W
poniedziałek rano, do sali Darka, wtoczyła się grupa lekarzy z
potężnym mężczyzną o ziemistej cerze i wysuniętej szczęce.
Anicie nie wiadomo czemu skojarzył się z pitbulem.
– Witam
panią, pani jest córką? – Zapytał
– Tak –
odpowiedziała zdecydowanie. – Mogę zostać?
– Nie widzę
przeciwwskazań – skinął łaskawie głową. – Pani doktor
Kramer, proszę przedstawić historię pacjenta.
–
Pacjent Grabowski
Dariusz, lat 56, przyjęty w piątek o godzinie trzynastej z powodu
bólu w klatce piersiowej trwającego od pół godziny. Przy
przyjęciu w EKG uniesienia odcinka ST w odprowadzeniach typowych dla
zawału lewej komory serca, zastosowano skuteczne leczenie
reperfuzyjne... – z ust lekarki wypływał niezrozumiały dla
Anity bełkot medycznych określeń. Każdy zawód ma swoją
specyfikę, pomyślała i ponownie zaczęła słuchać wywodu –
...w dniu dzisiejszym u pacjenta jest przewidziane ECHO
przezprzełykowe. Czy rozumie Pan, na czym polega badania i wyraża
na nie zgodę?
–
Czy to konieczne? –
Zapytał Dariusz cicho.
–
Tak. Pozwoli nam to
lepiej ocenić stan pana serca – odpowiedziała Kremer.
–
Dobrze, zgadzam się
– kiwnął głową. – W takim razie proszę pozostać na czczo,
za jakąś chwilę wrócę do pana.
–
Proszę pokazać
badania. - Pitbull przejrzał pobieżnie podane dokumenty, od czasu
do czasu kiwając głową. – Zaczekamy na wyniki badania, jeśli
wszystko będzie w porządku, rozpoczniemy rehabilitację, koniec
leżenia. Niedługo wróci pan do domu – uśmiechnął się
pokrzepiająco. Do widzenia – ruszył w kierunku drzwi, a biały
pochód za nim.
–
Pani doktor –
Anita wyszła za lekarką z sali Dariusza. – Czy może się pani
ze mną spotkać po tym badaniu, chciałabym porozmawiać…
Lekarka
rozejrzała się dookoła, pochód lekarzy znikał w sali obok.
–
Za godzinę w bufecie na dole, teraz muszę iść –
odpowiedziała szybko.
****
Blondynka
wróciła do sali, gdzie przy łóżku Darka siedziała już Hanna.
Przekazała jej najnowsze informacje. Gdy Darek został zabrany na
badanie, razem przeszły do bufetu i zamówiły kawę. Monika Kremer
dołączyła do nich za godzinę.
–
Witam panią –
skinęła Hannie. – Pan Dariusz jest już z powrotem na sali.
–
Pójdę do niego w
takim razie. Proszę wszystko przekazać Anitce, ona ma lepszą głowę
do tego typu informacji – uśmiechnęła się przepraszająco i
wstała od stolika.
–
Jak badanie? –
Zapytała Anita na pozór spokojnym głosem. W rzeczywistości bardzo
bała się tego, co usłyszy.
–
Dobrze, bardzo
dobrze. Na szczęście moje obawy się nie sprawdziły. Przykro mi,
że czekała pani na tą informację, aż do dzisiaj, ale w piątek
nie miał już kto wykonać tego echa.
–
A dlaczego chciała
je pani wykonać?
–
W piątek, obraz w
echu przezklatkowym był niejednoznaczny, dlatego nalegałam na echo
przezprzełykowe. – Monika Kremer wyciągnęła zdjęcia z
koperty, którą przyniosła ze sobą i pokazała je Anicie. - Widzi
pani tutaj jest zmiana i ona mnie niepokoiła. Okazała się tylko
artefaktem. Nie mniej uważam, że ze względu na cukrzycę, pan
Darek powinien przejść pełne badania ogólne, jak i bardziej
szczegółowe badania kardiologiczne – zakończyła.
–
Dziękuje za
wyjaśnienie. Kiedy będzie miał resztę badań, o których pani
mówi?
–
U nas? Za jakieś
sześć miesięcy – odpowiedziała lekarka.
–
Pół roku? –
Zdziwiła się Anita. – Trochę długo, rozumiem, że taki czas
oczekiwania mu nie zaszkodzi.
