Z przyjemnością, po kilku godzinnej jeździe, poszli na miejsce budowy. Zaczynało szarzeć, ale delikatnie prószący śnieg rozjaśniał powietrze białą poświatą. Na powitanie wyszedł im stróż pilnujący obiektu.
– Dzień dobry panie Władku – przywitała się Vetter. – Wpuści nas pan? Przywiozłam architekta i speca od zieleni.
– A, witam panią. Szef dzwonił, że państwo przyjdziecie. Zamknąłem już nawet psy. – Stróż ze zgrzytem otworzył siatkową bramę. – Tylko uważajcie, bo wykopy pod budynek główny już się zaczęły.
– Będziemy uważać, będziemy – odpowiedziała mu Anita i ruszyła przodem jako przewodnik
Blondynka poprowadziła ich rzadkim, sosnowym lasem w kierunku lekkiego wzniesienia. Gdy stanęli na jego szczycie, zakreśliła w w powietrzu dłońmi półkrąg.
– Jak pan widzi z tyłu za nami, jest zejście na plażę. – Zwróciła się do Konrada. – Od strony wejścia będzie parking, dalej SPA i restauracja, ale to zapewne widział pan na planach. To jest nasza część do zagospodarowania. Spory teren. Mamy postawić tutaj dwadzieścia domków. W sumie na sto miejsc noclegowych. Nie będę mówić, jak chciał ten teren wykorzystać poprzedni architekt. Po prostu, czekam na pańskie propozycje.
Konrad w szarej poświacie końca listopadowego dnia rozejrzał się wokół siebie. Teren był duży, nawet przy postawieniu dwudziestu domków, każdy z nich mógł mieć zapewniona prywatność. Nagle pewien pomysł wpadł mu do głowy. Musiał sprawdzić, gdy jeszcze cokolwiek było widać, jaka jest widoczność morza z rożnych punktów. Ściągnął z ramienia torbę, płaszcz i bezceremonialne wepchnął obie rzeczy w ramiona Anity.
– Proszę się stąd nie ruszać, muszę coś sprawdzić – rzucił krótko w stronę zdziwionych dziewczyn.
Podszedł do drzewa pół metra dalej i zaczął się po nim wspinać.
– Co robisz? - Krzyknęła do niego Karina.
– Sprawdzam … widok … na … morze – odkrzyknął między jednym, a drugim wspinaczkowym krokiem.
– Wariat – cicho rzuciła do Kariny Anita.
Za moment Stec zszedł z drzewa i wielce zaaferowany, odebrał Anicie swoją torbę. Wyciągnął z niej szkicownik, przykucnął i zaczął szybko kreślić po kartce mrucząc coś pod nosem. Blondynka dalej stała z jego płaszczem w rękach. Uśmiechnęła się pod nosem. Bingo, pomyślała, Znała ten stan Konrada i to mruczenie. Trybiki w jego głowie zaskoczyły. Wiedziała, że poczuł magię miejsca i ma plan. Delikatnie zarzuciła mu płaszcz na ramiona.
– Karina, można tutaj wyciąć kilka drzew? – Rzucił po dziesięciu minutach milczenia, ciągle szkicując.
– Chyba tak, nie interesowałam się tym – odpowiedziała.
– To się zainteresuj u odpowiedzialnych służb. Muszę przerzedzić horyzont. Na razie nie powiem ci konkretnie ile i które drzewa. Ale jakieś na pewno, muszę mieć odpowiedź, czy można.
– Ok – wtrąciła się Anita. – Pani Karina jutro się wszystkiego dowie, a dzisiaj zapyta powiedzmy, że eksperta. Nic już nie widać, jest już ciemno, jesteśmy zmęczeni. Wrócimy tu rano. Panie Konradzie? Panie Stec?
– Tak, tak – odpowiedział jej, jednak nie przerywał szkicowania. Jakby tylko w połowie dotarła do niego wypowiedź blondynki.
Vettetr westchnęła w duchu, wiedziała, że teraz zabrać stąd bruneta będzie bardzo ciężko. Ale znała też sposób na przywrócenie go do rzeczywistości. W końcu nie na próżno obserwowała go przez kilkanaście lat. Anita delikatnie położyła ręce na pochylonych ramionach chłopaka i nachyliła się nad jego uchem.
– Chodź Kony, idziemy – powiedziała cicho, drugą dłoń wsuwając lekko we włosy. Konrad złożył rysownik i się podniósł. Dla Kariny wyglądało to, jakby szefowa wypowiedziała brunetowi do ucha jakieś zaklęcie. Konrad spojrzał na kobiety bardziej przytomnym wzrokiem.
– Co pani do mnie powiedziała? – zapytał Anitę podniesionym lekko głosem. W mózgu na obrzeżach świadomości mucha tłukła się i bzyczała co raz głośniej.
– Że wracamy do hotelu Konradzie – odpowiedziała z pokerową twarzą Anita. – Przepraszam za bezpośredniość, ale na formę pan i swoje nazwisko, był kompletny brak reakcji...
– Nie szkodzi, ale czy mi się zdawało, czy powiedziała pani do mnie Kony? – Dalej drążył temat.
– Nie. – Zdecydowanie zaprzeczyła. – Powiedziałam Konrad, przecież tak ma pan na imię. Widocznie pan się przesłyszał. Chodźmy już, w hotelu pokaże pan nam swój pomysł. – Odwróciła się i ruszyła w stronę bramy wyjściowej.
