3. Wiedźma
Eleonora
Wychodziłam
z sali matematycznej z głupim uśmiechem pod nosem. Mina Pawińskiej
była bezcenna. Nieomal się herbatą zakrztusiła, słysząc moją
prośbę o podanie zakresu materiału na egzamin poprawkowy dla
Mnicha. Obiecała przygotować rozpiskę na koniec dnia. Nadal miałam
wątpliwości, czy dobrze zrobiłam przystając na prośbę pana
Jarka. Fakt, nie miałam nic do roboty w wakacje. I kasę przeznaczę
na szczytny cel. Wymarzony laptop, na który odkładałam przez cały
rok, będzie w końcu mój. No chyba, że ten idiota zrobi mi na
złość i nie zda. Mniszek protestował na takie postawienie sprawy,
ale nie lubię brać pieniędzy za coś, co nie przynosi powiedzmy efektu.
Jeśli Maciek nie zda, trudno, ale już ja dopilnuję, aby taki
scenariusz się nie spełnił.
Teraz
miałam okienko, następnie geografię. Traper zapowiedział, że będzie pokazywał
zdjęcia z wyprawy swojego kumpla do Malezji. Przynajmniej coś
ciekawego. Bo ostatni tydzień szkoły, jak dla mnie, to marnowanie
czasu uczniów i nauczycieli. Nic się nie dzieje, a być trzeba. I
tak się urwę z wiedzy o społeczeństwie, jak dostanę zagadnienia
od Pawicy, postanowiłam. Odwiedzę mojego ucznia w szpitalu. Szkoda tracić czas.
Leży, to niech rozwiązuje zadania. Wolną godzinę chciałam
przeznaczyć na przejrzenie nut. Miałam swoje sekretne miejsce.
Szeroki parapet okienny na trzecim piętrze, w bocznym korytarzu,
niedaleko gabinetu pedagog szkolnego.
Wychodząc
zza zakrętu nagle odbiłam się od kogoś i zarzuciło mną na
przeciwległą ścianę korytarza. Boleśnie huknęłam się w ramię.
Zaklęłam pod nosem.
– Ela,
nic ci się nie stało? – wyrósł przede mną Tymon. – Ja
przepraszam, nie słyszałem, że ktoś idzie. Pojawiłaś się, jak
duch i ... no ten tego. Boli cię coś? Pozbieram twoje rzeczy. –
Zaproponował.
Rzucił
się na podłogę, gdzie w pięknym nieładzie leżała zawartość
mojej torby. Jęknęłam rozmasowując bark i schyliłam się do
książek. Efekt był taki, że stuknęłam się głową z Tymkiem i
z totalnym brakiem gracji klapnęłam na tyłek. Teraz bolało mnie
dodatkowo czoło i pośladki. Chłopak popatrzył na mnie przerażonym
wzrokiem, a ja wybuchnęłam śmiechem. Po chwili on też się
roześmiał. I tak siedzieliśmy dobrą chwilę wyjąc, jak potępieni
na korytarzu, dobrze, że nikogo na nim nie było.
–
Znokautowałeś mnie –
podsumowałam. Chciałam się podnieść sama, gdy Tymon podał mi
rękę. Wsparłam się na niej.
–
Biorąc pod uwagę moje,
a twoje gabaryty, mogło skończyć się to o wiele poważniej –
zażartował. Fakt Tytoń do ułomków nie należał, jak leciał z
piłką do kosza przez boisko, inni zawodnicy przezornie schodzili mu
z drogi. – Wylądowałabyś z Mnichem na jednej sali. A teraz
błagam, stój i się nie ruszaj, ja pozbieram ten bałagan.
– A
to nie byłoby takie głupie – odpowiedziałam bezmyślnie gapiąc
się na szerokie barki Stolarza. – Mogłabym go uczyć
dwadzieścia cztery godziny na dobę.
–
Uczyć? – chłopak
podniósł głowę i zamarł z książką z w ręku.
– Noo
– odpowiedziałam z ociąganiem. Zganiłam się w myślach za długi
język, ale dokończyłam zdanie – będę go przygotowywać do
poprawki. Czekam na zagadnienia od Pawicy.
– Nie
wiem komu bardziej współczuć – roześmiał się wesoło, podał
mi zapakowaną torbę, ale nadal trzymał jedną z książek w dłoni.
–
Współczuć? –
zjeżyłam się natychmiast.
–
Dokładnie. Czy tobie, bo
będziesz miała przechlapane, on do matmy nadaje się, jak czołg do
baletu, czy jemu, bo znając ciebie, będzie ją umiał śpiewająco
na poprawkę – spojrzał na to, co trzymał w ręce – Classical
Guitar of Bach? Twoje? – spytał zdziwiony.
Bez
słowa wyrwałam mu książkę i wrzuciłam do torby. Odwróciłam
się do niego plecami i ruszyłam w stronę „mojego” parapetu.
