środa, 13 marca 2013

Rozdział dwunasty.


         Budzik zadzwonił punktualnie o siódmej rano i Anita miała ochotę rzucić nim o ścianę. Na dworze panowały egipskie ciemności, a ona przespała może dwie godziny. Ze szpitala wrócili późno w nocy i musiała siłą odciągnąć Hannę od Darka. Zanim ulokowała ojca i położyła się spać, była już trzecia. Nie mogła zasnąć. Darek, rozmowa z Mathiasem, którego unikała jak tylko mogła, to wszystko wytraciło ją z równowagi. Siłą woli odrzuciła kołdrę i zwlekła się z łózka. Wzięła szybki prysznic. Wciągnęła na siebie wełniany golf z norweskimi wzorami i jeansy. Wilgotne jeszcze włosy związała w kucyk. Niewiele czasu poświeciła na makijaż i zeszła do kuchni. Na schodach poczuła aromat kawy. Przyśpieszyła krok. Przy ekspresie stał Sylwester Wolski.
Królestwo za kawę – jęknęła, opadając na krzesło.
Spałaś coś? – Ojciec postawił przed nią pełny kubek. Nigdy nie bawił się w picie kawy z filiżanek.
Odrobinę. Nie mogłam zasnąć za dużo...wrażeń. Muszę jechać do firmy. Pogadać z Jowitą, to moja kadrowa, mój prawnik i przyjaciółka w jednym. Pracujemy razem. Ustalić szczegóły wyjazdu. Jak będę wracać, to wstąpię do szpitala, może dostanę jakieś dokumenty, które już dam do tłumacza. Sporo jest do zrobienia, a w niedzielę, jeśli nic nie wyskoczy, lecimy do Rotterdamu.
Rozumiem córeczko. Wrócisz, przepraszam, wrócicie na Święta?
Nie wiem. Kurcze, muszę jeszcze załatwić kogoś do zwierząt. Może hotel byłby lepszy, sama nie wiem.
No tak, same sobie jeść nie wezmą. Anita, posłuchaj...Wiem, że rożnie bywało, ale chcę ci pomóc. Naprawdę. Jeśli się zgodzisz, to ja tutaj zostanę. Zajmę się domem i zaopiekuje zwierzętami. – Ojciec popatrzył poważnie na Vetter.
Serio? Mógłbyś? – Anita spojrzała na niego, zdumiona propozycją. – A co z mamą i świętami? Nie wiem tato, kiedy wrócę.
Tak, serio. Jak wrócicie to spędzimy święta razem, jeśli nie, towarzystwa dotrzyma mi menażeria. Może powie mi coś mądrego o północy. O mamie nie rozmawiajmy.
Pokłóciliście się? – Rzuciła w przestrzeń, upijając duży łyk kawy.
Tak. Szlag mnie trafił, gdy powtórzyła waszą rozmowę odnośnie Wigilii. Powinienem już dawno zareagować, na to co się między nami działo. Ale byłem wygodny, przepraszam córeczko.
Było minęło – położyła swoją dłoń na ręce ojca. – Wyszłam na ludzi i dałam sobie radę. Cieszę się, że tu jesteś. I bardzo dużo znaczy dla mnie to, że zaoferowałeś swoją pomoc. Dziękuję. – Przechyliła kubek i wysączyła kawę do ostatniej kropli. – Pyszna kawa. A teraz muszę jechać. Jak wstanie Hanna, to zawieź ją do szpitala. Lepiej żeby sama nie prowadziła. A i zjedz śniadanie. Lodówka jest tam, czuj się jak u siebie – pocałowała ojca w policzek i wyszła.


***

         Gdy kierowała się w stronę Gdańska, postanowiła zadzwonić do Darii. Nie były w bardzo zażyłych stosunkach, ale w końcu to była...siostra. A sprawa dotyczyła ich rodziców. Załączyła bezprzewodowy zestaw samochodowy i głosowo wybrała numer. Po paru sygnałach Daria odebrała.
Anita? Cześć. Stało się coś?
Hej siostra. A nie mogę dzwonić od tak?
Nie. Nie tak wcześnie. I ty nigdy nie dzwonisz do mnie tylko pogadać.
Serio? Nie zapaliłam, że zawsze dzwonię w interesach. Obiecuję poprawę. Ale faktycznie ma sprawę do ciebie – przyznała Anita.
Wiedziałam – kobieta po drugiej stronie westchnęła. – Cokolwiek wymyśliła mama, ja w tym nie maczałam palców – zastrzegła.
Wiem. Daria, tata do mnie przyjechał. Bez uprzedzenia. Wczoraj. Nie chce mówić o mamie i nie zapowiada się, aby chciał wracać do domu. Ja mam teraz troszkę problemów. Muszę na jakiś czas wyjechać do Holandii. Tata sam zaproponował, że zajmie się moim sopockim domem. Wiesz o co im poszło?
Nie. Nie wiedziałam, że ojciec wyjechał. Cholera, to do niego nie podobne. Musiała być niezła awantura. Mama do mnie nie dzwoniła od dwóch dni. A to samo w sobie już jest dziwne...
Wiesz, pokłóciłam się z matką o Wigilię. Naprawdę usiłowałam być miła, ale od słowa do słowa...powiedziałyśmy sobie kilka nieprzyjemnych rzeczy, jak zwykle. Tata powiedział mi tylko, że poszło właśnie o święta...
Ech ta nasza rodzicielka. A ty i ona , to już mieszanka wybuchowa. Anita, postaram się wybadać sprawę. Jak coś będę wiedzieć to dam znać. Kiedy jedziesz?
W niedzielę. Tata, na chwilę obecną, zostaje u mnie.
Ok. Odezwę się przed niedzielą.
Dzięki. Pa – Anita rozłączyła rozmowę i westchnęła głośno.
         Miała dosyć problemów z Darkiem. Nie była w stanie i tak naprawdę nie miała ochoty na mediację pomiędzy rodzicami. Czuła się nieswojo w tym konflikcie. Sprawy rodziców, to była ich broszka. Anita już dawna odcięła pępowinę. Zresztą, nigdy nie była mocna. Ojciec, odkąd sięgała pamięcią, kojarzył się jej jako osoba wykonująca polecenia matki i zawsze ją wspierająca. Przynajmniej ona nie zauważyła, aby kiedykolwiek się jej sprzeciwił. A tu, nagle, wyskakuje jak Filip z konopi i pojawia się w jej życiu. Chce pomagać, wspierać. I nie chce rozmawiać o Dorocie. Nic dobrego z tego nie wyniknie, pomyślała. Choć, przynajmniej nie będę musiała się martwić o psy i koty. Są jakieś plusy, zakończyła wywody w myślach, skręcając na parking pod biurowcem. Dochodziła dziewiąta. Jowita powinna już być u siebie.