Za nią poszła Karina, intensywnie odtwarzając w głowie tych kila gestów i słów, których była świadkiem. Nie wiedziała co o tym myśleć, ale jednego była pewna. Anita na pewno zwróciła się do bruneta „Kony”. Tylko dlaczego potem zaprzeczyła?
***
Kiedy po intensywnym marszu dotarli do hotelu, było chwilę po czwartej. Anita marzyła już tylko o szybkim prysznicu. Na szóstą umówiła się w Malwinie z Krzyśkiem. Musiała dowiedzieć się od przyjaciela, dlaczego jeden z najlepszych projektantów ogrodów w branży, pracuje jako kierujący ruchem na promie.
– Nie wiem, co państwo mają w planach – zwróciła się w windzie do pracowników – ale, jeśli macie ochotę, to zapraszam na kolację o siódmej do Malwinki, to taka nieduża knajpka, piętnaście minut spacerkiem w kierunku centrum. Podają tam świetne makarony. Ja będę tam trochę wcześniej.
– Z przyjemnością, a jak tam trafić? – Zapytała Karina.
– W recepcji mają mapkę, ale idzie się właściwe prawie cały czas prosto. Świnoujście, to jedno z niewielu miast w Polsce, które jest świetnie oznakowane. A pan?
– Chyba się skuszę. Mam już wizję, ale potrzebuję informacji o drzewach. Dzisiaj nic więcej nie zrobię.
– Ok , to widzimy się o siódmej – odpowiedziała blondynka i otworzyła drzwi do siebie.
Nie zawracała sobie głowy rozpakowaniem walizki, tylko zrzuciła z siebie rzeczy i szybko poszła pod prysznic.
Konrad wszedł do swojego pokoju i po raz pierwszy przyjrzał mu się dokładnie. Był pomalowany na biało czarno. Dość nietypowo, musiał przyznać. Czerń matowych ścian była łagodzona białymi, a właściwe, biało perłowymi, wstawkami. Całość uzupełniały jasne, drewniane meble, a koloru nadawała narzuta w róże na łóżku. Dużo okno z balkonem wychodziło na deptak. Natomiast perłowa biel łazienki, była złamana czarnymi prostokątami ornamentu. Podobał mu się ten wystrój. Vetter ma nietuzinkowe podejście pomyślał. Dlaczego usłyszałem słowo „Kony”, zastanowił się. Przecież to nie ta dziewczyna. Dziewczyna, która dawno temu wypisała się z jego życiorysu na własne życzenie. Tamta była kimś zupełnym innym. Ta Anita, według jego spostrzeżeń, jest logiczna, analityczna, poukładana, aż do bólu. Ma swoje twarde zasady, którymi się kieruje. Współpracownicy chwalą ją za opanowanie. Roztacza wokół siebie aurę spokoju i wszystkich trzyma na dystans. Lodowa księżniczka, tak mu się kojarzyła, dotknij, a oparzysz się od lodu. Choć, z drugiej strony, na tego całego Krzycha, zareagowała zgoła inaczej. Mógł sobie dać odciąć rękę, że stwierdzenie, iż „będzie trochę wcześniej” w Malwince, było związane z jego osobą.
Ta druga Anita, jego Anita, jak dawno temu nazywał ją w myślach, była całkiem inna. Na jej twarzy można było po jednym rzucie oka wyczytać co ją cieszy, a co dręczy. Przynajmniej on czytał w niej jak w otwartej księdze. Była słodką bałaganiarą, wiecznie umazaną farbą, czy ołówkiem. Ciągle coś malowała na skrawkach papieru. Roztargniona, nieobecna, roześmiana. Zdając się na instynkt i uczucia, a nie logikę. No i wyglądały zupełnie, całkowicie, totalnie inaczej. Bardzo dawno nie wspominał Anity Wolskiej. Dziewczyny z sąsiedztwa, koleżanki, przyjaciółki, jego prywatnego pionu moralnego. Przed oczami stanęło mu ich ostatnie spotkanie. Wydarzyło się tak wiele. Obiecała mu rozmowę. Na obietnicy się skończyło. Do tej pory nie wiedział czemu skreśliła tyle lat przyjaźni. Z dnia na dzień. Nigdy nie powiedział jej tego, co przez tyle lat w nim siedziało. Nie dała mu szansy. Tak, stwierdził w myślach, powoli otwierając walizkę, to pewnie to imię i ten kolor oczu. Nic więcej, dlatego wydawało mu się, że usłyszał jak do niego mówi „Kony”. Tylko jego Anita go tak nazywała, ona była dla niego Ani, takie ich szczeniackie ksywki. Sięgnął ręką do torby i natrafił na jakieś buteleczki, odrzucił klapę. Cholera, zaklął w myślach, to nie była jego walizka. Mieli podobne z Vetter. Jego zapewne jest w jej posiadaniu. Westchnął głośno i przyjrzał się lekom równo ułożonym na wierzchu. Anita nie wyglądała na chorą osobę, a tu taki arsenał, może jest lekomanką? Każdy ma jakieś nałogi, uśmiechnął się pod nosem. Wziął do ręki jeden z flakonów. Nic nie zrozumiał, miał holenderski opis, choć nie był tego pewien. Kusiło go, żeby wsunąć rękę głębiej, jednak się powstrzymał. Zasunął torbę i poszedł zwrócić ją właścicielce.
