środa, 9 października 2013

Rozdział dwudziesty.

Anita skończyła odpisywać na maile z pracy. Radzili sobie bez niej doskonale. Nie wiedziała, czy ją to cieszy, czy smuci. W sumie nie ma ludzi nie zastąpionych, pomyślała, a ją pochłaniały całkiem inne zajęcia i problemy. Uzgodnili z Matthiasem warunki intercyzy. Nie było tak źle, jak się nastawiła. Teraz siedziała zasypana katalogami, próbkami materiałów, miała miesiąc na urządzenie nowo kupionego domu. Całe szczęście, że wymagał niewielkich poprawek, bo częściowo był umeblowany. Niemniej czekało ją sporo pracy. Pod koniec marca przyjadą rodzice na zaręczyny, chciała aby do tego czasu wszystko było gotowe. Te pośpiech i brak wolnego czasu był jej bardzo na rękę. Nie miała zbyt wiele okazji by myśleć, wspominać, analizować tego, co zrobiła. Nie rozmawiała z Konradem odkąd zamknęły się za nią drzwi jej mieszkania w Londynie. Nie widziała go. Wymieniali tylko, suche służbowe, rzeczowe maile, nawet bez zwrotów „witam” na początku i „pozdrawiam” na końcu. Nie próbowała tego zmieniać. W końcu sama do tego doprowadziła.
Za to, prześladował ją w snach, co noc go goniła, a on znikał, zawsze z szyderczym uśmiechem na ustach, we mgle. Wtedy rozpaczała, tylko w snach, na jawie potrafiła zamknąć przed nim swój umysł. Zająć myśli. Niewiele przez to sypiała, miał napady duszności. Matt wysyłał ją do lekarza, ona bagatelizowała sprawę tłumacząc wszystko brakiem czasu i stresem przed weselnym. Miała zresztą na to mocne dowody, starsi Vetterowie nie byli zachwyceni decyzją Matthiasa i głośno wyrażali swoją dezaprobatę. Natomiast mama Anity wręcz tryskała radością z powodu ponownego zamążpójścia córki. Majątek zostanie w rodzinie. Tylko ojciec patrzył na nią z niepokojem, gdy pojechała do Rabki na kilka dni. Prawie wpadła na siostrę Konrada w piekarni, ale wycofała się w porę. Lubiła Justynę, ale nie wiedziała na ile blisko jest z nią brat. Wolała na wszelki wypadek uniknąć spotkania w cztery oczy z kimkolwiek z rodziny Steców. Gdyby jeszcze nie prześladował jej snach, przez niego będzie narzeczoną z podkrążonymi oczami. Może do wesela da jej spokój, wypadałoby się wyspać, pomyślała ironicznie.
– Znalazłaś odpowiedni odcień na ściany w sypialni? – Głos Matta nad głową wyrwał ją z zamyślenia. Odwróciła się od laptopa.
– Hej, nie słyszałam, jak wróciłeś. Znalazłam już popołudniu, teraz bawię się w panią prezes.
– Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie rozumem twojej pasji dla tego zajęcia.
– Dobrze wiesz, że to nie pasja do zajęcia, a miłość do biura. Stworzyłam to miejsce. Jest moje. – Powiedziała, jakby po raz setny tłumaczyła coś oczywistego.
– Wiem, skarbie – pocałował ją w czubek głowy. – Wszystko tam gra?
– Tak. Radzą sobie beze mnie doskonale. Chyba powinnam być z tego powodu zaniepokojona. – Parsknęła śmiechem.
– Oni potrafią, a ja już nie – Matt podniósł ją i posadził sobie na kolanach. – Nie mogłabyś VV przenieść tutaj? – Zapytał z niewinną miną.
– Jak ty to sobie wyobrażasz? – Oparła się o blondyna. – Niewykonalne, to nie sama firma, ale też ludzie. Poza tym obiecałeś mi coś ...
– I dotrzymam słowa. Co nie znaczy, że nie będę próbował mieć cię obok siebie na stałe.
– Zachłanny jesteś – parsknęła.
– Zgadza się. Jeśli chodzi o ciebie to nawet zaborczy. Jesteś moja, na wyłączność. I na zawsze. I jestem teraz śmiertelnie poważny. Nikt mi cie nigdy nie odbierze, pamiętaj skarbie. – Pocałował ją mocno. – Niedługo będę mieć dla ciebie niespodziankę.
– Jaką? – Zapytała zsuwając się z kolan, zmiana tematu bardzo ją ucieszyła.
– Chyba nie myślisz, że się wygadam – roześmiał się, rozpierając na krześle.
– No nie wiem , nie wiem. Jeśli się postaram... – uśmiechnęła się zalotnie.
– Nie skarbie, tym razem będziesz musiała zaczekać.

***

Konrad skreślał dni w biurowym kalendarzu. Był początek tygodnia. Nie była to zbytnio motywująca czynność do wydajnej pracy. Do końca jego katorgi w VV pozostało jeszcze zbyt wiele dni, jak na jego gust. Najchętniej spakowałby się już trzy tygodnie temu, zaraz po powrocie z Londynu. Niestety, był obowiązkowy i cholera, naprawdę podobała mu się tu praca. Projekty też były wyzwaniem. Dobrze będzie mieć Grecję w CV. Postanowił przyłożyć się do tego ośrodka. Zostawić po sobie dobre wrażenie, jak to się mówi. Praca była ok, reszta do dupy. Wyszedł z jednego gówna, aby z uśmiechem idioty wpakować się w drugie, choć musiał przyznać, że było pięknie opakowane. Co z nim jest nie tak, co z nią jest nie tak. To pytanie zadawał sobie od ich ostatniej rozmowy. Przecież wszystko zaczęło się tak niewinnie. Zjedli obiad, rozmawiali, leżał z głową na jej kolanach, kompletnie zrelaksowany i nagle trach. Kilka słów i wszystko się rozsypało. Domek z kart. Jak to możliwe, że na poziomie przyjaźni, kumplowania się wszystko szło im gładko. Potrafili ze sobą rozmawiać, gdy w grę wchodziły uczucia, rozmowa stawał się katastrofą. Tak samo było w Krakowie. Totalna porażka. Tylko, że wtedy mógł mieć jeszcze jakąś nadzieję, teraz wszystko zostało powiedziane. Choć wtedy nadzieja nic mu nie dała. Kiedy się przełamał, było za późno. Wstał zza biurka i pstryknął pilotem mini wierzę. Z głośników popłynął fragment:
My pride, my ego, my needs and my selfish ways
Caused a good strong woman like you to walk out my life
Now I never, never get to clean up the mess I made, oh
And it hurts me every time I close my eyes
Szybko wyłączył radio. Ta piosenka go prześladowała, nie miał nastroju na dalsze analizy. Stało się, jak się stało. Trzeba ruszyć dalej. Choćby dalej przysiąść do pracy. W sobotę wbije się z Januszem do jakiegoś klubu. Czas odreagować. Znowu.


***

Jowita obserwowała z pokoju socjalnego Steca, który stał na korytarzu i usiłował wytłumaczyć coś Adamowi. Był poniedziałkowy ranek, a Konrad znowu przyszedł na kacu. Który to już raz, przestała liczyć. Tak było od prawie miesiąca, odkąd wrócił z feralnego wyjazdu do Londynu. Gdy zapytała się Anity, po jaką cholerę z nim pojechała, w słuchawce zaległa cisza. Pani prezes zabrakło języka w gębie, a to rzadka sytuacja. Wydawało się, że zna dobrze swoją przyjaciółkę. Anita była inteligentna, konsekwentna, słowna i bardzo rozsądna. Jak do tej pory. Jednak sprawa z Mattem, udziałami i Konradem kazała spojrzeć na Vetter z innej perspektywy. Ta chodząca logiczna doskonałość kompletnie się pogubiła pomiędzy tym, co według niej samej, powinna zrobić, a tym co chciała. Jowita widziała, że Anita się miota. Konrad zawrócił jej w głowie, nie chciała się do tego przyznać, ale taka była prawda. Z drugiej strony zaręczyny z Mattem, z którym nigdy nic nie było proste. Zuber miała niejakie pojęcie o tym, co było w intercyzie, a potem testamencie Lucasa, jednak przyjaciółka nigdy nie dała jej do przeczytania dokumentów. Obawiała się co Vetter tam jeszcze zawarł. Wczoraj Anita zadzwoniła z Rotterdamu, z pytaniem, czy przyjedzie na zaręczyny. Jowita powiedziała wprost co myśli o całym tym cyrku. Jednak obiecała przylecieć. Tyle mogła zrobić. Być przy swojej głupiej przyjaciółce, bo przyjaciele stoją za sobą murem, taka ich rola. Odstawiła trzymany w ręku kubek. Koniec rozmyślań. Konrad skończył rozmawiać, podążyła za nim do jego pokoju.
– Mogę? – Jowita zastukała delikatnie w otwarte, szklane drzwi.
– Jasne. Wchodź – Obrócił się lekko zaskoczony.
– Nie rób takiej miny. – Zuber oparła się o stół kreślarski – To pokojowa wizyta. Choć przyznam, że wyglądasz kiepsko. Lecisz w środę do Tolo, wracasz we wtorek do firmy. Wiktor jest dalej na zwolnieniu lekarskim. Ja wyjeżdżam w czwartek do Holandii – Zobaczyła jak szczęki Steca zaciskają się mocniej. –Wrócę za jakiś tydzień. Być może z Anitą. Do tej pory, ty odpowiadasz za wszystko. Przez dwa dni plus weekend nie zdemolują biura. Gdyby coś działo...
– Zadzwonię – rzucił krótko, odwrócił się plecami do brunetki. Przekładał jakieś papiery na biurku. – Mam ci życzyć przyjemnego wyjazdu? – Dodał ironicznie.
– Nie. Wystarczy bezpiecznej podróży, bo jadę z rodziną. Konrad – zawahała się na moment – ona taka nie jest. Pogubiła się.
– Masz rację, nie jest taka. – Odpowiedział odwracając się i patrząc Jowicie prosto w oczy. Splótł ręce przed sobą. – Teraz ty jesteś zaskoczona – zauważył. Chciała coś powiedzieć ale powstrzymał ją machnięciem ręki. – Daj mi dokończyć. Nie jest taka, jaką ja ciągle chce żeby była. Ta kobieta nie ma jej duszy, zasad, charakteru. Jest dla mnie obcą osobą i będzie lepiej jeśli tak pozostanie.
– Nie wybaczysz jej?– Zuber zapytała bardzo cicho. – Ona tylko...
– Zrobiła to, co musiała? – Zaśmiał się gorzko. – Powtarzała to jak mantrę. Jednak nie musiała się przy tym wielokrotnie zabawiać mną. Jestem na siebie wściekły, że jej na to pozwoliłem, pomimo tego, że ona sama mnie ostrzegała. Przynajmniej w tym jednym była uczciwa. Czy jej wybaczę? – wzruszył ramionami. – Nie muszę i to jest fajne. Zresztą Anicie nie zależy na żadnym przebaczeniu. Przecież ona robiła tylko to, co musiała. Wieki temu przeczytałem coś Stachury i zapadło mi w pamięć jedno zdanie: „ po każdym urazie serce jest mniej spontaniczne dla danej osoby i to jest chyba naturalne.” Anita wyczerpała limit.
– Może została jej jeszcze debet?
– Czemu jej tak bronisz, Jowita, sama nie pochwalasz tego co wyprawia.
– Bo jest moją przyjaciółką. – Brunetka oderwała się od futryny i odwróciła się do wyjścia. – Twoją też podobnież była. Ale najłatwiej oceniać po pozorach, gdy nie zna się wszystkich faktów.
– Nigdy mi nie powiedziała wszystkiego – powiedział z namysłem.
– Nie pytałeś. Może gdybyś wiedział, wybaczyłbyś jej.
– Może – odpowiedział do pleców Jowity. Zuber cicho wyszła z pokoju.

