poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział jedenasty.



        W poniedziałek rano, do sali Darka, wtoczyła się grupa lekarzy z potężnym mężczyzną o ziemistej cerze i wysuniętej szczęce. Anicie nie wiadomo czemu skojarzył się z pitbulem.
– Witam panią, pani jest córką? – Zapytał
– Tak – odpowiedziała zdecydowanie. – Mogę zostać?
– Nie widzę przeciwwskazań – skinął łaskawie głową. – Pani doktor Kramer, proszę przedstawić historię pacjenta.
Pacjent Grabowski Dariusz, lat 56, przyjęty w piątek o godzinie trzynastej z powodu bólu w klatce piersiowej trwającego od pół godziny. Przy przyjęciu w EKG uniesienia odcinka ST w odprowadzeniach typowych dla zawału lewej komory serca, zastosowano skuteczne leczenie reperfuzyjne... – z ust lekarki wypływał niezrozumiały dla Anity bełkot medycznych określeń. Każdy zawód ma swoją specyfikę, pomyślała i ponownie zaczęła słuchać wywodu – ...w dniu dzisiejszym u pacjenta jest przewidziane ECHO przezprzełykowe. Czy rozumie Pan, na czym polega badania i wyraża na nie zgodę?
Czy to konieczne? – Zapytał Dariusz cicho.
Tak. Pozwoli nam to lepiej ocenić stan pana serca – odpowiedziała Kremer.
Dobrze, zgadzam się – kiwnął głową. – W takim razie proszę pozostać na czczo, za jakąś chwilę wrócę do pana.
Proszę pokazać badania. - Pitbull przejrzał pobieżnie podane dokumenty, od czasu do czasu kiwając głową. – Zaczekamy na wyniki badania, jeśli wszystko będzie w porządku, rozpoczniemy rehabilitację, koniec leżenia. Niedługo wróci pan do domu – uśmiechnął się pokrzepiająco. Do widzenia – ruszył w kierunku drzwi, a biały pochód za nim.
Pani doktor – Anita wyszła za lekarką z sali Dariusza. – Czy może się pani ze mną spotkać po tym badaniu, chciałabym porozmawiać…

Lekarka rozejrzała się dookoła, pochód lekarzy znikał w sali obok.
– Za godzinę w bufecie na dole, teraz muszę iść – odpowiedziała szybko.
****
        Blondynka wróciła do sali, gdzie przy łóżku Darka siedziała już Hanna. Przekazała jej najnowsze informacje. Gdy Darek został zabrany na badanie, razem przeszły do bufetu i zamówiły kawę. Monika Kremer dołączyła do nich za godzinę.
Witam panią – skinęła Hannie. – Pan Dariusz jest już z powrotem na sali.
Pójdę do niego w takim razie. Proszę wszystko przekazać Anitce, ona ma lepszą głowę do tego typu informacji – uśmiechnęła się przepraszająco i wstała od stolika.
Jak badanie? – Zapytała Anita na pozór spokojnym głosem. W rzeczywistości bardzo bała się tego, co usłyszy.
Dobrze, bardzo dobrze. Na szczęście moje obawy się nie sprawdziły. Przykro mi, że czekała pani na tą informację, aż do dzisiaj, ale w piątek nie miał już kto wykonać tego echa.
A dlaczego chciała je pani wykonać?
W piątek, obraz w echu przezklatkowym był niejednoznaczny, dlatego nalegałam na echo przezprzełykowe. – Monika Kremer wyciągnęła zdjęcia z koperty, którą przyniosła ze sobą i pokazała je Anicie. - Widzi pani tutaj jest zmiana i ona mnie niepokoiła. Okazała się tylko artefaktem. Nie mniej uważam, że ze względu na cukrzycę, pan Darek powinien przejść pełne badania ogólne, jak i bardziej szczegółowe badania kardiologiczne – zakończyła.
Dziękuje za wyjaśnienie. Kiedy będzie miał resztę badań, o których pani mówi?
U nas? Za jakieś sześć miesięcy – odpowiedziała lekarka.
Pół roku? – Zdziwiła się Anita. – Trochę długo, rozumiem, że taki czas oczekiwania mu nie zaszkodzi.
