Anita
ukryła ziewanie, udając,że wczytuje się w kolejny wykres.
Matthias był zajmującym rozmówcą, zazwyczaj. Jednak, gdy zaczynał
mówić o zyskach, stratach, prognozach, rzeczywistych kosztach,
miała wrażenie, że z jego ust wylewa się bełkot. To nie tak, że
nie miała pojęcia o czym toczy się prezentacja. Wiedziała.
Prowadziła własną firmę i skończyła podyplomówkę z
zarządzania. Jednak, zawsze wolała projektować, pozostawiając
cyferki komuś innemu. Ekran wiszący w sali konferencyjnej Vetter
Stall rozbłysł łagodnym błękitem. Koniec omawiania słupków
wzrostu, wykresów sprzedaży , prognoz sprzedaży i zysków.
– Mam
nadzieje,że wyczerpująco omówiłem naszą obecną pozycję i
sytuację na rynku. – Matthias zwrócił się do osób siedzących
po obu stronach długiego stołu. – Teraz jest czas na zadawanie
pytań, po nich przejdziemy do głosowania nad votum zaufania dla
obecnego kierownictwa.
– Chciałbym
wnieść jeszcze jeden punkt do naszych obrad, jeśli państwo
pozwolicie – z fotela po prawej stronie Mężczyzny podniósł się
Aleksander Vetter. – Zazwyczaj, poprzestawialiśmy na umieszczeniu
tych danych w raporcie ogólnym w części E , jednak obecna sytuacja
gospodarcza, konieczność szukania wszędzie oszczędności, wymusza
na nas głębszą analizę firm, w których Vetter Stall ma swoje
udziały.
Anita
zesztywniała i w zmorzyła czujność. Nie podobało jej się to co
mówił jej były teść. W obliczu ostatnich wydarzeń zwiastowało,
to kłopoty. Nie myliła się. Aleksander ciągnął dalej.
– Nie
mamy udziału w zbyt wielu innych firmach. Poprosiłem naszych
analityków, aby zaprezentowali państwu krótkie raporty dotyczące
kondycji pięciu spółek…
Blondynka
przyjrzała się uważnie Matthiasowi, był tak samo zaskoczony, jak
ona. Nie udawał,aż tak dobrym aktorem nie był. Jednak nie
zaoponował. Nie wiedziała co zrobić. Najchętniej wybiegłaby z
sali i zadzwoniła do Jowity, Wiktora, Konrada… Moment, na cholerę
miałaby dzwonić do Konrada? Przecież z nią nie gada i nie ma z
finansami firmy nic wspólnego. Absurdalna myśl. Nagle usłyszała,
jak jeden jajogłowych analityków, wymienia nazwę jej pracowni.
Przekartkowała raport i trafiła na wykres własnego biznesu. Na
pierwszy rzut oka nie wyglądał źle. Wsłuchała się w wywód
łysego gościa. Gdy skończył odetchnęła lekko. Jak na tą
branże, było nieźle.
– Dziękuję
Martin. – Głos ponownie zabrał Aleksander. – To wszystko się
zgadza. Z liczb wynika, że Vetter Visies ma przed sobą stabilną
przyszłość finansową. Jednak, drodzy państwo, liczby, to nie
wszystko. Jak wam wiadomo, prezesem Visies jest moja droga synowa
Anita. – Skinął głową w stronę dziewczyny – i ten fakt,
wprowadza nowe informacje na temat kondycji finansowej firmy. Do tej
pory Stall miała piętnaście procent udziałów. Jednak ta sytuacja
uległa zmianie, gdy moja synowa doinwestowała firmę z funduszu
powierniczego, który ustanowił dla niej mój zmarły syn. Fundusz
w całości składa się z zysków wypracowanych przez Stal. Zgodnie
z intercyzą którą podpisała przed ślubem, inwestycja pieniędzy
z funduszu w jakakolwiek działalność automatycznie daje zarządowi
prawo do czterdziestu procent udziałów w tym przedsięwzięciu i
możliwość wprowadzenia na stanowisko vice prezesa, wskazanego
przez szefostwo VS człowieka, z prawem głosu równym prezesowi
firmy. W związku z tym, wnoszę o ustosunkowanie się państwa, jako
przedstawicieli udziałowców, do powyższych informacji. Zarządzam
przerwę, jeśli pozwolisz Matthiasie, na ustalenie i omówienie
stanowiska.
Anicie
zrobiło się słabo. Wstała i wolnym krokiem udała się do
gabinetu młodego Vettera. Tam ciężko usiadła na kanapie i
schowała twarz w dłonie. Nie usłyszała jak wszedł, drgnęła gdy
uklęknął przed nią. Popatrzyła na niego pytająco.
– Wyjdź
za mnie. – Powiedział po prostu.
– Słucham?
– Wyjdź
za mnie, to teraz jedyne logiczne wyjście. – Powtórzył łagodnie.
– Logiczne
wyjście? O czym Ty mówisz? – Anita była zszokowana.
– Jeśli
za mnie wyjdziesz, to będzie dobre posuniecie strategiczne . Zarówno
dla ciebie, dla mnie , dla rodziny, firmy, twojego biura. –
Tłumaczył cierpliwie.
– Jezu,
ty to mówisz serio? – Wyjęczała.
– Jak
najbardziej.
– Ale
Matt, ja nie planuje małżeństwa, nie na tym polega wychodzenie za
kogoś. Logika? Strategia? – Odwróciła głowę i spojrzała w
bok.
– Anita,
nie jesteś już nastolatką. Posłuchaj – złapał jej dłonie w
swoje i zmusił, aby spojrzała mu prosto w oczy. – Szalona miłość?
Motylki w brzuchu? To już nie ten czas. Miedzy nami jest chemia,
wzajemne zaufanie. Razem stworzymy zgrany team w życiu i w pracy.
Nie stracisz firmy, jak znowu zostaniesz pełnoprawną panią Vetter.
Alexander przestanie się czepiać, wiesz, że chce ci po prostu
pokazać, kto tu rządzi. A tak, zamkniesz mu usta. Udziały wrócą
z powrotem do rodziny i będzie spokojny. Wiem,że teraz, jak to
mówię, brzmi to strasznie. Zastanów się jednak na spokojnie.
– Matt,
ja…
– Nie
kochasz mnie? – Roześmiał się gorzko. – Wiem. Ale mnie lubisz.
Nie bylibyśmy tyle kochankami , gdybyś mnie nie lubiła. Gdybyśmy
nie potrafili rozmawiać ze sobą, słuchać siebie nawzajem. I choć
śmierć Lucasa rozdzieliła nas na jakiś czas, to wiem, że możemy
być szczęśliwi, jak dawniej. Znaleźliśmy złoty środek wtedy,
znajdziemy go i teraz. Uszczęśliwię cię, tyle mogę ci obiecać.
Zrobię wszystko, abyś była szczęśliwa i moja. Będę cie
kochał, za nas dwoje. Reszta zależy od ciebie. – Wypuścił jej
dłonie, podniósł się i pocałował ją w czoło. – Przemyśl to
skarbie. Idę zorientować w nastrojach. Wrócę za piętnaście
minut.
Została
sama w jego gabinecie, wstała z kanapy i podeszła do okna. W głowie
kotłowało się jej tysiące myśli , a serce waliło jak szalone.
Propozycja Matthiasa ją zaskoczyła. Kompletnie i na całej linii.
Nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Aleksander wypowiedział
jej wojnę. Bitwę na procenty. Od niej zależało teraz, czy
podejmie wyzwanie i wyprzedzi Vettera Seniora o krok. Tak będzie,
jeśli zgodzi się na propozycję Matthiasa. Podeszła do biurka.
Wzięła do ręki blok listowny i długopis. Usiadła w fotelu i na
papierze narysowała tabelkę. Bilans zysków i strat. Co może
stracić? Zapytała samą siebie. Firmę, a co za tym idzie,
niezależność, samodzielność, swoją pasję, radość tworzenia,
wolność wyboru. Może też nie zapewnić stabilnej przyszłości
swoim pracownikom. Nie będzie miała pełnego wpływu na politykę
kadrową, finansową biura. Już Aleksander się o to postara.
Przeczuwała,że to on chce być „przedstawicielem” zarządu. Na
pewno nie będzie z nią współpracował. Przeniosła długopis na
stronę zysków. Wpisała jedno słowo, takie samo jak po stronie
strat. Niezależność. Teraz pozostało jej tylko wynegocjować jak
najlepsze i najszersze warunki tej niezależności z Matthiasem.
Uśmiechnęła się gorzko. Niech cię szlag Lucas, wyszeptała w
przestrzeń gabinetu.
***
W
hotelu była późnym popołudniem. Zrzuciła płaszcz i podeszła do
minibarku. Wyciągnęła buteleczkę z wódką i nalała sobie sporą
porcję do szklanki. Wypiła haustem, na raz. Przytkało ją, a oczy
zaszkliły się łzami. Wylała resztę alkoholu z butelki i
zaaplikowała sobie drugą porcję w ten sam sposób. Nie pomogło.