–
Nora! – zawołał za
mną, nie obejrzałam się ale zwolniłam kroku. – Nie jesteś
taka przerażająca. – Odwróciłam się przez ramię i
spojrzałam na niego zdziwiona – Przeżyłem bliskie spotkanie
pierwszego stopnia z tobą – dodał z uśmiechem.
Wzruszyłam
ramionami i w odpowiedzi pokazałam mu język. Zupełnie nie wiem
dlaczego. Mojego uśmiechu na twarzy na szczęście już nie widział,
padł by mi cały image.
Maciek
Wracałem
powoli korytarzem do swojej sali. Cały brzuch miałem uwalony jakimś
żelem po USG brzucha. Fujj! Ciekawy byłem ile mnie tu jeszcze
potrzymają. Dzisiaj był wtorek, nie obraziłbym się, gdyby do
końca tygodnia. Miałem tu większy spokój niż w domu. Narobiłem
bałaganu. Fakt. Wczoraj dzwoniła Sandra, nie odebrałem. Potem
wysłała smsy, nie otworzyłem. Cóż, wszystko sobie
powiedzieliśmy. Tamtego wieczoru. Ona powiedziała. Miałem
grzecznie czekać na nią, bo zawieszamy nasz związek na czas
wakacji. Łaskawie pozwoliła mi się łajdaczyć, ona będzie
doświadczać nowego z Marcello, który na czas wakacji, nie będzie
ze swoja stałą dziewczyną, tylko z nią, Sandrą. Pogięło ich.
Jakim cudem Sandra mogła pomyśleć, że się na coś takiego
zgodzę? Kocham ją i nie zamierzam się nią dzielić, nawet na
„trochę”. Kazałem jej wybrać i wyszedłem. Nie miała odwagi
przyjechać do szpitala.
Nawet
nie zorientowałem się kiedy stanąłem przed drzwiami mojej sali.
Były uchylone, ktoś był w środku. Sandra! Przyszła. Uśmiechnąłem
się szeroko. Cholera, ale ja za nią tęskniłem.
–
Elka?! Co ty tu robisz? –
powiedziałem mało inteligentnie na widok Dockiej. Jak zwykle miała
na sobie workowate spodnie, cienką bluzkę z długim rękawem i
chustę szczelnie owiniętą wokół głowy, pomimo wysokiej
temperatury na zewnątrz. Stała przy oknie w ręku trzymała moją
kartę z łóżka.
–
Stoję – odpowiedziała
nie patrząc na mnie. – Zajmujesz komuś łóżko. Nic ci nie
jest. – Zaszczyciła mnie spojrzeniem. – Fraxiparina, sam
możesz to sobie podawać w domu, chyba, że boisz się igły
wbijanej w brzuch – zaśmiała się z ironią – kroplówki dają
ci profilaktycznie, nawet żadnego antybiotyku nie masz, nuudddaa –
przeciągnęła ostatni wyraz i odwiesiła kartę na ramę łóżka.
– Dzisiaj cię wypiszą. – Zawyrokowała.
– A
ty medycynę kończyłaś – warknąłem. Byłem cholernie
rozczarowany, że to nie Sandra. Musiałem się wyładować. –
Jak nie kończyłaś to się nie wymądrzaj. Po co tu przylazłaś?
– Do
twojego rachunku doliczam złotówkę za ksero zagadnień na poprawkę
i zadania do rozwiązania z ciągów. Na początek praktyka.
Obliczysz procent z zysków, podatek i takie tam. Na jutro. Przyjdę
po szkole to usiądziemy nad teorią. – Rzuciła kilka kartek na
pościel.
Z
korytarza doszedł mnie stukot drewniaków, po dźwiękach poznałem,
że idzie oddziałowa. Nie pomyliłem się.
–
Maćku, dzwoń do
rodziców. Wychodzisz. Lekarz właśnie przygotowuje wypis –
powiedziała szybko zaglądając do sali. – O, twoja dziewczyna
przyszła, pomoże ci się spakować – dodała z uśmiechem.
– To
nie jest moja dziewczyna! – odpowiedziałem podniesionym głosem.
– Nie
spinaj się tak, kochanie, możemy się przyznać – Elka wzięła
torbę z krzesła i mrugnęła do pielęgniarki porozumiewawczo –
wie pani, faceci. – W jej dłoniach nie wiadomo skąd pojawiło
się jabłko, rzuciła je do mnie. Złapałem odruchowo. –
Smacznego skarbie, ja spadam. I mogłam się założyć, wygrałabym
ten zakład.
Wyszły
śmiejąc się do siebie i szeptając z oddziałową. Obróciłem w
dłoniach złapany owoc. Był piękny, rumiany i pachniał cudownie.
Uwielbiałem jabłka Odłożyłem je ostrożnie na szafkę. Nie byłem
pewien, czy nie było zatrute. Sięgnąłem do szuflady po telefon i
zadzwoniłem do mamy.
