środa, 25 lutego 2015

3. Kserokopia miłości

Rozdział trzeci: Czekoladki.


Półtorej godziny później moja cała uwaga była skupiona na Kacprze. Nareszcie, choć pewnie dla wielu brzmiało to absurdalnie, byłam spokojna, zrelaksowana i w doskonałym humorze. Przebierałam juniora, gdy z zakupów wróciła Sylwia, słyszałam jak ściągnęła kurtkę i buty w przedpokoju. Po chwili stanęła w drzwiach.
Kurcze… – zaczęła mówić, ale urwała.
Zapomniałaś kupić jogurt na ciasto? – zapytałam, równocześnie kładąc Kacperka na lewym ramieniu. Uśmiechnęłam się bezwiednie, był taki malutki i tak cudownie pachniał.
Nie, kupiłam. Po prostu… – znowu zawiesiła głos – po prostu cholernie ci do twarzy z tym maluchem – dokończyła.
Nic nie odpowiedziałam. Tylko Sylwia mnie rozumiała, choć sama odsuwała, jak najdalej, myśl o macierzyństwie. Moje koleżanki w Warszawie patrzyły na mnie z politowaniem, gdy otwarcie mówiłam, że marzę o dziecku. Tu, po tym co przeszłam, trzymałam ten temat w tajemnicy. Co nie zmieniało faktu, iż opieka nad Kacperkiem, pozwalała mi odrobinę “spuścić parę”, jak mawiała moja przyjaciółka. W pewnym sensie mój bratanek rekompensował mi to, co straciłam.
Poszłam do kuchni, nadchodziła pora karmienia. Odłożyłam młodego wraz z nosidełkiem na kuchenny stół i pstryknęłam włącznikiem czajnika. Sylwia właśnie kończyła z kimś rozmawiać przez telefon. Usłyszałam tylko końcówkę:
No dobrze, skoro tak bardzo ci zależy. Tak, Paula również jest w domu. – Gdy mnie dostrzegła zasłoniła ręka mikrofon i powiedziała teatralnym szeptem – To Michał, on znowu o tej planszówce!
Słyszałem! – doszedł mnie głos oburzonego chłopaka. – Daj na głośnik!
Sylwia zrezygnowana przełączyła – Paula, zgódź się – prosił. – To naprawdę fajna zabawa, a i tak z juniorem nigdzie nie wyjdziesz, bo pada. – Faktycznie, poranne słońce gdzieś zniknęło i na jego miejsce pojawił się deszcz. – Postawię wam pizzę – kusił.
I wino – szybko dopowiedziała blond negocjatorka.
Moja strata– roześmiał się Michał.
Ja nie piję – zastrzegłam od razu. – Przychodź, Michał. Z chęcią spróbuję czegoś nowego.
Uwielbiam cię, będę za godzinkę – zakończył rozmowę.
Ja nie umiem grać w planszówki, nawet w monopoly dostaję po tyłku. Nie rozumiem tych głupich instrukcji – jęczała Sylwia.
Oj tam, ja ją będę czytać ze zrozumieniem, a potem ci wytłumaczę – pokazałam jej język i uchyliłam się przed lecącą w moją stronę mandarynką.


Michał zgodnie z obietnicą przyszedł godzinę później. Pod pachą przyniósł szczelnie owiniętą reklamówką grę. Zagoniłam go do dużego pokoju, abym tam się z nią rozłożył. Ja tymczasem usypiałam Kacperka, a Sylwia kończyła ciasto jogurtowe. Oczywiście Michał zapomniał o winie. Jego dziewczyna stwierdziła, że mu nie daruje. Stwierdzili, że wyskoczą na dół do spożywczaka, wykorzystałam sytuację i poprosiłam o bezalkoholowe piwo.
Kacper słodko zasnął, gdy tylko wyszli. Odłożyłam go do turystycznego łóżeczka. Byłam w tracie wyciągania ciasta z piekarnika, gdy zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, nie znałam tego numeru. Pewnie znowu jakaś propozycja nie do odrzucenia, nowy telefon, patelnie ze srebra lub kocyk z lwa, pomyślałam.
Słucham – odebrałam po czterech sygnałach.
Cześć. To ja. – Usłyszałam.
Skąd masz mój numer?
Czy to ważne? – Szymon odpowiedział mi pytaniem.