Anita zrzuciła z siebie rzeczy na środku pokoju. I przeszła w samej bieliźnie do łazienki. Stanęła przed dużym lustrem, jak dobrze, że go tu postawiłam, pomyślała sobie. Jej łazienka była beżowo-brązowa, we włoskim stylu. Umywalka stała na wysokim postumencie z beżowego marmuru, część toaletowa była odgrodzona od reszty wysoką ścianką z piaskowca. W rogu pomieszczenia, w podłogę, wpuszczona była okrągła wanna, do której wchodziło się po trzech schodkach . Nad nią wisiało duże, zajmujące całą ścianę, okrągłe lustro. To w nim przeglądała się blondynka. Palcami dotknęła tatuażu na lewym ramieniu. Skrzydło anioła, jedno. Drugie miał wytatuowane Konrad. Po maturach, pojechali do jego ciotki do Łeby. Opijali egzaminy i koniec szkoły. W alkoholowym nastroju postanowili zrobić sobie tatuaże. Kuzyn Steca, był w nich jakimś mistrzem. Początkowo każde z nich miało wykonać własny. Anita wybrała sobie skrzydła anioła. Wtedy Konrad zażądał, żeby mu jedno oddała, bo w końcu razem zawojują świat. On będzie architektem, ona będzie urządzać to co on zaprojektuje. I tym sposobem miała jedno, a brunet drugie, gdy stykali się ramionami, skrzydła stawały się jednością. Tak jak oni mieli się nią stać. Lucas kilka razy proponował jej usunięcie tego tatuażu, wiedział z kim go dzieliła. Znał doskonale historię jej i Konrada. Ale Anita nie potrafiła się na to zdecydować. Właściwie, to była jedyna rzecz, która łączyła ją z życiem przed Lucasem. Poza tym, kuzyn Steca, naprawdę był mistrzem, bo skrzydło wyszło mu fantastycznie i mimo upływu lat nadal prezentowało się super. Odkręciła kurki z wodą przy wannie. W tym momencie do jej uszu doszło pukanie do drzwi. Szybko narzuciła na siebie hotelowy szlafrok i poszła otworzyć.
– Przyniosłem walizkę – za drzwiami powitały ją zielone oczy.
– Dziękuję, ale mam swoją – odpowiedziała zdezorientowana, mocniej otulając się szlafrokiem.
– Nie, ma pani moją. Sama pani stwierdziła, że są podobne, gdy wkładałem je do bagażnika. Okazało się, że nawet bardzo. – Uśmiechnął się lekko.
Anita szybko podeszła do walizki stojącej przy łóżku. Konrad nie czekając na zaproszenie wszedł do środka. Jej pokój całkowicie się różnił od jego. Nie było śladu czerni. Była biel i odcienie beżu z przytłumionym, słomkowym żółtym. Ściana za dużym, przykrytym białą kapą łóżkiem z ażurowym wezgłowiem, była pomalowana w przechodzące odcieniami żółcie, różnej szerokości paski. Pozostałe meble były sosnowe, reszta ścian perłowo biała ze srebrnym połyskiem. Choć w kolorystyce pokój był stonowany, to razem z meblami tworzył bardzo elegancką całość.
– Każdy pokój w hotelu urządziła pani inaczej? – Zapytał niespodziewanie dla niej.
– Nie, tylko na tym piętrze. To są tak zwane pokoje de lux. Pozostałe są urządzone według tej samej kolorystyki, różnią się drobnymi, dekoracyjnymi elementami. – Lekko rozsunęła klapę walizki nachylając się nad nią. Konrad bezczelnie gapił się na jej tyłek, który nawet otulony miękkim, grubym szlafrokiem był seksowny. Nagle pod tym szlafrokiem wyobraził sobie piękne koronkowe majtki i … głośno wypuścił powietrze. Przyda mi się zimny prysznic w listopadowe popołudnie, pomyślał.
– To faktycznie nie moja walizka. – Anita wyprostowała się, a szlafrok zjechał jej z niebezpiecznie z lewego ramienia, poprawiła go błyskawicznie. – Stało się coś? – Badawczo przyjrzała się Stecowi, znała ten wzrok, ten rodzaj jego wzroku. Choć nigdy tak na nią wcześniej nie patrzył. To zawsze była inna dziewczyna. Nie była pewna, czy nie pęknie pod jego intensywnością.
– Nie, nic. Mówiłem pani, że doszło do zamiany – wyciągnął rączkę od walizki w jej kierunku. Anita sięgnęła po nią starannie unikając kontaktu z jego dłonią. Zauważył to.– Proszę się nie bać, ja nie gryzę – powiedział niskim, cichym głosem.
Anita uwielbiała jego radiowy tembr, kiedyś. Teraz ją wkurzył.
– Panie Stec – spojrzała mu prosto w oczy, nie było to łatwe przy ich zielonej głębi i dokończyła twardo. – Nie wiem, czy powinnam się pana bać ja, ale pewna dziewczyna w Dubaju zapewne się bała...
Zobaczyła jak szczęka Konrada zaciska się mocno, a spojrzenie z łagodnego zmienia się w twarde. Bez słowa ją wyminął, zabrał swoją walizkę i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Wiedziała, że go zraniła i wkurzyła. W końcu znała go tyle lat, tamten Konrad w życiu, fizycznie, nie skrzywdziłby kobiety. Nie do końca dawała wiarę oskarżeniom pod jego adresem. Ale to nie jej problem, teraz. Zagrała nie fair, lecz była to obrona konieczna. Przez głowę przeszła jej myśl, że Stec widział lekarstwa, musiał przecież otworzyć walizkę. Trudno, skwitowała w myślach. Pomyśli, że się szprycuję. Wyciągnęła ze swoje torby ubrania na wieczór i poszła się odświeżyć. Nie zostało jej wiele czasu do spotkania z Krzysztofem. Swoją drogą, będzie musiał jej wiele wyjaśnić.
