Rozdział trzeci: Czekoladki.
Półtorej
godziny później moja cała uwaga była skupiona na Kacprze.
Nareszcie, choć pewnie dla wielu brzmiało to absurdalnie, byłam
spokojna, zrelaksowana i w doskonałym humorze. Przebierałam
juniora, gdy z zakupów wróciła Sylwia, słyszałam jak ściągnęła
kurtkę i buty w przedpokoju. Po chwili stanęła w drzwiach.
–
Kurcze… – zaczęła
mówić, ale urwała.
–
Zapomniałaś kupić
jogurt na ciasto? – zapytałam, równocześnie kładąc Kacperka na
lewym ramieniu. Uśmiechnęłam się bezwiednie, był taki malutki i
tak cudownie pachniał.
– Nie,
kupiłam. Po prostu… – znowu zawiesiła głos – po prostu
cholernie ci do twarzy z tym maluchem – dokończyła.
Nic
nie odpowiedziałam. Tylko Sylwia mnie rozumiała, choć sama
odsuwała, jak najdalej, myśl o macierzyństwie. Moje koleżanki w
Warszawie patrzyły na mnie z politowaniem, gdy otwarcie mówiłam,
że marzę o dziecku. Tu, po tym co przeszłam, trzymałam ten temat
w tajemnicy. Co nie zmieniało faktu, iż opieka nad Kacperkiem,
pozwalała mi odrobinę “spuścić parę”, jak mawiała moja
przyjaciółka. W pewnym sensie mój bratanek rekompensował mi to,
co straciłam.
Poszłam
do kuchni, nadchodziła pora karmienia. Odłożyłam młodego wraz z
nosidełkiem na kuchenny stół i pstryknęłam włącznikiem
czajnika. Sylwia właśnie kończyła z kimś rozmawiać przez
telefon. Usłyszałam tylko końcówkę:
– No
dobrze, skoro tak bardzo ci zależy. Tak, Paula również jest w
domu. – Gdy mnie dostrzegła zasłoniła ręka mikrofon i
powiedziała teatralnym szeptem – To Michał, on znowu o tej
planszówce!
–
Słyszałem! – doszedł
mnie głos oburzonego chłopaka. – Daj na głośnik!
Sylwia
zrezygnowana przełączyła – Paula, zgódź się – prosił. –
To naprawdę fajna zabawa, a i tak z juniorem nigdzie nie wyjdziesz,
bo pada. – Faktycznie, poranne słońce gdzieś zniknęło i na
jego miejsce pojawił się deszcz. – Postawię wam pizzę –
kusił.
– I
wino – szybko dopowiedziała blond negocjatorka.
– Moja
strata– roześmiał się Michał.
– Ja
nie piję – zastrzegłam od razu. – Przychodź, Michał. Z chęcią
spróbuję czegoś nowego.
–
Uwielbiam cię, będę za
godzinkę – zakończył rozmowę.
– Ja
nie umiem grać w planszówki, nawet w monopoly dostaję po tyłku.
Nie rozumiem tych głupich instrukcji – jęczała Sylwia.
– Oj
tam, ja ją będę czytać ze zrozumieniem, a potem ci wytłumaczę –
pokazałam jej język i uchyliłam się przed lecącą w moją stronę
mandarynką.
Michał
zgodnie z obietnicą przyszedł godzinę później. Pod pachą
przyniósł szczelnie owiniętą reklamówką grę. Zagoniłam go do
dużego pokoju, abym tam się z nią rozłożył. Ja tymczasem
usypiałam Kacperka, a Sylwia kończyła ciasto jogurtowe. Oczywiście
Michał zapomniał o winie. Jego dziewczyna stwierdziła, że mu nie
daruje. Stwierdzili, że wyskoczą na dół do spożywczaka,
wykorzystałam sytuację i poprosiłam o bezalkoholowe piwo.