Tak, bo urwę temu komuś łeb – stwierdziłam bezpośrednio i dodałam. – Nie dzwoń do mnie, nie chce z tobą rozmawiać.
Paula…
Nie! – podniosłam głos. – Wszystko już sobie wyjaśniliśmy. – Rozłączyłam rozmowę. Serce waliło jak oszalałe, a oddech miałam urywany. Bałam się. Bardzo wiele kosztowało mnie wypowiedzenie tych kilku zdań stanowczym głosem. Tak jak pokazał mi Michał, dodałam numer z którego dzwonił Szymon do blokowanych połączeń. Ledwo to zrobiłam,telefon znowu rozdzwonił się w mojej dłoni. Tym razem z innego numeru. Odrzuciłam go, jakby parzył, na kuchenny blat.
W tym momencie usłyszałam, jak otwierają się drzwi. Sylwia z Michałem wrócili ze sklepu. Moja przyjaciółka weszła wprost z przedpokoju do kuchni i spojrzała na mnie ściągając brwi, telefon nadal dzwonił.
Nie odbierzesz? – zapytała. W odpowiedzi przecząco pokręciłam głową. – Szymon – domyśliła się od razu. Telefon zamilkł. – Jeśli znowu zadzwoni, to ja odbiorę.
Co odbierzesz? – Michał postawił siatkę z zakupami przy lodówce.
Telefon Pauli. Szymon wydzwania.
Nie zablokowałaś numeru? – Chłopak spojrzał na mnie znacząco.
Zablokowałam. Ten jest inny, ale pewnie też jego – uprzedziłam pytanie skąd wiem, że to również Szymek dzwoni. – Od kogo mógł dostać mój numer? – zastanawiałam się głośno. Telefon znowu się rozdzwonił. Sylwia sięgała po aparat, ale uprzedził ją Michał.
Słuchaj gnojku – rzucił groźnym tonem do słuchawki – nie dzwoń więcej pod ten numer, zakoduj, że ona nie będzie z tobą rozmawiać. Jeśli będziesz ją nachodził, to cię znajdę i zrobię dokładnie to, co ty jej zrobiłeś. Tylko mocniej. – Po tych słowach się rozłączył. Widziałam,że również ten numer dodaje do czarnej listy. Wyłączył mój telefon. – Mówiłem serio Paula, jeśli się do ciebie zbliży to – znacząco zawiesił głos.
Dziękuję Michał – podeszłam do niego i cmoknęłam w policzek. Nawet nie byłam szczególnie wkurzona na Sylwię, że mu tyle o mnie powiedziała. – Przyda mi się facet od brudnej roboty – próbowałam rozluźnić sytuację.
Ale ja serio...
Wiem, Michał.
Daj służbowy, od razu wprowadzę te numery- zakończył nieprzyjemny dla mnie temat.
Dzięki – podałam drugi aparat. – A teraz chodźmy rozpracować tą twoją grę.
Planszówka najbardziej wciągnęła Sylwię. Zaśmiewałam się z mojej przyjaciółki, gdy wykłócała się o zasady gry z Michałem. O dziewiętnastej Sławek odebrał Kacperka. Musze przyznać, że z żalem oddałam młodego w ręce taty. Niestety, na nocowanie u cioci, musiałam jeszcze trochę poczekać. Umówiliśmy się, że brat przywiezie młodego koło ósmej, a odbierze popołudniu o szóstej, po dyżurze. Ponieważ Sylwia również pracowała w niedzielę, to wygoniła Michała przed ósmą. Ja przezornie nie załączałam żadnego telefonu. Na prywatnym obawiałam się telefonu od Szymona, na służbowym połączenia od Krukowskiego. Krzysiek od razu skojarzył mi się z pracą i “naglącym” mailem. Otworzyłam ponownie tego dnia raport wraz z materiałami i notatkami. Postarałam się, jak najdokładniej, odpowiedzieć na pytania i wątpliwości mojego nowego współpracownika. Skończyło się na prawie dziesięcio stronicowym elaboracie. O dwudziestej drugiej kliknęłam wyślij i poszłam spać.
