sobota, 6 grudnia 2014

3. Koncert niewiadomych

3. Wiedźma

Eleonora


Wychodziłam z sali matematycznej z głupim uśmiechem pod nosem. Mina Pawińskiej była bezcenna. Nieomal się herbatą zakrztusiła, słysząc moją prośbę o podanie zakresu materiału na egzamin poprawkowy dla Mnicha. Obiecała przygotować rozpiskę na koniec dnia. Nadal miałam wątpliwości, czy dobrze zrobiłam przystając na prośbę pana Jarka. Fakt, nie miałam nic do roboty w wakacje. I kasę przeznaczę na szczytny cel. Wymarzony laptop, na który odkładałam przez cały rok, będzie w końcu mój. No chyba, że ten idiota zrobi mi na złość i nie zda. Mniszek protestował na takie postawienie sprawy, ale nie lubię brać pieniędzy za coś, co nie przynosi powiedzmy efektu. Jeśli Maciek nie zda, trudno, ale już ja dopilnuję, aby taki scenariusz się nie spełnił.
Teraz miałam okienko, następnie geografię. Traper zapowiedział, że będzie pokazywał zdjęcia z wyprawy swojego kumpla do Malezji. Przynajmniej coś ciekawego. Bo ostatni tydzień szkoły, jak dla mnie, to marnowanie czasu uczniów i nauczycieli. Nic się nie dzieje, a być trzeba. I tak się urwę z wiedzy o społeczeństwie, jak dostanę zagadnienia od Pawicy, postanowiłam. Odwiedzę mojego ucznia w szpitalu. Szkoda tracić czas. Leży, to niech rozwiązuje zadania. Wolną godzinę chciałam przeznaczyć na przejrzenie nut. Miałam swoje sekretne miejsce. Szeroki parapet okienny na trzecim piętrze, w bocznym korytarzu, niedaleko gabinetu pedagog szkolnego.
Wychodząc zza zakrętu nagle odbiłam się od kogoś i zarzuciło mną na przeciwległą ścianę korytarza. Boleśnie huknęłam się w ramię. Zaklęłam pod nosem.
Ela, nic ci się nie stało? – wyrósł przede mną Tymon. – Ja przepraszam, nie słyszałem, że ktoś idzie. Pojawiłaś się, jak duch i ... no ten tego. Boli cię coś? Pozbieram twoje rzeczy. – Zaproponował.
Rzucił się na podłogę, gdzie w pięknym nieładzie leżała zawartość mojej torby. Jęknęłam rozmasowując bark i schyliłam się do książek. Efekt był taki, że stuknęłam się głową z Tymkiem i z totalnym brakiem gracji klapnęłam na tyłek. Teraz bolało mnie dodatkowo czoło i pośladki. Chłopak popatrzył na mnie przerażonym wzrokiem, a ja wybuchnęłam śmiechem. Po chwili on też się roześmiał. I tak siedzieliśmy dobrą chwilę wyjąc, jak potępieni na korytarzu, dobrze, że nikogo na nim nie było.
Znokautowałeś mnie – podsumowałam. Chciałam się podnieść sama, gdy Tymon podał mi rękę. Wsparłam się na niej.
Biorąc pod uwagę moje, a twoje gabaryty, mogło skończyć się to o wiele poważniej – zażartował. Fakt Tytoń do ułomków nie należał, jak leciał z piłką do kosza przez boisko, inni zawodnicy przezornie schodzili mu z drogi. – Wylądowałabyś z Mnichem na jednej sali. A teraz błagam, stój i się nie ruszaj, ja pozbieram ten bałagan.
A to nie byłoby takie głupie – odpowiedziałam bezmyślnie gapiąc się na szerokie barki Stolarza. – Mogłabym go uczyć dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Uczyć? – chłopak podniósł głowę i zamarł z książką z w ręku.
Noo – odpowiedziałam z ociąganiem. Zganiłam się w myślach za długi język, ale dokończyłam zdanie – będę go przygotowywać do poprawki. Czekam na zagadnienia od Pawicy.
Nie wiem komu bardziej współczuć – roześmiał się wesoło, podał mi zapakowaną torbę, ale nadal trzymał jedną z książek w dłoni.
Współczuć? – zjeżyłam się natychmiast.
Dokładnie. Czy tobie, bo będziesz miała przechlapane, on do matmy nadaje się, jak czołg do baletu, czy jemu, bo znając ciebie, będzie ją umiał śpiewająco na poprawkę – spojrzał na to, co trzymał w ręce – Classical Guitar of Bach? Twoje? – spytał zdziwiony.
Bez słowa wyrwałam mu książkę i wrzuciłam do torby. Odwróciłam się do niego plecami i ruszyłam w stronę „mojego” parapetu.
Nora! – zawołał za mną, nie obejrzałam się ale zwolniłam kroku.  – Nie jesteś taka przerażająca. – Odwróciłam się przez ramię i spojrzałam na niego zdziwiona – Przeżyłem bliskie spotkanie pierwszego stopnia z tobą – dodał z uśmiechem.
Wzruszyłam ramionami i w odpowiedzi pokazałam mu język. Zupełnie nie wiem dlaczego. Mojego uśmiechu na twarzy na szczęście już nie widział, padł by mi cały image.

