Ada przeczesywała palcami włosy, przeglądając się w szklanej witrynce w swoim gabinecie. Próbowała je jakoś ułożyć, nie chciały z nią współpracować. Westchnęła.
– Zostaw tak, jak są. – Franz stanął za nią. – Nie wiedziałem, że na uczelni może być tak, ehym, ekscytująco.
– No cóż, ten gabinet nigdy już nie będzie tym samym miejscem – odwróciła się do blondyna i powoli zaczęła zapinać guziki jego koszuli. – Nie wiem, czy będę w stanie normalnie siedzieć przy biurku, a fotel… – zawiesiła znacząco głos.
– Ada – Franz złapał ją za dłonie i powstrzymał zapinanie guzików. – Jeszcze jedno słowo, a ta koszula z powrotem wyląduje...gdzieś.
Dziewczyna przeniosła swoje ręce w okolice karku mężczyzny i posłała mu przeciągłe spojrzenie. W tym momencie obojgu zaburczało w brzuchach. Parsknęli śmiechem. Ada zaraz spoważniała.
– Kurcze jestem głupia. Jesteś od kilkunastu godzin w podróży, nie spałeś, nie jadłeś, a ja się rzucam na ciebie, jak wygłodniała zamiast najpierw… – oderwała się od mężczyzny i zaczęła wrzucać rzeczy do torby.
– Żadne najpierw. – Przerwał. – Nie wnoszę sprzeciwu. Wręcz przeciwnie, przyznam, że dawno miedzy nami nie było tak ogniście. I nie jest ze mną tak źle. Przyleciałem do ciebie z Frankfurtu.
– Słucham? Jak to z Frankfurtu? – Ada zamarła z komórką w ręku.
– Wróciłem do domu w czwartek, w piątek pozałatwiałem sprawy i dzisiaj jestem.
– Moment, przecież rozmawialiśmy wczoraj. Nic nie powiedziałeś – Ada poczuła, jak euforia sprzed sekundy ulatnia się z niej w tempie ekspresowym. – Nawet się nie zająknąłeś!
– Daj spokój, nie miałabyś niespodzianki – zaprotestował.
– Fakt, ale miałabym lepsze samopoczucie – machnęła zrezygnowana ręką w odpowiedzi na jego zdziwione spojrzenie. – Nieważne, chodźmy coś zjeść – wyjęła z torebki spinkę i podpięła włosy do góry.
– Masz gdzieś, jakieś sprawdzone miejsce? – Jak gdyby nigdy nic zapytał Franz.
– A żebyś wiedział, że tak. I nawet mam zniżkę, jako stały klient.
***
W Dragonie było sporo ludzi, jednak udało im się zając stolik przy oknie. Adrianna rozejrzała się po sali. Chciała, aby Korn był w tym dniu w pracy. Wmawiała sobie, że to znacząco pomoże unormować relacje na linii wykładowca – student. O ile zdawała sobie sprawę, że trochę usadziła dzisiaj Tomka w miejscu, o tyle wcale nie przypadły jej do gustu własne odczucia wobec niego. Absolutnie nie powinna czuć czegokolwiek, tym bardziej w sytuacji, gdy…
– Ada umówiłaś się tu z kimś jeszcze? – Głos Franza wyrwał ją z własnych myśli.
– Co? Nie. Z nikim nie jestem tu umówiona. – Zaprzeczyła gwałtownie – Czemu tak sądzisz?
– Bo się rozglądasz, jakbyś kogoś szukała wzrokiem. Mam być zazdrosny? Jak się tutaj zamawia? Kelner?
– Jaki kelner - Ada niemalże podskoczyła. Uspokój się, nakazała sobie. - Kelner, tak podchodzi, a jak nie, to ja…
– Nie musisz, idzie tu jakiś.
Blondynka najpierw zesztywniała, ale zaraz rozluźniła mięśnie. Nie wiedziała skąd, nie musiała się nawet obracać przez ramię, aby wiedzieć, że to nie Tomek podchodzi obsłużyć ich stolik. Instynkt jej nie zawiódł. To był zupełnie inny koleś.
Po wyjściu z Dragona poszli do mieszkania Ady. Po drodze dziewczyna postanowiła nie wypominać Doutzowi faktu, że nie powiedział jej o Frankfurcie. W końcu jest, przyjechał, pamiętał. Nie miała zamiaru się kłócić. Gdy stanęli pod drzwiami powiedziała do Franza:
– Uważaj, teraz nastąpi atak czułości ze strony Bariego.
– Tego twojego psa z przeszłości? – Rzucił z ironią.
– Tak, rozgość się, a ja z nim wyjdę, potem spędzimy fantastyczny wieczór.
– Ada, co do wieczoru – zaczął Franz, ale przerwało mu pełne radości szczekanie psa, który wypadł z drzwi i zaczął skakać wokół nich domagając się uwagi.
– Wchodź, ja za moment wrócę.
