Witam:)
Przerwa, jak zwykle, okazała się dłuższa, niż miała być. Ja sobie mogę planować, proszę bardzo, nawet bardzo, to lubię. Tylko potem jest zawsze jakieś "ale"... No dobrze, kończę marudzenie. Mogę tylko przeprosić te osoby, które czekały na nowy tekst i podziękować im za okazaną cierpliwość :)
Do rzeczy: w opowiadaniu będą przeplatać się ze sobą dwa czasy , teraźniejszy dla bohaterów i "wspomnieniowy". Będzie również prowadzone w dwóch rożnych narracjach. Już wyjaśniam, aby nikt się nie pogubił.
Teraz bohaterów: narracja pierwszoosobowa z punktu widzenia dwóch osób: Kaśki i Artura, w tekście wyróżniona ich imionami i dopiskiem "wrzesień 2008"
Wspomnienia bohaterów: narracja trzecioosobowa, w tekście będzie dotyczyła lat 1995 - 2002, wyróżniona kolorową czcionką i kursywą w tekście.
Mam nadzieję, że na początek trochę rozjaśniłam. W razie wątpliwości wiecie, gdzie mnie znaleźć:)
Na swoje usprawiedliwienie, jeśli zbyt zagmatwałam, mogę dodać tylko jedno...wysoką temperaturę xd. Po tym przydługim wstępie - ZAPRASZAM :)
Kaśka, wrzesień 2008 r.
Otworzyłam oczy w momencie, gdy zgasł silnik auta.
– Dojechaliśmy śpiochu. – Marcin dotknął mojego ramienia.
– Jakbyś miał w sobie tyle farmakologii, co ja, też byś poszedł spać, mądralo – skrzywiłam się, próbując przesunąć nogę.
– Ktoś tu jest nie w humorze. – Wymamrotał pod nosem, a głośno zapytał. – Boli?
– Da się przeżyć. A tekst, o humorze, słyszałam – odmruknęłam.
– No dobra, to teraz cię wyciągniemy. – Marcin wysiadł z auta, kompletnie nie zwracając uwagi, na mój zrzędliwy ton. Z tylnego siedzenia zebrał kule i otworzył drzwi.
– Nie martw się, skombinujemy ci jakiś fajny tron. Będziesz jak królowa. – Powiedział.
Wygramoliłam się z auta i ciężko oparłam na zdrowej nodze.
– Na początek zaprowadź mnie do Sonii. Przynajmniej pomogę coś zrobić. – Westchnęłam. – Ręce mam sprawne.
– Cieszę się, że dałaś się namówić. – Marcin cmoknął mnie niespodziewanie w policzek.
– Daj spokój, to wasza piąta rocznica ślubu. Drewniane gody, to nie byle co. Poza tym, byłam twoim świadkiem, a to zobowiązuje. – Rozejrzałam się dookoła ciekawa, jak bardzo się, to miejsce zmieniło. Nie byłam tu od lat.
– Bonus, w postaci całej naszej paczki, cię nie skusił?
– Miły dodatek, fajnie się będzie spotkać, po tylu latach. – Przywołałam na twarzy uśmiech.
– Zaczną się zjeżdżać koło drugiej. – Obszedł auto, pokuśtykałam za nim.
– Wszyscy? – Dopytałam lekkim tonem. Spojrzałam na zegarek, dochodziła dziesiąta.
– On będzie później. Idź powoli ścieżką, ja wezmę torbę. – Marcin otworzył bagażnik, posłusznie ruszyłam alejką prowadzącą do drzwi wejściowych pensjonatu.
“Górski zakątek” – nazwa pasowała do tego drewnianego budynku, jak ulał. Położony wysoko na stoku, z pięknym widokiem na Baranią Górę, pałacyk prezydencki i zalew. Dojeżdżało się do niego leśnym duktem. Pośród zieleni. Śpiew ptaków był nieomal ogłuszający w tych okolicznościach. Wciągnęłam powietrze, pachniało niesamowicie świeżo. Tyle wspomnień. Potrząsnęłam głową, aby odgonić od siebie niewesołe myśli.
– Cały pensjonat dla nas? – Zapytałam, gdy Marcin stanął obok mnie przed wejściem.
– Tak, cały, na trzy dni. Jest oczywiście obsługa, ale w minimalnej obsadzie. – Odstawił torbę na chodnik.
– Ktoś musi nas przecież rozpieszczać. Pięknie tu, jak zwykle. Wtedy też było, ale teraz wiele się zmieniło. Te kwiaty wyglądają oszałamiająco. – Wskazałam szeroką rabatą, ciągnącą się wzdłuż budynku. Weszliśmy do przestronnego holu.
– W środku też się trochę zmieniło. W końcu, dziesięć lat to, kawał czasu. A pamiętasz, jak byliśmy tu pierwszym razem?
– Nooo, zimna woda, prawie zero ogrzewania, nieszczelne okna… – zaczęłam wymieniać.
– Kaśka! – Sonia pojawiła się w drzwiach z napisem “Przejście służbowe”. – Super, że jesteś. – Ucałowała mnie w oba policzki. – Wszystko ok?
– Dziewczyny błagam, będzie padało, a w planach ognisko – Marcin skarcił nas wzrokiem.
– Wypchaj się. – Obie pokazałyśmy mu język.
– Jakoś przeżyjemy deszcz, kochanie. O czym gadaliście? – Sonia zbyła machnięciem męża.
– Wspominamy, jak to dawniej bywało. – Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
– Ha! Inaczej, ale nam to nie przeszkadzało. Mieliśmy po osiemnaści lat i do szczęścia było nam potrzebne miejsce do tańca, łóżko i alkohol. Nie udawajmy, że było inaczej. – Podsumowała Sonia.
– Osiemnaście lat – rozmarzył się Marcin.
– Nie udawajmy. – Zaśmiałam się. - Teraz ta lista, nie jest o wiele dłuższa. I, Marcin, my miałyśmy siedemnaście. Rok robi różnicę. Szczególnie w metryce kobiety. Dobra, pokażcie mi, gdzie mogę się ogarnąć i zaraz ci pomogę – zwróciłam się do Sonii.
– Ponieważ, rodzice na te trzy dni sprezentowali nam cały pensjonat, to mamy luksus. Panie, mają pokoje tylko dla siebie.
– A panowie? – Dopytałam.
– Z panami różnie. Chodź do windy, masz pokój na samej górze. Nowo dobudowane piętro.
– To dobrze, że jest winda – postukałam kulą w podłogę. – I, że dostanę całkiem nowy pokój. Dzięki.
– Widok wynagrodzi ci wszystko. – Zawołał za mną Marcin.
