poniedziałek, 29 grudnia 2014

2. Kserokopia miłości.

 Rozdział drugi: Po północy.

       Do domu wróciłam piechotą. Nie za bardzo pamiętałam, jak znalazłam się we własnym przedpokoju. Pierwsze, co zrobiłam, to zdjęłam z siebie ubranie i wrzuciłam od razu do pralki. Miałam wrażenie, że cała przesiąknęłam zapachem Szymona. Zebrało mi się na wymioty. W samej bieliźnie szybko dopadłam muszli. W końcu wykończona wciągnęłam na siebie ukochana bluzę dresową i spodnie. Mój telefon po raz enty rozdzwonił się w torebce. Sylwia. Odebrałam z ciężkim sercem, bo wiedziałam co usłyszę.
Nareszcie odebrałaś! – zaczęła bez wstępu. – Gdzie jesteś?! Szukamy cię po całym klubie. Lisu jest gotowy wzywać policję!
Nic mi nie jest, Sylwia. Jestem w domu. Kiepsko się poczułam - nie do końca było to nieprawdą. W tle usłyszałam, jak moja przyjaciółka zakrywa dłonią mikrofon i mówi: “pojechała do domu”. – Do kogo ty to mówisz?!
Spokojnie, do Lisa, wystraszyłaś nas! Paula, nie chce cię straszyć, ale widziałam Szymona, albo faceta łudząco do niego podobnego…
Tak. Dobrze widziałaś. Pokłóciliśmy się. Nie wiem skąd on się wziął. W każdym razie, już wiesz czemu wyszłam – znowu zrobiło mi się niedobrze. Wzięłam głęboki wdech, aby uspokoić szalejący żołądek. – Przeproś Jacka. Jutro do niego zadzwonię i jakoś się wytłumaczę, dziś nie mam na to siły. Nie mów o Szymonie. Mam tylko nadzieję, że nie spieprzyłam mu imprezy. To zdecydowanie nie był mój dzień.
Mam przyjechać? – głos Sylwii był pełen troski.
Nie. Baw się dobrze i skończ w łóżku Michała – zaśmiałam się cicho. Po chwili dodałam poważnie – muszę się pozbierać, sama – zaakcentowałam ostatnie słowo.
Ech, jednak powinnaś mieć na imię Zośka. Nie podoba mi się to, ale ok. Widzimy się jutro rano.
Rano idę do pracy, nawet nie miałam ci kiedy powiedzieć – znowu mną zatrzęsło, bo przypomniało mi z kim mam jutro pracować. Słyszałam, jak Sylwia ponownie zakrywa mikrofon i coś do kogoś mówi, niestety nie zrozumiałam co. – Przeproś Jacka – powtórzyłam.
Nie mam jak. Właśnie oznajmił, że do ciebie jedzie.
Sylwia! – krzyknęłam oburzona.
To nie był mój pomysł. Ale uważam, że dobrze robi. Nie spieprz tego, Paula. – Zanim zdążyłam się poawanturować rozłączyła rozmowę.
Spojrzałam na zegarek, dochodziła północ. Może to koniec mojego pecha i Jacek zmieni zdanie? Nie miałam ochoty go oglądać. Nie miałam również ochoty aby on oglądał mnie w takim stanie. Sama nie byłam pewna, które “niechcenie” jest silniejsze. Złapałam swoje odbicie w lustrze. Nikt teraz nie powinien mnie oglądać, nawet ja sama. Zabrałam telefon i powlokłam się do swojego pokoju. Na łóżku, jak wyrzut sumienia, leżał prezent dla Jacka. Odłożyłam go na komodę. Położyłam się i przykryłam miękkim, puchatym kocem, po chwili przydreptał do mnie kot. Nie tak wyobrażałam sobie ten wieczór. Miało być zupełnie inaczej. O ile Krukowskiego i jego absurdalne zachowanie, mogłam jakoś przełknąć, choć wkurzył mnie ogromnie, tak Szymon, to była osobna bajka. Jakim cudem znalazł się w Post?! Zamknięta impreza, to po pierwsze, po drugie zamknięta impreza urodzinowa, a po trzecie, jeśli Krzysiek nie kłamał, to poszedł sobie z korytarza z Jackiem. Znali się?! Moją gonitwę myśli przerwało ciche pukanie do drzwi. Wzdrygnęłam się, ale nie wstałam z łóżka. Nie miałam siły na kolejne rozmowy, a przede wszystkim na tłumaczenie i wyjaśnianie, opowiadanie o Szymonie. Nikt nie lubi chwalić się życiową porażką. Na samą myśl o ponownym przerabianiu tego tematu znowu mnie zemdliło. Nie miałam już nawet czym wymiotować. Pukanie ustało, zawibrował telefon. Lisu. Westchnęłam i odebrałam.
