piątek, 7 grudnia 2012

Rozdział czwarty



We wtorek, gdy Anita wyszła z klatki, Konrad, ubrany w ciemnoszarą, filcową kurtkę, którą dla niego wybrała na ich „wspólnych” zakupach, czekał oparty o maskę samochodu. Szare niebo rozjaśniał tylko padający lekko, drobny śnieg.
 – Witam. – Krótko rzuciła Anita, wściekła się na swoje głupie tętno, które przyspieszało niespodziewanie w obecności zielonych oczu Steca. Po raz setny pomyślała jak wytrzyma pięć godzin jazdy w jednym samochodzie. Mieli przed sobą ponad trzysta pięćdziesiąt kilometrów. Do tego spędzą w swoim towarzystwie dwa dni, bo wracają dopiero jutro. Anita dziękowała przyjaznym siłom wyższym, że Karina nie odmówiła wyjazdu. W gruncie rzeczy nie musiała jechać, bo wizję lokalną zrobiła jeszcze za czasów Tomasza. Jednak Anita przekonała ją, że nowy architekt może mieć całkiem inny pomysł na całość projektu i dobrze, by było, gdyby zdecydowała się na wyjazd. Tym samym, dla spokoju własnej duszy i trzymania emocji na wodzy zaklepała sobie, nieświadomą niczego, przyzwoitkę.
 – Dzień dobry. – Odpowiedział Konrad, jednocześnie lustrując Anitę wzrokiem. Pierwszy raz miał okazję oglądać ją „na luzie”. Miała na sobie ciemne spodnie, buty trekingowe i sportową, narciarską kurtkę. Spod śmiesznej czapki, która na przodzie miała wyszytą krowę, a z tyłu wisiał jej długi ogon, wystawał spleciony warkocz. Ten strój całkowicie odmienił „panią prezes”. Wyglądała dziewczęco, wręcz uroczo. Nawet spojrzenie brązowych oczu jakby złagodniało. – Zaczyna prószyć, pierwszy śnieg. Dawno nie widziałem tego zjawiska.
 – Faktycznie, odwykł pan od niskich temperatur. Dubaj, to inny świat o tej porze roku. – Powiedziała, otwierając bagażnik. Konrad, płynnym ruchem odebrał jej małą walizeczkę na kółkach i wrzucił również swoją. – Dziękuję, mamy prawie identyczne walizki. Tej torby pan nie wkłada? – Zapytała ruchem ręki, wskazując na pakunek trzymany przez Steca.
 – Nie, mamy długą drogę przed sobą, a tutaj mam laptopa. Przyda mi się w czasie podroży.
 – Woli pan serfować po sieci niż patrzeć jak kobieta prowadzi?
 – Nie mam problemu z kobietą za kierownicą. Swego czasu, najlepszym kierowcą jakiego znałem, była moja znajoma, zresztą pani imienniczka. Nikt lepiej nie prowadził od Anity. Była królową szos w swoje błękitnej strzale, czyli Cinquecento rodziców. – Konrad mówił dalej, na całe szczęście nie patrząc na Vetterową, która zbladła. – Usiądę sobie cichutko z tyłu i pooglądam dokładnie dokumentacje zdjęciową, która wczoraj wieczorem dostałem na maila od Rafała. Z tego co mi mówił, to fotografie wykonane były latem, więc pozwolą mi spojrzeć na miejsce budowy innym okiem.
 – Ach , tak – mruknęła Anita, której powolutku wracały kolory na twarz. – To teraz, po drodze, zabierzemy tylko Karinę – dodała głośniej. Dorzuciła do bagażnika kurtkę i czapkę, brunet swoje nakrycie i wyruszyli spod bloku w drogę.

