piątek, 13 grudnia 2013

Accidentally in love

    Gdy komórka zaczęła dzwonić była w łazience, właśnie skończyła myć włosy. Szybko owinęła mokre kosmyki ręcznikiem i pobiegła do swojego pokoju, aby odebrać.
– Halo? – Rzuciła, nie patrząc, kto dzwoni do słuchawki.
– No nareszcie. Cześć Irmina. Dzwonie już trzeci raz. To ja, Olaf, gdybyś nie poznała.
– Cześć. Poznałam. Byłam w łazience. – Wytłumaczyła się. – Co tam?
– Kręgle dzisiaj, o ósmej. Będziesz?
– Niee, chyba niee. – Odpowiedziała, zerkając za okno. – Pada i wieje. Mam mokre włosy, a już jest prawie siódma – marudziła. Nie miała ochoty ruszać się z domu. Zaplanowała koc, herbatę i nowo zakupioną książkę.
– Nie bądź taka. Już nie wiem, który raz odkładamy to spotkanie. Jeszcze trochę, a nie będziesz pamiętać naszych imion.
– Bez obaw. A kto ma być? – Zapytała z uprzejmości.
– Ja – zaśmiał się chłopak. – I co byś nie miała oporów, to jeszcze Piotrek, Adam, Magda, Wiolka, Krystyna, Bartek i Robert.
– O! Sporo osób. – Podsumowała.
– To co, przyjdziesz? – Naciskał.
– Olaf, naprawdę mi się nie chce. – Westchnęła.
– Ech, dobra, zastanów się. Czekam na ciebie, o sorki, czekamy. Narka.
– Pa.
     Odłożyła telefon na łóżko. Iść, czy nie iść? Z jednej strony fajnie byłoby się spotkać z tymi ludźmi. Może warto podtrzymać takie kontakty, nigdy nic nie wiadomo, jak będzie po obronie z pracą. Z drugiej strony, tak bardzo się jej nie chciało. Nie miała nastroju. Znowu odezwał się telefon, tym razem dźwiękiem smsa. Olaf się nie poddaje, pomyślała. Kliknęła na kopertę. Nie znała tego numeru, nie miała go w kontaktach. „Będę po panią za kwadrans ósma. Czarne BMW. Mam nadzieję, że włosy zdążą wyschnąć. Wojtek.” – przeczytała. Wojtek?! Jezuu , babuniu kochana. WOJCIECH??!! Ten sms był od Wojciecha! Ale jak? Przecież on nie ma jej numeru. Skąd by go miał mieć? I nie napisałby do niej. Po co? Dlaczego? Olaf nic o nim nie mówił. To musi być pomyłka! Tak, to jedyne logiczne wytłumaczenie: pomyłka i jakiś zbieg okoliczności. Nagle złapała się na tym, że nerwowo chodzi po pokoju, wpatrując się w dziwnego smsa. Szybko zerknęła na zegarek. Dziesięć po siódmej, jakbym się sprężyła, pomyślała. Nie! Stop. Najpierw sprawdzę. Szybko wybrała numer Olafa.
– Hej, to ja, słuchaj, będzie Wojtek? – Rzuciła pytanie bez zastanowienia.
– O jakie bezpośrednie pytanie. Ja ci nie wystarczę? – Odpowiedział zaskoczony.
– Olaf proszę, dostałam dziwnego smsa, że ktoś będzie na mnie czekał przed ósmą, w czarnym BMW i podpisano Wojtek. To jakieś jaja?
– Nie – chłopak odpowiedział, nie ukrywając zirytowania. – Dzwonił zaraz po telefonie do ciebie. Powiedziałem mu, że się zastanawiasz, ale raczej na „nie”. Pytał po prostu kto będzie. Nie wiem, po co chce się tu przywlec.
– Dałeś mu mój numer? – Przerwała zirytowana.
– Zwariowałaś? – Odpowiedział oburzony. – Ale podałaś go do papierów, a byłaś u niego w dziale. I tak prywatnie jeździ czarną be-emką. To co będziesz? – W głosie chłopaka usłyszała ironię.
– Nie wiem. Na razie. – Rozłączyła rozmowę.
Spojrzała na zegarek. Prawie kwadrans po. Zostało niecałe czterdzieści minut. Najpierw rzuciła się do łazienki.



