sobota, 17 listopada 2012

Rozdział pierwszy

    W podziemnym garażu stukot jej szpilek brzmiał, jak seria z karabinu maszynowego. Marzyła teraz o swoim wygodnym fotelu, szklance zimnego soku i zrzuceniu tych cholernych butów. Nienawidziła nosić obcasów. Jednak wiedziała, że widok stopy w eleganckich szpileczkach pomaga przy negocjacjach. Tak samo, jak czerwona, obcisła sukienka z pięknym dekoltem i rozpuszczone blond włosy. Całości biznesowego stroju dopełniał króciutki, czarny żakiecik. Okulary w rogowej oprawce dodawały ostrości orzechowym oczom. Pomimo tworzącego się pęcherza na dużym palcu u stopy i potwornego zmęczenia, była z siebie dumna. Uratowała zlecenie. Niemcy byli twardymi negocjatorami, a ona miała słabe argumenty. Jednak się udało, przedłużyli czas oddania projektów o trzy miesiące. Westchnęła. Miała wizję wyglądu wnętrza, nie miała, natomiast projektu samych domków. Gdyby dorwała Tomasza, udusiłaby go za wykręcenie takiego numeru gołymi rękami. Miała nadzieję, że Jowita znalazła już kogoś na jego miejsce. W czarnej kopertówce zawibrował telefon. Nie spoglądając na wyświetlacz, odebrała jednym ruchem.
– Anita Vetter. Słucham?
– Nie patrzysz, kto dzwoni?
– Nie, przepraszam Jowita. Zaraz będę w biurze.
– Zwolnij trochę. Po pierwsze, udało się?
– Dali nam trzy miesiące.
– Urok osobisty zadziałał? Tak – kobieta roześmiała się cicho - zadziałał.
– To dobrze. Po drugie, zwolnij i wejdź drugim wejściem. Znalazłam architekta. Jest w biurze i czeka na rozmowę z tobą, ale najpierw chwiałabym zamienić o nim parę słów, żebyś była przygotowana do rozmowy i negocjacji.
– Same dobre nowiny. Dobrze, wjadę towarową i podejdę prosto do ciebie. – Anita rozłączyła rozmowę. Z uśmiechem na ustach skierowała się do windy. Było lepiej, niż mogła się spodziewać.

***

    Piętnaście minut później, niewidzącym wzrokiem, wpatrywała się w swoją przyjaciółkę, kadrową i prawą rękę w jednym, Jowitę Zuber. Euforia sprzed kilku minut, wyparowała z niej w tempie błyskawicznym.
– Naprawdę nie znajdziesz nikogo innego? - Trzeci raz Anita zapytała korpulentną brunetkę o to samo.
– Pytasz po raz kolejny, jakbyś nie słyszała moich wcześniejszych odpowiedzi. Anita co jest? Facet ma doświadczenie, jest młody, ambitny, ma pokaźny dorobek, jak na swój wiek. Mam go poprosić na rozmowę, czy odesłać z kwitkiem, ale wtedy te domki zaprojektujesz sama – zakończyła zjadliwie i klapnęła na fotel.

    Vetter podeszła do dużego okna, które stanowiło jedną ścianę pokoju i zapatrzyła się na pulsujące miasto poniżej. Miała nóż na gardle. Była połowa listopada. Do końca lutego miała oddać gotowy projekt, zarówno konstrukcji domków letniskowych, jak i ich wnętrz. Dawało, to około dwóch miesięcy na prace architektoniczne i miesiąc, przy dobrych wiatrach, na projekty wnętrz. To było mało. Tym bardziej, że zaczynali wszystko od początku. Potrzebowała zdolnego architekta, takiego z którym mogłaby się porozumieć i dogadać w ekspresowym tempie. Była pewna, że z tym projektantem, dogada się na pewno. Na plus przemawiało również jego doświadczenie, wiedziała też, że jest piekielnie zdolny i twórczy. W końcu od czasu, do czasu śledziła losy jego kariery. To były pozytywy, problem leżał po jej stronie, ale nie mogła się przyznać Jowicie, nawet jej, to byłoby zbyt upokarzające i spowodowałoby rysę na profesjonalnym wizerunku. Podjęła decyzję.
– Dobrze, jeśli uzgodnimy warunki finansowe, to możesz wypisywać skierowanie na badania lekarskie, zatrudnimy go od dziś. Przyjdź z nim do mnie za dziesięć minut, muszę się przygotować. Albo nie, niech Karina go przyprowadzi za piętnaście minut.
Jowita z szerokim uśmiechem podała jej teczkę kandydata.
– Zawsze wierzyłam w twój profesjonalizm - dodała brunetka.