Maciek

Wracałem powoli korytarzem do swojej sali. Cały brzuch miałem uwalony jakimś żelem po USG brzucha. Fujj! Ciekawy byłem ile mnie tu jeszcze potrzymają. Dzisiaj był wtorek, nie obraziłbym się, gdyby do końca tygodnia. Miałem tu większy spokój niż w domu. Narobiłem bałaganu. Fakt. Wczoraj dzwoniła Sandra, nie odebrałem. Potem wysłała smsy, nie otworzyłem. Cóż, wszystko sobie powiedzieliśmy. Tamtego wieczoru. Ona powiedziała. Miałem grzecznie czekać na nią, bo zawieszamy nasz związek na czas wakacji. Łaskawie pozwoliła mi się łajdaczyć, ona będzie doświadczać nowego z Marcello, który na czas wakacji, nie będzie ze swoja stałą dziewczyną, tylko z nią, Sandrą. Pogięło ich. Jakim cudem Sandra mogła pomyśleć, że się na coś takiego zgodzę? Kocham ją i nie zamierzam się nią dzielić, nawet na „trochę”. Kazałem jej wybrać i wyszedłem. Nie miała odwagi przyjechać do szpitala.
Nawet nie zorientowałem się kiedy stanąłem przed drzwiami mojej sali. Były uchylone, ktoś był w środku. Sandra! Przyszła. Uśmiechnąłem się szeroko. Cholera, ale ja za nią tęskniłem.
Elka?! Co ty tu robisz? – powiedziałem mało inteligentnie na widok Dockiej. Jak zwykle miała na sobie workowate spodnie, cienką bluzkę z długim rękawem i chustę szczelnie owiniętą wokół głowy, pomimo wysokiej temperatury na zewnątrz. Stała przy oknie w ręku trzymała moją kartę z łóżka.
Stoję – odpowiedziała nie patrząc na mnie. – Zajmujesz komuś łóżko. Nic ci nie jest. – Zaszczyciła mnie spojrzeniem. – Fraxiparina, sam możesz to sobie podawać w domu, chyba, że boisz się igły wbijanej w brzuch – zaśmiała się z ironią – kroplówki dają ci profilaktycznie, nawet żadnego antybiotyku nie masz, nuudddaa – przeciągnęła ostatni wyraz i odwiesiła kartę na ramę łóżka. – Dzisiaj cię wypiszą. – Zawyrokowała.
A ty medycynę kończyłaś – warknąłem. Byłem cholernie rozczarowany, że to nie Sandra. Musiałem się wyładować. – Jak nie kończyłaś to się nie wymądrzaj. Po co tu przylazłaś?
Do twojego rachunku doliczam złotówkę za ksero zagadnień na poprawkę i zadania do rozwiązania z ciągów. Na początek praktyka. Obliczysz procent z zysków, podatek i takie tam. Na jutro. Przyjdę po szkole to usiądziemy nad teorią. – Rzuciła kilka kartek na pościel.
Z korytarza doszedł mnie stukot drewniaków, po dźwiękach poznałem, że idzie oddziałowa. Nie pomyliłem się.
Maćku, dzwoń do rodziców. Wychodzisz. Lekarz właśnie przygotowuje wypis – powiedziała szybko zaglądając do sali. – O, twoja dziewczyna przyszła, pomoże ci się spakować – dodała z uśmiechem.
To nie jest moja dziewczyna! – odpowiedziałem podniesionym głosem.
Nie spinaj się tak, kochanie, możemy się przyznać – Elka wzięła torbę z krzesła i mrugnęła do pielęgniarki porozumiewawczo – wie pani, faceci. – W jej dłoniach nie wiadomo skąd pojawiło się jabłko, rzuciła je do mnie. Złapałem odruchowo. – Smacznego skarbie, ja spadam. I mogłam się założyć, wygrałabym ten zakład.
Wyszły śmiejąc się do siebie i szeptając z oddziałową. Obróciłem w dłoniach złapany owoc. Był piękny, rumiany i pachniał cudownie. Uwielbiałem jabłka Odłożyłem je ostrożnie na szafkę. Nie byłem pewien, czy nie było zatrute. Sięgnąłem do szuflady po telefon i zadzwoniłem do mamy.
Dwie godziny później, porządnie najedzony pysznym bigosem babci Zosi, siedziałem w fotelu z pilotem w ręku, a mój młodszy brat, Mikołaj, malował na gipsie rakietę. Do pokoju weszła Justyna i podała banana Mikiemu, mnie jabłko, sama wbiła zęby w gruszkę.