***

          Przez całą podróż Konrada właściwie nie było. Anita od czasu do czasu zerkała w lusterko. Steca całkowicie pochłonęły materiały przesłane przez Rafała. Choć ze trzy razy napotkała odbicie jego zielonych oczu. Z Kariną prowadziła cichą rozmowę o niczym . Właściwie Anita nie lubiła rozmawiać, gdy prowadziła. Wołała słuchać muzyki. Teraz też wybrała mp3 z saksofonowymi utworami Kenny G. Odkąd pamiętała uwielbiała tę płytę, a podczas jazdy była, to dla niej wręcz konieczność.
 – Przepraszam pani prezes, ale kto to gra? – W pewnym momencie zapytała Karina.
 – Kenny G, z płyty The Moment, piosenka ma taki sam tytuł. - Z tylnego siedzenia odezwał się Konrad, uprzedzając Anitę. – Dawno nie słyszałem tego kawałka. Raczej jest zapomniany, a Kenny jest wirtuozem saksofonu i fletu.
 – O! Czyli nie tylko szefowa zna tego wykonawcę – podsumowała Karina.
 – Kiedyś, często sam słuchałem jego kawałków albo słyszałem jak ktoś je słucha – mężczyzna spojrzał w lusterko i jego wzrok skrzyżował się ze wzrokiem Anity. Blondynka czuła, że musi coś powiedzieć, bo właśnie zaczyna mieć pod nogami trochę grząski grunt. Konrad w lusterku zmarszczył brwi, jakby się nad czymś zastanawiał.
 – Ja poznałam Kenny'ego dzięki mojemu mężowi – odpowiedziała szybko. Jakże łatwo było skłamać. – Wcześniej nie znałam tego wykonawcy – dorzuciła jeszcze lekkim tonem. Stec spojrzał zdziwiony i nieznacznie pokręcił głową, jakby odganiał od siebie natrętna myśl. Anita odetchnęła w duchu. – Zatrzymamy się na stacji, mają tutaj dobre zestawy obiadowe. – Zaproponowała.
 – Królestwo za kawę – odpowiedział Konrad, a Karina przytaknęła mu skwapliwie.

         Gdy posileni obiadem i wzmocnieni kawą, ruszyli w dalszą trasę, Konrad z Kariną zamienili się miejscami. Anita poczuła, jakby momentalnie przestrzeń w aucie zmniejszyła się w znaczący sposób. Kiedy zmieniała biegi, miała wrażenie, że od uda Konrada bije żar. Czuła wyraźnie zapach jego perfum, cały jej świat zapachów, był wypełniony tylko nim. Wbijała wzrok w drogę przed maską samochodu, byleby tylko nie patrzeć w jego stronę. Miała dobrą wymówkę, bo im bliżej byli Świnoujścia tym śnieg sypał co raz gęściej.