Siedziałam wygodnie na niedużej, drewnianej huśtawce, wyściełanej kocami. Znalazło się miejsce na moją obolałą nogę. Dodatkowo, ktoś mógł jeszcze usiąść obok mnie. Przy huśtawce stały dwa fotele. Byłam niedaleko płonącego wesoło ogniska. Nie na tyle blisko, aby ogień mi przeszkadzał i wystarczająco, aby nie być wykluczona z toczących się rozmów i imprezy. Telefon przezornie zostawiłam na górze w pokoju. Trzy dni. Tyle sobie podarowałam w swoim własnym, prywatnym, luksusowym prezencie. W poniedziałek wrócę do świata i stawię czoła rzeczywistości. Teraz pozwoliłam sobie na mały powrót do przeszłości. Na chwilę.
– Piwo? – Michał usiadł przede mną, w jednym z foteli.
– No właśnie, odstaw już tę herbatę. – Rafał usiadł obok mnie na huśtawce i otoczył ramieniem. – Chyba, że Marcin ci coś dyskretnie dolał do niej?
– Nie, jestem trzeźwa, jak niemowlę – odpowiedziałam i pozwoliłam sobie oprzeć się o Rafała.
– Całkiem bezsensu, nie złapiesz za niedługo naszej fali – zaprotestował Michał. – Jedno, małe piwo ci nie zaszkodzi. Chcesz dać nogę wyżej?
– Tak, podstaw mi może ten wolny fotel – powiedziałam. Michał posłusznie przysunął wskazany mebel , a ja położyłam na nim obie nogi. Troskliwie otuli mi je kocem i poszedł w stronę „baru”.
– Jak zwykle o ciebie dba – rzucił Rafał w przestrzeń. Odsunęłam się od niego i spojrzałam pytająco. – Nie ściemniaj, że nie wiedziałaś?
– Czego nie wiedziałam, Rafałku?
– Zawsze się w tobie bujał. Poznał cię przed naszym pierwszym sylwestrem i przed Arturem. Pamiętam, jak opowiadał o tobie w budzie. Potem przyjechaliśmy tutaj, a ty spiknęłaś się nie z nim.
– Chyba za dużo wypiłeś. Michał zawsze był tylko moim kumplem. Nic nas nigdy nie łączyło – odpowiedziałam zdecydowanym tonem.
– Bo byłaś z Arturem, a potem leczyłaś rany i na koniec związałaś się z Sebastianem. Nie wstrzelił się w harmonogram.
– Daj spokój – prychnęłam. Zrobiło mi się jakoś nieswojo, bo przypomniała mi się jedna sytuacja ze mną i z Michałem, boże, to było prawie dziesięć lat temu.
– Coś cię kobieca intuicja zawodzi. – Rafał nachylił się nade mną. Prze oczami miałam jego ciemne tęczówki.
– Mam piwo! – Michał nagle zmaterializował się przed nami i wcisnął mi do ręki butelkę, jednocześnie odsuwając Rafała ode mnie. – Rafi, Marcin cię woła.
– Ok – parsknął śmiechem Rafał i puścił do mnie oczko.
Gdy tylko wstał, jego miejsce obok mnie, zajął Misiek. Otoczył mnie ramieniem, tak jak przed chwilą Rafał. Zrobiło mi się jakoś dziwnie. Podniosłam do ust butelkę i pociągnęłam spory łyk. Pieprzyć zasadę „nie mieszam prochów z alkoholem”. Czekał mnie dzisiaj ciężki wieczór. I to nie z powodu „miłości” Miśka do mnie. Rozejrzałam się dookoła nerwowo. Niby nic, spotkanie po latach, innych ludzi z naszej paczki nie widziałam i dłużej niż JEGO, a jednak, coś mnie ściskało w dołku na samą myśl o zobaczeniu Artura. Ekscytacja, ciekawość – tak, zapewne. Jednak równocześnie czułam też strach. Najnormalniej w świecie bałam się tego spotkania. Po tylu latach, mój układ nerwowy nadal nie potrafił się zdecydować, jak reagować na tego, konkretnego, faceta.
– Chyba jeszcze nie przyjechał. – Michał cofnął rękę z moich pleców.
– Kto? – Zapytałam usiłując ukryć zmieszanie. Przyłapał mnie. Z drugiej strony odetchnęłam, gdy przestał mnie obejmować.
– Artur. – Odpowiedział twardo.
– Kaśka, zagramy? – Podszedł do nas Marcin podając mi gitarę.
– Wieki nie grałam. Daj mi chwilę, co bym sobie chwyty przypomniała! – Protestowałam słabo
– Tego się nie zapomina. Po za tym potęga Internetu, wydrukowałam różne kawałki z chwytami. – Na wolnym fotelu usiadła Olka. Marcin przyciągnął sobie jakiś taboret.
– Chodźcie bliżej! – Rafał krzyknął do reszty grupy stojącej przy grillu. – Trio będzie grało.
Uderzyłam kilka razy cicho w struny. Palce same ułożyły się do sekwencji chwytów: C- dur, a - mol, G-dur. Spojrzałam na Marcina, dołączył. Olka się uśmiechnęła:
– Marcin śpiewasz, pomożemy ci przy refrenie.