Kacper
słodko zasnął, gdy tylko wyszli. Odłożyłam go do turystycznego
łóżeczka. Byłam w tracie wyciągania ciasta z piekarnika, gdy
zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, nie znałam tego
numeru. Pewnie znowu jakaś propozycja nie do odrzucenia, nowy
telefon, patelnie ze srebra lub kocyk z lwa, pomyślałam.
–
Słucham – odebrałam
po czterech sygnałach.
–
Cześć. To ja. –
Usłyszałam.
– Skąd
masz mój numer?
– Czy
to ważne? – Szymon odpowiedział mi pytaniem.
– Tak,
bo urwę temu komuś łeb – stwierdziłam bezpośrednio i dodałam.
– Nie dzwoń do mnie, nie chce z tobą rozmawiać.
–
Paula…
– Nie!
– podniosłam głos. – Wszystko już sobie wyjaśniliśmy. –
Rozłączyłam rozmowę. Serce waliło jak oszalałe, a oddech miałam
urywany. Bałam się. Bardzo wiele kosztowało mnie wypowiedzenie
tych kilku zdań stanowczym głosem. Tak jak pokazał mi Michał,
dodałam numer z którego dzwonił Szymon do blokowanych połączeń.
Ledwo to zrobiłam,telefon znowu rozdzwonił się w mojej dłoni. Tym
razem z innego numeru. Odrzuciłam go, jakby parzył, na kuchenny
blat.
W
tym momencie usłyszałam, jak otwierają się drzwi. Sylwia z
Michałem wrócili ze sklepu. Moja przyjaciółka weszła wprost z
przedpokoju do kuchni i spojrzała na mnie ściągając brwi, telefon
nadal dzwonił.
– Nie
odbierzesz? – zapytała. W odpowiedzi przecząco pokręciłam
głową. – Szymon – domyśliła się od razu. Telefon zamilkł. –
Jeśli znowu zadzwoni, to ja odbiorę.
– Co
odbierzesz? – Michał postawił siatkę z zakupami przy lodówce.
–
Telefon Pauli. Szymon
wydzwania.
– Nie
zablokowałaś numeru? – Chłopak spojrzał na mnie znacząco.
–
Zablokowałam. Ten jest
inny, ale pewnie też jego – uprzedziłam pytanie skąd wiem, że
to również Szymek dzwoni. – Od kogo mógł dostać mój numer? –
zastanawiałam się głośno. Telefon znowu się rozdzwonił. Sylwia
sięgała po aparat, ale uprzedził ją Michał.
–
Słuchaj gnojku –
rzucił groźnym tonem do słuchawki – nie dzwoń więcej pod ten
numer, zakoduj, że ona nie będzie z tobą rozmawiać. Jeśli
będziesz ją nachodził, to cię znajdę i zrobię dokładnie to, co
ty jej zrobiłeś. Tylko mocniej. – Po tych słowach się
rozłączył. Widziałam,że również ten numer dodaje do czarnej
listy. Wyłączył mój telefon. – Mówiłem serio Paula, jeśli
się do ciebie zbliży to – znacząco zawiesił głos.
–
Dziękuję Michał –
podeszłam do niego i cmoknęłam w policzek. Nawet nie byłam
szczególnie wkurzona na Sylwię, że mu tyle o mnie powiedziała. –
Przyda mi się facet od brudnej roboty – próbowałam rozluźnić
sytuację.
– Ale
ja serio...
– Wiem,
Michał.
– Daj
służbowy, od razu wprowadzę te numery- zakończył nieprzyjemny
dla mnie temat.
–
Dzięki – podałam
drugi aparat. – A teraz chodźmy rozpracować tą twoją grę.