***

     Trzydzieści minut później przeglądała się w dużym lustrze w przedpokoju.
– Woww siostra – z pokoju obok wyszedł brat. – Odstrzeliłaś się jak na wielką imprezę. Jedziesz do Wawy?
– Nie. – Westchnęła. Faktycznie. Przesadziła. Rzuciła się w stronę szafy. Zostało pięć minut.
     Za pięć ósma wyszła przed dom. Była po umówionym czasie, choć nie odpisała na „dziwnego” smsa. Pochwaliła się w myślach za zmianę spódniczki na jeansowe rurki i wydekoltowanej bluzeczki na czarną bluzkę z koronkową kokardą wiązaną pod szyją. Nie zrezygnowała jedynie z botków na obcasie. Rozejrzała się dookoła. Z rzędu samochodów po lewej stronie, powoli wyjechało czarne BMW. Zatrzymało się koło niej przy krawężniku. Odważnie sięgnęła do klamki. Otworzyła drzwi i gładko wsunęła się na siedzenie pasażera, spojrzała na kierowcę.
– Bałem się, że już nie przyjdziesz – usłyszała głęboki głos, który wywoływał u niej ciarki na całym ciele.
    Wzięła głęboki oddech, otulił ją jego zapach. Drażnił i koił zarazem. Miała wrażenie, że w momencie przesiąknęła nim cała.
– Jestem, jak widzisz – odpowiedziała cicho, również pomijając formułkę, która ich do tej pory oddzielała. Zahipnotyzował ją spojrzeniem.
– Mogę cię porwać? – Zapytał, delikatnie dotykając policzka dziewczyny.
Zamknęła oczy.
– Tak.

***

     Jechali w milczeniu kilka minut. Z radia cicho dobiegała muzyka. Chilloutowa stacja.
– Mam zmienić? Nie słuchasz takiej muzyki. – Wojtek przełączył na kierownicy stację. Z głośników popłynął kawałek Bruno Marsa "Marry You".
– Nie tamto było spoko, ale ten też jest ok. – Powiedziała. Nie mogła uwierzyć, że siedzi z TYM facetem w samochodzie, rozmawia tak swobodnie i jedzie w nieznanym kierunku. Ot, tak, po prostu. To wszystko było jakieś nierealne. Do tego Bruno śpiewa, żeby zrobić coś głupiego dzisiejszej nocy.
– O czym myślisz? – Zapytał. Gładko pokonując kolejny zakręt.
– Tak bardzo to widać? – Roześmiała się.
– Yhymm, gdy się nad czymś zastanawiasz, marszczysz lekko czoło. – Odpowiedział spokojnie.
– Aż tyle o mnie wiesz? – Zapytała zaczepnie.
– Nawet więcej. Nie przepadasz za kawą. Kiedy tylko możesz, wtykasz słuchawki w uszy. Chyba lubisz Avril Lavigne, bo masz sporo jej kawałków na liście. Nie patrz tak na mnie, zostawiłaś kiedyś telefon w socjalnym, nie wiedziałem, że to twój i odblokowałem, był otwarty na play liście. Zapytałem czyj to i Olaf powiedział, że należy do ciebie.
– Zgadza się Avril to moja ulubienica, tylko się nie śmiej – wycelowała w niego palec.
– Nie śmiałbym – złapał szybko jej rękę i lekko ścisnął, poczuła, jakby kopnęło ją jakieś 220 volt, on chyba też, bo szybko wypuścił. – Przepraszam.
– No dobrze, co jeszcze pan o mnie wie, panie dyrektorze? – Zauważyła, że skrzywił się lekko na słowo „dyrektor”.
– Lubisz wygodne ciuchy i kolor czerwony. Zdrowe jedzenie. Studiujesz inżynierię produkcji. Urodziłaś się w lipcu. Masz brata i … chłopaka. Znajomi mówią do ciebie Nina, choć twoje pełne imię, Irmina, też brzmi ślicznie. A dzisiaj, wyglądasz wyjątkowo pięknie. – Zakończył.
     W radio Sylwia Grzeszczak zaczynała śpiewać "Pożyczonego". Dziewczyna wzięła głęboki oddech. Tyle informacji, a jej się wydawało, że on nic o niej nie wie, ba, nie zwraca uwagi. A teraz okazuje się, że to ona posiada szczątkowe informacje.
– Wygrałeś. Choć spróbuję się zrewanżować. Lubisz kawę, czarną, bez cukru, jesteś poukładany i systematyczny, zawsze masz porządek na biurku i w papierach. Nie wiem, czego słuchasz, jaki jest twój ulubiony kolor, jaki styl, tak naprawdę, preferujesz. Zawsze widzę cię w garniturze, nawet teraz masz na sobie marynarkę. – Zlustrowała go wzrokiem. Ciemne sztruksy, biały sweter w serek i ciemna marynarka. – Nie wiem, czy masz rodzeństwo. Wiem za to, że masz żonę. I jak zwykle, świetnie pachniesz.
 Roześmiał się cicho i zjechał na oświetlony parking po lewej stronie drogi, który wyłonił się zza zakrętu. Sylwia śpiewała refren „na choćby jeden krótki dzień czy noc, na parę chwil pożyczę cię na rok”.
– Dojechaliśmy na miejsce. – Wojtek zaparkował przed wejściem.
     Nina spojrzała przed siebie. „Romantyczny zakątek” Hotel, SPA & Restaurant. Ciekawe, czy pokoje na godziny też wynajmują. Zatrzęsła się ze złości. No ale czego się spodziewała, zapytała samą siebie. Z radia dobiegła ją końcówka piosenki „Lecz ona dobrze wie, że to zły zwyczaj. Pożyczać”.
     Wojtek wysiadł z auta i obszedł samochód. Otworzył drzwi dziewczynie i podał rękę. Nie zareagowała, wściekła jak osa na siebie, na niego i wszechświat. Kucnął obok niej i patrzył na nią w milczeniu. W końcu cicho zapytał:
– Mam cię odwieść z powrotem? – W jego głosie było słychać smutek.
– Nie! – Wyrwało się Irminie. – Tak. Nie wiem. Cholera. Co my tu robimy Wojtek? – Po raz pierwszy wymówiła jego imię, patrząc mu w oczy. Były szaro niebieskie, śliczne.
– Jak chcesz, możemy rozmawiać dalej w samochodzie. Jednak nalegam, w środku jest ciepło, mają dobre jedzenie i można swobodnie pogadać. Tylko tyle chce od ciebie, rozmowy. Z tego napisu – kiwnął ręką w stronę szyldu – interesuje mnie tylko „restaurant”, Nina.
– Do moich znanych ci cech dopisz paranoję – podała rękę Wojtkowi i wysiadła z auta.
– To jest nas dwoje. – Mruknął, podając ramię.
– Czemu dwoje? – Zatrzymała się nagle.
– Powiem ci później, Nina.