Zamienię każdy oddech w niespokojny wiatr
By zabrał mnie z powrotem tam gdzie masz swój świat
Artur, wrzesień 2008
Obserwowałem ich od dobrych piętnastu minut. Właśnie zaczęli śpiewać. Taa, prawdziwy powrót do przeszłości. Banda ryczących trzydziestolatków zachowująca się, jak nastolatkowie. Stałem w cieniu ogromnej lipy, oparty o jej pień. Blask ogniska do mnie nie sięgał, tak samo, jak światła sączące się z pensjonatu. Przyjechaliśmy z Arkiem jakieś dwadzieścia minut temu. Zdążyłem przywitać się tylko z gospodarzami imprezy. Wrzucić torbę do pokoju. A teraz sterczałem pod tym cholernym drzewem i nie mogłem się zmusić, aby podejść do reszty. Ok, pieprzyć resztę. Podejść i przywitać się z NIĄ. Tyle lat, kurwa minęło, dekada, a ja stałem, jak ostatni dupek i gapiłem się na Kaśkę. Może dlatego, że już dawno sobie uświadomiłem, że podczas naszego ostatniego spotkania miała rację. To, co wtedy powiedziała, okazało się prorocze. Gdybym posłuchał, być może wszystko potoczyłoby się inaczej. Przyjrzałem się jej. Ścięła włosy. Teraz sięgały do brody. Pewnie ta fryzura miała jakąś nazwę, ale ja nigdy nie miałem głowy do zapamiętywania takich pierdoł. I tak wyglądała świetnie. Na ślubie miała jeszcze długie. Jakie „jeszcze”? To było dawno temu. Pociągnąłem łyk piwa z trzymanej butelki. Ostatni, opróżniłem ją w ekspresowym tempie. Ponownie podniosłem wzrok i spojrzałem na Kaśkę. Siedziała na huśtawce sama, już miałem ruszyć tyłek, ale podszedł do niej Rafi i usiadł obok. Objął ją swobodnie ramieniem, a ona się oparła o niego. Zacisnąłem mocniej szczęki. Jakby tego mało, obok nich zmaterializował się Misiek. Podstawił fotel, przeniósł nogi Kaśki na niego, otulił kocem. O czymś rozmawiali we trójkę. Rozdawała im uśmiechy, jak królowa. Zmełłem przekleństwo. Misiek zniknął i zaczęli we dwójkę o czymś gadać z Rafałem. Cały czas nie wypuszczał jej z objęć i jakoś tak się nad nią nachylał. Nie podobało mi się to. Nawet nie próbowałem analizować dlaczego. Dla mnie Kasia zawsze będzie moja. Gdybym jej to teraz powiedział, w najłagodniejszym wypadku, dostałbym tylko w pysk. Wrócił Michał i podał piwo. Taa, wierny piesek u boku swej pani. Rafał sobie poszedł, a Michał natychmiast zajął zwolnione przez niego miejsce. Też ją objął. Co to, jakaś nowa, świecka tradycja do cholery?! Rozejrzała się dookoła i spojrzała prosto w miejsce w którym stałem. Wyczuła mnie, uśmiechnąłem się sam do siebie. Pewne sprawy pozostają niezmienne. Już miałem ruszyć, gdy koło niej zjawił się tłum ludzi. Zobaczyłem gitary. Jak zwykle, w centrum uwagi. Pieprzona królowa. Wiedziałem, że to ona zacznie grać i wybierze kawałek. Miałem rację. Usłyszałem pierwsze takty i słowa wyśpiewane przez Marcina. Jasneee, skrzywiłem się, musiała wybrać naszą piosenkę.
26 Grudzień 1995
– Marcin, nie zabierzemy się! – Kaśka westchnęła, próbując poupychać wszystkie bagaże w maluchu. – To niewykonalne – poddała się.
– Kurde, we dwójkę jedziemy, a auto pełne.
– Zostawcie deski – za nimi rozległ się głos starszego brata Marcina, Sebastiana. Zgodnie zabili go wzrokiem. – No to gitary zostawcie. – Po raz drugi posłali w jego kierunku morderczą falę. – To chociaż jedną.
– Nie! – Odpowiedzieli zgodnie.
– Ok, próbowałem. – Sebastian podniósł do góry ręce w geście poddania. Jednak po chwili milczenia dodał. – To może bagażnik na dach? Mogę pożyczyć od kumpla, też ma malucha.
– Sebastian, kocham cię! – Kaśka podbiegła do chłopaka i ucałowała go w policzek.
– Uważaj, bo ci uwierzę – ściągnął jej czapkę na oczy. – Dobra, idę do Petera. Zostawcie deski na wierzchu, to je przypniemy na bagażnik. Resztę musicie jakoś upchnąć.
Dwie godziny później zapakowany maluch został zamknięty w garażu.
– Wyjeżdżamy o dziesiątej, nie zaśpij! – Rzucił Marcin do Kaśki.
– Dobra – westchnęła smutno.
– Ej! – Chłopak podszedł do Kaśki i pociągnął ją za czarny warkocz, leżący na lewym ramieniu. – Dobrze będzie.
– Taa, ty tam prawie wszystkich znasz! – Wyrzuciła z siebie. – A ja nikogo! Stresuję się.
– Nikogo, to ja i Misiek? Dzięki, Olkę też poznałaś.
– Olkę widziałam raz, Miśka może z sześć…
– A mnie znasz całe życie, rachunek wyrównany. Dobra, będę z tobą w pokoju. – Zrobił smutną minę.
– I znowu wszystkich ode mnie odstraszysz – pokazała mu język. – Wypchaj się.
– Kobiecie nie dogodzisz – rzucił w przestrzeń. W odpowiedzi dostał śnieżką w czoło. – O ty! Wojna! – Z okrzykiem zaczął gonić Kaśkę, która uciekała z piskiem.
– Dzieciaki! – Sebastian krzyczał do nich z ganku. – Chodźcie! Tort na stole.
– Jeszcze cie dopadnę – obiecał Marcin dziewczynie.
27 Grudzień 1995
Kaśka wysiadła z ciepłego wnętrza auta na mróz.
– Zakładaj kurtkę! I czapkę! – Marcin zgromił ją wzrokiem.
– Tak jest, mamusiu – sięgnęła do środka po nakrycie. Rozejrzała się ciekawie dookoła. “Górski zakątek” tonął w śniegu. Pięciopiętrowy budynek stał na łagodnym zboczu. Od okolicznej bieli raziły ją oczy.
– Jesteście! – Z budynku w ich stronę szła Olka. – Jak droga? Odśnieżone było? Może głodni jesteście? Pierogi są. Jesteście razem w pokoju? Czy dwa chcecie osobne. Jest na tyle miejsca, więc luzik. Macie śpiwory? O i snowboardy! Jeździć będziecie, tak? I gitary, kurcze, ale super ja mam swoją, to pogramy. – Dziewczyna zamilkła na moment, aby nabrać powietrza.
Marcin podszedł do niej i położył ręce na ramionach.
– Olka wyluzuj. Droga ok, odśnieżone, zjemy pierogi, pokoje osobne, śpiwory mamy, będziemy jeździć, grać, pić i imprezować.
– Sorki. – Olka się roześmiała. – Poniosło mnie. O! Jadą chłopaki.
Kaśka spojrzał w stronę drogi. Faktycznie, do bramy zbliżał się jakiś srebrny samochód. Odwróciła wzrok i zaczęła wyciągać swoje rzeczy z tylnego siedzenia. Układała je na śniegu. Słyszała, jak auto parkuje obok. Wyciągała gitarę, która była za siedzeniem Marcina i powoli wycofywała się tyłem z auta. Gdy chciała się obrócić, ktoś brutalnie ją popchnął z boku i wylądowała tyłkiem w śniegu. Przez chwilę była zdezorientowana.
– Sorki! Nie zauważyłem cię – przed jej oczami pojawiła się dłoń – daj gitarę. – Posłusznie podała pudło. – A teraz rękę – zrobiła to, o co ten ktoś prosił.
Mocnym pociągnięciem została postawiona do pionu, aż się zachwiała.