Planszówka
najbardziej wciągnęła Sylwię. Zaśmiewałam się z mojej
przyjaciółki, gdy wykłócała się o zasady gry z Michałem. O
dziewiętnastej Sławek odebrał Kacperka. Musze przyznać, że z
żalem oddałam młodego w ręce taty. Niestety, na nocowanie u
cioci, musiałam jeszcze trochę poczekać. Umówiliśmy się, że
brat przywiezie młodego koło ósmej, a odbierze popołudniu o
szóstej, po dyżurze. Ponieważ Sylwia również pracowała w
niedzielę, to wygoniła Michała przed ósmą. Ja przezornie nie
załączałam żadnego telefonu. Na prywatnym obawiałam się
telefonu od Szymona, na służbowym połączenia od Krukowskiego.
Krzysiek od razu skojarzył mi się z pracą i “naglącym”
mailem. Otworzyłam ponownie tego dnia raport wraz z materiałami i
notatkami. Postarałam się, jak najdokładniej, odpowiedzieć na
pytania i wątpliwości mojego nowego współpracownika. Skończyło
się na prawie dziesięcio stronicowym elaboracie. O dwudziestej
drugiej kliknęłam wyślij i poszłam spać.
W
nocy miałam koszmar. Śnił mi się Szymon, Jacek i Krzysiek.
Błądziłam po jakimś betonowym labiryncie biegając za cieniem
Krukowskiego, gdy już prawie go doganiałam drogę zastępował mi
albo Lisu albo Szymek. Obudziłam się zmęczona. Na dworze było
jeszcze szaro, słyszałam , jak po kuchni krząta się Sylwia. Skoro
już wstała oznaczało to kawę w ekspresie. Ta myśl zmobilizowała
mnie do wygrzebania się spod ciepłej kołdry. Panna Kos spojrzała
na mnie, gdy weszłam do kuchni, zdziwionym wzrokiem. Mruknęłam coś
pod nosem i doczłapałam się do ekspresu.
– Co
było zepsute? – zapytałam, gdy dotarło do mnie, że ta piekielna
maszyna, zaledwie dwa dni temu, odmówiła posłuszeństwa.
–
Kochana, ile razy
powtarzałam,że najpierw po załadowaniu kawy, wciskamy ten, a potem
ten guziczek? – panna Kos w czasie tej przemowy wskazywała palcem
poszczególne przyciski na panelu – a nie odwrotnie?
–
Pewnie dużo –
wzruszyłam ramionami, nigdy nie byłam mocna w mechanice, o
przepraszam elektronice.
– A
ty, oczywiście, nie zapamiętałaś. Kartkę chyba ci tu przylepie –
zrzędziła dalej.
–
Chcesz, zrobię ci
kanapki do pracy – zaproponowałam, aby ją trochę obłaskawić,
faktycznie przypomniało mi się, że wspominali kilka razy o
kolejności wciskania.
– Zrób
– zgodziła się łaskawie – ale rozpiskę i tak na ścianie
przykleję – zastrzegła.
Punktualnie
o ósmej Sławek przyjechał z juniorem. Z dumą stwierdziłam, że
świadomie, czy nie, ale Kacperek uśmiechnął się na mój widok.
Ponieważ po wczorajszym deszczu nie było śladu, a słońce śmiało
przebijało się przez chmury, postanowiłam iść na spacer. Kacper
nakarmiony zasnął szybciutko w swojej karocy. Wolnym krokiem
skierowałam się w stronę cmentarza, co prawda było to daleko, ale
na dworze zrobiło się bardzo przyjemnie. Przy bramie kupiłam
wkłady do zniczy. Reklamówką omiotłam grób z liści, niedługo
pierwszy listopada, będę musiała tu przyjść z ekstra
wyposażeniem i posprzątać, pomyślałam. Pewnie, gdyby nie
obecność Kacperka, znowu wracałabym z niewesołymi myślami do
domu, a tak, było mi jakoś lżej. Niestety chyba zbytnio
przeciągnęłam spacer, bo młody zaczął się wiercić i kwilić.