Jej wzrok spoczął na teczce z katalogiem domów i pudełku z
wisiorkiem. Matthias okazał się jednak świetnym aktorem. W
szufladzie biurka miał pudełeczko z pierścionkiem, który teraz
znajdował się na jej palcu serdecznym. Był od kompletu, miał taki
sam płatek śniegu, jak ten na zawieszce. Takich zbiegów przypadków
nie ma. Dopiero teraz do niej dotarło, że Aleksander nie był taki
przebiegły. Nie wpadłby sam na pomysł udziałami. Matthias
przewidział, że ulegnie panice, doskonale wiedział, że Visies są
jej ukochanym dzieckiem. Wykorzystał jej słabość. Skurwiel. Ona
okazałą się idiotką. Choć za nim odpowiedziała „tak”, na
jego propozycję, zagwarantowała sobie parę rzeczy. Marne
pocieszenie, wobec ogromu własnej głupoty, ale jednak. W torebce
zabrzęczał telefon dźwiękiem smsa. Podeszła do stolika i
wyciągnęła komórkę. Wiadomość była od Krzysztofa. Krótkie
„zadzwoń do mnie jak będziesz mogła”. Westchnęła
zawsze wie, kiedy się wstrzelić, pomyślała. Wybrała opcję
oddzwoń, odebrał po drugim sygnale.
– Szybka
jesteś. Dobry wieczór.
– Wróciłam
z zarządu. Coś się stało Krzysiu?
– Nie,
chyba nie. Nie rozmawialiśmy od mojego wyjazdu. Jak Sylwester?
– Dziękuję,
był udany. Czemu pytasz?
– Byłaś
z Matthiasem?
– Tak
– odpowiedziała zaskoczona. I rzuciła. – A ty z kim byłeś?
– Z
Kariną.
– O!
– Wyrwało się jej.
– Nic
więcej nie powiesz? Mówię ci, jako pierwszej.
– Czemu
mam coś powiedzieć? Krzyś, jesteś dużym chłopcem, ja jestem
dużą dziewczynką. Nic sobie nie obiecywaliśmy w tym zakresie.
Jesteśmy przyjaciółmi...
– A
nie parą? – Zapytał cicho.
– Nie.
– Czyli
nie masz nic przeciwko. Podobno wprowadziłaś jakieś zasady w
firmie...
– Daj
spokój. Nie mam nic przeciwko. Ani jako wasza szefowa, ani jako
twoja przyjaciółka. Karina, to fajna dziewczyna. Podobasz się jej.
Tylko mam jedną prośbę.
– Jaką?
– Nie
mów jej o nas. Wie,że pracowaliśmy kiedyś razem i że się
przyjaźnimy. Tyle informacji wystarczy. To nie dlatego,że się
wstydzę, czy coś. Po prostu jest moim pracownikiem i nie chciałabym
wprowadzać jakiś głupich podejrzeń...
– Nie
musisz kończyć, rozumiem o co ci chodzi Anita. Jak zebranie?
– Zażegnałam
mały kryzys.
– Kryzys?
Co się stało?
– Chcieli
mi odebrać Vetter Visies, można by tak, to w skrócie powiedzieć.
Ale wszystko wróciło do normy. To nadal moja firma. I ja w niej
rządzę. Musiałam tylko przystać na małą propozycję.
– Jesteś
dla nich zbyt sprytna. – Roześmiał się do słuchawki. – Jaką
propozycję?
– W
czerwcu wyjdę za mąż. Za Matthiasa Vettera.
***
W
sali konferencyjne Vetter Visies zgromadzili się już prawie wszyscy
pracownicy biura. Anita, choć wewnątrz całą dygotała z nerwów,
na twarzy miała chłodny, uprzejmy uśmiech. Czekała już tylko na
Konrada. Nie widziała go od pamiętnej, firmowej imprezy. W końcu
przyszedł. Wyglądał na zaspanego. No tak zebranie było dość
niespodziewane. Poinformowała o nim smsami, godzinę temu. Nie po
to, aby zaskoczyć swoich współpracowników, zrobiła tak dla
siebie samej. Inaczej mogła się rozmyślić i uciec, a im, należała
się szczerość.
– Nie
jestem ostatni. Widzicie? – Z radością oznajmił Rafał. Zgromiła
go wzrokiem. Nie była w nastroju do żartów. – Przepraszam –
zmieszał się.
– Witam
państwa w nowym roku i przepraszam za niespodziewane zebranie. –
Zaczęła, gdy tylko Stec usiadł. – Wczoraj wieczorem wróciłam z
Rotterdamu. W zeszłym tygodniu na walnym zgromadzeniu naszego
udziałowca Vetter Stall, zapadły ważne decyzje dotyczące
przyszłości naszej pracowni. Muszę je państwu zreferować.
Poniekąd wiążą się one z moim życiem osobistym. Od razu proszę
o zachowanie pewnych informacji w tajemnicy, których, sami
wywnioskujecie. – Kątem oka zauważyła, że Konrad podniósł
głowę i spojrzał na nią uważnie. Zrobiło się jej gorąco, ale
musiała mówić dalej. Chciała to mieć za sobą. – W związku z
moimi decyzjami podjętymi pod koniec zeszłego roku, Stall przejęła
czterdzieści procent udziałów w Visies w zamian za stabilizację
finansową biura. – Po sali przeszedł pomruk. – Pieniądze
pochodziły z funduszu powierniczego, który ustanowił dla mnie mój
mąż. Tym samym, podejmując taką decyzję, oddałam wspomniane
czterdzieści procent w ręce zarządu VS. Na zebraniu, zażądali
wprowadzenia do firmy własnego przedstawiciela, z prawem głosu
równym prezesowi. Na to stanowisko zarząd wybrał Matthiasa
Vettera. On natomiast zapewnił mnie o absolutnym zaufaniu do mojej
osoby, jako prezesa. Pozostawił całościowe zarządzanie biurem w
moich rękach. Podsumowując, pomimo pewnych nieprzyjemnych
zawirowań, nadal jesteśmy na fali. Nie muszą się państwo obawiać
o miejsca pracy i stabilizację finansową. To tyle. A teraz,
zapraszam do pracy. Świnoujście samo się nie zrobi, to po
pierwsze, po drugie jutro omówimy nowe zlecenia i rozdzielimy je.
Jowita, Konrad i Wiktor, was poproszę jeszcze na minutkę do mnie. –
Szybkim krokiem wyszła z konferencyjnej. Wiedziała, że ratuje się
w ten sposób przed wybuchem Jowity, która już otwierała usta, a
jej oczy strzelały piorunami.
Anita
nie zdążyła odłożyć pióra na biurko, gdy Zuber wpadła do
gabinetu. Za nią, weszli Konrad z Wiktorem. Jeśli blondynka miała
cichą nadzieję,że to powstrzyma wybuch przyjaciółki, grubo się
pomyliła.
– Zamknijcie
drzwi i siadajcie – warknęła Jowita. – Ty też. – Wycelowała
palec w Anitę. – Co się stało w Rotterdamie?
– Nic.
– Vetter wzruszyła ramionami i usiadła na sofie obok Konrada,
irracjonalnie przy nim czuła się bezpiecznie. – Poza tym,że
proszę was o większe zwracanie uwagi na porządek w papierach,
pilnowanie procedur, bo w każdej chwili możemy mieć kontrolę z
Holandii. W ten sposób pomożecie chronić mój cenny tyłek na
stanowisku prezesa. Chciałam porozmawiać z wami o planie biznesowym
na ten rok.
– Czyżby?
Ot tak, nagle Stall zażądała swojego przedstawiciela?– Brunetka
zignorowała próbę zmiany tematu przez Anitę. – Mówiłam ci,
wtedy, że ruszanie funduszu jest kiepskim pomysłem. Przez przypadek
Matt został tym pełnomocnikiem, tak? I bez żadnych dodatkowych
obostrzeń wycofał się z patrzenia ci na ręce? Anita, przestań
pieprzyć i zacznij mówić prawdę. W takie cuda to ja nie wierzę,
nie w tej rodzinie.
– Jowita
– Konrad odezwał się po raz pierwszy odkąd wszedł do pokoju –
może najpierw moglibyśmy się dowiedzieć, lub przynajmniej ja, bo
nie wiem czy Wiktor jest wprowadzony, o co chodzi z funduszem i tym
cyrkiem z udziałami. Myślałem, że cała firma należy tylko do
ciebie – spojrzał pytająco na Anitę.
– Prawie...
– zaczęła, ale Jowita jej przerwała.