Nie wiem. Może być wszystko w porządku, ale nie musi. Gram z panią w otwarte karty – westchnęła Kremer.
To czemu ma na nie czekać aż tyle?
Szczerze? Kasa, brak kontraktów, musimy ciąć koszty.
Jeśli powodem czekania są pieniądze...ja nie żartowałam z tymi wolnymi środkami. Te wszystkie badania, można wykonać gdzie indziej, prawda?
Tak. Na pewno znajdzie pani prywatną klinikę, która wykonuje takie usługi, skoro pieniądze nie stanowią dla pani problemu.
A za granicą?
Za granicą? Tak, oczywiście, zapewne i sprzęt mogą mieć lepszy. Niestety, nasza służba zdrowia nie zawsze dysponuje tym, czym chcielibyśmy dysponować.
Holandia?
Holandia? Myślę, że tak.
Dobrze, dowiem się co potrzebują. Jaką dokumentację. Czy w razie czego, mogę liczyć na pani pomoc?
Moment – lekarka potrząsnęła głową. – Od tak załatwi pani badania w innym kraju?
Dokładnie. – Anita uśmiechnęła się szeroko. – Proszę dać mi troszkę czasu. Ile jeszcze Darek tu będzie?
Pan Dariusz dzisiaj rozpocznie rehabilitację... Myślę, że do piątku, potem go wypiszemy. I oczywiście pomogę przy dokumentacji. Przepraszam, że się tak dziwię, ale nie często spotykam się z taką postawą. Tym bardziej, że nie jesteście państwo rodziną.
Chociaż tyle mogę dla nich zrobić – odpowiedziała jej Anita.
          Gdy Vetter wróciła do Gołębiowskiego, ten spał po badaniu. Hanna siedziała z książką na kolanach. Podniosła oczy i przyjrzała się uważnie dziewczynie.
Co się dowiedziałaś, córciu?
Wszystko jest w porządku. Badanie nic nie wykazało. Chodźmy na korytarz, niech się prześpi w spokoju – pogłaskała Darka po ręce.
Na korytarzu usiadły na drewnianej białej, odrapanej ławce. Zieleń korytarza w świetle jarzeniówek wyglądała trupio.
Zawsze się zastanawiałam czemu malują wszystko na zielono lub niebiesko – Anita machnęła w ręką w stronę ścian – to wygląda upiornie.
Chyba nie kolorze farby chciałaś porozmawiać – kobieta spojrzała na nią poważnie.
Nie, nie o tym – westchnęła Vetter. – Powiem to szybko i od razu mówię, że nie przyjmuję do wiadomości odmowy. Teraz z panem Darkiem sytuacja jest stabilna. Doktor Kremer zaleca jednak przeprowadzenie dodatkowych badań. Tutaj , jak się od niej dowiedziałam, Darek będzie czekał na nie co najmniej pół roku. Pomyślałam, że mogę wykorzystać moje kontakty w Holandii i tam załatwić wszystkie badania. Moglibyście lecieć w przyszłym tygodniu, może pod koniec. Tylko, że nie wiem, czy wrócilibyście na święta?
Anitko, proponujesz badania w innym kraju, gdzie narażasz się na ogromne koszta , a martwisz się świętami? - Hanna popatrzyła na nią zdziwiona. - Kochanie, daj pokój, poczekamy na te badania tutaj, to za dużo pieniędzy.
Nie rozmawiam o pieniądzach – Anita przybrała swoją biznesową, twardą maskę. – Ja czekam tylko na wyrażenie zgody. Darek nie może czekać pół roku, masz zamiar Haniu martwić się, czy wróci, gdy wyjdzie po zakupy do sklepu? Albo będzie przycinał krzaki? Taki stres doprowadzi do tego, że za miesiąc to ciebie będę tu odwiedzać. Tam go przebadają, dokładnie i szybko. Załatwię wam pobyt, podróż i tłumacza. Mam nadzieję, że wszystko nie zajmie dłużej niż tydzień.
To na święta wrócimy, a przynajmniej powinniśmy – Hanna się uśmiechnęła – nie potrafię się nie zgodzić Anitko. I obiecuję, że będę grzeczna i nie będę się już kłócić.
