. U ciebie i w naszej firmie – podkreślił ostanie
dwa słowa gestem.
– Usiądźmy i nie róbmy
przedstawienia. Może przeniesiemy się do klubu? – Zaproponowała
Anita. Była blada. – Tam nam będzie wygodniej.
– Ja w takim razie się pożegnam
– Dercz, składał pospiesznie papiery rozłożone stoliku. –
Przedstawiłem państwu pełną ofertę. Proszę się zastanowić nad
propozycją. Miło było Matt. Dobranoc.
– Chyba wystraszyłem biednego
Paula. Musi uważać, jest po jednym zawale...Chodźmy do tego klubu.
– Matt straszysz mi inwestora.
Zaproponował VV zaprojektowanie podobnego ośrodka jak ten w
Świnoujściu, ale w Tolo w Grecji. Omawialiśmy projekt. – Anita
sięgnęła po torebkę. I zaczęli iść w stronę wyjścia z
restauracji.– Myślę, że nie ma sensu pójście gdziekolwiek.
Jestem zmęczona. – Powiedziała, gdy stanęli w holu. – Poznaj
inżyniera Konrada Steca. Jest głównym architektem budowlanym
biura. Konrad, Matthias Vetter. – Ocknęła się z zaskoczenia i
dokonała prezentacji.
Panowie w milczeniu, mocno
uścisnęli sobie prawice. Stec nie odezwał się, ani słowem odkąd
do restauracji wkroczył Holender. Oceniał go w myślach. Wysoki,
dobrze zbudowany, świetnie obcięty i prezentujący się w szarym
garniturze i błękitnej koszuli. Całkiem nie podobny do Lucasa
Vettera. Derz miał rację, tworzył z Anitą ładną parę. I
patrzył na Konrada tak samo wrogo, jak on na niego.
– Miło mi poznać – brunet
wyrecytował zwyczajową formułkę.
– Mnie również. Anitko, w
takim razie przejdźmy do recepcji. Może mają wolny apartament.
Zostaniemy tutaj na noc. Nie będziemy wracać po nocy do Gdańska.
– Matt, mam dom w Sopocie... –
Anita zaczęła mówić zrezygnowanym tonem.
– Naprawdę? – Uniósł brwi.
– Nie dzisiaj kochana. Dzisiaj nie chce już na ciebie czekać ani
minuty. Za bardzo się stęskniłem za tobą – przyciągnął ją i
pocałował lekko w odsłonięty obojczyk.
– Jak sobie życzysz. Idź i weź
klucze, zaczekam tu na ciebie. – Gdy odszedł popatrzyła na
Konrada. – Przepraszam. – Powiedziała tylko.
– Ostrzegałaś, że masz własne
życie i plany. Myślałem,że może mnie jednak w nich
uwzględnisz...– zawiesił głos.
– Kony...co mam ci powiedzieć?
Stec Milczał. Wsunął ręce do
spodni i wbił wzrok w podłogę.
– Chyba wszystko zostało
powiedziane Anita.
– Zobaczymy się w poniedziałek.
Masz kluczyki i dokumenty. Wracaj do Gdańska. Proszę.
– A może wynajmę apartament?
Skuliła się jakby ją uderzył.
Zrobiło mu się głupio. Chciał przeprosić ,ale nadszedł Matthias
z kartą magnetyczną w ręku.
– Gotowa?– Blondyn zapytał
Anitę.
– Tak. Chodźmy. Dobranoc
Konradzie.
– Dobranoc.
Gdy odchodził usłyszał jeszcze,
jak Vetter pyta się o pierścionek. Anita odpowiedziała,że był za
duży i oddala go do zmniejszenia. I cała tajemnica rozwiązana
idioto, pomyślał.
Piętnasty rozdział, który według moich pierwotnych założeń, miał być ostatni. Ale nie jest. Nie wiem, ile jeszcze przede mną Anity i Konrada. Co tu ukrywać...rozpisałam się. Oceńcie, skrytykujcie - skomentujcie konstruktywnie.
Dla mnie za kilka dni zaczynają się wakacje:)) Bez komputera :(( Z góry przepraszam jeśli do 15 lipca następnego rozdziału nie będzie na klawiaturze. Życzę słońca, bo ostatnio coś jego deficyt.
Och, do połowy lipca mam czekać na nowy rozdział? Nie wiem, jak wytrzymam, szczególnie że kończysz w TAKIM momencie. Jestem kompletnie rozbita po przeczytaniu, oskarżam Cię o zepsucie mi samopoczucia xD Albo wiesz co, może nie, powinnam Ci podziękować, bo po przeczytaniu rozdziału mogłam dzisiaj w końcu poczuć jakieś emocje. Co prawda to nie pozytywna euforia, noale... Właściwie to komplement, bo tekst wzbudza emocje.
OdpowiedzUsuńNajpierw serwujesz sielankę, a później wyskakuje Matt. Kobieto, nienawidzę Cię! xD I to po czym? Po tym, jak Konrad powiedział jej, co czuje? FACET mówi o uczuciach, a później takie coś.
Wiesz co, chyba muszę kończyć ten komentarz, bo będę jęczeć jeszcze więcej. Naprawdę do następnego razu chyba uschnę. Rzeczywiście szkoda, że nie masz napisanej już całości i nie możesz się podzielić ;)
Pozdrawiam i miłego odpoczynku na wakacjach :)
Nadal negocjuje w sprawie zabrania mojego wiekowego laptopa - argumentuje świeżym powietrzem i potrzebą rekonwalescencji, w końcu nigdzie nie był...trzymaj kciuki:)))
UsuńNie wiem, czy mam się cieszyć z Twojego "rozbicia"...natomiast wywołanie emocji - o tak, to mnie cieszy (wredna ja).
Czy Konrad mówił o uczuciach? Nie mam pojęcia, on mówił,że chce "wszystko", a to pojęcie bardzo wiele mieszczące w sobie ;)
Matt wyskoczyć musiał. Przykro mi. Narzeczona przez tydzień milczy, jak zaklęta, to się chłopak zmartwił i przyleciał, sprawdzić co się dzieje. Zapytasz , czemu w takim momencie? Odpowiem: mój chochlik się odezwał, dałam się mu popisać:)).
I mam cichą nadzieję, że jednak nie straciłaś do mnie całej sympatii - w końcu jeszcze kilka rozdziałów "Cudu" będzie :D
Błagam, niech ona nie wychodzi za Mattiasa :< Mam dosyć tego typa... A rozdział świetny! Czekam na następny i weny życzę :)
OdpowiedzUsuńO! Witam serdecznie. Bardzo mi miło,że zostawiłaś komentarz i dziękuję za życzenia dla mojej weny:) Co do Twojej prośby..nie wiem co da się w tej sprawie zrobić, mój wredny chochlik dochodzi do głosu w najmniej spodziewanych momentach, a potem ja staram się ten jego "bałagan" jako prostować. Ale, ponieważ chochlik jedzie ze mną na wakacje to może będzie się byczył i siedział cicho? :D
Usuń