– Prawie
robi tu wielką różnicę, ja wam odpowiem, bo od niej nic nie
usłyszycie. Vetter Visies Anita dostała w prezencie od Lucasa na
urodziny. Chciał, aby miała coś własnego. Nie przewidział tylko
dwóch rzeczy, po pierwsze,że umrze, po drugie,że w tym momencie
zadziałają zapisy z intercyzy, którą Anita podpisała. Fundusz,
to tak naprawdę pieniądze z dywidend z udziałów w Stall, które
przejęła po śmierci Luca. Zgodnie z intercyzą, którą podpisała
przed ślubem, inwestycja pieniędzy z funduszu w jakąkolwiek
działalność automatycznie daje VS prawo do czterdziestu procent
udziałów w tym przedsięwzięciu i możliwość wprowadzenia
własnego człowieka do zarządu. Co też się stało.
– No
dobrze. – Wiktor przerwał Jowicie. - Przecież pani prezes,
hipotetycznie oczywiście, może sprzedać swoje udziały w VS i tym
samym uwolnić się od ich nadzoru.
– Słuszna
rozumowanie. – Brunetka oparła się o szklaną ścianę. –
Jednak i tutaj na Anitę czeka mały haczyk, a nawet dwa..
– Wystarczy
Jowita, panowie wiedzą to co powinni, reszta zapisów jest
nieistotna. Powiem tylko tyle, nie mogę sprzedać udziałów, a
raczej VS nie zdecyduje się ich ode mnie odkupić.
– Wiesz,
że je odkupią Anitko jeśli tylko...
– Jowita!
– Dziewczyna zmroziła przyjaciółkę spojrzeniem.
– Ok.
Sprawę udziałów mamy wyjaśnioną. – Zuber machnęła ręką. –
Teraz powiedz, czemu Matt, i za jaką cenę, oddał ci z powrotem
szefostwo na VV. Mieć taki atut w ręku i z niego zrezygnować, to
do niego nie podobne. Co mu obiecałaś? – Tym razem brunetka
uważnie przyjrzała się przyjaciółce. – Anita, co to jest? –
Podeszła do niej i pociągnęła lewą rękę do góry. Śnieżynka
rozbłysnęła migotliwe na palcu łapiąc światło lamp.
– Pierścionek
zaręczynowy od Matthiasa. W czerwcu, po raz drugi zostanę panią
Vetter.
– No
to kurwa gratuluję! – Konrad zerwał się z kanapy i wyszedł,
zatrzaskując za sobą głośno drzwi.
– Zwięźle
powiedziane, to teraz mają na ciebie i kij i marchewkę. Wpadłaś
po uszy. Chodź Wiktorze, na głupotę nie poradzimy. – Podsumowała
Zuber i wyszła.
Anita,
aż cała trzęsła się ze złości. Jak oni mogli! Przecież nie
wiedzą w jakiej sytuacji postawił ją Aleksander z Matthiasem.
Gdyby nie poszła na ustępstwa, Visies mogłoby już pakować
dokumenty do pudeł, a ludzie szukać nowego pracodawcy. Miała tego
pewność. Firma, to tak naprawdę wszystko, co zostawił jej Lucas.
Była spełnieniem jej marzeń, kawałkiem rzeczywistości, nad
którym sprawowała kontrolę. Nie pozwoli, aby ktokolwiek jej tą
kontrolę odebrał. I do jasnej cholery, nikt nie ma prawy jej
potępiać czy oceniać, w taki sposób, jak zrobiła to Jowita i
zrobił Konrad. To jest jej życie, jej firma, jej wybór. Niech
spieprzają. Uderzyła otwartą dłonią o oparcie kanapy. Nie
chciała pieniędzy Vetterów, nie chciała mieć z nimi nic
wspólnego, jednak dla swoich marzeń, była w stanie poświecić
wiele. Wiedziała,że czeka ją batalią na słowa i zapisy z
Matthiasem, ale była gotowa maksymalnie walczyć o swoją wolność
w tym „małżeństwie”. Jednak bolały ją słowa Konrada. Nie
kuło ją tak bardzo, to co powiedział Jowita. Znała zdanie
przyjaciółki na temat intercyzy, rodziny Lucasa i jej reakcja nie
była zaskoczeniem. Ale Konrad...no cóż. W sumie, czego się miała
spodziewać, wzruszyła ramionami. Najpierw go zwodziła i uwodziła
z premedytacją. Później upokorzyła przy innym facecie,a teraz
oświadczyła,że wychodzi za mąż. Choć, ten ostatni fakt nie
powinien go,aż tak bardzo wyprowadzić z równowagi. A jednak to
zrobił. Faceci są z marsa, westchnęła. Czas wziąć się do
pracy. Stos papierów na biurku wyglądał przerażająco, a nie było
jej zaledwie kilka dni.
Konrad
nerwowo bazgrolił coś na kartce papieru. Wzrok miał wbity w okno.
Myśli w głowie były tak samo ponure, jak aura za szybą. Co ona
wyprawia? Gdzie podziała się Ani, dziewczyna, którą znał jak
samego siebie? Nie mieściło mu się,że można się tak zmienić.
To, że inaczej wyglądała – nieważne. Jednak to, jak się
zachowywała i postępowała, to już inna sprawa. Naprawdę,aż tyle
znaczą dla niej pieniądze? Przecież tylko o tym mówiła, na
zebraniu, u siebie w gabinecie. Znaczą, aż tyle, aby z ich powodu
zostać czyjąś żoną? Tyle wywnioskował z jej pokrętnych
wypowiedzi. To niedorzeczne, absurdalne i tak cholernie niepodobne do
dziewczyny, którą znał. Wierzyła w miłość, w pokrewieństwo
dusz, istnienie drugiej połówki. Nie chciała iść na pół
środki. Głośno mówiła mu nie raz o tym, że jak spotka swojego
mężczyznę, będzie należeć tylko i wyłącznie do niego. Od
czubka małego palca,aż po ostatnią myśl przed zaśnięciem. A
teraz? Będzie należeć od pierwszego punktu paragrafu intercyzy po
ostatnią akcję w firmie? Nie widział, że można być
tak...cynicznym, przeliczać miłość na procenty, ciało na
udziały, życie na stanowisko. Dziewczyna, która zawsze wybierała
opcję „być”, teraz pragnęła tylko „mieć”. Wychodzi na
to, że nigdy jej nie znał, nie poznał. Skoro jest teraz taka suką,
pieprzoną, lodową księżniczką, czemu tak wkurzył go pierścionek
na jej serdecznym palcu. Przecież to nie jego biznes, nie jego
problem. Zatrudniła go, jest pracownikiem firmy i tylko tyle powinno
go interesować. Kurwa! Baby jednak są z innej planety. Usłyszał
trzask pękającego ołówka. Ze złością rzucił złamany na pół
kawałek drewna do kosza. Nie trafił. Wstał z krzesła, a kartka,
na której rysował, sfrunęła na podłogę. Schylił się i
podniósł go, nie lubił bałaganu wokół siebie. Sięgnął też
po kartkę. Przyjrzał się bazgrołom. Ze świstem wciągnął
powietrze i zgniótł papier w ręku. W ślad za złamanym ołówkiem,
do kosza powędrowała twarz Anity.
***
Dzwoniący
telefon, wyrwał ja z transu.. nieprzytomnie rozejrzała się po
biurku, aż jej wzrok trafił na komórkę. Odebrała nie patrząc kto
dzwoni.
–
Vetter proszę?
–
Ależ jesteś oficjalna
– Matt cicho zaśmiał się do słuchawki. - Jak zwykle jeszcze w
pracy, przemęczasz się.
–
Witaj – odpowiedziała
nie zmieniając tonu. – Jestem tak samo w pracy jak i ty.
–
Masz rację,
pracoholicy z nas. Ale to się zmieni po ślubie. Będziemy mieć
więcej czasu dla siebie, obiecuje ci.
–
Czemu dzwonisz?–
Anita zmieniła temat. Nie miała ochoty na rozmowę o ich wspólnym
życiu.
–
Stęskniłem się.
Myślałem, że pierwsza się do mnie odezwiesz, nawet nie
zadzwoniłaś, aby powiedzieć jak minął lot.
–
Był krótki i wygodny.
Jak zwykle w pierwszej klasie. Nie było o czym opowiadać.
–
Anita, stało się coś?
–
Nie. Przepraszam Matt,
ale zaraz mam ważnych gości, a do tego mnóstwo papierkowej roboty.
–
Chyba troszkę mnie
oszukujesz...
W
tym momencie, jakby w odpowiedzi na życzenie Anity, w otwarte drzwi
jej gabinetu zapukała Anna Jezierska z pytającym wyrazem twarzy. Za
nią stał Michał, ochroniarz biurowca, z nosidełkiem samochodowym
w ręku.
–
Matt, naprawdę mam
gości – odpowiedziała spokojnie, a po polsku dodała. – Pani
Aniu, zapraszam serdecznie.
–
Faktycznie słyszę
kogoś, no dobrze, ale zadzwoń wieczorem.
–
Ok, odezwę się. –
Anita rozłączyła rozmowę. - Witam państwa i małą królewnę. -
Wstała z za biurka i przywitała się serdecznie z Jezierską.
Michał bezradnie rozglądał się po gabinecie. – Proszę postawić
małą z nosidełkiem na biurku – wskazała blondynka.
