Rozdział drugi: Po północy.
Do domu wróciłam piechotą. Nie za bardzo pamiętałam, jak znalazłam się we własnym przedpokoju. Pierwsze, co zrobiłam, to zdjęłam z siebie ubranie i wrzuciłam od razu do pralki. Miałam wrażenie, że cała przesiąknęłam zapachem Szymona. Zebrało mi się na wymioty. W samej bieliźnie szybko dopadłam muszli. W końcu wykończona wciągnęłam na siebie ukochana bluzę dresową i spodnie. Mój telefon po raz enty rozdzwonił się w torebce. Sylwia. Odebrałam z ciężkim sercem, bo wiedziałam co usłyszę.
Do domu wróciłam piechotą. Nie za bardzo pamiętałam, jak znalazłam się we własnym przedpokoju. Pierwsze, co zrobiłam, to zdjęłam z siebie ubranie i wrzuciłam od razu do pralki. Miałam wrażenie, że cała przesiąknęłam zapachem Szymona. Zebrało mi się na wymioty. W samej bieliźnie szybko dopadłam muszli. W końcu wykończona wciągnęłam na siebie ukochana bluzę dresową i spodnie. Mój telefon po raz enty rozdzwonił się w torebce. Sylwia. Odebrałam z ciężkim sercem, bo wiedziałam co usłyszę.
–
Nareszcie odebrałaś! –
zaczęła bez wstępu. – Gdzie jesteś?! Szukamy cię po całym
klubie. Lisu jest gotowy wzywać policję!
– Nic
mi nie jest, Sylwia. Jestem w domu. Kiepsko się poczułam - nie do
końca było to nieprawdą. W tle usłyszałam, jak moja przyjaciółka
zakrywa dłonią mikrofon i mówi: “pojechała do domu”. – Do
kogo ty to mówisz?!
–
Spokojnie, do Lisa,
wystraszyłaś nas! Paula, nie chce cię straszyć, ale widziałam
Szymona, albo faceta łudząco do niego podobnego…
– Tak.
Dobrze widziałaś. Pokłóciliśmy się. Nie wiem skąd on się
wziął. W każdym razie, już wiesz czemu wyszłam – znowu zrobiło
mi się niedobrze. Wzięłam głęboki wdech, aby uspokoić szalejący
żołądek. – Przeproś Jacka. Jutro do niego zadzwonię i jakoś
się wytłumaczę, dziś nie mam na to siły. Nie mów o Szymonie.
Mam tylko nadzieję, że nie spieprzyłam mu imprezy. To zdecydowanie
nie był mój dzień.
– Mam
przyjechać? – głos Sylwii był pełen troski.
– Nie.
Baw się dobrze i skończ w łóżku Michała – zaśmiałam się
cicho. Po chwili dodałam poważnie – muszę się pozbierać, sama
– zaakcentowałam ostatnie słowo.
– Ech,
jednak powinnaś mieć na imię Zośka. Nie podoba mi się to, ale
ok. Widzimy się jutro rano.
– Rano
idę do pracy, nawet nie miałam ci kiedy powiedzieć – znowu mną
zatrzęsło, bo przypomniało mi z kim mam jutro pracować. Słyszałam,
jak Sylwia ponownie zakrywa mikrofon i coś do kogoś mówi, niestety
nie zrozumiałam co. – Przeproś Jacka – powtórzyłam.
– Nie
mam jak. Właśnie oznajmił, że do ciebie jedzie.
–
Sylwia! – krzyknęłam
oburzona.
– To
nie był mój pomysł. Ale uważam, że dobrze robi. Nie spieprz
tego, Paula. – Zanim zdążyłam się poawanturować rozłączyła
rozmowę.
Spojrzałam
na zegarek, dochodziła północ. Może to koniec mojego pecha i
Jacek zmieni zdanie? Nie miałam ochoty go oglądać. Nie miałam
również ochoty aby on oglądał mnie w takim stanie. Sama nie byłam
pewna, które “niechcenie” jest silniejsze. Złapałam swoje
odbicie w lustrze. Nikt teraz nie powinien mnie oglądać, nawet ja
sama. Zabrałam telefon i powlokłam się do swojego pokoju. Na
łóżku, jak wyrzut sumienia, leżał prezent dla Jacka. Odłożyłam
go na komodę. Położyłam się i przykryłam miękkim, puchatym
kocem, po chwili przydreptał do mnie kot. Nie tak wyobrażałam
sobie ten wieczór. Miało być zupełnie inaczej. O ile Krukowskiego
i jego absurdalne zachowanie, mogłam jakoś przełknąć, choć
wkurzył mnie ogromnie, tak Szymon, to była osobna bajka. Jakim
cudem znalazł się w Post?! Zamknięta impreza, to po pierwsze, po
drugie zamknięta impreza urodzinowa, a po trzecie, jeśli Krzysiek
nie kłamał, to poszedł sobie z korytarza z Jackiem. Znali się?!