Konrad z hukiem otworzył drzwi do swojego pokoju. Był wściekły. Jak ona śmiała! Przecież on nie skrzywdziłby kobiety. Nie pamiętał do końca co działo się tamtej nocy. Wyjaśnieniem tego zajmował się ktoś inny. To co mu powiedziała Anita, było niesprawiedliwe, przykre i wkurzające. Nie poprosiła go o wyjaśnienia, nie wysłuchała jego zdania, nie poruszyła tego tematu, a już go osądziła i skazała. Po cholerę z nim pracuje, skoro mu nie ufa, a w dodatku się go boi. I oni mają tworzyć zespół. Już widzi jak im idzie wspólne dopracowywanie projektu. Na dystans, z kuloodporną szybą po środku pomieszczenia. Kurwa! Zaklął w myślach, a blat biurka przyjął impet ciosu jego pięści. Jak ona mogła! Przecież...nie, zreflektował się. Mogła. Nie zna mnie, nic o mnie nie wie, nie wie jaki jestem. Wyrobiła sobie o mnie zdanie z mojego CV i obiegowych opinii środowiska. Zachowała się nie fair, to fakt. Jednak sam nie potrafił sobie wytłumaczyć, dlaczego zakłada, że Vetter go zna. Wie, jaki on jest naprawdę. Przecież byli dla siebie obcymi ludźmi. Spotkali się pierwszy raz niespełna dwa tygodnie temu. Jednak zdanie wypowiedziane przez blondynkę rozbrzmiewało mu w głowie i kuło „Nie wiem, czy powinnam się pana bać ja, ale pewna dziewczyna w Dubaju zapewne się bała...”. Pokręcił zrezygnowany głową i opadł na fotel przy łóżku. Sam chciałby wiedzieć, co wtedy myślała tamta dziewczyna. Sięgnął do torby stojącej obok oparcia i wyciągnął szkicownik. Ołówek w ręku zawsze go uspakajał i wyciszał. Tym razem, też tak było.
***
Gdy weszła do Malwinki, Krzysiek już siedział przy barze i rozmawiał z barmanką. Jego brązowomiedziane włosy były lekko postawione do góry, ciemno rudawa bródka, równiutko przycięta, a szeroki uśmiech i niebieskie oczka bałamuciły dziewczynę. Chichotała do niego, jak pensjonariuszka. Krzysiek zawsze podobał się dziewczynom. Wysoki, dobrze zbudowany z czarnym klipsem w lewym uchu, tatuażami i zabójczym spojrzeniem. Do tego miał niesamowite poczucie humoru, był oczytany i inteligenty. Jednym słowem skarb. Podeszła teraz do tego „skarbu” z uśmiechem na ustach i złapała go za szary szalik fantazyjnie owinięty wokół jego szyi i odwróciła z kręconym krzesłem do siebie.
– Witaj przystojniaku – powiedziała.
– Witaj nieznajoma – Krzysiek rozpromienił się na jej widok. Szybkim ruchem ściągnął czapkę z jej głowy i wsunął dłoń na kark. Przyciągnął ją do siebie, jakby chciał dosięgnąć warg. Anita wstrzymała oddech. Ich usta, jak dla niej, znalazły się niebezpiecznie blisko siebie.
– Naprawdę masz zamiar to zrobić? – Wyszeptała.
– Mam na to wielką ochotę, ale tym razem ci daruje – również odpowiedział szeptem i skierował swoje wargi na jej policzek, nie omieszkując, jednak musnąć lekko, po drodze ust.
Anita przytuliła się do niego na krótką chwilę. Poczuła na sobie niezadowolony wzrok barmanki. Miała tylko nadzieję, że ta nie ma w zwyczaju pluć do przynoszonych przez siebie dań.
– Chodźmy do stolika.
– Ok. – Chłopak pociągnął ją za rękę w stronę ustronnego, dwuosobowego stolika pod ścianą.
– Nie. – Zaoponowała. Spojrzał na nią zdziwiony – O siódmej dojdą tutaj moi współpracownicy – uzupełniła z przepraszającą miną.
– Dziękuje księżniczko podarowałaś mi – spojrzał na zegarek – całą godzinę sam na sam. Ok, usiądziemy przy tamtym, jest czteroosobowy – z westchnieniem skierował się do stolika bardziej po środku sali.
– Nie marudź – Anita lekko trąciła go w ramię.
Za nimi podążyła barmanka z kwaśną miną.
– Podać coś ? – Spytała opryskliwie.
– Tak. Dwa razy grzańce – z pogodną miną zamówił niezrażony Krzysztof. – Rozumiem, że z jedzeniem zaczekamy na resztę? – Zapytał Anity.
– Tak – potwierdziła szukając czegoś w torebce. – Proszę otworzyć nam rachunek, a fakturę wystawić na tą firmę – podała dziewczynie wizytówkę.
– Faktura będzie jutro, bo dzisiaj już nie ma szefa. Ale zapłacić musi pani dzisiaj. Nie dajemy na kredyt – zakończyła biorąc od blondynki wizytówkę.