Ada spuściła psa ze smyczy. W myślach robiła szybki przegląd lodówki. Dobrze, że w czwartek miała chwilę i wybrała się na zakupy. Zrobi makaron z łososiem i szpinakiem, Franz go uwielbia. Wino też się znajdzie. Spędzą leniwe późne popołudnie i wieczór. W międzyczasie powtórzą to, co robili w gabinecie. Jutro zaczyna dopiero o trzynastej. Mają dla siebie trochę czasu. Nareszcie nadrobią nie tylko intymne zaległości, ale w końcu pogadają o tych sprawach, które ostatnio psuły atmosferę między nimi. Nagle uświadomiła sobie dwie rzeczy: po pierwsze nie wie do kiedy Franz zostaje, po drugie, gdy zapytała się o bagaż zbył ją uśmiechem i pocałunkiem! Dziwne. Zawołała psa i zapięła na smycz. Sprawa bagażu nie dawała jej spokoju.
Gdy weszła do mieszkania Franz siedział na kanapie i oglądał niemiecki serwis informacyjno – biznesowy. Zdjęła kurtkę, buty i przeszła do kuchni. Nasypała jedzenie labradorowi. Miała ochotę na kawę. Pstryknęła przycisk w czajniku. Chociaż nie, kawa się jej dzisiaj kojarzyła mało komfortowo, odstawiła puszkę i sięgnęła po skrzynkę z herbatą.
– Kochanie napijesz się czegoś? – Zawołała w kierunku kanapy.
– Nie. Mamy mało czasu - odpowiedział Doutz spoglądając na zegarek. – Ładne to twoje mieszkanie. Można na nim nieźle zarobić, myślę, że metraż, plus lokalizacja i stan techniczny dadzą sumę około pięćdziesięciu tysięcy euro. Ale trzeba by zapytać jakiegoś eksperta. Kiedy zamierzasz go sprzedać?
Ada zalała herbacianą torebkę, z kubkiem w ręku przeszła do salonu, usiadła na kanapie bokiem do Franza. Starała się nie pokazać po sobie, jak bardzo podniósł jej ciśnienie tekst o sprzedaży mieszkania babci.
– Nie zamierzam sprzedawać, a jeśli nawet, to nie na wolnym rynku i za taką kasę. Marek ma pierwszeństwo i jeśli ktokolwiek kupi to mieszkanie, to będzie to on. Koniec tematu. Możesz mi wyjaśnić parę rzeczy, bo nie rozumiem – wzięła pilota ze skrzyni i wcisnęła na nim przycisk off, aby maksymalnie skupić uwagę Franza. – Jak to mamy mało czasu? Wracasz już dzisiaj wieczorem?
– Nie, skądże. Jutro do południa mam lot do Frankfurtu.
– Ok. Nie jestem z tego powodu szczęśliwa, ale doceniam to, że znalazłeś czas chociaż na krótką wizytę u mnie. Jednak czasu na wypicie herbaty ci wystarczy – zażartowała. Patrzył na nią poważnym wzrokiem, zero uśmiechu. – Franz, gdzie masz bagaż?
– W hotelu – odpowiedział, oparł się przedramionami o kolana i wbił wzrok w podłogę.
– Aaaa, w hotelu, ok. A czemu tam? U mnie jest dość miejsca na postawienie torby. O miejscu w łóżku już nie wspomnę. W końcu, do cholery, przyjechałeś tu do mnie! – Ada z głuchym tąpnięciem odstawiła kubek na ławę. Siódmy zmysłem czuła, że ta rozmowa idzie w złym kierunku. Nastrój prysł.
– Wiem, kochanie. Tylko tyle, że dziś wieczorem idziemy na kolację z dyrektorem mojego banku na Polskę. Dlatego mówiłem, że mamy mało czasu. – Franz zamilkł na chwilę, wyprostował się i oparł o zagłówek. Potarł skronie, jakby bolała go głowa. Ada po informacji o kolacji czekała na ciąg dalszy, pełna coraz gorszych przeczuć. W końcu nabrał powietrza i dokończył szybko. – Zatrzymałem się w hotelu w którym i on się zatrzymał, aby spokojnie omówić kilka palących problemów. Za moment uciekam na spotkanie. Przyjedź na siódmą, na kolację. Gdybyś wbiła się w tą szmaragdową sukienkę, byłoby bosko. Chce się tobą pochwalić i przyzwyczaić moich partnerów biznesowych, że twoja obecność w naszym gronie, będzie co raz częstsza. – Na koniec obdarzył dziewczynę szerokim uśmiechem.
– Kolacja biznesowa o dziewiętnastej? – Lód w głosie Ady zmroziłby nawet piasek na Saharze. Franz jednak go nie zauważył i dalej siedział z uśmiechem przyklejonym do ust.
– Tak. Nie słuchasz mnie? Pasował nam obu ten termin. – Wzruszył ramionami, jakby to było oczywiste, a ona zadawała serię “głupich” pytań. Wziął Adę za rękę i poklepał protekcjonalnie. – Dobrze się złożyło, bo przy okazji mogłem przylecieć do ciebie. Załatwię dwie sprawy przy jednym pobycie.
– Sprawy!? Załatwić?! Pasował termin i przy okazji? Słyszysz siebie? – Dziewczynę trafił szlag. Wyrwała dłoń i zerwała się z kanapy. Teraz patrzyła z góry na Doutza.
– Ada nie unoś się, nie wiem dlaczego… – blondyn zaczął się podnosić, ale Mieroszewska dźgnęła go palcem w pierś i opadł z powrotem na tyłek.