Jak się czujesz? – zapytała.
Dobrze, trochę mnie swędzi, ale da się przeżyć. Była dzisiaj u mnie Elka Docka.
Ta nowa? – Justyna nie była na czasie z miejscowymi oryginałami, studiowała w Szczecinie prawo. – Czemu mówicie, że jest szalona? Choroba psychiczna?
Chyba nie, chociaż nie wiem. Z nikim się nie kumpluje, wszystkich wysyła w kosmos. Pobiła chłopaka u nas w szkole. Ubiera się niewyjściowo. Nawet teraz, latem, nosi długie spodnie, bluzkę z rękawem i chustkę na głowie. Razem ze swoją babką handluje ziołami i jakimiś miksturami. Nie jest normalna. – Podsumowałem.
Takie to wszystko, bez uprzedzeń, wiesz brat? – Justyna podniosła znacząco brwi.
Że niby ja jestem uprzedzony? – zdziwiłem się. Według własnej oceny byłem bardzo tolerancyjnym gościem. Ale wszystko ma swoje granice. Ugryzłem jabłko.
Jednak musieli cię podmienić w szpitalu, to nie możliwie, żebym miała takiego dupka za brata. Szalona? Bo inaczej się ubiera i nie zachowuje, jak banda baranów dookoła, to już jest psycholką? A do tego chłopaka, to podeszła od tak i walnęła, bez powodu zapewne.
No nie, chciał ją wymacać w szatni – powiedziałem lekko i dalej konsumowałem.
Najwyższy słyszysz i nie grzmisz. – Siostra pokręciła głową.
No co? – zaperzyłem się
Ona cię matmy będzie uczyć?
Taaa – jęknąłem. – Ale jakoś się wywinę. Była dzisiaj u mnie w szpitalu, przyniosła mi już zagadnienia. Mam to w dupie. Nie będę tańczył, jak mi zagra. Muszę odpocząć ze trzy dni po szpitalu, co najmniej. Mam czas do dwudziestego ósmego sierpnia, daleko – uśmiechnąłem się zadowolony z siebie. Coś nagle zaburczało mi gwałtownie w brzuchu.
Brak mi słów do ciebie baranie. Ciekawe, czy ojciec się z tobą zgodzi i mama też. Tym razem narozrabiałeś.
Nagle z okolić mojego żołądka doszło potężne burczenie, ja odczułem to, jakby szalał tam huragan. Zerwałem się z fotela.
Justyna, skąd wzięłaś to jabłko?
Z twoich torb ze szpitala, a co?
Ona mnie otruła! – krzyknąłem i puściłem się biegiem do wc.
Za jakąś chwilę usłyszałem stukanie do drzwi ubikacji.
Miki, idź na górę –wystękałem
Maciek, to ja – usłyszałem głos mamy – zjadłeś ten cały bigos z garnka?
No, a co?
Zwariowałeś? Po szpitalnej diecie, zjeść tyle tłustego?! Nie dziwie się, że masz biegunkę. Zaraz przyniosę węgiel to wypijesz.
Tłuste?! Dieta?! O, nie bigos babci Zosi nie mógł mi „tego” zrobić. To na pewno walnięta Elka, podsumowałem.

2 komentarze:

  1. Nareszcie kolejna część, tylko dlaczego taka krótka? Czekam z niecierpliwością na więcej:)
    A gdy to czytam, czuję jakąś wakacyjną atmosferę:)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, znowu wyjdę na jakąś straszną zołzę, ale przecież przeczytałam, więc korzystam z przywileju komentowania i wolę napisać całkiem szczerze. Kobieto, nie pisz niczego krótkiego, weź się rozpisz, bo mam wrażenie, że ta historia tylko na tym traci. Nie sprzedawaj nam tylko wydarzeń, dodaj tutaj trochę emocji, a przecież wiem, że potrafisz ;) Eleonora wpada na Tymona, spotyka się z Maćkiem, on wychodzi ze szpitala, niby dużo się dzieje, ale dla mnie jakby nic się nie działo. Chyba że masz taką koncepcję, wtedy to sobie mogę marudzić.
    W drugim akapicie masz miks czasów, reszty skopiować nie mogę :P
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń