Budzik
zadzwonił punktualnie o siódmej rano i Anita miała ochotę rzucić
nim o ścianę. Na dworze panowały egipskie ciemności, a ona
przespała może dwie godziny. Ze szpitala wrócili późno w nocy i
musiała siłą odciągnąć Hannę od Darka. Zanim ulokowała ojca
i położyła się spać, była już trzecia. Nie mogła zasnąć.
Darek, rozmowa z Mathiasem, którego unikała jak tylko mogła, to
wszystko wytraciło ją z równowagi. Siłą woli odrzuciła kołdrę
i zwlekła się z łózka. Wzięła szybki prysznic. Wciągnęła na
siebie wełniany golf z norweskimi wzorami i jeansy. Wilgotne jeszcze
włosy związała w kucyk. Niewiele czasu poświeciła na makijaż i
zeszła do kuchni. Na schodach poczuła aromat kawy. Przyśpieszyła
krok. Przy ekspresie stał Sylwester Wolski.
– Królestwo
za kawę – jęknęła, opadając na krzesło.
– Spałaś
coś? – Ojciec postawił przed nią pełny kubek. Nigdy nie bawił
się w picie kawy z filiżanek.
– Odrobinę.
Nie mogłam zasnąć za dużo...wrażeń. Muszę jechać do firmy.
Pogadać z Jowitą, to moja kadrowa, mój prawnik i przyjaciółka w
jednym. Pracujemy razem. Ustalić szczegóły wyjazdu. Jak będę
wracać, to wstąpię do szpitala, może dostanę jakieś dokumenty,
które już dam do tłumacza. Sporo jest do zrobienia, a w niedzielę,
jeśli nic nie wyskoczy, lecimy do Rotterdamu.
– Rozumiem
córeczko. Wrócisz, przepraszam, wrócicie na Święta?
– Nie
wiem. Kurcze, muszę jeszcze załatwić kogoś do zwierząt. Może
hotel byłby lepszy, sama nie wiem.
– No
tak, same sobie jeść nie wezmą. Anita, posłuchaj...Wiem, że
rożnie bywało, ale chcę ci pomóc. Naprawdę. Jeśli się
zgodzisz, to ja tutaj zostanę. Zajmę się domem i zaopiekuje
zwierzętami. – Ojciec popatrzył poważnie na Vetter.
– Serio?
Mógłbyś? – Anita spojrzała na niego, zdumiona propozycją. –
A co z mamą i świętami? Nie wiem tato, kiedy wrócę.
– Tak,
serio. Jak wrócicie to spędzimy święta razem, jeśli nie,
towarzystwa dotrzyma mi menażeria. Może powie mi coś mądrego o
północy. O mamie nie rozmawiajmy.
– Pokłóciliście
się? – Rzuciła w przestrzeń, upijając duży łyk kawy.
– Tak.
Szlag mnie trafił, gdy powtórzyła waszą rozmowę odnośnie
Wigilii. Powinienem już dawno zareagować, na to co się między
nami działo. Ale byłem wygodny, przepraszam córeczko.
– Było
minęło – położyła swoją dłoń na ręce ojca. – Wyszłam
na ludzi i dałam sobie radę. Cieszę się, że tu jesteś. I bardzo
dużo znaczy dla mnie to, że zaoferowałeś swoją pomoc. Dziękuję.
– Przechyliła kubek i wysączyła kawę do ostatniej kropli. –
Pyszna kawa. A teraz muszę jechać. Jak wstanie Hanna, to zawieź
ją do szpitala. Lepiej żeby sama nie prowadziła. A i zjedz
śniadanie. Lodówka jest tam, czuj się jak u siebie – pocałowała
ojca w policzek i wyszła.
***
Gdy
kierowała się w stronę Gdańska, postanowiła zadzwonić do Darii.
Nie były w bardzo zażyłych stosunkach, ale w końcu to
była...siostra. A sprawa dotyczyła ich rodziców. Załączyła
bezprzewodowy zestaw samochodowy i głosowo wybrała numer. Po paru
sygnałach Daria odebrała.
– Anita?
Cześć. Stało się coś?
– Hej
siostra. A nie mogę dzwonić od tak?
– Nie.
Nie tak wcześnie. I ty nigdy nie dzwonisz do mnie tylko pogadać.
– Serio?
Nie zapaliłam, że zawsze dzwonię w interesach. Obiecuję poprawę.
Ale faktycznie ma sprawę do ciebie – przyznała Anita.
– Wiedziałam
– kobieta po drugiej stronie westchnęła. – Cokolwiek wymyśliła
mama, ja w tym nie maczałam palców – zastrzegła.
– Wiem.
Daria, tata do mnie przyjechał. Bez uprzedzenia. Wczoraj. Nie chce
mówić o mamie i nie zapowiada się, aby chciał wracać do domu. Ja
mam teraz troszkę problemów. Muszę na jakiś czas wyjechać do
Holandii. Tata sam zaproponował, że zajmie się moim sopockim
domem. Wiesz o co im poszło?
– Nie.
Nie wiedziałam, że ojciec wyjechał. Cholera, to do niego nie
podobne. Musiała być niezła awantura. Mama do mnie nie dzwoniła
od dwóch dni. A to samo w sobie już jest dziwne...
– Wiesz,
pokłóciłam się z matką o Wigilię. Naprawdę usiłowałam być
miła, ale od słowa do słowa...powiedziałyśmy sobie kilka
nieprzyjemnych rzeczy, jak zwykle. Tata powiedział mi tylko, że
poszło właśnie o święta...
– Ech
ta nasza rodzicielka. A ty i ona , to już mieszanka wybuchowa.
Anita, postaram się wybadać sprawę. Jak coś będę wiedzieć to
dam znać. Kiedy jedziesz?
– W
niedzielę. Tata, na chwilę obecną, zostaje u mnie.
– Ok.
Odezwę się przed niedzielą.
– Dzięki.
Pa – Anita rozłączyła rozmowę i westchnęła głośno.
Miała
dosyć problemów z Darkiem. Nie była w stanie i tak naprawdę nie
miała ochoty na mediację pomiędzy rodzicami. Czuła się nieswojo
w tym konflikcie. Sprawy rodziców, to była ich broszka. Anita już
dawna odcięła pępowinę. Zresztą, nigdy nie była mocna. Ojciec,
odkąd sięgała pamięcią, kojarzył się jej jako osoba wykonująca
polecenia matki i zawsze ją wspierająca. Przynajmniej ona nie
zauważyła, aby kiedykolwiek się jej sprzeciwił. A tu, nagle,
wyskakuje jak Filip z konopi i pojawia się w jej życiu. Chce
pomagać, wspierać. I nie chce rozmawiać o Dorocie. Nic dobrego z
tego nie wyniknie, pomyślała. Choć, przynajmniej nie będę
musiała się martwić o psy i koty. Są jakieś plusy, zakończyła
wywody w myślach, skręcając na parking pod biurowcem. Dochodziła
dziewiąta. Jowita powinna już być u siebie.
Wysiadła z windy i weszła do recepcji pierwszy dopadł ją Adam.
Następna w kolejce ustawiła się Magda. Karina miała mnóstwo
pytań a propos Świnoujścia. Za chwilę przyszedł Rafał. Mówili
jeden przez drugiego. Nie było jej w firmie raptem trzy dni. A jej
pojawienie uruchomiło lawinę problemów. Wściekła się, część
pytań wymagała wpisania hasła w wyszukiwarkę google lub wykonania
jednego telefonu. Czyżby, aż tak bardzo kontrolowała wszystko w
firmie, że jej pracownicy z każdą pierdołą przychodzili do niej?
Wydawało jej się, iż otaczają ją samodzielni ludzi, a tu taka
niespodzianka.
– Chwileczkę
– odezwała się, przerywając zawiły wywód Adama. Nie zwrócił
uwagi i ciągnął dalej – Cisza! – krzyknęła. W osłupieniu
popatrzyło na nią kilka par oczu. – Wszyscy do mnie, poproszę –
dodała.
W
tym momencie w drzwiach pojawił się Konrad. Spiorunowała go
wzrokiem i rzuciła zamiast dzień dobry – Ty też, natychmiast.
Wszyscy
stłoczyli się w jej gabinecie, Anita wstała zza biurka.
– Dzień
dobry. Przejdę od razu do rzeczy. Myślałam, że pracuję z
inteligentnymi, samodzielnymi i twórczymi osobami. Nie mam mnie w
firmie trzy dni, nie odbieram telefonów, maili, fakt. Przyjeżdżam
i sypie się na mnie lawina spraw i problemów nieistotnych. Błahych.
Co to ma być? Większość waszych niecierpiących zwłoki pytań
wymaga zajrzenia do netu lub wykonania telefonu. Kilka z nich
rozwiąże zwami główny architekt, który mnie zastępuje.
Oznajmiam, że w tą niedzielę wyjeżdżam, wrócę, być może, na
naszą imprezę firmową. Potem znowu mnie nie będzie. W firmie
pojawię się na początku stycznia. Do tego czasu to wy pilnujecie,
aby ten statek nie poszedł na dno. Z pytaniami dzwonić mogą do
mnie trzy osoby; Wiktor, Jowita i Konrad. Od reszty nie odbiorę.
Ostrzegam od razu. Wiem, że nie tak was uczyłam do tej pory, ale
mam podbramkową sytuację i będę skupiona na czymś całkowicie
innym niż praca. Wszystko jasne?
– Tak
– wymamrotali zgromadzeni.
– Super,
a teraz do pracy. Ty zostajesz – zastopowała Konrada, który
chciał umknąć zresztą pracowników.
Powiesiła
do szafy kurtkę rzuconą na biurko. I odwróciła się do Konrada.
– Co
to ma znaczy? Naprawdę nie mogłeś im pomóc? – Zapytała.
– Uwierzysz
mi, gdy powiem, że do mnie z niczym nie przyszli? – Odpowiedział,
siadając na brzegu biurka. Przyjrzał się uważnie Anicie. Dzisiaj
była dziewczyną z sąsiedztwa, po perfekcyjnej bizneswoman, nie
było śladu. Chyba wolał tą wersję swojej szefowej. Była
mniej...lodowata.
– Uwierzę
– westchnęła. Podeszła do Konrada i oparła się o biurko obok
niego. – To moja wina. Tak ich nauczyłam. Zawsze pod ręką,
zawsze na zawołanie. Firma pochłaniała cały mój czas. A teraz,
kiedy muszę zająć się czymś innym niż sprawy zawodowe... –
zawiesiła głos. Do gabinetu weszła Jowita. Vetter wskazała jej
sofę.
– Ok.
Rozumiem. Słuchaj Anita, zajmę się wszystkimi problemami. Serio
wyjeżdżasz już w niedzielę? I to na miesiąc? – Splótł ręce
na piersi. Vetter wyglądała tak, słodko, że obawiał się reakcji
własnych dłoni.
– Tak.
Darek miał drugi zawał...
– Kiedy?
– zapytała Jowita.
– Wczoraj.
Jego stan znacząco się pogorszył. W niedziele lecę z nim do
Rotterdamu. Tam przejdzie zabieg wymiany zastawki. Nie wiem, co
jeszcze wydarzy się na miejscu. Po świętach i tak miałam tam
lecieć na zebranie zarządu drugiego stycznia. Nie wiem, czy w takim
razie w ogóle wrócę do Polski. Być może nie.
– Bardzo
mi przykro. Na pewno wszystko się dobrze ułoży. Sprawami
związanymi z projektami się nie przejmuj. Nikt głowy zawracał ci
nie będzie. Pogadam sobie z zespołem – rzeczowo odpowiedział
Stec.
– Reszta
jest w mojej gestii. – Jowita podeszła do Anity i przytuliła
przyjaciółkę mocno. – Vetter Visies da radę bez ciebie. Teraz
masz ważniejsze sprawy na głowie. Dasz sobie radę...w Rotterdamie.
– Dziękuję.
Tak Jowita, dam. Nie zjedzą mnie tam. Nie pozwolę na to –
uśmiechnęła się blado.
– I
nie dasz się im przekabacić? – Upewniała się przyjaciółka.
– Nie
dam. Wrócę. Skończyłam z Holandią. A teraz skoro mamy wszystko
wyjaśnione, przeproszę was. Załatwię najpilniejsze sprawy. Muszę
zadzwonić do kliniki, szpitala i dograć transport z Mathiasem.
Potem pojadę do domu. Będziemy w telefonicznym kontakcie.
– Jasne.
Trzymaj się – Jowita uściskała blondynkę.
– Powodzenia
– Konrad nie mógł sobie pozwolić na takie pożegnanie. więc
tylko skinął głową. Miał wrażenie, że usłyszał parę zdań
które nie były przeznaczone dla niego.
Wyszli
z Jowitą z gabinetu Anity.
– Trochę
się na nią zwaliło. Widać, że jest bardzo związana z rodzicami
i martwi się o ojca – zwrócił się do kadrowej.
– Anita?
Związana z rodzicami? Nic bardziej mylnego. – Odpowiedziała
zaskoczona jego słowami i nagle w jej oczach pojawił się błysk
zrozumienia. – Moment, ty myślisz, że Darek i Hanna to rodzice
Anity? Nie – zaśmiała się krótko. – Ale fakt, jest z nimi
związana. To jej przyjaciele i gospodarze domu w Sopocie. Rodzice
Anity to zupełnie inna bajka. – Klepnęła Konrada w ramię i
zniknęła w swoim gabinecie.
***
Jowita,
Wiktor i Konrad siedzieli w konferencyjnej i omawiali harmonogram
prac na przyszły rok. Dodatkowo musieli ustalić menu na imprezę
firmową. Był dwudziesty drugi grudnia i Anita jeszcze nie wróciła
z Rotterdamu.
– Mówiłam
już, że ją zabiję? – Jowita rzuciła trzymanymi w dłoni
kartkami na stół. – Uwielbiam decydować w takich sprawach –
westchnęła.
– Trzy
razy. Żaden sąd, w razie czego, cię nie uniewinni. Tak w ogóle to
wróci? – Zapytał Konrad.
– Spróbowałaby
nie – Zuber rzuciła groźne spojrzenie.
– Ale
z tym jej...znajomym, już wszystko w porządku, to czemu nie wraca?
– Wiktor odchylił się na krześle.
– Zgadza
się. Darek czuje się już dobrze i lekarze nie widzą
przeciwwskazań, aby wrócił do Polski. Anita...– Jowita
zawiesiła głos. – Anitę zatrzymują sprawy związane z rodziną
jej męża i z konsorcjum stalowym. Zawsze starała się trzymać od
nich jak najdalej, ale czasami nie da się od pewnych rzeczy uciec.
Czasami mam wrażenie, że podpisała cyrograf z diabłem, a nie
księciem z bajki, jak ona przedstawia Lucasa – dodała cicho.
Mężczyźni
spojrzeli na nią czujnie. Konrad uniósł pytająco brwi.
–
Nie patrz tak na
mnie – fuknęła – nic więcej nie powiem. I tak mam już za
długi język. I wróci, musi wrócić. To który wariant wybieramy?
– Podniosła do oczu rozrzucone wcześniej kartki z menu.
***
Przed
wejściem do „Niepamięci” stał tłum ludzi, pomimo szczypiącego
mrozu. Końca zawijającej się, jak wąż kolejki, nie było widać.
Rafał jęknął.
–
Postoimy do rana i
wpuszczą nas na koniec imprezy...
–
Panie Rafale –
Anita przyjacielsko klepnęła go w ramię – trochę wiary w
szefową. – Puściła do niego oko. Pewnym krokiem, w swoich
czarnych botkach, na niebotycznie wysokim obcasie, ruszyła w stronę
bramkarzy. Jeden z nich skinął jej głową.
–
Jeśli ona zna tych
byczków osobiście, to ja zatańczę z każdą z was, drogie panie,
masakrycznie szybkie kawałki – Rafał uroczyście podniósł prawą
dłoń.
–
Stary – Konrad
kiwnął głową w strony Anity, która do nich machała. –
Przegrałeś. Czasami mam wrażenie, że dla tej dziewczyny nie ma
słowa „niemożliwe”. Ciągle mnie zaskakuje.
–
Nie dziwię ci się
Konrad – Jowita złapała go pod ramię,żeby nie zaliczyć
efektownego upadku na śliskim chodniku – Ja znam ją od bardzo
dawna, a mnie też ostatnio zaskakuje.
–
Słuchajcie –
Anita zwróciła się do całej gromady, gdy podeszli. – Tomek –
kiwnęła głowę w stronę jednego z ochroniarzy – zaprowadzi was
do środka, rozda opaski na rękę, jak na wycieczce all inclusive,
pokazujecie ją przy barach, gdy coś zamawiacie. Dzisiaj wszystko
jest na koszt firmy. Idziemy moje panie.
Dziewczyny
zaczęły wchodzić do środka, przez tłum w kolejce przeszedł
pomruk niezadowolenia. W torebce Anity rozdzwoniła się komórka.
Spojrzała na wyświetlacz i szybko odebrała połączenie.
–
Gdzie jesteś? –
Zapytała rozmówcę. Konrad stanął obok niej i gestem wskazał na
wejście. – Zaczekaj moment – rzuciła do słuchawki. – Idź,
ja za chwilę dołączę, loża jest na piętrze.
Konrad
wszedł do klubu jako ostatni. Anita została na zewnątrz. Miejsce
od pierwszego spojrzenia przypadło Stecowi do gustu. Odpowiadały mu
takie klimaty, od razu poczuł pulsująca atmosferę. Konrad lubił
potańczyć, pasja z dzieciństwa i szczeniackich lat, gdzieś
została mu we krwi. Imponował swoimi umiejętnościami dziewczynom.
Jednak tylko kilka razy zdarzyło mus się na parkiecie trafić na
kogoś, kto by tańczył naprawdę. W takich chwilach myślał
czasami o swojej dawnej partnerce. Zatańczyłby z nią jeszcze. Już
jako dzieci rozumieli się w pół kroku, jak mówiła do nich ich
trenerka, Danusia.