***

    Konrad Stec z zainteresowaniem przyglądał się rysunkom i zdjęciom zawieszonym w poczekalni dla klientów firmy Vetter Visies. Zarówno ich projekty architektoniczne, jak i sposób zaaranżowania wnętrz, były na najwyższym poziomie. Firma szczyciła się kompleksową obsługą swoich klientów. Nie tylko projektowała budynki, tworzyła również projekty ich wnętrz „od A do Z”. Potencjalni inwestorzy dostawali w Vetter gotowy produkt. Wystarczyło powiesić rzeczy w szafie i postawić zdjęcia rodziny na kominku. Nie byli tanim biurem architektonicznym. I, chociaż w branży działali dopiero dwa lata, to byli bardzo pożądani na rynku. Stec nie był przyszłym klientem firmy, chciał być jej pracownikiem. Konrad przyjrzał się uważnie brunetce z błękitnymi końcówkami włosów siedzącej za kontuarem recepcji. Na pięknym biuście, rozmiar C, szybko oszacował w myślach, miała przypiętą plakietkę z imieniem Karina. Ładniutka, poprosić ją o numer telefonu dzisiaj, czy jutro, zastanawiał się. Może na razie nie, skarcił się sam, afera z poprzedniej pracy stanęła mu przed oczami. Dość romansów na zawodowym terenie, na jakiś czas oczywiście. Jego uwagę przyciągnęła akwarela salonu, wisząca nad sofą dla gości. Jasne, beżowe wnętrze, kanapy obite wzorzystym materiałem w duże pąsowe róże. Kominek. Miękki dywan i niski stolik, a raczej skrzynia zamiast stolika. Miał wrażenie, że gdzieś już widział ten widok. Chciał podejść bliżej, żeby przeczytać podpis w prawym dolnym rogu, ale w tym momencie usłyszał swoje nazwisko.
– Panie Stec – biust Karina w rozmiarze C zwrócił się do niego z wystudiowanym uśmiechem. – Pani Vetter prosi pana do siebie za dziesięć minut.
– Dziękuję – odpowiedział ze swoim uśmiechem numer pięć. Z satysfakcją zauważył, że Karina zarumieniła się lekko. Czyli nie jest taka profesjonalna, podsumował ją w myślach.

    Usiadł na kanapie. Dziesięć minut, to jeszcze dużo czasu. Przywołał w pamięci wiadomości zgromadzone o Anicie Vetter. Lubił znać swojego przeciwnika, czy też przyszłego szefa, jak w tym wypadku. Niestety, informacje o pani Vetter były nad wyraz skromne. Miała dwadzieścia siedem, może osiem lat, więc była jego rówieśnicą. Studiowała w Niemczech, gdzie poznała swojego męża Lucasa Vettera, Holendra, architekta, wykładowcę i jednego z najbogatszych ludzi w Holandii. Jego rodzina dorobiła się na produkcji stali i jej pochodnych. Lucas, jako jedyny spadkobierca, nie poszedł w ślady ojca i dziadka. Został architektem i to jednym z najlepszych na świecie. Rodzinny biznes oddał pod opiekę kuzynowi, a sam pozostał głównym udziałowcem. Więcej informacji Konrad znalazł na temat Lucasa, niż jego małżonki. Niestety, informacje o panu Vetterze były w tej chwili całkowicie nie przydatne. Lucas Vetter zmarł prawie dwa lata temu, pozostawiając cały swój majątek żonie Anicie. Ta, z Holandii, przeniosła się do Polski, Konrad między wierszami wyczytał, że albo była Polką albo miała polskie korzenie. Otworzyła biuro architektoniczne. Nie musiała, mogła być bogatą wdówką, nawet i wesołą. Tymczasem sama zapracowała na swój sukces. W kolorowej prasie próżno było szukać jej zdjęć. Jedyne jakie znalazł, to małe zdjęcie poważnej blondynki, o ostrych rysach twarzy w magazynie branżowym.