         Wysiadła z windy i weszła do recepcji pierwszy dopadł ją Adam. Następna w kolejce ustawiła się Magda. Karina miała mnóstwo pytań a propos Świnoujścia. Za chwilę przyszedł Rafał. Mówili jeden przez drugiego. Nie było jej w firmie raptem trzy dni. A jej pojawienie uruchomiło lawinę problemów. Wściekła się, część pytań wymagała wpisania hasła w wyszukiwarkę google lub wykonania jednego telefonu. Czyżby, aż tak bardzo kontrolowała wszystko w firmie, że jej pracownicy z każdą pierdołą przychodzili do niej? Wydawało jej się, iż otaczają ją samodzielni ludzi, a tu taka niespodzianka.
Chwileczkę – odezwała się, przerywając zawiły wywód Adama. Nie zwrócił uwagi i ciągnął dalej – Cisza! – krzyknęła. W osłupieniu popatrzyło na nią kilka par oczu. – Wszyscy do mnie, poproszę – dodała.
W tym momencie w drzwiach pojawił się Konrad. Spiorunowała go wzrokiem i rzuciła zamiast dzień dobry – Ty też, natychmiast.
Wszyscy stłoczyli się w jej gabinecie, Anita wstała zza biurka.
Dzień dobry. Przejdę od razu do rzeczy. Myślałam, że pracuję z inteligentnymi, samodzielnymi i twórczymi osobami. Nie mam mnie w firmie trzy dni, nie odbieram telefonów, maili, fakt. Przyjeżdżam i sypie się na mnie lawina spraw i problemów nieistotnych. Błahych. Co to ma być? Większość waszych niecierpiących zwłoki pytań wymaga zajrzenia do netu lub wykonania telefonu. Kilka z nich rozwiąże zwami główny architekt, który mnie zastępuje. Oznajmiam, że w tą niedzielę wyjeżdżam, wrócę, być może, na naszą imprezę firmową. Potem znowu mnie nie będzie. W firmie pojawię się na początku stycznia. Do tego czasu to wy pilnujecie, aby ten statek nie poszedł na dno. Z pytaniami dzwonić mogą do mnie trzy osoby; Wiktor, Jowita i Konrad. Od reszty nie odbiorę. Ostrzegam od razu. Wiem, że nie tak was uczyłam do tej pory, ale mam podbramkową sytuację i będę skupiona na czymś całkowicie innym niż praca. Wszystko jasne?
Tak – wymamrotali zgromadzeni.
Super, a teraz do pracy. Ty zostajesz – zastopowała Konrada, który chciał umknąć zresztą pracowników.
Powiesiła do szafy kurtkę rzuconą na biurko. I odwróciła się do Konrada.
Co to ma znaczy? Naprawdę nie mogłeś im pomóc? – Zapytała.
Uwierzysz mi, gdy powiem, że do mnie z niczym nie przyszli? – Odpowiedział, siadając na brzegu biurka. Przyjrzał się uważnie Anicie. Dzisiaj była dziewczyną z sąsiedztwa, po perfekcyjnej bizneswoman, nie było śladu. Chyba wolał tą wersję swojej szefowej. Była mniej...lodowata.
Uwierzę – westchnęła. Podeszła do Konrada i oparła się o biurko obok niego. – To moja wina. Tak ich nauczyłam. Zawsze pod ręką, zawsze na zawołanie. Firma pochłaniała cały mój czas. A teraz, kiedy muszę zająć się czymś innym niż sprawy zawodowe... – zawiesiła głos. Do gabinetu weszła Jowita. Vetter wskazała jej sofę.
Ok. Rozumiem. Słuchaj Anita, zajmę się wszystkimi problemami. Serio wyjeżdżasz już w niedzielę? I to na miesiąc? – Splótł ręce na piersi. Vetter wyglądała tak, słodko, że obawiał się reakcji własnych dłoni.
Tak. Darek miał drugi zawał...
Kiedy? – zapytała Jowita.
Wczoraj. Jego stan znacząco się pogorszył. W niedziele lecę z nim do Rotterdamu. Tam przejdzie zabieg wymiany zastawki. Nie wiem, co jeszcze wydarzy się na miejscu. Po świętach i tak miałam tam lecieć na zebranie zarządu drugiego stycznia. Nie wiem, czy w takim razie w ogóle wrócę do Polski. Być może nie.
Bardzo mi przykro. Na pewno wszystko się dobrze ułoży. Sprawami związanymi z projektami się nie przejmuj. Nikt głowy zawracał ci nie będzie. Pogadam sobie z zespołem – rzeczowo odpowiedział Stec.
Reszta jest w mojej gestii. – Jowita podeszła do Anity i przytuliła przyjaciółkę mocno. – Vetter Visies da radę bez ciebie. Teraz masz ważniejsze sprawy na głowie. Dasz sobie radę...w Rotterdamie.
Dziękuję. Tak Jowita, dam. Nie zjedzą mnie tam. Nie pozwolę na to – uśmiechnęła się blado.
I nie dasz się im przekabacić? – Upewniała się przyjaciółka.
Nie dam. Wrócę. Skończyłam z Holandią. A teraz skoro mamy wszystko wyjaśnione, przeproszę was. Załatwię najpilniejsze sprawy. Muszę zadzwonić do kliniki, szpitala i dograć transport z Mathiasem. Potem pojadę do domu. Będziemy w telefonicznym kontakcie.
Jasne. Trzymaj się – Jowita uściskała blondynkę.
Powodzenia – Konrad nie mógł sobie pozwolić na takie pożegnanie. więc tylko skinął głową. Miał wrażenie, że usłyszał parę zdań które nie były przeznaczone dla niego.
Wyszli z Jowitą z gabinetu Anity.
Trochę się na nią zwaliło. Widać, że jest bardzo związana z rodzicami i martwi się o ojca – zwrócił się do kadrowej.
Anita? Związana z rodzicami? Nic bardziej mylnego. – Odpowiedziała zaskoczona jego słowami i nagle w jej oczach pojawił się błysk zrozumienia. – Moment, ty myślisz, że Darek i Hanna to rodzice Anity? Nie – zaśmiała się krótko. – Ale fakt, jest z nimi związana. To jej przyjaciele i gospodarze domu w Sopocie. Rodzice Anity to zupełnie inna bajka. – Klepnęła Konrada w ramię i zniknęła w swoim gabinecie.