W nocy miałam koszmar. Śnił mi się Szymon, Jacek i Krzysiek. Błądziłam po jakimś betonowym labiryncie biegając za cieniem Krukowskiego, gdy już prawie go doganiałam drogę zastępował mi albo Lisu albo Szymek. Obudziłam się zmęczona. Na dworze było jeszcze szaro, słyszałam , jak po kuchni krząta się Sylwia. Skoro już wstała oznaczało to kawę w ekspresie. Ta myśl zmobilizowała mnie do wygrzebania się spod ciepłej kołdry. Panna Kos spojrzała na mnie, gdy weszłam do kuchni, zdziwionym wzrokiem. Mruknęłam coś pod nosem i doczłapałam się do ekspresu.
Co było zepsute? – zapytałam, gdy dotarło do mnie, że ta piekielna maszyna, zaledwie dwa dni temu, odmówiła posłuszeństwa.
Kochana, ile razy powtarzałam,że najpierw po załadowaniu kawy, wciskamy ten, a potem ten guziczek? – panna Kos w czasie tej przemowy wskazywała palcem poszczególne przyciski na panelu – a nie odwrotnie?
Pewnie dużo – wzruszyłam ramionami, nigdy nie byłam mocna w mechanice, o przepraszam elektronice.
A ty, oczywiście, nie zapamiętałaś. Kartkę chyba ci tu przylepie – zrzędziła dalej.
Chcesz, zrobię ci kanapki do pracy – zaproponowałam, aby ją trochę obłaskawić, faktycznie przypomniało mi się, że wspominali kilka razy o kolejności wciskania.
Zrób – zgodziła się łaskawie – ale rozpiskę i tak na ścianie przykleję – zastrzegła.


Punktualnie o ósmej Sławek przyjechał z juniorem. Z dumą stwierdziłam, że świadomie, czy nie, ale Kacperek uśmiechnął się na mój widok. Ponieważ po wczorajszym deszczu nie było śladu, a słońce śmiało przebijało się przez chmury, postanowiłam iść na spacer. Kacper nakarmiony zasnął szybciutko w swojej karocy. Wolnym krokiem skierowałam się w stronę cmentarza, co prawda było to daleko, ale na dworze zrobiło się bardzo przyjemnie. Przy bramie kupiłam wkłady do zniczy. Reklamówką omiotłam grób z liści, niedługo pierwszy listopada, będę musiała tu przyjść z ekstra wyposażeniem i posprzątać, pomyślałam. Pewnie, gdyby nie obecność Kacperka, znowu wracałabym z niewesołymi myślami do domu, a tak, było mi jakoś lżej. Niestety chyba zbytnio przeciągnęłam spacer, bo młody zaczął się wiercić i kwilić. Było po dziesiątej, zapewne był głodny. Prawie pod domem kwilenie przeszło w głośny płacz. Spanikowałam i prawie biegiem wypadłam z za bloku na chodnik prowadzący pod klatkę. Kołem zahaczyłam o wystającą płytę, usłyszałam lekki zgrzyt i trzask, a koło z wdziękiem poleciało samo przed siebie. Próbowałam ratować wózek, który niebezpiecznie zaczął się przechylać, dodatkowo pomagała mu w tym torba zawieszona na rączce. Kątem oko dostrzegłam że ktoś w tej samej sekundzie wyszedł z klatki i podniósł kółko. Nie patrząc już w tamtym kierunku podparłam wózek z boku rękami i nogą. Gorączkowo zastanawiałam się, jak bezpiecznie wyciągnąć z wózka Kacperka, który teraz już darł się na całego. Przemawiałam więc do niego uspokajająco.
Czy zawsze będę cię zastawał w nietypowych i katastrofalnych sytuacjach, Paula? – usłyszałam gdzieś przed sobą głos...Krukowskiego. Zaskoczona podniosłam wzrok i straciłam czujność, a wózek znowu się przechylił. – Cholera! Trzymaj go mocno! – Krzysiek złapał za budę. – Wyciągaj dziecko, ja wezmę wózek – polecił.
Wzięłam delikatnie Kacperka na ręce i przytuliłam mocno. Troszkę się uspokoił. Byłam tak zdenerwowana, że zapomniałam, iż obecność Krzyśka do tej pory paraliżowała mi mowę, odezwałam się po prostu do niego z poleceniem: – Wnieś wózek na drugie piętro. – Sama poszłam przodem nie oglądając się za siebie.
Na korytarzu, przed moimi drzwiami, Krukowski postawił wózek i prowizorycznie doczepił do niego kółko. Ja w tym czasie próbowałam otworzyć drzwi, zamek oczywiście przyciął się w najmniej potrzebnym momencie.