– Dlaczego się unoszę? Nie, no. Jaja sobie robisz? – Stała nad nim z rękami podpartymi pod boki. Zdziwienie w jego oczach dodatkowo ją wkurzyło. – Franz, dziś jest nasza rocznica! Nasz termin, nasz czas. Nie banku i biznesowych spotkań. Przy okazji – zrobiła placami znak cudzysłowu w powietrzu – przyleciałeś do swojej narzeczonej?! Powinieneś całą swoją uwagę poświecić tylko nam i naszemu związkowi, który ostatnio nie miewa się jakoś super dobrze. Nie rób takiej zdziwionej miny. Nie zauważyłeś? Dla ciebie wszystko jest ok? – Rzuciła z sarkazmem, obeszła skrzynię i podeszła do okna.
– Naprawdę nie wiem dlaczego podnosisz głos i skąd te pretensje. – Franz również wstał i stanął tuz za nią. – Nie zauważyłem, aby między nami się coś psuło. Po za tym, że nie uszanowałaś mojego zdania w sprawie twojego wyjazdu i pracy.
– Skąd pretensje? – Obróciła się gwałtownie. – Stały temat mojej pracy powraca – Spokojny ton Franza był gwoździem do trumny resztek spokoju Ady. Zaśmiała się gorzko. – Zakoduj sobie, że nie dam się usadzić w garsonce przy kawowym stoliku z porcją dietetycznych lodów na talerzyku, tak jak nudne żony twoich znajomych. Jeśli tylko będę miała możliwości i okazję, to będę pracować. – Wzięła głęboki oddech próbując opanować emocje, bo czuła, że za moment zacznie czymś rzucać z bezsilności – Naprawdę oczekuje zbyt wiele żebyś na jeden dzień przestał byś zasranym panem prezesem, a był tylko mój? Popełniam grzech? – Wyrzuciła szybko z siebie.
– Zasranym prezesem? - Teraz i on podniósł głos. – Przyjmij do wiadomości, że zasrany prezes pracuje na naszą przyszłość! I tak, przyzwyczajaj się, bo ja jestem w pracy dwadzieścia godzin na dobę, niezależnie od daty w kalendarzu. Jeśli uda mi się w tym czasie być jeszcze romantycznym gościem to super. Jeśli nie, będziesz musiała poczekać na swoje cztery godziny! Wiedziałaś, z kim się wiążesz. Nigdy nie ukrywałem charakteru mojej pracy. Gdyby nie ta zasrana, jak ją nazywasz, funkcja nigdy byśmy się nie spotkali! W życiu nikt by mnie nie zmusił do pójścia na to mega nudne przyjęcie. Zachowujesz się, jak niedojrzała nastolatka teraz! To tylko kolacja na miłość boską! – Zakończył niemal krzycząc
– Niedojrzała nastolatka, tak? – Ada nie kryła już złości i frustracji. Teraz ona krzyczała. – Dobrze, to teraz pokaże ci nie tylko niedojrzałą nastolatkę, ale i rozkapryszoną dziewczynkę. Nigdzie nie idę, na żadną kolację. Skoro nie potrafisz zrozumieć tak prostych rzeczy i zasad, o których mówię. Nie chce prezesa, chce faceta, którego pokochałam wtedy, w Paryżu! Tak, wiem, czym się zajmujesz, ale ja nie wiązałam się z bankiem tylko z tobą. Naiwnie myślałam, że twój dzisiejszy przyjazd był, o zgrozo, romantycznym gestem! A jesteś tutaj, bo mnie kochasz, stęskniłeś się za mną, chcesz uhonorować to, że jesteśmy razem. Jeśli jednak masz zamiar iść dziś wieczorem i dyskutować o prowizjach, procentach i kursie euro, to wyjdź w tej chwili. Nie mam ochoty cię oglądać!
– Mówisz serio? – Franz zacisnął szczęki.
– Bardziej serio już nie można. Wiesz, gdzie mnie znaleźć. Ale nie wiem czy ci otworzę Franz. – Odwróciła się do okna, nie mogąc na niego patrzeć.
– Ok, jak chcesz. Mam wrażenie, że ktoś cię podmienił.
– Witaj w klubie. – Wyszeptała próbując powstrzymać łzy.
Doutz zebrał z kanapy swoją kurtkę i nie spojrzawszy na Adę, wyszedł.