***

        Jowita, Wiktor i Konrad siedzieli w konferencyjnej i omawiali harmonogram prac na przyszły rok. Dodatkowo musieli ustalić menu na imprezę firmową. Był dwudziesty drugi grudnia i Anita jeszcze nie wróciła z Rotterdamu.
Mówiłam już, że ją zabiję? – Jowita rzuciła trzymanymi w dłoni kartkami na stół. – Uwielbiam decydować w takich sprawach – westchnęła.
Trzy razy. Żaden sąd, w razie czego, cię nie uniewinni. Tak w ogóle to wróci? – Zapytał Konrad.
Spróbowałaby nie – Zuber rzuciła groźne spojrzenie.
Ale z tym jej...znajomym, już wszystko w porządku, to czemu nie wraca? – Wiktor odchylił się na krześle.
Zgadza się. Darek czuje się już dobrze i lekarze nie widzą przeciwwskazań, aby wrócił do Polski. Anita...– Jowita zawiesiła głos. – Anitę zatrzymują sprawy związane z rodziną jej męża i z konsorcjum stalowym. Zawsze starała się trzymać od nich jak najdalej, ale czasami nie da się od pewnych rzeczy uciec. Czasami mam wrażenie, że podpisała cyrograf z diabłem, a nie księciem z bajki, jak ona przedstawia Lucasa – dodała cicho.
Mężczyźni spojrzeli na nią czujnie. Konrad uniósł pytająco brwi.
Nie patrz tak na mnie – fuknęła – nic więcej nie powiem. I tak mam już za długi język. I wróci, musi wrócić. To który wariant wybieramy? – Podniosła do oczu rozrzucone wcześniej kartki z menu.

***

         Przed wejściem do „Niepamięci” stał tłum ludzi, pomimo szczypiącego mrozu. Końca zawijającej się, jak wąż kolejki, nie było widać. Rafał jęknął.
Postoimy do rana i wpuszczą nas na koniec imprezy...
Panie Rafale – Anita przyjacielsko klepnęła go w ramię – trochę wiary w szefową. – Puściła do niego oko. Pewnym krokiem, w swoich czarnych botkach, na niebotycznie wysokim obcasie, ruszyła w stronę bramkarzy. Jeden z nich skinął jej głową.
Jeśli ona zna tych byczków osobiście, to ja zatańczę z każdą z was, drogie panie, masakrycznie szybkie kawałki – Rafał uroczyście podniósł prawą dłoń.
Stary – Konrad kiwnął głową w strony Anity, która do nich machała. – Przegrałeś. Czasami mam wrażenie, że dla tej dziewczyny nie ma słowa „niemożliwe”. Ciągle mnie zaskakuje.
Nie dziwię ci się Konrad – Jowita złapała go pod ramię,żeby nie zaliczyć efektownego upadku na śliskim chodniku – Ja znam ją od bardzo dawna, a mnie też ostatnio zaskakuje.
Słuchajcie – Anita zwróciła się do całej gromady, gdy podeszli. – Tomek – kiwnęła głowę w stronę jednego z ochroniarzy – zaprowadzi was do środka, rozda opaski na rękę, jak na wycieczce all inclusive, pokazujecie ją przy barach, gdy coś zamawiacie. Dzisiaj wszystko jest na koszt firmy. Idziemy moje panie.
Dziewczyny zaczęły wchodzić do środka, przez tłum w kolejce przeszedł pomruk niezadowolenia. W torebce Anity rozdzwoniła się komórka. Spojrzała na wyświetlacz i szybko odebrała połączenie.
Gdzie jesteś? – Zapytała rozmówcę. Konrad stanął obok niej i gestem wskazał na wejście. – Zaczekaj moment – rzuciła do słuchawki. – Idź, ja za chwilę dołączę, loża jest na piętrze.