Moją gonitwę myśli przerwało ciche pukanie do drzwi. Wzdrygnęłam
się, ale nie wstałam z łóżka. Nie miałam siły na kolejne
rozmowy, a przede wszystkim na tłumaczenie i wyjaśnianie,
opowiadanie o Szymonie. Nikt nie lubi chwalić się życiową
porażką. Na samą myśl o ponownym przerabianiu tego tematu znowu
mnie zemdliło. Nie miałam już nawet czym wymiotować. Pukanie
ustało, zawibrował telefon. Lisu. Westchnęłam i odebrałam.
–
Paula, jesteś tam?
Wystraszyłaś mnie...
– Tak.
Jacek, przepraszam. Niepotrzebnie się fatygowałeś. Źle się
poczułam, ale już jest mi lepiej.
– Nic
nie mów, tylko otwórz drzwi, nie pójdę stąd dopóki naocznie nie
przekonam się, że wszystko z tobą ok – zażądał kategorycznie.
–
Jacek, nie ma czego
oglądać…
–
Pozwól, że ja to ocenię
– przerwał. – Paula, mam klucze od Sylwii, jeśli mi nie
otworzysz i tak wejdę.
–
Zabije ją - mruknęłam
pod nosem, równocześnie rozłączając rozmowę, ale podniosłam
się z łóżka, Mazur głośno zaprotestował. Przekręciłam górny
zamek w wejściowych drzwiach.
Jacek
stał oparty o framugę i patrzył na mnie z troską. Musiało zacząć
padać, bo na włosach lśniły mu drobne kropelki. Gestem
zaprosiłam go do środka. Sama poszłam do kuchni, pstryknęłam
wodę w czajniku.
–
Kawy? Herbaty? –
zapytałam, jak perfekcyjna pani domu, nie obracając się.
Poczułam
ręce Lisa na swoich ramionach. Odwrócił mnie do siebie i
delikatnie uniósł dłonią podbródek.
–
Paula, daj spokój.
Dlaczego wyszłaś bez słowa?
– Już
ci mówiłam – skłamałam gładko. Odsunęłam się na bezpieczną
odległość.
– A
ja ci nie wierzę. Krzysiek mówił, że wybiegłaś zdenerwowana.
Zacisnęłam
usta w wąską kreskę, aby nie zacząć krzyczeć. Zaczęłam
bezsensownie szukać czegoś w szufladzie z herbatami. Ze
zdenerwowania trzęsły mi się dłonie.
–
Zostaw te torebki. –
Lisowski pokonał dzielącą nas odległość i rozłożył ramiona.
– Nie musisz nic mówić. Po prostu, chodź tu do mnie –
poprosił miękko.
Zapiekło
mnie pod powiekami, co nie poprawiło mojego samopoczucia. Nie do
końca byłam pewna, że jest to dobry pomysł, ale wtuliłam się w
Jacka. Oparł brodę o moje włosy. Wzięłam dwa głębokie wdechy,
aby się uspokoić. Przytuliłam policzek o koszulę Jacka i
wypuściłam głośno powietrze.
–
Przepraszam –
wymamrotałam. – Spieprzyłam ci imprezę. Pozwól, że wytłumaczę
się kiedy indziej, dziś już nie mam siły. Miałam paskudny dzień.
Wracaj do Post, jesteś bohaterem, którego tam potrzebują.
–
Wiesz – powiedział
powoli znowu mnie odsuwając – wolałabym być twoim bohaterem,
Paula.
Poczułam
to w powietrzu, w tembrze jego głosu, że to jest ta chwila i ten
moment. W głowie usłyszałam słowa Sylwii “nie spieprz tego”.
I choć zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam sobie już dziś
dokładać emocji, ani zaczynać niczego nowego w tak pechowy dla
mnie dzień, to wspięłam się na palce i pocałowałam lekko usta
Jacka. I już wiedziałam, że to nie to. Dziś to nie był jednak
TEN moment. Byłam zbyt rozstrojona i sfrustrowana. Jackowi należało
się coś więcej. Wycofałam się zanim oddał pocałunek:
–
Jesteś moim prywatnym
bohaterem, porzuciłeś dla mnie ze dwie setki osób – przekręciłam
lekko głowę i próbowałam obrócić sytuację w żart – a każda
z nich chciała się z tobą napić, to wymagało odwagi.
– Nie,
to było proste. – Zaśmiał się cicho przyciągając mnie bliżej
siebie. – Myślę, że to co się dzieje teraz, wymaga większej.
– A
co się dzieje? – przeciągałam zabawę słowną, zamiast ugryźć
się w język.