– Gdyby nie fantastyczne spaghetti aglio e olio tutejszego szefa kuchni, ta knajpa straciłaby sześcioro klientów, a tak tylko pani straci napiwek. Jutro, przy odbiorze faktury, nie omieszkam wspomnieć pani szefowi o wysokiej kulturze osobistej jego pracowników – ze spokojną twarzą odpowiedziała jej Vetter.
Kelnerka prychnęła, obróciła się napięcie i mamrocząc pod nosem wróciła za bar.
– Mistrzyni riposty z ciebie. – Krzychu puścił oko do Anity. – Teraz, jak w banku, napluje nam do czegoś.
– Pomyślałam właśnie o tym samym. Co u ciebie?
– W porządku. Mam pracę, jestem samodzielnym dużym chłopcem...
– Yhm, to wersja mówiąca „odpieprz się”. A ja ci mówię przestań pieprzyć. Co jest?
– Nic. Streściłem ci moje życie. A co u ciebie. I, czy to był Konrad, ten Konrad?
– Nie zmieniaj tematu. O mnie później. Ale tak, to jest ten Konrad. Krzysiu, jak ostatnio rozmawialiśmy, mieszkałeś dalej w Hamburgu, prowadziłeś firmę i miałeś rozwojowe plany.
– To ostatnio Anitko, było ponad dwa lata temu. Przez ten czas wiele się zmieniło, u mnie, nie mówiąc już o tobie. Świnia jestem, nawet nie wysłałem ci kondolencji – powiedział cicho.
– Miałam dość kondolencji, nie były mi potrzebne. Był mi potrzebny wtedy Lucas, z powrotem on. Z jego mądrymi oczami za okularami i spokojnym głosem. Zresztą, nawet nie wiem co się działo ze mną przez pewien czas. Ale wróćmy do ciebie.
– Nie dasz się zbyć? – Uśmiechnął się pod nosem. Anita przecząco pokręciła głową.
– Wino dla państwa – jakiś chłopak przyniósł im grzańce.
– Dziękujemy. Koleżanka się nie pofatyguję? Z przekąsem zapytał Krzysiek.
– Raczej nie – chłopak zakłopotany podrapał się po karku. – Proszę jej wybaczyć. Ma dzisiaj zły dzień. – Dodał przepraszająco.
– Ok. rozumiemy. Prawda Anitko?
– Taa...
– Na zdrowie, – Krzysztof uniósł do góry gliniany kubeczek.
– Zdrowie – Anita upiła łyk i się zapowietrzyła, – Mocne … i gorące... – wykrztusiła.
– Pij powoli. No dobrze, ponieważ mi nie darujesz. Streszczę ci te dwa lata. Faktycznie, gdy rozmawialiśmy, biznes w Hamburgu się kręcił. Nawet za dobrze się kręcił. Postanowiłem wziąć sobie wspólnika. Zacząłem współpracować z jednym takim Francuzem, Pascalem. Szło nam super. Gdzieś, półtora roku temu, mama złamała biodro. Moja młodsza siostra, właśnie zaczęła weterynarię w Krakowie. Musiałem wrócić do Świnoujścia i się zająć rodzicielką. Interesy zostawiłem pod opieką wspólnika. Robiłem projekty zieleni w domu, na podstawie dokumentacji zdjęciowej i wywiadu z ankiety. Od czego jest internet. Jednak kasa, jaka miała wpływać na moje konto, zaczęła wpływać w mniejszych transzach, Pascal tłumaczył, że inwestuje w sprzęt. Ok. Dlaczego miałem mu nie wierzyć, tym bardziej, że mieliśmy takie plany. Nagle kasa przestała płynąć. Jego telefon milczał. A do mnie odezwał się zdenerwowany klient, że od miesiąca czeka na moją ekipę do ogrodu, a zapłacił już drugą transze za prace. Mama byłą tuż przed operacja wstawienia endoprotezy. Z Krakowa wyrwała się przed sesją siostra, ja pojechałem do Hamburga. Zastałem, nie właściwie, nie zastałem nic. Na naszym biurze wisiała kartka „do wynajęcia” Po Pascalu nie było śladu. Zacząłem węszyć i wywęszyłem. Mój wspólnik tuż przed moim wyjazdem poznał jakąś niunię. Zakochał się jak idiota. Niunia okazał się luksusowa w utrzymaniu. Do tego lubiła zaszaleć na haju. Streszczając, najpierw wypłukał się ze swojej kasy, potem z mojej, którą dysponował za projekty. Firmowe konto na inwestycje, sprzęt i tak dalej. W ciągu pół roku niunia wyssała wszystko, a nie było tego mało. Dodatkowo, a konto prac, pobrał od ludzi jakieś ogromne zaliczki, raty i bóg wie jeszcze co. Jednym słowem nie zastałem nic z mojego dorobku, do tego dopadli mnie wściekli klienci. Żeby nie mieć prawnych nieprzyjemności i nie płacić odszkodowań, musiałem się dogadać. Części zwróciłem kasę. Tym, którzy mieli rozgrzebane ogrody, załatwiłem nowe firmy. Płacąc oczywiście za przyjacielską usługę. I tym sposobem wypłukałem się. Mamie źle poskładali biodro, musiał mieć drugą operację. Siostra wróciła do Krakowa, ja zostałem w domu. Próbowałem coś rozruszać tutaj, ale są to jakieś lewe zlecenia. Nie stać mnie na utrzymanie legalnie działającej firmy w Polsce. W okresie zimowym to już kompletna posucha. Kumpel załatwił mi robotę na promie. Rachunki same się nie zapłacą. To wszystko. I co usatysfakcjonowałem cię? – Podniósł wzrok z nad wina, w które wpatrywał się przez cały czas swojej opowieści.