***

     Weszli do środka bardzo przytulnej restauracji. Ciepłe, bursztynowe światło sączyło się z lamp a' la Tiffany ustawionych na stolikach. Cała restauracja miała wystrój art deco. Fotele, kanapy ustawione w małych lożach pod ścianą zapraszały, aby się w nich zanurzyć. Krzesła i nieduże stoliki na fikuśnych nogach urzekały dodatkami. Całe wnętrze wypełniały, lampy, bibeloty, aksamitne poduszki, szydełkowe obrusy.
    Wojtek odebrał od Irminy krótką, czarną kurteczkę. Cieszyła się, że ma pod spodem obcisłą marynarkę i całością stroju pasuje do miejsca i do Wojtka. Mężczyzna poszedł odnieść ich okrycia do szatni. Przed nią wyrósł kelner.
– Dobry wieczór. Macie państwo rezerwację? – Zapytał.
    Zgłupiała, nie miała pojęcia. Ciekawe, czy zaplanował to wcześniej, przyszło jej do głowy. Teraz się okaże.
– Dobry wieczór. Niestety nie mam pojęcia – uśmiechnęła się do kelnera. – Musimy zaczekać na tego pana – wskazała na Wojtka, który już szedł w ich stronę. – Pan pyta, czy masz rezerwację – zwróciła się do niego.
– Witam. Nie, nie mamy rezerwacji, ale chyba nie będzie problemu? – Odpowiedział. – Poprosimy małą loże dla dwojga.
– Oczywiście. – Kelner poprowadził ich do rogu sali na lewo od wejścia i podał menu.
    Gdy odszedł, Wojtek podparł brodę na ręce i przyjrzał się uważnie dziewczynie. Zarumieniła się pod jego spojrzeniem i uciekła wzrokiem w menu.
– Przepraszam, że się tak gapię, ale w końcu mogę to robić jawnie. Do tej pory tylko zerkałem na ciebie. Jesteś dla mnie... – wziął głęboki oddech – kimś szczególnym – dokończył. – Nina, ja...
– Muszę do toalety – przerwała Wojtkowi i szybko ulotniła się w stronę strzałki z napisem WC.
     Gdy tylko znalazła się w toalecie, rzuciła torebkę na szeroki, ceglany blat obok umywalki, a sama oparła się o jego rant i spuściła głowę w dół. Cholera jasna. To nie dzieje się naprawdę. Śni. Tak, to jest jedyne wytłumaczenie, co prawda jeszcze nie miała nigdy tak realnego snu, no ale, kiedyś musi być ten pierwszy raz! Wojtek do niej napisał, czekał pod domem, przywiózł tutaj, a przed chwilą powiedział, że jest dla niego kimś wyjątkowym! Nie. To nie dzieje się naprawdę. Uszczypnęła się mocno w ramię. Zabolało. Przecież, oni nigdy nie zamienili ze sobą więcej niż kilka grzecznościowych zdań, żeby nie powiedzieć słów. O pogodzie, pracy. Nic szczególnego z jego strony. To ona o nim fantazjowała, w pracy ciągle szukała wzrokiem. To jej serce wykonywało efektowne salto, spadając z hukiem w okolice pięt, gdy musnął ją wzrokiem lub odpowiedział na powitanie. Oczywiście zdawała sobie sprawę ze swojego absurdalnego zachowania, zdrowy rozsądek całkiem jej nie opuścił. Gadanie, myślenie o Wojciechu, było taką miłą odskocznią. Przecież była w związku, stabilnym związku, a on był żonaty. Więc dlaczego tu z nim przyjechałaś idiotko, zapytała sama siebie, skoro to wszystko wiesz i jesteś taka „rozsądna”? Dlaczego nie kazałaś mu jechać do kręgielni, gdzie są wszyscy?