***
Franz zadzwonił dopiero pod koniec następnego tygodnia. Wcześniej wysłał maila z zapytanie, czy już Adzie przeszła histeria. Szlag ją trafił! Nie odpisała. Przez telefon Doutz nie wracał do tematu ich pierwszej, poważnej kłótni. To rozzłościło Adę. Wiedziała, że zachowała się dziecinnie w pewien sposób i była gotowa przeprosić narzeczonego. Jednak od niego też spodziewała się słowa “przepraszam”. Pominięcie drażniącego tematu odebrała, jako lekceważenie swojej osoby, opinii i tego, co nie odpowiadało w związku jednej ze stron. Ona przemyślała jego słowa. Zgadzała się, że zareagowała zbyt emocjonalnie i do sytuacji z ich rocznicą “wrzuciła” te, które wydarzyły się wcześniej. Ta jedna kolacja biznesowa, w tym dniu była kamyczkiem, który wywołał lawinę. Nie wytrzymała wtedy. Po wyjściu Franza czekała na niego przez pół nocy. Spała z telefonem w dłoni. Nie odezwał się. Następnego dnia na uczelni była nieprzytomna i rozkojarzona. Sprawdziła w Internecie godziny odlotów do Frankfurtu, ale ostatecznie powstrzymała się przed jazdą na lotnisko. Nie grała przecież pierwszoplanowej roli w komedii romantycznej. Adę bolało, że Franz w ogóle nie zrozumiał, co chciała mu powiedzieć. Może trzeba było wprost mówić o rutynie w ich związku, zwyczajach, które się utarły, a wcale jej nie cieszyły. O tym, że jego lekceważące podejście do jej pracy jest zupełnie nie do przyjęcia. Wytłumaczyć, iż inaczej widzi swoją rolę w małżeństwie. Nie dopowiada jej bycie statystką na przyjęciach i spotkaniach. Udzielanie się na herbatkach i w towarzystwie ogrodniczym. Chciała być partnerem, zresztą tak traktował ją Franz do niedawna. Ale odkąd zgodziła się za niego wyjść wiele zmieniło się w jego zachowaniu. Miała wrażenie, że czasami zupełnie go nie zna. I to ją przerażało. Z drugiej strony tłumaczyła sobie ten absurdalny lęk, jako projekcje własnych obaw, że Doutz ją zostawi, zdradzi i upokorzy. Niczego nie bała się bardziej ze strony mężczyzny, jak zdrady. Doświadczenie z Markiem było zbyt traumatyczne. Być może, gdyby poróżniło ich coś innego, po pewnym czasie wróciliby do siebie. Ba! Ada była tego pewna. Jednak zdrady, nie potrafiła wybaczyć. Ona nigdy by tak nie postąpiła. Była monogamistką i oszukiwanie osoby, o której się mówi, że jest miłością życia uważała za podłe i dwulicowe. Jednak pomimo tych zgrzytów i obaw nadal kochała Franza. Dała mu słowo, złożyła obietnicę.
***
Pierwszy listopad zaskoczył Mieroszewską zimnem, wiatrem i śniegiem. Po niemal letniej, październikowej pogodzie, było to niemiłym zaskoczeniem. Tym bardziej, że poranna aura nic takiego nie zapowiadała. Dopiero koło południa zrobiło się paskudnie. Cienki płaszcz i botki na obcasie nie uchroniły Ady przed zimnem. Przemarzła odwiedzając groby bliskich z rodzicami. Do łóżka położyła się z katarem i lekkim drapaniem w gardle. Całe szczęście w piątek nie miała zajęć. Nie pojechała z rodzicami do Krakowa. Wyszła z domu tyle, co z Barim i do apteki na rogu. Zaopatrzona w aspirynę i inne cudowne farmaceutyki z reklam przeleżała cały dzień. Niestety, niewiele to pomogło. Czuła się, co raz gorzej. W sobotę obudziła się z potwornym bólem gardła i dreszczami. Zmierzyła temperaturę miała ponad trzydzieści osiem stopni. W planie miała zajęcia z dwoma grupami. Trudno, pomyślała, pójdę, jakoś wytrzymam te trzy godziny. Pierwsze zajęcia miała z grupą z drugiego roku. Aspiryna pomogła i czuła się całkiem nieźle. Początkowo dawała radę, ale zaczęła czuć się, co raz gorzej. Drugie, z grupą III „a”, to był koszmar. Właściwie nie pamiętała, o czym mówiła. Pod koniec zajęć straciła praktycznie głos. Wypuściła ich dwadzieścia minut wcześniej. Pozbierała materiały i poszła do swojego gabinetu. Ledwo tam doszła. Miała dreszcze, było jej niedobrze. Pod drzwiami gabinetu zobaczyła czekającego na nią Tomka. Cholerny, niezaliczony test. Dyżur, dzisiaj mam dyżur dla zaocznych błysnęło jej. Była to ostatnia w pełni świadoma myśl, którą zapamiętała.
Tomek nie krył się ostatnim razem przed Adą, że oblał test specjalnie. Nie wyszedł na tej “szczerości” dobrze. Jego dobre chęci zostały przez nią zrozumiane całkowicie opacznie. Chciał z nią pogadać, przeprosić, a wkurzyła się jeszcze bardziej i wywaliła go z gabinetu. Ich “kontakty” nie wróżyły dobrze na przyszłość, a on nadal do niej lgnął, jak przysłowiowa ćma. Z jednej strony sam się sobie dziwił. Nie potrafił wytłumaczyć, co ciągnęło go do tej kobiety. Przecież zamienił z nią parę grzecznościowych zdań. Nie skorzystała z karty klienta, nie zadzwoniła i udawała, że nie zwraca na niego uwagi, choć parę razy przyłapał Adę na zerkaniu w jego stronę w trakcie zajęć. Ignorowała go. Była jego wykładowcą. Wszystko to składało się na jeden wielki, świecący na czerwono napis “Uwaga idioto! Będzie bolało ”, był tego świadom, ale... Ciągle pamiętał, jak śpiewała. Jakby śpiewała tylko dla niego. Słowa piosenki cały czas tłukły mu się po głowie. Gdy szła korytarzem z naręczem materiałów na zajęcia z trudem hamował się, aby jej ich nie zabrać. Wzbudzała w nim uczucia i pragnienia, których nie zdołała do tej pory obudzić żadna znana mu przedstawicielka płci przeciwnej od bardzo, bardzo dawna. Dodatkowo prawie ją pocałował. Zaproponował dwuznaczne spotkanie i podrywał bezczelnie. Tak, zdecydowanie nie zachowywał się przy niej normalnie.