Mogę? – zapytał Krzysiek, stając obok mnie z torbą od wózka na ramieniu i wskazując ręką na klucze w zamku.
Proszę – odsunęłam się. Okazało się ,że jednak tym razem potrzebna była męska siła, po chwili zamek puścił i weszłam do mieszkania. Kacper znowu się rozpłakał , a ja poczułam w pieluszce “twardą” zawartość.
Paula, mogę wejść? – Obróciłam się w stronę drzwi , jednocześnie zrzucając z nóg botki. Krzysiek stał w progu i o dziwo wyglądał na spłoszonego.
Wchodź – rzuciłam nie ukrywając niechęci. Gdyby był domyślny poszedł by sobie w siną dal, jednak nie posiadał intuicji i wszedł do przedpokoju. Odwiesił nawet kurtkę na wieszak. – Nie zapomnij zaraz zadzwonić do Jacka, że jego niewierna kobieta posiada na stanie niemowlę, o tym jeszcze nie ma pojęcia – dorzuciłam nie wiadomo dlaczego. Nie, właściwie ja wiedziałam czemu: po prostu ten facet wyzwalał we mnie jakieś złośliwe zachowanie, a ja naprawdę,na co dzień, byłam sympatyczną osobą.
Daj spokój. – Zmieszał się wyraźnie. Ja w tym czasie weszłam do mojego pokoju, zrzuciłam kurtkę na podłogę i starałam się, w miarę sprawnie, rozebrać Kacpra z kombinezonu, co nie było łatwe, bo darł się i wiercił na całego. Zastanawiałam się co najpierw, przebrać mu pieluchę, czy podgrzać mleko.
Wiesz, po tobie akurat mogę spodziewać się tylko najgorszego – nie zależało mi już nawet na pozorach savoir–vivre.
Zaraz ci wszystko wytłumaczę – zapewnił Krzysiek, podnosząc moją kurtkę. Odniósł ją do przedpokoju i wrócił. – Naprawdę, aż tak niemiły jest mój widok? – odebrał ode mnie ubranka wierzchnie Kacperka, jednocześnie podając mi mokrą chusteczkę, abym mogła wytrzeć dłonie. On zrobił to samo.
Marzę o chociaż jednym dniu bez widoku twojej osoby – opowiedziałam zupełnie szczerze, naprawdę ten facet wyzwalał we mnie ukryte pokłady złego wychowania. Nie wiedziałam, że je mam. – Podaj mi pieluchy, są w torbie. Muszę go szybko przebrać i zagrzać mleko, bo się zapłacze – kontynuowałam, jakbym przed momentem wcale nie obraziła mojego “gościa”.
Daj, ja go przebiorę, a ty idź po mleko – Kruku lekko mnie odsunął od Kacpra, nie reagując na moje słowa. Absolutnie zdziwiona absurdalnością sytuacji i propozycją patrzyłam mało inteligentnym wzrokiem na niego. Zinterpretował to inaczej, bo szybko zapewnił: – Naprawdę potrafię przewinąć niemowlę i nie boję się zawartości pieluchy.
Ok – wzruszyłam ramionami i zostawiłam go sam na sam z Kacprem i bombą chemiczną.
Podgrzewając mleko, zachodziłam głowę, co Krzysiek tu robi. Skąd znał mój adres, po co przyszedł. Czyżby mój poprawkowy elaborat nie był, ponownie, tak doskonały, jak mi się wczoraj wieczorem wydawało? Nie widziałam innego wytłumaczenia jego obecności pod klatką. Sytuacja go zaskoczyła i dlatego był miły. Przyszedł znowu mnie opierniczyć, to pewne. Taki typ. Do tego na pewno przypisał mi Kacpra, jako mojego syna. Zwisało mi to. Uświadomiłam sobie, że w pokoju obok zapadła cisza.
Wzięłam butelkę i stanęłam w progu. Krzysiek siedział z przebranym juniorem w bujanym fotelu po babci. Trzymał go profesjonalnie na ramieniu i podtrzymywał główkę. Coś mu nucił, nie znałam tej melodii. Widok kompletnie mnie...rozczulił. To było to o czym marzyłam, dom, dziecko, rodzina i takie chwile, moje, a nie skradzione. Otrząsnęłam się i podeszłam do fotela.
Daj mi Kacperka, mam już mleko – powiedziałam cicho.