– Panie Stec, szefowa zaprasza. Zaprowadzę pana. – Biust C wstał zza kontuaru i skinął na mężczyznę. Konrad idąc za dziewczyną zapatrzył się na jej nogi i zgrabny tyłek.

***

– Pani prezes – Karina otworzyła przeszklone drzwi na końcu korytarza. – Pan Stec. – Wycofała się cicho i bezszelestnie zamykając drzwi.

    Gabinet Anity Vetter zdziwił Konrada. Przede wszystkim biuro pani prezes nie nosiło znamion przerostu ego, co go pozytywnie zaskoczyło. Gabinet był nieduży, jego trzy ściany stanowiły okna od podłogi do sufitu. Utrzymany był w kolorach czarnym i czerwonym. Lakierowana czerń mebli, była złagodzona obiciami zestawu wypoczynkowego w kolorze wina. Mała kanapa, dwa fotele i stolik kawowy zapraszały do rozmowy. Za lakierowanym, czarnym biurkiem, tyłem do jednego z okien, siedziała pochylona nad laptopem blondynka. Konrad odchrząknął cicho. Kobieta podniosła na niego wzrok i przyjrzała mu się badawczo.
– Witam pana – wstała energicznie zza biurka. Konrad nie mógł nie docenić smukłego, ciała, czerwieni sukienki i magnetycznego spojrzenia orzechowych oczu. Podała mu szczupłą dłoń na przywitanie. Miała zdecydowany uścisk. – Zapraszam – skinęła w stronę foteli. Konrad dostrzegł leżące na stoliczku jego papiery z przebiegu pracy zawodowej. Pani prezes była przygotowana.
– Jest pan zainteresowany podjęciem pracy w naszym biurze? - Zwróciła się do niego, jednocześnie sięgając po kartkę ze stolika.
– Tak – odpowiedział. – Zapewne, zapyta pani dlaczego? – Uśmiechnął się znacząco.
– Nie – odpowiedziała mu, nie podnosząc wzroku znad kartki. – Nie zapytam, ponieważ, to wiem. - Spojrzała na niego zza oprawek okularów. Miała niesamowite, orzechowe oczy. Kiedyś, dawno temu znał dziewczynę, która miała podobny kolor tęczówek i nosiła, to samo imię, pomyślał bezsensu. Jej odpowiedź trochę utrąciła jego pewność siebie, ale próbował, to zamaskować.
– Pani research jest bardzo dokładny, jak widzę – odpowiedział siląc się na swobodny ton. Już wiedział, że będzie musiał uszczuplić swoje żądania finansowe. Pytanie teraz, o ile.
– Tak panie Stec. Nie lubię być nie przygotowana do rozmowy. A o moich pracownikach wiem wszystko, nie po to , żeby ich szantażować, ale, żeby móc ich w razie czego bronić.
– Przypadek Tomasza Grabińskiego panią zaskoczył. Nie skalkulowała pani ucieczki najlepszego architekta do konkurencji wraz z projektami – teraz on odbił piłeczkę.
– Nie, nie skalkulowałam – przyznała otwarcie. Wiedział, że nie zaskoczył jej swoją wiedzą. - Dlatego teraz, jeśli podejmiemy współpracę dostanie pan dodatkowe oświadczenie do podpisania, jako zabezpieczenie mienia artystycznego mojej firmy.
– Czyli Niemcy dali pani drugą szansę? – Uśmiechnął się szeroko. Tym razem trafił. Siódmym zmysłem wiedział, że ją zaskoczył, choć nic nie zmieniło się w jej swobodnej pozie, wyrazie oczu, czy mimice twarzy.
   