Ochroniarz
poprowadził ich do szatni i rozdał jaskrawozielone opaski, które w
ultrafiolecie jarzyły się na nadgarstkach. Zaprowadził wszytskich
do wydzielonej loży na piętrze. Klub był dwu poziomowy. Na dole
był ogromny parkiet do tańczenia, na którym w rytm kawałków
falował tłum ludzi. Nad parkietem zawisła galeria, na którą
wchodziło się szerokimi schodami, usytuowanymi w dwóch przeciwnych
rogach pomieszczenia. Tam ustawione były większe i mniejsze
stoliki, dostępu na schody bronili rośli panowie w białych
T-shirtach z napisem „niepamięć”. Wejść na piętro mogły
tylko osoby, które posiadały opaski na rękach. Białe oznaczały
rezerwację miejsca, jak wykrzyczał im ich przewodnik, a zielone
full wypas. Gdy przecisnęli przez falujący tłum i dotarli na
galerię zrobiło się luźniej i dużo ciszej. Rozsiedli się
wygodnie na sofach i fotelach. Tu odstąpiono od ultra nowoczesnego
designu sali na dole i poustawiano zachęcające do siedzenia meble.
–
Zamawiamy coś? –
Adam wykrzyczał do wszystkich. – Czy czekamy na szefową?
–
Zamówimy. –
Jowita podjęła decyzję. – Nie wiadomo ile zejdzie jej przy tym
telefonie, a ja się muszę rozgrzać.
–
Dobra, to wódeczka,
czy coś innego?
–
Nie mieszamy –
Karina podjęła decyzję za wszystkich. – Adam dobrze schłodzona
czysta, soki do tego. Zamówisz – uśmiechnęła się do chłopaka.
–
Zamówię, tylko
mistrz parkietu niech idzie ze mną. – Rafał zaczerwienił się po
czubki swoich marchewkowych włosów. Ale posłusznie wstał i
poszedł za kolegą.
Konrad
spojrzał na zegarek. Anity nie było już kwadrans.
–
Wyjrzę, czy coś
się nie stało – zaczął podnosić się z kanapy.
–
Nie ma takiej
potrzeby. Szefowa idzie i to nie sama – powstrzymała go Morawska.
Konrad
spojrzał w kierunku schodów. Vetter wchodziła powoli, z tyłu za
nią, trzymając blondynkę za rękę, szedł jego ulubieniec,
Hofman. Nie mógł nic na to poradzić, że ten facet wybitnie
działał mu na nerwy, szczególnie w towarzystwie Anity.
–
Jestem – oznajmiła
wszystkim. – To jest zaginiony gość, który miał być z nami już
na kolacji. Przedstawiam wszystkim pana Krzysztofa Hofmana, naszego
człowieka w terenie w Świnoujściu.
–
Przepraszam, ale
Gdańsk i jego ulice pokonały zarówno mnie jak i moją Mariolę z
nawigacji. Miło mi wszystkich poznać i wbrew temu co powiedziała
szefowa , błagam Krzysiek jestem.
Na
ten moment trafił Adam z Rafałem i załącznikiem. Przydał się
przy poznaniu. Rafałowi, który rozlewał biały płyn, zadrżała
ręka przy kieliszku Anity.
–
Panie Rafale, proszę
lać, a nie rozlewać – ze śmiechem skwitowała blondynka.
–
Kiedy mnie się
zawsze takie sytuacje trafiają – westchnął.
–
Oj, niech pan
przynajmniej dzisiaj będzie optymistą – mrugnęła do niego
porozumiewawczo. – Na zdrowie, bawmy się dzisiaj dobrze. Wszyscy
– potoczyła wzrokiem po twarzach wokół. – Jeszcze raz dziękuję
wam za te dwa lata. Taki zespół to skarb.
Puste
kieliszki wróciły na stół. Anita siedziała pomiędzy Konradem, a
Krzyśkiem. Stec usłyszał jak szatyn cicho mówi do blondynki.
–
Pijesz dzisiaj?
–
Tak –
odpowiedziała mu, jakby zaskoczona pytaniem.
–
A leki? – Konrad
przypomniał obie baterie pastylek w jej walizce w Świnoujściu.
–
Spoko Krzychu,
dzisiaj mogę, jutro się pozbieram.
–
Ryzykujesz –
stwierdził Hofman. – W takim razie ten kieliszek, był dzisiaj
moim jedynym.
–
Wiem, ale mam dość
tej zachowawczej postawy. Dzisiaj się bawię. I nie ograniczaj się
ze względu na mnie.
–
Nic mi nie będzie.
W razie czego jestem.
Anita
pocałowała Krzysztofa w policzek. Konrad nie usłyszał już, co mu
bezgłośnie wyszeptała do ucha. Był tej odpowiedzi cholernie
ciekawy. Vetterowa nadal go intrygowała i zaskakiwała. Sam nie
wiedział skąd w nim bierze się to irracjonalne przeświadczenie,
że ją zna, że wie co powie w danej chwili, jak zareaguje. Czasami
faktycznie tak było. Spodziewał się uśmiechu i dostawał uśmiech.
Jednak częściej go zaskakiwała, gdy tylko jakoś ją
zaszufladkował i opisał w swoim umyśle, ona wyskakiwał z innej
kieszonki, jak niesforny chochlik. Konrad czuł się zdezorientowany
i zaintrygowany. Wkurzało go, że taki Hofman wie o niej tak dużo,
że mają wspólne wspomnienia, tematy i sekrety. Widział go
zaledwie kilka razy, a działał na niego swoją obecnością, jak
płachta na byka. Miał ochotę strącić rękę Anity z policzka
szatyna i położyć ją na swoim. Pamiętał to uczucie, miękkość
dotyku i absolutnie nie życzył sobie, aby ktoś go także
doświadczał.
–
Rafał wstawaj. Czas
rozpocząć karę. – Julia pociągnęła rudego za rękę.
–
Jak kara? –
Zainteresowała się Anita.
–
Brak wiary w
niesamowitość możliwości swojej szefowej – odpowiedziała za
chłopaka Jowita.