Paula, jesteś tam? Wystraszyłaś mnie...
Tak. Jacek, przepraszam. Niepotrzebnie się fatygowałeś. Źle się poczułam, ale już jest mi lepiej.
Nic nie mów, tylko otwórz drzwi, nie pójdę stąd dopóki naocznie nie przekonam się, że wszystko z tobą ok – zażądał kategorycznie.
Jacek, nie ma czego oglądać…
Pozwól, że ja to ocenię – przerwał. – Paula, mam klucze od Sylwii, jeśli mi nie otworzysz i tak wejdę.
Zabije ją - mruknęłam pod nosem, równocześnie rozłączając rozmowę, ale podniosłam się z łóżka, Mazur głośno zaprotestował. Przekręciłam górny zamek w wejściowych drzwiach.
Jacek stał oparty o framugę i patrzył na mnie z troską. Musiało zacząć padać, bo na włosach lśniły mu drobne kropelki. Gestem zaprosiłam go do środka. Sama poszłam do kuchni, pstryknęłam wodę w czajniku.
Kawy? Herbaty? – zapytałam, jak perfekcyjna pani domu, nie obracając się.
Poczułam ręce Lisa na swoich ramionach. Odwrócił mnie do siebie i delikatnie uniósł dłonią podbródek.
Paula, daj spokój. Dlaczego wyszłaś bez słowa?
Już ci mówiłam – skłamałam gładko. Odsunęłam się na bezpieczną odległość.
A ja ci nie wierzę. Krzysiek mówił, że wybiegłaś zdenerwowana.
Zacisnęłam usta w wąską kreskę, aby nie zacząć krzyczeć. Zaczęłam bezsensownie szukać czegoś w szufladzie z herbatami. Ze zdenerwowania trzęsły mi się dłonie.
Zostaw te torebki. – Lisowski pokonał dzielącą nas odległość i rozłożył ramiona. – Nie musisz nic mówić. Po prostu, chodź tu do mnie – poprosił miękko.
Zapiekło mnie pod powiekami, co nie poprawiło mojego samopoczucia. Nie do końca byłam pewna, że jest to dobry pomysł, ale wtuliłam się w Jacka. Oparł brodę o moje włosy. Wzięłam dwa głębokie wdechy, aby się uspokoić. Przytuliłam policzek o koszulę Jacka i wypuściłam głośno powietrze.
Przepraszam – wymamrotałam. – Spieprzyłam ci imprezę. Pozwól, że wytłumaczę się kiedy indziej, dziś już nie mam siły. Miałam paskudny dzień. Wracaj do Post, jesteś bohaterem, którego tam potrzebują.
Wiesz – powiedział powoli znowu mnie odsuwając – wolałabym być twoim bohaterem, Paula.
Poczułam to w powietrzu, w tembrze jego głosu, że to jest ta chwila i ten moment. W głowie usłyszałam słowa Sylwii “nie spieprz tego”. I choć zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam sobie już dziś dokładać emocji, ani zaczynać niczego nowego w tak pechowy dla mnie dzień, to wspięłam się na palce i pocałowałam lekko usta Jacka. I już wiedziałam, że to nie to. Dziś to nie był jednak TEN moment. Byłam zbyt rozstrojona i sfrustrowana. Jackowi należało się coś więcej. Wycofałam się zanim oddał pocałunek:
Jesteś moim prywatnym bohaterem, porzuciłeś dla mnie ze dwie setki osób – przekręciłam lekko głowę i próbowałam obrócić sytuację w żart – a każda z nich chciała się z tobą napić, to wymagało odwagi.
Nie, to było proste. – Zaśmiał się cicho przyciągając mnie bliżej siebie. – Myślę, że to co się dzieje teraz, wymaga większej.
A co się dzieje? – przeciągałam zabawę słowną, zamiast ugryźć się w język.
To, że się w tobie nieodwołalnie zakochuje, Paula.
Zatkało mnie, oczekiwałam żartu, dowcipnej riposty, a nie deklaracji! Od odpowiedzi uratował mnie telefon Jacka.
Odbierz – powiedziałam tylko, lekko się odsuwając.