– To,
że się w tobie nieodwołalnie zakochuje, Paula.
Zatkało
mnie, oczekiwałam żartu, dowcipnej riposty, a nie deklaracji! Od
odpowiedzi uratował mnie telefon Jacka.
–
Odbierz – powiedziałam
tylko, lekko się odsuwając.
Sięgnął
po aparat do kieszeni. Po jego mini widziałam, że jednak
“spieprzyłam”. Trudno nie miałam dziś siły na romantyczne
uniesienia. Absurdalnie przypomniałam sobie o prezencie. Naszły
mnie wątpliwości, czy dać go teraz, czy w ogóle o nim zapomnieć. Wzięłam jednak kopertę do ręki i czekałam, aż Lisu skończy
rozmawiać.
– Co
jest? – rzucił krótko do słuchawki. Słyszałam zdenerwowanie w
głosie Jacka. To co mówiła osoba po drugiej stronie dodatkowo go
wkurzyło. – Zaraz będę. Posadźcie go w magazynie, tego drugiego
dajcie do mnie, do biura.
– Coś
się stało? – zapytałam odruchowo, choć problemy w Post
kompletnie mnie nie dotyczyły.
– Tak.
Krzysiek wdał się w bójkę z jednym z moich partnerów handlowych.
Musze wracać, nie chce mieć glin na karku, a tamten się odgraża.
Zresztą, chyba nie na taki wieczór i rozwój sytuacji liczyłaś.
Nie wstrzeliłem się – dodał gorzko.
–
Jacek, obiecuje, że..
–
Wynagrodzisz mi to –
dokończył sarkastycznie.
– Nie
wiem – odpowiedziałam szczerze, udając, że nie słyszę ironii. – Jeśli liczyłeś dzisiaj na seks, przyjeżdżając tutaj, to nie,
nie wynagrodzę. Pomyliłeś adresy. Jeśli na fajny wieczór ze mną,
to tak, być może, postaram się w innym terminie. A jeśli jesteś
tu, bo się o mnie niepokoiłeś, to jestem mi z tego powodu miło.
Resztę pomińmy milczeniem.
–
Paula, przepraszam,
zachowuje się jak…
–
Dupek – teraz ja
weszłam w słowo. – Czekolada, jutro u Wedla?
– Tak
– przyciągnął mnie i pocałował lekko w czoło – jesteś
nieziemska.
– Wiem
– przyznałam całkiem nieskromnie. – Idź już. Zadzwonię. –
Odprowadziłam go do drzwi. Podał mi z kieszeni klucze Sylwii. –
Ciekawe, jak ta spryciara wejdzie – zachichotałam złośliwie.
–
Pewnie pójdzie do
Michała, a potem przebłaga cię czymś – Lisu narzucił na siebie
skórzaną kurtkę. – Dobranoc, śpij dobrze.
–
Dobranoc – stałam
oparta o futrynę. Gdy był na pierwszym stopniu schodów coś mnie
naszło i zapytałam: – Jacek, skąd znasz Szymona Barańskiego?
–
Szymona? – odwrócił
się popatrzył na mnie zdziwiony, ale odpowiedział – Robimy razem
interesy, jest nowym szefem regionu z Ameksu, importera markowych
alkoholi.
– Aha
– mruknęłam. Teraz zrozumiałam skąd się pojawił w Post.
–
Ciekawe, że pytasz –
Jacek spojrzał na mnie uważnie.
– Bo?
– Bo
to z nim złapał się Krzysiek. – Nie wiem dlaczego ale nagle
poczułam, że problemy w Post są jakoś związane ze mną. Jacek
zbiegł po schodach, usłyszałam jak na dole zamykają się drzwi od
klatki. W lewej dłoni nadal trzymałam kopertę z prezentem.
Sama
nie wiedziałam dlaczego powód powrotu Lisa do klubu tak bardzo
wytrącił mnie z równowagi. Przecież nie martwiłam się stanem
twarzy i uzębienia żadnego z panów. Jakoś bardziej nie dawał mi
spokoju fakt, że to akurat Krzysiek z Szymonem się pobili. Popadasz
w megalomanie, kobieto, prychnęłam na siebie samą. Wróciłam do
kuchni, aby zaparzyć jednak herbatę. Sięgnęłam do tajemnego
zapasu królowej zofii, czarnej z płatkami róż, uwielbiałam ten
smak. Gdy herbata się parzyła nalałam wody do wanny, nie
szczędziłam olejku z zielonej herbaty. Zapaliłam nawet kilka
świec. Siedząc w aromatycznej pianie i popijając małymi łykami
ciepły napar, próbowałam się zrelaksować. Niestety, gdy tylko
przymknęłam oczy, odtwarzałam wydarzenia dzisiejszego dnia.