–
Pani prezes,
przepraszam,że bez zapowiedzi i o tak późnej porze, ale byliśmy z
Zuzą na szczepieniach i odruchowo spojrzałam w okna gabinetu.
Zobaczyłam światło i postanowiłam zajrzeć. – Anna rozpięła
Zuzi kombinezon.
–
Nic nie szkodzi, fajnie
was widzieć...razem. Królewno, ale ty urosłaś! – Anita
nachyliła się nad dzieckiem, mała spojrzał na nią błękitnymi
oczami Tomasza. Były śliczne. – Co u was słychać?
–
Wszystko zaczęło się
układać. – Ania spojrzała wymownie na Michała, a ten się lekko
zarumienił. – Wstąpiliśmy, bo chciałam panią o coś zapytać.
Czy rozmawiała pani ostatnio z Tomaszem?
–
Nie, był tutaj w
grudniu z jakimiś chorymi pretensjami,ale na szczęście od tamtego
czasu nie naprzykrza się. Stało się coś?
–
Tak. Tomek przysłał
mi w liście zobowiązanie do płacenia alimentów.
–
O! Nie spodziewałam
się tego po nim, ale może zmądrzał. To się czasami zdarza pani
Aniu. – Anita uśmiechnęła się lekko. – A zapłacił?
–
Tak, przekazem
pocztowym, nie zna mojego numeru konta. Myślałam, że to pani
przemówiła mu do rozsądku.
–
Sumienie go ruszyło.
Dobry wieczór pani, cześć Michał – W drzwiach gabinetu
niespodziewanie stanął Konrad – Przepraszam my się nie znamy.
Konrad Stec. – Brunet wyciągnął rękę do Anny. – A to,
zapewne Zuzia, dla której pomagałem wybierać ten fotelik. Wygodnie
jej?
–
Co ty tu jeszcze
robisz? – Anita spojrzała znacząco na chłopaka. –
Myślałam,że jestem sama.
–
Pracuje, tak jak ty. –
Odpowiedział.
–
Pan wybierał fotelik?
– Ania uśmiechnęła się do Steca. – Zna pan Tomka?
–
Tak, ja, załapałem
się przypadkiem na zakupy pani prezes. Moja siostra ma bliźnięta,
więc troszkę wiedzy posiadam. Miałem wątpliwą przyjemność
poznać Grabińskiego. W końcu zostałem zatrudniony na jego
miejsce.
–
A! To pan jest tym
nowym, Głównym, o którym plotkowały dziewczyny... – Ania
zasłoniła ręką usta i zrobiła ruch jakby zamykała je na zamek.
– Ups! Wyrwało mi się, już nic nie powiem.
–
Michał, wyciągnij od
swojej damy więcej informacji. Opowiesz mi przy piwie. – Konrad
mrugnął do strażnika.
–
Nic z tego, więcej mi
Zuza powie, niż Anka. Babskie sprawy niech pozostaną tam, gdzie
powinny. Czasami lepiej za dużo nie wiedzieć.
–
Słuchaj pana Michała.
– Anita uśmiechnęła się szeroko do Steca. – Mądrze mówi.
W
tym momencie Zuzia głośno zaprotestowała przeciwko dalszemu
pozostawaniu w foteliku. Anna delikatnie wyjęła maleństwo i zdjęła
jej do końca kombinezon. Mała wpakowała kciuk do buzi.
–
Jest głodna, a mleko w
samochodzie. Skoczę po nie i ją nakarmimy. – Michał odwrócił
się i wyszedł z gabinetu.
–
Dobrze zrobiłam, że
dałam mu pani numer? – Anita mrugnęła do Anny.
–
Bardzo dobrze. Czasami
mam wrażenie, że jest pani moją dobrą wróżką.
–
Ktoś mi już , to
kiedyś powiedział ale nie, nie jestem. Bardziej uważam się za
wiedźmę. Choć rzeczy niemożliwe załatwiam od ręki, na cuda
trzeba zaczekać dwa dni. Fajnie, że się dogadaliście.
–
Tak, Anita potrafi
zdziałać cuda i zadziwić swoimi działaniami otoczenie. Ma to coś
z magii – odezwał się Konrad.
–
Proszę przytrzymać
Zuzię. – Jezierska bez pytania dała niemowlę na ręce blondynki.
– Muszę skorzystać z toalety.
Anita
zamarła z małą na rękach. Spanikowanym wzrokiem spojrzała na
Konrada. Ten wybuchnął śmiechem i podszedł do niej.
–
Po pierwsze, możesz
oddychać, po drugie ruszać się. Po trzecie, bez obawy nie
wybuchnie. Usiądź lepiej. – Złapał ją za łokieć i posadził
na sofie.
–
Nie możesz jej zabrać
ode mnie? – Zapytała cicho.
–
Nie, ładnie razem
wyglądacie. Pasuje ci takie maleństwo. Może twój nowy mąż się
postara – dorzucił i cały czar prysł.
–
Nie postara się. Nie
mogę mieć dzieci – odpowiedziała wpatrując się w błękitne
oczy małej.
Konrad
wciągnął powietrze.
–
Cholera. Anita
ja...przepraszam. Nie wiedziałem.
–
Kony, wielu rzeczy o
mnie nie wiesz, a już wyrobiłeś sobie opinię. Zapewne jestem dla
ciebie materialistką do szpiku kości, wredną suką, liczą się
dla mnie tylko pieniądze...
–
To nie tak... –
zaprotestował słabo.
–
Konrad. Tak o mnie
myślisz. Zmieniłam się, oczywiście,że tak. Ale nie, aż tak
bardzo. Próbuję ci to przez cały czas powiedzieć, jednak mnie nie
słuchasz.
–
Anita, chyba musimy
porozmawiać...
–
Musimy, za dużo
tematów się uzbierało. – Anita wzięła głęboki wdech i
wyrzuciła z siebie z szybko. – Chodź ze mną dzisiaj na kolację.
–
Tą obiecaną? Gdy
rozgrywała się sprawa Grabińskiego?
–
Też, załatwimy
wszystko za jednym zamachem.
–
Ok. Ale ja wybieram
miejsce – zastrzegł, aby nie pomyślała,że wszystko odbędzie
się na jej warunkach.
***
Konrad
wygodniej rozsiadł się na poduszka w hinduskiej knajpce. Mała,
wtulona pomiędzy duży klub, a winiarnię restauracyjka, nie
wyróżniała się niczym szczególnym z zewnątrz. Prosty szyld i
wąskie schody nie nęciły zbyt wielu przypadkowych przechodniów,
jednak po przekroczeniu progu wszystko ożywało. Czerwień, złoto,
turkus, żółć, zieleń, pomarańcz,kolory atakowały wzrok. Nos
nęciły aromaty przypraw, wonnych olejków dodanych do oliwnych
lamp, w ucho wpadała melodyjna muzyka. A wnętrze wypełniały
rozmowy ludzi siedzących przy niskich stoliczkach. Widział
zachwyt Anity, gdy weszli do środka. Przywitała ich kobieta, ubrana
w tradycyjne sari. Konrad poznał jej syna, razem pracowali w
Londynie, stąd wiedział o tym miejscu.
Hinduska
zaprowadziła ich do niszy, wyłożonej wygodnymi materacami i
miękkimi poduchami. Prywatności strzegła tutaj zasłona z gęstych
koralików do których przyczepione były dzwoneczki. Zanim usiedli,
zdjęli buty i ustawili je na specjalnym stojaczku przy wejściu.
Konrad poprosił o odpalenie fajki wodnej. Nie rozmawiali ze sobą po
wyjściu Anny z Michałem i Zuzią. Konradowi nawet to dopowiadało.
Miał z jednej strony tak wiele pytań do dziewczyny, a z drugiej,
bał wypowiedzieć się jakiekolwiek z nich na głos. Chciał zapytać
dlaczego nie może mieć dzieci, głupio mu było po własnej uwadze
w biurze. Oczywiście próbował jej dogryźć, ale nie w taki
brutalny sposób. Jak to się stało,że wyszła za Vettera, co
robiła przez ten czas, gdy opuściła Kraków. I czemu wyjechała,
choć nie wiedział, czy zdobędzie się na to pytanie.
Anita
pozwoliła mu zamówić, twierdząc, że w końcu to on zna najlepiej
z nich dwojga hinduską kuchnię. Stec zaciągnął się aromatyczną
parą, czekając na dziewczynę, która poszła do toalety. Ostatni
raz palił sziszę w Dubaju. Wydawało się mu to wieki temu. Nie był
nałogowcem i wiedział, że w ten sposób może uzależnić szybciej
i bardziej niż od palenia papierosów,ale nie odmawiał sobie
całkiem tej przyjemności. W Indiach to element kultury, dobrego
zwyczaju, więc się dostosował. Dzwoneczki zawieszone przy zasłonie
delikatnie zabrzmiały. Konrad podniósł wzrok. Wróciła Anita.