    Projekt budowy osiedla domków na plaży w Świnoujściu budził wiele kontrowersji. Niemiecko – polska firma wykupiła od wojska dawne tereny przygraniczne. Był to ogromny obszar z szeroką plażą i pięknym widokiem na morze. Spółka chciała tam stworzyć kompleks rekreacyjno – wypoczynkowy. Ale wtrącili się ekolodzy, stowarzyszenia polskości, rząd i sam nie wiadomo kto jeszcze. Inwestor, na skutek różnych wydarzeń, musiał rozpocząć budowę z dniem pierwszego kwietnia, inaczej Skarb Państwa mógł odkupić od niego teren. Do zaprojektowania obiektów rekreacyjnych spółka zatrudniła dawną firmę Konrada, a do projektu luksusowych domków wypoczynkowych firmę Vetter. Grabiński był kretem we własnej firmie, chciał podebrać Anicie klienta i przejść z nim do innego biura, gdzie zostałby udziałowcem. Jego plan prawie się powiódł. Nie docenił, jednak Vetter, która bardzo szybka odkryła, że jego nagłe wakacje na Malediwach to ściema, skojarzyła fakty i zajrzała do sejfu z projektami. Sprawa się wydała, inwestor się wściekł. Musiała, jednak, go udobruchać. W tym momencie Konrad zdał sobie sprawę, że nie tylko on jest w tej rozmowie w niekomfortowej sytuacji. Może i był częściowo spalony, ale posiadał jeszcze paru ważnych znajomych i dostęp do informacji. Januszowi należy się dwudziestoletnia whisky pomyślał w duchu.
– Tak dali. - Wzruszyła ramionami i odłożyła trzymana w ręku kartkę. - Dobrze panie Stec, pan też nie jest bez asów w rękawie, jak widzę. - Sięgnęła po kopertę leżącą na blacie i podała mu przez stół. - Tutaj jest moja oferta dla pana. Nie podlega negocjacji. Może i mam problemy, ale mniejsze niż pan. Ja znajdę architekta, może nie prześpimy kilku nocy, przy nadrabianiu pracy przy projekcie, ale damy radę. Pan jest spalony w większości firm, na własne życzenie. Nie będę wnikać dlaczego pan tak postąpił, to sprawa pana honoru i sumienia. Daję panu szansę i to ja bardziej ryzykuję zatrudniając pana, niż pan podejmując pracę u mnie. Jednak doceniam pańskie doświadczenie i niezaprzeczalny talent. Potrzebuje wizjonera, a pan nim jest. Zostawię pana na chwilę samego. Ma pan piętnaście minut na podjęcie decyzji. Czekam na odpowiedź w pokoju kadrowej, jakakolwiek, by ona była, ale jeśli się pan zgodzi, to wyleci pan z firmy nawet za zerkanie na tyłek pani Kariny. – Anita po tych słowach wstała lekko i wyszła nie oglądając się na osłupiałego Konrada.