***

Z parteru dochodził cichy szmer rozmów. Matt zszedł przywitać napływających gości, Anita poprosiła, aby dał jej kilka minut. Musiała do siebie dojść. Nie będzie smutną narzeczoną z melancholijnym uśmiechem na ustach, O nie! Zejdzie na dół z szerokim uśmiechem na ustach. Ciche pukanie przerwało radosną ekscytację Vetter.
– Proszę.
– Chodź już na dół. Nie wypada, by pan domu witał wszystkich bez swojej drugiej połówki. – Jowita zamknęła za sobą drzwi. – Coś się stało? – Zapytała ostrożnie nie wiedząc, jak zinterpretować radość malującą się na twarzy przyjaciółki.
– Tak, ale bez obaw – zza pleców blondynka wyciągnęła czarną teczkę i podała ją Zuber. – Czytaj. – Sama podeszła do lustra i poprawiła niesforny lok, który wypadł z wysoko upiętego koka. Strzepnęła niewidzialny pyłek ze stalowo szarej, długiej wąskiej spódnicy. Sięgnęła do pudełka leżącego na stoliku obok po sznur pereł i zawiązała je w połowie długości, aby ładnie ułożyły się w rozcięciu kremowej bluzki.
– Ja pierdolę! – Nie wyszukanie zaklęła Jowita. – To nie jest żart? – Spojrzała uważnie w odbicie Anity w lustrze.
– Nie Jowitko. Oddał mi VV. W prezencie zaręczynowym, jak to ujął. Nie sfałszowałby aktu notarialnego zbycia udziałów spółki.
– Nie wierzę! – Brunetka przerzucała dokumenty w teczce. – Jest nawet tłumaczenie przysięgłe Anita, wiesz co to oznacza!
– Że Matt jest jednak przyzwoitym facetem – odpowiedziała z przekąsem blondynka.
– Być może – Jowita nie zaprzeczyła. – Miałam coś mniej szlachetnego na myśli. Z tego co przeczytałam, VS pozbywa się swoich udziałów w naszym biurze, bez żadnych dodatkowych warunków, za wyjątkiem wręcz symbolicznej kwoty. Masz w ręku to, z powodu czego, jesteś teraz w tym miejscu. Możesz zmienić przyszłość. Matt, ślub nie jest ci już potrzebny. Misja ratowania integralności Visies zakończona.
– Jowita, czy ty mi sugerujesz to co sugerujesz – Anita odwróciła się do przyjaciółki i bardziej stwierdziła niż zapytała.
– Masz z powrotem całą firmę w swoich rękach. Ty rządzisz. Nie musisz...
– Dotrzymać obietnicy, choć Matt zrobił więcej niż byliśmy umówieni. – Dokończyła Vetter.
– Tak. – Po prostu stwierdziła Jowita.
– Znasz mnie wystarczająco długo żeby wiedzieć...
– Zawsze dotrzymujesz słowa – tym razem Zuber niecierpliwe przerwała Anicie. – Wiem to doskonale, ale tym razem stawka jest zbyt wysoka. A ty jesteś wolna, dzięki temu – uniosła w górę teczkę.
– Tak, mam co chciałam, ale nie zrobię tego Mattowi. Podjęłam decyzję Jowitko.
– Konradowi też obiecywałaś. – Jowita nie potrafiła ugryźć się w język.
– Nie, nic mu nie obiecałam. Ostrzegałam go, nie słuchał. Nie jestem bez winy. Ale nic mu nie przyrzekałam. Powtarzam – Posmutniała w momencie.– I nie mam po co do niego wracać. Nigdy mi nie wybaczy.
– Jesteś pewna? – Jowita ironicznie uniosła brwi.
– Tak. Znam go.
– Ty nie znasz jego, a on ciebie. Ale fakt, jesteście siebie warci, idioci. – Odłożyła teczkę na stolik. – Chodźmy, show must go on.

Anita szukała Matthiasa. Wychodzili seniorzy Vetterowie i byłoby dla nich wielkim policzkiem, gdyby nie pożegnali ich razem. Sama była zdziwiona, że tak długo zostali. Myślała, iż wyjdą po obiedzie, oni jednak postanowili zostać również na wieczorne przyjęcie. Może myśleli, iż Matt się opamięta i zażąda natychmiastowego zwrotu pierścionka swojej prababki, babki i matki. Niestety, skandalu nie było, musieli być głęboko rozczarowani. Obiad przeszedł w miłej atmosferze, przyjęcie w bardziej szampańskiej, a piękny pierścionek, z rubinem, nadal tkwił na palcu Anity. Szkoda tylko, że Jowita z Markiem zebrali się tak szybko, ale mała była już marudna. Rodzice też pojechali do hotelu, dziewczyna dziękowała w duchu, że wybrali taki rodzaj noclegu, choć do wyboru mieli sypialnie w jej nowym domu. Weszła po schodach na piętro. Rozglądała się za narzeczonym. Dostrzegła światło sączące się od niedomkniętych drzwi do jej gabinetu. Czego szukałby tam Matt, pomyślała zaintrygowana. Przeszła przez długi korytarz i pociągnęła za klamkę.
– Aleksander i Sophie wychodzą... – Urwała w połowie, zaskoczona. W gabinecie nie było Matta. Ze zdjęciem Lucasa w dłoni, odwrócona do niej tyłem, stała kobieta. Szczupła blondynka jej wzrostu, to było pierwsze co zauważyła, w zielonej, prostej sukience przed kolana. W momencie zagotowało się w niej w środku. Co ta baba sobie myśli, niepisanym zwyczajem jest nie wchodzenie na piętro. Ona była w prywatnym gabinecie i trzymała w reku zdjęcie Luca. Anita odezwała się lodowatym tonem po holendersku:
– Przepraszam, ale nie powinno tu pani być, toaleta jest na dole.
Dopiero teraz kobieta odwróciła się do niej twarzą. Anita zaniemówiła. Nieznajoma była do niej bardzo podobna, nawet ona to zauważyła. Mogła uchodzić za jej starszą siostrę.
– Nareszcie cię poznałam – odezwała się po angielsku z lekkim akcentem, którego Vetter nie mogła rozpoznać. – Nigdy nie nauczyłam się holenderskiego. Punkt dla ciebie. – Delikatnie odstawiła ramkę ze zdjęciem, czule przejeżdżając palcem po twarzy Lucasa, gest nie uszedł uwadze Anity.
– Kim pani jest? I co pani tu robi? – Zapytała utrzymując oschły ton i przechodząc na angielski.
– Marie. Z pani miny wnioskuję, że nigdy pani o mnie nie słyszała i nie widziała moich zdjęć – roześmiała się zadowolona. Spoważniała jednak zaraz. – To smutne, że Lucas się wszystkiego pozbył. Ale rozumiem ten ruch. Kim jestem? To proste. Największą miłością Luca, jedyną kobietą, którą kochał, aż do końca swoich dni.
Anita zachwiała się lekko i przytrzymała mocniej drzwi. Po karku przeszedł jej nieprzyjemny dreszcz. Jak przez mgłę przypomniała sobie plotki o obecności kobiety w życiu swojego męża, przed jej pojawieniem. Nigdy o niej nie wspominał, nikt ze znajomych, przyjaciół czy rodziny również. Nawet Mattowi nie wyrwało się nic na ten temat. Ona nie pytała.
– Widzę, że wybrał dla siebie kobietę, która będzie bardzo przypominać mu mnie. Jakie to słodkie. Nawet ukształtował cię na moje podobieństwo. Widzę drobne poprawki. – Kontynuowała Marie, taksując Anitę wzrokiem.– Wiesz, że twoja suknia ślubna była kopią mojej. Tylko tyle,że ja wyglądałam w niej lepiej. Dużo czasu upłynęło zanim taka szara myszka, jak ty, zaczęła z odpowiednio się ubierać i nosić ubrania. Obserwowałam cię. Pochwalam dzisiejszy wybór. Z klasą. – Ze swobodą usiadła w fotelu za biurkiem. Przed sobą położyła czarną kopertówkę. – Może usiądziesz?
Anitą, aż zatrzepało w środku. Jakaś kobieta, zapewne wariatka, pojawia się nagle, nie wiadomo skąd i po co, rządzi się u niej w domu, w jej gabinecie i do tego wygaduje absurdy. Nagle jakby ją odblokowało i odzyskała zdolność mowy.
– Z przyjemnością usiądę. Ale w swoim fotelu. Pozwoli pani spocząć tutaj – Anita ręką wskazała niską kanapkę naprzeciw biurka. Kobieta z lekkim uśmiechem wstała i zmieniła miejsce. Vetter jednak nie usiadła w fotelu za biurkiem. Oparła się o jego blat i popatrzyła uważnie na Marie z góry. Różnica wysokości dawała przewagę, tyle pamiętała z lekcji psychologii biznesu. A teraz potrzebna była jej każda dostępna broń. – Nie wiem nadal kim pani jest i co pani tu robi. Nie jest pani gościem na naszym przyjęciu. Wiem, bo sama sporządziłam listę. To co pani powiedziała jest niedorzeczne, krótko mówiąc. Nie wiem jaki jest pani cel, ale zadzwonię po narzeczonego, on skieruje panią do wyjścia.
– Bardzo dobry pomysł, brakuje nam Matthiasa do kompletu. Lucasa nie będzie z wiadomych przyczyn. Nie przedstawiłam się w pełni. Nazywam się Marie Stehr von Shamke. Jestem byłą żoną najlepszego przyjaciela Luca, Martina von Shamke i mamą syna Lucasa, Aleksandra.
– Ehymm, chyba się pani kompletnie pomieszało. Lucas nigdy nie miał przyjaciela o takim nazwisku i nie może mieć syna, ponieważ nie mógł mieć dzieci, ale to nie pani sprawa – Vetter próbowała trzymać nerwy na wodzy. Urwała bo w drzwiach gabinetu stanął nagle Matthias. Gdy zobaczył Marie zbladł. Anita na widok jego miny poczuła, że żołądek ściska się jej w kulkę, a serce przyśpiesza.
– O! I jest ostatni bohater naszej tragedii, zawsze wiedziałeś, kiedy wkroczyć na scenę. Może przybliżysz swojej przyszłej żonie – zaśmiała się ironicznie Marie – kim jestem i kim byłam dla Lucasa Vettera.
Matt wszedł do gabinetu i zamknął za sobą drzwi. Nie spojrzał w oczy Anicie.