Przyjrzał się jej uważnie. Schudła, spodnie z brązowego,
lejącego materiału były za luźne w pasie. Odpięła dodatkowy
guzik w koszuli. Uśmiechnął się w duchu, na ten zabieg
dziewczyny. Włosy dotąd rozpuszczone zaplotła w warkocz. Usiadła
po drugiej stronie niskiego stoliczka. Wydawała się...onieśmielona.
Roześmiał się cicho na ten widok.
–
Śmiejesz się ze mnie,
czy do mnie? – Zapytała przechylając głowę i podpierając ją
na ręce.
–
I jedno i drugie.
Wyglądasz na onieśmieloną, a to rzadki widok. Dodatkowo jest ci z
tym do twarzy – podał w jej kierunku wężyk od fajki. Pokiwała
przecząco głową. Wzruszył ramionami. – Podoba ci się tutaj?
–
Tak, jest tak
energetycznie. Jakby mnie ktoś przeniósł do innego świta. Fajnie
by było – dodała z nostalgią w głosie. – Skąd wiedziałeś o
tym miejscu?
–
Od mojego kolegi, jego
rodzice prowadzą ten interes od wielu lat. A poznałem się z nim na
stażu w Londynie. Ale ty nie wiesz ,że byłem w Londynie.
–
Wiem. – Uśmiechnęła
się delikatnie i zaczęła bawić końcówka warkocza zarzuconego na
ramię. – Konrad, cały czas wiedziałam co się u ciebie dzieje.
Wiem,że odbyłeś staż u Fosttera. Pomagałeś przy przebudowie
Wimbledonu. I choć śmiesznie to zabrzmi, byłam z ciebie cholernie
dumna. – Konrad sceptycznie uniósł brwi. – Naprawdę. Taki
pracodawca i taki projekt, to jest coś wielkiego w tak młodym
wieku. Co robiłeś dalej , też wiem.
–
Ja o tobie natomiast
nie wiem nic Anita. Kompletna pustka. Od momentu, gdy wypisałaś się
z mojego życiorysu, wsiąknęłaś jak kamfora.
–
Wypisałam się?
Ciekawe określenie, ale niech ci będzie. Mówiłam ci już kiedyś.
Zmieniłam uczelnie. Wyjechałam do Niemiec.
–
Czyli mówiłaś wtedy
prawdę. - Przerwał, bo kelner przyniósł im przystawki. Zaczekał,
aż wszystko zostanie rozstawione na stoliku i podjął rozmowę. –
Nie zrozum mnie źle, ale ja nie wiem, co jest w twoim przypadku
prawdą, a co tylko jej częścią.
–
Konrad, ja cały czas
mówiłam ci prawdę – żachnęła się.
–
Dobre! Słyszysz
siebie? Mówiłaś prawdę, tylko zapomniałaś wspomnieć, że ty to
ty. Urocze.
–
Nie poznałeś mnie! Ja
nie miałam z tym problemu. Znałeś mnie tyle lat i to tak dobrze,
jak nigdy nikt mnie nie znał. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Ale widocznie, to było tylko złudzenie – zakończyła gorzko.
–
Nie porównuj tego.
Tobie było...łatwiej.
–
Łatwiej? Powiedz to
wprost Konrad. Nie spodziewałeś się, że z takiego wieloryba i
szarej myszki może wykluć się, ktoś taki jak ja. Przepraszam, że
zburzyłam twoje wyobrażenie mnie i postanowiłam się zmienić!
Masz racje to był karygodny błąd, a do tego cię nie
poinformowałam! – W Anicie się zagotowało.
–
Przekręcasz –
odpowiedział spokojnie. – Jednak sama przyznajesz, że zmieniłaś
się fizycznie. Jednak nie to jest w tobie najdziwniejsze.
Najdziwniejsze jest to, że nie podeszłaś do mnie i nie
powiedziałaś „cześć to ja, nie poznajesz mnie głupolu?” Tak
by zrobiła Anita, którą ja znałem, jak twierdzisz, tak dobrze.
Nie grałaby w chore gierki i nie wodziła mnie za nos. Ja znałem
kiedyś taką dziewczynę – rozłożył ręce dla podkreślenia
swoich słów.
–
Nie przeszło ci przez
myśl,że było mi po prostu przykro?
–
Anitko, przykro to ci
mogło być przez maks tydzień, pracujemy razem, zapomniałaś? Ty
się mną bawiłaś przez dwa miesiące. Tu rzuciłaś słowo, tam
zdanie, a ja miotałem się jak idiota. Do tego ośmieszyłaś mnie
przed innymi. Jowita i Hoffman musieli mieć niezły ubaw. Ciekawe
jak inni pracownicy...
–
Wiedział tylko
Krzysiek, Jowita nie. – Próbowała się bronić.
–
Znowu się mylisz.
Jowita też wiedziała i ona w przeciwieństwie do ciebie,
przeprosiła mnie za ten cały cyrk, gdy składałem wymówienie.
–
Wymówienie?!
–
A czego się
spodziewałaś? Nie wiedziałaś? No tak, jesteś teraz zajęta
innymi sprawami, bardziej osobistymi bym powiedział. Złożyłem,
ale mi wyperswadowała odejście z firmy. Masz lojalną kadrową i
przyjaciółkę. Nie wiem, czy to wiesz i doceniasz.
–
Wiem i doceniam, choć
nie zawsze się zgadzamy.
Przerwali
konwersację, bo kelner przyniósł dania główne, nie ruszyli
przystawek. Popatrzył na nich wymownie.
–
Ok. – Konrad
westchnął. - Zjedzmy coś bo się obrażą. I porozmawiajmy o
czymś...neutralnym.
–
A mamy takie tematy? -
Anita sięgnęła po coś, co wyglądało jak małe, pszenne
placuszki.
–
Może się znajdą,
choć pewnie od tych mniej komfortowych nie uciekniemy. Jedz powoli
są bardzo pikantne – wskazał na placki – mają w sobie dodatek
ostrej przyprawy chutney.
Anita
ugryzła kawałek i po chwili sięgnęła po szklankę wody. Konrad
jej ją zabrał i podał miseczkę z jogurtem. Napiła się i
odetchnęła.
–
Naprawdę pikantne.
Możesz mi powiedzieć co zamówiłeś? Nie wiem co mam jeść!
–
Tutaj i tutaj –
wskazał na dwie małe miseczki ustawione pośród innych na dużej
tacy – jest kurczak tandorii i zanurzony w sosie tikka masala. Tu
jest ryba w warzywach, łagodna i smaczna. Tam dal, czyli zupę z
soczewicy. To jest pakora. Kawałki warzyw zanurza się w specjalnym
cieście i smaży w głębokim oleju. Tutaj oczywiście masz ryż z
szafranem. Te cienkie naleśniki to dosa, a tam pierożki samosa
nadziewane farszem warzywnym. Są też pasty, pikle, sałatki i sosy.
A te placki, to naan. – Wziął placuszka do ręki i powąchał. –
Brakowało mi tego zapachu. Jedz, to wszystko, jest bardzo smaczne.
–
Konrad... nie ma
sztućców – zauważyła nieśmiało.
–
Nie ma. Je się
palcami, dlatego mamy miseczki z wodą, a potrawy nakładasz na naan
lub dosa. Nawet ryż.
–
Zaraz się upaćkam –
roześmiała się.
–
To będziesz
poplamiona, pani perfekcyjna. Do picia mamy między innymi lassi.
Spróbuj, jest pyszne.
–
Co to takiego? –
Podejrzliwie spojrzała na przezroczysty dzbanek i płyn w nim.
– Orzeźwiająca
mieszanka jogurtu, mleka i wody różanej, zaprawiona kardamonem.
– Jak
orzeźwiająca, to na upały, mamy styczeń – zauważyła.
–
Tak,
ale będzie ci smakować po pikantnych przyprawach.
–
Widzę,że doskonale
się orientujesz w indyjskich smakołykach.
–
Trzy lata zrobiły
swoje. Pomimo pewnych, przykrych wydarzeń, miło wspominam Dubaj.
–
Opowiesz mi jak tam
było?
–
Opowiem – uśmiechnął
się nakładając trochę ryżu na placek, polewając go jakimś
sosem i wsuwając jej do ust. Zjadła posłusznie, nadmiar sosu z
kącika obtarł kciukiem i oblizał go. – Ale najpierw ty. Muszę
cię zrozumieć na nowo Anitko. Ja nadal jestem prosty w obsłudze,
tak jak byłem kilka lat temu. Ale ty, to już zupełnie inna bajka.
Chcę usłyszeć całą opowieść.
–
To może potrwać.
–
Nie targuj się. Ja mam
dużo czasu. Po pierwsze, czemu wyjechałaś z Krakowa? – Zadał
pytanie na które odpowiedzi najbardziej się obawiał, a z drugiej
strony był jej ciekaw. Chciał zapytać czemu wyjechała bez słowa,
ale ugryzł się w język.
–
Na początku drugiego
roku profesor Rojek, ten od projektowania architektury wnętrz,
zaproponował mi udział w konkursie, na aranżację domu studenta.