– Trzymam cię – powiedział ten sam głos i na potwierdzenie słów złapał mocno w pasie. Spojrzała w górę. Napotkała hipnotyzujące spojrzenie ciepłych, brązowych tęczówek. – I już nie wypuszczę – do spojrzenia dołączył szeroki uśmiech.
28 Grudzień 1995
Marcin stał przy kuchence i czekał, aż się zagotuje woda w czajniku. W drzwiach ogromnej kuchni pojawiła się Kaśka w swoim dresie z Myszką Minie.
– Nie ma ciepłej wody. – Oskarżycielsko spojrzała na chłopaka.
– Nie ma i nie będzie. Bojler strzelił. Sonia dzwoniła już do jakiegoś swojego wujka, ma zajrzeć. W zamian robię kawę. Taką jak lubisz. Z miodem.
– Trochę mnie udobruchasz. – Odpowiedziała.
– To może ja cię całkiem udobrucham. Dzień dobry, piękna. Zarąbisty dresik. Myszko. – Do kuchni wkroczył Artur.
– O, już na nogach. – Kaśka uniosła znacząco brwi. Usiadła na szerokiej ławie pod oknem.
– Obiecałaś mi wczoraj, że nauczysz mnie jeździć. – Artur rozparł się obok dziewczyny.
– Ale wtedy byłeś jeszcze trzeźwy, a dzisiaj, już jesteś wczorajszy, lekcje odwołane.
– Kasiu – uśmiechnął się do niej. – Jestem trzeźwy, jak niemowlę. Chcesz, zrobię jaskółkę – poderwał się z ławy i stanął w klasycznej pozie. – Widzisz? Nawet mnie nie kiwa!
– Faceci – parsknęła cicho dziewczyna, podeszła do blatu i wzięła z niego parujący kubek z kawą. – Dobra, ale nie będziesz mi się plątać pod nogami. Ja chce pojeździć. W razie czego, ty Marcin go przejmiesz. – powiedziała wychodząc z kuchni
– Ja!? Artur, jeździłeś kiedyś?
– Nigdy – powiedział głośno, jednocześnie puszczając oko do kumpla.
Kaśka stała przy wyciągu i czekała na chłopaków. Długo ich coś nie było. Mam to w dupie, stok kusił gładką nawierzchnią. Zanim oni odbiorą sprzęt, ja już zjadę, pomyślała. Podeszła do okienka.
– Cześć, jestem Kaśka, koleżanka Sonii – zaczęła.
– Aa, jesteście, ładuj się na orczyk. Gdzie reszta? – Chłopak z budki wyjrzał przez okienko.
– Sprzęt dobierają, albo jeżdżą na ... jabłuszku. – Dziewczyna puściła oko do kasjera.
– A ty, panno, Minie - chłopak zrobił aluzję do myszki na kasku i desce – snowboard, tak? – Kaśka wzruszyła ramionami, skoro opierała się o deskę, to chyba nie dla szpanu. – Dobra, jak wjedziesz na górę, kieruj się na prawą stronę stoku, spodoba ci się – tym razem chłopak do niej mrugnął.
– Dzięki. – Zapięła deskę do jednej nogi i złapała pusty orczyk. Wjeżdżając rozglądała się dookoła. Cudowny śnieg, pogoda, jazda za free. Dojechała na górę. Tak, jak mówił chłopak na dole, poszła na prawo. Ja pierdzielę, ale trasa. Jej oczy chłonęły naturalnie nadsypane rampy. Był nawet pipe’y. Nieziemskie. Lśniły jej oczy. Kilu zapaleńców już szalało, śledziła tor ich jazdy. Jeden z nich właśnie wykonał efektowny obrót w powietrzu. Podeszła do trasy, kiwnęła głową kilku chłopakom, którzy stali i gadali w kółeczku.
– Laluniu, co tu robisz? To nie jest przedszkole, myszko – ze śmiechem parsknął jeden z nich. Jego kask lśnił szafirem, a trupia czacha, na jego przedzie, srebrzyła się złowrogo.
– Wiem i zastanawiam się właśnie, co tu robisz – odpowiedziała spokojnie.
Towarzysze „czachy” zagwizdali przeciągle
– No stary, ale ci myszka dogadała – odezwał się jeden z nich kpiąco.
– Taka jesteś mocna w gębie? – Wystartował do niej znieważony
– Nie tylko w gębie, jedziesz, czy nie masz jaj? – Odpowiedziała, kiwając jednocześnie w stronę trasy.
– Czas, czy pipe’y i ilość ewolucji? – Pozwolił jej wybrać, pewien, że w żadnej z konkurencji nie da sobie rady.
– Czas, ale zaliczamy rampy, ładnie się rozkładają, akurat na wyścig.
– Ok, jedziemy. – Zgodził się z kpiącym uśmiechem. – Jarek, zjedź, będziesz nam sędziował.
Wskazany chłopak bez słowa ruszył na dół. Gdy odmachał im z dołu, stanęli obok siebie
Kaśka ustawiła się w optymalnym, według niej, miejscu. Zapięła deskę i ruszyła do pierwszej rampy.
Marcin z Arturem, Rafałem, Michałem stali w kolejce do orczyków. Nagle, obok nich, wyhamował jakiś chłopak.
– Uwaga będą się ścigać! – Krzyknął do trzech gości stojących przed nimi w kolejce.
– Kto z kim? – Zapytali
– Picu z jakąś dupą. Myszka Mini normalnie, ma ją na kasku i desce.
– To Picu ją zmiażdży. Popatrzymy – zarechotali tamci.
– Moment, czy to nie… – Rafał spojrzał pytająco na Marcina.
– Tak. Kaśka. – Marcin roześmiał się pod nosem. – Cała ona. Dobra, to my też zostaniemy popatrzeć.
– A będzie na co? – Mruknął Rafał.
– Oj, będzie – zapewnił Marcin.
Wyszli z kolejki i stanęli nieopodal grupki chłopaków. Ten, który zjechał, odplatał chustę z szyi i zamachał nią nad głową. Dwa punkciki na górze ruszył. Patrzyli, jak zaczarowani, gdy ścigający się, jakby byli wcześniej umówieni, zgodnie wykonali identyczny skok.
– Synchroniczny ollie, ładnie – powiedział ten, który machał chustą.
– Tak, ale to pikuś, rozpędzają się, zobaczymy, co zrobią na wyższej rampie – mruknął inny. – Nieźle Picu, ładny Japan! – Krzyknął za chwilę.
– O ja pierdolę, ona zrobi… kurwa tak! – Emocjonował się drugi. – Zajebisty frontside.
Marcin parsknął krótko śmiechem.
– Ty, to na pewno nasza Kaśka? – Michał, jak zaczarowany, wpatrywał się w snowboardzistów.
Tymczasem, znowu oboje wykonali ten sam manewr.