Gdy dzisiaj chłopak wszedł do sali, Ada siedziała za biurkiem trzymając twarz schowaną w dłoniach. Lekko nieprzytomnie rozejrzała się po sali. Była blada, błyszczały jej oczy, ciasno otulała się dużym swetrem. Chyba jest jej zimno, może się przeziębiła, pomyślał chłopak. Patrzył na nią zaniepokojony. Widać było, że kiepsko się czuje, oddała im testy, zadała ćwiczenia i usiadła z powrotem na krześle. Złapał się na tym, że co chwilę zerka na nią zaniepokojony. Chyba jego troska za bardzo była wypisana na twarzy, bo Anka zaczęła podejrzliwe taksować jego i Mieroszewską. Odwróć wzrok! Mówię odwróć wzrok, do cholery, Korn napominał samego siebie, czy ty kiedykolwiek mnie słuchasz?!, wrzucał dalej swojemu mniej rozsądnemu “ja”, odwróć wzrok! Zmusił się do spojrzenia na zegarek, zostało dwadzieścia minut. Postanowił podejść za moment do Ady i zapytać, czy może dzisiaj zdawać feralny test. Przy okazji przyjrzałby się jej dokładniej, zmierzył tętno, temperaturę i gdyby cokolwiek mu się nie spodobało, wyniósł z sali i zaprowadził do lekarza. Jego paranoiczne myśli przerwała Mieroszewska kończąc zajęcia wcześniej. Wyszedł, więc z sali i poszedł zaczekać na nią pod gabinetem. Oparł się o ścianę. Wyszła zza zakrętu. Zatrzymała się na jego widok, jakby lekko zaskoczona. Uśmiechnął się do niej, a ona w tym momencie zaczęła osuwać się na podłogę. Chłopak błyskawicznie podbiegł do niej i zdążył ją uchronić przed upadkiem na podłogę.
– Ada, Ada – szeptał gorączkowo. Otwarła oczy i spojrzała na niego nieprzytomnie – Cholera jasna – Tomek zaklął pod nosem, modlił się tylko, aby nikt teraz nie wszedł w korytarz albo nie wyszedł z innego pokoju. Sięgnął do kieszeni swetra blondynki i wyciągnął z niej klucze. Jedną ręką obejmując ją w pasie i podtrzymując, otworzył drzwi i wniósł do pokoju. Posadził kobietę delikatnie w fotelu, a sam wrócił pozbierać materiały rozrzucone po korytarzu. Gdy trzymał Adę w ramionach poczuł, jaka jest rozpalona, ma wysoką gorączkę, jest mocno przeziębiona, szybko dodał dwa do dwóch. Musi jechać natychmiast do domu, albo do lekarza. No tak, tylko jak ja mam ją tam dostarczyć, pomyślał Korn.
– Tomek...- Blondynka się ocknęła. Mówiła urywanym, świszczącym szeptem. – Co się dzieje...
– Zemdlałaś na chwilkę, zaniosłem cię do gabinetu –uklęknął koło niej – jesteś chora, masz wysoką gorączkę, choć pomogę ci się ubrać i pojedziemy do szpitala albo lekarza...
– Nie, tylko nie do szpitala – przytomnie odpowiedziała mu Mieroszewska, coś w jej cichym głosie go zastanowiło. Odkaszlnęła szczekliwie. – Pojadę do domu, dziękuję ci, już mi lepiej, przepraszam, ale test zaliczysz następnym razem. – Ada podniosła, a raczej usiłowała podnieść się z miejsca, ale zaraz z powrotem klapnęła na fotel i znowu zaniosła się kaszlem.
– Daj spokój z tym głupim testem i nigdzie nie jedziesz, czy idziesz sama. Przyjechałaś autem? – Bezceremonialnie odezwał się do niej chłopak, gdy już uspokoiła oddech..
– Nie,jestem piechotą, mieszkam niedaleko.
– Jeden problem z głowy. Gdzie? – Zapytał.
– Co, gdzie?
– O boże, gdzie mieszkasz?
– Tomek dziękuję, ale ja… – próbowała protestować.
– Tak wiem, sama zwleczesz się z tego trzeciego piętra i zgrabnie polecisz na nóżkach do domu. Czyś ty oszalała, masz gorączkę, na moje oko jakieś trzydzieści dziewięć, przed momentem straciłaś przytomność i grzmotnęłabyś głowa o podłogę, gdybym cię nie złapał. Zosia samosia się znalazła. Który płaszcz jest twój i podaj mi ten adres – zakończył ze złością głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Ada nawet nie miała siły zareagować na jego ostry ton. W sumie, nawet było jej miło, że ktoś się o nią troszczy.
– Zielona kurtka, Dąbrowskiego dwadzieścia trzy przez osiem – odpowiedziała.
– Grzeczna dziewczynka – skwitował chłopak i zdjął okrycie z wieszaka. Pomógł się ubrać Adzie i podtrzymując ją ręką w pasie wpakował do pustej windy i zjechał na parter. Ada była mu wdzięczna, bo tak naprawdę to faktycznie ledwo trzymała się na nogach.