Nie będę cię zanudzać szczegółami, chodziło po prostu o
zaprojektowanie mini akademika w starym pensjonacie. Mieliśmy do
dyspozycji całą dokumentację i tak dalej. Siedziałam nad tym
przez prawie pół roku. I nikomu nie mówiłam, bo nie chciałam się
zbłaźnić.
–
To dlatego ciągle nie
miałaś czasu? – Przerwał Konrad.
–
Tak. Ciągle rysowałam,
latałam po hurtowniach, galeriach i sklepach budowlanych.
–
A ja cię podejrzewałem
– zaśmiał się Stec.
–
Podejrzewałeś? O co?
– Zdziwiła się. – Myślałam,że w ogóle tego nie zauważyłeś,
byłeś bardzo zajęty poznawaniem tajemnic kobiecej części
wydziału.
–
Naprawdę miałaś o
mnie kiepskie zdanie Anita. Zauważyłem. Ciągle mnie wtedy
zbywałaś. I wychodziłaś z Krystianem – dodał oskarżycielsko.
–
Tak. Pomagał mi, znał
Kraków lepiej ode mnie i miał samochód. – Odpowiedziała
zaskoczona. – O co mnie podejrzewałeś?
–
O nic – machnął
ręką. – Mów dalej. Przepraszam, przewałem niepotrzebnie.
–
Jak chcesz. –
Wzruszyła ramionami. – Prace na konkurs złożyłam w grudniu.
Potem cały coroczny cyrk ze świętami i sylwestrem. W styczniu była
sesja i wyklarowała się sytuacja z przeprowadzką do Wioli. Były
też wyniki konkursu. Zajęłam drugie miejsce, pojechałam do
Hamburga po dyplom i małą statuetkę wraz z profesorem jako moim
opiekunem. Pierwsza nagroda, studia na tamtejszym wydziale przeszły
mi koła nosa. – Anita wzięła głęboki oddech, przywoływała
teraz drażliwy czas dla niej i Konrada. – Niedługo po
przeprowadzce do mieszkania, przyszedł do mnie list. Okazało się,
że zwycięzca dopuścił się plagiatu i pierwsze miejsce przypadło
w takim razie mnie. Zastanowiłam się i zdecydowałam wyjechać.
Miałam mało czasu, bo zaczynał się semestr, a ja musiałam
pozałatwiać mnóstwo dokumentów.
–
Szybko się uwinęłaś
– zauważył z przekąsem. I odważył się zadać pytanie, które
go nurtowało od tak dawna. – Dlaczego mi nie powiedziałaś? O
konkursie, nagrodzie stypendium? Dlaczego Anita?
–
O konkursie nie
wiedział nikt poza Rojkiem i Krystianem,a ten też dowiedział się
przypadkowo, będąc świadkiem mojej rozmowy z profesorem.
Zaoferował mi pomoc i ją przyjęłam. Potem to wszystko się
potoczyło bardzo szybko. Poza tym...byłeś bardzo zaangażowany w
studenckie życie, ja nie. Oddaliliśmy się od siebie. Wstydziłam
się,że mnie wyśmiejesz, a jak moja praca przejdzie bez echa to
będziesz mnie z litości pocieszał. Takie tam, durne przemyślenia.
–
Ok, łapię, choć się
nie zgadzam. A kiedy wygrałaś? Drugie miejsce to ogromny sukces.
–
Zaszyłeś się wtedy
ze swoimi nowymi znajomymi gdzieś w Zakopcu. Byłeś nieosiągalny,
a potem jakoś nie było okazji.
–
Jakoś? – Roześmiał
się. – I kto to mówi? Naprawdę użyłaś słowa „jakoś”,
nienawidziłaś go u mnie i tępiłaś za używanie. Mam cię! –
Wycelował palec w Anitę. Pacnęła go w rękę.– Ałć! – Udał
pokrzywdzonego.
–
Złapałeś mnie. –
Pokazała mu język. – W każdym razie zebrałam się i wyjechałam
do Niemiec. O to cała historia.
–
Chyba trochę jej
jeszcze do opowiedzenia zostało. Nie zostawiłaś adresu, zerwałaś
kontakty. Nie wróciłaś do Polski, wyszłaś za mąż. Nie
odpuszczę ci, słucham dalej.
–
Uparty jesteś. –
Westchnęła. – Tak jak ja. Ok, zgadza się. Postanowiłam
rozpocząć nowe życie, nie wnikajmy w szczegóły dlaczego bo...,
bo są krepujące dla nas obojga. Do Polski nie wróciłam, ponieważ
poznałam Lucasa. Jedno z drugim się wiąże.
–
Był twoim wykładowcą?
– Konrad postanowił nie zgłębiać dalej wątku „krepującej
sytuacji”. Nie był gotowy na tego typu rozmowę.
–
Tak. Pomyślisz
klasyka, ale nie do końca. Zanim zaczął mnie uczyć, to poznał
nas ze sobą Krzychu. Razem należeli do klubu motocyklowego. Mnie
też zarazili miłością do jednośladów. Poznaliśmy się w
wakacje, potem okazało się, że spotykamy się na zajęciach, –
Anita uśmiechnęła się na wspomnienie tamtych czasów, wszystko
było takie proste. Była ona i Luc, bez intryg i gierek. – Nie
trafiła nas strzała amora od razu. Powoli zakochiwaliśmy się w
sobie, bez pośpiechu. Oboje mieliśmy obawy. Po pierwsze student,
wykładowca, po drugie Lucas był starszy ode mnie o dziesięć lat.
Dla mnie, nie bez znaczenia, była też jego majątek. Choć wtedy
nie zdawałam sobie sprawy ile pieniędzy tak naprawdę posiada. Nie
chciałam być posadzone,że lecę na jego kasę. Długo musiał mnie
przekonywać za nim powiedziałam tak.
–
Ale powiedziałaś. –
Brunet wbił wzrok w blat stolika. Pomimo tego,że sam zmusił ją do
tej rozmowy czuł się niezręcznie. Zakochała się, wyszła za mąż,
została wdową. Trochę dużo. Wyprostował się i spojrzał na
dziewczynę siedząca przed nim. Uśmiechała się delikatnie
wspominając dobre chwile. Czuł się jak podglądacz.
–
Powiedziałam. Ale
najpierw podpisałam intercyzę. Uprzedzę twoje następne pytanie.
Nie jest tak, jak myśli Jowita,że Luc mnie wykorzystał. On mnie
zabezpieczył, te papiery i ich zapisy są wyrazem jego troski o
mnie. Poza tym, nie zakładał ani on ani ja,że tak szybko odejdzie.
Miał żyć wiecznie, dla mnie. – Machnęła ręką jakby
odpędzając demony przeszłości. – Koniec mojej spowiedzi. Czas
na twoją.
–
Jest mnie fascynująca,
nie zostałem dziedzicem fortuny. – Teraz on próbował się
wykręcić.
–
Fortunę z chęcią bym
oddała. Chcę wiedzieć jak było naprawdę z tobą i tą
dziewczyną.
–
Nie wiem – rozłożył
ręce.
–
Jak to „nie wiesz”?
Konrad, nie bujaj.
–
Nie bujam Ani,
chciałbym wiedzieć co wtedy się wydarzyło. Ale...nie pamiętam.
Jednak powiem ci to co wiem. Szczerość za szczerość. –
Zaciągnął się mocno sziszą. – Choć ta opowieść nie świadczy
o mnie dobrze. Ale w końcu znasz mnie od najgorszej strony, więc
cie nie zaszokuje. Amalii jest córką mojego hinduskiego pracodawcy.
Jak zacząłem pracować u Bhaduriego, ona wyjechała na studia
medyczne do Anglii. Poznałam ją tuż przed wyjazdem. Filigranowa,
śliczna dziewczyna o pięknym uśmiechu. Nie będę ukrywał,
spodobała mi się. Zresztą hinduski są po postu ładne dla
europejczyków. Powiew egzotyki. Potem spotykałem ją na rożnych
uroczystościach i imprezach lub, gdy wpadała do biura ojca. Z
dziewczyny przemieniała się w kobietę. Oczywiście,że z nią
flirtowałem, ale ona była nie zainteresowana. Wiedziałem też, że
jej ojciec chce ją wydać za Hindusa. Miał już zresztą
upatrzonego kandydata. Syna jego partnera w interesach. Amalii nie
miała nic do gadania. Pech chciał, że zostałem zaproszony na jej
przyjęcie zapoznawcze narzeczonych. Wiesz, dla nas kojarzenie
małżeństw to szok. Dla nich normalka. Czasami rodzice pytają o
zdanie przyszłych małżonków, a czasami nie. Cała ceremonia się
przedłużała, młodzi niby mieli ze sobą porozmawiać, aby się
poznać, a tu wokół tłum ludzi obserwujących i słuchających
każdego słowa. Żal mi ich było.
–
Niby wiem,że tak u
nich jest,ale faktycznie. Wywołuje to niedowierzanie. Przyszły
małżonek spodobał się Amalii? – Zapytała Anita sięgając po
jakąś słodką przekąskę.