***

    Odetchnęła głębiej dopiero na korytarzu. Nie wiedziała, że prawie wstrzymała powietrze podczas rozmowy z Konradem. Bała się tej konfrontacji od momentu, gdy Jowita wypowiedziała nazwisko kandydata na głównego architekta. Co powie, jak ją zobaczy, jak zareaguje. W końcu minęło tyle lat. Wszystkie obawy były bezpodstawne. Konrad Stec, z wrodzoną mu ignorancją, najzwyczajniej w świecie jej nie poznał. Miała ochotę wybuchnąć śmiechem, gdy to zrozumiała. Opanowała się jednak. Wiedziała, że się zmieniła. Ale, żeby nie poznał jej ktoś, z kim spędziła lata swojego dzieciństwa, podstawówki, liceum, a także kawałek studiów. To zakrawało na żart losu. Z szerokim uśmiechem powędrowała do Jowity.
– Widzę, że rozmowa przebiegła pomyślnie – przyjaciółka powitała ją zza biurka. – Pan Stec nie sprawił niespodzianek?
– Sprawił, zaskoczył mnie wiedzą na temat Niemców – odpowiedziała, siadając w miękkim aksamitnym fotelu.
– W takim razie nasz Head Hunter dostanie pomniejszoną działkę – skwitowała Jowita.
– Nie, to nie jego wina. Myślę, że Konrad po kojarzył fakty, jest bystry i inteligentny, choć nie do końca – dodała z uśmiechem.
– Konrad? - Jowita uniosła brwi ze zdziwienia. Anita raczej z dystansem traktowała ludzi.– Jesteście na „ty”? A może znaliście się wcześniej? Przejrzałam dokładnie jego CV, studiowałaś trochę na tej samej uczelni co on.
– Nie – Anita twardo spojrzała na brunetkę. – Nie jesteśmy na ty, znasz moje zasady.
– Znam, nie spoufalasz się z pracownikami. Mogę na palcach u jednej ręki policzyć, z kim jesteś...byłaś po imieniu. - Jowita odchyliła się na krześle. – Nie odpowiedziałaś na dalszy ciąg mojego pytania.
– Który? – Anita zrobiła zaskoczoną minę.
– Nie udawaj kotku, tobie nic nie umyka. Czyli wnioskuję, że znacie się z uczelni.
Anita w tym momencie postanowiła, iż nie przyzna się przyjaciółce jak długo i jak dobrze naprawdę zna Konrada.
– Tak, masz rację, byliśmy na tym samym roku, ale w innych grupach – pierwsze kłamstwo, przyszło łatwo. Z następnymi nie miała żadnych problemów. - Ale nie znaliśmy się osobiście. Zresztą wiesz, że w Polsce studiowałam tylko rok, przecież poznałyśmy się w Niemczech.
– Aha. Rozumiem, trudno nie zauważyć takiego ciacha, nawet w pokoju pełnym modeli rzucałby się w oczy. I nie poznał cię? - Jowita dalej drążyła temat.
– Nie. Pewnie nawet nie kojarzył mnie na studiach. – Anita czuła się częściowo rozgrzeszona z poprzedniego kłamstwa, teraz po części mówiła prawdę. – Wiesz, że nie byłam, wtedy kandydatką na miss - roześmiała się cicho.
– Byłaś, byłaś. – Ze śmiechem odpowiedziała brunetka. – Ale tylko oko geniusza Lucasa, to wypatrzyło. Potem reszta facetów z roku pluła sobie w brodę przez resztę studiów. A wracając do Steca, może mu się przypomnisz?
– Nie. Mówię ci, że nigdy nie zamieniliśmy ze sobą słowa. A nie chcę, żeby poczuł się pewniej przez tą informację. Niech to zostanie wyłącznie między nami. – Anita wstała z fotela.
– Dobrze. Może i masz rację, zawsze trzeba mieć coś w zanadrzu. - Jowita również podniosła się zza biurka. - Nasz książę ma jeszcze dziewięć minut – spojrzała na zegarek wiszący na ścianie.

***

    Stec powoli obracał w palcach kopertę. Bał się, co przeczyta na kartce włożonej do środka. Pani prezes zaimponowała mu. Była rzeczowa i szczera. W ich rozmowie nie padły żadne aluzje, czy podteksty. Jasno postawiła sprawę. Faktycznie, był spalony, dostał wilczy bilet, to ona ryzykowała bardziej zatrudniając jego. On mógł oferować swój talent, swoje pomysły. Nagle poczuł nieodpartą chęć powiedzenia „tak”, nawet bez spoglądania na kartkę w kopercie. Poczuł wewnętrzny spokój i pewność, że ta praca, to jego miejsce. Wstał z kanapy i ruszył w kierunku pokoju Jowity Zuber.