– Co to, tym razem, było? – Dopytywał się Rafał.
– Method, zrobili method’a.
Kibice drugiej strony spojrzeli na chłopaka.
– Ona jest od was? – Zapytał jeden z nich.
– Tak. – Krótko potwierdził, dotąd milczący, Artur.
– Niezła. Dobrze sobie radzi na slalomie. – Odpowiedział chłopak z „przeciwnej” drużyny.
Faktycznie jechali teraz zakolami. Nagle na drodze Kaśki pojawił się jakiś chłopak z jabłuszkiem, nie wiadomo skąd się tam wziął, górka dla sanek był zupełnie, gdzie indziej. Nie było szans, aby wyhamowała. Jednak ich uszu dobiegł krzyk “padnij”, dzieciak na szczęście posłuchał przywarł plackiem do ziemi, a dziewczyna spięła się w sobie i wyskoczyła nad nim. Wylądowała zgrabnie parę metrów od jego skulonej sylwetki. Chłopak z czachą wyprzedził ją na prostej. Przed nimi była jeszcze jedna rampa.
– Teraz się rozstrzygnie. – Rzucił „sędzia”. – Piczu pięknie się wybił i chwycił tylną ręką za tylną krawędź, między wiązaniami. Stealfisch, ładnie, ciekawe, co ona…
Kaśka w zawrotnym tempie zbliżała się do zeskoku.
– Kurwa, jak ona, to zrobi, to ją zabiję – wysyczał Marcin.
Dziewczyna wybiła się wysoko i wykonała salto do tyłu, pewnie lądując mknęła do mety.
– Ja pierdolę – rozniósł się zbiorowy okrzyk.
Chłopak z czachą pierwszy dojechał do “mety”, Kaśka zaparkował trzy sekundy po nim. Powoli odpinała kask, miała zaczerwienione policzki od pędu i szeroki uśmiech na twarzy, podniosła gogle i schyliła się, aby odpiąć deskę. Przegrała, trudno. Zdarza się. Nagle przed oczami zobaczyła czyjąś dłoń.
– Szacun, jesteś świetna – to chłopak od sędziowania podawał jej rękę.
– Dzięki, ale twój kumpel wygrał – uścisnęła dłoń.
– Fakt – nagle otoczyła ją grupa jakiś chłopaków, domyśliła się, że to kumple tego od czachy – ale Picu, po pierwsze nie zrobił tak trudnych trików, jak ty, po drugie na bank by wjechał w tego chłopaczka – powiedział jeden z nich.
– Masz jaja kobieto. – Rywal przepchnął się do przodu. – Jak ci się udało wyminąć tego palanta?
– Kamień – wzruszyła ramionami – nie wiem, czy sobie deski nie uszkodziłam.
Marcin z chłopakami nadal stali z boku i czekali, kiedy Kaśka ich zauważy.
– To ostatnie, to salto, to było…– Artur zawiesił głos i spojrzała kumpla.
– Samobójstwo. Popisywała się, do tej pory może zrobiła ten trick dwa razy .– Marcin ciskał błyskawice oczami. – Zabije ją – chciał ruszyć w stronę dziewczyny. Ręka Artura osadziła go w miejscu.
– Ja to zrobię – zadeklarował.
Oddal deskę Rafałowi i podszedł do grupki otaczającej Kaśkę. Picu, czy jak mu tam było, uśmiechał się do dziewczyny, jakby była nagrodą. Ten który sędziował wyciągnął skądś aparat.
Artur przebił się do przodu i obrócił brunetkę do siebie. Zaskoczona, zachwiała się.
– Fajnie, że wygrałaś, czy coś tam, ale Marcin cię zabije, a ja mu w tym pomogę. Prawie zawału dostałem! Ledwo cię poznałem, a ty chcesz na chirurgii wylądować! Zapomnij! Nie przed naszym pierwszym pocałunkiem. – Puścił ramiona dziewczyny, w jedna rękę złapał snowboard, w druga wsadził sobie dłoń Kaśki. – Idziemy. Koniec sesji.
Poszła za nim kompletnie osłupiała. A w głowie, tłukło się jej wypowiedziane przez niego ostatnie zdanie. Kompletnie nie pojmowała jego sensu.
31 Grudzień 1995
Kaśka stała na dole stoku i patrzyła na wolno sunącego w dół na desce Artura. Fajnie się prezentował, miał świetnie zgrane ruchy ciała. W ogóle był jakiś taki ... proporcjonalny. Wysoki, gibki, nie za chudy, nie za gruby. Do tego dochodził szeroki, zabójczy uśmiech. Ciemne półdługie włosy, piwne oczy i cała zarąbiście seksowna reszta. Kaśka złapała się na tym, że od kilku dni nie pomyślała w ogóle o Sebastianie, swojej wielkiej platonicznej miłości, a to już był sukces wart odnotowania. Artur ją podrywał, nie, nie zdawało się jej, chyba. Od czterech dni zawsze był obok. Dosłownie. Na stoku, przy posiłkach, wieczornych imprezach, kiedy pili, tańczyli albo po prostu gadali ze sobą. A rozmawiali o wszystkim. Filmy, książki, muzyka, wiara, plany na przyszłość, ulubione potrawy. Wszystko. Zrozumienie w pół słowa, magia chwil, myśl, że to się nie skończy tylko na wspólnym, jednym wyjeździe. Nieśmiała nadzieja, że może coś więcej, bardziej, dłużej. Nic nie deklarowali. Ale te wszystkie nie dopowiedziane słowa, nie dokończone sugestie gęstniały między nimi. Z jednej strony Kaśka czułą ekscytację i motyle w brzuchu, z drugiej bała się, że być może, to tylko jej nad wyraz bujna wyobraźnia.
– Ale się zamyśliłaś! – Artur zatrzymał się na desce chwytając ją za ramiona. Podskoczyła zaskoczona. – O czym tak myślisz, moja piękna?
– Że jesteś bardzo pojętnym uczniem – mimowolnie uśmiechnęła się do niego szeroko. – Świetnie sobie radzisz.
– Na desce? – Kaśka kiwnęła potakująco głową. Nie była w stanie odpowiedzieć, bo chłopak nadal „trzymał ją w ramionach”, a jego twarz była niepokojąco blisko. – Bo mam świetną nauczycielkę. Szkoda, że nie potrafi mnie nauczyć jeszcze czegoś – zawiesił głos.
– Czego? – Wydusiła z siebie
– Cywilnej odwagi, aby powiedzieć coś komuś. – Jego spojrzenie wwiercało się w nią intensywnie.
– To coś, ugh, miłego? – Niespodziewanie, dla samej siebie, Kasia się zająknęła.