Korn pogratulował sobie w duchu, że zaparkował tak blisko wyjścia. Był to raczej fuks, ale on wolał myśleć, że przeznaczenie. Delikatnie zaprowadził Adę do samochodu. Tak naprawdę miał ochotę wziąć ją na ręce i zanieść tam, nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia innych osób, ale się powstrzymał. Otworzył drzwi od auta, podsadził ją lekko do góry i usadowił w fotelu. Potem od swojej strony zapiął pas. Ada znowu odpływała w gorączce i cała się trzęsła. Ładnie pachnie, pomyślał, nachylając się nad nią, aby otulić ją kocem, który zawsze woził ze sobą na tylnym siedzeniu. Po kilku chwilach zaparkował pod kamienicą, w której mieszkała. Ma kilka minut do Dragona, pomyślał z żalem, że od tamtej soboty, pod koniec września, nie zajrzała do jego knajpki. Teraz nie przejmował się już innymi osobami tylko bezceremonialnie wziął Adę na ręce i przytulił mocno do siebie. Popatrzyła tylko na niego, ale nie zaprotestowała.
– Które piętro? – Zapytał się.
– Czwarte – wychrypiała, znowu traciła głos. Tomek w duchu podziękował Mikołajowi za wyciąganie go na siłownię od kilku miesięcy. Kiedy dotarli pod drzwi mieszkania chłopak postawił Adę na ziemi, a ona oparła się o niego. Marzyła tylko o tym by znaleźć się w łóżku. Bez słowa podała mu klucze z kieszeni. Korn przekręcił zamek i wtedy usłyszał szczekanie psa. Zawahał się i pytająco spojrzał na blondynkę.
– To labrador, najwyżej zaliże cię na śmierć – wyszeptała. Otworzył drzwi z wahaniem. Czarne coś zaczęło go obszczekiwać i wąchać równocześnie.
– Bari – zawołała z wysiłkiem Adrianna – spokój, to swój, na miejsce. – Pies zamilkł, popatrzył na nią i posłusznie zawrócił do mieszkania. Dziewczyna ciężko oparła się o Tomka, osuwając się w dół. Znowu traciła kontakt z rzeczywistością.
Chłopak z niejaką obawą wchodził do mieszkania z Adą na rękach. Po pierwsze uważnie przyglądał się psu. Labrador, labradorem, ale z racji przynależności do gatunku miał zęby i wcale nie był malutki, ale Bari tylko śledził go wzrokiem. Po drugie spodziewał się, że Mieroszewska nie mieszka sama. W gruncie rzeczy nic o niej nie wiedział. Mogła mieszkać z facetem, mężem, czy chorą ciotką. Ale nikt nie wyszedł im na spotkanie. Tomek bezradnie rozejrzał się po dużym salonie i posadził dziewczynę na kanapie. Zrzucił z siebie kurtkę i powoli rozebrał Adę.Miała dreszcze, jak najszybciej powinna się położyć.
– Piesku, Bari – zwrócił się do psa, czując się jak idiota. – Gdzie twoja pani ma łóżko – słyszał gdzieś, że labradory to bardzo mądre psy. Bari podniósł się z poduszki i ruszył po schodach na górę oglądając się zachęcająco na chłopaka. Tomek westchnął i kiwając sam do siebie głową. Wziął ponownie dziewczynę na ręce i poszedł za przewodnikiem. Pies czekał na niego przy drzwiach na prawo. Wszedł do sypialni położył Adę na dużym łóżku. Ocknęła się i popatrzyła na niego nieprzytomnie
– Zimno mi – powiedziała szczekając zębami. Tomek pogłaskał ją po twarzy.
– Zaraz się tobą zajmę.
Tomek czuł się dziwnie swobodnie, kiedy rozbierał i przebierał Adę, aby położyć ją wygodnie w łóżku. Pod poduszką znalazł piżamę ze Snoop'im na przedzie. Przebrał i otulił kołdrą oraz kocem trzęsącą się z gorączki kobietę. Z łazienki przyniósł mały, zmoczony ręcznik i położył jej na czole. Na razie tylko tyle mógł zrobić. Pies ułożył się na dywaniku obok łóżka.
– Pilnuj panią Bari. – Tomek nachylił się nad nim i podrapał go za uchem. – Ja zaraz wrócę, a potem jak Ada zaśnie spokojnie, to wyjdziemy na spacer.
Zszedł na dół, pozbierał porozrzucane kurtki i powiesił je w przedpokoju. Wyciągnął telefon i wybrał numer z listy kontaktów.
– Hej mamo – powiedział. – Tak wszystko okej u mnie. Nie, dzisiaj, nie pójdę, zaraz zadzwonię do Mikołaja. Posłuchaj, mam prośbę potrzebuję twojej pomocy.
Piętnaście minut później otworzył drzwi mieszkania Mieroszewskiej, niskiej, korpulentnej brunetce.
– Cześć synu.
– Cześć mamo, dzięki, że przyjechałaś – powiedział całując kobietę w policzek.
– Daj spokój, co prawda jestem tylko pediatrą, ale z doświadczenia wiem, że dorośli są prostszy w obsłudze – odpowiedziała. – Gdzie twoja znajoma i jak ma na imię?
– Ada, jest na górze, zaprowadzę cię. Pójdę pierwszy przytrzymam psa.