–
Powiem szczerze, że
nawet jak dla mnie, był przystojnym facetem. Wykształcony w
Cambridge. Ostatni rok prawa. Patrzył zachwyconym wzrokiem za
Amalii. Ona niestety miała minę, jak na pogrzebie. W trakcie
przyjęcia Bhaduri poprosił mnie, abym zerknął na szczegóły
jakiegoś projektu, które były u niego w gabinecie. Tam zastałem
zapłakaną Amalii. Oczywiście widok chwycił mnie za serce,
plączącą kobieta, to ciężki obrazek dla każdego faceta.
Zaczęliśmy rozmawiać i powiedziała,że do tej chwili nie
wierzyła, iż rodzice wykręca jej jednak ten numer. Ona nie chce
wychodzić za mąż w ten sposób. Poznała inne życie i inny
świat, który jej bardziej odpowiada. Co ja miałem zrobić?–
Konrad wzruszył ramionami.
–
Przytulić, pogłaskać
po głowie. To na pewno – rzuciła Anita kpiąco.
–
Jak ty mnie znasz...–
westchnął. - Ale nie posunąłem się dalej. I tu powinnaś być
dumna.
–
Taa, jestem jak
cholera. Co było dalej?
–
Powiedziałem,żeby
pogadała z rodzicami. Głupie europejskie myślenie. A jak się nie
zgodzą, coś wymyśliła. Przecież nie mogą jej zmusić do ślubu.
I tym sposobem nieświadomie ukręciłem sam na siebie bat. Jakieś
cztery miesiące później, gdy ja już o tej całej naszej rozmowie
zapominałem, był bankiet z okazji otwarcia zbudowanego przez nas
hotelu w Dubaju. Projektowałem go między innymi. Na przyjęciu
pojawiła się Amalii. Była dla mnie wyjątkowo miła i słodka,
wręcz mnie podrywała, co do tej pory jej się nie zdarzyło. Byłem
zdziwiony ale i mile połechtany. Kręciła się wokół mnie. Nie
piłem dużo z dwóch powodów, po pierwsze byłem honorowym
uczestnikiem, po drugie wśród hindusów picie alkoholu nie jest
dobrze odbierane. I nagle urwał mi się film. Tyle pamiętam ja.
Proszę, nie przerywaj. – Uniósł dłoń, bo Anita już otwierała
usta, aby się odezwać. – Muszę skończyć. Teraz będzie mało
przyjemnie. Obudziłem się nad ranem w jakimś obskurnym pokoju
hotelowym. Obok mnie, na poplamionej krwią pościeli, leżała
pobita Amalii. Moje ręce były posiniaczone i pokryte zakrzepłą
krwią. Byłem otępiały i nie wiedziałem co się stało, bolała
mnie głowa, chciało mi się pić. Dotoczyłem się do małej
umywalki w rogu pomieszczenia. Napiłem i spojrzałem w lusterko,
moja twarz była podrapana, miałem podbite oko i rozwaloną wargę.
Do tego byłem nagi, na ciele też miałem siniaki i zadrapania.
Pamiętam,że dopiero wtedy przypomniałem sobie o dziewczynie.
Wróciłem do łóżka i sprawdziłem, czy żyje. Oddychała i cicho
zajęczała, gdy jej dotknąłem. Nawet do mojego zaćmionego umysłu
dotarło, że została zgwałcona i pobita. A w pokoju nie było
nikogo oprócz mnie. Wniosek, choć nieprawdopodobny, nasuwał się
sam. A ja nic nie pamiętałem. Nie jestem dumny z tego co potem
zrobiłem. Obmyłem się, ubrałem i uciekłem. Wpakowałem się do
taksówki kilka ulic dalej, wcześniej dzwoniąc na policję i
zgłaszając, gdzie znajdą Amalii, i dotarłem do mojego mieszkania.
W domu padłem i spałem kilka godzin. Obudził mnie telefon od
kolegi. Powiedział, że jestem podejrzany o pobicie i gwałt na
córce Bhaduriego. Ktoś widział jak razem opuszczaliśmy hotel. Mam
nie dużo czasu, aby się spakować i wsiąść w pierwszy, lepszy
samolot w jakimkolwiek kierunku. Tak na wszelki wypadek. Nie
zastanawiając się wiele, tak zrobiłem. Na szczęście dla mnie
hindusi zawsze mają czas. Zdążyłem wyjechać.
W
pomieszczeniu zapadła cisza. Z głównej sali dochodziła muzyka i
rozmowy innych gości. Chłopak zamyślił się. Anitę zaskoczyła
opowieść Konrada. Myślała,że zacznie się wykręcać,
usprawiedliwiać, zwalać winę na wszystkich i wszystko dookoła, ta
jak to kiedyś miał w zwyczaju. Po prostu zdał relację, nie
wybielając siebie, ani nie przeinaczając zdarzeń. Wydoroślał,
podsumowała w myślach.
–
Wiesz już czemu nic
nie pamiętasz? – Odważyła się przerwać cisze i zapytać.
–
Tak. Już wiem. Z
Dubaju poleciałem do Londynu, prosząc tego samego kolegę, aby
spakował mi to, czego nie zabrałem. Zadzwonił do mnie Bhaduri
nazywając między innymi tchórzem, zapowiedział, że mnie dopadnie
wszędzie i że jestem skończony. Powiedziałem,że nic nie pamiętam
i nie tknąłem jego córki. Takie miałem przeczucie. Okazało się,
że Amalii nic nie mówi. Popadła w jakiś stan odrętwienia.
Postanowiłem na własna rękę wynająć detektywa. Na początku nic
nie znalazł, albo miał taki przykaz. Mój były szef ma duże
wpływy. Potem okazało się,że dziewczyna jest w ciąży.
Przeniosłem się do Polski wtedy Bhaduri wystawił mi wilczy bilet w
środowisku. Napisałem do niego maila, że nic nie pamiętam,
opisałem to co sobie przypomniałem. Skojarzyłem też rozmowę w
gabinecie z dziewczyną i mu o niej wspomniałem. Chyba ostatecznie
przekonałem, go tym, że poddam się testom, gdy dziecko się
urodzi. Niedługo po moim mailu, z agencji detektywistycznej zaczęły
przychodzić pełniejsze raporty, tak jakby w końcu zabrali się do
pracy. Bahduri wywiózł córkę do klinki psychiatrycznej, bo pomimo
szumnej nazwy, tym jest to miejsce. Pamiętasz jak wyszedłem, gdy
świętowaliśmy sukces po akceptacji projektu przez Niemców?
–
Pamiętam, przyszedłeś
potem do mojego gabinetu.... – umilkła na wspomnienie tej krótkiej
chwili, za nim przerwał im Tomasz.
–
Tak. Miałem telefon z
agencji detektywistycznej. – Konrad mówił dalej, jakby nie
pamiętając tego, co się wtedy wydarzyło. – Okazało się,że
dotarli do filmiku nagranego telefonem przez jednego z gości na
którym widać, jak Amalii wrzuca mi coś do drinka. Podejrzewają
,że była to tak zwana pigułka gwałtu...
–
Pieprzysz! – Wyrwało
się Anicie.
–
Chciałbym, ale nie. –
Popatrzył na nią smutnym wzrokiem, – Paradoks, co nie? Wrzucić
mnie coś takiego i załatwić w ten sposób. To by tłumaczyło mój
brak pamięci i stan po obudzeniu. Do tego Bhaduri ma oczywiście
informatora w tej klinice, który doniósł, że zatrudnił się tam
nowy pielęgniarz, niejaki Joshua Williams. Bardzo interesuje się
dziewczyną i pokombinował tak, aby się nią opiekować. Sprawdzili
go i wyszło,że spotykał się z Amalii. Mieszkali w mieszkaniach
obok siebie. On też studiował medycynę, resztę sobie dośpiewaj.
Dodatkowo po uważnym przejrzeniu taśm z hotelowych kamer odnaleźli
go na filmie w stroju obsługi hotelowej. Teraz czekam, co dalej.
Choć niemal jestem pewny, że nie moje dziecko nosi Amalii. Modlę
się, o to codziennie.
–
Konrad to
brzmi...nieprawdopodobnie. Słucham cię, jakbyś mi opowiadał akcje
jakiejś książki.
–
Nie, Słonko to tylko
moje życie.– Nabrał powietrza. – Anita – zaczął poważnym
tonem. – Uwierzyłaś w to? Że mogłem pobić, zgwałcić...–
zawiesił głos.
–
Nie. - Odpowiedziała
zdecydowanie. Wyciągnęła rękę i złapała jego dłoń. – Nie
uwierzyłam. Owszem, jesteś lekkomyślny. Wino, kobiety , śpiew
...no może najpierw kobiety. Bo płeć piękna to twoje życie.