I mieć oporów, wyrzutów , czy jak to tam nazwiemy?
Twarda jesteś, trudne warunki – roześmiała się kobieta.
Muszę Haniu, muszę. - Anita objęła ją ramieniem. – Teraz zamówię taksówkę i pojadę do firmy. Wrócę wieczorem. Na razie.
Pa.

***
          Do pracy dojechała mocno spóźniona, utknęła w korku na Alei Niepodległości, gdy weszła do biura, za kontuarem recepcji siedziała nieznana jej dziewczyna.  
Dzień dobry – powitała ją z uśmiechem – pani do kogo?
Do siebie pani Sylwio. – Anita rzutem oka odczytała imię na plakietce. – Anita Vetter. Miło mi – wyciągnęła rękę do dziewczyny. – Rozumiem, że zastępstwo?
Tak. Przepraszam – dziewczyna się zaczerwieniła – nie znam jeszcze wszystkich...
Rozumiem, nie ma sprawy. Na razie proszę nikogo do mnie nie wpuszczać i nie łączyć mnie z nikim.
Dobrze pani prezes.
Anita najpierw zajrzała do Jowity. Przyjaciółka siedziała zatopiona w papierach.
Mogę? – Zastukała w futrynę
Anita! – Kadrowa zerwała się zza biurka. – Nie oddzwoniłaś! – Pogroziła palcem. – Wszystko ok?
Przepraszam, w sobotę byłam zmęczona, a niedzielę spędziłam w szpitalu – cmoknęła brunetkę w policzek. – Tak, u Darka kryzys zażegnany. Ale muszę trochę pobyć w Sopocie. Zajmiesz się tu wszystkim z Konradem. Jestem pod telefonem i mailem w razie problemów.
Oczywiście, że tak. Niczym się nie martw. Poznałaś już zastępczynię Anny?
Tak. Nie chciała mnie wpuścić. Zapomniałam, że ktoś miał dzisiaj przyjść. Słuchaj, idę teraz do siebie, potem poproszę Konrada. Muszę jeszcze załatwić parę telefonów. Darek, wymaga dalszych badań, to bardziej profilaktyka, ale u nas czekałby. Oczywiście można je wykonać prywatnie, ale jeśli już mam go gdzieś przebadać, wolę to zrobić w Rotterdamie.
Rozumiem. Wyjedziesz wcześniej w związku z tym?
Nie. Nie ma takiej potrzeby. Załatwię im tłumacza na miejscu. I oczywiście będzie też tam Mathias...
Mathias. – Jowita znacząco uniosła brwi.
Och, daj spokój! – Anita z irytacją potrząsnęła głową.
Nie denerwuj się. Ale nie mogłam się powstrzymać. Nie często spotyka się taki układ. Nie, nie oceniam, tylko zawsze byłam ciekawa, jak ty to pogodziłaś.
Wiesz o Lucasie. Mathias był rozwiązaniem, zresztą on sam o tym wiedział.
Ale Luc zrobił ten zapis...
Nie ważne, że go zrobił. Mat jest tylko...Mathiasem. Koniec rozmowy. Do Rotterdamu jadę dopiero pod koniec roku, po naszej wigilii firmowej. Nie dobijaj mnie tym tematem wcześniej.
Nikt, kto by na ciebie patrzył, nie pomyślałby, że masz tak zawiły życiorys. – Podsumowała Jowita. Anita w odpowiedzi pokazała jej język i wyszła.

          Vetter, zanim dotarła do swojego gabinetu, zahaczyła jeszcze o kuchnię, gdzie natknęła się na Konrada.
Cześć – rzuciła od progu. Postanowiła spontanicznie nie wracać do zdystansowanej formy zwracania się do Steca.
Cześć. Kawy? – Odstawił kubek trzymany w dłoniach i podszedł do niej pomagając jej zdjąć płaszcz.
Poproszę. – Przyjrzała mu się, gdy nasypywał świeżą porcją kawy do dozownika ekspresu. Miał zapuchnięte oczy i lekko drżały mu dłonie. Kacyk, pomyślała. Milczeli dopóki urządzenie nie zaczęło szumieć. – Nie słodzę.