– Nie.
– No kobieto, no?
– Co kobieto? Czemu durna pało nie zadzwoniłeś do mnie?
– Po co?
– Krzychu – Anita wyciągnęła rękę przez stół i złapała dłoń Krzyśka w swoją. – Przecież bym ci pomogła. Wymyśliłabym coś. Przecież prowadzę biuro w Gdańsku. Nie wiedziałeś?
– Wiedziałem. I co z tego. Miałem, ot tak, zadzwonić po dwóch latach i powiedzieć ”Słuchaj świat mi się wali. Potrzebuję pracy i kasy. Załatw mi coś”?
– Tak – odpowiedział po prostu.
– Jestem facetem, a facet...
– Taa, wy faceci, głupi czasami bardziej, niż ustawa przewiduje. A i ta wasza duma pierońska. Gdybym była facetem, to byś zadzwonił – powiedziała z wyrzutem. – Ale mleko się już rozlało. Słuchaj, mam tu zlecenie w Świnoujściu...
– Anita! Nie...
– Oj, zamknij się i posłuchaj. Robimy domki na terenie powojskowym. Jak by nie było, będę i tak potrzebować kogoś tu na miejscu. Karina będzie pracować w Gdańsku. A nie wszystko da się załatwić przez telefon. Ok. Proponuję ci współpracę przy tym projekcie. Będziesz załatwiał sprawy formalne, tu w Świnoujściu. Znasz ludzi, procedury, będzie ci łatwiej. Gdy przyjdzie już wiosna i faza pracy w terenie. Pomożesz Karinie. Nie przyjmuje odmowy. Dostaniesz umowę o pracę na pół roku, zabezpieczenie dla mnie i dla ciebie i ...taką stawkę – szybko nakreśliła długopisem, który nie wiadomo, kiedy pojawił się w jej dłoni, na serwetce kwotę i podsunęła ją Krzyśkowi.
– To jest stawka za …
– Miesiąc, tak się u mnie płaci. Za miesiąc pracy.
Mężczyzna gwizdnął przeciągle.
– Tak. Tyle płacę. Wymagam dyspozycyjności i lojalności. Jestem wampirem energetycznym dla swoich pracowników...
– Wampirem możesz być nie tylko w pracy – Krzysiek zawiesił znacząco głos. Podniósł się z krzesła i nachylił się przez stół całując zaskoczoną Anitę w usta.
– No to jesteśmy – za plecami Vetter usłyszała głos Kariny.
– Zapraszamy do stolika – odpowiedział jej Krzysztof , nie tracąc animuszu i odsuwając się od ust blondynki.
– Krzysztof, to moi współpracownicy. Projektantka zieleni, Karina Morawska i główny architekt, Konrad Stec – Anita wróciła do roli pani prezes, choć dotyk ust Krzyska wyprowadził ją z równowagi.
– Miło mi, Krzysztof Hofman. Proszę siadać – odsunął krzesło Karinie.
Konrad, z nieodgadnioną miną dla Anity, usiadł obok niej. Nie wiedziała, czy jest nadal na nią zły, za słowa wypowiedziane w pokoju. I sytuacja z Krzyśkiem była dość dwuznaczna. Ale z drugiej strony, co go interesowało przez kogo jest całowana jego szefowa. Dla Konrada nie miało to mieć żadnego znaczenia.
Steca zamurowało, gdy wszedł do Malwinki. Przez skórę czuł, że powinien jednak zamówić pizzę do pokoju. Karina na siłę oderwała go od rysownika i laptopa. Tak już miał. Gdy wpadł na jakiś pomysł, kiedy miał wizję, siadał i pracował dopóki nie przeniósł pomysłu ze swojej głowy na papier. Bardzo nie lubił przerywać tego procesu kartkowego, jak go sam w myślach nazywał. Teraz pragnął tylko czterech rzeczy. Zjeść jak najszybciej, pokazać Anicie swój projekt jak najszybciej, wrócić do procesu kartkowego jak najszybciej, a co za tym idzie, wyjść stąd jak najszybciej. W spełnieniu tych czterech rzeczy przeszkadzałam mu osoba Krzycha. Facet na wstępie nie zapunktował u niego. Zastał go, gdy przymierzał pocałować jego szefową, miał z nimi pracować przy Świnoujściu, gadał jak nakręcony, zatrzymywał przez to Anitę i on nie mógł z nią wyjść. Przynajmniej jedzenie podano błyskawicznie i było smaczne.
– Pani Karino – Vetter zwróciła się do Morawskiej – jutro rano razem z Krzysztofem udacie się do urzędu miejskiego, dowiedzieć się co możemy zrobić na tym terenie w zakresie zieleni. O której możecie się spotkać i gdzie? – zwróciła się do Hofmana.
– Najlepiej nie zwlekać, bo droga od pokoju do pokoju jest trudna, żmudna i trwa długo. Możemy się zobaczyć o wpół do dziewiątej przed urzędem. Pasuje? – zapytał Kariny.
– Tak, proszę tylko powiedzieć mi jak trafić – odpowiedziała.
– Zapomniałem, że nie znasz miasta, jest małe, a dla mnie wybitnie małe, może podejdę pod hotel piętnaście po ósmej. To niedaleko, w kwadrans dojdziemy do urzędu.