–
Aaaa – Blondynka
pokiwała głową. – To kara musi zostać wykonana. Przykro mi.
Wiarę w możliwości prezesa, ma pan w umowie panie Rafale.
–
Błagam! One mnie
wykończą!
–
Nie ma litości,
przykro mi. Idziemy tańczyć – Karina pociągnęła Rafała za
drugą rękę. Dziewczyny ochoczo ruszyły na parkiet.
–
Idź – Anita
klepnęła Krzyśka – No idź.
Hofman
wstał z kanapy z ociąganiem, ale porwała go ze sobą Magda.
–
Zatańczymy? –
Szybko podchwycił myśl Stec. Wydało mu się, że w oczach Anity
zobaczył przez moment twierdzącą odpowiedź. Jednak powiedziała
coś zupełnie innego.
–
Nie, dziękuję. Na
razie sobie posiedzę. Może później – dodała.
–
Przyprawiłaś mnie
o zawał. Myślałam, że już nie wrócisz. – Jowita pochyliła
się przez stół w stronę przyjaciółki.
–
Przepraszam. Nie
planowałam tak długiej nieobecności. Holenderska rzeczywistość
mnie...przytoczyła. Nie mam ochoty o tym rozmawiać. Dzisiaj wrzucam
na pełen luz. Tym bardziej, że za moment muszę wrócić do
Rotterdamu na walne zebranie zarządu.
–
No tak. Przyjechałaś
dosłownie na chwilkę. Jak Wigilia w domu? – Dalej drążyła
Jowita.
–
Dobrze. Bardzo
dobrze. Darek wraca do zdrowia. I przyjechała moja matka. Nawet
było, o dziwo, miło. Pogodzili się z ojcem.
–
Pan Sylwek zapewne
szczęśliwy...
–
Tak, ojciec wyglądał
na zadowolonego i mama chyba też parę rzeczy przemyślała.
Naprawdę obyło się bez zgrzytów. Dzisiejsza kolacja też była
świetna. Dzięki, że zorganizowaliście coś, co ja miałam wziąć
na siebie – zwróciła się do Konrada i Zuber.
–
Najważniejsze, że
się udało i że klub zaklepałaś dużo wcześniej. –
Odpowiedziała brunetka, wstała i obciągnęła czerwoną sukienkę.
– A teraz idę się bawić. Jak szaleć to na całego. Idziecie?
–
Ja nie – Anita
uśmiechnęła się – za jakąś chwilkę. Ale ty i Konrad idźcie.
–
To ja też zostanę
– szybko przerwał Stec. – Dotrzymam ci towarzystwa –
popatrzył na Anitę. – Wszyscy poszli na parkiet.
–
Ok, jak tam chcecie.
– Jowita wzruszyła ramionami i poszła.
–
Wydałaś dla nas
iście królewską kolację – po chwili milczenia powiedział
Konrad.
–
Naprawdę? –
Anita spojrzała na niego.
–
Tak. W dzisiejszych
czasach kończy się na opłatku w biurze i wypuszczeniu godzinę
wcześniej do domu. Rozpieszczasz nas, swoich pracowników. Choć nie
wszystkich...
–
Nie, nie
rozpieszczam. I w pracy nikt nie ma specjalnych względów. – Anita
roześmiała się. – Jednak doceniam kogo mam w swojej stajni.
Dwa lata temu... – zawahała się – na kilka miesięcy przed
wigilią, zmarł mój mąż, nagle. Powiedzmy, że nie byłam w
nastroju do świętowania. Zostałam sama w życiu prywatnym i
zawodowym. Z nowo powstałą firmą w Polsce. Nie był to czas na
zabawę. W zeszłym roku, mieliśmy tyle zleceń i pracy, że nie
miałam sumienia zabierać moim współpracownikom jeszcze jednego
popołudnia i wieczoru. Poza tym, tuż po wigilii, wcześniej niż
teraz, musiałam wyjechać w sprawach rodzinnych do Holandii. Dopiero
ten rok sprzyja spotkaniu i bardzo się z tego cieszę. Potrzebne mi
było takie wyjście. Może inni zobaczą we mnie kogoś więcej, niż
lodową księżniczkę – spojrzała znacząco na Konrada, a on
zrobił niewinną minę i w geście obrony podniósł obie ręce. –
Tak, wiem jak się o mnie mówi za moimi plecami – znacząco
podniosła brwi do góry i sięgnęła po pusty kieliszek. – A
dzisiaj lodowa księżniczka ma zamiar zaszaleć, ale nie przepadam
za czystą...
–
Ja też nie, tylko
nie mów innym facetom – wszedł jej w słowo Stec.
Anita
z trudem powstrzymała cisnące się na usta słowo „wiem” ,
zamiast niego powiedziała.
–
Dziewczyna obcięta
na jeża, za barem na dole, robi świetną krwawą , może być? Ale
musiałbyś się pofatygować na dół.
–
Dla księżniczki i
własnego gardła wszystko – Konrad podniósł się z miejsca i
ruszył w kierunku schodów.
Blondynka
oparła głowę o oparcie sofy. Czuła się wyczerpana psychicznie i
fizycznie. Wyjazd do Rotterdamu, choć konieczny, wiele ją
kosztował. Miała ochotę wrócić do Polski w momencie, gdy
wysiadła na holenderskim lotnisku z samolotu. A jeszcze musiała
tam lecieć za, dosłownie, chwilę. Przemyślała sobie parę spraw
z daleka od Steca. Teraz jej autorski projekt pod tytułem „pogrywamy
z Konradem” przestał być tak świetny. Na początku ta gra ją
bawiła, teraz zaczęła męczyć. Jednak znalezienie odpowiednich
słów, było co raz trudniejsze. Nie potrafiła wyobrazić sobie w
jaki sposób powiedzieć mu wprost kim jest. Choć zapewne było już
na to za późno. Z drugiej strony, kobieca duma cierpiała, że jej
nie rozpoznał. Było to przykre. Nic dla niego nie znaczyła, a
oddała mu tak wiele z siebie. Co raz częściej zastanawiała się,
czy cokolwiek zaświtało w jego głowie. Jakieś skojarzenie, myśl,
że ona to ta sama osoba, którą widywał codziennie przez lata.