–
Nie wiem. Może być
wszystko w porządku, ale nie musi. Gram z panią w otwarte karty –
westchnęła Kremer.
–
To czemu ma na nie
czekać aż tyle?
–
Szczerze? Kasa,
brak kontraktów, musimy ciąć koszty.
–
Jeśli powodem
czekania są pieniądze...ja nie żartowałam z tymi wolnymi
środkami. Te wszystkie badania, można wykonać gdzie indziej,
prawda?
–
Tak. Na pewno
znajdzie pani prywatną klinikę, która wykonuje takie usługi,
skoro pieniądze nie stanowią dla pani problemu.
–
A za granicą?
–
Za granicą? Tak,
oczywiście, zapewne i sprzęt mogą mieć lepszy. Niestety, nasza
służba zdrowia nie zawsze dysponuje tym, czym chcielibyśmy
dysponować.
–
Holandia?
–
Holandia? Myślę,
że tak.
–
Dobrze, dowiem się
co potrzebują. Jaką dokumentację. Czy w razie czego, mogę liczyć
na pani pomoc?
–
Moment – lekarka
potrząsnęła głową. – Od tak załatwi pani badania w innym
kraju?
–
Dokładnie. –
Anita uśmiechnęła się szeroko. – Proszę dać mi troszkę
czasu. Ile jeszcze Darek tu będzie?
–
Pan Dariusz dzisiaj
rozpocznie rehabilitację... Myślę, że do piątku, potem go
wypiszemy. I oczywiście pomogę przy dokumentacji. Przepraszam, że
się tak dziwię, ale nie często spotykam się z taką postawą. Tym
bardziej, że nie jesteście państwo rodziną.
–
Chociaż tyle mogę
dla nich zrobić – odpowiedziała jej Anita.
Gdy
Vetter wróciła do Gołębiowskiego, ten spał po badaniu. Hanna
siedziała z książką na kolanach. Podniosła oczy i przyjrzała
się uważnie dziewczynie.
– Co
się dowiedziałaś, córciu?
– Wszystko
jest w porządku. Badanie nic nie wykazało. Chodźmy na korytarz,
niech się prześpi w spokoju – pogłaskała Darka po ręce.
Na
korytarzu usiadły na drewnianej białej, odrapanej ławce. Zieleń
korytarza w świetle jarzeniówek wyglądała trupio.
– Zawsze
się zastanawiałam czemu malują wszystko na zielono lub niebiesko –
Anita machnęła w ręką w stronę ścian – to wygląda upiornie.
– Chyba
nie kolorze farby chciałaś porozmawiać – kobieta spojrzała na
nią poważnie.
– Nie,
nie o tym – westchnęła Vetter. – Powiem to szybko i od razu
mówię, że nie przyjmuję do wiadomości odmowy. Teraz z panem
Darkiem sytuacja jest stabilna. Doktor Kremer zaleca jednak
przeprowadzenie dodatkowych badań. Tutaj , jak się od niej
dowiedziałam, Darek będzie czekał na nie co najmniej pół roku.
Pomyślałam, że mogę wykorzystać moje kontakty w Holandii i tam
załatwić wszystkie badania. Moglibyście lecieć w przyszłym
tygodniu, może pod koniec. Tylko, że nie wiem, czy wrócilibyście
na święta?
– Anitko,
proponujesz badania w innym kraju, gdzie narażasz się na ogromne
koszta , a martwisz się świętami? - Hanna popatrzyła na nią
zdziwiona. - Kochanie, daj pokój, poczekamy na te badania tutaj, to
za dużo pieniędzy.
– Nie
rozmawiam o pieniądzach – Anita przybrała swoją biznesową,
twardą maskę. – Ja czekam tylko na wyrażenie zgody. Darek nie
może czekać pół roku, masz zamiar Haniu martwić się, czy wróci,
gdy wyjdzie po zakupy do sklepu? Albo będzie przycinał krzaki? Taki
stres doprowadzi do tego, że za miesiąc to ciebie będę tu
odwiedzać. Tam go przebadają, dokładnie i szybko. Załatwię wam
pobyt, podróż i tłumacza. Mam nadzieję, że wszystko nie zajmie
dłużej niż tydzień.
– To
na święta wrócimy, a przynajmniej powinniśmy – Hanna się
uśmiechnęła – nie potrafię się nie zgodzić Anitko. I
obiecuję, że będę grzeczna i nie będę się już kłócić.