    Zastał obie kobiety, przeglądające jakieś papiery. Rozmawiały ze sobą cicho. Gdy zapukał w szklaną szybę pokoju kadrowej usłyszał śmiech prezes. Śmiejąca się Anita była całkowicie inną kobietą niż bizneswomen Vetter. Z niewytłumaczalnych dla siebie powodów postanowił, że rozśmieszy ją przy najbliższej nadarzającej się okazji. Zapragnął usłyszeć, jak się śmieje do łez. Na dźwięk pukania Anita przybrała uprzejmy, aczkolwiek obojętny wyraz twarzy. Spojrzała na zegarek.
– Zostało panu jeszcze pięć minut do podjęcia decyzji – zauważyła chłodno.
– Wiem. Byłbym tu szybciej, ale źle skręciłem. Przyjmuję pani warunki pracy i płacy. Zobowiązuje się podpisać wszelkie oświadczenia, jakie będą przez panią wymagane. Nawet własną krwią – zażartował i wyciągnął w jej kierunku kopertę.
– Nie potrzebuję pańskiej krwi, a pana talentu. Choć, po badaniach lekarskich, będę znała jej grupę – odebrała od niego kopertę. - Nie otworzył jej pan.
– Nie , nie było to konieczne – uśmiechnął się do kobiet słodko. Zauważył, że wywarł wrażenie tylko na jednej z nich i to nie na tej, na której mu w tym momencie zależało. Anita spojrzała na niego wręcz jakby z błyskiem pobłażania w oku. Zmniejszył rozmiary uśmiechu. - Jest, tak jak pani powiedziała, ja nie ryzykuję podejmując zatrudnienie w Vetter Visies, to państwo ryzykują więcej. Poza tym lubię wyzwania. - Śmiało popatrzył prosto w oczy Anity. Nie uciekła ze wzrokiem.
– Wie pan, wyzwania wyzwaniami, brawura brawurą, ale jednak zaproponowane warunki pracy i płacy musi pan przeczytać. – Jowita odebrała z rąk Anity kopertę i podała ją z powrotem Stecowi. – Potem w sądzie powie pan, że nie dotrzymaliśmy formalnych warunków zatrudnienia. Proszę otworzyć i dopiero po przeczytaniu potwierdzić chęć podjęcia zatrudnienia. Myślę, że na tym etapie rozmów, obecność pani prezes nie jest już konieczna. - Odwróciła się w stronę Anity, a ta posłała jej dziękujący uśmiech.
– Do widzenia, panie inżynierze, jeśli nie zmieni pan zdania, widzimy się w następny poniedziałek w pracy, cztery dni, plus weekend, powinny wystarczyć na załatwienie podstawowych spraw po tak długiej nieobecności w kraju. – Po raz drugi wyciągnęła do niego dłoń i poczuł jej mocny uścisk. - Mówię na zapas, witamy na pokładzie. - Szybkim krokiem wyszła z biura. Konrad nie widział jak na korytarzu błyskawicznie zrzuciła z nóg czarne szpilki. Pęcherz na stopie stał się faktem. Anita na boso pobiegła do swojego gabinetu.
– Niech pan otworzy tą kopertę i spokojnie przeczyta warunki, one nie ugryzą. – Jowita z uśmiechem wróciła za biurko, jednocześnie wskazując ręką jeden z aksamitnych foteli.
Konrad szybko wyjął kartkę z koperty. To co tam przeczytał wprawiło go w osłupienie. Nie , nie muszę opuścić wymagań finansowych, pomyślał zadowolony, pani Vetter chce mi płacić więcej, niż oczekiwałem. - Pani Jowito, poproszę długopis - zwrócił się do kadrowej.