***

Jowita wyszła z łazienki i machinalnie pstryknęła pilotem w stronę plazmy. Ekran rozbłysł kolorami. Bajka, skrzywiła się. Szybko zmieniła kanał na muzykę. Zamknęła drzwi do sypialni. Marek z małą spali w najlepsze. Ona była z byt rozbudzona, aby zasnąć. Nie mogła się pogodzić z wyborem Anity, ale klamka zapadła. Teraz tylko pozostał przyjazd na ślub i wesele. Być może za bardzo widziała wszystko w czarnych barwach, jednak nie mogła się pozbyć przeczucia nadchodzącej katastrofy. Poza tym była pewna, że Konrad i Anita mieliby szansę, gdyby tylko jej głupia przyjaciółka nie wplatała się w tą całą sytuację. Nawet z ich trudną przeszłością. Podeszła do mini barku i nalała sobie rumu do szklanki, dopełniła ją colą i lodem, przywilej mieszkania w apartamencie. Uniosła głowę. Wydawało jej się, że ktoś puka do drzwi, spojrzała na zegarek, było przed północą. Niemożliwe. Jednak ponownie usłyszała cichutkie stukanie. Jowita owinęła się szczelniej szlafrokiem i wyjrzała przez wizjer. Szybko otworzyła.
– Anita!
– Mogę wejść? – Vetter stała w drzwiach z małą podróżną torba przewieszona przez ramię. Podniosła głowę i Zuber dostrzegła, że przyjaciółka płacze.
– Chodź. – Wciągnęła blondynkę wyglądającą, jak siedem nieszczęść do pokoju.
      Bez słowa pomogła zdjąć jej płaszcz, nie okazała zdziwienia, choć był Matta. Dziewczyna nadal ubrana była w strój z przyjęcia zaręczynowego. Posadziła ją na kanapie, przyniosła koc i otuliła. W rękę wcisnęła swojego drinka. – Pij – nakazała. Sama usiadała obok. – Kochana, nie chciałabym być wścibska, ale co się stało?
– Zdradzili mnie. – Wychrypiała Anita po opróżnieniu szklanki. Wolną ręką otarła załzawione oczy. Jowita podała jej chusteczkę. – Lucas i Matt. Są siebie warci. Jeden przerobił mnie na sobowtóra, a drugi dostał w prezencie za milczenie. Skurwiele. Całe moje życie z nimi było kłamstwem. – Zaczerpnęła powietrza. – Muszę się upić Jowitko. Dotrzymasz mi towarzystwa? Wynajęłam pokój obok. Ale musiałam...musiałam – cicho zaszlochała.
– Wiem. – Brunetka przytuliła ją delikatnie, choć nic nie rozumiała z przemowy blondynki.

Powoli wyłuskała z przyjaciółki całą historię, opowiedzianą urywanymi zdaniami i chaotycznie. Dziewczyna płakała i przeklinała na przemian. Gdy Anita się w miarę uspokoiła. Jowita postanowiła przeanalizować na głos to co usłyszała.
– Podsumujmy, kochanie. Ta kobieta, Marie, była narzeczoną Lucasa, zanim cię poznał. Potem zdradziła go z Martinem, on ich przyłapał. Dotąd jest prosto.– Westchnęła widząc udrękę na twarzy Anity, ale twardo kontynuowała dalej. – Wiem, że byliście nietypowym małżeństwem, ale myślałam, iż problem z jego, ehym, niemocą, wynika z jakieś choroby, a nie traumy. Faktycznie usłyszeć z ust ukochanej kobiety, gdy mówi, do innego faceta, pieprzysz mnie tak, jak on nigdy nie będzie mógł, plus dodatkowe anty komplementy na temat wyposażenia, mogło dać taki efekt. Ale on to w sobie chyba pielęgnował. – Spojrzała na Vetter.
– Na to wychodzi – wymamrotała Anita. – Jak ty to mówisz, nie brzmi tak rozpaczliwie, raczej obrzydliwie i groteskowo.
– Jestem prawnikiem, zapomniałaś? Podsumowuje naszą wiedzę. – Jowita ciepło uśmiechnęła się do blondynki.
– Obrońca zdrowego rozsądku? – dziewczyna parsknęła. I napiła się.
– Skoro tobie samej go brakuje, ktoś musi odwalać czarną robotę. – Brunetka również zajrzała do swojej szklanki. Widziała, że Anita powoli się uspokaja. – Jedziemy dalej. Lucas jest rozjechany na mokry placek i poznaje ciebie przez Krzysztofa, jakiś czas po tej całej akcji z Marie. Dostrzega w tobie pewne podobieństwo do niej, powoli, z premedytacją upodabnianie ciebie do swoje eks. Ty nieświadoma się na to zgadzasz. Lucas specjalnie izoluje cię od swojego dawnego życia, przyjaciół i rodziny, abyś nic nie usłyszała i się niczego nie dowiedziała. Zresztą dlatego wyjechał z Holandii. Nieźle mu idzie, nie śpieszy się. Powoli przekonuje ciebie do siebie. Dodatkowo twoje problemy zdrowotne paradoksalnie są mu bardzo na rękę. Ty przyjmujesz go jak dar niebios, jesteś pełna zrozumienia i tak dalej. Nie wiem, czy wiesz Anita, ale gdy dowiedziałaś się, że nie będziesz mogła mieć dzieci, coś w tobie pękło. Wtedy Lucas stał się twoim oparciem. Według jego rozumowania, ty masz defekt, on ma defekt, nie będzie problemów. Zaczyna nalegać na ślub, teraz już wiesz, że pobraliście się niedługo po Marie. I jeszcze ta nieszczęsna sukienka, może ona kłamała?
– Jowita, ona nie miała nic do stracenia, to ja jestem idiotką. – Anita dolała sobie rumu do szklanki, nie kłopotała się już sięgnięciem po colę.
– No dobra, w końcu wybrał ją Lucas. – Zuber nie dyskutowała. Podsunęła Anicie swoją szklankę. – Niedługo przed ślubem poznajesz rodzinę Vettera i jego znajomych. Docierają do ciebie jakieś strzępki informacji ale je ignorujesz i nie drążysz tematu. Na scenę wkracza Matt. Jeszcze milczy, ale cię już podziwia. Z tego wynika, że on miał kompleks młodszego kuzyna. Chce zawsze to, co ma Luc. Czas płynie, ty jesteś szczęśliwą mężatką, muszę oddać sprawiedliwość Lucasowi – traktował cię jak księżniczkę. Podpisujecie intercyzę. Ma to co chciał, kopię własnej miłości w domu. Tylko, że plan nie zadziałał, nadal nie jest zdolny do miłości fizycznej, ty jesteś tolerancyjna i wyrozumiała. Wtedy na scenę ponownie wkracza Marie. Spotkali się w Londynie i uczucia powróciły. Impotencja odeszła w siną dalą. Czemu, nie wiem, musiałabyś pogadać z psychiatrą czy seksuologiem. Ale chyba nie masz na to ochoty.
– Nie, nie mam. – Anita zacisnęła usta. Teraz, po suchym podsumowaniu Zuber była wściekła. Odsunęła na bok uczucie upokorzenia, żalu, zranionej dumy. Została tylko furia. – Fakt jest faktem, że pieprzył ją, a na mój widok nawet mu nie stawał. Zaczął wtedy więcej wyjeżdżać, pracować w Londynie. „Czuję się doskonale w mieszkaniu które dla mnie urządziłaś”. Wiesz co? Los bywa złośliwy, przecież ja tam nocowałam z Konradem.
– W tej samej sypialni? – Jowita zakrztusiła się drinkiem.
– Nie. W drugiej. Ale jak pomyśle, że ona tam była, z Lucasem, to mnie trzepie!
– Przyłapuje ich Matt. – Brunetka ciągnęła dalej, bo widziała, że Anita zaczyna znowu się nakręcać. – I teraz nie rozumiem...
– Sprzedał mnie za milczenie. Jak rzecz. Wiesz, w intercyzie mieliśmy zapis na temat zdrady, gdyby Matthias mi powiedział, cały majątek Lucasa byłby mój. Drogocenne VS. Już widzę ich rozmowę.– Vetter podkuliła nogi pod siebie i oparła głowę do tyłu. Po chwili obróciła głowę i spojrzała Jowicie w oczy. – Luc pyta: będziesz milczał, jaka jest twoja cena? A Matt: Anita, oddaj mi ją. Ok, jak będzie cię chciała jest twoja. Przynajmniej mam nadzieję, że zostawił mi wybór. – Dodała ironicznie. Wstała nagle i zaczęła krążyć po pokoju. – I tym sposobem Matt wkracza na scenę. Ja ulegam jego urokowi, jednocześnie mam wyrzuty sumienia! Bo przecież zdradzam męża z jego ciotecznym kuzynem, niemal bratem. Idę jak głupia do niego i się spowiadam oczekując kary, wybuchu złości, awantury, hasła o rozwodzie, przecież przysięgałam wierność, jest intercyza. A w zamian otrzymuje odpowiedz, że to nic nie szkodzi, przecież mam swoje potrzeby, on to rozumie, on nie może. I lepiej z Mattem niż z kimś obcym, bo on mnie nie skrzywdzi. Święty normalnie. Teraz wiem dlaczego tak się zachował.
– Dlaczego się z tobą nie rozwiódł? – Drążyła Jowita
– Nie wiem. – Usiadła z powrotem i zwiesiła głowę.– Może byłam dobrą przykrywką. Marie nie chciała rozwieść się z Martinem. A Matt nieświadomie dał mu dodatkowy atut do ręki romansem ze mną. Tylko, że mnie nie zależało na pieniądzach. Nigdy nie miałam na nie ochoty. Luc pomylił się na całej linii. Dałabym mu rozwód, nie wzięłabym ani centa.
– Wiem. Lucas nigdy cię nie poznał. Nie wyszłaś za niego dla kasy.
– Widocznie tylko tak potrafił oceniać ludzi, według stanu portfela i zachłanności. – Anita westchnęła.
– A potem, Marie zaszłą w ciąże. Nie była pewna, czyje to dziecko. Ale powiedziała Lucasowi.
– Tak. Odebrała mi i to. – Vetter zapatrzyła się przed siebie i wyszeptała. – Dziecko. Lucasa zabiła ta informacja. To ona spowodowała wylew. I nie umarł z moim zdjęciem w rękach z miłości.– Znowu się w niej zagotowało. – Pewnie przeklinał dzień w którym mnie poznał.
– A ona teraz chce testów. Mąż znalazł sobie młodszą i chce ją zostawić bez pieniędzy. – Podsumowała Jowita. – Ona pasuje do tej rodziny i tego świata. Rozumiem, że wyszłaś stamtąd po jej przemowie. Spakowałaś się i przyjechałaś do hotelu?
– Nie od razu. Najpierw trzasnęłam Matthiasa w twarz. Potem kazałam mu zaprzeczyć, miałam jeszcze nadzieję, a gdy milczał rozsypała się moja rzeczywistość, pękły wspomnienia. – W oczach Anity znowu pokazały się łzy. – Wyszłam z gabinetu rzucając przez ramię, aby odwiózł ją gdzieś. W każdym razie ma wyjść z nią. Poszłam do sypialni, spakowałam, to co weszło mi w ręce. Działałam jak automat. Zostawiłam pierścionek na stoliku, zabrałam teczkę z aktem i przyjechałam tutaj. – Znowu zaniosła się szlochem. – Jowita, jak ja mam dalej żyć? Przecież to jest jakiś absurd, ktoś mnie wsadził w kiepski dramat. To ja. Prosta dziewczyna, która chciała tylko być szczęśliwa.
– Anita, nic z tego co się wydarzyło nie było twoją winą. Gdy wychodziłaś za mąż, zazdrościłam ci – Jowita złapała Vetter za rękę. – To było jak bajka o Kopciuszku. Ja też dałam się omotać urokowi Lucasa. Ale potem w miarę czasu, gdy poznawałam więcej szczegółów kolory zaczęły blaknąc, a bajka okazywała się mroczna. Nic nie mówiłam, bo wyglądałaś na szczęśliwą. Cholera powinnam wtedy...
– Co wtedy? – Anita parsknęła ironicznie. Otarła łzy. Złość znowu powróciła. Była na emocjonalnej huśtawce. – Myślisz, że bym cię posłuchała. Lucas był dla mnie święty. Nawet teraz trudno mi uwierzyć w to co usłyszałam. Przecież ja brzydzę się teraz własnym wyglądem. Okazuje się, iż nie jest mój! Nie byłam kochana, pożądana, nie miałam męża, szczęścia, poczucia stabilizacji. Okazuje się, że nie miałam nic! – Zerwała się ponownie z kanapy.
– Wiem kochanie. Ale to nie ty zawiniłaś. Pamiętaj o tym. Jesteś piękną, młodą, seksowną, mądrą dziewczyną. I choć teraz myślisz, że świat ci się zawalił, pozbierasz się. Nie wyobrażam sobie, jak się czujesz, nie będę kłamać, że wiem jak to jest, ale jestem tu. Siadaj. Dolać ci? – Zapytała Zuber.
– Dolej, chce zasnąć i nic nie pamiętać, przynajmniej w snach.