– Tak, wydaje mi się że tak. – Pokiwał poważnie głową.
– To powiedz, do miłych rzeczy nie trzeba mieć szczególnej odwagi.
– A, jeśli dla tej osoby, to nie będzie miłe? – Dopytywał Artur.
– Nie dowiesz się, dopóki nie powiesz. – Odpowiedziała cicho. Nie do końca pewna, o czym właściwie teraz mówią.
– No właśnie. I wracamy do punktu wyjścia. Dodasz mi odwagi? – Już nie tylko trzymał ją za ramiona, co trzymał ją w ramionach. Kaśce zabrakło tchu. Usta Artura były tak blisko, że czuła jego delikatny oddech na policzku. I choć, to on miał nadal na nogach deskę, a ona stała na własnych nogach, to gdyby jej nie trzymał tak mocno…
– Artur! Kaśka! Chodźcie, dziś Sylwek, trzeba się zbierać! – Głos Michała wyrwał ich w sekundzie z prywatnego mikrokosmosu.
Artur stał na krześle i zawieszał na lampie pęk serpentyn podanych mu przez Kaśkę. Kasię, Katarzynę – każda z odmian tego imienia mu się podobała. Ona mu się podobała. Cała. Począwszy od czarnych włosów zaplecionych w warkocz, poprzez zielone oczy, lekko zadarty nos, śliczny kolor rumieńców, gdy czuła się zakłopotana. Uwielbiał to, że była niewysoka i idealnie wpasowywała by się w jego zagłębienie na wysokości ramienia, że miała cudny biust i tyłek. Paznokcie u stóp pomalowane na czerwono. Ale najbardziej ściskało go gdzieś w środku, gdy uśmiechała się do niego, o tak, jak teraz. Odetchnął głębiej. Teraz już wiedział czemu Misiek dostał świra na jej punkcie. Nie zamierzał mu ustępować. Tu nie obowiązywało prawo pierwszeństwa, co wypomniał mu wczoraj wieczorem Michał. Mógł sobie ją spotkać, jako pierwszy, ale to do niego uśmiechała się w tej chwili.
– To już ostatnie tutaj – zorientował się, że dziewczyna mówi do niego.
– Ok. Coś, gdzieś, jeszcze? – Zeskoczył z krzesła i usiadł na nim okrakiem, oparł przedramiona o oparcie.
– Starczy i tak jest świetnie – odpowiedziała rozglądając się dookoła.
– Ty jesteś świetna – powiedział, spojrzał na nią uważnie, patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Odważył się i przyciągnął ją rękoma do siebie. Oparła swoje dłonie o jego barki. Zadarł lekko głowę. Patrzyli na siebie intensywnie. Prawie nie oddychał czekając na to, co powie.
– Właśnie odebrałem telefon od moich rodziców – Artur usłyszał głos Marcina. Wchodził do jadalni. Kaśka wysunęła się z jego objęć i obróciła w stronę kumpla. – Macie wszyscy życzenia noworoczne, a my mamy nie szaleć bardziej, niż zwykle – Marcin zatrzymał się obok nich i szturchnął Kaśkę.
– Dzięki, życzyłeś im tez ? – Zapytała dziewczyna
– Jasne. A ty, masz to – Marcin nachylił się do Kaśki i cmoknął ją głośno w policzek – od Sebastiana. Miało być gdzie indziej, ale nie będę robił sensacji – błysnął uśmiechem. – Kiedyś będę do ciebie mówił bratowa – wycelował w nią palec. Odwrócił się i poszedł do Sonii. Bez żadnego skrępowania pocałował dziewczynę prosto w usta.
Artur opuścił ramiona i ze świstem wypuścił powietrze. Na policzkach Kaśki wykwitły piękne rumieńce. Wyglądała uroczo, ale nie dla niego. Jak idiota, nie zapytał, czy może kogoś ma. Nawet tego nie założył.
Kaśka szalała na parkiecie z Rafałem. Tańczyła już z Miśkiem, Marcinem, Norbertem, Arkiem, Tofim, Przemkiem, no dobra z wszystkimi facetami. Wszystkimi, oprócz Artura. Siedział, stał, gadał, tańczył omijając ją szerokim łukiem. Przesłyszała się, wtedy, przy krześle? Może, to tylko, jej wyobraźnia usłyszała „jesteś świetna”. Może mówił o sali, wystroju, tak jak sekundę wcześniej ona. A to, że ją przyciągnął do siebie nic nie znaczyło. Widocznie tak było. Albo się rozmyślił, bo cały wieczór udaje, że jest powietrzem. Bolało. Bolało bardziej, niż mogła się spodziewać. No nic, przeżyje, jak zawsze. Taki chłopak nie mógł się zainteresować kimś takim jak ona. Nawyobrażała sobie za wiele. Kaśka oparła się o filar koło wyjścia z jadalni. Artur tańczył z Olą. Pasowali do siebie. Oboje wysocy, smukli. Długie, rozpuszczone, blond włosy dziewczyny ślizgały się po ramieniu chłopaka, muskając jego goła skórę. Śmiali się głośno do siebie. Pomyliła się.
– Jest jeszcze sałatka? – Rafał nagle stanął przed Kaśką.
– Chyba tak, sprawdzę w lodówce. – Odkleiła się od ściany i ruszyła w stronę wejścia do kuchni.
– Chodźmy po kurtki! – Wykrzyknął Arek, jednocześnie ściszając muzykę – Za dziesięć minut północ. – Wszyscy ruszyli w stronę holu.
Kaśka nie zmieniła kierunku. Weszła do kuchni, otworzyła lodówkę. sałatka stała w salaterce. Spokojnym krokiem wróciła do jadalni i postawiła naczynie na stole. Nikogo już nie było. I dobrze. Hol też był pusty, słyszała śmiechy i okrzyki na zewnątrz. Nieważne, impreza straciła urok. Ciągle przed oczami miała Artura z Olą. Niech świętują. Dla niej mógłby być nawet koniec świata. Niewiele ją to obchodziło. Zawróciła i poszła do swojego pokoju. Jak na ironię dzielonego z Olą.
Na dole trwało chóralne odliczanie. Kaśka narzuciła na siebie kurtkę i wyszła z pokoju na balkon. Oparła się o balustradę i zapatrzyła w rozgwieżdżone niebo. Osiem, siedem, sześć, pięć , cztery, trzy, dwa, jeden…
– Szczęśliwego nowego roku Kasiu.
Podskoczyła wystraszona. Obróciła się. W balkonowych drzwiach stał Artur.
– Szczęśliwego – odpowiedziała po prostu. Umysł pracował gorączkowo. Co on tu robi? Postanowiła zapytać, lekki szum w głowie dodawał odwagi. – Co tu robisz?