         Konrad wszedł do klubu jako ostatni. Anita została na zewnątrz. Miejsce od pierwszego spojrzenia przypadło Stecowi do gustu. Odpowiadały mu takie klimaty, od razu poczuł pulsująca atmosferę. Konrad lubił potańczyć, pasja z dzieciństwa i szczeniackich lat, gdzieś została mu we krwi. Imponował swoimi umiejętnościami dziewczynom. Jednak tylko kilka razy zdarzyło mus się na parkiecie trafić na kogoś, kto by tańczył naprawdę. W takich chwilach myślał czasami o swojej dawnej partnerce. Zatańczyłby z nią jeszcze. Już jako dzieci rozumieli się w pół kroku, jak mówiła do nich ich trenerka, Danusia.
          Ochroniarz poprowadził ich do szatni i rozdał jaskrawozielone opaski, które w ultrafiolecie jarzyły się na nadgarstkach. Zaprowadził wszytskich do wydzielonej loży na piętrze. Klub był dwu poziomowy. Na dole był ogromny parkiet do tańczenia, na którym w rytm kawałków falował tłum ludzi. Nad parkietem zawisła galeria, na którą wchodziło się szerokimi schodami, usytuowanymi w dwóch przeciwnych rogach pomieszczenia. Tam ustawione były większe i mniejsze stoliki, dostępu na schody bronili rośli panowie w białych T-shirtach z napisem „niepamięć”. Wejść na piętro mogły tylko osoby, które posiadały opaski na rękach. Białe oznaczały rezerwację miejsca, jak wykrzyczał im ich przewodnik, a zielone full wypas. Gdy przecisnęli przez falujący tłum i dotarli na galerię zrobiło się luźniej i dużo ciszej. Rozsiedli się wygodnie na sofach i fotelach. Tu odstąpiono od ultra nowoczesnego designu sali na dole i poustawiano zachęcające do siedzenia meble.
Zamawiamy coś? – Adam wykrzyczał do wszystkich. – Czy czekamy na szefową?
Zamówimy. – Jowita podjęła decyzję. – Nie wiadomo ile zejdzie jej przy tym telefonie, a ja się muszę rozgrzać.
Dobra, to wódeczka, czy coś innego?
Nie mieszamy – Karina podjęła decyzję za wszystkich. – Adam dobrze schłodzona czysta, soki do tego. Zamówisz – uśmiechnęła się do chłopaka.
Zamówię, tylko mistrz parkietu niech idzie ze mną. – Rafał zaczerwienił się po czubki swoich marchewkowych włosów. Ale posłusznie wstał i poszedł za kolegą.
Konrad spojrzał na zegarek. Anity nie było już kwadrans.
Wyjrzę, czy coś się nie stało – zaczął podnosić się z kanapy.
Nie ma takiej potrzeby. Szefowa idzie i to nie sama – powstrzymała go Morawska.
          Konrad spojrzał w kierunku schodów. Vetter wchodziła powoli, z tyłu za nią, trzymając blondynkę za rękę, szedł jego ulubieniec, Hofman. Nie mógł nic na to poradzić, że ten facet wybitnie działał mu na nerwy, szczególnie w towarzystwie Anity.
Jestem – oznajmiła wszystkim. – To jest zaginiony gość, który miał być z nami już na kolacji. Przedstawiam wszystkim pana Krzysztofa Hofmana, naszego człowieka w terenie w Świnoujściu.
Przepraszam, ale Gdańsk i jego ulice pokonały zarówno mnie jak i moją Mariolę z nawigacji. Miło mi wszystkich poznać i wbrew temu co powiedziała szefowa , błagam Krzysiek jestem.
Na ten moment trafił Adam z Rafałem i załącznikiem. Przydał się przy poznaniu. Rafałowi, który rozlewał biały płyn, zadrżała ręka przy kieliszku Anity.
Panie Rafale, proszę lać, a nie rozlewać – ze śmiechem skwitowała blondynka.
Kiedy mnie się zawsze takie sytuacje trafiają – westchnął.
Oj, niech pan przynajmniej dzisiaj będzie optymistą – mrugnęła do niego porozumiewawczo. – Na zdrowie, bawmy się dzisiaj dobrze. Wszyscy – potoczyła wzrokiem po twarzach wokół. – Jeszcze raz dziękuję wam za te dwa lata. Taki zespół to skarb.
Puste kieliszki wróciły na stół. Anita siedziała pomiędzy Konradem, a Krzyśkiem. Stec usłyszał jak szatyn cicho mówi do blondynki.
Pijesz dzisiaj?
Tak – odpowiedziała mu, jakby zaskoczona pytaniem.
A leki? – Konrad przypomniał obie baterie pastylek w jej walizce w Świnoujściu.
Spoko Krzychu, dzisiaj mogę, jutro się pozbieram.
Ryzykujesz – stwierdził Hofman. – W takim razie ten kieliszek, był dzisiaj moim jedynym.
Wiem, ale mam dość tej zachowawczej postawy. Dzisiaj się bawię. I nie ograniczaj się ze względu na mnie.
Nic mi nie będzie. W razie czego jestem.