Niepoprawny flirciarz i wielbiciel damskich wdzięków z ciebie, a
przy tym cholernie zdolny architekt. Jesteś uroczym draniem, który
tylko bierze. Nie planujesz, nie zakładasz, po prostu cieszysz się
chwilą. Ale nie jesteś damskim bokserem i gwałcicielem. W to nie
uwierzyłam nigdy.
–
Tak mnie oceniasz? –
Zabrał rękę. – Ciekawa analiza mojej osobowości. Szczera do
bólu. Już nie wiem w której wersji cię bardziej wolę. Czy tej,
która udaje, że mnie nie zna, czy tej, która tak o mnie myśli.
–
Konrad...
–
Ok, masz prawo. Dopuść
jednak do siebie myśl,że mogłem się zmienić. Nie mam już
dwudziestu lat Anita. Poproszę o rachunek. – Podniósł się z
poduszek i wyszedł poszukać kelnera.
Gdy
opuszczali restaurację znowu panowała między nimi dziwna
atmosfera. Anita pomyślała, że powinna ugryźć się w język, bo
Konrad chyba poczuł się urażony. A ona była szczera, powiedział
to, co o nim myśli. A raczej to, co o nim myślała kiedyś. W
końcu , tak jak powiedział, minęło kilka lat. Ona też się
zmieniła. Jeszcze parę lat temu nie weszłaby w taki układ z
Matthiasem. Nie zgodziłaby się na takie rozwiązanie. Zamianę
swojego życia w interes. Szli w milczeniu przez ośnieżony Długi
Targ. Śnieg lekko prószył, ulica nadal świeciła i migotała
bożonarodzeniowymi ozdobami. Było pięknie. Stec wyprzedzał Anitę
o dwa kroki. Wsadził ręce w kieszenie kurtki. Wyglądał na
zamyślonego, może i smutnego. W nagłym impulsie przyspieszyła
odrobinę i wsunęła swoją rękę do jego kieszeni. Popatrzył na
nią zaskoczony. Uśmiechnęła się. Drugą ręką owinęła wokół
jego ramienia i lekko się przytuliła. Nic nie powiedział. Konrad
odprężył się wyraźnie. W końcu natrafili na postój taksówek,
bo samochód zostawili na parkingu w budynku biura. Podczas podróży
chłopak nie wypuścił jej dłoni, a ona jej nie zabrała. Tak było
dobrze. Bezpiecznie. Nadal nic nie mówili. Gdy wysiedli pod jej
blokiem, Konrad odezwał się pierwszy.
–
Tam mieszkam. –
Odwrócił ją, łapiąc za ramiona, i pokazał w kierunku swoich
okien.
–
Moje są tutaj, –
Anita wskazała ciemne prostokąty na ostatnim
piętrze w bloku na przeciwko Konrada.
–
Możemy się widzieć.
– Okręcił ją z powrotem twarzą do siebie, a swoje ręce splótł
w jej pasie. Lekko się o niego oparła i przytuliła głowę do
ramienia. – Anita – wyszeptał wtulony w jej włosy. – Mogę
cię pocałować? – Zapytał zmieszany.
Pokręciła
przecząco głową.
–
Nie zawsze możemy
robić to, na co mamy ochotę. – Odpowiedziała cicho i uniosła
głową patrząc mu w oczy. Wspięła się lekko na palce i musnęła
ustami policzek. – Dobranoc. – Rzuciła i wypłatała się z jego
objęć.
Nie
zatrzymał jej. Został sam przed klatką. Po chwili ruszył w
kierunku swojego bloku. Odwieszając kurtkę na wieszak w
przedpokoju, uświadomił sobie, że Anita nie miała na palcu
pierścionka zaręczynowego. Pomyślał,że fajnie by było, gdyby go
zgubiła na zawsze. Dopiero co na dobre wróciła do jego życiorysu.
Nie miał zamiaru pozwolić jej się znowu z niego wypisać. Cały
ten Matthias jest setki kilometrów od Gdańska i Anity, on miał ją
w zasięgu wzroku dosłownie i w przenośni. Postanowił wykorzystać
ten uśmiech losu.
Witam i przepraszam czytających za długą przerwę. Mam cichą nadzieję, że wynagrodziłam Wam to długością rozdziału. Miał być przedostatni, ale teraz już wiem, iż zapewne nie będzie. Wen mnie zagarnął i przydusza:) Pozdrawiam wiosennie i zapraszam do komentowania. Jak już tu, gdzieś pisałam, to motywuje:D
W końcu znalazłam trochę czasu, żeby napisać komentarz. Tak mnie ten tydzień zaskoczył obfitością zajęć, że nie dałam rady wcześniej. Poza tym sam rozdział czytałam na raty (był długi, doceniam! ^^), no, a teraz komentuję.
OdpowiedzUsuńTe całe zaręczyny z Mattem... Wiesz, trochę mnie tym zaskoczyłaś, ale zupełnie mnie to nie zdziwiło. Z jednej strony pomyślałam, że Anita wpakowała się w niezłą kabałę, ale z drugiej? Hm, chyba wiesz, co o niej myślę od kilku rozdziałów, prawda? Lodowa księżniczka, mam ochotę wziąć suszarkę i ją roztopić. Noale... hm, pozostaje jeszcze Konrad, sama końcówka rozdziału pokazała, że jemu na niej zależy. Nie dziwi mnie zupełnie ostra reakcja jej współpracowników, chociaż (naprawdę!) staram się ją jakoś zrozumieć. Same dylematy! Kolejny to sprawa z tym człowiekiem w zarządzie, cóż, niby oskarżają Anitę, że liczy się tylko kasa, ale też są pracownicy. Sama mam teraz dylemat, co o niej myśleć, bo z jednej strony ciągle chce dobrze, ale poświęcanie swojego dobra dla innych, takie heroiczne, jakoś nie kupuję za bardzo tego. Czekam, jak to się wszystko rozwiąże. Btw, czytając, mam wrażenie, że całkiem dobrze orientujesz się w tych wszystkich biurowych i finansowych sprawach. Masz coś z tym wspólnego? ;>
Dobrze, powracając jednak do części z Konradem. Tutaj mogę też powiedzieć, że nie lubię Anity, bo na tej kolacji zachowywali się tak... normalnie. Tak, jakby nie pracowali ze sobą przez te kilka miesięcy, tylko spotkali się po prostu po latach. W ogóle (tak, będę trzymać jego stronę xD) brawa dla Konrada za tę jego cierpliwość. Kurcze, on zachowuje się tak, jakby naprawdę nic się nie stało. Chociaż wyjazd Anity też mógł mieć na to wpływ, przemyślał i jakoś zeszły z niego emocje. W ogóle chciałabym widzieć minę Anity, kiedy słuchała opowieści Konrada. Niby zawsze wszystko wie, wiedziała, co się z nim działo, przez te wszystkie lata, a jednak pewne rzeczy mogły ją zaskoczyć. Kurcze, jeden punkt więcej, do ludzkiej twarzy księżniczki :P Zastanawiam się tylko cały czas, dlaczego nie przerwała tej głupiej gry wcześniej. Jego zachowanie wobec niej, chociażby na kolacji, czy gdy w ogóle rozmawiają tak prywatnie, powinno sprawić, że będą gryzły ją wyrzuty sumienia. Bo mimo wszystko zraniła go, jakby na to nie patrzeć, swojego przyjaciela. Naprawdę jest więcej powodów, żeby jej nie lubić :P
Końcówka, z tym pocałunkiem. Nie dała się pocałować, mimo że z Mattem to raczej (brzydkie słowo) układ, ale, oj, chyba Pan Architekt za bardzo się pospieszył ;>
Czekam, co jeszcze wymyślisz, mam nadzieję, że jednak rozdział dodasz trochę szybciej niż za miesiąc (taaaaa, jakbym ja ostatnio dodawała szybciej xD).
I gdybyś miała ochotę, niedługo zacznę pisać o swoim Konradzie, o którym dawno temu Ci wspominałam. Jakby co, zapraszam: rozowakoszula.blogspot.com
Kurcze, pewnie później sobie przypomnę o mnóstwie rzeczy, o których jeszcze chciałam Ci napisać :P Tymczasem pozdrawiam! :)
Nina- dla Twojej wiadomości, lodowa księżniczka mięknie. Postaram się aby dopuściła do głosu "dawną" Anitę. A jak mi wyjdzie - zobaczymy, bo ostatnio robi co chce w tym opowiadaniu:D
OdpowiedzUsuńKonrad też będzie chciał zmienić opinię Anity wygłoszoną na jego temat podczas kolacji. Nie odpuści!. Każdy przecież w końcu ewoluuje- facet też :D
Anita Ci podpadła? Mnie też:)), ale staram się być konsekwentna, nie jest typem "chorągiewki" na wietrze.Mam nadzieję,że w następnym rozdziale uda mi się przedstawić sympatyczniejszą, kobieco-dziewczęcą stronę pani Prezes. Ona tez potrafi mieć "motyle w brzuchu".
Termin - dodania....ech(macha ręką) załatw mi tydzień na bezludnej, a będziesz mieć całość:D