Było po dziesiątej, zapewne był głodny. Prawie pod domem kwilenie
przeszło w głośny płacz. Spanikowałam i prawie biegiem wypadłam
z za bloku na chodnik prowadzący pod klatkę. Kołem zahaczyłam o
wystającą płytę, usłyszałam lekki zgrzyt i trzask, a koło z
wdziękiem poleciało samo przed siebie. Próbowałam ratować wózek,
który niebezpiecznie zaczął się przechylać, dodatkowo pomagała
mu w tym torba zawieszona na rączce. Kątem oko dostrzegłam że
ktoś w tej samej sekundzie wyszedł z klatki i podniósł kółko.
Nie patrząc już w tamtym kierunku podparłam wózek z boku rękami
i nogą. Gorączkowo zastanawiałam się, jak bezpiecznie wyciągnąć
z wózka Kacperka, który teraz już darł się na całego.
Przemawiałam więc do niego uspokajająco.
– Czy
zawsze będę cię zastawał w nietypowych i katastrofalnych
sytuacjach, Paula? – usłyszałam gdzieś przed sobą
głos...Krukowskiego. Zaskoczona podniosłam wzrok i straciłam
czujność, a wózek znowu się przechylił. – Cholera! Trzymaj go
mocno! – Krzysiek złapał za budę. – Wyciągaj dziecko, ja
wezmę wózek – polecił.
Wzięłam
delikatnie Kacperka na ręce i przytuliłam mocno. Troszkę się
uspokoił. Byłam tak zdenerwowana, że zapomniałam, iż obecność
Krzyśka do tej pory paraliżowała mi mowę, odezwałam się po
prostu do niego z poleceniem: – Wnieś wózek na drugie piętro. –
Sama poszłam przodem nie oglądając się za siebie.
Na
korytarzu, przed moimi drzwiami, Krukowski postawił wózek i
prowizorycznie doczepił do niego kółko. Ja w tym czasie próbowałam
otworzyć drzwi, zamek oczywiście przyciął się w najmniej
potrzebnym momencie.
– Mogę?
– zapytał Krzysiek, stając obok mnie z torbą od wózka na
ramieniu i wskazując ręką na klucze w zamku.
–
Proszę – odsunęłam
się. Okazało się ,że jednak tym razem potrzebna była męska
siła, po chwili zamek puścił i weszłam do mieszkania. Kacper
znowu się rozpłakał , a ja poczułam w pieluszce “twardą”
zawartość.
–
Paula, mogę wejść? –
Obróciłam się w stronę drzwi , jednocześnie zrzucając z nóg
botki. Krzysiek stał w progu i o dziwo wyglądał na spłoszonego.
–
Wchodź – rzuciłam nie
ukrywając niechęci. Gdyby był domyślny poszedł by sobie w siną
dal, jednak nie posiadał intuicji i wszedł do przedpokoju. Odwiesił
nawet kurtkę na wieszak. – Nie zapomnij zaraz zadzwonić do Jacka,
że jego niewierna kobieta posiada na stanie niemowlę, o tym jeszcze
nie ma pojęcia – dorzuciłam nie wiadomo dlaczego. Nie, właściwie
ja wiedziałam czemu: po prostu ten facet wyzwalał we mnie jakieś
złośliwe zachowanie, a ja naprawdę,na co dzień, byłam
sympatyczną osobą.
– Daj
spokój. – Zmieszał się wyraźnie. Ja w tym czasie weszłam do
mojego pokoju, zrzuciłam kurtkę na podłogę i starałam się, w
miarę sprawnie, rozebrać Kacpra z kombinezonu, co nie było łatwe,
bo darł się i wiercił na całego. Zastanawiałam się co najpierw,
przebrać mu pieluchę, czy podgrzać mleko.
–
Wiesz, po tobie akurat
mogę spodziewać się tylko najgorszego – nie zależało mi już
nawet na pozorach savoir–vivre.