***

          Konrad po zamianie miejsc z Kariną mógł do woli, bezkarnie patrzeć na profil Anity. Ona nie zerkała na niego w ogóle, uporczywie wbijała wzrok w drogę przed nimi. Faktycznie, warunki do jazdy robiły się fatalne. Samochód nie jechał, a sunął po białym puchu, pomimo tego Stec czuł się bezpieczny z blondynką za kierownicą. Przyjrzał się jej uważnie. Miała prosty nos, który u kogoś mógłby się wydawać odrobinę za duży, a u niej wyglądał arystokratycznie. Mocno zarysowany, szpiczasty owal twarzy z wystającymi kośćmi policzkowymi. Pełne usta pociągnięte beżowym błyszczykiem. Oczy ocieniały gęste, ale nie długie rzęsy. Nie miała na sobie makijażu, oprócz błyszczyka i tuszu na rzęsach. Brązowe oczy uważnie lustrowały drogę. Z warkocza wysunął się jej kosmyk blond włosów. Konrada kusiło, żeby go poprawić i wsunąć za ucho dziewczyny. W myślach czuł miękkość przesuwającego się pasemka między jego palcami. W rzeczywistości nie odważył się na to oczywiście. W pewnym momencie Vetter potarła kciukiem nasadę nosa. Ten gest wydał mu się bardzo znajomy. W głowie nieprzyjemnie kuła go jakaś myśl, jakieś skojarzenie chciało się wydostać na zewnątrz, ale Konrad nie potrafił go uchwycić, ciągle mu się wymykało. Nagle dotarło do niego, że tak jest w obecności Anity. Coś ciągle mu brzęczy w głowie, obija się jak mucha zamknięta za szybą, nie potrafiąca się wydostać na zewnątrz, choć trawa i kwiaty są tak blisko. Sam zaskoczył siebie pytając blondynki
 – Zmęczona? Może poprowadzę ja albo pani Karina?
 – Dzięki za propozycję. – Anita zaprzeczyła kiwnięciem głowy. – Dam radę, już nie daleko. A poza tym nie miałabym, gdzie zjechać, pobocze jest zasypane, piaskarki ani śladu, a za nami i przed nami sznur aut. Kiepskie warunki. Ale dziękuję za propozycję. – Odwróciła się w jego stronę i pierwszy raz od dłuższego czasu popatrzyła na niego. – Może pan zmienić płytę? W schowku jest pudełko. Przydałoby się coś bardziej energetycznego.
 – A może radio?
 – O, może być – wyciągnęła dłoń w kierunku przycisku tuner, w tym samym momencie co Konrad. Ich palce spotkały się na klawiszu. Anita poczuła jak prąd przechodzi jej od tego palca, aż do pięt. Tętno i ciśnienie w momencie podskoczyły. Cholera, zaklęła w myślach, czy on nadal, po tylu latach musi tak na mnie działać. Szybko cofnęła rękę. Brunet spojrzał na nią znacząco, jakby i on poczuł ten przepływ energii i wcisnął przycisk. Z głośników popłynął głos prowadzącego audycję.
 – ...a teraz letnia Shakira w ten śnieżny dzień i jej Addicted to you.
Z głośników rozeszły się pierwsze takty piosenki.
 – Rozumiem tytuł – odezwała się nagle Karina. – I chyba ona śpiewa właśnie o tym , że jest od niego uzależniona? Nigdy nie sprawdziłam słów tej piosenki, nie znam hiszpańskiego.
 – Ja znam hiszpański – odpowiedziała jej Anita. – Przetłumaczę pani, to całkiem niezły tekst. – W miarę wyśpiewania słów, przez boską Kolumbijkę, zaczęła tłumaczyć:

Pewnie to ta woda, której używasz
lub ta w której się kąpiesz.
Ale najmniejsza rzecz, którą robisz
jest dla mnie wyczynem.
Całowałeś mnie w tamtą noc
jakby to był jedyny dzień twoich ust
Zawsze kiedy wspominam.
Czuję w piersi ciężar skały
To te twoje oczy brązowe
o zielonkawym odcieniu
To ta twoja dziecięca buzia
i ten nerwowy uśmiech.
Jesteś moim uzależnieniem
twa skóra jest mym nałogiem.
Skarbie jesteś moim uzależnieniem
chcę byś pozwolił siebie kochać.
Jesteś moim uzależnieniem
twa skóra jest mym nałogiem.
Skarbie jesteś moim uzależnieniem
chcę byś pozwolił siebie kochać.
Z czystej przyjemności by się unieść
teraz gdy porwał mnie prąd
już nie mogę ani spać ani jeść
jak to czynią porządni ludzie
Twe wspomnienie pozostało
wpięte jak brosza w poduszkę.
A ty natomiast pamięć masz słabą
i nie pamiętasz o niczym.
Te twoje męskie dłonie,
zapach twoich pleców
I to co nie nazwane
a zdobyło twoje spojrzenie.

 – Świetny tekst, faktycznie – podsumowała Karina, gdy Anita skończyła.
 – I znowu facet wyszedł na świnię – dodał Konrad.
 – Czy ja wiem? – Na głos zastanowiła się Vetter. – On jej po prostu nie zapamiętał. Jej osoba nie była dla niej tym, kim on był dla niej. Nie wiem, czy to świństwo, takie jest życie. A poza tym świetnie się tańczy do tej piosenki. I proszę dojechaliśmy. Jeszcze tylko przeprawa promem, przebicie się przez miasto na drugą stronę i jesteśmy na miejscu – zakończyła rozmowę Anita.