Będzie co ma być, podsumowała w myślach.
–
Krwawa dla
księżniczki. – Zaskoczył ją głos Konrada, postawił przed nią
szklankę. Otworzyła oczy. – Ciężki dzień?
–
Nie, po prostu,
zastanawiałam się nad pewnym fenomenem pamięci. Dziękuję za
drinka. – odpowiedziała.
–
Fenomenem pamięci?
– Zainteresował się Konrad. Usiadł naprzeciwko Anity, oparł
ręce o stolik i spojrzał prosto w orzechowe oczy dziewczyny.
–
A raczej cudem
niepamięci, konkretnie.– Stwierdziła.
–
Tak się nazywa ta
knajpa, ale raczej nie o lokalu myślałaś. – Zażartował.
–
Nie, zbieg
okoliczności z nazwą miejsca. Zastanawiam się jak niesamowity jest
ludzki umysł, jak zapamiętuje to co mu wygodnie, kojarzy fakty,
które mu odpowiadają, a resztę odrzuca w jakiś ciemny kąt....
Niekoniecznie pamięta tylko to co dobre, czasami pielęgnuje właśnie
przykre wspomnienia – zaczęła wyrzucać z siebie.
–
Rozumiem.
Faktycznie, niekiedy luki są porażające. Czasami chciałoby się
pamiętać, wydarzenia, osoby...– wtrącił.
–
Myślę, że to co
pamiętamy zależy tylko i wyłącznie od nas. Oczywiście,
segregujemy sobie nasze wspomnienia, wiele nam ucieka ale i wiele
zostaje. A to co zostaje, zależy od tego, czy chcemy dostrzec rożne
rzeczy i skojarzyć fakty …– ciągnęła dalej, jakby go nie
słysząc.
–
Anita! Ty nadal
tutaj? Nie na parkiecie? – Przed stolikiem wyrósł Krzysiek.
–
Rozmawiamy sobie z
panią prezes. – Konrad spojrzał na Hofmana, jak mu się wydawało
znacząco, ale ten oczywiście nie zrozumiał.
–
Chodź zatańczyć!
– Chwycił Vetter za rękę.
–
Zaczekaj, Konrad
przyniósł krwawą...– prosząco spojrzała na niego Anita.
–
To wypij szybko i
chodź! Nie odpuszczę – pogroził palcem.
–
Dyktator. – Anita
sięgnęła po szklaneczkę i uniosła ją w kierunku Konrada. – Na
zdrowie – wypiła szybko.
Konrad
podniósł szklankę w stronę oddających się pleców blondynki.
–
Na zdrowie –
odpowiedział w powietrze.
Wstał z sofy i podszedł do barierki.
Wzrokiem śledził Krzyśka prowadzącego na parkiet Anitę. Była
wysoka, dodatkowo obcasy dodawały jej centymetrów. Doskonale
wyróżniała się w tłumie ze swoją jasno zieloną sukienką i
wysoko upiętymi w kucyka włosami. Pomimo tego, że była wyższa od
większości dziewczyn na parkiecie, nie działało to na jej nie
korzyść, wręcz przeciwnie. Była smukła, poruszyła się z dużą
gracją. Dotarli z Krzyśkiem do tańczących w kółku Rafała,
Adama, Kariny i reszty.
–
Patrzysz na Anitę?
– Obok niego stanęła Jowita. Nie zauważył jak podchodziła.
Kiwnął głową. – Ona świetnie tańczy. Widziałam ich w
akcji z Lucasem. Królowali na parkietach. Idę po coś do picia,
Rafał wcale nie jest taką łamagą jaką z siebie robi. – Jowita
odwróciła się i poszła w stronę baru.
Konrad
cały czas obserwował Anitę. Najpierw dołączyła do kółeczka i
powoli zaczęła tańczyć. Poczuł jak natrętna mucha , która od
ponad miesiąca zamieszkała na obrzeżach jego mózgu, zaczyna znowu
nieprzyjemnie bzyczeć. Przypomniał sobie rozmowę sprzed chwili , o
cudzie pamięci/niepamięci. „To co pamiętamy zależy tylko i
wyłącznie od nas „ zacytował w myślach. Kucyk blondynki kiwał
się do taktów muzyki, piosenka się skończyła,a DJ zapowiedział
Shakirę z jej Addicted to you. Stec przypomniał sobie, jak
Anita tłumaczyła słowa piosenki z hiszpańskiego. Anita,
hiszpański, te ruchy. Brunet mocniej zacisnął ręce na
balustradzie. Krzysiek złapał Vetter za rękę i porwał do tańca.
Konrad wiedział co tańczą, to była free stylowa samba. Anita
doskonale tańczyła, fantastycznie. Znał tylko jedną dziewczynę,
która tak czuła południowe rytmy. Zacisnął mocno szczęki,
poczuł smak krwi w ustach. Rozciął sobie chyba policzek od środka,
to było nieważne. Jak zamroczony oderwał się od poręczy i w
trzech krokach znalazł się przed zaskoczoną Jowitą.
–
Konrad, stało się
coś? Wyglądasz jakoś dziwnie...
–
Czy Anita studiowała
kiedyś w Krakowie? – Zapytał bez wstępu.
–
Tak –
odpowiedziała siląc się na spokój. Wpadłaś moja droga,
pomyślała w duszy.
–
Wspominałaś o jej
ojcu. Sylwek to Sylwester. Za nim wyszła za mąż nazywała się
Wolska?
–
Tak – Zuber
pokiwała głową zmieszana.
–
Kurwa!
–
Konrad –
westchnęła Jowita. – Wiem co sobie teraz myślisz...
–
Nie wiesz! Kurwa!
Jak ona mogła! Dobrze się bawiłyście? Nic nie powiedziałaś... –
Odwrócił się i podszedł do stolika. Chwyciła butelkę z wódką
i dolał sobie potężną porcję do krwawej mary. Wypił
wzmocnionego drinka jednym haustem,aż go przytkało. Ponownie
napełnił szklaneczkę samą czystą i wypił drugą porcję. Jak
automat odwrócił się i wrócił do barierki. Anita dalej tańczyła.