Sięgnął po aparat do kieszeni. Po jego mini widziałam, że jednak “spieprzyłam”. Trudno nie miałam dziś siły na romantyczne uniesienia. Absurdalnie przypomniałam sobie o prezencie. Naszły mnie wątpliwości, czy dać go teraz, czy w ogóle o nim zapomnieć. Wzięłam jednak kopertę do ręki i czekałam, aż Lisu skończy rozmawiać.
Co jest? – rzucił krótko do słuchawki. Słyszałam zdenerwowanie w głosie Jacka. To co mówiła osoba po drugiej stronie dodatkowo go wkurzyło. – Zaraz będę. Posadźcie go w magazynie, tego drugiego dajcie do mnie, do biura.
Coś się stało? – zapytałam odruchowo, choć problemy w Post kompletnie mnie nie dotyczyły.
Tak. Krzysiek wdał się w bójkę z jednym z moich partnerów handlowych. Musze wracać, nie chce mieć glin na karku, a tamten się odgraża. Zresztą, chyba nie na taki wieczór i rozwój sytuacji liczyłaś. Nie wstrzeliłem się – dodał gorzko.
Jacek, obiecuje, że..
Wynagrodzisz mi to – dokończył sarkastycznie.
Nie wiem – odpowiedziałam szczerze, udając, że nie słyszę ironii. – Jeśli liczyłeś dzisiaj na seks, przyjeżdżając tutaj, to nie, nie wynagrodzę. Pomyliłeś adresy. Jeśli na fajny wieczór ze mną, to tak, być może, postaram się w innym terminie. A jeśli jesteś tu, bo się o mnie niepokoiłeś, to jestem mi z tego powodu miło. Resztę pomińmy milczeniem.
Paula, przepraszam, zachowuje się jak…
Dupek – teraz ja weszłam w słowo. – Czekolada, jutro u Wedla?
Tak – przyciągnął mnie i pocałował lekko w czoło – jesteś nieziemska.
– Wiem – przyznałam całkiem nieskromnie. – Idź już. Zadzwonię. – Odprowadziłam go do drzwi. Podał mi z kieszeni klucze Sylwii. – Ciekawe, jak ta spryciara wejdzie – zachichotałam złośliwie.
Pewnie pójdzie do Michała, a potem przebłaga cię czymś – Lisu narzucił na siebie skórzaną kurtkę. – Dobranoc, śpij dobrze.
Dobranoc – stałam oparta o futrynę. Gdy był na pierwszym stopniu schodów coś mnie naszło i zapytałam: – Jacek, skąd znasz Szymona Barańskiego?
Szymona? – odwrócił się popatrzył na mnie zdziwiony, ale odpowiedział – Robimy razem interesy, jest nowym szefem regionu z Ameksu, importera markowych alkoholi.
Aha – mruknęłam. Teraz zrozumiałam skąd się pojawił w Post.
Ciekawe, że pytasz – Jacek spojrzał na mnie uważnie.
Bo?
Bo to z nim złapał się Krzysiek. – Nie wiem dlaczego ale nagle poczułam, że problemy w Post są jakoś związane ze mną. Jacek zbiegł po schodach, usłyszałam jak na dole zamykają się drzwi od klatki. W lewej dłoni nadal trzymałam kopertę z prezentem.

Sama nie wiedziałam dlaczego powód powrotu Lisa do klubu tak bardzo wytrącił mnie z równowagi. Przecież nie martwiłam się stanem twarzy i uzębienia żadnego z panów. Jakoś bardziej nie dawał mi spokoju fakt, że to akurat Krzysiek z Szymonem się pobili. Popadasz w megalomanie, kobieto, prychnęłam na siebie samą. Wróciłam do kuchni, aby zaparzyć jednak herbatę. Sięgnęłam do tajemnego zapasu królowej zofii, czarnej z płatkami róż, uwielbiałam ten smak. Gdy herbata się parzyła nalałam wody do wanny, nie szczędziłam olejku z zielonej herbaty. Zapaliłam nawet kilka świec. Siedząc w aromatycznej pianie i popijając małymi łykami ciepły napar, próbowałam się zrelaksować. Niestety, gdy tylko przymknęłam oczy, odtwarzałam wydarzenia dzisiejszego dnia. Stwierdziłam ,że muszę czymś zająć umysł. Porzuciłam wannę dla wygodnej miejscówki na łóżku z laptopem na kolanach i wydrukami wykresów, zestawień i innych potrzebnych materiałów. Praca mnie wyciszała i odcinała od niewesołych myśli. Paradoksalnie dała mi wytchnienie.