Stwierdziłam ,że muszę czymś zająć umysł. Porzuciłam wannę
dla wygodnej miejscówki na łóżku z laptopem na kolanach i
wydrukami wykresów, zestawień i innych potrzebnych materiałów.
Praca mnie wyciszała i odcinała od niewesołych myśli.
Paradoksalnie dała mi wytchnienie.
Skończyłam
tworzenie nowego raportu przed piątą rano. O szóstej miałam
pierwszy, sobotni autobus do pracy. Wrzuciłam laptopa do plecaka,
wskoczyłam w dżinsy i bluzę z kapturem. Włosy zaplotłam w luźny
warkocz. Lubiłam taką wersję siebie, bez obowiązkowego, biurowego
szyku. Choć z drugiej strony traktowałam to już jak drugą skórę.
Pracowałam od pierwszego roku studiów. Najpierw na infolinii dużej
firmy kurierskiej, następnie w dziale transportu na rozliczeniach.
Potem przeszłam do centrum logistycznego i awansowałam dalej,
zostałam specjalistą ds. transportu. Gdy skończyłam swoją
karierę w stolicy i firmie byłam koordynatorem ds. analiz
operacyjnych w centralnych strukturach operacyjnych. Wielki stres,
ogromna odpowiedzialność, presja i niezłe pieniądze. W tym samym
czasie Szymon doszedł do kierownika działu sprzedaży i marketingu.
Młodzi, ambitni, zdolni. A teraz jechałam o szóstej rano do pracy
w sobotę by przygotować dodatkowy raport i udowodnić dyrektorowi
finansowemu prawdy, które powinny być dla niego jasne, jak słońce.
Oraz wyjść z biura przed dziewiątą, zostawiając wszystko gotowe,
zanim zjawi się Krukowski. Złość na Sylwię mi przeszła i
wrzuciłam klucze do naszego “tajnego” schowka, czyli pod
doniczkę z pelargonią pani Maj, naszej sąsiadki.
***
Niestety,
Krzysiek zaskoczył mnie parę minut po ósmej. Miałam właśnie
dopić herbatę i wychodzić. Raport, dane do niego i cała reszta,
leżały równo poukładane na jego biurku. Wchodząc rzucił ciche
“cześć”. Nie zaszczyciłam go “dzień dobry”. Nie dlatego,
że przyszło by mi to z trudem po wczorajszych wydarzeniach. Po
prostu znowu mnie zamurowało na jego widok. Wiedziałam, że gość
mnie nie lubi, jest wredny i arogancki, a jednak, gdy wszedł do
pokoju, nie mogłam wykrztusić słowa. To było nienormalne! Ponieważ zdolność mowy odeszła w siną dal, miałam chwilę,
aby się dokładnie przyjrzeć Krukowskiemu. Nie tylko ja postawiłam
dziś na luz. Mój obiekt milczenia miał na sobie dżinsy i czerwoną
bluzę z kapturem. Mogłam podziwiać jego tyłek, gdy odwieszał
wysłużoną, skórzaną lotniczą kurtkę, taka samą jak miał
Jacek. Zaczął się rozglądać po pomieszczeniu, starannie omijając
mnie wzrokiem. Rozcięta i lekko spuchnięta warga dodawała mu tylko
uroku. Pomyślałam, że jeszcze chwila i zacznę się ślinić do
kubka z herbatą. W tym momencie Krzysiek wyciągnął rękę w moją
stronę. Zamrugałam zdezorientowana.
–
Kubek – powiedział
tylko.
–
Słucham? – udało mi
się wydobyć głos.
–
Zabrałaś kubek,
Paulinko – powtórzył.
– Nie.
– Zaprotestowałam. – Powiedziałam ci już, że to jest mój
kubek.
–
Skoro się dzielisz sobą,
mogłabyś się podzielić i kubkiem.
Zagotowało
się we mnie. Gdyby nie to, że trzymane w ręku naczynie było dla
mnie bardzo cenne, rzuciłabym nim w tego palanta. Dobrze, że nie
musiałam zostawać tu ani minuty dłużej. Wstałam z za biurka i
ostentacyjnie wylałam resztkę herbaty do paprotki, przetarłam
kubek chusteczką i schowałam go do plecaka. Krzysiek zastąpił mi
drogę do wieszaka.
–
Paulina, gdzie się
wybierasz? Mieliśmy pracować.
–
Raport masz na biurku,
dane do ewentualnych poprawek są na drugiej kupce. Jeśli coś
zmienisz, wyślij mi nową wersję na emalia. – Miałam nadzieję,
że udało mi się to powiedzieć rzeczowym i spokojnym tonem.
Wyminęłam przeszkodę i sięgnęłam po kurtkę.
– Ale…
– teraz on się zawiesił.