Godzinę później, gdy dochodziła prawie trzecia, Jowita zaprowadziła Anitę do jej pokoju, który znajdował się na szczęście tuż obok. Przebrała ją w piżamę i zapakowała do łóżka. Zostawiła szklankę wody, napisał kartkę z numerem swojego pokoju i zabrała telefon komórkowy. Sama szybko wpakowała się do łóżka, aby złapać kilka godzin snu. Poszukała przez córkę dłoni męża. Sprawdzała, czy na pewno istnieje.

Rano Anita obudziła się otępiała. Wraz z otwarciem oczu wydarzenia wczorajszego wieczoru powróciły. Uderzyły w nią jak rozpędzona ciężarówka. Gdyby nie leżała upadłaby na kolana zwijając się w bólu. Dosłownie, bolało ją całe ciało. Było jej duszno i zimno na przemian. W klatce piersiowej czuła piekącą ranę, obawiała się, że jak spojrzy na miejsce, w którym powinno być serce, zobaczy czarną dziurę. Głośny szloch wyrwał się z gardła, oczy zrobiły mokre o łez. Nie wiedziała, że tyle ich posiada. Drgnęła, gdy zadzwonił telefon obok łózka. Ostrożnie podniosła słuchawkę próbując zdusić płacz.
– Anita, to ja Jowita. Otwórz mi. – Usłyszała.
Zwlokła się i otuliła szlafrokiem, który znalazła na podłodze. Otworzyła drzwi i nie patrząc na przyjaciółkę wróciła do łóżka.
– Będziesz tu leżeć cały dzień? – Jowita stanęła z boku, podparła się ramionami i spojrzała z góry na Anitę.
– Tak. Nie mam siły.
– Wiem, zostałaś znokautowana. Czas się podnieść z desek. Nie wściekaj się, pogadałam z Markiem. Uważa, że skoro zerwałaś zaręczyny. A zerwałaś prawda?
– Zerwałam, a jak myślisz, nie chce...
– Tak, nie chcesz mieć nic wspólnego z Vetterami, to też rozumiem.– Jowita kontynuowała – i dlatego Marek radzi, abyś natychmiast wezwała swojego prawnika. Opowiesz mu to co się stało, czy chcesz, czy nie nadal jesteś oplątana siecią przez ten klan. Trzeba cię z niej wyplątać bez większych strat.
– Ale...
– Pamiętaj, nie jesteś im już nic winna. Nie jesteś winna nic pamięci Lucasa, danym mu obietnicom i zobowiązaniom które masz teraz. Koniec z Anitą Vetter.
– Masz rację, wiem, że masz rację, ale ja nie mogę nie potrafię się zmobilizować, ogarnąć. Nie myślę. Jutro dobrze? Dzisiaj jest niedziela, jutro Jowitko – błagalnie spojrzała na Zuber, pragnęła tylko nakryć się kołdrą i się nigdzie nie ruszać.
Jowita zdecydowanym ruchem w odpowiedzi na słowa dziewczyny zerwała z niej nakrycie.
– Nikt za ciebie twojego życia nie zorganizuje i nie ogarnie. Te czasy już minęły. Ruszaj dupę pod prysznic, ta kupa nieszczęścia ma zniknąć, popłaczesz wieczorem, teraz nie ma na to czasu. Vettreowie poczują, co znaczy zadrzeć z dziewczyną taką jak ty.
– Ale ja nawet na siebie w lustrze patrzeć nie mogę. – Anita z obrzydzeniem spojrzała na swoje blond kosmyki między palcami.
– Kolor? – Domyśliła się od razu Jowita. – Nie ma sprawy, pomyślałam i zamówiłam ci wizytę u hotelowego fryzjera. Za pół godziny. A teraz pokaż tą swoją torbę, czy wrzuciłaś tam coś sensownego. Wiesz, że przyjechałaś w płaszczu Matta?!
Vetter w odpowiedzi uściskała przyjaciółkę i poszła do łazienki. Zuber zastanawiała się, jak długo zdoła utrzymać inne osoby z dala od Anity. Nie załączyła co prawda zabranej wczoraj komórki, ale na jej numer zadzwonił Matt i Wolska. Dochodziło południe i kwestią czasu pozostawało kiedy narzeczony odnajdzie swoją oblubienicę. Co prawda zeszła do recepcji i poprosiła w imieniu Anity o absolutną dyskrecję, jednak nie wiedziała ile swobody wytargowała. Była pewna dwóch rzeczy, po pierwsze musiała być przy niej, po drugie, jak najszybciej, ściągnąć rodzimego prawnika. I jeszcze fryzjer, dodała w myślach.