Shakira śpiewała :
Z
czystej przyjemności by się unieść
teraz
gdy porwał mnie prąd
już
nie mogę ani spać ani jeść
jak
to czynią porządni ludzie
Twe
wspomnienie pozostało
wpięte
jak brosza w poduszkę.
A
ty niestety pamięć masz słabą
i
nie pamiętasz o niczym.
Miał
wrażenie, że złapał jej wzrok. Patrzyła mu w oczy i uśmiechała
się szeroko. Jak by mu oznajmiała: „tak, to ja dupku.” Konrad
zaklął w myślach. Jak mógł jej nie poznać. Ten uśmiech, te
oczy, ruchy, cała ona. To była Ani, jego Ani. Kurwa! Jak ona mogła
się tak zachować. Nie powiedzieć ani słowa, nie zdradzić się
... Musiała się dobrze bawić, bawiąc się nim. „A ja zranię
ciebie” przypomniał sobie jej słowa. W Stecu wszystko się
gotowało, smak krwi w ustach pozostał nadal. Rdzawy, lekko
gorzkawy.
Anita
poczuła, że wypita na szybko krwawa lekko zaszumiała jej w głowie.
Wcześniej, do kolacji, wypiła trochę wina, tutaj kieliszek wódki.
Jak na nią, była to już dawka na tyle skuteczna, że zahamowania
zniknęły. Bez oporu dała się zaciągnąć Krzysztofowi na
parkiet. Uwielbiała tańczyć. Na studiach, pracowali z Hofmanem w
jednej knajpie na zmywaku, lub jako kelnerzy. Obsługiwali też
wesela i inne imprezy. Zawsze uwielbiali sobie potańczyć razem w
kuchni. Co prawda szatyn nie tańczył tak jak Konrad, alb jej mąż
Lucas, ale całkiem nieźle sobie radził. Nauczyła go nawet dwóch
ich „popisowych” układów: samby i tanga. Szpanowali nimi na
imprezach. Teraz dołączyli do kiwających się na parkiecie ludzi z
biura. Anita powoli wczuwała się w muzykę. Nagle z głośników
popłynęła Shakira, Krzysiek złapał ją za rękę, przyciągnął
do siebie i wykrzyczał do ucha:
– Samba
księżniczko! – A ona kiwnęła twierdząco głową w odpowiedzi.
Hofman porwał ją do tańca.
Poczuła, że ktoś się jej
przyglądał. Była pewna, że to Stec. W sumie przestało ją
obchodzić, czy się zdradziła tańcząc. Ruchy w tańcu są jak
DNA, kto się na tym zna, kto się z tobą ich uczył na maleńkiej
salce gimnastycznej, ten wie. Chyba, że jest ślepy. Pod koniec
utworu spojrzała w górę, jej wzrok skrzyżował się ze
spojrzeniem Konrada. Przypomniał ją sobie. Była tego pewna w stu
procentach. Wiedział już kim jest. Nagle przestało to mieć dla
niej jakiekolwiek znaczenie. Rachunki się wyrównały. Teraz liczył
się tylko rytm pulsujący we krwi. Uśmiechnęła się szeroko. On
był pochmurny, widziała to nawet z tej odległości. Miał
zaciśnięte mocno szczęki, zawsze tak robił, gdy był wściekły.
Miała to w nosie. Liczyła się tylko muzyka. Jak przez mgłę
dotarło do niej, że piosenka się kończy. DJ zapowiedział coś
dla uroczej pary od gorącej samby. To chyba dla nich? Przemknęło
jej przez myśl. Rzucał im wyzwanie. Z głośników tym razem
popłynęła przerobiona wersja kawałka Michaela Jacksona smooth
criminal. Z mocno wydobytym rytmem, za pomocą kontrabasów i
wiolonczel. Krzyśkowi nie trzeba był nic mówić. Złapał ją
mocno w pasie i przyjął postawę do tanga. Anita zamknęła oczy i
postawiła pierwszy krok.
Konrad
czuł się jakby ktoś, z pięści przyłożył mu w prosto w brzuch,
prosto w twarz. Był ogłuszony. Ogłuszony i wściekły. A może to
nie ona? Anita by tak nie postąpiła, przecież znał ją jak siebie
samego. Cichutki głosik odezwał się w głowie. Sprawdź to, mówił,
dalej, przecież wiesz jak. Najwyżej dostaniesz w pysk. Będzie to
lepsze niż upokorzeni, które teraz czujesz, podpowiadał. A jak
nie, to przynajmniej stawię czoła rzeczywistości, dodał już sam.
Ruszył po schodach w dół. DJ zagrał przeróbkę piosenki
Jacksona. Gdy dotarł mniej więcej do miejsca, gdzie tańczyli
Anita z Hofmanem, zobaczył ludzi tłoczących się w kręgu.
Brutalnie przepchnął się do przodu. Stanął obok Rafała.
– Widziałeś
szefową. Stary! Normalnie łałł – wykrzyczał mu do ucha rudy.
Anita
tańczyła tango. To był ich układ. Zmodyfikowany, ale jednak ich.
Właściwie nie musiał już nic sprawdzać, jednak nadzieja umiera
ostatnia. Blondynka wykonała szybki samodzielny obrót i w tym
momencie Konrad ją „przejął” i wszedł na prowizoryczną
scenę. Drgnęła, gdy zorientowała się kto trzyma ją w uścisku.
Stec płynnym ruchem podwinął jej lekko rękaw od sukienki. W
świetle dyskotekowych lamp, mignęło samotne skrzydło anioła.
Nadzieja, że nie jest kompletnym durniem, umarła ostatnia. Brunet
zrobił krok do przodu. Anita cofnęła się do rytmu. Zaczęli
tańczyć. Po raz pierwszy, znowu razem, od ponad dziesięciu lat.