– I
mieć oporów, wyrzutów , czy jak to tam nazwiemy?
– Twarda
jesteś, trudne warunki – roześmiała się kobieta.
– Muszę
Haniu, muszę. - Anita objęła ją ramieniem. – Teraz zamówię
taksówkę i pojadę do firmy. Wrócę wieczorem. Na razie.
– Pa.
***
Do
pracy dojechała mocno spóźniona, utknęła w korku na Alei
Niepodległości, gdy weszła do biura, za kontuarem recepcji
siedziała nieznana jej dziewczyna.
– Dzień
dobry – powitała ją z uśmiechem – pani do kogo?
– Do
siebie pani Sylwio. – Anita rzutem oka odczytała imię na
plakietce. – Anita Vetter. Miło mi – wyciągnęła rękę do
dziewczyny. – Rozumiem, że zastępstwo?
– Tak.
Przepraszam – dziewczyna się zaczerwieniła – nie znam jeszcze
wszystkich...
– Rozumiem,
nie ma sprawy. Na razie proszę nikogo do mnie nie wpuszczać i nie
łączyć mnie z nikim.
– Dobrze
pani prezes.
Anita
najpierw zajrzała do Jowity. Przyjaciółka siedziała zatopiona w
papierach.
– Mogę?
– Zastukała w futrynę
– Anita!
– Kadrowa zerwała się zza biurka. – Nie oddzwoniłaś! –
Pogroziła palcem. – Wszystko ok?
– Przepraszam,
w sobotę byłam zmęczona, a niedzielę spędziłam w szpitalu –
cmoknęła brunetkę w policzek. – Tak, u Darka kryzys zażegnany.
Ale muszę trochę pobyć w Sopocie. Zajmiesz się tu wszystkim z
Konradem. Jestem pod telefonem i mailem w razie problemów.
– Oczywiście,
że tak. Niczym się nie martw. Poznałaś już zastępczynię Anny?
– Tak.
Nie chciała mnie wpuścić. Zapomniałam, że ktoś miał dzisiaj
przyjść. Słuchaj, idę teraz do siebie, potem poproszę Konrada.
Muszę jeszcze załatwić parę telefonów. Darek, wymaga dalszych
badań, to bardziej profilaktyka, ale u nas czekałby. Oczywiście
można je wykonać prywatnie, ale jeśli już mam go gdzieś
przebadać, wolę to zrobić w Rotterdamie.
– Rozumiem.
Wyjedziesz wcześniej w związku z tym?
– Nie.
Nie ma takiej potrzeby. Załatwię im tłumacza na miejscu. I
oczywiście będzie też tam Mathias...
– Mathias.
– Jowita znacząco uniosła brwi.
– Och,
daj spokój! – Anita z irytacją potrząsnęła głową.
– Nie
denerwuj się. Ale nie mogłam się powstrzymać. Nie często spotyka
się taki układ. Nie, nie oceniam, tylko zawsze byłam ciekawa, jak
ty to pogodziłaś.
– Wiesz
o Lucasie. Mathias był rozwiązaniem, zresztą on sam o tym
wiedział.
– Ale
Luc zrobił ten zapis...
– Nie
ważne, że go zrobił. Mat jest tylko...Mathiasem. Koniec rozmowy.
Do Rotterdamu jadę dopiero pod koniec roku, po naszej wigilii
firmowej. Nie dobijaj mnie tym tematem wcześniej.
– Nikt,
kto by na ciebie patrzył, nie pomyślałby, że masz tak zawiły
życiorys. – Podsumowała Jowita. Anita w odpowiedzi pokazała jej
język i wyszła.
Vetter,
zanim dotarła do swojego gabinetu, zahaczyła jeszcze o kuchnię,
gdzie natknęła się na Konrada.
– Cześć
– rzuciła od progu. Postanowiła spontanicznie nie wracać do
zdystansowanej formy zwracania się do Steca.
– Cześć.
Kawy? – Odstawił kubek trzymany w dłoniach i podszedł do niej
pomagając jej zdjąć płaszcz.
– Poproszę.
– Przyjrzała mu się, gdy nasypywał świeżą porcją kawy do
dozownika ekspresu. Miał zapuchnięte oczy i lekko drżały mu
dłonie. Kacyk, pomyślała. Milczeli dopóki urządzenie nie zaczęło
szumieć. – Nie słodzę.