– Zaraz
ci wszystko wytłumaczę – zapewnił Krzysiek, podnosząc moją
kurtkę. Odniósł ją do przedpokoju i wrócił. – Naprawdę, aż
tak niemiły jest mój widok? – odebrał ode mnie ubranka
wierzchnie Kacperka, jednocześnie podając mi mokrą chusteczkę,
abym mogła wytrzeć dłonie. On zrobił to samo.
– Marzę
o chociaż jednym dniu bez widoku twojej osoby – opowiedziałam
zupełnie szczerze, naprawdę ten facet wyzwalał we mnie ukryte
pokłady złego wychowania. Nie wiedziałam, że je mam. – Podaj mi
pieluchy, są w torbie. Muszę go szybko przebrać i zagrzać mleko,
bo się zapłacze – kontynuowałam, jakbym przed momentem wcale nie
obraziła mojego “gościa”.
– Daj,
ja go przebiorę, a ty idź po mleko – Kruku lekko mnie odsunął
od Kacpra, nie reagując na moje słowa. Absolutnie zdziwiona
absurdalnością sytuacji i propozycją patrzyłam mało
inteligentnym wzrokiem na niego. Zinterpretował to inaczej, bo
szybko zapewnił: – Naprawdę potrafię przewinąć niemowlę i nie
boję się zawartości pieluchy.
– Ok
– wzruszyłam ramionami i zostawiłam go sam na sam z Kacprem i
bombą chemiczną.
Podgrzewając
mleko, zachodziłam głowę, co Krzysiek tu robi. Skąd znał mój
adres, po co przyszedł. Czyżby mój poprawkowy elaborat nie był,
ponownie, tak doskonały, jak mi się wczoraj wieczorem wydawało?
Nie widziałam innego wytłumaczenia jego obecności pod klatką.
Sytuacja go zaskoczyła i dlatego był miły. Przyszedł znowu mnie
opierniczyć, to pewne. Taki typ. Do tego na pewno przypisał mi
Kacpra, jako mojego syna. Zwisało mi to. Uświadomiłam sobie, że w
pokoju obok zapadła cisza.
Wzięłam
butelkę i stanęłam w progu. Krzysiek siedział z przebranym
juniorem w bujanym fotelu po babci. Trzymał go profesjonalnie na
ramieniu i podtrzymywał główkę. Coś mu nucił, nie znałam tej
melodii. Widok kompletnie mnie...rozczulił. To było to o czym
marzyłam, dom, dziecko, rodzina i takie chwile, moje, a nie
skradzione. Otrząsnęłam się i podeszłam do fotela.
– Daj
mi Kacperka, mam już mleko – powiedziałam cicho.
Krzysiek
podniósł się, a ja zajęłam jego miejsce. Bez proszenia podał mi
tetrową pieluszkę i włożył młodego w ramiona. Nawet okrył mu
nóżki lekkim kocykiem. Byłam pod wrażeniem choć nic nie
powiedziałam.
– Gdzie
mogę umyć ręce? – zapytał.
–
Drugie drzwi na prawo od
kuchni – odpowiedziałam, wpatrując się z uśmiechem, jak Kacper
z zapałem ssie smoczek.
Po
chwili wrócił i usiadł na brzegu łóżka, w rękach trzymał
prostokątne nieduże pudełko zapakowane w czerwony papier.
Spojrzałam mu prosto w oczy. Milczałam. Teraz był jego ruch, w
końcu po coś tu przyszedł. Jeśli ma na mnie znowu krzyczeć
lepiej aby zrobił to teraz. Przy Kacperku chyba nie będzie za
bardzo podnosił głosu. Krzysiek nabrał powietrza i wypuścił je
ze świstem. Uniosłam brwi.
– Nie
pamiętam, abym czuł się tak idiotycznie – zaczął cicho. –
Paula, nie wiem, czy są takie słowa którymi mógłbym cię
przeprosić.
– O!