***

         Anita ustawiła się w kolejce aut do wjazdu na prom. Statek tyle co podpłynął i na razie zjeżdżał z niego sznur pojazdów. Nagle czyjaś dłoń zastukała w szybę od strony kierowcy. Wszyscy w samochodzie podskoczyli. Anita uchyliła okno.
 – Słucham? – Zapytała oficjalnym tonem.
 – No wiesz, tak oficjalnie do mnie? – Uśmiechnięta, zarośnięta twarz, oszroniona od śniegu pokazała się w otwartej przestrzeni.
 – Krzychu! – Anita momentalnie się wyluzowała. – Co ty tu robisz? Wjeżdżasz też?
 – Nie, kieruje ruchem – chłopak puścił do niej oko. – Wyjedź powoli, wjedziesz pierwsza.
 – Jak to ruchem kierujesz? – Blondynka była szczerze zdziwiona.
 – Pracuję tutaj. Oj, wyjeżdżaj z tej kolejki. Jesteś pojazd uprzywilejowany dla mnie. I zamykaj okno, bo ci pasażerów wywieje. – Głowa Krzycha, jak go nazwała Anita zniknęła . Kobieta posłusznie wyjechała i ruszyła za przewodnikiem.
 – Znajomy? - Konrad rzucił w przestrzeń auta. Anita jawiła mu się jako niedostępna księżniczka, a tu , ten cały Krzychu, rozmawia z nią jak z koleżanką z piaskownicy. W biurze wszyscy o pani prezes wyrażali się z wielkim szacunkiem, a nawet z jakimś dystansem. Wiedział z rozmów z pracownikami, że pomimo tego, iż wszyscy w firmie byli w zbliżonym przedziale wiekowym, poza Wiktorem, nie zawracali sobie głowy oficjalnymi zwrotami, to do Anity nikt nie odważył się zwrócić „per ty”. Nikomu zresztą tego nie zaproponowała. Po imieniu mówiła sobie tylko z Jowitą i poprzednim, głównym architektem, ale z nimi zakładała firmę. On sam, choć był człowiekiem bezpośrednim, nie potrafił nawet zaproponować Anicie przejścia na „ty”. Ta kobieta wytwarzała wokół siebie dziwne pole, które nie pozwalało nawet o tym pomyśleć. A tu, na promie, jakiś facet, puka w okienko i wali prosto z mostu. Konrada gdzieś to zakuło.
 – Tak. Dobry, stary znajomy – odpowiedziała mu. – Niesamowity facet. Pracowaliśmy kiedyś razem.
Ta odpowiedź, całkowicie zbiła Konrada i zamknęła mu usta. Karina zresztą też była zaskoczona. Tymczasem Krzychu przewodnik, przeprowadził ich przez cała długość promu i Anita zaparkował gładko po jego drugiej stronie. Wyłączyła silnik.
 – Nie wiem jak państwo, ale ja z przyjemnością wyprostuje nogi. Ktoś jeszcze chętny na płaszcz? - zapytała Vetter.
 – Tak, ja na pewno – odpowiedział Stec. – A pani? – zwrócił się do Kariny.
 – Ja również.
         Anita otworzyła bagażnik i w szybkim tempie zarzucili na siebie coś cieplejszego. Śnieg co prawda przestał padać tak gęsto, jak wcześniej, ale nadal prószyło. Na szczęście nie wiało. Blondynka zamknęła samochód, który powoli zaczął wzbudzać zainteresowanie wśród współpasażerów. Przeszli na górny pokład. Spojrzała na zegarek.
 – Mamy dobry czas, jest wpół do drugiej, za czterdzieści minut powinniśmy być w hotelu. Nie wiem, czy dzisiaj opłaca się iść jeszcze na teren budowy? – zwróciła się do Konrada.
 – Opłaca, chciałbym zobaczyć otoczenie, nawet przy lekkiej szarówce. Mam pewien pomysł po obejrzeniu materiałów od Rafała i chciałbym skontrować z realem. Patrząc na zdjęcia, tak sobie myślę...
 – Anita!
Blondynka obróciła się przez ramię w stronę, z której doszło wołanie. Na dole, obok auta, stał Krzychu i machał do Vetter.
 – Przepraszam, spotkamy się przy samochodzie – kobieta odwróciła się i szybkim krokiem poszła w stronę wołającego ją mężczyzny.
         Konrad, z pewnej odległości i wysokości, obserwował swoją szefową. Bardzo serdecznie uściskali się na powitanie, tak jak witają się dawno niewidzący się dobrzy znajomi, przyjaciele, może nawet coś więcej. Krzychu delikatnie pogłaskał Anitę po policzku i cały czas trzymał ją za rękę podczas rozmowy. W pewnym momencie wykonał gest ręką, na widok, którego Stec prawie zazgrzytał zębami. Założył blondynce niesforny kosmyk z warkocza za ucho. Czyli zrobił to, o czym tylko on, mógł pomarzyć.
 – Zna pani tego faceta? – zapytał Karinę.
 – Mam propozycję, Karina jestem. – Dziewczyna wyciągnęła do niego dłoń. Uścisnął ja mocno.
 – Konrad.
 – I nie, nie znam tego faceta. W ogóle szefowa jest raczej małomówną osobą na swój temat. Niewiele wiadomo o jej życiu prywatnym. Natomiast jest świetną projektantką wnętrz.
 – A tak pytając dalej. Ona jest Polką?
 – Tak. Jowita często pyta ją Hannę i Darka, to chyba jej rodzice. Choć nie mam pewności. Tylko mąż był Holendrem. Zresztą, o nim też niewiele wiemy. Z biura znała go znowu tylko Jowita. Nawet Tomasz go nie znał. Firmę Vetter otworzyła dopiero po śmierci męża. Chyba była terapią, bo z tego co wiem to Lucas zmarł nagle. Ona jest świetną szefową, naprawdę. Jeśli jest się wobec niej lojalnym i uczciwym, to ona też dba o pracownika. Może i jest jak góra lodowa, ale ta góra ma solidne podstawy. Fakt, jest zasadnicza i rządzi twardą ręką,ale jak ktoś robi swoją pracę, to nie jest to żadna niedogodność. Przynajmniej wiadomo, kto za co odpowiada i co ma w zakresie obowiązków. A z drugiej strony potrafi słuchać uwag i pomysłów podwładnych. Pracuję w firmie od początku i nie wyobrażam sobie innej pracy. O, chodźmy szefowa na nas kiwa.
Konrad spojrzał w stronę Anity, Krzychu gdzieś sobie poszedł, a ona machała do nich ręką, żeby zeszli na dół.