Odwróciłam
się jeszcze w drzwiach i dodałam: – Mam na imię Paula, daruj
sobie z tą Pauliną.
W
drodze na przystanek autobusowy zastanawiałam się, czy każde
spotkanie z Krukowskim będzie się kończyć katastrofą. Niby mamy
razem pracować, ale nie wyobrażałam sobie żadnej współpracy
między nami. Jeszcze ta jego koszmarna pomyłka. Z jednej strony
głupie teksty i insynuacje wyprowadzały mnie z równowagi. Z
drugiej, gdy ochłonęłam, bawiły. Mogłam mu przecież dziś
wygarnąć, że nie jestem Pauliną, a podkreśliłam tylko imię.
Wzruszyłam ramionami wsiadając do pustego autobusu, mógł się nie
zachować, jak arogancki dupek, po raz kolejny. Swoją drogą,
ciekawiło mnie co Paulina mu zrobiła. Postanowiłam zapytać o to
Jacka, musiałam wytłumaczyć mu się dziś z Szymona, wiec temat
jego eks też zapewne wypłynie.
Gdy
wróciłam do domu, Sylwia na całe gardło wyśpiewywała pod
prysznicem. Znalazła klucze. Choć to, że je zostawiłam nie
oznaczało, iż całkiem się na nią przestałam gniewać. Nie
lubiłam, gdy próbowała tak jawnie ingerować w moje życie, ale
przecież nie zrobiła tego ze złej woli. Przeciwnie, chciała by
mnie ktoś pocieszył. Uświadomiłam sobie, ostatnie dwadzieścia
cztery godziny spędziłam prawie wyłącznie na denerwowaniu się.
Oby czekolada z Jackiem wpłynęła na mnie kojąco, bo jak nic, dostanę apopleksji. Odwiesiłam kurtkę i wskoczyłam w moje pieso
– kapcie. Gdy Mazur był kociakiem, uszy od psa były jego
śmiertelnym wrogiem. Musiałam uważać jak chodzę, bo kilka razy
by mnie podciął wyskakując z za rogu niespodziewanie. Teraz
znalazłam go wyciągniętego na kuchennym parapecie, gdzie grzał
futerko w promieniach słońca. Podlizałam mu się podsuwając pod
nos ulubiony przysmak w kształcie myszki. Słuchając jak Sylwia
masakruje przebój Madonny like a virgin uśmiechnęłam się
szeroko. Niech będzie moja strata. Zrobię śniadanie. Zajrzałam do
lodówki i zaczęłam przygotowywać dla nas po omlecie. Do swojej
porcji dodałam kiełki, do drugiej kawałki bekonu. Paradoks,
pracowałam w zakładach mięsnych. Sylwia przepadała za wędlinami
i mięsem. Dla mnie praktycznie mogło i jedno i drugie nie istnieć.
Nie z powodu jakiś przekonań. Jedni nie lubią pietruszki, inni
ryżu, a ja nie byłam fanem mięsa. Jadałam je od czasu do czasu i
tyle.
–
Widzę że mi wybaczyłaś
te klucze? – Sylwia pojawiła się w wejściu do kuchni pachnąc
moim oliwkowym balsamem.
–
Wybaczyłam, ale następną
butelkę balsamu kupujesz ty – wycelowałam w nią oskarżycielsko
widelec.
–
Dobra, dobra, kupię
nawet dwie, jeśli nie będziesz zrzędzić – usiadła przy
malutkim stoliku który był jednocześnie przedłużeniem parapetu
na którym już nie leżał Mazur. Teraz nasz kocur siedział i
intensywnie wpatrywał się w omleta Sylwii. – Mazur, zapomnij,
miły pan weterynarz powiedział, że masz przejść na dietę –
powiedziała do kota.
–
Chyba się z tobą nie
zgadza – parsknęłam śmiechem obserwując, jak zwierzak kładzie
łapkę na brzegu talerza Sylwii i miauczy prosząco. Wzięłam go na
ręce i zestawiłam delikatnie na podłogę. Spojrzał na mnie
oskarżycielsko i wymaszerował z kuchni – jeszcze się Mazurowi
naraziłam…
Jadłyśmy
w milczeniu. W moich myślach ciągle siedział Krukowski. Byłam
wkurzona na siebie samą, że poświęcałam mu tyle czasu. Ledwo
doba znajomości, a ja nie mogę wyrzucić faceta z mojej głowy.
Nikt mnie tak niesprawiedliwie nie ocenił, jako kobiety, jak on.