– Tak
też pomyślałem – powiedział i podał jej filiżankę espresso.
– W domu wszystko w porządku?
– Yhym.
Konrad...dziękuję, że w piątek nie pozwoliłeś mi prowadzić.
– Nie
ma za co. Taka informacja każdego może wytrącić z równowagi.
Dzisiaj nie przyjechałem autem, ale mam przy sobie – przeszedł
do szafy z płaszczami i z kieszeni kurtki wyciągnął wspomniane
rzeczy. Oparł się plecami o blat obok niej. Ujął dłoń
dziewczyny i wsunął w nią kluczyki i dokumenty.
– Dziękuję
– oderwała się od szafek i wrzuciła wszystko do torebki.
– Co
mi kurwa kazałaś zrobić! – W drzwiach w kuchni stanął, dysząc
ciężko, Grabiński. Konrad instynktownie zasłonił Anitę sobą.
– Moment
koleś. Nie tym tonem – powiedział siląc się na spokój. Anita z
za pleców Steca przyjrzała się uważnie intruzowi. Blondyn
wyglądał koszmarnie. Był zarośnięty, włosy miał splatane.
Zapuchnięte oczy i brudne, wymięte ubranie, dopełniały obrazu.
Ale nie miał nic uszkodzone, był cały. Odetchnęła z ulgą.
– Co
ty tu robisz? Wyjdź i przyjdź jak będziesz trzeźwy, jeśli
umówisz się na spotkanie – powiedziała.
– Umówię
się? Umówiłem się w sobotę z twoim nowym przydupasem. Wystawił
mnie do wiatru! – Wskazał ręka na Konrada.
– Nie
wnikam z kim umawia się pan Stec. Jednak akurat z tobą nie
powinien. – Chciała wyminąć Konrada, ale ten zastopował ją
wyciągając rękę. Została na swoim miejscu. Wcisnęła tylko mały
guziczek ukryty pod blatem, który alarmował ochronę. – Czego
chcesz? I co niby ci zrobiłam? – Rzuciła drwiąco.
Grabiński
zaczął rozpinać koszulę. Na jego piersi dużymi literami, pochyłą
czcionką było wytatuowane imię Anna i Zuzia wraz z datą urodzin
małej. Pod spodem mniejszymi literami widniał napis „moje
kobiety”. Anita wybuchła niekontrolowanym śmiechem. Tomasz
doskoczył do niej, ale zatrzymał się na wyciągniętej ręce
Konrada.
– I
ja ci to niby zrobiłam? – Blondynka nie przestawała się śmiać,
w myślach gratulowała Jezierskiemu – Jak? Cały weekend spędziłam
w Sopocie, zajęta swoimi sprawami. Nie odpowiadam za to, co robisz po
pijaku. Piękny tatuaż, będziesz miał pamiątkę do końca życia.
– Wyminęła Konrada i stanęła przed Tomaszem. – Zaraz będzie
tu ochrona. Tomku pamiętaj tylko o jednym. Mnie, się nie zdradza.
W
oczach mężczyzny ponownie zapłonęła furia i Stec poważnie
pomyślał , że będzie musiał użyć siły. W tym momencie do
kuchni wpadło dwóch ochroniarzy biurowca i wyciągnęli
Grabińskiego. Za nimi w drzwiach pojawił się Rafał i Adam.
– W
porządku? – Jednocześnie zapytali Anitę.
– Tak.
Grabiński był pijany. Konrad – odwróciła się do Steca –
chodź ze mną do mojego gabinetu. Musimy porozmawiać. Zebrała
torebkę i ruszyła do siebie.
Brunet
idąc korytarzem za nią myślał nad ostatnim zdaniem skierowanym
przez Vetter do Tomka. Zabrzmiało co najmniej dwuznacznie. Pomyślał,
że w tym przypadku powiedzenie „Nie zna piekło straszliwszej
furii nad wściekłość rozgniewanej kobiety.” było jak
najbardziej na miejscu.
– Co
to było? – Konrad zapytał bez zbędnych wstępów, gdy tylko
zamknął drzwi do gabinetu Anity.
– Zemsta
– odpowiedziała krótko. – Ja byłam tylko pośrednikiem –
uniosła dłonie w obronnym geście.
– A
ja środkiem – gorzko dokończył Stec.