***

    Anita z westchnieniem ulgi włączyła silnik samochodu. Marzyła o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w domu i wejść do wanny. Dzisiejszy dzień był trudny, zarówno w sferze interesów, jak i wspomnień. Właściwe ze stresem w pracy radziła sobie dobrze. Gorzej było ze wspomnieniami, które wymykały się jej spod kontroli i przywoływały obrazy Konrada kiedyś i dziś. Nie zmienił się wiele, ot, po prostu z chłopca stał się mężczyzną. Jako nastolatek czarował, jako mężczyzna uwodzi, w jednym i drugim etapie życia łamie kobiece serca. Pod powiekami pulsował jej widok Steca, gdy stanął w progu jej gabinetu. Sztruksy, wygodne mokasyny – to się nie zmieniło. Biała koszula i czarny cienki krawat był już nowością. Wcześniej, prawie nigdy, nie nosił krawatów, nie znosił ich. A ona nie nosiła obcasów, na co dzień, podsumowała w myślach. Uniosła prawą dłoń do nosa, choć było to fizycznie niemożliwe, ona nadal czuła zapach jego perfum na swoje skórze. Głupi mózg, głupie neurony, pomyślała. Ręka, którą uścisnął nie może po tylu godzinach pachnieć nim. Nie mogła uwierzyć, że jej nie poznał, że nic nie drgnęło w jego umyśle. Widywali się przecież prawie codziennie. Kiedy w klasie maturalnej, zdała sobie sprawę, iż go kompletnie nie obchodzi jako dziewczyna, myślała, że chociaż jest dla niego ważna w inny sposób. Potem, na studiach, okazało się, że nie ma dla niej czasu, kiedy nic od niej nie potrzebuje. Dzisiaj przekonała się, że nie była warta w jego umyśle nawet wspomnień. Kusiło ją cholernie, żeby mu się przypomnieć. Jednak postanowiła wstrzymać się z ujawnieniem samej siebie. Czuła się, jak agent wywiadu. To skojarzenie skierowało jej myśli z powrotem na projekt nad morzem. Musi szybko zmobilizować Konrada do pracy. We wtorek zabierze go w teren, może jak obejrzy lokalizację, to wpadnie na jakiś pomysł. W każdym razie musi być, to coś innego, niż projekt Tomasza. Całkowicie coś innego. Nawet nie zorientowała się, że dojeżdża już do domu na osiedlu. W podziemny garażu nadal trwały jakieś prace remontowe, więc musiała zostawić samochód przed blokiem. Sięgnęła po płaszcz. Gdy wysiadła uderzył w nią powiew mocnego wiatru. Na morzu jest chyba sztorm, przeszło jej przez głowę. Ruszyła w stronę drzwi od bloku i pacnęła się ręką w czoło. Zapomniała zabrać zakupy z bagażnika. Z tego, co pamiętała, w lodówce miała tylko światło. Gdy wyciągała papierowe torby, miała dziwne wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Rozejrzała się dyskretnie, ale nikogo nie zobaczyła. Wzruszyła ramionami i po raz drugi skierowała się w stronę klatki.