– wyrwało mi się jednak. Zaczyna się robić jeszcze bardziej
ciekawie. Krzysiek mówiący o przeprosinach i nazywający mnie
“Paulą”. Intrygujące.
–
Wczoraj widziałem się z
Jackiem który wytłumaczył mi, w krótkich żołnierskich słowach,
że nie jesteś dziewczyną przez którą nieomal wysiadła mi
wątroba.
– O!
– wszystko wracało do normy, to znaczy mój brak zdolności
artykulacji całych zdań przy Krzyśku.
– Przez
koszmarny zbieg okoliczności, wziąłem cię w Post za Paulinę,byłą
Jacka. Słyszałaś o niej?
– I
tak i nie.
– Jacek
ci nie mówił?
– Nie
jesteśmy na takim etapie. – Westchnęłam. Moja wiedza w tym
temacie była zasłyszana. – To znaczy wiem, że byli z Jackiem
parą, dość długo. Mieli poważne plany i na planach się
skończyło.
–
Zdradziła go. Nie będę
mówił o szczegółach, ale Lisu przyjechał wtedy do mnie. Dużo
alkoholu upłynęło za nim zaczął logicznie myśleć, jeszcze
więcej za nim zdecydował się wrócić do domu. Nigdy nie poznałem
Pauliny, sporo o niej słyszałem, ale widziałem tylko jej zdjęcie.
Jakiś czas temu. Gdy zobaczyłem cię na urodzinach… no cóż, źle
zinterpretowałem już tego gościa przed wejściem, a potem się
potoczyło. Zachowałem się wobec ciebie karygodnie… Nie zdziwię
się jeśli nie będziesz miała ochoty ze mną gadać.
– Tu
się zgadzamy – wtrąciłam niewinnie. Kacperkowi się już odbiło
więc wstałam, aby go położyć do łóżeczka.
– Ale
gdybyś jednak, jakimś cudem, mi wybaczyła, to mam tu coś na dobry
początek znajomości. – Krzysiek stanął za mną, a na wysokości
mojego wzroku pojawiło się opakowane na czerwono pudełeczko, które
obracał w dłoniach podczas rozmowy. – Jacek mi podpowiedział.
Odebrałam
pudełko i wyminęłam Krukowskiego. W milczeniu przeszłam do kuchni
odkładając tajemniczy prezent na parapet. Bezmyślnie pstryknęłam
włącznikiem czajnika. Wyłączyłam się na moment, musiałam
pomyśleć. Ameryki, Krzysiek, przede mną nie odkrył. Wiedziałam
,że w piątek wziął mnie za inną dziewczynę. Teraz dowiedziałam
się na jakiej podstawie. Czy mogłam przyjąć przeprosiny? Zachował
się jak cham i dupek. Albo taki po po prostu był, albo był oddanym
przyjacielem. Nie miałam pojęcia. Powinnam go ocenić i
zaszufladkować , tak jak on to zrobił ze mną, czy przyjąć jego
tłumaczenie?
– Jeśli
masz ochotę strzelić mnie znowu w pysk, za wczoraj rano, to proszę
bardzo. Ponownie mi się należy. – Krzysztof stanął w drzwiach
od kuchni. Przyjrzałam mu się. Nadal robił na mnie wrażenie.
Samym swoim wyglądem. To mnie niepokoiło. Lubiłam panować nad
sytuacją, szczególnie ostatnio. Przy nim, nie wiedziałam czego się
spodziewać. Co więcej, również robiłam z siebie idiotkę. Nie
czułam się w tej całej sytuacji komfortowo. Na dodatek musiałam z
nim pracować. Wybaczenie nie było równoznaczne z zapomnieniem. Po
prostu, przyjęcie przeprosin nie oznaczało amnezji. A mogło
ułatwić nam służbowe stosunki. Tylko i wyłącznie służbowe.