***

Konrad przeciągnął się w dużym łóżku. Choć wrócił o czwartej i spał tylko cztery godziny czuł się doskonale. Służbowy wyjazd mu służył. Absolutnie nie przeszkadzało mu to, że ze względu na brak pośpiechu ze strony tutejszych partnerów, będzie musiał przedłużyć swój pobyt o kilka dni. Odpowiadało mu to, szczególnie teraz, gdy poznał Izabel, tutejsza panią inspektor nadzoru. Już w czwartek, przy pierwszej wizycie na terenie przyszłej budowy, pięknie się do niego uśmiechała. Najpierw się zjeżył. Obiecał sobie, przed przyjazdem, że jedzie odciąć się od damskiego świata. Historia z Anitą dała mu mocno po dupie. Nawet sprawa z Amalii nie zraniła jego męskiego ego tak bardzo. Choć obie wykorzystały go do swoich celów. Vetter zrobiła to w sposób bardziej wyrafinowany. A teraz jest oficjalną narzeczoną. W sobotę się zaręczyła. Tłukło się w nim pytanie Jowity, czy byłby w stanie jej wybaczyć. Nie. Chyba nie. Z jednej strony chciałby ją zranić tak samo mocno jak ona jego. Z drugiej, mieć ją teraz obok siebie. Był ostatnim durniem. Pragnął i tęsknił za kobietą, która nigdy nie była i nie będzie jego. Wybrała innego faceta i inne życie. Postanowiła po raz drugi zbudować trwały związek. On nigdy w takim nie był. Miał dwadzieścia osiem lat i do tej pory nie był z dziewczyną dłużej niż dwa miesiące. Żałosne. Może z Izabele się uda? W piątek poszli na służbową kolację, w sobotę pokazała mu już prywatnie okolicę, wieczorem poszli potańczyć. Niedzielę spędzili na dalszym zwiedzaniu. Pocałował ją na dobranoc odwożąc nad ranem pod dom. Nie protestowała. Czemu nie, podsumował, jest dowcipna, bystra, inteligentna i urocza. Ma piękny uśmiech. Ciemne włosy z jasnym pasemkami, jest wzrostu Anity. Nie, skarcił siebie w myślach, nie będę myślał o podwójnej pani Vetter. To koniec. Zerwał się energicznie i poszedł pod prysznic. Gdy wyszedł z łazienki z żalem spojrzał za okno, na leniwie szumiące morze, niestety woda w kwietniu była jeszcze za zimna na kąpiele, ale dzień, na szczęście, szykował się ciepły. Wyciągnął bermudy i koszulę w błękitną kratę z krótkim rękawem.
Na korytarzu powitał go zapach smażonych jajek. Uśmiechnął się szeroko. Izabel przyszła zrobić mu śniadanie! Wspominał o tym wczoraj, myślał, że żartowała, a tu proszę, taka miła niespodzianka. Gdy wyszedł zza zakrętu, dostrzegł ją. Faktycznie stała w kuchni, tyłem do niego. Miała rozpuszczone włosy. Była boso. Jasne dżinsy opinały jej tyłek. Miał nadzieję, że biała bluzeczka ma głęboki dekolt. W ręku trzymała patelnie w której zawzięcie coś mieszała. Z radia płynęła skoczna melodia.
What doesn't kill you makes you stronger, stronger, Just me, Myself and I What doesn't kill you makes you stronger Stand a little taller Doesn't mean I'm lonely when I'm alone. „
Dziewczyna z patelnią wtórowała lekko fałszując. Konrad cichutko, z szelmowskim uśmiechem, zakradł się do kucharki i objął ją w talii.
– Nie wiedziałem, że z tym śniadaniem mówiłaś serio – powiedział po angielsku całując dziewczynę w ramię. Ta zesztywniała. Stecowi nagle coś przestało pasować. Jednym ruchem obrócił kobietę twarzą do siebie. Puścił ją gwałtownie i zatoczył się do tyłu. – Anita?! Co ty tu kurwa robisz?!
– Cześć Kony – odpowiedziała wbijając wzrok w podłogę. Serce tłukło się w niej tak mocno, że bała się, iż Stec to usłyszy. – Masz ochotę na jajka? – Zapytała cicho.
W odpowiedzi Konrad odwrócił się napięcie i wyszedł z domu mocno trzaskając drzwiami.
Anita wyłączyła palnik i wrzuciła patelnie z zawartością do zlewu. Osunęła się po śliskich szafkach i usiadała na kafelkach obejmując ciasno kolana ramionami. Rozpłakała się, jak mała dziewczynka. Co ona sobie wyobrażała przyjeżdżając tutaj? Konrada, który bierze ją w ramiona i mówi, że nadal jest dla niego najważniejsza. Trzeba było posłuchać Jowity! Ostrzegała, że Konrad wcale nie musi ucieszyć się na jej widok. W dodatku, chyba z kimś ją pomylił. Cały Stecu, gdzie nie trafi tam laska. Zebrała się z podłogi. Była wykończona. Z Rotterdamu wyleciała w nocy, potem miała problem z wynajęciem auta. Mało spała, tak naprawdę prawie w ogóle nie spała od soboty. Pogubiła się po drodze, bo źle skręciła. Mogła wybrać hotel, ale nie, chciała jak najszybciej zobaczyć Konrada. Wiedziała, że inwestor oddał do dyspozycji VV dom w Tolo. Gdy do niego zadzwoniła, wczoraj wieczorem, poinformował ją, że pan Stec się już w nim zatrzymał, ale jest na tyle duży, że ona też może się w nim zakwaterować. Ochoczo skorzystała. A teraz Konrad, na jej widok, po prostu wyszedł. Otarła łzy wierzchem dłoni. Wstała z podłogi. Metodycznie pozmywała ubrudzone naczynia i patelnię. Wniosła z auta swoją małą torbę do domu i zajęła drugą sypialnię, na lewo od tej Steca. Mijając pokój poczuła jego zapach. Zakręciło się jej w głowie. Nie kłopotała się przebieraniem. Położyła się na łóżku w ubraniu. Zasnęła natychmiast.

Geodeci skończyli mierzenie. Tylko dzięki Izabel poszło to sprawnie i bez marudzenia. Niestety Konrad był totalnie rozkojarzony. Nie mógł uwierzyć, że rano, w kuchni, była Anita. Ona teraz powinna leżeć w łóżku w Rotterdamie. Z pierścionkiem na palcu omawiać szczegóły swojego wesela, a nie smażyć jajka w Tolo! W dodatku, cholera, znowu jej nie poznał, choć tylko zmieniła kolor włosów. Wziął ją za Izabel. Nie wiedział, czy ma ochotę wracać do domu. Chociaż, może jej już tam nie będzie, przyśniła mu się? Miał omamy. W końcu po co miałaby wracać do swojego naturalnego koloru. To bez sensu. To była projekcja. Nagle dotarło do niego, że greczynka coś od niego mówi. Skupił się na pracy. Gdy skończyli omawiać służbowe sprawy, dziewczyna zaprosiła go na lunch do tawerny jej wujka, która mieściła się nad brzegiem morza, na końcu miasteczka. Zgodził się, bał się wrócić. Wiedział, że ucieka od konfrontacji, jeśli Anita mu się nie przyśniła, ale pozwolił sobie na bycie tchórzem.
Jednak gdy wychodził z małej, uroczej tawerny, wziął porcję gulaszu na wynos. Na wszelki wypadek. Widział też po zachowaniu Izabel, że oczekuje zaproszenia na wieczór lub popołudnie. Wykręcił się pracą. Zanim wszedł do domu odetchnął głęboko. Pomimo dwudziestu stopni ciepła poczuł gęsią skórkę. Cicho otworzył drzwi. Dom był parterowy, nieduży. Otwarty salon z kuchnią, wyjście na taras. Na prawo od wejścia korytarz. Dwie sypialnie z łazienkami. Na końcu pralnia, suszarnia i pomieszczenie gospodarcze w jednym. Salon i taras były puste. Odłożył do lodówki zapakowany gulasz. Czuł całym sobą, że Anita tu jest. Mówiło mu o tym przyśpieszone tętno i suchość w gardle. Irracjonalnie poczuł, iż chciałby, aby była w jego sypialni. Szybkim krokiem poszedł do swojego pokoju. Pusto, poczuł wręcz fizyczne rozczarowanie. Cicho poszedł do półprzymkniętych drzwi drugiej sypialni. Spała na boku. Ciemne włosy zasłaniały twarz. Wyglądała na zmęczona i zziębniętą. Podkręcił klimatyzację i delikatnie nakrył ją pledem. Wyszedł przymykając za sobą drzwi. Zabrał od siebie laptopa i poszedł usiąść na taras. Nie zostało mu nic jak zaczekać, aż Anita się obudzi. Nie wiedział co właściwie teraz czuje. Złość, podniecenie, radość, ulgę, żal. Wszystko się w nim mieszało. Odpalił komputer. W końcu się obudzi, zaczeka tu na nią. Będzie musiała wiele wyjaśnić.
Coś wyrwało Anitę ze snu. W pierwszym momencie rozejrzała się oszołomiona po pokoju. Konrad. Był tutaj. Musiał ją przykryć. Nadzieja podniosła głowę. Przecież nie przykrywa się kocem, kogoś kogo się ma w dupie, pomyślała. Usiadła na łóżku i spojrzała na zegarek. Dochodziła szósta. Przespała prawie dziesięć godzin. Nic się jej nie śniło, nic nie męczyło. Postanowiła nie załączać telefonu. Tak jak teraz, jest dobrze. Teraz potrzebowała ciepłej wody. Potem stawi czoła Konradowi. Anita była pewna jednego. Kochała Steca. Nie miała jednak planu jak go o tym przekonać. Trudno, pomyślała, jeśli będzie trzeba, będę go błagać. Gorzej już być nie może.

***

– Konrad, możemy porozmawiać? – Anita stanęła przed Stecem, który stukał coś na klawiaturze komputera. Nie odpowiedział, nie przerwał pisania, nie podniósł wzroku. Anita nie wzruszona jego postawą, odsunęła krzesło naprzeciwko i usiadła. Widziała jak w jego zielonych oczach odbija się blask monitora. – Ok. Zrozumiałam. Nie chcesz rozmawiać. Ale mnie wysłuchasz.
Stec zamknął pokrywę laptopa i zaczął zbierać papiery. Nie zamierzał niczego ułatwiać Anicie. Z jednej strony zżerała go ciekawość co ma do powiedzenia, dlaczego przyjechała? Co się stało? Dlaczego ma takie smutne oczy? Z drugiej postanowił się nie odzywać. Obawiał się, że z jego ust niekontrolowane wylecą słowa, których nie mógł jej powiedzieć, po tym jak go potraktowała. Wstał od stołu i poszedł do kuchni. Dziewczyna poszła za nim. Stec otworzył lodówkę i wyciągnął z niej gulasz i produkty do przygotowania sandwicha.
Anita cierpliwe czekała opierając się marmurowy blat. Jednak Konrad nadal ją ignorował. Postanowiła nie czekać tylko mówić.
– Nie przyjechałam tutaj ze względu na projekt. Przyjechałam dla ciebie. Wiem, co powiedziałam i jak zachowałam się w Londynie. To było obrzydliwe z mojej strony. Ale wtedy, takie rozwiązanie sprawy wydawało mi się najlepsze. Tylko tyle mam na swoje usprawiedliwienie. Zdaję sobie sprawę, że to niewiele. – Obserwowała plecy i ręce Konrada. Zrobił kanapkę, teraz podgrzewał gulasz w rondelku. Zaburczało jej w brzuchu. Od soboty nie była w stanie nic przełknąć. Żołądek dawał o sobie znać. Zignorowała jego głośny protest. – Pojechałam do Rotterdamu. Doskonale wiesz po co i dlaczego. Ale w sobotę, wiele się wydarzyło i moje życie zostało skasowane. Dosłownie ktoś wcisnął delete i ostatnie lata, moje wspomnienia, coś czego byłam absolutnie pewna, wyparowały. Zerwałam zaręczyny. Nie wrócę do Holandii. Nie będę mieć nigdy nic spólnego z rodziną Vetterów. – Zobaczyła, że Konrad przestał mieszać gulasz, ale się do niej nie odwrócił. Czekała w napięciu.
– Pilnuj, bo ci się przypali – powiedział w końcu schrypniętym głosem. Sam wziął sandwicha i poszedł w stronę tarasu z którego schodziło się na brzeg morza. – Idę się przejść.
Nie takiej reakcji i odpowiedzi spodziewała się Anita. Konrad ją olał. Nie miało dla niego znaczenia dlaczego przyjechała, że zerwała zaręczyny. Spóźniła się. Zniszczyła wszystko, co mogło między nimi być. Nie ma co ratować. Poczuła swąd przypalanego gulaszu. Jedzenie też można wyrzucić do kosza. Samą siebie też powinna w nim umieścić. Łzy zaczęły palić. Nie wiedziała, że ma ich tyle.