– Ale
w szlachetnym celu. Przepraszam na razie więcej nie powiem. Nie
dlatego, że nie mogę, tylko dlatego, że nie znam szczegółów.
– I
tak jesteś mi winna pójście ze mną na kolację – Konrad usiadł
na sofie i popatrzył na blondynkę znacząco.
– Wiem
– uśmiechnęła się lekko – nie bój się, pamięć mam dobrą
i dotrzymuje obietnic.
– Dzisiaj
wieczorem? – Brunet łapał okazję.
– Konrad
– Anita delektowała się wypowiedzeniem tego imienia na głos. –
Musimy to przełożyć. Trochę będę popracować poza biurem. W
związku z tym mam prośbę, abyś przejął wszystkie sprawy
dotyczące projektów. Resztą zajmie się Jowita i Wiktor. Ja będę
po telefonem i mailem w razie problemów.
– Dobrze
– Stec wstał z sofy i podszedł do dziewczyny, która opierała
się o blat biurka. Spojrzał w dół i jego wzrok przypadkiem
wślizgnął się w zagłębienie poniżej szyi blondynki. Wyglądało
rozkosznie. Na moment stracił wątek – Zajmę się wszystkim. Nie
martw się o nic. A będę mógł zadzwonić do ciebie w sprawie
mniej służbowej?
– Ehymm...zależy
jak mało służbowa ona będzie – odpowiedziała, podnosząc głowę
i patrząc mu w oczy.
– A
gdybym powiedział, że będę dzwonił po to, aby usłyszeć twój
głos? – Nachylił się nad nią bardziej, opierając dłonie na
biurku obok jej rąk.
– To
dla unormowanie twojego tętna, będę ci czytać wtedy wyniki z
tabeli sportowej, monotonnym głosem – ze śmiechem odepchnęła go
lekko i wywinęła się z pułapki jego ramion, nurkując pod
ramieniem.
– Nie
uciekaj ode mnie – odwrócił się i poważnym wzrokiem spojrzał
na nią. Anita też spoważniała.
– Powinnam.
I to daleko. Ale czasami mój chłodny tok rozumowania nie przemawia
nawet do mnie. Zranisz mnie.
– Anita...
– A
ja zranię ciebie. Ale wiesz co? Mam to w dupie. – Podeszła do
niego i pogłaskała go po policzku. – Porozmawiamy o tym w innym
miejscu i czasie. Teraz mam co innego na głowie.
Konrad
stał przed nią jak zamurowany. Spodziewał się całkowicie innej
odpowiedzi na swoje słowa. Zaskoczyła go. Miał ochotę ją
przytulić, całować, pieścić. Teraz, natychmiast. Jednak coś mu
podpowiadało, że musi rozegrać to powoli. Po raz pierwszy chciał
to rozegrać powoli, tak jak należy. Złapał rękę dziewczyny i
pocałował wnętrze dłoni. – Zaczekam. I cię nie zranię.
Obiecuję – powiedział i wyszedł z gabinetu zamykając cicho
drzwi za sobą.
– Ale
ja cię zranię. I to mocno – wyszeptała w pustą przestrzeń.
***
W
środę popołudniu Anita siedziała wraz z Moniką Kremer w bufecie
i relacjonowała swoje postępy w załatwianiu badań w Rotterdamie.
– Czy
będę mogła wypożyczyć do skserowania wszystkie badania i kartę
szpitalną? – Zapytała lekarki.
– Jasne,
że tak. Co więcej sama pani te kserokopię dostarczę. Ma pani kto
je przetłumaczyć?
– Tak.
Z tłumaczem nie mam problemu. W każdym razie, w przyszłym tygodniu
Darek odleci do kliniki. Jak wszystko pójdzie dobrze, to wrócą do
domu przed wigilią.
– Niesamowicie
szybko to pani zorganizowała, jestem pełna podziwu. Pan Darek ma
szczęście.
– To
nie tak – Anita się zawstydziła. – Ja po prostu robię to co
uważam za słuszne. I to ja mam szczęście, że trafiłam na takich
ludzi. Są mi bardzo bliscy, oboje.
– Traktują
panią jak córkę. Nie zawsze ten kto nas urodził jest w pełni
naszym rodzicem. Bycie matką, czy ojcem, to nie tylko danie życia,
czy dawanie kieszonkowego to bardziej złożona funkcja…
przepraszam nie chciałam obrazić pani rodziców oczywiście –
Monika zmieszała się.