– Ty przytrzymasz psa? –Matka spojrzała na niego zdumiona.
– Tak, przytrzymam, nie pytaj – machnął ręką.
Gdy weszli na piętro do sypialni, Ada ocknęła się.
– Tomek, co się dzieje? Kto to jest? – Próbowała się podnieść, ale zakręciło się jej w głowie i opadła z powrotem na poduszkę.
– Dzień dobry, nie wstawaj dziecko. Korn, jestem lekarzem i mamą Tomasza. Synu – zwróciła się do chłopaka – zostaw na same. – Gdy chłopak wyszedł zwróciła się do Mieroszewskiej. – Pani Ado osłucham panią, zmierzę pani temperaturę, zajrzę do gardła, a jak będzie pani grzeczna to dostanie naklejkę z księżniczką i napisem „dzielny pacjent” – Ada popatrzyła na nią nieprzytomnym wzrokiem. – Przepraszam, zboczenie zawodowe, jestem pediatrą, a teraz proszę usiąść i dać się osłuchać. – Blondynka nie miała siły protestować.
Korn w tym czasie wyszedł na spacer z Barim i zadzwonił do Mikołaja.
– Cześć Miki. Dzisiaj mnie nie będzie. Zadzwoń po Grzegorza i miej oko na wszystko. Dzisiaj ty jesteś szefem.
– Randka szczęściarzu? – Zapytał go przyjaciel.
– Można tak powiedzieć, nawet częściowo już rozbierana – zaśmiał się do słuchawki Tomek.
– Fiu, fiu, nie przepuszczę ci szczegółów. Gorąca przynajmniej?
– Bardzo Miki, bardzo. Ma jakieś trzydzieści dziewięć stopni temperatury..
– Co?!
– Odezwę się jutro – ze śmiechem zakończył, rozmowę Korn.
Kiedy wrócił, matka czekała na niego na dole. Wręczyła mu receptę jednocześnie wydając polecenie:
– Leć do apteki na Jagiellońską, nadal jest czynna. Wykup te lekarstwa. Po drodze zajrzyj do sklepu i kup ze cztery litry soku, najlepiej multiwitaminę, mineralną, sok malinowy, cytrynę, banany i słomki. Nic więcej, niż papka nie przejdzie jej przez gardło. Ma ostrą anginę ropną – uprzedziła jego pytanie. – Masz kasę?
– Mam mamo. Dzięki.
– Idź, idź ja tu z nią zostanę i zaczekam na ciebie. Tylko się pośpiesz, muszę jechać do szpitala na dyżur. Jutro jak dojdzie odrobinę do siebie, to podasz mi jej dane, wystawię L4, przynajmniej tydzień spędzi w łóżku. Podjadę też zrobić zastrzyk. I miło mi, że w końcu przedstawiłeś mi jakąś dziewczynę – dodała ze śmiechem.
Tomek tylko pokręcił głową.
Witam z nowym rozdziałem i nową szatą graficzną.
Rozdział – jestem bardzo ciekawa waszej reakcji :) Ann, Unbe – dzięki za „czuwanie”.
Szablon – tak, tu też jestem ciekawa. Dziękuję z tego miejsca Szwamce, bez niej i poświęconego przez nią czasu, nic by się nie udało. Na pewno nie było by na „klawiaturze” takiej odmiany. Dzięki :*.
Od razu przepraszam za moje niedociągnięcia – będę starała się wszystko do końca tygodnia poprawić, wyrównać i ujednolicić.
P.S. Czujecie?! Wiosna idzie :D
Jestem z takim opóźnieniem, prawie miesięcznym, że zdążyłaś dodać nowy rozdział. Masakra do kwadratu. Strasznie przepraszam, ale czasami trzeba zająć się mniej przyjemnymi sprawami. Franz w tamtym odcinku bardzo mi się spodobał, w końcu jakiś ogień, power, a Tomka miałam ochotę strzelić z liścia. I to porządnie. W tym odcinku już jest na odwrót :D CO ZA BARAN! Musiał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? No musiał?! On ma w sobie tyle romantyzmu, co szprotka w puszce! Nigdy go nie posądzałam o jakieś rycersko-dżentelmeńskie zapędy, ale wpaść do narzeczonej PRZY OKAZJI kolacji biznesowej w ROCZNICĘ? Franz, dla Ciebie nie ma już nadziei. Zanim zapomnę: Tomek ma jakąś traumę związaną z psami? :D Sądzę, że większość zachowałaby się podobnie, może z tą różnicą, że wezwała pogotowie na uczelnię, a nie zanosiła kobietę do domu na rękach (Doutz ucz się, łajzo), ale z racji tego, że się znają, a Tomek czuje miętę przez rumianek, postanowił iść na całość. Co nie zmienia, że dalej sądzę, iż w poprzednim rozdziale zachował się jak szczeniacki imbecyl. Pomoc damie w opałach nie sprawi, że od razu padnę do jego stóp, tym bardziej nasza Ada, ale zobaczymy. Może palnie w gorączce jakąś głupotę... Zamotałam się, nie mam pojęcia, co może się dalej wydarzyć i niech tak zostanie.
OdpowiedzUsuńCzekam na nowość, już od razu, a co! Jak na razie moim ulubieńcem jest Bari :D Bo czarny, bo labrador, i ma takie same imię jak mój psiór. Pozdrawiam!