– Ok, będę czekać.
– Skoro jesteście już umówieni, to możemy wracać do hotelu – przerwał tą wymianę uprzejmości Konrad. – Chciałbym pokazać pani mój pomysł. – Zwrócił się do blondynki.
– Dobrze, w takim razie chodźmy – Anita podniosłą się z miejsca.
– Miałabym jeszcze kilka rzeczy do omówienia z Krzyśkiem – Karina zwróciła się do Hofmana.
– To co? Po jeszcze jednym grzańcu, czy wolisz coś innego? – odpowiedział jej Krzysztof.
– Grzańca – spojrzała na Anitę.
– Proszę tak na mnie nie patrzeć – blondynka uśmiechnęła się szeroko do dziewczyny zakładając kurtkę podaną przez Konrada. – Godziny pracy dawno już minęły. A co pani robi w czasie wolnym, nie mnie wnikać. Cześć Krzychu.
– Cześć księżniczko – wstał od stolika i podszedł do Anity. Poprawił jej czułym gestem szalik i odsunął się. – Dobranoc pani prezes – z zawadiackim uśmiechem podał jej rękę.
– Do zobaczenia jutro. Zadzwonię zaraz do Jowity. Bardzo się ucieszy, a jej reprymenda będzie zapewne perfekcyjna – rzuciła na odchodnym.
Kiedy znaleźli się przed Malwinką, Konrad podał Anicie ramię. Zawahała się moment. Ale wsunęła rękę. Nie zamienili ze sobą ani jednego słowa podczas drogi powrotnej. Stec szedł zamyślony. A ona rozkoszowała się ciepłem jego ramienia. Przed wejściem do hotelu zatrzymał się gwałtownie, puścił jej rękę i spojrzał prosto w oczy.
– Długo pani zna Hofmana?
– Tak – odpowiedziała zaskoczona. – Dlaczego pan pyta?
– Ten projekt jest ważny tak?
– Tak, to być, albo nie być firmy w przyszłym roku.
– Skoro jest tak zdolny, to zastanawiam się co robił jako rozstawiacz aut na statku?
– Żadna praca nie hańbi, znam go od dawna, wiem, że jest zdolnym facetem. Ufam mu, mnie to wystarczy. A skoro mnie to wystarczy, to panu musi wystarczyć moja wiara i moje słowa.
– Ok. To pani jest tu szefem – odparł, ale Anita wiedziała, że nie jest przekonany do Krzyśka. – Mam już wstępne rysunki. Chce pani zobaczyć?
– Proces kartkowy?
– Słucham? - Konrad zaskoczony, odwrócił się od drzwi.
– Pytałam – szybko zreflektowała się blondynka, wiedząc, że znowu nie upilnowała języka – czy ma pan to na papierze, na kartkach?
– Ach, przesłyszałem się widocznie. Nie, na kartkach.
Gdy wjechali windą na swoje piętro Konrad zaprosił ją do siebie. Anita zrzuciła kurtkę na fotel stojący pod oknem, a Stec rozłożył swoje szkice na łóżku. Usiadała na skraju i zaczęła przeglądać to co jej pokazał. Miała nosa, Konrad jej nie zawiódł. Rysunki przedstawiały proste, kwadratowe domki. Dwupoziomowe, w osiemdziesięciu procentach przeszklone. Anita zaczynała oczami wyobraźni widzieć ich wygląd od środka.
– Ile miejsc w jednym domku? – Zapytała.
– Nie wiem, ma być sto w sumie?
– Tak chcą setki.
– Myślałem, żeby kształt wszystkie domki miały taki sam, natomiast różny metraż, ale każdy z nich miałby dwa poziomy. Na dole salon i łazienka. Góra sypialnia lub dwie sypialnie, plus ewentualnie jeszcze jedna łazienka. A szkło, żeby pokazać ten zajebisty krajobraz dookoła – Konrad szybko wyrzucał z siebie słowa. – Chciałbym, aby okna sypialni wychodziły na morze, fajnie, że to jest wzgórze, tam bym porozstawiał domki. Otworzył je na zieleń dookoła. Dlatego kilka drzew mi przeszkadza, przesłania widok na linii horyzontu. Te chciałbym wyciąć i przyciąć gałęzie. Na dachu domku można by dać baterie słoneczne, koszt się zwróci, a ogrzewałyby podłogi, pokoje i wodę. Ośrodek ma być całoroczny, więc musi być ogrzewanie. Szkło w oknach też musi być grubsze, w końcu jak będą sztormy nie ma prawa wiać po nogach. Do tego wystrój...ale to już pani broszka – zreflektował się.
– Ja go już nawet widzę – z uśmiechem odparła blondynka. Konrad usiadł obok i nachylił się nad trzymanymi przez nią w rękach szkicami. – Generalnie morskie klimaty, czyli pasy i biel, ale nie tylko niebieskie, czy granatowe, ale rożne. Czerwień, zieleń, turkus – zaczęła jeździć palcem po kartce – sosnowe meble, są tanie i ładnie się komponują z dużą gamą kolorów.
– Na górze, w sypialni dwa łózka, które można złączyć – palec Konrada dołączył do palca Anity. – Byłoby to praktyczne przy zakwaterowaniu. I ta biel połączona z kolorami, żywymi soczystymi, żadnych pasteli.