Skończyłam tworzenie nowego raportu przed piątą rano. O szóstej miałam pierwszy, sobotni autobus do pracy. Wrzuciłam laptopa do plecaka, wskoczyłam w dżinsy i bluzę z kapturem. Włosy zaplotłam w luźny warkocz. Lubiłam taką wersję siebie, bez obowiązkowego, biurowego szyku. Choć z drugiej strony traktowałam to już jak drugą skórę. Pracowałam od pierwszego roku studiów. Najpierw na infolinii dużej firmy kurierskiej, następnie w dziale transportu na rozliczeniach. Potem przeszłam do centrum logistycznego i awansowałam dalej, zostałam specjalistą ds. transportu. Gdy skończyłam swoją karierę w stolicy i firmie byłam koordynatorem ds. analiz operacyjnych w centralnych strukturach operacyjnych. Wielki stres, ogromna odpowiedzialność, presja i niezłe pieniądze. W tym samym czasie Szymon doszedł do kierownika działu sprzedaży i marketingu. Młodzi, ambitni, zdolni. A teraz jechałam o szóstej rano do pracy w sobotę by przygotować dodatkowy raport i udowodnić dyrektorowi finansowemu prawdy, które powinny być dla niego jasne, jak słońce. Oraz wyjść z biura przed dziewiątą, zostawiając wszystko gotowe, zanim zjawi się Krukowski. Złość na Sylwię mi przeszła i wrzuciłam klucze do naszego “tajnego” schowka, czyli pod doniczkę z pelargonią pani Maj, naszej sąsiadki.

***
Niestety, Krzysiek zaskoczył mnie parę minut po ósmej. Miałam właśnie dopić herbatę i wychodzić. Raport, dane do niego i cała reszta, leżały równo poukładane na jego biurku. Wchodząc rzucił ciche “cześć”. Nie zaszczyciłam go “dzień dobry”. Nie dlatego, że przyszło by mi to z trudem po wczorajszych wydarzeniach. Po prostu znowu mnie zamurowało na jego widok. Wiedziałam, że gość mnie nie lubi, jest wredny i arogancki, a jednak, gdy wszedł do pokoju, nie mogłam wykrztusić słowa. To było nienormalne! Ponieważ zdolność mowy odeszła w siną dal, miałam chwilę, aby się dokładnie przyjrzeć Krukowskiemu. Nie tylko ja postawiłam dziś na luz. Mój obiekt milczenia miał na sobie dżinsy i czerwoną bluzę z kapturem. Mogłam podziwiać jego tyłek, gdy odwieszał wysłużoną, skórzaną lotniczą kurtkę, taka samą jak miał Jacek. Zaczął się rozglądać po pomieszczeniu, starannie omijając mnie wzrokiem. Rozcięta i lekko spuchnięta warga dodawała mu tylko uroku. Pomyślałam, że jeszcze chwila i zacznę się ślinić do kubka z herbatą. W tym momencie Krzysiek wyciągnął rękę w moją stronę. Zamrugałam zdezorientowana.
Kubek – powiedział tylko.
Słucham? – udało mi się wydobyć głos.
Zabrałaś kubek, Paulinko – powtórzył.
Nie. – Zaprotestowałam. – Powiedziałam ci już, że to jest mój kubek.
Skoro się dzielisz sobą, mogłabyś się podzielić i kubkiem.
Zagotowało się we mnie. Gdyby nie to, że trzymane w ręku naczynie było dla mnie bardzo cenne, rzuciłabym nim w tego palanta. Dobrze, że nie musiałam zostawać tu ani minuty dłużej. Wstałam z za biurka i ostentacyjnie wylałam resztkę herbaty do paprotki, przetarłam kubek chusteczką i schowałam go do plecaka. Krzysiek zastąpił mi drogę do wieszaka.
Paulina, gdzie się wybierasz? Mieliśmy pracować.
Raport masz na biurku, dane do ewentualnych poprawek są na drugiej kupce. Jeśli coś zmienisz, wyślij mi nową wersję na emalia. – Miałam nadzieję, że udało mi się to powiedzieć rzeczowym i spokojnym tonem. Wyminęłam przeszkodę i sięgnęłam po kurtkę.
Ale… – teraz on się zawiesił.
Odwróciłam się jeszcze w drzwiach i dodałam: – Mam na imię Paula, daruj sobie z tą Pauliną.