Ach, i szablon przesłodki!
Hej:)
UsuńFajnie, że zajrzałaś. Miałaś dwa rozdziały do przeczytania i spojrzałaś na sprawę "całościowo":D
Twoje dwa określenia: "romantyczny jak szprotka w puszce" i "Doutz ucz się, łajzo" bardzo mnie rozbawiły. Piękne podsumowanie zachowania Franza.
Tomek...sam zdawał sobie sprawę, że musi się jakoś zrehabilitować, po swoim ostatnim "wyskoku". Jednak nawet mu się nie śniło, że odkupi swoje "winy" rolą pielęgniarki. Nie mógł przepuścić takiej okazji i zawieźć Ady po prostu do szpitala. Sam mówi, że nie myśli przy niej racjonalnie xd.
I...jak ja lubię motać :P
Pozdrawiam.
Nie, Franz nie daje mi spokoju xD Okej, ma facet rozdwojenie jaźni, bo najpierw rzuca się na swoją narzeczoną (typowe dla faceta, trudno walczyć z męską naturą), a później "odzyskuje świadomość" i przypomina sobie, że jest panem prezesem 24/7. Ada ma do niego pretensje, jest wściekła, trudno się dziwić. Mogłabym pisać, jak bardzo Franz irytował mnie w tym rozdziale, ale pamiętam, jak Ada irytowała mnie jeszcze bardziej w poprzednim, kiedy mama pytała ją o ślub. Po przeczytaniu, przeanalizowaniu i przespaniu się z tym (xD), dochodzę do wniosku, że Ada sama sobie taki los zgotowała. Właśnie tym płynięciem z prądem. Tak sobie myślę, że jedna kłótnia niczego nie zmieni. Jakoś się pogodzą, w końcu to "tylko" kłótnia. Jednak później będzie kolejna, bo Franz nie odpuści. Franz chyba nie zna jej od tej strony i będzie uważał, że to "stawianie się i robienie problemów" to tylko widzimisię Ady.
OdpowiedzUsuńAleż mnie oni irytują, grrryyy! Nawet, kiedy piszę komentarz, to się denerwuję xD
Tomek mnie natomiast irytuje sam w sobie, mam chyba do niego jakąś awersję. Zapewne gdybym spotkała go w rzeczywistości, uznałabym go za ideał, bo przecież pomógł Adzie i w ogóle zajął się chorą kobietą. Czy to nie cudowne? Wielu uciekłoby z krzykiem. Ale kiedy o nim czytam, po prostu go nie trawię. Błagam, niech Tomek pokaże, że ma jaja, inaczej pomyślę, że Ada po jego propozycji metaforycznie mu je urwała i zrobiła sobie z nich kolczyki :P
Aha, to, że tak narzekam na Twoich bohaterów, nie oznacza, że nie czekam na kolejny ;> Nic już nie poradzę na to, że mam ochotę ich wszystkich trzasnąć w łeb patelnią xD Tymczasem pozdrawiam! :)
witam,
UsuńAda i Franz, Franz i Ada...tak sobie o nich piszę i sama się zastanawiam ile ze sobą jeszcze wytrzymają XD. Oni nie znają siebie nawzajem. I tu tkwi problem. Kiedy minął szok reakcji chemicznych w ciele, przysadka mózgowa zwolniła tempo, ciśnienie opadło, a hormony grzecznie wróciły do normy - przyszła rzeczywistość. Różnią się od siebie, a mają tak mało czasu na wspólne bycie razem, że ciągle między nimi iskrzy. Czy pomimo tych różnić będą obstawać przy swojej decyzji sakramentalnego "tak"? Nie wiem.
Do tej pory Adzie odpowiadało "płynięcie z prądem". Być może nadszedł czas na zmianę :D.
Tomek i jego jaja :P Mam nadzieję, że uda mi się pokazać, iż jednak jest facetem. Jeśli nie, powiedz mi o tym :)
Ada chyba całkiem już zgłupiała z tymi przeprosinami. Za co ona chce go przeprosić, za to, że powiedziała prawdę? Franz niby taki inteligentny, bo w końcu prezes, ale nie potrafi zrozumieć, co Ada ma na myśli. Jego inteligencja równa się zero. Jest tak strasznie zapatrzony w siebie, w swoją pracę, że nie widzi, że jego narzeczona też ma pasję, którą chce rozwijać. Niech oni się rozejdą lepiej, bo nie wróżę im wspaniałej przyszłości.
OdpowiedzUsuńTomcio się zaopiekował Adą. No no... Ten tekst, jak dzwonił do niego Mikołaj i tekst o naklejkach za dobre sprawowanie się, rozwaliły mnie na łopatki :D tylko niech Tomek w końcu się weźmie za Adę, mam nadzieję, że ona nie będzie protestować, w końcu tak się o nią troszczy :p pozdrawiam :)
hej:)
UsuńTomek ma własne plany wobec Ady, na razie ona nie ma jak protestować. Bidulka leży i zdycha xd. Stosuje się do zaleceń pani doktor, bo kto by nie chciał dostać takiej pięknej naklejki xd.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńKiedy jakaś nowość?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w przyszły weekend dodam rozdział. Wiosna mnie rozleniwiła.
Usuń