Stec dotarł do tej samej tawerny w której był parę godzin temu z Izabel. Była mała i niepozorna, siedzieli w niej głównie autochtoni. Zresztą w kwietniu w Tolo nie było jeszcze oblegane przez turystów. Zamówił wódkę figową, coś co w smaku przypominało polski bimber. Właściciel go poznał i zaproponował uzo, ale odmówił. Nie lubił anyżku. Wypił trzy szybkie kolejki. Niewiele pomogły na zamęt w głowie, duszy i sercu. Zabrakło mu tchu, gdy Anita do niego mówiła. Twierdziła, że zerwała zaręczyny, że przyjechała do Grecji dla niego. Bał się w to uwierzyć. A jeśli to tylko chwilowy kaprys z jej strony? Zachcianka zmanierowanej panienki, którą się stała. Fakt, wyglądała, jak chodząca kupka nieszczęścia. Mogła tylko pokłócić się z narzeczonym, bo odmówił kupna kota w groszki. Parsknął śmiechem. Naprawdę tak nisko ją oceniał, zapytał siebie samego. Nie, nie oceniał. Nie była święta, ale nigdy nic nie robiła z powodu głupiego kaprysu. Nie potrafił się od niej odciąć, choć cholernie się starał.
Mmm, too young, too dumb to realize
That I should’ve bought you flowers and held your hand
Should’ve gave you all my hours when I had the chance
Take you to every party ‘cause all you wanted to do was dance
Now my baby’s dancing, but she's dancing with another man
Ta piosenka naprawdę go prześladowała. Jednak tym razem ten facet śpiewał prawdę. Jeśli się nie dowie, nie sprawdzi, Anita odejdzie z innym. Pomimo tego co zrobiła i jak się zachowała, nie był na to gotowy. Musiał poznać prawdę. Wypił ostatni kieliszek, zostawił pieniądze na barze i wyszedł.

Zastał ją na kanapie, siedziała w półmroku. Usiadł obok niej. Oparł się o wezgłowie. Ręce splótł za głową. Milczała patrząc na niego.
– Ok Anita. Opowiadaj. Chce znać prawdę. Chociaż raz bądźmy wobec siebie szczerzy. Nie obiecam ci teraz nic poza tym, że cię wysłucham – powiedział w przestrzeń pokoju.   
Dziewczyna zaczęła mówić. O tym, jak poznała Lucasa, jak układały się ich relacje, jakie było ich małżeństwo. O tym, że kochała swojego męża, że był dla niej kimś w rodzaju boga. Żyła jak w pięknej bajce, Lucas dbał o to żeby tej sielanki nic i nikt nie zakłócił. Potem, lekko się zacinając, przeszła do związku z Matthiasem, który zdobył ją pięknym słowami i wtedy, jak się jej zdawało, bezinteresownością i brakiem jakichkolwiek warunków czy wymagań. On też miał tylko jedno pragnienie, aby była szczęśliwa. Czuła się wtedy jakby śniła na jawie, miała obok siebie dwóch tak różnych, a jednocześnie bardzo podobnych do siebie mężczyzn. Podobnych w pragnieniu uczynienia jej szczęśliwą, rożnych w dążeniu do tego celu. Uzupełniali się nawzajem, nie mieli o siebie pretensji, nie musiała nic ukrywać. Utopia. Opowiedziała o śmierci Luca. Bólu, poczuciu niepowetowanej straty, tęsknocie, która ją paraliżowała. Perypetiach związanych z intercyzą i testamentem. Ucieczce do Polski. Zamknięciu w bezpiecznej przestrzeni biura, ucieczce w pracę. Problemach po odejściu Grabińskiego. Nakreśliła sytuację w której Matt się jej oświadczył i wyjaśniła zwięźle dlaczego przyjęła jego propozycję. Dodała, że długo pozostawała w błogiej nieświadomości na temat swojego życia jako pani Vetter, aż do tej soboty. Gdy mówiła o Marie, Lucasie i Matthiasie głos jej ochrypł od emocji. Nie komentowała tego, jak się teraz czuje, nie użalała się nad sobą. Zrelacjonowała fakty, ale chłopak widział jakie emocje nią targają. Konrad słuchając Anity zastanawiał się, czy to co zrobili jej kuzynowie kiedykolwiek przestanie ją boleć. Czy ta na pozór silna dziewczyna się podniesie po takiej historii. Zamilkła wyczerpana. Jednak nadal nie odpowiedział na najważniejsze pytanie dla niego.
– Wiem co się stało. Dlaczego zerwałaś zaręczyny. Współczuję. Serio. Vetterowie znokautowali cię psychicznie. – Odezwał się przekręcając głowę i patrząc na skuloną w rogu kanapy Anitę. – Jednak nadal nie rozumiem, dlaczego i po co tu przyjechałaś?
– Po co? – Dziewczyna cicho powtórzyła pytanie. – Żebyś wiedział, nie miał mnie za ostatnią sukę. Chciałam ci wyjaśnić i byś usłyszał to wszystko ode mnie, bezpośrednio, a nie przefiltrowane przez innych. Dlaczego... – Anita zaczerpnęła haust powietrza, jakby rzucała się do głębokiej wody. – Bo cię kocham Kony – wyszeptała ledwo słyszalnie.
Stec obrócił w jej stronę gwałtownie całym ciałem. Przesłyszałem się, pomyślał, przesłyszałem.
– Co? – Wydukał mało inteligentnie.
– Słyszałeś. Wiem, teraz to już nie ma znaczenia. Chciałam abyś wiedział, że nie poszłam z tobą do łóżka i nie byłam przy tobie w Londynie z kaprysu. Choć tak ci powiedziałam. Zakochałam się w tobie, choć broniłam się od listopada przed tym uczuciem, jak tylko mogłam. Przegrałam w momencie kiedy na mnie spojrzałeś. Taka jest prawda. Dlatego przyjechałam. To moje wyznanie do niczego cię nie zobowiązuje. Ja teraz już niczego nie oczekuje. Wiem, że jest za późno. Spakuję się, w nocy mam lot do Warszawy z Aten. Za chwilę mnie już tu nie będzie. Przepraszam jeszcze raz Konrad. Wszystko spieprzyłam.
Podniosła się z kanapy. I nachyliła się nad chłopakiem. Chciała go pocałować w policzek. Stec ocknął się ze zdumienia. Złapał ją mocno w pasie i pociągnął na siebie. Wylądowała na nim niezgrabnie z cichym okrzykiem.
– Popierdoliło cię. Nigdzie nie jedziesz. Nie pozwolę ci. Straciłem cię już dwa razy, trzeci raz nie popełnię tego samego błędu.
Anita nie zapamiętała momentu kiedy znalazła się pod Konradem. Zapamiętała tylko jego gorące usta i palące pocałunki.