W drodze na przystanek autobusowy zastanawiałam się, czy każde spotkanie z Krukowskim będzie się kończyć katastrofą. Niby mamy razem pracować, ale nie wyobrażałam sobie żadnej współpracy między nami. Jeszcze ta jego koszmarna pomyłka. Z jednej strony głupie teksty i insynuacje wyprowadzały mnie z równowagi. Z drugiej, gdy ochłonęłam, bawiły. Mogłam mu przecież dziś wygarnąć, że nie jestem Pauliną, a podkreśliłam tylko imię. Wzruszyłam ramionami wsiadając do pustego autobusu, mógł się nie zachować, jak arogancki dupek, po raz kolejny. Swoją drogą, ciekawiło mnie co Paulina mu zrobiła. Postanowiłam zapytać o to Jacka, musiałam wytłumaczyć mu się dziś z Szymona, wiec temat jego eks też zapewne wypłynie.

Gdy wróciłam do domu, Sylwia na całe gardło wyśpiewywała pod prysznicem. Znalazła klucze. Choć to, że je zostawiłam nie oznaczało, iż całkiem się na nią przestałam gniewać. Nie lubiłam, gdy próbowała tak jawnie ingerować w moje życie, ale przecież nie zrobiła tego ze złej woli. Przeciwnie, chciała by mnie ktoś pocieszył. Uświadomiłam sobie, ostatnie dwadzieścia cztery godziny spędziłam prawie wyłącznie na denerwowaniu się. Oby czekolada z Jackiem wpłynęła na mnie kojąco, bo jak nic, dostanę apopleksji. Odwiesiłam kurtkę i wskoczyłam w moje pieso – kapcie. Gdy Mazur był kociakiem, uszy od psa były jego śmiertelnym wrogiem. Musiałam uważać jak chodzę, bo kilka razy by mnie podciął wyskakując z za rogu niespodziewanie. Teraz znalazłam go wyciągniętego na kuchennym parapecie, gdzie grzał futerko w promieniach słońca. Podlizałam mu się podsuwając pod nos ulubiony przysmak w kształcie myszki. Słuchając jak Sylwia masakruje przebój Madonny like a virgin uśmiechnęłam się szeroko. Niech będzie moja strata. Zrobię śniadanie. Zajrzałam do lodówki i zaczęłam przygotowywać dla nas po omlecie. Do swojej porcji dodałam kiełki, do drugiej kawałki bekonu. Paradoks, pracowałam w zakładach mięsnych. Sylwia przepadała za wędlinami i mięsem. Dla mnie praktycznie mogło i jedno i drugie nie istnieć. Nie z powodu jakiś przekonań. Jedni nie lubią pietruszki, inni ryżu, a ja nie byłam fanem mięsa. Jadałam je od czasu do czasu i tyle.
Widzę że mi wybaczyłaś te klucze? – Sylwia pojawiła się w wejściu do kuchni pachnąc moim oliwkowym balsamem.
Wybaczyłam, ale następną butelkę balsamu kupujesz ty – wycelowałam w nią oskarżycielsko widelec.
Dobra, dobra, kupię nawet dwie, jeśli nie będziesz zrzędzić – usiadła przy malutkim stoliku który był jednocześnie przedłużeniem parapetu na którym już nie leżał Mazur. Teraz nasz kocur siedział i intensywnie wpatrywał się w omleta Sylwii. – Mazur, zapomnij, miły pan weterynarz powiedział, że masz przejść na dietę – powiedziała do kota.
Chyba się z tobą nie zgadza – parsknęłam śmiechem obserwując, jak zwierzak kładzie łapkę na brzegu talerza Sylwii i miauczy prosząco. Wzięłam go na ręce i zestawiłam delikatnie na podłogę. Spojrzał na mnie oskarżycielsko i wymaszerował z kuchni – jeszcze się Mazurowi naraziłam…
Jadłyśmy w milczeniu. W moich myślach ciągle siedział Krukowski. Byłam wkurzona na siebie samą, że poświęcałam mu tyle czasu. Ledwo doba znajomości, a ja nie mogę wyrzucić faceta z mojej głowy. Nikt mnie tak niesprawiedliwie nie ocenił, jako kobiety, jak on. Nigdy nie zrobiłam z siebie takiej idiotki, jak przy nim. Przez cały czas mojej pracy u Roznera, nikt nie zakwestionował mojego stylu pracy, on to zrobił. Nigdy nie puściły mi na tyle nerwy, abym dała komuś w twarz, nawet Szymonowi. Wychodziło na to, że Krzysiek wysunął się nagle na prowadzenie we wszystkich wymienionych sytuacjach. rozum mówił mi jedno, powinnam trzymać się od niego jak najbardziej na dystans. Tylko dlaczego przed oczami miałam lekko spuchniętą wargę i jednodniowy zarost, zarówno jedno jak i drugie dodawało mu uroku. Milczenie nie trwało zbyt długo, bo Sylwia nie wytrzymała. W końcu była policjantką w dochodzeniówce i zadawanie pytań miała we krwi.