Nigdy nie zrobiłam z siebie takiej idiotki, jak przy nim. Przez cały
czas mojej pracy u Roznera, nikt nie zakwestionował mojego stylu
pracy, on to zrobił. Nigdy nie puściły mi na tyle nerwy, abym dała
komuś w twarz, nawet Szymonowi. Wychodziło na to, że Krzysiek
wysunął się nagle na prowadzenie we wszystkich wymienionych
sytuacjach. rozum mówił mi jedno, powinnam trzymać się od niego
jak najbardziej na dystans. Tylko dlaczego przed oczami miałam lekko
spuchniętą wargę i jednodniowy zarost, zarówno jedno jak i drugie
dodawało mu uroku. Milczenie nie trwało zbyt długo, bo Sylwia nie
wytrzymała. W końcu była policjantką w dochodzeniówce i
zadawanie pytań miała we krwi.
–
Paula, co się właściwie
wczoraj stało?
– Nie
wiem – odpowiedziałam powoli, ciągle mając w myślach Krzyśka..
– Nie mam pojęcia. Poznałam tego faceta zaledwie wczoraj rano.
Wiesz, spóźniłam się na autobus i do pracy. Okazało się, że
przełożyli naradę z poniedziałku, z tym moim projektem
dotyczącym floty. Chciałam się niepostrzeżenie wsunąć na swoje
miejsce w konferencyjnej, ale on zostawił teczkę i wyrżnęłam na
podłogę. Potem, gdy finansowy nie zachwycił się moim raportem i
oceną sytuacji, wymyślił, że będziemy pracować w sobotę –
nabrałam powietrza, bo nakręcałam się co raz bardziej. – Piotr
mnie zbył, jak mu powiedziałam, że nie mogę. Normalnie wydał mi
polecenie służbowe! Wyobrażasz sobie?! – nie wytrzymałam na
krześle i zaczęłam krążyć po kuchni. Sylwia wodziła za mną
wzrokiem, miała dziwny wyraz twarzy, ale nie zwróciłam uwagi, zbyt
pochłonął mnie Krukowski. – W piątek przetrzymał mnie do
osiemnastej i zadawał tyle pytań, że czułam się jak na
egzaminie, a nawet gorzej. Przez to spóźniłam się do Jacka.
Oczywiście, nie mógł mi dać spokoju na imprezie i też tam
przyszedł! Okazało się, że jest kumplem Lisa, a mnie, tak dla
jaj. nie poznaje! A zaledwie dwie godziny wcześniej powiedzieliśmy
sobie “do widzenia”. Do tego oskarżył mnie o romans z twoim
Michałem i zdradzanie Jacka. Oczywiście, jak pojawił się Szymon,
on też to widział, podsłuchał naszą awanturę i widział
wymuszony pocałunek. Kiedy wyszłam z WC, gdzie schowałam się
przed Szymkiem, stał sobie jak niby nigdy nic i próbował mnie
pocałować, bo łatwa jestem i każdemu daje! Wyobrażasz sobie?
Dałam mu w pysk. A dziś rano nie zdążyłam w pracy przed nim
wyjść i chciał mi zabrać kubek po tacie!
–
Paula – Sylwia
przybrała bardzo łagodny ton, jakby rozmawiała z nabuzowaną
terrorystką – kochanie, o kim ty mówisz? Pytałam o Szymona i o
Jacka…
–
Szymona?! Jacka?! –
zdziwiłam się. Oparłam się plecami o blat kuchenny. – Ja mówię
o Krzyśku. Krzysztofie Krukowskim.
– A
kim jest Krzysiek? – powtórzyła tym samym tonem Sylwia.
– Moim
nowym współpracownikiem, prześladowcą jakimś, palantem, moim
przekleństwem pieprzonym! – nakręcałam się znowu.
– Ok.
To ten blondyn? Z Post? – moja przyjaciółka użyła swojej
umiejętności dedukcji.
– A
nie powiedziałam ci, że to on? – zmartwiłam się. Dla mnie było oczywiste o kim mówiłam.
– Nie.
Teraz skojarzyłam. Ciągle ukradkiem na siebie spoglądaliście.
– Nie
spoglądaliśmy! – zaprotestowałam głośno.
–
Gapiliście się jedno na
drugiego. Widziałam. Aż zapytałam kto to? – milczałam zamiast
odpowiedzieć. – Wystarczy, że ja pamiętam. No dobra. Krzysztof
Krukowski. Nie przypominam sobie, abyś o jakimś facecie tyle mówiła
i żeby budził w tobie takie emocje od czasu Szymona.
– Nie
budzi we mnie żadnych emocji! – zaprotestowałam ponownie. Sylwia
tylko uniosła znacząco brew. – No dobrze, budzi – przyznałam
niechętnie – ale negatywne – zastrzegłam od razu.
– Nie
wnikam jakie – parsknęła śmiechem – na pewno są...intensywne.
– Pokazałam jej język. – Dobra, zapamiętam imię i
nazwisko. Z twojego krótkiego opisu wynika, że to mega dupek. Skoro jest kumplem Jacka, może napomknij mu o tym jak się zachowuje wobec
ciebie?