Krzysiek podniósł się, a ja zajęłam jego miejsce. Bez proszenia podał mi tetrową pieluszkę i włożył młodego w ramiona. Nawet okrył mu nóżki lekkim kocykiem. Byłam pod wrażeniem choć nic nie powiedziałam.
Gdzie mogę umyć ręce? – zapytał.
Drugie drzwi na prawo od kuchni – odpowiedziałam, wpatrując się z uśmiechem, jak Kacper z zapałem ssie smoczek.
Po chwili wrócił i usiadł na brzegu łóżka, w rękach trzymał prostokątne nieduże pudełko zapakowane w czerwony papier. Spojrzałam mu prosto w oczy. Milczałam. Teraz był jego ruch, w końcu po coś tu przyszedł. Jeśli ma na mnie znowu krzyczeć lepiej aby zrobił to teraz. Przy Kacperku chyba nie będzie za bardzo podnosił głosu. Krzysiek nabrał powietrza i wypuścił je ze świstem. Uniosłam brwi.
Nie pamiętam, abym czuł się tak idiotycznie – zaczął cicho. – Paula, nie wiem, czy są takie słowa którymi mógłbym cię przeprosić.
O! – wyrwało mi się jednak. Zaczyna się robić jeszcze bardziej ciekawie. Krzysiek mówiący o przeprosinach i nazywający mnie “Paulą”. Intrygujące.
Wczoraj widziałem się z Jackiem który wytłumaczył mi, w krótkich żołnierskich słowach, że nie jesteś dziewczyną przez którą nieomal wysiadła mi wątroba.
O! – wszystko wracało do normy, to znaczy mój brak zdolności artykulacji całych zdań przy Krzyśku.
Przez koszmarny zbieg okoliczności, wziąłem cię w Post za Paulinę,byłą Jacka. Słyszałaś o niej?
I tak i nie.
Jacek ci nie mówił?
Nie jesteśmy na takim etapie. – Westchnęłam. Moja wiedza w tym temacie była zasłyszana. – To znaczy wiem, że byli z Jackiem parą, dość długo. Mieli poważne plany i na planach się skończyło.
Zdradziła go. Nie będę mówił o szczegółach, ale Lisu przyjechał wtedy do mnie. Dużo alkoholu upłynęło za nim zaczął logicznie myśleć, jeszcze więcej za nim zdecydował się wrócić do domu. Nigdy nie poznałem Pauliny, sporo o niej słyszałem, ale widziałem tylko jej zdjęcie. Jakiś czas temu. Gdy zobaczyłem cię na urodzinach… no cóż, źle zinterpretowałem już tego gościa przed wejściem, a potem się potoczyło. Zachowałem się wobec ciebie karygodnie… Nie zdziwię się jeśli nie będziesz miała ochoty ze mną gadać.
Tu się zgadzamy – wtrąciłam niewinnie. Kacperkowi się już odbiło więc wstałam, aby go położyć do łóżeczka.
Ale gdybyś jednak, jakimś cudem, mi wybaczyła, to mam tu coś na dobry początek znajomości. – Krzysiek stanął za mną, a na wysokości mojego wzroku pojawiło się opakowane na czerwono pudełeczko, które obracał w dłoniach podczas rozmowy. – Jacek mi podpowiedział.
Odebrałam pudełko i wyminęłam Krukowskiego. W milczeniu przeszłam do kuchni odkładając tajemniczy prezent na parapet. Bezmyślnie pstryknęłam włącznikiem czajnika. Wyłączyłam się na moment, musiałam pomyśleć. Ameryki, Krzysiek, przede mną nie odkrył. Wiedziałam ,że w piątek wziął mnie za inną dziewczynę. Teraz dowiedziałam się na jakiej podstawie. Czy mogłam przyjąć przeprosiny? Zachował się jak cham i dupek. Albo taki po po prostu był, albo był oddanym przyjacielem. Nie miałam pojęcia. Powinnam go ocenić i zaszufladkować , tak jak on to zrobił ze mną, czy przyjąć jego tłumaczenie?