Paula, co się właściwie wczoraj stało?
Nie wiem – odpowiedziałam powoli, ciągle mając w myślach Krzyśka.. – Nie mam pojęcia. Poznałam tego faceta zaledwie wczoraj rano. Wiesz, spóźniłam się na autobus i do pracy. Okazało się, że przełożyli naradę z poniedziałku, z tym moim projektem dotyczącym floty. Chciałam się niepostrzeżenie wsunąć na swoje miejsce w konferencyjnej, ale on zostawił teczkę i wyrżnęłam na podłogę. Potem, gdy finansowy nie zachwycił się moim raportem i oceną sytuacji, wymyślił, że będziemy pracować w sobotę – nabrałam powietrza, bo nakręcałam się co raz bardziej. – Piotr mnie zbył, jak mu powiedziałam, że nie mogę. Normalnie wydał mi polecenie służbowe! Wyobrażasz sobie?! – nie wytrzymałam na krześle i zaczęłam krążyć po kuchni. Sylwia wodziła za mną wzrokiem, miała dziwny wyraz twarzy, ale nie zwróciłam uwagi, zbyt pochłonął mnie Krukowski. – W piątek przetrzymał mnie do osiemnastej i zadawał tyle pytań, że czułam się jak na egzaminie, a nawet gorzej. Przez to spóźniłam się do Jacka. Oczywiście, nie mógł mi dać spokoju na imprezie i też tam przyszedł! Okazało się, że jest kumplem Lisa, a mnie, tak dla jaj. nie poznaje! A zaledwie dwie godziny wcześniej powiedzieliśmy sobie “do widzenia”. Do tego oskarżył mnie o romans z twoim Michałem i zdradzanie Jacka. Oczywiście, jak pojawił się Szymon, on też to widział, podsłuchał naszą awanturę i widział wymuszony pocałunek. Kiedy wyszłam z WC, gdzie schowałam się przed Szymkiem, stał sobie jak niby nigdy nic i próbował mnie pocałować, bo łatwa jestem i każdemu daje! Wyobrażasz sobie? Dałam mu w pysk. A dziś rano nie zdążyłam w pracy przed nim wyjść i chciał mi zabrać kubek po tacie!
Paula – Sylwia przybrała bardzo łagodny ton, jakby rozmawiała z nabuzowaną terrorystką – kochanie, o kim ty mówisz? Pytałam o Szymona i o Jacka…
Szymona?! Jacka?! – zdziwiłam się. Oparłam się plecami o blat kuchenny. – Ja mówię o Krzyśku. Krzysztofie Krukowskim.
A kim jest Krzysiek? – powtórzyła tym samym tonem Sylwia.
Moim nowym współpracownikiem, prześladowcą jakimś, palantem, moim przekleństwem pieprzonym! – nakręcałam się znowu.
Ok. To ten blondyn? Z Post? – moja przyjaciółka użyła swojej umiejętności dedukcji.
A nie powiedziałam ci, że to on? – zmartwiłam się. Dla mnie było oczywiste o kim mówiłam.
Nie. Teraz skojarzyłam. Ciągle ukradkiem na siebie spoglądaliście.
Nie spoglądaliśmy! – zaprotestowałam głośno.
Gapiliście się jedno na drugiego. Widziałam. Aż zapytałam kto to? – milczałam zamiast odpowiedzieć. – Wystarczy, że ja pamiętam. No dobra. Krzysztof Krukowski. Nie przypominam sobie, abyś o jakimś facecie tyle mówiła i żeby budził w tobie takie emocje od czasu Szymona.
Nie budzi we mnie żadnych emocji! – zaprotestowałam ponownie. Sylwia tylko uniosła znacząco brew. – No dobrze, budzi – przyznałam niechętnie – ale negatywne – zastrzegłam od razu.
Nie wnikam jakie – parsknęła śmiechem – na pewno są...intensywne. – Pokazałam jej język. – Dobra, zapamiętam imię i nazwisko. Z twojego krótkiego opisu wynika, że to mega dupek. Skoro jest kumplem Jacka, może napomknij mu o tym jak się zachowuje wobec ciebie?
Może – wzruszyłam ramionami. Usiadłam znowu na krześle. – Na dodatek myli mnie z Pauliną.
Tą eks Jacka?
Tak.