– Może
– wzruszyłam ramionami. Usiadłam znowu na krześle. – Na
dodatek myli mnie z Pauliną.
– Tą
eks Jacka?
– Tak.
–
Beznadziejny. Ale dość
już o nim. Nadal mnie interesuje, co się wczoraj stało – Sylwia
nie odpuszczała.
– Nic
się nie stało. To znaczy z Jackiem nic się nie stało –
poprawiłam się. – Wbrew twojej dobrej radzie spieprzyłam. I to
twoja wina – wycelowałam w nią palec – nie potrzebnie dałaś
mu klucze.
–
Potrzebnie. Naprawdę się
martwił. Nagle zapadłaś się pod ziemię.
–
Zwiałam przed Szymonem.
– Nie
dziwię się, też bym uciekła. Choć nie, najpierw bym mu
przyłożyła. Skąd on się wziął?
–
Zmienił branżę. Z
marketingu na handel alkoholami. Przeniósł się.
– Skąd
wiesz? – Sylwia zaczęła sprzątać talerze po śniadaniu.
–
Jacek mi powiedział. Był
na urodzinach poniekąd służbowo. Ale nie był zdziwiony moim
widokiem. Tak jakby wiedział, że się tam spotkamy. Miał nawet
przygotowaną piękną gadkę – skrzywiłam się na wspomnienie.
– Że
kocha, wybacza twoją niesubordynację i nadal chce wieść piękne
życie z tobą u boku – rzuciła przez ramię.
–
Jakbyś stała obok.
Finał był taki, że uciekłam przed nim do toalety. Nie, nie jestem
z tego dumna – szybko się wytłumaczyłam, widząc wzrok Sylwii.
– Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że mnie zaskoczył.
–
Paula, jeśli się
przeprowadził i…
– Nie
kończ – poprosiłam cicho. Chciała coś powiedzieć, ale
zadzwonił mój telefon. Na szczęście prywatny, bo rozmowy z
Krzyśkiem bym teraz nie była w stanie prowadzić.
Dzwoniła
moja szwagierka, Basia. Poprzesuwali jej terminy spotkań na studiach
podyplomowych, o czym dowiedziała się przed chwilą. Nie
skomentowałam, ponieważ jej wybiórcza skleroza była wręcz
legendarna. Otóż Barbara pamiętała tylko to, co chciała i co
było dla niej wygodne. Przy tym była rozbrajająco słodka. Mnie
jej roztrzepanie wyprowadzało z równowagi, ale była żoną mojego
brata i skoro on był z nią szczęśliwy, mnie nic do tego. Po
pierwszych słowach wiedziałam po co dzwoni. Za nim zapytała,
zgodziłam się. Uwielbiałam mojego bratanka, Kacperka. Ten
trzymiesięczny facet od razu podbił moje serce. Basia od razu
zaklepała sobie u mnie i przyszły weekend. Nie miałam nic
przeciwko.
–
Kacper przybędzie do nas
na dwa dni – oznajmiłam Sylwii.
– I
od razu się uśmiechasz. Dzisiaj z przyjemnością pobawię się w
ciotkę, niestety jutro idę do pracy.
–
Kurcze, muszę zadzwonić
do Jacka. Mieliśmy iść do Wedla – oświeciło mnie.
–
Jacek wczoraj popłynął,
dosłownie popłynął. Raczej do Wedla to on się dziś nie będzie
nadawał. Dlatego pytałam, co między wami zaszło.
– Nie
dobijaj mnie – mruknęłam. - Założę, że popłynął bo był
jubilatem, a nie dlatego, że wczoraj wyszło, jak wyszło. No nic,
zadzwonię jednak.
Okazało
się jednak, że Sylwia miała rację. Głos Lisa świadczył
dobitnie o tym, iż po pierwsze go obudziłam, po drugie miał kaca,
po trzecie nigdzie się nie ruszy. Zaproponował mi co prawda opiekę
nad umierającym, ale bezlitośnie oznajmiłam mu, że przegrał z
trzymiesięcznym niemowlęciem. Chciałam uczciwie przełożyć
spotkanie na niedzielę, jednak Jacek wyjeżdżał na kilka dni do
Warszawy w interesach. Obiecał dzwonić i tęsknić, ja obiecałam
tylko dzwonić.
Ciekawie toczy się ta akcja:) I lubię Sylwię, mamy coś wspólnego:) Ciekawa jestem kiedy sytuacja z Krzyśkiem się wyjaśni- nie lubię niejasności, i rozmowy z Lisem:)
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy,
M.