– Składam ci życzenia. Nie było cię na dole. - Pokonał dzieląca ich odległość i oparł się plecami, obok Kaśki o balustradę.
– Nie zdążyłam. – Skłamała.
– Słaby tekst. Nie bujaj. Czemu cię nie było? – Odwrócił się do niej.
– Nie wpasowałam się nastrojem.
– Acha, jesteś smutna? Czy zła? – Wzruszyła ramionami. – Odpowiedz. Szczerość za szczerość. – Poprosił poważnym tonem.
– I to i to.
– To tak, jak ja. Też się nie wpasowałem, jak widać. – Stał wpatrująca się w nią .
– Telepatia. – Wbiła dłonie w kieszenie kurtki, bo nagle nie wiedziała, co z nimi zrobić.
– Tak. – Zaczerpnął tchu. Delikatnie pogładził policzek dziewczyny kciukiem. Zadrżała. Opuścił rękę i wciągnął mocny haust powietrza. – Dobra, zapytam, póki mam odwagę i odpowiednią ilość procentów we krwi – zmarszczyła brwi – nie martw się, nie jestem pijany. Do tego stanu jeszcze mi brakuje. Kasia masz kogoś?
– Nie – raz kozie śmierć, pomyślała.
– A, brat Marcina? – Drążył.
– Nie! Coś ty! On jest starszy i w ogóle. Chodzi ci o życzenia? – Olśniło ją nagle. Kiwnął głową. – To nic nie znaczyło, to były wygłupy. Seba się mną nie interesuje. Ani, ja nim – dodała z naciskiem.
– To dobrze – nagle Artur znalazł się bardzo blisko dziewczyny. A jej twarz została otoczona jego dłońmi. – Bardzo dobrze. Bo ja się interesuje. Tobą, nie Sebastianem. Jak wariat , szaleniec, na całej linii. Pochłonęłaś mnie całego. Wszędzie cię widzę, czuję twój zapach na mojej poduszce, choć to niemożliwe. Cudnie pachniesz. Cholera! Chciałem powiedzieć coś pięknego i spieprzyłem. Ja po prostu…
– Wiem – uśmiechnęła się do niego promiennie – wiem. Ja też, po prostu…
– Wszystkiego najlepszego kochanie, ten rok będzie nasz – usta Artura pokonały ostatnie milimetry dzielące ich od siebie.
Pierwszy pocałunek był niepewny, niezdarny. Delikatnie poznawali swój smak. Po chwili ręce chłopaka przyciągnęły Kaśkę mocno do siebie, a usta natarły gwałtowniej. Gdy poczuła jego język ugięły się pod nią nogi. Dobrze, że w pionie trzymały ją obejmujące ramiona i balustrada. W końcu oderwali się od siebie.
– Chodźmy na dół – wychrypiał Artur – bo za moment cię nie wypuszczę. Musimy zatańczyć.
Zeszli do jadalni ciasno objęci. Na moment zapadła cisza, ale szybko minęła. Rafał uniósł piwo w geście aprobaty, Marcin kciukami pokazał „ok.”. Misiek wypił na szybko kielicha.
– Tańczymy? – Chłopak wyszeptał Kaśce do ucha, jednocześnie lekko całując płatek. Skinęła głową.
Zamienię każdy oddech w niespokojny wiatr
By zabrał mnie z powrotem - tam, gdzie masz swój świat
– Nasza piosenka. – Kaśka wtuliła się mocno w Artura. Tak, jak podejrzewał, idealnie wpasowała się w zagłębienie jego ramion.
Kaśka, wrzesień 2008
Skończyliśmy śpiewać, w międzyczasie dołączył do nas Arek. Wiedziałam, że to oznacza, iż Artur też przyjechał. Nie myliłam się. Wszedł w krąg światła. Poczułam nagły przypływa adrenaliny. Zabrakło mi na sekundę powietrza. A niby byłam przygotowana, głupie zaklinanie rzeczywistości. Wyglądał ... wyglądał, jak kiedyś. Żadnej łysiny, czy brzuszka piwnego. Cholera! Pomyślałam o swoich dodatkowych kilogramach, krótkich włosach, workach pod oczami, zmarszczkach...Stop! Przecież nie przyjechałam tu na konkurs miss, ani dla Artura. Jednak odruchowo poprawiłam włosy. Głupi odruch. Artur serdecznie witał się z chłopakami, wylewnie z dziewczynami. Ja cichutko siedziałam sobie w moim kąciku. Może mnie nie zauważy.
– A, ty nawet tyłka nie ruszysz żeby mi rękę podać? Królowa na tronie - Nagle wyrósł przede mną z ironicznym uśmiechem. Niby żartował, jednak ja znałam ten rodzaj uśmiechu. Mówił: wywyższasz się, zawsze uważałaś, że jesteś ode mnie lepsza.
– Artur ten tekst – zaczął ostrzegawczo Rafał, ale mu przerwałam.
Odrzuciłam koc z nóg i sięgnęłam po kule. Oparłam się na nich i wstałam. Miałam świadomość, że wokół nas zapadła cisza. Dopiero, gdy pewnie stanęłam na zdrowej nodze podniosłam głowę i spojrzałam na Artura. Jego mina była ... bezcenna. Chyba dotarło do niego na jakiego idiotę wyszedł.
– Ależ oczywiście, że dla ciebie wstanę, nawet z trumny, gdybyś przypadkiem przyszedł na mój pogrzeb. Ani w życiu ani po życiu, nie odważyłabym się ciebie zlekceważyć. Cześć Artur – wyciągnęłam w jego kierunku dłoń. Chwycił ją bez słowa i opuścił wzrok. Mruknął coś pod nosem o bagażach i zniknął w otaczającej nas ciemności.
– Palant – prychnął Rafał obok mnie. – Siadaj Kaśka.
– Spoko, nie wiedział - wytłumaczyłam mojego eks odruchowo. Rafał w odpowiedzi ponownie prychnął. Nagle każdy zaczął udawać, że ma coś pilnego do załatwienia. To by było na tyle ze spotkania, bez wzajemnych pretensji i w miłej atmosferze. Mówiłam Marcinowi, że to nie jest dobry pomysł abym tu przyjeżdżała. Ja i Artur w jednej czasoprzestrzeni nadal było mieszanką wybuchową.
Po chwili ktoś znowu wcisnął mi gitarę do ręki. Zażądali, abym zagrała „Małgośkę” adekwatny kawałek, szczególnie, gdy doszłam do refrenu „Małgośka mówią mi, on nie wart jednej łzy, oj głupia ty, głupia ty”. w sumie nie ważne było, którego ze swoich eks miałam na myśli, pasowało do obu.