Dwie
godziny później, porządnie najedzony pysznym bigosem babci Zosi,
siedziałem w fotelu z pilotem w ręku, a mój młodszy brat,
Mikołaj, malował na gipsie rakietę. Do pokoju weszła Justyna i
podała banana Mikiemu, mnie jabłko, sama wbiła zęby w gruszkę.
– Jak
się czujesz? – zapytała.
–
Dobrze, trochę mnie
swędzi, ale da się przeżyć. Była dzisiaj u mnie Elka Docka.
– Ta
nowa? – Justyna nie była na czasie z miejscowymi oryginałami,
studiowała w Szczecinie prawo. – Czemu mówicie, że jest
szalona? Choroba psychiczna?
–
Chyba nie, chociaż nie
wiem. Z nikim się nie kumpluje, wszystkich wysyła w kosmos. Pobiła
chłopaka u nas w szkole. Ubiera się niewyjściowo. Nawet teraz,
latem, nosi długie spodnie, bluzkę z rękawem i chustkę na głowie.
Razem ze swoją babką handluje ziołami i jakimiś miksturami. Nie
jest normalna. – Podsumowałem.
–
Takie to wszystko, bez
uprzedzeń, wiesz brat? – Justyna podniosła znacząco brwi.
– Że
niby ja jestem uprzedzony? – zdziwiłem się. Według własnej
oceny byłem bardzo tolerancyjnym gościem. Ale wszystko ma swoje
granice. Ugryzłem jabłko.
–
Jednak musieli cię
podmienić w szpitalu, to nie możliwie, żebym miała takiego dupka
za brata. Szalona? Bo inaczej się ubiera i nie zachowuje, jak banda
baranów dookoła, to już jest psycholką? A do tego chłopaka, to
podeszła od tak i walnęła, bez powodu zapewne.
– No
nie, chciał ją wymacać w szatni – powiedziałem lekko i dalej
konsumowałem.
–
Najwyższy słyszysz i
nie grzmisz. – Siostra pokręciła głową.
– No
co? – zaperzyłem się
– Ona
cię matmy będzie uczyć?
– Taaa
– jęknąłem. – Ale jakoś się wywinę. Była dzisiaj u mnie
w szpitalu, przyniosła mi już zagadnienia. Mam to w dupie. Nie będę
tańczył, jak mi zagra. Muszę odpocząć ze trzy dni po szpitalu,
co najmniej. Mam czas do dwudziestego ósmego sierpnia, daleko –
uśmiechnąłem się zadowolony z siebie. Coś nagle zaburczało mi
gwałtownie w brzuchu.
– Brak
mi słów do ciebie baranie. Ciekawe, czy ojciec się z tobą zgodzi
i mama też. Tym razem narozrabiałeś.
Nagle
z okolić mojego żołądka doszło potężne burczenie, ja odczułem
to, jakby szalał tam huragan. Zerwałem się z fotela.
–
Justyna, skąd wzięłaś
to jabłko?
– Z
twoich torb ze szpitala, a co?
– Ona
mnie otruła! – krzyknąłem i puściłem się biegiem do wc.
Za
jakąś chwilę usłyszałem stukanie do drzwi ubikacji.
–
Miki, idź na górę
–wystękałem
–
Maciek, to ja –
usłyszałem głos mamy – zjadłeś ten cały bigos z garnka?
– No,
a co?
–
Zwariowałeś? Po
szpitalnej diecie, zjeść tyle tłustego?! Nie dziwie się, że masz
biegunkę. Zaraz przyniosę węgiel to wypijesz.
Tłuste?!
Dieta?! O, nie bigos babci Zosi nie mógł mi „tego” zrobić. To
na pewno walnięta Elka, podsumowałem.
Nareszcie kolejna część, tylko dlaczego taka krótka? Czekam z niecierpliwością na więcej:)
OdpowiedzUsuńA gdy to czytam, czuję jakąś wakacyjną atmosferę:)
M.
Jejku, znowu wyjdę na jakąś straszną zołzę, ale przecież przeczytałam, więc korzystam z przywileju komentowania i wolę napisać całkiem szczerze. Kobieto, nie pisz niczego krótkiego, weź się rozpisz, bo mam wrażenie, że ta historia tylko na tym traci. Nie sprzedawaj nam tylko wydarzeń, dodaj tutaj trochę emocji, a przecież wiem, że potrafisz ;) Eleonora wpada na Tymona, spotyka się z Maćkiem, on wychodzi ze szpitala, niby dużo się dzieje, ale dla mnie jakby nic się nie działo. Chyba że masz taką koncepcję, wtedy to sobie mogę marudzić.
OdpowiedzUsuńW drugim akapicie masz miks czasów, reszty skopiować nie mogę :P
Pozdrawiam! :)