          Anita pocałowała Krzysztofa w policzek. Konrad nie usłyszał już, co mu bezgłośnie wyszeptała do ucha. Był tej odpowiedzi cholernie ciekawy. Vetterowa nadal go intrygowała i zaskakiwała. Sam nie wiedział skąd w nim bierze się to irracjonalne przeświadczenie, że ją zna, że wie co powie w danej chwili, jak zareaguje. Czasami faktycznie tak było. Spodziewał się uśmiechu i dostawał uśmiech. Jednak częściej go zaskakiwała, gdy tylko jakoś ją zaszufladkował i opisał w swoim umyśle, ona wyskakiwał z innej kieszonki, jak niesforny chochlik. Konrad czuł się zdezorientowany i zaintrygowany. Wkurzało go, że taki Hofman wie o niej tak dużo, że mają wspólne wspomnienia, tematy i sekrety. Widział go zaledwie kilka razy, a działał na niego swoją obecnością, jak płachta na byka. Miał ochotę strącić rękę Anity z policzka szatyna i położyć ją na swoim. Pamiętał to uczucie, miękkość dotyku i absolutnie nie życzył sobie, aby ktoś go także doświadczał.
Rafał wstawaj. Czas rozpocząć karę. – Julia pociągnęła rudego za rękę.
Jak kara? – Zainteresowała się Anita.
Brak wiary w niesamowitość możliwości swojej szefowej – odpowiedziała za chłopaka Jowita.
Aaaa – Blondynka pokiwała głową. – To kara musi zostać wykonana. Przykro mi. Wiarę w możliwości prezesa, ma pan w umowie panie Rafale.
Błagam! One mnie wykończą!
Nie ma litości, przykro mi. Idziemy tańczyć – Karina pociągnęła Rafała za drugą rękę. Dziewczyny ochoczo ruszyły na parkiet.
Idź – Anita klepnęła Krzyśka – No idź.
Hofman wstał z kanapy z ociąganiem, ale porwała go ze sobą Magda.
Zatańczymy? – Szybko podchwycił myśl Stec. Wydało mu się, że w oczach Anity zobaczył przez moment twierdzącą odpowiedź. Jednak powiedziała coś zupełnie innego.
Nie, dziękuję. Na razie sobie posiedzę. Może później – dodała.
Przyprawiłaś mnie o zawał. Myślałam, że już nie wrócisz. – Jowita pochyliła się przez stół w stronę przyjaciółki.
Przepraszam. Nie planowałam tak długiej nieobecności. Holenderska rzeczywistość mnie...przytoczyła. Nie mam ochoty o tym rozmawiać. Dzisiaj wrzucam na pełen luz. Tym bardziej, że za moment muszę wrócić do Rotterdamu na walne zebranie zarządu.
No tak. Przyjechałaś dosłownie na chwilkę. Jak Wigilia w domu? – Dalej drążyła Jowita.
Dobrze. Bardzo dobrze. Darek wraca do zdrowia. I przyjechała moja matka. Nawet było, o dziwo, miło. Pogodzili się z ojcem.
Pan Sylwek zapewne szczęśliwy...
Tak, ojciec wyglądał na zadowolonego i mama chyba też parę rzeczy przemyślała. Naprawdę obyło się bez zgrzytów. Dzisiejsza kolacja też była świetna. Dzięki, że zorganizowaliście coś, co ja miałam wziąć na siebie – zwróciła się do Konrada i Zuber.
Najważniejsze, że się udało i że klub zaklepałaś dużo wcześniej. – Odpowiedziała brunetka, wstała i obciągnęła czerwoną sukienkę. – A teraz idę się bawić. Jak szaleć to na całego. Idziecie?
Ja nie – Anita uśmiechnęła się – za jakąś chwilkę. Ale ty i Konrad idźcie.
To ja też zostanę – szybko przerwał Stec. – Dotrzymam ci towarzystwa – popatrzył na Anitę. – Wszyscy poszli na parkiet.
Ok, jak tam chcecie. – Jowita wzruszyła ramionami i poszła.
Wydałaś dla nas iście królewską kolację – po chwili milczenia powiedział Konrad.
Naprawdę? – Anita spojrzała na niego.
Tak. W dzisiejszych czasach kończy się na opłatku w biurze i wypuszczeniu godzinę wcześniej do domu. Rozpieszczasz nas, swoich pracowników. Choć nie wszystkich...
Nie, nie rozpieszczam. I w pracy nikt nie ma specjalnych względów. – Anita roześmiała się. – Jednak doceniam kogo mam w swojej stajni. Dwa lata temu... – zawahała się – na kilka miesięcy przed wigilią, zmarł mój mąż, nagle. Powiedzmy, że nie byłam w nastroju do świętowania. Zostałam sama w życiu prywatnym i zawodowym. Z nowo powstałą firmą w Polsce. Nie był to czas na zabawę. W zeszłym roku, mieliśmy tyle zleceń i pracy, że nie miałam sumienia zabierać moim współpracownikom jeszcze jednego popołudnia i wieczoru. Poza tym, tuż po wigilii, wcześniej niż teraz, musiałam wyjechać w sprawach rodzinnych do Holandii. Dopiero ten rok sprzyja spotkaniu i bardzo się z tego cieszę. Potrzebne mi było takie wyjście. Może inni zobaczą we mnie kogoś więcej, niż lodową księżniczkę – spojrzała znacząco na Konrada, a on zrobił niewinną minę i w geście obrony podniósł obie ręce. – Tak, wiem jak się o mnie mówi za moimi plecami – znacząco podniosła brwi do góry i sięgnęła po pusty kieliszek. – A dzisiaj lodowa księżniczka ma zamiar zaszaleć, ale nie przepadam za czystą...
Ja też nie, tylko nie mów innym facetom – wszedł jej w słowo Stec.
Anita z trudem powstrzymała cisnące się na usta słowo „wiem” , zamiast niego powiedziała.
Dziewczyna obcięta na jeża, za barem na dole, robi świetną krwawą , może być? Ale musiałbyś się pofatygować na dół.
Dla księżniczki i własnego gardła wszystko – Konrad podniósł się z miejsca i ruszył w kierunku schodów.

         Blondynka oparła głowę o oparcie sofy. Czuła się wyczerpana psychicznie i fizycznie. Wyjazd do Rotterdamu, choć konieczny, wiele ją kosztował. Miała ochotę wrócić do Polski w momencie, gdy wysiadła na holenderskim lotnisku z samolotu. A jeszcze musiała tam lecieć za, dosłownie, chwilę. Przemyślała sobie parę spraw z daleka od Steca. Teraz jej autorski projekt pod tytułem „pogrywamy z Konradem” przestał być tak świetny. Na początku ta gra ją bawiła, teraz zaczęła męczyć. Jednak znalezienie odpowiednich słów, było co raz trudniejsze. Nie potrafiła wyobrazić sobie w jaki sposób powiedzieć mu wprost kim jest. Choć zapewne było już na to za późno. Z drugiej strony, kobieca duma cierpiała, że jej nie rozpoznał. Było to przykre. Nic dla niego nie znaczyła, a oddała mu tak wiele z siebie. Co raz częściej zastanawiała się, czy cokolwiek zaświtało w jego głowie. Jakieś skojarzenie, myśl, że ona to ta sama osoba, którą widywał codziennie przez lata. Będzie co ma być, podsumowała w myślach.
Krwawa dla księżniczki. – Zaskoczył ją głos Konrada, postawił przed nią szklankę. Otworzyła oczy. – Ciężki dzień?
Nie, po prostu, zastanawiałam się nad pewnym fenomenem pamięci. Dziękuję za drinka. – odpowiedziała.
Fenomenem pamięci? – Zainteresował się Konrad. Usiadł naprzeciwko Anity, oparł ręce o stolik i spojrzał prosto w orzechowe oczy dziewczyny.
A raczej cudem niepamięci, konkretnie.– Stwierdziła.
Tak się nazywa ta knajpa, ale raczej nie o lokalu myślałaś. – Zażartował.
Nie, zbieg okoliczności z nazwą miejsca. Zastanawiam się jak niesamowity jest ludzki umysł, jak zapamiętuje to co mu wygodnie, kojarzy fakty, które mu odpowiadają, a resztę odrzuca w jakiś ciemny kąt.... Niekoniecznie pamięta tylko to co dobre, czasami pielęgnuje właśnie przykre wspomnienia – zaczęła wyrzucać z siebie.
Rozumiem. Faktycznie, niekiedy luki są porażające. Czasami chciałoby się pamiętać, wydarzenia, osoby...– wtrącił.
Myślę, że to co pamiętamy zależy tylko i wyłącznie od nas. Oczywiście, segregujemy sobie nasze wspomnienia, wiele nam ucieka ale i wiele zostaje. A to co zostaje, zależy od tego, czy chcemy dostrzec rożne rzeczy i skojarzyć fakty …– ciągnęła dalej, jakby go nie słysząc.
Anita! Ty nadal tutaj? Nie na parkiecie? – Przed stolikiem wyrósł Krzysiek.
Rozmawiamy sobie z panią prezes. – Konrad spojrzał na Hofmana, jak mu się wydawało znacząco, ale ten oczywiście nie zrozumiał.
Chodź zatańczyć! – Chwycił Vetter za rękę.
Zaczekaj, Konrad przyniósł krwawą...– prosząco spojrzała na niego Anita.
To wypij szybko i chodź! Nie odpuszczę – pogroził palcem.
Dyktator. – Anita sięgnęła po szklaneczkę i uniosła ją w kierunku Konrada. – Na zdrowie – wypiła szybko.
Konrad podniósł szklankę w stronę oddających się pleców blondynki.
Na zdrowie – odpowiedział w powietrze. 
         Wstał z sofy i podszedł do barierki. Wzrokiem śledził Krzyśka prowadzącego na parkiet Anitę. Była wysoka, dodatkowo obcasy dodawały jej centymetrów. Doskonale wyróżniała się w tłumie ze swoją jasno zieloną sukienką i wysoko upiętymi w kucyka włosami. Pomimo tego, że była wyższa od większości dziewczyn na parkiecie, nie działało to na jej nie korzyść, wręcz przeciwnie. Była smukła, poruszyła się z dużą gracją. Dotarli z Krzyśkiem do tańczących w kółku Rafała, Adama, Kariny i reszty.
Patrzysz na Anitę? – Obok niego stanęła Jowita. Nie zauważył jak podchodziła. Kiwnął głową. – Ona świetnie tańczy. Widziałam ich w akcji z Lucasem. Królowali na parkietach. Idę po coś do picia, Rafał wcale nie jest taką łamagą jaką z siebie robi. – Jowita odwróciła się i poszła w stronę baru.
         Konrad cały czas obserwował Anitę. Najpierw dołączyła do kółeczka i powoli zaczęła tańczyć. Poczuł jak natrętna mucha , która od ponad miesiąca zamieszkała na obrzeżach jego mózgu, zaczyna znowu nieprzyjemnie bzyczeć. Przypomniał sobie rozmowę sprzed chwili , o cudzie pamięci/niepamięci. „To co pamiętamy zależy tylko i wyłącznie od nas „ zacytował w myślach. Kucyk blondynki kiwał się do taktów muzyki, piosenka się skończyła,a DJ zapowiedział Shakirę z jej Addicted to you. Stec przypomniał sobie, jak Anita tłumaczyła słowa piosenki z hiszpańskiego. Anita, hiszpański, te ruchy. Brunet mocniej zacisnął ręce na balustradzie. Krzysiek złapał Vetter za rękę i porwał do tańca. Konrad wiedział co tańczą, to była free stylowa samba. Anita doskonale tańczyła, fantastycznie. Znał tylko jedną dziewczynę, która tak czuła południowe rytmy. Zacisnął mocno szczęki, poczuł smak krwi w ustach. Rozciął sobie chyba policzek od środka, to było nieważne. Jak zamroczony oderwał się od poręczy i w trzech krokach znalazł się przed zaskoczoną Jowitą.
Konrad, stało się coś? Wyglądasz jakoś dziwnie...
Czy Anita studiowała kiedyś w Krakowie? – Zapytał bez wstępu.
Tak – odpowiedziała siląc się na spokój. Wpadłaś moja droga, pomyślała w duszy.
Wspominałaś o jej ojcu. Sylwek to Sylwester. Za nim wyszła za mąż nazywała się Wolska?
Tak – Zuber pokiwała głową zmieszana.
Kurwa!
Konrad – westchnęła Jowita. – Wiem co sobie teraz myślisz...
Nie wiesz! Kurwa! Jak ona mogła! Dobrze się bawiłyście? Nic nie powiedziałaś... – Odwrócił się i podszedł do stolika. Chwyciła butelkę z wódką i dolał sobie potężną porcję do krwawej mary. Wypił wzmocnionego drinka jednym haustem,aż go przytkało. Ponownie napełnił szklaneczkę samą czystą i wypił drugą porcję. Jak automat odwrócił się i wrócił do barierki. Anita dalej tańczyła. Shakira śpiewała :

Z czystej przyjemności by się unieść
teraz gdy porwał mnie prąd
już nie mogę ani spać ani jeść
jak to czynią porządni ludzie
Twe wspomnienie pozostało
wpięte jak brosza w poduszkę.
A ty niestety pamięć masz słabą
i nie pamiętasz o niczym.

        Miał wrażenie, że złapał jej wzrok. Patrzyła mu w oczy i uśmiechała się szeroko. Jak by mu oznajmiała: „tak, to ja dupku.” Konrad zaklął w myślach. Jak mógł jej nie poznać. Ten uśmiech, te oczy, ruchy, cała ona. To była Ani, jego Ani. Kurwa! Jak ona mogła się tak zachować. Nie powiedzieć ani słowa, nie zdradzić się ... Musiała się dobrze bawić, bawiąc się nim. „A ja zranię ciebie” przypomniał sobie jej słowa. W Stecu wszystko się gotowało, smak krwi w ustach pozostał nadal. Rdzawy, lekko gorzkawy.

          Anita poczuła, że wypita na szybko krwawa lekko zaszumiała jej w głowie. Wcześniej, do kolacji, wypiła trochę wina, tutaj kieliszek wódki. Jak na nią, była to już dawka na tyle skuteczna, że zahamowania zniknęły. Bez oporu dała się zaciągnąć Krzysztofowi na parkiet. Uwielbiała tańczyć. Na studiach, pracowali z Hofmanem w jednej knajpie na zmywaku, lub jako kelnerzy. Obsługiwali też wesela i inne imprezy. Zawsze uwielbiali sobie potańczyć razem w kuchni. Co prawda szatyn nie tańczył tak jak Konrad, alb jej mąż Lucas, ale całkiem nieźle sobie radził. Nauczyła go nawet dwóch ich „popisowych” układów: samby i tanga. Szpanowali nimi na imprezach. Teraz dołączyli do kiwających się na parkiecie ludzi z biura. Anita powoli wczuwała się w muzykę. Nagle z głośników popłynęła Shakira, Krzysiek złapał ją za rękę, przyciągnął do siebie i wykrzyczał do ucha:
Samba księżniczko! – A ona kiwnęła twierdząco głową w odpowiedzi. Hofman porwał ją do tańca.
           Poczuła, że ktoś się jej przyglądał. Była pewna, że to Stec. W sumie przestało ją obchodzić, czy się zdradziła tańcząc. Ruchy w tańcu są jak DNA, kto się na tym zna, kto się z tobą ich uczył na maleńkiej salce gimnastycznej, ten wie. Chyba, że jest ślepy. Pod koniec utworu spojrzała w górę, jej wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem Konrada. Przypomniał ją sobie. Była tego pewna w stu procentach. Wiedział już kim jest. Nagle przestało to mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie. Rachunki się wyrównały. Teraz liczył się tylko rytm pulsujący we krwi. Uśmiechnęła się szeroko. On był pochmurny, widziała to nawet z tej odległości. Miał zaciśnięte mocno szczęki, zawsze tak robił, gdy był wściekły. Miała to w nosie. Liczyła się tylko muzyka. Jak przez mgłę dotarło do niej, że piosenka się kończy. DJ zapowiedział coś dla uroczej pary od gorącej samby. To chyba dla nich? Przemknęło jej przez myśl. Rzucał im wyzwanie. Z głośników tym razem popłynęła przerobiona wersja kawałka Michaela Jacksona smooth criminal. Z mocno wydobytym rytmem, za pomocą kontrabasów i wiolonczel. Krzyśkowi nie trzeba był nic mówić. Złapał ją mocno w pasie i przyjął postawę do tanga. Anita zamknęła oczy i postawiła pierwszy krok.
           Konrad czuł się jakby ktoś, z pięści przyłożył mu w prosto w brzuch, prosto w twarz. Był ogłuszony. Ogłuszony i wściekły. A może to nie ona? Anita by tak nie postąpiła, przecież znał ją jak siebie samego. Cichutki głosik odezwał się w głowie. Sprawdź to, mówił, dalej, przecież wiesz jak. Najwyżej dostaniesz w pysk. Będzie to lepsze niż upokorzeni, które teraz czujesz, podpowiadał. A jak nie, to przynajmniej stawię czoła rzeczywistości, dodał już sam. Ruszył po schodach w dół. DJ zagrał przeróbkę piosenki Jacksona. Gdy dotarł mniej więcej do miejsca, gdzie tańczyli Anita z Hofmanem, zobaczył ludzi tłoczących się w kręgu. Brutalnie przepchnął się do przodu. Stanął obok Rafała.
Widziałeś szefową. Stary! Normalnie łałł – wykrzyczał mu do ucha rudy.

         Anita tańczyła tango. To był ich układ. Zmodyfikowany, ale jednak ich. Właściwie nie musiał już nic sprawdzać, jednak nadzieja umiera ostatnia. Blondynka wykonała szybki samodzielny obrót i w tym momencie Konrad ją „przejął” i wszedł na prowizoryczną scenę. Drgnęła, gdy zorientowała się kto trzyma ją w uścisku. Stec płynnym ruchem podwinął jej lekko rękaw od sukienki. W świetle dyskotekowych lamp, mignęło samotne skrzydło anioła. Nadzieja, że nie jest kompletnym durniem, umarła ostatnia. Brunet zrobił krok do przodu. Anita cofnęła się do rytmu. Zaczęli tańczyć. Po raz pierwszy, znowu razem, od ponad dziesięciu lat. Wszystkie swoje emocje przenieśli na taniec. To już nie była wyuczona choreografia. To była czysta improwizacja. Pełna zwrotów i uniesień. Oni nie tańczyli. Oni walczyli ze sobą, kłócili się i przeklinali. Istna wojna w tańcu. Gdy, wybrzmiały ostatnie takty piosenki, Anita odepchnęła go mocno. Tłum gapiów rozbrzmiał ogłuszającymi brawami. Vettter odwróciła się napięcie i zaczęła przepychać przez tłum.