– Nie,
nie obraziła pani. Moje rodzice są, powiedzmy, że są trudni. I
sama nie wiem czemu mówię o tym wszystkim obcej osobie.
– Czasami
obcej osobie jest łatwiej powiedzieć…
– Monika!
– Głowa jakiegoś chłopaka w kitlu pokazała się w drzwiach
bufetu.
– Szybko,
Gołębiowski ma zawał!
– Cholera!
Już lecę!
Anita zerwała się
równo z lekarką i wybiegły razem z bufetu. Gdy dobiegły do sali,
Kremer odwróciła się i zdecydowanym głosem powiedziała:
– Ty
tu zostajesz, będziesz tylko przeszkadzać!
Anita zatrzymała
się w progu. Lekarze już działali. Ktoś wykonywał masaż serca,
ktoś inny podłączał aparaturę. Monika trzymała w rękach
defibrylator. Przyłożyła łyżki do nagiej klatki Darka, coś
krzyknęła. Ciało Gołębiowskiego uniosło się w drgawkach.
Vetter zamknęła oczy i osunęła się po futrynie drzwi. Czyjeś
dłonie objęły ją w pasie, ktoś podciągnął ją do góry i
posadził na krześle w korytarzu. Nie protestowała.
– Co
się stało córeczko? Dobrze się czujesz? Anita! – Wysoki
szczupły mężczyzna wpatrywał się w Vetter oczami w kolorze
orzechów.
– Tatuś!
Co ty tu robisz? – Blondynka w końcu podniosła głowę i
rozejrzała się zdezorientowana.
– Jestem
Anitko, jestem. Co się dzieje? Czy tam ...w sali... to...
– Tak,
reanimują Darka, miał znowu zawał. Hania jest w domu, wysłałam
ją żeby odpoczęła. Dariusz zasnął , a ja zeszłam do bufetu aby
pogadać z jego lekarką i wtedy...
– Jest
w szpitalu, zajmą się nim. Nie martw się. – Sylwester Wolski
mocniej objął córkę i przytulił ją do siebie. W głębi duszy
zastanowił się czy gdyby to on był w tej sali, jego mała
dziewczynka zareagowałaby tak samo? Bał się odpowiedzi na to
pytanie, więc je porostu wypchnął z umysłu. – Wszystko będzie
dobrze.
– Czemu
to tak długo trwa? - Anita jęknęła. – Tato co tu robisz?
Jesteś jedną z ostatnich osób które spodziewałabym się
zobaczyć.
– Też
się cieszę, że cię widzę...
– Przepraszam,
wybacz. To było nietaktowne z moje strony.
– Ale
szczere. Zresztą nie dziwię się twojej reakcji. Jednak teraz nie
czas na naprawianie rodzinnych więzów. Wiem o waszej rozmowie, to
znaczy część wyciągnąłem z matki, reszty mogłem się domyślić.
Mam dość kłamstw mojej żony, chciałem się dowiedzieć jak jest
u ciebie i z tobą naprawdę. Dzwoniłem, ale albo mam nieaktualny
numer twojej komórki, co brzmi równie strasznie dla mnie, jak to,
że jednak mam właściwy, a ty nie chciałaś ze mną rozmawiać.
Wsiadłem w samochód i przyjechałem do Sopotu, a tam pani Hanna
powiedziała mi gdzie jesteś. Wiem o wigilii i mogę zapewnić, że
niezależnie od decyzji mamy, ja ją spędzę z tobą. Chyba, że nie
chcesz...
– Och
tato! Pewnie, że chcę. Wszystko się tak cholernie pogmatwało. U
mnie w życiu, w naszych relacjach, ale teraz nie czas na poważne
rozmowy. Cholera, czemu oni tak długo nie wychodzą!
Jak
by na życzenie Anity z sali Darka wyszła Kremer. Szybkim krokiem
podeszła do blondynki, przykucnęła przed nią i złapała ją za
rękę.
– Unormowaliśmy
go. Teraz zrobię dodatkowe badania i wtedy powiem pani wszystko.
Proszę nie wystraszyć przewieziemy go teraz na intensywną, będzie
pod stałym nadzorem.
– Dziękuję
– Anita odetchnęła głębiej – za ile będą wyniki?
– Postaram
się jak najszybciej dać znać. Proszę zadzwonić po panią
Hanię...