Hej:)
UsuńCo masz wspólnego z Sylwią? :) Tak, jestem bezczelnie ciekawska:)
Sytuacja się wyjaśni za moment dosłownie, przecież ta zabawa w podmianę nie może trwać w nieskończoność. W końcu Krzyśka i Paulę łączy poniekąd osoba Jacka właśnie:)
Zapraszam oczywiście na ciąg dalszy, nie wiem kiedy, przyznam uczciwie, ale zapraszam.
Pozdrawiam.
Kochana Onee-san
OdpowiedzUsuńZdecydowanie warto było czekać. Świetny rozdział, zresztą jak zwykle.
Mam nadzieję, że po tym co powiedziała mu Paula Krzysiek w końcu przestanie ją mylić. Podobało mi się też, że jak pociągnęłaś akcję z Lisem. Fajnie, że ją trochę rozbudowalas dzięki czemu wyszła ci bardzo naturalnie.przynajmniej wg mnie.
Czekam na kolejny rozdział i życzę weny :*
Dziękuję ,że zajrzałaś i zostawiłaś komentarz:)
UsuńUff, tę scenę przerabiałam kilka razy, super, że, jak piszesz, wyszła naturalnie. Miałam z tym spory problem :) I mam nadzieję, że przynajmniej tych bohaterów polubisz, choć doskonale wiem, iż wolałabyś czytać tu zupełnie coś innego xd.:*
Szczerze powiedziawszy zapomniałam o tym rozdziale (wszystkie inne notki do nadrobienia sobie wydrukowałam, ale Ty masz blokadę kopiowania, całej strony drukować nie będę), dziś daję tylko znać, że przeczytałam, a na razie zachowam się jak typowy pasożyt, nic od siebie nie napiszę. Z jakimś komentarzem wpadnę jutro, pewnie do tej pory już wytrzeźwieję :P
OdpowiedzUsuńha! Sama mi powiedziałaś jak taką blokadę ustawić :P
UsuńA co do trzeźwienia...warto? xd
To nie implikuje tego, że kazałam Ci ją ustawiać :P Poza tym ja ją ustawiałam na bloga dla zaproszonych czytelników, wtedy wydawało mi się, że to miało jakiś sens XD
UsuńI odpowiem przekornie: tak, warto XD Ale (przechodząc do treści) też bym się upiła na miejscu Jacka. Pomijając już fakt, że to były jego urodziny, ale kiedyś musiałabym odreagować relację z Pauliną. Oj, sorki, z Paulą. Żal mi go, ale tak szczerze, bo pewnie myślał, że trafił na fajną laskę, ale w zasadzie... no nie. Może po prostu ja jestem jakaś szczera i romantyczna, skoro uważam, że jeśli coś nie zaiskrzy od początku, to później już nie ma szans, żeby to się jakoś rozwinęło. Jacek czuje do niej jakąś chemię, Paula ją bardzo skutecznie tłumi. Do tanga trzeba dwojga, jakoś tak to szło. Mam nadzieję, że kiedyś któryś z kolegów Jacka powie mu, że ma ją olać i to pewnie obojgu wyjdzie na dobre. Jemu szczególnie XD
Paula skojarzyła mi się z moją wykładowczynią od B2B, która kazała nam na zajęciach rozwiązać pewien problem, dodając równocześnie, że ona w naszym wieku musiała zorganizować urodziny wielkiego hipermarketu. I: no dalej, premia czeka. I tak, to w zasadzie jest bardzo luźne skojarzenie, ale jednak negatywne. Cóż, główne bohaterki mają zwykle to do siebie, że mnie irytują.
I ten rozdział jakoś pisałaś bardziej po swojemu, teraz pozbyłam się wrażenia, które miałam ostatnim razem.
Pozdrawiam! ;)
ha! Ale ustawione i teraz nawet nie pamiętam gdzie ja to wrzuciłam w kodzie xd. Przepadło w odmętach html'u :)
UsuńJacek musiał odreagować i poświętować. W końcu to były jego urodziny.
Paula i Jacek. Fakt, wygląda to tak, jakby zabiegał o dziewczynę, która go totalnie olewa. Ale tak nie jest. Ona się sparzyła na miłości, a teraz ostrożnie próbuje dotknąć jej na nowo. I kiedy jest nastawiona romantycznie i wyluzowana nagle dostaje z dwóch stron. Od faceta, poznanego przed chwilą zachowującego się zupełnie nieracjonalnie oraz od swojego byłego, który do zaufania mężczyźnie, całkowicie ją zniechęcił. Jest po prostu nieufna i wytrącona z równowagi. Do tej pory z Jackiem flirtowała, a on wybrał kiepski moment przejścia na wyższy (i bliższy) poziom znajomości.
Może Paula przestanie Cię irytować za moment, jeśli nie, dołączy do panteonu irytujących postaci xd.
Pozdrawiam :*