         Konrad dogonił ją na korytarzu. Złapał za rękę i brutalnie pociągnął. Przyparł ją do ściany i zablokował drogę ucieczki. Spojrzeli sobie prosto w oczy. Jego spojrzenie płonęło, jej było spokojne.
Witaj Kony – rzuciła drwiąco.
Szarpnęło nim od środka.
Długo jeszcze zamierzałaś robić ze mnie idiotę? – Wysyczał.
Nie musiałam, sam odegrałeś tą rolę świetnie. Ale odpowiem ci na to pytanie, nie, już niedługo. Znudziła mnie ta zabawa.
Anita!
Miło wiedzieć, że teraz już wiesz, kogo masz przed sobą. Tak Konradzie, to ja. W innym wydaniu, jednak ciągle ta sama. Z twoich wcześniejszych reakcji wnioskuję, że taka wersja mnie bardziej przypadła ci do gustu. Ostrzegałam, że się sparzysz, ale nie mogłeś się oprzeć. A teraz mnie puść.
Jak mogłaś! – Przybliżył twarz na tyle, że prawie stykali się nosami. Patrzył jej prosto w oczy, nie uciekła ze wzrokiem.
Jak mogłam co? Nie rzucić ci się na szyję przy pierwszym spotkaniu? Normalnie Konrad. Tak samo, jak ty, mogłeś mnie nie poznać. I nie poznałeś.
Anita...
Konrad zaciąłeś się? To jakaś nowość, zawsze wiedziałeś, co powiedzieć. Słuchaj, ok, miałam lekki ubaw, na początku. Potem zaczęło to być wręcz...żenujące. Teraz już wszystko jasne. Koniec mistyfikacji.
Chyba jesteś mi winna przeprosiny...
Słucham? Ja przeprosiny. Chyba kpisz. Za co? Mam cię przeprosić za twoją kiepską pamięć czy urażone ego?
Tak się nie robi! I już!
Odpuść sobie. Sam musisz sobie dać radę z tym, że wyszedłeś na dupka. Znowu. A teraz mnie puść do cholery – złapała go za ramiona i próbowała odepchnąć.
Słyszałeś o co Anita prosi. Puść ją – za plecami Konrada wyrósł Krzysztof.
         Stec zacisnął zęby i opuścił ramiona. Anita minęła go prychając jak rozdrażniona kotka. Hofman objął ją ramieniem i poprowadził w stronę sali. Nie obejrzała się. Muszę się napić, pomyślał Konrad.


Miesiąc od ostatniego rozdziału...myślę, że teraz tak to będzie wyglądać. Chroniczny brak czasu i zimowo-wiosenna szaruga za oknem dają mi w kość. Pozdrawiam ciepło czytających,  życząc im dużo słońca za oknem. Czy ktoś ma na zbyciu wiosnę w słoiku???

3 komentarze:

  1. Nie wiem, jak Ty to robisz, ale zawsze dodajesz rozdział, kiedy siedzę przed komputerem i akurat się nudzę :P Także od razu zabrałam się za czytanie, dotarłam do końca i... musiałam wyjść i ochłonąć, na serio! xD Kurcze, jakie emocje! Tak wiele się działo, dobrze, że chociaż rozdziały dajesz długie, to mi powinno jakoś na miesiąc starczyć. Musi starczyć, chociaż mnie nosi i chcę już wiedzieć, co będzie dalej!
    Kiedy tylko przeczytałam nazwę klubu, wiedziałam, że Konrad się domyśli, czekałam tylko aż to w końcu się stanie. A gdy to już się stało miałam ochotę udusić Anitę gołymi rękoma, myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok! Poza tym... hej, domyślił się! Gratuluję, Konrad! xD Wiedziałam, że gdy usłyszy imię jej ojca, to skojarzy fakty, a gdy zobaczył tatuaż, to już był pewien. Z jednej strony ta jego pustka w głowie była urocza, a z drugiej ta ciąga gra Anity już doprowadzała mnie do szału.
    A końcówka? Umarłam i urodziłam się na nowo, a później znowu myślałam, że rozerwę ją na strzępy. I że też musiał pojawić się Krzysiek, no nie wierzę... Nie mogę się doczekać, aż dowiem się, co będzie dalej, po prostu nie wytrzymam!
    Kobieto, co Ty ze mną robisz?! :D Och, chyba jeszcze nie ochłonęłam!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Nina:) Tak to jest - nie można się nudzić przed komputerem:P. Nudzisz się - ja się wstrzelam z rozdziałem i nuda sobie idzie.
      Cieszę się, że scena "przypomnienia sobie kto jest kim" przypadła Ci do gustu. To była sytuacja, przez którą powstało całe opowiadanie, tzn. to był pierwszy pomysł na tą historię.
      Dla ścisłości powiem od razu, że planuję dodać jeszcze 3 rozdziały - zmieszczę się w piętnastu. A miało być dziesięć. Ja i moje planowanie...na bakier jesteśmy jakoś.
      Przy następnym rozdziale ochłoniesz. Muszę dbać o Twoje serducho :D
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Niestety można się nudzisz, szczególnie że ostatnio, gdy siadam i chcę coś napisać, to mi nie wychodzi :( Nie wiem, co jest gorsze: nuda czy wieczne niezadowolenie :P Chyba ta przedłużająca zimna tak fatalnie na mnie działa.

      Oj, no wiesz, ja mam ogólnie niskie ciśnienie z natury, także jeśli ktoś potrafi mi je odrobinę podnieść, to powinnam się cieszyć :) A takie emocje, to lepsze niż kawa :D

      Usuń