***

         Pół godziny później Anita zaparkowała w podziemny garażu w hotelu. Zabrali walizki z bagażnika i wjechali windą do recepcji. Z za kontuaru podniósł się szybko mężczyzna.
 – Witam panią, pani Vetter. Miło znowu gościć panią u nas.
 – Dzień dobry panie Michale. – Anita uśmiechnęła się ciepło. – Dla mnie jak zwykle, dla moich współtowarzyszy pana Steca i pani Morawskiej, dwie jedynki. No, chyba że znajdą się dwójki z szerokimi łózkami?
 – Ależ oczywiście, że tak – recepcjonista położył na blacie trzy klucze magnetyczne. – Dane i faktura na firmę?
 – Tak. Zapraszam państwa, na ostatnie piętro – blondynka odwróciła się w stronę Kariny i Konrada. Oboje posłusznie poszli za nią.
         Gdy wjechali na samą góra i rozsunęły się drzwi windy, oczom Steca i Morawskiej ukazał się jasny, korytarz. Jedna ściana, na której znajdowały się białe drzwi do pokoi pomalowana była na leciutki beż. Reszta, dach i druga ściana była przeszklona. Widok, który roztaczał się przed nimi, był oszałamiający. Cały horyzont zajmowało morze, przed nimi kołysały się czubki sosen. Hol, co parę metrów, rozszerzał się do półkolistej antresoli, która wysuwała swój podest poza bryłę budynku. Stały tam rośliny i jasne kanapy, obite w materiał w czerwone róże oraz niskie stoliki – ławy. Stec zmarszczył brwi, gdzieś już coś takiego widział. Nagle poczuł jak zapodziany puzzel wskoczył na puste miejsce.
 – Pani robiła to wnętrze? – Zwrócił się do Vetter.
 – Tak – odparła zdziwiona, ale z uśmiechem. Zadowolonym wzrokiem patrzyła na korytarz. – Jak pan się domyślił?
 – W poczekalni, w biurze, wisi akwarela . Salon w beżach i tkanina w różach. To pani dzieło. Skojarzyłem fakty.
Po twarzy Anity przeszedł jakby cień. Konrad przyjrzał się jej uważniej.
 – Powiedziałem coś niestosownego?
 – Nie, w sumie to nic. Po prostu, ten hotel projektował mój mąż. Ja robiłam wnętrza. Właścicielem jest nasz wspólny przyjaciel. Napływają wspomnienia ot co – przerzuciła warkocz na drugie ramię. – Chodźmy do pokoi, nie będziemy tu tak stać. Te trzy na końcu to nasze. Mój jest ostatni, a tymi dwoma podzielcie się państwo według uznania. – Podał im magnetyczne klucze i nie oglądając się za siebie ruszyła wzdłuż korytarza. Będąc przy swoich drzwiach, odwróciła się do Konrada. – Jest piętnaście po drugiej, za kwadrans spotkajmy się na dole i pojedziemy na budowę.
 – Dobrze,będę czekał na dole – odpowiedział.
 – Ja również. – Przyłączyła się Karina.
         Anita weszła do swojego pokoju, odstawiła walizkę i, tak jak stała, opadła na łóżko. Głupia akwarela, pomyślała ze złością. Mówiła Jowicie,aby jej nie wieszać, miała tyle innych prac, jej i architektów. To nie, ona musiał powiesić akurat tę. Choć, z drugiej strony, nic się nie stało. Konrad nie skojarzył, nie przeczytał podpisu autora.. Anita roześmiała się pod nosem. Czy tylko on ma taką wybiórcza pamięć, czy cały ród męski. Nie, chyba tylko on, Lucas pamiętał każdy detal, szczegół. Począwszy od tego co miała na sobie, gdy pierwszy raz ją zobaczył, na tym co jedli na jakieś ważnej dla nich kolacji. Ale Lucas mnie kochał, byłam dla niego ważna, byłam tym kimś, wytłumaczyła w myślach. I choć znał mnie o wiele krócej niż Konrad, to o wiele lepiej, podsumowała w głowie. Stec, po prostu nigdy się mną nie interesował, to