Wszystkie swoje emocje przenieśli na taniec. To już nie była
wyuczona choreografia. To była czysta improwizacja. Pełna zwrotów
i uniesień. Oni nie tańczyli. Oni walczyli ze sobą, kłócili się
i przeklinali. Istna wojna w tańcu. Gdy, wybrzmiały ostatnie takty
piosenki, Anita odepchnęła go mocno. Tłum gapiów rozbrzmiał
ogłuszającymi brawami. Vettter odwróciła się napięcie i zaczęła
przepychać przez tłum.
Konrad
dogonił ją na korytarzu. Złapał za rękę i brutalnie pociągnął.
Przyparł ją do ściany i zablokował drogę ucieczki. Spojrzeli
sobie prosto w oczy. Jego spojrzenie płonęło, jej było spokojne.
– Witaj
Kony – rzuciła drwiąco.
Szarpnęło
nim od środka.
– Długo
jeszcze zamierzałaś robić ze mnie idiotę? – Wysyczał.
– Nie
musiałam, sam odegrałeś tą rolę świetnie. Ale odpowiem ci na to
pytanie, nie, już niedługo. Znudziła mnie ta zabawa.
– Anita!
– Miło
wiedzieć, że teraz już wiesz, kogo masz przed sobą. Tak
Konradzie, to ja. W innym wydaniu, jednak ciągle ta sama. Z twoich
wcześniejszych reakcji wnioskuję, że taka wersja mnie bardziej
przypadła ci do gustu. Ostrzegałam, że się sparzysz, ale nie
mogłeś się oprzeć. A teraz mnie puść.
– Jak
mogłaś! – Przybliżył twarz na tyle, że prawie stykali się
nosami. Patrzył jej prosto w oczy, nie uciekła ze wzrokiem.
– Jak
mogłam co? Nie rzucić ci się na szyję przy pierwszym spotkaniu?
Normalnie Konrad. Tak samo, jak ty, mogłeś mnie nie poznać. I nie
poznałeś.
– Anita...
– Konrad
zaciąłeś się? To jakaś nowość, zawsze wiedziałeś, co
powiedzieć. Słuchaj, ok, miałam lekki ubaw, na początku. Potem
zaczęło to być wręcz...żenujące. Teraz już wszystko jasne.
Koniec mistyfikacji.
– Chyba
jesteś mi winna przeprosiny...
– Słucham?
Ja przeprosiny. Chyba kpisz. Za co? Mam cię przeprosić za twoją
kiepską pamięć czy urażone ego?
– Tak
się nie robi! I już!
– Odpuść
sobie. Sam musisz sobie dać radę z tym, że wyszedłeś na dupka.
Znowu. A teraz mnie puść do cholery – złapała go za ramiona i
próbowała odepchnąć.
– Słyszałeś
o co Anita prosi. Puść ją – za plecami Konrada wyrósł
Krzysztof.
Stec
zacisnął zęby i opuścił ramiona. Anita minęła go prychając
jak rozdrażniona kotka. Hofman objął ją ramieniem i poprowadził
w stronę sali. Nie obejrzała się. Muszę się napić, pomyślał
Konrad.
Miesiąc od ostatniego rozdziału...myślę, że teraz tak to będzie wyglądać. Chroniczny brak czasu i zimowo-wiosenna szaruga za oknem dają mi w kość. Pozdrawiam ciepło czytających, życząc im dużo słońca za oknem. Czy ktoś ma na zbyciu wiosnę w słoiku???
Nie wiem, jak Ty to robisz, ale zawsze dodajesz rozdział, kiedy siedzę przed komputerem i akurat się nudzę :P Także od razu zabrałam się za czytanie, dotarłam do końca i... musiałam wyjść i ochłonąć, na serio! xD Kurcze, jakie emocje! Tak wiele się działo, dobrze, że chociaż rozdziały dajesz długie, to mi powinno jakoś na miesiąc starczyć. Musi starczyć, chociaż mnie nosi i chcę już wiedzieć, co będzie dalej!
OdpowiedzUsuńKiedy tylko przeczytałam nazwę klubu, wiedziałam, że Konrad się domyśli, czekałam tylko aż to w końcu się stanie. A gdy to już się stało miałam ochotę udusić Anitę gołymi rękoma, myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok! Poza tym... hej, domyślił się! Gratuluję, Konrad! xD Wiedziałam, że gdy usłyszy imię jej ojca, to skojarzy fakty, a gdy zobaczył tatuaż, to już był pewien. Z jednej strony ta jego pustka w głowie była urocza, a z drugiej ta ciąga gra Anity już doprowadzała mnie do szału.
A końcówka? Umarłam i urodziłam się na nowo, a później znowu myślałam, że rozerwę ją na strzępy. I że też musiał pojawić się Krzysiek, no nie wierzę... Nie mogę się doczekać, aż dowiem się, co będzie dalej, po prostu nie wytrzymam!
Kobieto, co Ty ze mną robisz?! :D Och, chyba jeszcze nie ochłonęłam!
Pozdrawiam!
Hej Nina:) Tak to jest - nie można się nudzić przed komputerem:P. Nudzisz się - ja się wstrzelam z rozdziałem i nuda sobie idzie.
UsuńCieszę się, że scena "przypomnienia sobie kto jest kim" przypadła Ci do gustu. To była sytuacja, przez którą powstało całe opowiadanie, tzn. to był pierwszy pomysł na tą historię.
Dla ścisłości powiem od razu, że planuję dodać jeszcze 3 rozdziały - zmieszczę się w piętnastu. A miało być dziesięć. Ja i moje planowanie...na bakier jesteśmy jakoś.
Przy następnym rozdziale ochłoniesz. Muszę dbać o Twoje serducho :D
Pozdrawiam.
Niestety można się nudzisz, szczególnie że ostatnio, gdy siadam i chcę coś napisać, to mi nie wychodzi :( Nie wiem, co jest gorsze: nuda czy wieczne niezadowolenie :P Chyba ta przedłużająca zimna tak fatalnie na mnie działa.
UsuńOj, no wiesz, ja mam ogólnie niskie ciśnienie z natury, także jeśli ktoś potrafi mi je odrobinę podnieść, to powinnam się cieszyć :) A takie emocje, to lepsze niż kawa :D