    Konrad powoli rozpakowywał pudła w wynajętym mieszkaniu na osiedlu Południowym w Gdańsku. Miał do dyspozycji dwa pokoje, kiedyś były tu trzy, ale poprzedni właściciel wyburzył ścianę działową. Duży salon z miejscem do pracy i otwartą, malutką kuchnią był utrzymany w tonacji szaro – fioletowej. Sypialnia było perłowo szara, najbardziej spodobała mu się, jednak łazienka. Była biało - czerwona. A z białych ścian strzelały do niego czarne sylwetki kobiet, jak z czołówki filmów z Bondem. Konrad kochał tą serię. Za oknem zapadła już dawno noc. Stec wyjął z jednego z pudeł butelkę wina, odszukał w szafce zapomniany kieliszek i przepłukał go wodą. Otworzył wino, napełnił szkło i podszedł do okna. Po raz drugi zaczynam w pewien sposób na nowo, pomyślał. Przypomniał sobie ciepło Dubaju, jego kolorowe, gwarne ulice. Zestawienie tego wspomnienia z rzeczywistością za oknem przybiło go. Polska powitała go deszczem, chłodem i wiatrem. Początkowo zatrzymał się w Warszawie, jednak skusiła go propozycja od Vetter Visies. Było mu obojętne w jakim mieście podejmie pracę. Jednak cieszył się, że jest to metropolia, a nie małe miasteczko. Z małego miasteczka uciekł dawno temu na studia, do Krakowa i nie zamierzał do miejsca tego typu już wracać. Będę musiał zadzwonić do rodziców, zanotował w pamięci. Nagle jego wzrok przykuło wjeżdżające na osiedlową drogę srebrne auto. Leniwie śledził wzrokiem samochód. Piękny egzemplarz pomyślał, dosyć rzadki. Druga pasją Konrada była motoryzacja, więc docenił płynącego wręcz po ulicy Saaba 91, wiedział, że jest to samochód stworzony, między innymi przez entuzjastów tej marki i po świecie jeździ ich może z dwadzieścia egzemplarzy. Widział go tylko na zdjęciach w magazynie motoryzacyjnym. Ciekaw był, kogo stać w Polsce na takie cacko. Pomimo panującego zimna na dworze, narzucił na siebie sweter i wyszedł na balkon. Z auta, w czarnym, krótkim płaszczyku wysiadła kobieta, blondynka. Gdy odwróciła się w stronę Konrada, rozpoznał w nieznajomej Anitę Vetter. Tak, ją zdecydowanie było stać na taki samochód. Zaśmiał się z faktu, że jego szefowa mieszka na tym samym osiedlu co on, może w poniedziałek podrzuci go do pracy, dopóki nie kupi sobie auta. Blondynka ruszyła w kierunku bloku, ale nagle zawróciła. Konrad miał wrażenie, że patrzy w jego kierunku i pomachał do niej. Nie odmachała. Wyciągnęła torby z zakupami z bagażnika i weszła do najbliższej klatki. Stec przyjrzał się budynkowi naprzeciwko. W większość mieszkań było zapalone światło. Od jego strony tylko trzy miały ciemne okna. Za chwilę rozbłysły ciepłym blaskiem prostokąty na ostatnim piętrze. Narożne mieszkanie musiało należeć do pani prezes. Cóż szefowo, dobrze się składa, pomyślał Stec, jesteśmy sąsiadami.

Pierwszy rozdział dodany...Czekam na opinie w komentarzach. To zachęca do dodania drugiego rozdziału...No dobra, nie będę już natrętna:)

1 komentarz:

  1. O nie! Naprawdę, ostatnio spotykam na blogach samych Konradów! W ogóle jakiś rok temu (albo i wcześniej...) nazwałam jednego z moich bohaterów właśnie tym imieniem. W dodatku z założenia też jest architektem! I wiesz co? To tylko sprawia, że bardzo przyjemnie się czytało. Mam zamiar pisać, kiedy skończę inne opowiadanie, więc do tej pory nacieszę się Twoim Konradem. Zresztą uważam, że to imię jest po prostu przecudowne :D

    Ale że jej nie poznał? To trochę dziwne. Chociaż... faceci tak mają, no nie? Nie zwracają uwagi na takie rzeczy, poza tym mam wrażenie, że są mniej sentymentalni niż kobiety. Anita dobrze go zapamiętała, trudno się dziwić, skoro wcześniej coś do niego czuła. W ogóle mam wrażenie, że Anita trochę się chowa za tymi szpilkami, garsonkami i drogim samochodem, bo w rzeczywistości taka nie jest. To tylko moje pierwsze wrażenie, na pewno pozwolisz ją lepiej poznać. Konrada też, oczywiście :)

    W ogóle to dopiero pierwszy rozdział, ale świetne wprowadzenie, bo przeczytam bardzo szybko, nagle się skończyło i jestem bardzo ciekawa, co będzie dalej! Poza tym masz bardzo przyjemny lekki styl, nie męczy, a to właśnie lubię najbardziej. W końcu nie jestem tutaj po to, aby się męczyć, prawda? No, to chyba tyle, pewnie jeszcze chciałam coś napisać, ale zapomniałam. Pozdrawiam i czekam na "dwójkę" :)

    OdpowiedzUsuń