Artur, wrzesień 2008
Wszedłem do mojego pokoju i ciężko usiadłem na łóżku. Zrobiła ze mnie idiotę. Wyszedłem na skończonego dupka. Na własne życzenie zresztą. Ma coś z nogą. To dlatego siedziała na tej huśtawce, a wszyscy wokół niej skakali. I pewnie dlatego, Marcin wspominał w rozmowie przez telefon, że nie wie, czy Kaśka w ogóle będzie. No ale, ten złośliwy tekst mogła sobie darować. O pogrzebie i w ogóle. Jednak z drugiej strony, należało mi się. Roześmiałem się pod nosem. Nie nauczyłem się przez tyle lat, że jej nie przegadam. Zawsze potrafiła mi utrzeć nosa. Dzisiaj też. Trzeba będzie przeprosić. Czułem się znowu, jak nastolatek. Dorosły facet, a nie potrafi się zachować w towarzystwie swojej pierwszej miłości. Żenujące. Czego ja się spodziewałem, że rzuci mi się na szyję? Zacząłem się głośno śmiać sam do siebie.
– Co ci tak wesoło dupku? – W otwartych drzwiach pokoju stanął Rafi.
– Nadal chcesz być ze mną w pokoju? – Opanowałem wesołość.
– Zastanawiam się – podał mi piwo i rozwalił się na drugim fotelu. – Ale do wyboru mam Miśka, bo Arek jest z Tomkiem.
– Jesteś na mnie skazany – wycelowałem w niego butelkę.
– Nooo. Stary – zawiesił głos i spojrzał na mnie bardzo poważnie – odpuść Kaśce. Stare dzieje, a ona naprawdę potrzebuje się wyluzować.
– Idiotycznie wyszło. Chciałem być zabawny, a wyszedłem na nadętego buca. Przeproszę ją na osobności.
– Przeproś. Ale nie przestawiaj w życiorysie. Przez słowo odpuść, nie miałem na myśli tylko złośliwości, nie mieszaj jej w głowie.
– Ja? – Zapytałem zdziwiony.
– Tak. Ty. Ta impreza, nie ma prawa się dla was skończyć, jak te wcześniejsze, po waszym rozstaniu. Czas dorosnąć.
– Ej! – Oburzyłem się. – Do tego zawsze trzeba było dwojga
– Zostaw ją. Proszę – Rafał spojrzał na mnie ze złością i wyszedł, zostawiając niedopite piwo na stoliku. Nie wiem, czy zdawał sobie sprawę, że bardziej podpuścić mnie nie mógł.
Rihanna i Shakira? Uwielbiam tę piosenkę! Wiem, że nie skomentowałam nawet poprzedniego odcinka o rycerzu Tomku i chorej sierotce Adzie... Wstyd mi za to, ale postaram się przeczytać to, co tym razem nam zafundowałaś i zostawić po sobie jakiś marny ślad.
OdpowiedzUsuńhej :)
UsuńRozczaruję Cię, tytuł został nadany na długo wcześniej, niż świat usłyszał piosenkę tego duetu xd. Ale w sumie...coś w niej jest, tekst całkiem pasuje do sytuacji bohaterów :)
Trzymam za słowo i czekam w takim razie na komentarz :D
P.S. a teraz prywata... kiedy ósemka u Ciebie ??!!
A widzisz, już myślałam, że zabłysnę elokwencją, a tu klapa. Czyli byłaś pierwsza :) Przeczytałam więc na pewno pojawię się, może nawet pod koniec tygodnia.
Usuń8 to chyba nie jest moja szczęśliwa cyfra, bo rodzę ten rozdział w bólach, a mam ledwie akapit. Nie chcę publikować czegoś na odczepne (to opowiadanie i tak z góry jest skazane na porażkę), więc powolutku liczę na to, że wreszcie coś na kształt rozdziału mi wyjdzie :)
Jakże się cieszę, że jest coś nowego. Nowi bohaterowie wkręcili mnie tak jak ci starzy, w poprzednich historiach. Może trochę bardziej? Jestem bardzo ciekawa dalszego rozwoju akcji. Czekam z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńM.
Witam,
Usuńsuper przeczytać, że nowe postacie zaintrygowały, a ich historia wzbudziła zainteresowanie. Przyznam, że wcale się tego tekstu nie pisało łatwo. Ciągle poprawiałam xd.
Zapraszam za dwa tygodnie na ciąg dalszy.
Pozdrawiam.
"Ty jesteś świetna"-ach, skąd ja to znam? :D jestem bardzo ciekawa czemu w przeszłości nie udało się Arturowi i Kaśce. A tym tekstem o królowej mógł sobie darować, pomimo, że nie wiedział o jej kontuzji. Może jednak na tym spotkaniu odbudują wszystko na nowo? Byłoby cudownie. Pozdrawiam i czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńhej:)
UsuńCzyżbym uruchomiła jakieś wspomnienia? xd.
Musisz się ze swoją ciekawością wstrzymać jeszcze trochę. Wszystkiego się dowiesz. No, może oprócz tego, czy "odbudują" :D. Na trzecią część trzeba będzie zaczekać troszkę dłużej.
Pozdrawiam.
Zawsze jak zaczynam czytać jakieś nowe opowiadanie, zastanawiam się, jakbym odnalazła się w towarzystwie bohaterów. Robię to podświadomie. Gdybym miała spotkać Kaśkę i Artura, to żadnego z nich bym nie polubiła, nie zaprzyjaźniłabym się z nimi. Osoby takie jak oni po prostu toleruję XD Oboje sprawiają wrażenie upartych i takich, którzy zawsze muszą mieć rację. Chociaż jeśli chodzi o opowiadanie, to takie charaktery wszystko nakręcają i na pewno nie będzie nudno. Gdybym jednak miała wybrać... Chyba jednak Artur. Koleś mógł nie wiedzieć, że Kaśka ma coś z nogą, w pierwszym momencie pomyślałam, że przegiął z tą królową, ale kiedy Kasia mu odpowiedziała, to nie miałam wątpliwości, że rzeczywiście jego słowa miały głębsze znaczenie. Z tego, co wywnioskowałam, to chyba nie był pierwszy raz, kiedy pasują humor też innym znajomym. Hej, to nie fair wobec nich! Powinni się ogarnąć. Nie, naprawdę, chyba ich nie polubię do końca :P
OdpowiedzUsuńA z takich spraw technicznych, oprócz tego, że zjadłaś kilkadziesiąt kropek, to... pogubiłam się w bohaterach. W zasadzie tylko Kaśkę i Artura "załapałam" od razu (ale oni byli "podpisani"), trudno mi było ogarnąć ten tłum, może też przy charakterach K. i A. po prostu giną.
Pozdrawiam! :)