Tak też pomyślałem – powiedział i podał jej filiżankę espresso. – W domu wszystko w porządku?
Yhym. Konrad...dziękuję, że w piątek nie pozwoliłeś mi prowadzić.
Nie ma za co. Taka informacja każdego może wytrącić z równowagi. Dzisiaj nie przyjechałem autem, ale mam przy sobie – przeszedł do szafy z płaszczami i z kieszeni kurtki wyciągnął wspomniane rzeczy. Oparł się plecami o blat obok niej. Ujął dłoń dziewczyny i wsunął w nią kluczyki i dokumenty.
Dziękuję – oderwała się od szafek i wrzuciła wszystko do torebki.
Co mi kurwa kazałaś zrobić! – W drzwiach w kuchni stanął, dysząc ciężko, Grabiński. Konrad instynktownie zasłonił Anitę sobą.
Moment koleś. Nie tym tonem – powiedział siląc się na spokój. Anita z za pleców Steca przyjrzała się uważnie intruzowi. Blondyn wyglądał koszmarnie. Był zarośnięty, włosy miał splatane. Zapuchnięte oczy i brudne, wymięte ubranie, dopełniały obrazu. Ale nie miał nic uszkodzone, był cały. Odetchnęła z ulgą.
Co ty tu robisz? Wyjdź i przyjdź jak będziesz trzeźwy, jeśli umówisz się na spotkanie – powiedziała.
Umówię się? Umówiłem się w sobotę z twoim nowym przydupasem. Wystawił mnie do wiatru! – Wskazał ręka na Konrada.
Nie wnikam z kim umawia się pan Stec. Jednak akurat z tobą nie powinien. – Chciała wyminąć Konrada, ale ten zastopował ją wyciągając rękę. Została na swoim miejscu. Wcisnęła tylko mały guziczek ukryty pod blatem, który alarmował ochronę. – Czego chcesz? I co niby ci zrobiłam? – Rzuciła drwiąco.
Grabiński zaczął rozpinać koszulę. Na jego piersi dużymi literami, pochyłą czcionką było wytatuowane imię Anna i Zuzia wraz z datą urodzin małej. Pod spodem mniejszymi literami widniał napis „moje kobiety”. Anita wybuchła niekontrolowanym śmiechem. Tomasz doskoczył do niej, ale zatrzymał się na wyciągniętej ręce Konrada.
I ja ci to niby zrobiłam? – Blondynka nie przestawała się śmiać, w myślach gratulowała Jezierskiemu – Jak? Cały weekend spędziłam w Sopocie, zajęta swoimi sprawami. Nie odpowiadam za to, co robisz po pijaku. Piękny tatuaż, będziesz miał pamiątkę do końca życia. – Wyminęła Konrada i stanęła przed Tomaszem. – Zaraz będzie tu ochrona. Tomku pamiętaj tylko o jednym. Mnie, się nie zdradza.
W oczach mężczyzny ponownie zapłonęła furia i Stec poważnie pomyślał , że będzie musiał użyć siły. W tym momencie do kuchni wpadło dwóch ochroniarzy biurowca i wyciągnęli Grabińskiego. Za nimi w drzwiach pojawił się Rafał i Adam.
W porządku? – Jednocześnie zapytali Anitę.
Tak. Grabiński był pijany. Konrad – odwróciła się do Steca – chodź ze mną do mojego gabinetu. Musimy porozmawiać. Zebrała torebkę i ruszyła do siebie.
         Brunet idąc korytarzem za nią myślał nad ostatnim zdaniem skierowanym przez Vetter do Tomka. Zabrzmiało co najmniej dwuznacznie. Pomyślał, że w tym przypadku powiedzenie „Nie zna piekło straszliwszej furii nad wściekłość rozgniewanej kobiety.” było jak najbardziej na miejscu.
Co to było? – Konrad zapytał bez zbędnych wstępów, gdy tylko zamknął drzwi do gabinetu Anity.
Zemsta – odpowiedziała krótko. – Ja byłam tylko pośrednikiem – uniosła dłonie w obronnym geście.
A ja środkiem – gorzko dokończył Stec.
Ale w szlachetnym celu. Przepraszam na razie więcej nie powiem. Nie dlatego, że nie mogę, tylko dlatego, że nie znam szczegółów.