– Dobrze.
Tutaj jest mój numer – wcisnęła lekarce wizytówkę – proszę
zadzwonić jak będzie pani coś wiedzieć. Będę gdzieś tutaj.
– Zadzwonię
– zapewniła ją.
***
Półtorej
godziny później siedzieli we trójkę przed pokojem lekarzy. Ojciec
Anity pojechał i przywiózł do szpitala Gołębiowską. Teraz z
zazdrością patrzył, jak obca dla niego kobieta, trzyma jego córkę
za rękę i machinalnie głaszcze ją po głowie. Wyglądały
jak...matka z córką. Zmartwione stanem zdrowia bliskiej osoby. Nie
przypominał sobie momentu, aby rodzona matka Anity okazywała jej
taką czułość. I by Anita tak troszczyła się o swoją
rodzicielkę. Zawsze ze sobą walczyły. Dorota traktowała ją
bardzo surowo. A on się nie wtrącał, tak było wygodniej.
Sylwester Wolski był inżynierem, projektował sieci
telekomunikacyjne i w związku ze swoją pracą często wyjeżdżał.
Domem zajmowała się Dorota. Daria urodziła się, gdy oboje byli na
studiach. On je skończył, a młodo upieczona mama, poświeciła się
dla maleństwa , które stało się oczkiem w jej głowie. Nie
planowali drugiego dziecka, żyło im się wygodnie we trójkę. Gdy
Daria miała 10 lat , Dorota zaszła w ciąże z Anitą. To on
namówił żonę aby nie usuwała, choć według ówczesnych wskazań
medycznych mogła to zrobić. Wtedy ciąża u 34-latki była czymś
dosyć rzadkim, nie tak jak teraz. Ponadto przyszła mama miała
problemy z tarczycą i hormonami. Anita urodziła się zdrową, duża
dziewczynką. Sylwester do tej pory pamiętał jak spojrzała na
niego tęczówkami w kolorze jego oczu. To spojrzenie było takie
mądre. Położna powiedziała mu wtedy, że jego córka ma „starą
duszę”. Dorota się tego stwierdzenia wystraszyła. Nie potrafiła
darzyć miłością małej tak jak obdarzyła Darię. Teraz z
perspektywy czasu wiedział, że jego żona doznała depresji
poporodowej – wtedy nikt o takiej chorobie nie wiedział. Wolski po
urodzeniu Anity przestał wyjeżdżać, zajmował się córeczką.
Spadły ich dochody, stopa życia się obniżyła, a Dorota obwiniała
o to Anitkę. Jakby niemowlę było temu winne. Do pomocy ściągnęli
jego mamę. To ona zajmowała się do swojej śmierci małą. On
wrócił do pracy i wmawiał sobie, że wszystko jest dobrze. Tak
było wygodniej. Teraz patrząc wstecz, zastanawiał się jak mógł
być tak głupi. Jego córka wolała obcych ludzi od swoich rodziców.
Nie wiedział, czy ich relacje da się jeszcze naprawić, ale obiecał
sobie, w tym nieprzyjaznym korytarzu sopockiego szpitala, że zrobi
wszystko, aby nie było gorzej.
– Zapraszam
panie do mnie – Monika Kremer wyszła z jakieś pracowni na lewo od
nich i otworzyła drzwi pokoju lekarskiego. Weszły za nią i usiadły
na fotelach. Lekarka przetarła zmęczone oczy. – Będę mówić
otwarcie. Stan pana Darka mocno się pogorszył. Doszło do
uszkodzenia zastawki mitralnej. To jedna z zastawek w sercu. Moim
zdaniem pacjent kwalifikuje się do natychmiastowego zabiegu...
– Mąż
musi mieć operację? – Przerwała Hanna.
– Tak.
Musi. Choć zapewne od mojego przełożonego usłyszycie, że nie ma
pośpiechu. Że najpierw dodatkowe badania, na które się czeka,
leczenie farmakologiczne i tak dalej. Ryzykuję karierę mówiąc
panią to wszystko. Hierarchia przede wszystkim, ale mnie jeszcze
zależy na pacjencie. Wiem też, od pani Anity, że ma możliwości...
– Mam.
Czy teraz zachodzą te same przyczyny o których rozmawiałyśmy, gdy
chodziło o same badania? - Krótko zapytała Vetter.