Beznadziejny. Ale dość już o nim. Nadal mnie interesuje, co się wczoraj stało – Sylwia nie odpuszczała.
Nic się nie stało. To znaczy z Jackiem nic się nie stało – poprawiłam się. – Wbrew twojej dobrej radzie spieprzyłam. I to twoja wina – wycelowałam w nią palec – nie potrzebnie dałaś mu klucze.
Potrzebnie. Naprawdę się martwił. Nagle zapadłaś się pod ziemię.
Zwiałam przed Szymonem.
Nie dziwię się, też bym uciekła. Choć nie, najpierw bym mu przyłożyła. Skąd on się wziął?
Zmienił branżę. Z marketingu na handel alkoholami. Przeniósł się.
Skąd wiesz? – Sylwia zaczęła sprzątać talerze po śniadaniu.
Jacek mi powiedział. Był na urodzinach poniekąd służbowo. Ale nie był zdziwiony moim widokiem. Tak jakby wiedział, że się tam spotkamy. Miał nawet przygotowaną piękną gadkę – skrzywiłam się na wspomnienie.
Że kocha, wybacza twoją niesubordynację i nadal chce wieść piękne życie z tobą u boku – rzuciła przez ramię.
Jakbyś stała obok. Finał był taki, że uciekłam przed nim do toalety. Nie, nie jestem z tego dumna – szybko się wytłumaczyłam, widząc wzrok Sylwii. – Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że mnie zaskoczył.
Paula, jeśli się przeprowadził i…
Nie kończ – poprosiłam cicho. Chciała coś powiedzieć, ale zadzwonił mój telefon. Na szczęście prywatny, bo rozmowy z Krzyśkiem bym teraz nie była w stanie prowadzić.
Dzwoniła moja szwagierka, Basia. Poprzesuwali jej terminy spotkań na studiach podyplomowych, o czym dowiedziała się przed chwilą. Nie skomentowałam, ponieważ jej wybiórcza skleroza była wręcz legendarna. Otóż Barbara pamiętała tylko to, co chciała i co było dla niej wygodne. Przy tym była rozbrajająco słodka. Mnie jej roztrzepanie wyprowadzało z równowagi, ale była żoną mojego brata i skoro on był z nią szczęśliwy, mnie nic do tego. Po pierwszych słowach wiedziałam po co dzwoni. Za nim zapytała, zgodziłam się. Uwielbiałam mojego bratanka, Kacperka. Ten trzymiesięczny facet od razu podbił moje serce. Basia od razu zaklepała sobie u mnie i przyszły weekend. Nie miałam nic przeciwko.
Kacper przybędzie do nas na dwa dni – oznajmiłam Sylwii.
I od razu się uśmiechasz. Dzisiaj z przyjemnością pobawię się w ciotkę, niestety jutro idę do pracy.
Kurcze, muszę zadzwonić do Jacka. Mieliśmy iść do Wedla – oświeciło mnie.
Jacek wczoraj popłynął, dosłownie popłynął. Raczej do Wedla to on się dziś nie będzie nadawał. Dlatego pytałam, co między wami zaszło.
Nie dobijaj mnie – mruknęłam. - Założę, że popłynął bo był jubilatem, a nie dlatego, że wczoraj wyszło, jak wyszło. No nic, zadzwonię jednak.
Okazało się jednak, że Sylwia miała rację. Głos Lisa świadczył dobitnie o tym, iż po pierwsze go obudziłam, po drugie miał kaca, po trzecie nigdzie się nie ruszy. Zaproponował mi co prawda opiekę nad umierającym, ale bezlitośnie oznajmiłam mu, że przegrał z trzymiesięcznym niemowlęciem. Chciałam uczciwie przełożyć spotkanie na niedzielę, jednak Jacek wyjeżdżał na kilka dni do Warszawy w interesach. Obiecał dzwonić i tęsknić, ja obiecałam tylko dzwonić.


8 komentarzy:

  1. Ciekawie toczy się ta akcja:) I lubię Sylwię, mamy coś wspólnego:) Ciekawa jestem kiedy sytuacja z Krzyśkiem się wyjaśni- nie lubię niejasności, i rozmowy z Lisem:)
    Czekam na ciąg dalszy,
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej:)
      Co masz wspólnego z Sylwią? :) Tak, jestem bezczelnie ciekawska:)
      Sytuacja się wyjaśni za moment dosłownie, przecież ta zabawa w podmianę nie może trwać w nieskończoność. W końcu Krzyśka i Paulę łączy poniekąd osoba Jacka właśnie:)
      Zapraszam oczywiście na ciąg dalszy, nie wiem kiedy, przyznam uczciwie, ale zapraszam.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Kochana Onee-san
    Zdecydowanie warto było czekać. Świetny rozdział, zresztą jak zwykle.