I tak jesteś mi winna pójście ze mną na kolację – Konrad usiadł na sofie i popatrzył na blondynkę znacząco.
Wiem – uśmiechnęła się lekko – nie bój się, pamięć mam dobrą i dotrzymuje obietnic.
Dzisiaj wieczorem? – Brunet łapał okazję.
Konrad – Anita delektowała się wypowiedzeniem tego imienia na głos. – Musimy to przełożyć. Trochę będę popracować poza biurem. W związku z tym mam prośbę, abyś przejął wszystkie sprawy dotyczące projektów. Resztą zajmie się Jowita i Wiktor. Ja będę po telefonem i mailem w razie problemów.
Dobrze – Stec wstał z sofy i podszedł do dziewczyny, która opierała się o blat biurka. Spojrzał w dół i jego wzrok przypadkiem wślizgnął się w zagłębienie poniżej szyi blondynki. Wyglądało rozkosznie. Na moment stracił wątek – Zajmę się wszystkim. Nie martw się o nic. A będę mógł zadzwonić do ciebie w sprawie mniej służbowej?
Ehymm...zależy jak mało służbowa ona będzie – odpowiedziała, podnosząc głowę i patrząc mu w oczy.
A gdybym powiedział, że będę dzwonił po to, aby usłyszeć twój głos? – Nachylił się nad nią bardziej, opierając dłonie na biurku obok jej rąk.
To dla unormowanie twojego tętna, będę ci czytać wtedy wyniki z tabeli sportowej, monotonnym głosem – ze śmiechem odepchnęła go lekko i wywinęła się z pułapki jego ramion, nurkując pod ramieniem.
Nie uciekaj ode mnie – odwrócił się i poważnym wzrokiem spojrzał na nią. Anita też spoważniała.
Powinnam. I to daleko. Ale czasami mój chłodny tok rozumowania nie przemawia nawet do mnie. Zranisz mnie.
Anita...
A ja zranię ciebie. Ale wiesz co? Mam to w dupie. – Podeszła do niego i pogłaskała go po policzku. – Porozmawiamy o tym w innym miejscu i czasie. Teraz mam co innego na głowie.
Konrad stał przed nią jak zamurowany. Spodziewał się całkowicie innej odpowiedzi na swoje słowa. Zaskoczyła go. Miał ochotę ją przytulić, całować, pieścić. Teraz, natychmiast. Jednak coś mu podpowiadało, że musi rozegrać to powoli. Po raz pierwszy chciał to rozegrać powoli, tak jak należy. Złapał rękę dziewczyny i pocałował wnętrze dłoni. – Zaczekam. I cię nie zranię. Obiecuję – powiedział i wyszedł z gabinetu zamykając cicho drzwi za sobą.
Ale ja cię zranię. I to mocno – wyszeptała w pustą przestrzeń.


***
         W środę popołudniu Anita siedziała wraz z Moniką Kremer w bufecie i relacjonowała swoje postępy w załatwianiu badań w Rotterdamie.
Czy będę mogła wypożyczyć do skserowania wszystkie badania i kartę szpitalną? – Zapytała lekarki.
Jasne, że tak. Co więcej sama pani te kserokopię dostarczę. Ma pani kto je przetłumaczyć?
Tak. Z tłumaczem nie mam problemu. W każdym razie, w przyszłym tygodniu Darek odleci do kliniki. Jak wszystko pójdzie dobrze, to wrócą do domu przed wigilią.
Niesamowicie szybko to pani zorganizowała, jestem pełna podziwu. Pan Darek ma szczęście.
To nie tak – Anita się zawstydziła. – Ja po prostu robię to co uważam za słuszne. I to ja mam szczęście, że trafiłam na takich ludzi. Są mi bardzo bliscy, oboje.
Traktują panią jak córkę. Nie zawsze ten kto nas urodził jest w pełni naszym rodzicem. Bycie matką, czy ojcem, to nie tylko danie życia, czy dawanie kieszonkowego to bardziej złożona funkcja… przepraszam nie chciałam obrazić pani rodziców oczywiście – Monika zmieszała się.
Nie, nie obraziła pani. Moje rodzice są, powiedzmy, że są trudni. I sama nie wiem czemu mówię o tym wszystkim obcej osobie.
Czasami obcej osobie jest łatwiej powiedzieć…
Monika! – Głowa jakiegoś chłopaka w kitlu pokazała się w drzwiach bufetu.
 – Szybko, Gołębiowski ma zawał!
Cholera! Już lecę!
Anita zerwała się równo z lekarką i wybiegły razem z bufetu. Gdy dobiegły do sali, Kremer odwróciła się i zdecydowanym głosem powiedziała:
Ty tu zostajesz, będziesz tylko przeszkadzać!
Anita zatrzymała się w progu. Lekarze już działali. Ktoś wykonywał masaż serca, ktoś inny podłączał aparaturę. Monika trzymała w rękach defibrylator. Przyłożyła łyżki do nagiej klatki Darka, coś krzyknęła. Ciało Gołębiowskiego uniosło się w drgawkach. Vetter zamknęła oczy i osunęła się po futrynie drzwi. Czyjeś dłonie objęły ją w pasie, ktoś podciągnął ją do góry i posadził na krześle w korytarzu. Nie protestowała.
Co się stało córeczko? Dobrze się czujesz? Anita! – Wysoki szczupły mężczyzna wpatrywał się w Vetter oczami w kolorze orzechów.
Tatuś! Co ty tu robisz? – Blondynka w końcu podniosła głowę i rozejrzała się zdezorientowana.
Jestem Anitko, jestem. Co się dzieje? Czy tam ...w sali... to...
Tak, reanimują Darka, miał znowu zawał. Hania jest w domu, wysłałam ją żeby odpoczęła. Dariusz zasnął , a ja zeszłam do bufetu aby pogadać z jego lekarką i wtedy...
Jest w szpitalu, zajmą się nim. Nie martw się. – Sylwester Wolski mocniej objął córkę i przytulił ją do siebie. W głębi duszy zastanowił się czy gdyby to on był w tej sali, jego mała dziewczynka zareagowałaby tak samo? Bał się odpowiedzi na to pytanie, więc je porostu wypchnął z umysłu. – Wszystko będzie dobrze.
Czemu to tak długo trwa? - Anita jęknęła. – Tato co tu robisz? Jesteś jedną z ostatnich osób które spodziewałabym się zobaczyć.
Też się cieszę, że cię widzę...
Przepraszam, wybacz. To było nietaktowne z moje strony.
Ale szczere. Zresztą nie dziwię się twojej reakcji. Jednak teraz nie czas na naprawianie rodzinnych więzów. Wiem o waszej rozmowie, to znaczy część wyciągnąłem z matki, reszty mogłem się domyślić. Mam dość kłamstw mojej żony, chciałem się dowiedzieć jak jest u ciebie i z tobą naprawdę. Dzwoniłem, ale albo mam nieaktualny numer twojej komórki, co brzmi równie strasznie dla mnie, jak to, że jednak mam właściwy, a ty nie chciałaś ze mną rozmawiać. Wsiadłem w samochód i przyjechałem do Sopotu, a tam pani Hanna powiedziała mi gdzie jesteś. Wiem o wigilii i mogę zapewnić, że niezależnie od decyzji mamy, ja ją spędzę z tobą. Chyba, że nie chcesz...
Och tato! Pewnie, że chcę. Wszystko się tak cholernie pogmatwało. U mnie w życiu, w naszych relacjach, ale teraz nie czas na poważne rozmowy. Cholera, czemu oni tak długo nie wychodzą!
Jak by na życzenie Anity z sali Darka wyszła Kremer. Szybkim krokiem podeszła do blondynki, przykucnęła przed nią i złapała ją za rękę.
Unormowaliśmy go. Teraz zrobię dodatkowe badania i wtedy powiem pani wszystko. Proszę nie wystraszyć przewieziemy go teraz na intensywną, będzie pod stałym nadzorem.
Dziękuję – Anita odetchnęła głębiej – za ile będą wyniki?
Postaram się jak najszybciej dać znać. Proszę zadzwonić po panią Hanię...
Dobrze. Tutaj jest mój numer – wcisnęła lekarce wizytówkę – proszę zadzwonić jak będzie pani coś wiedzieć. Będę gdzieś tutaj.
Zadzwonię – zapewniła ją.


***
         Półtorej godziny później siedzieli we trójkę przed pokojem lekarzy. Ojciec Anity pojechał i przywiózł do szpitala Gołębiowską. Teraz z zazdrością patrzył, jak obca dla niego kobieta, trzyma jego córkę za rękę i machinalnie głaszcze ją po głowie. Wyglądały jak...matka z córką. Zmartwione stanem zdrowia bliskiej osoby. Nie przypominał sobie momentu, aby rodzona matka Anity okazywała jej taką czułość. I by Anita tak troszczyła się o swoją rodzicielkę. Zawsze ze sobą walczyły. Dorota traktowała ją bardzo surowo. A on się nie wtrącał, tak było wygodniej. Sylwester Wolski był inżynierem, projektował sieci telekomunikacyjne i w związku ze swoją pracą często wyjeżdżał. Domem zajmowała się Dorota. Daria urodziła się, gdy oboje byli na studiach. On je skończył, a młodo upieczona mama, poświeciła się dla maleństwa , które stało się oczkiem w jej głowie. Nie planowali drugiego dziecka, żyło im się wygodnie we trójkę. Gdy Daria miała 10 lat , Dorota zaszła w ciąże z Anitą. To on namówił żonę aby nie usuwała, choć według ówczesnych wskazań medycznych mogła to zrobić. Wtedy ciąża u 34-latki była czymś dosyć rzadkim, nie tak jak teraz. Ponadto przyszła mama miała problemy z tarczycą i hormonami. Anita urodziła się zdrową, duża dziewczynką. Sylwester do tej pory pamiętał jak spojrzała na niego tęczówkami w kolorze jego oczu. To spojrzenie było takie mądre. Położna powiedziała mu wtedy, że jego córka ma „starą duszę”. Dorota się tego stwierdzenia wystraszyła. Nie potrafiła darzyć miłością małej tak jak obdarzyła Darię. Teraz z perspektywy czasu wiedział, że jego żona doznała depresji poporodowej – wtedy nikt o takiej chorobie nie wiedział. Wolski po urodzeniu Anity przestał wyjeżdżać, zajmował się córeczką. Spadły ich dochody, stopa życia się obniżyła, a Dorota obwiniała o to Anitkę. Jakby niemowlę było temu winne. Do pomocy ściągnęli jego mamę. To ona zajmowała się do swojej śmierci małą. On wrócił do pracy i wmawiał sobie, że wszystko jest dobrze. Tak było wygodniej. Teraz patrząc wstecz, zastanawiał się jak mógł być tak głupi. Jego córka wolała obcych ludzi od swoich rodziców. Nie wiedział, czy ich relacje da się jeszcze naprawić, ale obiecał sobie, w tym nieprzyjaznym korytarzu sopockiego szpitala, że zrobi wszystko, aby nie było gorzej.
Zapraszam panie do mnie – Monika Kremer wyszła z jakieś pracowni na lewo od nich i otworzyła drzwi pokoju lekarskiego. Weszły za nią i usiadły na fotelach. Lekarka przetarła zmęczone oczy. – Będę mówić otwarcie. Stan pana Darka mocno się pogorszył. Doszło do uszkodzenia zastawki mitralnej. To jedna z zastawek w sercu. Moim zdaniem pacjent kwalifikuje się do natychmiastowego zabiegu...
Mąż musi mieć operację? – Przerwała Hanna.
Tak. Musi. Choć zapewne od mojego przełożonego usłyszycie, że nie ma pośpiechu. Że najpierw dodatkowe badania, na które się czeka, leczenie farmakologiczne i tak dalej. Ryzykuję karierę mówiąc panią to wszystko. Hierarchia przede wszystkim, ale mnie jeszcze zależy na pacjencie. Wiem też, od pani Anity, że ma możliwości...
Mam. Czy teraz zachodzą te same przyczyny o których rozmawiałyśmy, gdy chodziło o same badania? - Krótko zapytała Vetter.