tylko ja się tak łudziłam, z westchnieniem podniosła się z łózka i spojrzała na zegarek. Poszła do łazienki, obmyła ręce i twarz. Z torebki wyciągnęła ukochany krem do twarzy i nałożyła warstwę. Przyjrzała się sobie krytycznie w lustrze. Miała zaczerwione oczy od suchego powietrza w aucie. Poza tym było ok. Wiedział, że nie wygląda na swoje „nowe” dwadzieścia siedem lat. Tydzień temu miała urodziny. Nie lubiła ich świętować. Wcześniej przypominały jej, że lata uciekają, a ona dalej nic z sobą nie robi. Dalej jest sama, marząc tylko przed snem, o księciu na białym koniu, który miał twarz Konrada. Książę, nie koń. Tylko w snach, przeżywała ekscytujące chwile uniesień. Tylko w snach, była wolna od swoich troski i smutków, ale nawet w snach, wtedy, był przy niej Konrad. Konrad, który teraz po kilku latach, po prostu jej nie poznał. Lucas nauczył ją cieszyć się z urodzin. Porywał ją w ten dzień w rożne miejsca, organizował każdą minutę. Ale dla Lucasa była księżniczką. Gdy przybierała profesjonalną maskę bizneswoman, nazywał ją lodową księżniczką w żartach. Teraz, od czasu śmierci Lucasa, znowu nie lubiła swoich urodzin. Nie organizowała fety z tej okazji. Właściwe życzenia złożyli jej tylko Gołębiowscy, Hanna zrobiła pyszną kolację dla nich trojga, Jowita i matka, która chyba przypomniała sobie, że to ten dzień, gdy kładła się spać i zerknęła na kalendarz w kuchni. Zadzwoniła z życzeniami, dobrze po dwudziestej drugiej. A nie, przypomniała sobie, rodzice Lucasa i Mathias, jego kuzyn, który zarządzał imperium Vetter Staal. Jedyny mężczyzna, którego mogła bezkarnie pokochać, bez żadnych ograniczeń i zakazów. Tylko, że miłość nie chciała przyjść. Przyjaźń tak, ale dla niej było to za mało. Lucas i jego perspektywiczne myślenie, westchnęła Anita, tym razem przed lustrem. Jednak, te kilka lat temu, nie miała wątpliwości, przyrzekała mu na dobre i na złe. Ktoś zapukał do drzwi pokoju. Wyszła z łazienki i otworzyła, po drugiej stronie stała Karina.
 – Idziemy pani prezes? – Zapytała. Dziewczyna przebrała się w bardziej luźne rzeczy. Dżinsy i narciarska kurtka w biało błękitne pasy, opinała jej figurę i podkreślała biust. Morawska ostatnio mocno skróciła włosy, długie pasma zamieniła na krótkie cięcie na pazia z zostawionymi, po bokach dłuższymi końcówkami, z mocno obcięta grzywką. Ta fryzura dodała jej dynamiki i sprawiła, że jej wąska twarz nabrała wyrazu. Na czarne końcówki włosów nałożyła w równym paśmie, niebieską, metaliczną wręcz farbę. Razem z jej dużymi, ciemnymi oczami tworzyło to świetny efekt. Z szarej myszki z dużym biustem, Karina przemieniła się w seksowna kotkę. O boże, o czym ja myślę, Anita mentalnie klepnęła się dłonią w czoło. Chyba czas, na jakąś szybką randkę, bo zaczynają podobać mi się kobiety.
 – Tak, idziemy – odpowiedziała, mając na uwadze, że jej milczenie przedłużyło się o niepotrzebną chwilę.
 – Konrad, to znaczy pan Stec – Karina poprawiła się szybko – czeka już w recepcji.
 – Pani Karino, naprawdę nie ma to znaczenia jak zwracacie się do siebie z panem inżynierem, to wasza prywatna sprawa – zbyt szorstko odpowiedziała dziewczynie. Karina spojrzała na nią zdziwiona. – Przepraszam – zreflektowała się blondynka – to zmęczenie.
 – Rozumiem – mruknęła w odpowiedzi Morawska, gdy weszły do windy.