    Mam nadzieję, że po tym co powiedziała mu Paula Krzysiek w końcu przestanie ją mylić. Podobało mi się też, że jak pociągnęłaś akcję z Lisem. Fajnie, że ją trochę rozbudowalas dzięki czemu wyszła ci bardzo naturalnie.przynajmniej wg mnie.
    Czekam na kolejny rozdział i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ,że zajrzałaś i zostawiłaś komentarz:)
      Uff, tę scenę przerabiałam kilka razy, super, że, jak piszesz, wyszła naturalnie. Miałam z tym spory problem :) I mam nadzieję, że przynajmniej tych bohaterów polubisz, choć doskonale wiem, iż wolałabyś czytać tu zupełnie coś innego xd.:*

      Usuń
  3. Szczerze powiedziawszy zapomniałam o tym rozdziale (wszystkie inne notki do nadrobienia sobie wydrukowałam, ale Ty masz blokadę kopiowania, całej strony drukować nie będę), dziś daję tylko znać, że przeczytałam, a na razie zachowam się jak typowy pasożyt, nic od siebie nie napiszę. Z jakimś komentarzem wpadnę jutro, pewnie do tej pory już wytrzeźwieję :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ha! Sama mi powiedziałaś jak taką blokadę ustawić :P
      A co do trzeźwienia...warto? xd

      Usuń
    2. To nie implikuje tego, że kazałam Ci ją ustawiać :P Poza tym ja ją ustawiałam na bloga dla zaproszonych czytelników, wtedy wydawało mi się, że to miało jakiś sens XD
      I odpowiem przekornie: tak, warto XD Ale (przechodząc do treści) też bym się upiła na miejscu Jacka. Pomijając już fakt, że to były jego urodziny, ale kiedyś musiałabym odreagować relację z Pauliną. Oj, sorki, z Paulą. Żal mi go, ale tak szczerze, bo pewnie myślał, że trafił na fajną laskę, ale w zasadzie... no nie. Może po prostu ja jestem jakaś szczera i romantyczna, skoro uważam, że jeśli coś nie zaiskrzy od początku, to później już nie ma szans, żeby to się jakoś rozwinęło. Jacek czuje do niej jakąś chemię, Paula ją bardzo skutecznie tłumi. Do tanga trzeba dwojga, jakoś tak to szło. Mam nadzieję, że kiedyś któryś z kolegów Jacka powie mu, że ma ją olać i to pewnie obojgu wyjdzie na dobre. Jemu szczególnie XD
      Paula skojarzyła mi się z moją wykładowczynią od B2B, która kazała nam na zajęciach rozwiązać pewien problem, dodając równocześnie, że ona w naszym wieku musiała zorganizować urodziny wielkiego hipermarketu. I: no dalej, premia czeka. I tak, to w zasadzie jest bardzo luźne skojarzenie, ale jednak negatywne. Cóż, główne bohaterki mają zwykle to do siebie, że mnie irytują.
      I ten rozdział jakoś pisałaś bardziej po swojemu, teraz pozbyłam się wrażenia, które miałam ostatnim razem.
      Pozdrawiam! ;)

      Usuń
    3. ha! Ale ustawione i teraz nawet nie pamiętam gdzie ja to wrzuciłam w kodzie xd. Przepadło w odmętach html'u :)
      Jacek musiał odreagować i poświętować. W końcu to były jego urodziny.
      Paula i Jacek. Fakt, wygląda to tak, jakby zabiegał o dziewczynę, która go totalnie olewa. Ale tak nie jest. Ona się sparzyła na miłości, a teraz ostrożnie próbuje dotknąć jej na nowo. I kiedy jest nastawiona romantycznie i wyluzowana nagle dostaje z dwóch stron. Od faceta, poznanego przed chwilą zachowującego się zupełnie nieracjonalnie oraz od swojego byłego, który do zaufania mężczyźnie, całkowicie ją zniechęcił. Jest po prostu nieufna i wytrącona z równowagi. Do tej pory z Jackiem flirtowała, a on wybrał kiepski moment przejścia na wyższy (i bliższy) poziom znajomości.
      Może Paula przestanie Cię irytować za moment, jeśli nie, dołączy do panteonu irytujących postaci xd.
      Pozdrawiam :*

      Usuń