Konrad usłyszał kroki Anity na korytarzu. Zamknął oczy i westchnął. Jeszcze kilka godzin temu wydawało mu się, że wszystko jest już dobrze. Zasypiał, trzymając ją za rękę. Po tylu latach, tylu innych kobietach, poczuł jakby wrócił z dalekiej podroży do domu. Trzymając ją w ramionach był pewien, że znalazł swoje miejsce na ziemi. Będzie tak jak ostatnio? Dam jej pięć minut, pomyślał. Wpatrywał się w wyświetlacz elektronicznego zegarka, a on nie chciał drgnąć. Pierwsza minuta dłużyła się tak samo, jak pozostałe cztery. Usiadł na łóżku i spuścił głowę w dół. Wzrokiem odszukał porozrzucane ubranie. Naciągnął na siebie bokserki, spodnie i bluzę. Cicho wyszedł na korytarz. Znalazł ją na tarasie, wpatrywała się w morze. Wschodzące słońce utworzyło złocistą aureolę wokół jej głowy. Zmrużył oczy. Nie ważne co mi powie, taką ją zapamiętam, pomyślał.
– Ani – powiedział cicho, zatrzymując się w drzwiach i opierając o futrynę. Drgnęła na dźwięk jego głosu, ale się nie odwróciła. – Obudziłem się i nie było cię obok. W pierwszym momencie pomyślałem, że może wstałaś tylko na moment i zaraz wsuniesz się pod kołdrę, ja przytulę się do twoich pleców i obudzi nas poranne słońce, bo nie zaciągnęliśmy rolet. Jednak, po kilku minutach wsłuchiwania się w ciszę, dotarło do mnie, że nie wrócisz. Leżałem w ciemności wpatrując się w sufit. Te wszystkie wypowiedziane między nami słowa wracały do mnie i bałem się jeszcze bardziej, że były kłamstwem. A teraz stoję tutaj i nie wiem Anita, czy mogę pokonać te kilka kroków i cię przytulić. Czy powinienem udawać, po raz kolejny, że tej nocy w ogóle nie było, że mi się tylko wydawało, tak jak to było wtedy w Krakowie, w Londynie. Nie będzie nami innego scenariusza? Po każdej wspólnej nocy, w pewien sposób ode mnie uciekasz, nie odzywasz się, wyjeżdżasz bez słowa. Teraz też tak zrobisz? Uciekniesz?
Anita słuchała Konrada ze spuszczoną głową. Mocno zacisnęła dłonie na balustradzie, jakby ta miała ją przytrzymać i zdusić pragnienie rzucenia się Stecowi na szyję. Niczego bardziej nie pragnęła jak obudzić się rano przy nim, poczuć jego oddech na swoim karku. Z uśmiechem powiedzieć mu „dzień dobry”. Nie kłamała wczoraj w nocy, mówiła to, co dusiła w sobie od dawna. To co czuła. Chciała mu wszystko powiedzieć, że się tak cholernie boi, iż to między nimi to tylko chwila, bo ona skomplikowała i spieprzyła sobie życie. Właśnie miała się odwrócić i to powiedzieć, gdy dotarło do niej to, co powiedział o Krakowie.
– Dziwne, że wspominasz Kraków. I jak niby od ciebie wtedy uciekłam? – Odwróciła się, a jej wzrok był twardy. – Oddałam ci się cała, byłeś moim pierwszym mężczyzną, tym pierwszym mężczyzną. We wszystkim: trzymaniu za rękę, skradłeś mi pierwszy pocałunek i mój pierwszy raz. Byłeś moją pierwszą miłością. Do tej pory prześladuje mnie wspomnienie twojej przerażonej twarzy i spanikowanego spojrzenia, gdy obudziłeś się rano i dotarło do ciebie, co zrobiliśmy. Moje ówczesne „dzień dobry kochanie” zostało wtedy tylko w mojej głowie. Wyskoczyłeś z łóżka jak oparzony, nie wiedząc, gdzie ukryć wzrok. A ja siedziałam rozczochrana, z rozmazanym tuszem pod oczami i przyglądam się swojemu odbiciu w lustrze, zawieszonym na przeciwległej ścianie. Nie było szczęśliwe, nie było piękne, a takie powinno być, bo takie było w moich głupich marzeniach. Gdy zapiąłeś pasek od spodni, ciągle na mnie nie patrząc rzuciłeś tylko „Pogadamy o tym. Zadzwoń do mnie, to się umówimy” i wyszedłeś. Ryczałam dwa dni, a potem do mnie dotarło, że ty nie chcesz być w moim życiu tak, jak ja bym tego chciała. Nie zadzwoniłeś. Nie przyszedłeś. Ciąg dalszy znasz. Więc nie rzucaj mi teraz hasłem, że uciekłam. To ty wybrałeś. Ja tylko usunęłam się z drogi i zaakceptowałam twój wybór. A Gdańsk....Gdańsk to inna historia.
Konrad w trzech krokach znalazł się przed nią, miał zaciśniętą szczękę, a jego zielone oczy rzucały błyskawice. Gdyby Ania miała się gdzie cofnąć, to by to zrobiła, niestety barierka jej to uniemożliwiła.
– Uciekłem? Wybrałem? – Wykrzyczał jej te dwa słowa prosto w twarz. – A może przypomnisz sobie, skoro masz tak doskonałą pamięć, co mi wtedy odpowiedziałaś? Nie pamiętasz? – Zakpił. – Przypomnę ci. Powiedziałaś wtedy: zadzwonię. – Konrad odsunął się i oparł o balustradę obok Anity. Mocno zacisnął na niej dłonie. – Obudziłem się rano obok dziewczyny, która była dla mnie nie osiągalna. Była moją bratnią duszą, moją drugą połówką. Ale zawsze traktowała mnie pobłażliwe. Wręcz z góry. Jakby była moją starszą siostrą, a nie równolatką. Objeżdżałaś mnie za wygłupy, stawiałaś do pionu niczym belfer, ukrywałaś przed laskami z którymi się spotykałem i na których zupełnie mi nie zależało, bo chciałem wzbudzić w tobie zazdrość. Zdziwiona? – Popatrzył na nią. Zaczerpnął tchu. – Tak, chciałem żebyś zrobiła mi dziką awanturę, a ty tylko spuszczałaś mnie na drzewo. Ilekroć zawoziłaś mnie na randki, tylekroć miałem nadzieję, że nie skręcisz tam gdzie powinnaś. Albo powiesz po prostu „nie idź”. I ja bym wtedy został i byłbym najszczęśliwszym chłopakiem na ziemi. Nigdy tak nie powiedziałaś. – Puścił balustradę i wbił dłonie w kieszenie spodni. – Wcale mi nie żal tych idiotów w szkole, których trzymałem z daleka od ciebie, oszczędziłem im tylko bólu. Nieważne, czy widywaliśmy się codziennie w szkole i po zajęciach, czy też odpuszczałem sobie twoje towarzystwo próbując w taki sposób ograniczyć, to co do ciebie czułem, zawsze byłaś tu – palcem wskazał swoją głowę. – I tu – położył rękę na sercu. – Nie zakochałem się w tobie w Gdańsku Anita. To stało się na długo przed naszym ponownym spotkaniem. Wracając do szkolnych czasów. Pamiętam, że nawet, gdy wyjeżdżaliśmy gdzieś sami, olewałaś mnie z góry na dół, patrząc tylko ironicznie, gdy jakieś dziewczyny mnie podrywały. A ja chciałem żebyś zawalczyła, żebyś mi pokazała, że choć odrobinę ci na mnie zależy, inaczej niż na kumplu. Kończyło się to tak, że ja unosiłem się jakąś chorą ambicją i na moją listę mogłem dopisać kolejne imię, które nic dla mnie nie znaczyło. Wtedy, w Krakowie, byłem zdesperowany. Nie mogłem cię już tak pilnować, jak przedtem. Na domiar złego wyprowadziłaś się z akademika. Krystian łaził za tobą jak piesek, a ty się przy nim szeroko uśmiechałaś. Ten wieczór, ta noc, nie spodziewałem się takiego obrotu wydarzeń. Oszołomiły mnie, zachwyciły. Pamiętam gdy obudziłem się obok ciebie rano. To było niesamowite. Leżałaś na boku, plecami do mnie. Wyciągnąłem rękę i położyłem ją na twoim brzuchu, a ty ją strąciłaś. Odsunęłaś. Wszystko wtedy we mnie zamarło. Przeraziłem się, że mnie nie chcesz. Wtedy się do mnie odwróciłaś. Jak gdyby nigdy nic, bez delikatnego uśmiechu na twarzy, który był twoim znakiem rozpoznawczym. Patrzyłaś na mnie ostrożnie. Spanikowałem. Powiedziałem sobie wtedy „ok stary, daj jej czas, przecież już wie, że jest dla ciebie tą jedyną. Daj jej wybór.” Dlatego powiedziałem, żebyś zadzwoniła. Bo to miała być twoja decyzja.
– Nie zadzwoniłam. Stwierdziłam, że to dla ciebie nic nie znaczyło i wyjechałam na stypendium...– pokręciła z niedowierzaniem głową.
– Wyjechałaś. A ja czekałem, myślałem sobie, dam ci luz. I na marginesie, to też był mój pierwszy raz. – Anita podniosła wzrok i zszokowana popatrzyła Konradowi w oczy. – Tak, kręciło się koło mnie wiele dziewczyn, miałem opinie casanowy, ale z żadną nie poszedłem do łóżka. Czekałem na ciebie. Zresztą nigdy nie powiedziałem tobie, czy komuś innemu, że byłem w tym sensie z laską. Raczej wymownie milczałem, a każdy przyjmował to co mu wyobraźnia podpowiadała. Widocznie ty też.
– Powiedz mi jak to możliwe? Takie ...niedogadanie, mijanie się przez tyle lat? Rozmawialiśmy o wszystkim, nie było wtedy na świecie bliższej mi osoby niż ty Konrad i tak siebie nawzajem oszukaliśmy? Przecież to brzmi, jak jakiś pieprzony żart losu! – Anita podniosła głos. – Nie wierzę, po prostu nie wierzę!
– W co nie wierzysz? – Stec podszedł do dziewczyny, złapał ją za podbródek i zmusił, aby spojrzała mu w oczy. – W to, że los z nas tak zakpił? Czy w to, że byłem w tobie zakochany po uszy?
– We wszystko, nigdy się nie zdradziłeś! A przecież znałam cię jak siebie samą!
– I vice versa Ani – roześmiał się gorzko. Wciąż trzymał ją za brodę. Teraz przesunął dłoń na jej policzek, drugą ręką objął ją w talii i przyciągnął do siebie. – Ale teraz już wiemy. I mnie jest z tą wiedzą bardzo dobrze. Tym razem nie odpuszczę. Nie wypuszczę cię.
Pocałował ją delikatnie w usta, oddała pocałunek bez namysłu. Nie będzie analizować, nie będzie żałować, postanowiła odciąć przeszłość gruba kreską. Zapomnieć o błędach. Po prostu będę go kochać, złożyła sobie samej obietnicę.

KONIEC




Witam serdecznie wszystkich czytelników "Cudu Niepamięci".
Tak, ostatni rozdział, dotrwaliście Wy (dziękuję), dotrwałam też ja. Mam nadzieję, że czasami szeroko uśmiechnęliście się czytając o Anicie i Konradzie, może nawet czasami udało mi się wzbudzić w Was jakieś emocje xd. Zdaję sobie sprawę, że zapewne nie usatysfakcjonowałam wszystkich takim zakończeniem, ale zażaleń nie przyjmuje :). A tak serio, serio, to ta para znowu mnie nie słuchała. Mam tylko nadzieję, że nie wyszło zbyt kiczowato.
Poniżej możecie kliknąć i posłuchać piosenek, które wykorzystałam w tym opowiadaniu. Muzyka zawsze mnie inspiruje :)
Nie żegnam się z Wami, jeśli macie ochotę, zajrzyjcie na klawiaturę i herbatę za jakiś czas. Na pewno znajdzie tu moje nowe opowiadanie.Pomyślałam, że ten blog stanie się moim miejsce w sieci na dłużej. Stąd bardzo niedługo nastąpi zmiana szaty graficznej, a adres bloga będzie w sobie zawierał więcej moje radosnej twórczości :D.Po więcej szczegółów odsyłam do odpowiedniej zakładki.
Oczywiście będą podziękowania:). Dla wszystkich, którzy kliknęli i zostali! Niestety nie zostawiliście po sobie śladu w komentarzu (tak, marudzę ) więc nie mogę wymienić Was po internetowych imionach. Jednakże gorąco i szczerze dziękuję za poświęcony czas.
Dziękuję Luśce za "zmuszenie" mnie do wejścia w świat blogowania. Nie przypuszczałam, że to będzie taka świetna zabawa. ( O tym, że to taka ciężka robota nic nie wspomniała!) I cierpliwe wysłuchiwanie mojego marudzenia na gg.
Unbe i Ann - za doping i trzymanie kciuków.Wasze wierne towarzystwo na gg było bezcenne!
Ninówie (Szwamka) (jakoś wolę Twój stary nick :)) - za emocjonujące komentarze i inspirująca znajomość.
Tris - za odwagę ujawnienia i "zrzędzenie" - tylko nie Matt!!!:), jak widać, pomogło :D
Hibino - która się nie ujawniła, ale po cichutko służyła mi swoją rzetelną wiedzą medyczną (zdradzę, że doktor Monika, to ona :)) i co chwila dopytywała, kiedy będzie ciąg dalszy.