– Tak. Też. Ponadto tutaj pana Darek będzie operowany metodą tradycyjną, co w jego stanie według mnie nie jest wskazane. W Europie przeważnie wykonuje się taką operację mało inwazyjnie i ze sztuczną zastawką. Mniejszy stres pooperacyjny, szybsze gojenie, mniejsza możliwość powikłań. Gdyby nie to o czym mówiła pani Vetter, nie odważyłabym się...
– Dziękuje
pani doktor. Kiedy mogę zabrać stąd Darka? – Anita nachyliła
się w stronę kobiety.
– Myślę,
że niedziela nie jest terminem wziętym z sufitu.
– Czy
może pani z nim jechać?
– Do
Holandii?
– Tak.
Do kliniki w Rotterdamie dokładnie. Kosztami proszę się nie
martwić. Opłacę i zapłacę za wszystko. – Anita patrzyła na
lekarkę wyczekująco.
– Zaskoczyła
mnie pani propozycja, ale tak się składa, że od poniedziałku mam
urlop. Malowanie mieszkania poczeka. Ale pojadę prywatnie, nie jako
przedstawiciel szpitala.
– Pojedzie
pani jako osobisty lekarz. Dziękuję. A teraz przepraszam, muszę
zadzwonić. Proszę powiedzieć wszystko co musimy teraz wiedzieć
Hannie. Ja wrócę za moment. – Anita wstała z fotela i wyszła
na korytarz.
– Anitko
i co? – Sylwester poderwał się z krzesła.
– Darek
musi mieć wymienioną zastawkę. Muszę zadzwonić, najszybciej
wykonają ten zabieg w Rotterdamie. Załatwię wszystko.
– Jak
załatwisz? Operację? Przez telefon? – Zdumienie odmalowało się
na twarzy mężczyzny.
– Tak
tato. Dokładnie – dziewczyna sięgnęła do torebki, wyciągnęła
z niego telefon i wybrała numer. Po chwili odezwała się w obcym
języku. Wolski domyślił się, że to holenderski. – Mathias
kochanie to ja. Przepraszam, że tak późno, ale potrzebuję twojej
pomocy.
– Skarbie,
zadzwoniłaś. Dla ciebie wszystko. Stęskniłem się –
odpowiedział mężczyzna po drugiej stronie.
– Potrzebuję
firmowy samolot do dyspozycji. Najprawdopodobniej na niedzielę.
Jutro podam szczegóły.
– Gdzie?
– Lotnisko
w Gdańsku. Trzy osoby i jeden chory. Powiedzmy, że transport
medyczny.
– Dokąd?
– Do
Rotterdamu – odpowiedziała cicho.
– Witaj
w domu kochanie. Spędzimy razem cudowne święta. – Odpowiedział
jej mężczyzna z nutką triumfu w głosie.
Anita
miała ochotę odpowiedzieć mu „pieprz się” ale wiedziała, że
nie może sobie na to pozwolić, aż tak wielkiej władzy nie miała.
Zamiast tego powiedziała – Tak kochanie, wracam do domu. Zadzwonię
do ciebie jutro. Omówimy szczegóły.
– Nie
mogę się doczekać – Mathias Vetter rozłączył rozmowę.
Witam, z nowym rozdziałem, po dłuższej przerwie. Mam nadzieję że ten kto czytał poprzednie dziesięć , przeczyta i jedenasty:) Kapryśna wena - raz jest, a kiedy indziej idzie na niezaplanowany urlop.
Przy tym rozdziale pragnę podziękować Hibi za konsultacje medyczne: Twoje rady i wskazówki były bezcenne. Bardzo dziękuję za czas i zaangażowanie.
Nie mam pojęcia, czy się pogubiłam, czy to było specjalnie, ale ta końcówka mnie kompletnie rozwaliła i mam mętlik w głowie.! :P I chyba nic więcej nie napiszę, wybacz, jakoś nie mam weny ostatnio na pisanie komentarzy (w ogóle na pisanie tak właściwie). Daję jednak znać, że czytałam i czekałam na ten rozdział, więc bardzo się cieszę, że napisałaś nowy :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny!
Nina dziękuję za pamięć, pomimo tego,że ja tak dawno nie dawałam znaku życia. Co do końcówki rozdziału - jako autorce nie wypada mi napisać,że ja też mam mętlik. Więc nie napiszę:)
Usuń