Jeśli masz ochotę strzelić mnie znowu w pysk, za wczoraj rano, to proszę bardzo. Ponownie mi się należy. – Krzysztof stanął w drzwiach od kuchni. Przyjrzałam mu się. Nadal robił na mnie wrażenie. Samym swoim wyglądem. To mnie niepokoiło. Lubiłam panować nad sytuacją, szczególnie ostatnio. Przy nim, nie wiedziałam czego się spodziewać. Co więcej, również robiłam z siebie idiotkę. Nie czułam się w tej całej sytuacji komfortowo. Na dodatek musiałam z nim pracować. Wybaczenie nie było równoznaczne z zapomnieniem. Po prostu, przyjęcie przeprosin nie oznaczało amnezji. A mogło ułatwić nam służbowe stosunki. Tylko i wyłącznie służbowe. Krzysiek przez ten cały czas przyglądał mi się uważnie, jakby mu na serio zależało na moim wybaczeniu.
Nie, nie strzelę ci z przysłowiowego liścia, choć nie powiem, aby to nie była kusząca propozycja. W porządku, rozumiem. Na przyszłość upewnij się czy dziewczyna, którą obrzucasz błotem, jest właściwą adresatką.
Nic mnie nie tłumaczy– westchnął. – Czyli, przeprosiny przyjęte? –upewnił się jeszcze.
Tak.
Zajrzę jeszcze do wózka, może naprawię to kółko – zaproponował.
Nie, niech mój brat się wykaże. W końcu jest chirurgiem, a junior to jego pierworodny.
Rozumiem – Krzysiek zaśmiał się krótko. – Doba bez mojego widoku. Jak zaraz wyjdę, to bez jakiś – spojrzał na zegarek – trzech godzin, prawie będziesz ją mieć. Kto wie, może nawet podaruję ci pełną dobę. Odprowadzisz mnie do drzwi?
Nie dasz mi doby, choćbyś chciał – teraz ja się zaśmiałam, stając w progu drzwi wejściowych.
Nie? – Kruku odwrócił się już na klatce schodowej.
Spotkanie z Roznerem, jutro,o dziewiątej. Sam nas umówiłeś.
Ciebie, maleńka. Ciebie.

4 komentarze:

  1. Jakże nie mogłam się doczekać kolejnej części opowiadania:) Mile mnie dziś zaskoczyłaś tym, że się pojawiło. Krzysztof intryguje, no i historia Pauli.. Już nie mogę się doczekać by przeczytać więcej:)
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam,

      Po pierwsze wybacz, że dopiero teraz odpisuję, mój brak czasu zaczyna być legendarny... Dziękuje za zostawienie śladu pod rozdziałem. Kolejny rozdział jest w produkcji, jednak jeszcze troszkę to potrwa.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Krzysztof mnie irytuje. Być może to przez narrację Pauli, ale nie lubię go. Rozumiem, że zbeształ Paulę w klubie, bo bardziej zależało mu na kumplu, jest lojalnym przyjacielem. Rozumiem też, że przyszedł z czekoladkami (wnioskuję to po tytule) z przeprosinami, bo chciał być w porządku. Przychodzi z podkulonym ogonem, okazuje się idealnym tatusiem, niby wszystko spoko, ale dla mnie jest tylko uwierającym kamieniem w bucie. Bardziej interesującą postacią wydaje mi się Szymon-stalker. On irytuje, ale to wynika z samej fabuły, wiem dlaczego mogę go nie lubić, z Krzysztofem mam ten problem, że po prostu go nie lubię XD Ciekawa jestem jak przyjaciele Pauli zareagowaliby na Krzyśka. Reakcja na Szymona mnie nie dziwi, można nawet zazdrościć takich przyjaciół, ale Krzysiek, hmm... Intruz z prezentem i dzieckiem na ręku, to mogłaby być interesujące ;P
    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,

      Jak pisałam powyżej, wybacz, że dopiero teraz odpisuje - doba jest zdecydowanie za krótka.
      Trafnie określiłaś - Krzysiek uwiera Paulę jak ten kamyk:) Nie potrafi go jakoś umiejscowić, na dodatek jego feromony działają na jej co dodatkowo utrudnia ocenę:) Z jednej strony lojalny kumpel z drugiej facet nie przebierający w słowach i określeniach wobec dziewczyny. Zaskoczył Paulę swoją wizytą i zachowaniem - to oczywiste, ale to nie oznacza, że ona mu ufa :) A od Sylwii usłyszy parę ciepłych słów :)
      Szymon jeszcze się objawi, nie zakończył swojej roli:)
      Pozdrawiam:)

      Usuń