4 komentarze:

  1. Po ostatnim rozdziale zaczęłam inaczej patrzeć na Konrada, co jednak nie zmienia faktu, że nadal jest taki, hm... pociągający. Po prostu jest i ma coś w sobie, co czaruje. I bardzo dobrze, że jest zazdrosny o swoją szefową, ma za swoje, a co! Jestem ciekawa, jak zareagowałby, gdy wiedział, że to jest właśnie TA Anita, o której wspomniał innej Anicie. To było takie przewrotne! Nie dziwi mnie reakcja Vetter. No i tutaj nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego tak po prostu mu nie powie? To jest takie pogmatwane, że muszę wiedzieć, co się stanie później!
    Pojawił się Krzysztof i już zdążył namieszać, mam nadzieję, że będzie się pojawiał częściej. Poza tym... oni tam dopiero przyjechali, więc pewnie tak ^^
    No... i kończę mój chaotyczny komentarz :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bad boy, bad boy...tacy czarujący,iż nie sposób im się oprzeć:) Obiecuję, że Krzysztof jeszcze wystąpi, obszerniej, że tak dodam. Niestety, nie powiem Ci dlaczego Anita się "ukrywa" zepsułabym całą zabawę:)Ale pamiętaj, kobieta się nie mści, ona po prostu nie zapomina :D

      Usuń
    2. Pewnie, że nie zdradzisz, mnie też by to odebrało całą przyjemność :) Po prostu czekam, aż będę mogła o tym przeczytać. A tak btw, wiele planujesz rozdziałów tego opowiadania?

      Usuń
    3. Nina, zadałaś mi bardzo trudne pytanie. Nie wiem ile będzie rozdziałów. Odpowiem tak, zależy jak sama podzielę tekst. Ja nie piszę rozdziałami, tylko ciągłym tekstem,a potem dzielę według własnego uznania. Chciałabym zmieścić się maksymalnie w dwudziestu,ale być może wyjdzie mi np. 12...

      Usuń