Krzysiek przez ten cały czas przyglądał mi się uważnie, jakby mu
na serio zależało na moim wybaczeniu.
– Nie,
nie strzelę ci z przysłowiowego liścia, choć nie powiem, aby to
nie była kusząca propozycja. W porządku, rozumiem. Na przyszłość
upewnij się czy dziewczyna, którą obrzucasz błotem, jest właściwą
adresatką.
– Nic
mnie nie tłumaczy– westchnął. – Czyli, przeprosiny przyjęte?
–upewnił się jeszcze.
– Tak.
–
Zajrzę jeszcze do wózka,
może naprawię to kółko – zaproponował.
– Nie,
niech mój brat się wykaże. W końcu jest chirurgiem, a junior to
jego pierworodny.
–
Rozumiem – Krzysiek
zaśmiał się krótko. – Doba bez mojego widoku. Jak zaraz wyjdę,
to bez jakiś – spojrzał na zegarek – trzech godzin, prawie
będziesz ją mieć. Kto wie, może nawet podaruję ci pełną dobę.
Odprowadzisz mnie do drzwi?
– Nie
dasz mi doby, choćbyś chciał – teraz ja się zaśmiałam, stając
w progu drzwi wejściowych.
– Nie?
– Kruku odwrócił się już na klatce schodowej.
–
Spotkanie z Roznerem,
jutro,o dziewiątej. Sam nas umówiłeś.
–
Ciebie, maleńka. Ciebie.
Jakże nie mogłam się doczekać kolejnej części opowiadania:) Mile mnie dziś zaskoczyłaś tym, że się pojawiło. Krzysztof intryguje, no i historia Pauli.. Już nie mogę się doczekać by przeczytać więcej:)
OdpowiedzUsuńM.
Witam,
UsuńPo pierwsze wybacz, że dopiero teraz odpisuję, mój brak czasu zaczyna być legendarny... Dziękuje za zostawienie śladu pod rozdziałem. Kolejny rozdział jest w produkcji, jednak jeszcze troszkę to potrwa.
Pozdrawiam.
Krzysztof mnie irytuje. Być może to przez narrację Pauli, ale nie lubię go. Rozumiem, że zbeształ Paulę w klubie, bo bardziej zależało mu na kumplu, jest lojalnym przyjacielem. Rozumiem też, że przyszedł z czekoladkami (wnioskuję to po tytule) z przeprosinami, bo chciał być w porządku. Przychodzi z podkulonym ogonem, okazuje się idealnym tatusiem, niby wszystko spoko, ale dla mnie jest tylko uwierającym kamieniem w bucie. Bardziej interesującą postacią wydaje mi się Szymon-stalker. On irytuje, ale to wynika z samej fabuły, wiem dlaczego mogę go nie lubić, z Krzysztofem mam ten problem, że po prostu go nie lubię XD Ciekawa jestem jak przyjaciele Pauli zareagowaliby na Krzyśka. Reakcja na Szymona mnie nie dziwi, można nawet zazdrościć takich przyjaciół, ale Krzysiek, hmm... Intruz z prezentem i dzieckiem na ręku, to mogłaby być interesujące ;P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ;)
Hej,
UsuńJak pisałam powyżej, wybacz, że dopiero teraz odpisuje - doba jest zdecydowanie za krótka.
Trafnie określiłaś - Krzysiek uwiera Paulę jak ten kamyk:) Nie potrafi go jakoś umiejscowić, na dodatek jego feromony działają na jej co dodatkowo utrudnia ocenę:) Z jednej strony lojalny kumpel z drugiej facet nie przebierający w słowach i określeniach wobec dziewczyny. Zaskoczył Paulę swoją wizytą i zachowaniem - to oczywiste, ale to nie oznacza, że ona mu ufa :) A od Sylwii usłyszy parę ciepłych słów :)
Szymon jeszcze się objawi, nie zakończył swojej roli:)
Pozdrawiam:)