8 komentarzy:

  1. Kochana Onee-san
    Cóż... nastawiłam się na bad end i jestem nieco zawiedziona... Nie wierzę, że ja - nieuleczalna romantyczka piszę coś takiego, ale no jakoś tak... Nie wiem. Wiem, że to nie w Twoim stylu, by kończyć coś źle. I wiesz, że shippię Konrada i Anitę. No ale po prostu, nie mogę tego no zaakceptować. Jakoś tak, moim zdaniem lepiej by im było bez siebie - pierwsza, wielka, niespełniona miłość. I chyba bardziej lubię Konrada niż Anitę. No po prostu... Przekombinowała dziewczyna. Nieważne jak bardzo była zagubiona itd.
    Jakkolwiek ponarzekałam na to, że się zeszli (chyba będę jedyna XD) - tak nic złego nie powiem, nic a nic, o stylu, o pasji i o tym, jak szalenie wciągająco ten rozdział jest napisany. Jest pełen uczuć. Twoich uczuć i dlatego - niezależnie od tego jak wszystko się potoczyło - mogę tylko uwielbiać ten rozdział i całe Twoje opowiadanie. Piszesz prawdziwie i w taki sposób, że nie ma możliwości niezaangażowania się w historię. Dostarczyłaś mi wielu emocji - chwil wzruszenia, a nawet płaczu, złości, poczucia niesprawiedliwości świata, w końcu radości - radości czytania, radości przeżywania z bohaterami ich historii. Bardzo się cieszę, że mogłam tego doświadczyć.
    Jesteś wspaniałą pisarką, z mnóstwem pomysłów, weną sięgającą gwiazd i prawdziwym kunsztem pisarskim. Widać, że to część Twojego życia. Podziwiam to, jak wiele możesz pisać, jak wiele masz pomysłów i jak genialnie wszystko zawsze opisujesz. Jesteś też wspaniałym człowiekiem. Dobrym i wrażliwym. W przeciwnym razie nie pisałabyś tak jak piszesz. W końcu jesteś moją siostrzyczką i jestem dumna, że mogę nazywać się Twoją siostrą. Choć wirtualną.
    Czekam na nowy wygląd i dalsze perełki.
    Z życzeniami weny.
    Unbe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak..to niesamowite, że akurat Ty narzekasz na szczęśliwe zakończenie! Świat zwariował xd. Wiem co mówiłam, że nie będzie pięknie. A jednak się pogodzili i dogadali. Mnie samej się to wydawało niemożliwe w 19 rozdziale. Serio, serio. Co Ci mogę napisać na pocieszenie tego szczęśliwego zakończenia? Wiem! Może skrobnę epilog? Taki bonus dla zainteresowanych? Ale do przeczytania na własną odpowiedzialność . Pasuje? :)
      Strasznie mnie wychwalasz siostrzyczko. Zarumieniłam się i jest mi bardzo, bardzo miło. Mam nadzieję,że następne historie wrzucane na tego bloga Cię nie rozczarują :) I uda mi się utrzymać Twoje zainteresowanie.
      :*

      Usuń
  2. A ja jestem zadowolona! :D
    Matt od początku wydawał mi się jakiś taki... no, niefajny xD Nie podobał mi się ten jego szantaż, ale nie spodziewałam się, żę w ostatnim rozdziale wyjdą takie intrygi! xD
    Podziwiam Cię za to normalnie, no! Żeby tyle rzeczy tu opisać? Mi się podoba! c:
    I cieszę się też, że nie opisałaś jak to od razu wpadają sobie w ramiona i wielki happy end. To by było dopiero kiczowate :D A tak jest pięknie *.*
    Ja jestem bardzi chętna na epilog i dalszą twórczość, zawsze :3
    I... powiedzmy sobie szczerze nie jestem najlepsza w pisaniu komentarzy, więc już Cię nie męczę c: I bardzo mi miło, że mnie pod koniec wyróżniłaś, bardzo dobrze, że zadziałało *.* c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sobie własnie pomyślałam, że zakończenie Ci się spodoba :)
      Prawda wyszła z cienia, kłamstwo ma krótkie nogi, choć w tym wypadku dałam "mu" kilka lata na ujawnienie się, a Anicie czas na życie ze wspomnieniami o mężczyźnie idealnymi:) Tylko potem,aby w ciągu kilkudziesięciu minut wywrócić jej świat do góry nogami i pozwolić myśleć sercem :)
      A wymienienie się należało :)
      Zapraszam za jakiś czas na kolejne wybryki mojej wyobraźni
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Nie mam pojęcia, czy te zakładki na górze mają działać czy nie. Na dwóch przeglądarkach sprawdzałam, pięknie się rozwijają, ale nic poza tym - nie działają te linki.
    Nina to nie mój nick, to jak jakbyś zwracała się do mnie po imieniu ;) Nick to tak naprawdę dopiero teraz mam :P
    Nie wiem, czy Ci wspominałam, ale zaskoczyłaś mnie tym rozdziałem, bo spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Teraz tak sobie myślę, że może nie powinnam czytać epilogu, skoro tak bardzo mi się spodobało :P W każdym razie ten ostatni rozdział dużo wyjaśnia, niektóre sprawy tak naprawdę nie do końca były jasne, ale doprowadziłaś te główne wątki do końca i chwała Ci za to. Przede wszystkim chodzi mi o zachowanie Anity, która myślała, że dostępuje dobrze, a sama była oszukiwana. Nawet zachowanie Matta mnie nie zaskoczyło, bo tan cały układ od początku mi się nie podobał, ale o Lucasa, bo nie tylko jej zburzyłaś obraz "boga" i człowieka doskonałego, ale czytelnikom na pewno również. Według mnie wyszła spójna całość, teraz można powiedzieć, że dosyć dużo przeszli oboje z Konradem, aby wyjść na prostą.
    I cóż, skończyłaś, będzie mi brakowało tego opowiadania ; _ ; Zawsze z chęcią czytałam, rzucałam się na nowy rozdział, bo, możesz wierzyć lub nie, ale to naprawdę wzbudza emocje i było bardzo prawdziwe. Jak najbardziej trafiłaś w mój gust. Poza tym mam już chyba trochę dosyć czytania o nastolatkach, chyba się starzeję ;P I nawet nie myśl, żeby rezygnować z blogosfery, bym Cię chyba nękała, żebyś nie odchodziła ;D
    Chyba wszystko, co chciałam Ci przekazać, napisałam, jeśli nie tu, to na gadu. Teraz mój Konrad będzie reprezentować architektów, oby godnie ;P Czekam na coś nowego i kolejną twoją męską postać :D Nooo, nie tylko męską, ale wiesz ;>
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to mam zapłon, ale w końcu odpowiadam.
      Nick zmieniony - przepraszam z rozpędu Twój poprzedni nick zdrobniłam. Już poprawione.
      Co do wyglądu szablonu - wszystko w "najbliższym"czasie będzie zmienione i będzie działać xd.
      Wracając do ostatniego rozdziału. Sama siebie zaskoczyłam, bo końcówka miała być... inna.
      Starałam się pokończyć wszystkie rozpoczęte wątki i wyjaśnić niewyjaśnione. Trochę tego dużo zbiega się w tym ostatnim rozdziale. No ale cóż - taka jego rola:)
      Ciesze się, że zaskoczyłam Cię obaleniem mitu Lucasa - taki był mój zamysł od początku, dlatego Anita tak go idealizowała. I dlatego zachowywała się tak, a nie inaczej, wydawało się jej, że swoim zachowaniem czci pamięć ideału. A okazało się, że ideał sięgnął bruku :) Na dokładkę jej wspomnienia okazały się czystymi mrzonkami. Faktycznie oboje z Konradem pokonali długą drogę i pewnie jeszcze wiele przed nimi - jednak wyobrażenie tego "co dalej" sobie pozostawiam czytelnikom.
      Nie wiem czy napisze epilog, waham się. Może kiedyś zaskoczę kogoś kto tu będzie zaglądał takim małym "bonusem".
      Tak - teraz obowiązki Głównego Architekta przejmuje Twój Konrad. Z przyjemnością będę czytać o jego mokrych podkoszulkach xd
      I nie znikam z tego bloga. Co prawda następne będzie o nastolatkach -ale może się skusisz, pomimo tego, że troszkę je już znasz:)

      Usuń
  4. Że ja tu wcześniej nie trafiłam! Świetne opowiadanie. Czytając je, miałam wrażenie, że to się dzieje naprawdę. Tak to opisywałaś, w ogóle ta cała historia jest jak prawdziwa, jakby przydażyła się komuś prawdziwemu. Trafiłam tutaj jak pojawił się ostatni rozdział, więc przeczytałam najpierw ten, potem od początku. Jak mi się podobały te scenki, gdzie Konrad jeszcze nie poznał Anity, a pracowali razem, dogadywali się jak starzy znajomi. I potem to jak wreszcie Anita dopuściła go do siebie. To było świetnie. I też nie chciałam, aby Anita była z Mattem. Anita miała ogromne szczęście, że Konrad jej wybaczył i że są razem. Jednak czuję pewnien niedosyt. Bo chciałabym przeczytać jeszcze np ślub itp :D ale ogólnie mówiąc, opowiadanie było cudowne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam:) Bardzo mi miło, że poświeciłaś swój czas i przeczytałaś całe opowiadanie ( to jest prawie 170 stron w wordzie). Uff, to znaczy, że nie "zabiłam" opowiadania, skoro po zaczęciu od ostatniego rozdziału wróciłaś do prologu :)
      Cieszę, się że historia Anity i Konrada wydała Ci się realna. Choć niestety Anita ani Konrad nie mają swoich odpowiedników w rzeczywisty świecie. Zresztą Anita, jak Anita, ale taki Konrad mógłby gdzieś żyć naprawdę. Wcale bym się nie obraziła xd.
      Opisu ślubu nie będzie, nie wiem czy Anita zdecydowałaby się na, jakby na to nie spojrzeć, trzecie podejście. Choć, Konrad ma duży dar przekonywania :) To już koniec tej historii. Resztę można sobie samemu "dowyobrazić".
      Dziękuję za komentarz i zapraszam pod koniec października na nowy tekst. Tym razem o Magdzie i Marcinie.

      Usuń