– Tak, dokładnie. Poduszki, ciepła podłoga, drewniane rolety, które zapewnia intymność – Anita wiedziała już,że jest jak kiedyś, mają ta samą wizję, nadają na wspólnym paśmie. – A tu, zrobiłabym otwierane na całość szerokość okna...
–...wychodzące na taras – dokończył równocześnie Konrad, a ich palce splotły się w jednym punkcie na kartce.
Nagle oboje uświadomili sobie, że siedzą bardzo blisko siebie. Stykają się ramionami, nogami, głowami i palcami na kartce. Pokój zrobił się bardzo mały, jakby jego przestrzeń skurczyła się do kawałka łóżka na którym oboje siedzieli. Anita czuła ciepło oddechu Konrada na swoim policzku. On czuł zapach jej włosów. Rumiankowy szampon uświadomił sobie. Palce jego dłoni delikatnie złapały w pułapkę uścisku dłoń Anity. Nie odsunęła się. Lekko przekręciła głowę w jego stronę i zatonęła w magnetyzmie zielonego spojrzenia jego oczu. Konrad delikatnie nachylił się nad jej ustami. Czuł ciepło bijące od nich. W kieszeni Anity za wibrowała komórka. Vetter ocknęła się, jakby z hipnozy, odsunęła płynnym ruchem od Steca i odebrała telefon.
– Dobrze. Pokój dziewiętnaście. Czekam na ciebie. – Podeszła do fotela na którym leżała kurtka i zarzuciła ją sobie na ramię. Odwróciła się powoli w stronę Konrada – Świetny projekt. Czekam na szczegółowe rysunki. Gdy tylko będą pierwsze, pokaże je inwestorowi do akceptacji. Dobranoc. Do zobaczenia jutro – wyszła cicho zamykając za sobą drzwi.
Konrad zastygł w dziwnej pozie. Jego ręką wciąż była oparta o łóżko, jakby nadal obejmowała Anitę.
– Kurwa! – zaklął na głos. Był pewien, że w słuchawce usłyszał głos Krzycha.
Piątka pojawia się bardzo szybko. Może za szybko? Ech, sama nie wiem. Szóstka też już jest prawie gotowa...jednak "prawie" robi różnicę. W tym miejscu chciałabym bardzo podziękować kilku dobrym duszyczką. Pozwolicie, że wymienię Was z nicków, dobrze? Luśce, za czuwanie nad tym blogiem, gdyby nie ona, nie istniałby. To jej namowy sprawiły, że klawiaturą i herbatą powstało. Unbe za pilnowanie moich przecinków, które dziwnym trafem uciekają z moich tekstów. Jeśli widzicie tu jakieś błędy to tylko mea culpa. Ann za wskazywanie absurdów sytuacji i podsuwanie szalonych rozwiązań, nasze rozmowy mnie inspirują. To ona pilnuje, abym zbyt często, nie sięgała po rozwiązania z telenoweli niskiego lotu. Jesteście cudowne Moje Drogie. Dziękuję również tym nieznanym mieszkańcom wirtualnego świata, którzy tu zajrzeli, czy zaglądają. Proszę napiszcie kilka słów, to daje kopa wenie. Takiego kopa dają mi komentarze Niny zamieszczane tutaj i Hibino, zamieszczane zupełnie gdzie indziej ale na temat. Dziękuję dziewczyny. A teraz wracam do porządków, taki czas....
Hej, ja myślę, że powinnaś wywiesić jakąś informację na samej górze. Moja propozycja: "Czytanie grozi zawałem, weź leki i przygotuj się psychicznie na szybsze bicie serca!". Już takiego emocjonalnego rollercoastera nikt mi dawno nie zafundował, raz w górę, raz w dół, Jezu! xD
OdpowiedzUsuńTak sobie pomyślałam, że pytając o poszerzenie roli Krzysztofa, wcale nie miałam na myśli... takiego poszerzania, serio! Niby klasyczny trójkąt, a zafundowałaś mi niezłą niespodziankę :) Ogólnie to chyba lubię Krzycha. Napisałam "chyba", bo jak na razie i tak przy Konradzie wypada blado. Stop. Każdy przy Konradzie wypada blado xD
W ogóle nasza Anita nie próżnuje, no, no! A wcześniej myślałam, że jest jednak spokojna xD Cicha woda, jak to się mówi. Tym mnie też zaskoczyłaś. Poza tym miałam ochotę pacnąć ją w głowę, bo całuje się z jednym w knajpie, a później prawie z drugim tego samego wieczoru (z naciskiem na PRAWIE, bo jak dla mnie sytuacja z Konradem była bardziej ekscytująca, niż bezpośredniość Krzycha). Jak Ty to robisz, że znowu jestem bardziej za Konradem niż za Anitą? I że też nie zobaczył tego tatuażu, ach...! Oj, Konrad, domyśl się wreszcie! xD
Ach, no mogę Cię kopać komentarzami :D Mnie napisanie komentarza i podzielenie się opinią sprawia przyjemność, więc w sumie nie musisz za nic dziękować :) Tymczasem życzę weny i aby sprzątanie lekkim było! Pozdrawiam!
Luśka zawsze do usług, pamiętaj! :*
OdpowiedzUsuńKop wenie, kop wenie!
OdpowiedzUsuńAby Ci się ona nigdy nie kończyła, kochana. :* Bo ja uwielbiam czytać to opowiadanie. I czekam na szóstkę, i na to, aż wreszcie Konrad zajarzy, że Anita-szefowa to jego Anita, o. :)