– Tak. Też. Ponadto tutaj pana Darek będzie operowany metodą tradycyjną, co w jego stanie według mnie nie jest wskazane. W Europie przeważnie wykonuje się taką operację mało inwazyjnie i ze sztuczną zastawką. Mniejszy stres pooperacyjny, szybsze gojenie, mniejsza możliwość powikłań. Gdyby nie to o czym mówiła pani Vetter, nie odważyłabym się...
Dziękuje pani doktor. Kiedy mogę zabrać stąd Darka? – Anita nachyliła się w stronę kobiety.
Myślę, że niedziela nie jest terminem wziętym z sufitu.
Czy może pani z nim jechać?
Do Holandii?
Tak. Do kliniki w Rotterdamie dokładnie. Kosztami proszę się nie martwić. Opłacę i zapłacę za wszystko. – Anita patrzyła na lekarkę wyczekująco.
Zaskoczyła mnie pani propozycja, ale tak się składa, że od poniedziałku mam urlop. Malowanie mieszkania poczeka. Ale pojadę prywatnie, nie jako przedstawiciel szpitala.
Pojedzie pani jako osobisty lekarz. Dziękuję. A teraz przepraszam, muszę zadzwonić. Proszę powiedzieć wszystko co musimy teraz wiedzieć Hannie. Ja wrócę za moment. – Anita wstała z fotela i wyszła na korytarz.

Anitko i co? – Sylwester poderwał się z krzesła.
Darek musi mieć wymienioną zastawkę. Muszę zadzwonić, najszybciej wykonają ten zabieg w Rotterdamie. Załatwię wszystko.
Jak załatwisz? Operację? Przez telefon? – Zdumienie odmalowało się na twarzy mężczyzny.
Tak tato. Dokładnie – dziewczyna sięgnęła do torebki, wyciągnęła z niego telefon i wybrała numer. Po chwili odezwała się w obcym języku. Wolski domyślił się, że to holenderski. – Mathias kochanie to ja. Przepraszam, że tak późno, ale potrzebuję twojej pomocy.
Skarbie, zadzwoniłaś. Dla ciebie wszystko. Stęskniłem się – odpowiedział mężczyzna po drugiej stronie.
Potrzebuję firmowy samolot do dyspozycji. Najprawdopodobniej na niedzielę. Jutro podam szczegóły.
Gdzie?
Lotnisko w Gdańsku. Trzy osoby i jeden chory. Powiedzmy, że transport medyczny.
Dokąd?
Do Rotterdamu – odpowiedziała cicho.
Witaj w domu kochanie. Spędzimy razem cudowne święta. – Odpowiedział jej mężczyzna z nutką triumfu w głosie.
Anita miała ochotę odpowiedzieć mu „pieprz się” ale wiedziała, że nie może sobie na to pozwolić, aż tak wielkiej władzy nie miała. Zamiast tego powiedziała – Tak kochanie, wracam do domu. Zadzwonię do ciebie jutro. Omówimy szczegóły.
Nie mogę się doczekać – Mathias Vetter rozłączył rozmowę.

Witam, z nowym rozdziałem, po dłuższej przerwie. Mam nadzieję  że ten kto czytał poprzednie dziesięć , przeczyta i jedenasty:) Kapryśna wena - raz jest, a kiedy indziej idzie na niezaplanowany urlop.
Przy tym rozdziale pragnę podziękować Hibi za konsultacje medyczne: Twoje rady i wskazówki były bezcenne. Bardzo dziękuję za czas i zaangażowanie.

2 komentarze:

  1. Nie mam pojęcia, czy się pogubiłam, czy to było specjalnie, ale ta końcówka mnie kompletnie rozwaliła i mam mętlik w głowie.! :P I chyba nic więcej nie napiszę, wybacz, jakoś nie mam weny ostatnio na pisanie komentarzy (w ogóle na pisanie tak właściwie). Daję jednak znać, że czytałam i czekałam na ten rozdział, więc bardzo się cieszę, że napisałaś nowy :D
    Pozdrawiam i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nina dziękuję za pamięć, pomimo tego,że ja tak dawno nie dawałam znaku życia. Co do końcówki rozdziału - jako autorce nie wypada mi napisać,że ja też mam mętlik. Więc nie napiszę:)

      Usuń