    Podniosła głowę i spojrzała samej sobie odważnie w oczy. Bo mnie pociąga, odpowiedziała sobie samej uczciwe, fascynuje, zajmuje myśli. Wariuje mi przy nim układ krążenia i czuję się jakbym miała odlecieć. Nie wiem, czy przy kimś tak się czułam, taka wyjątkowa właśnie! Ochlapała twarz wodą i wyciągnęła puderniczkę. Może i powinnam uciec, powiedziała półgłosem do siebie, ale to jest moja szansa. Drugiej nie będzie. Zatrzasnęła wieczko, wyłączyła telefon i z tym postanowieniem wyszła z toalety.
 Uśmiechnęła się do niego, gdy wróciła do stolika.
– Myślałem, że uciekłaś tylnym wyjściem. Ale potem zmieniłem zdanie i zamówiłem dla ciebie lampkę wina. Ja pozostanę przy wodzie, prowadzę.
– Nie uciekłam, jak widzisz. Dziękuję za wino. Chcesz mnie upić?
– I wykorzystać – dorzucił lekko, zmieszała się, ale puścił do niej oko, podnosząc do ust szklankę. – Dzwonił do mnie Olaf...
– Co mu powiedziałeś? – Spanikowała nagle. Kompletnie zapomniała o reszcie. Przecież oni tam czekają.
– Pytałaś go o mnie – pogroził palcem. – Powiedziałem, że odpisałaś mi, że nie idziesz, a mnie zatrzymały ważne sprawy osobiste i też nie przyjadę. Nina, zamówmy coś.
– Nie wiem, czy coś przełknę. To wszystko jest takie... no takie... – zacięła się.
– Nie dorzeczne? Absurdalne? – Podsunął, ale jego głos przybrał ton obronny.
– Nie. Niesamowite – uśmiechnęła się lekko i po raz pierwszy odważnie spojrzała w jego oczy. On też czuje się niepewnie, dotarło nagle do niej. Dla Wojtka to również nie jest zwykła sytuacja. – Wezmę sałatkę z grillowanym łososiem na ciepło.
    Odetchnął i skinął na kelnera. Gdy zostali sami powoli, tak jakby nie chciał wystraszyć dziewczyny, sięgnął po jej dłoń. Nie wyrwała się. Splotła swoje palce z jego. Irmina postanowiła zagrać w otwarte karty:
– Wojtku, to wszystko, co teraz i to, co wcześniej jest... niezwykłe. Będę szczera. Nie wiem, co tu z tobą robię, czemu wsiadłam do twojego auta i dlaczego pozwalam, abyś trzymał moją rękę w swojej dłoni. Może będziesz się śmiał, ale dla mnie, teraz to jest takie oczywiste, być może jestem naiwna. Trudno. Obiecasz mi coś dzisiaj? – Skinął głową, że się zgadza. – Mamy dla siebie tylko ten jeden wieczór. – Chciał zaprotestować, uciszyła go, kładąc wolną dłoń na jego ustach. – Wiesz, że to prawda, jesteś dużym chłopcem. Ten jeden wieczór. Nie zmarnujmy go na gierki i podchody. Bądźmy szczerzy. Ok?
– Ok – wychrypiał. Odchrząknął. – W takim razie z szyldu przed wejściem wybieram jeszcze hotel. Co ty na to?
– Myślę, że to nie jest taki głupi pomysł – odpowiedziała sama zaskoczona swoją nagłą odwagą. – Porozmawiamy wtedy... swobodniej. A teraz zjedzmy, bo kelner nas zamorduje.
– Nina, jesteś bardziej niezwykła, niż przypuszczałem – obrócił je dłoń wnętrzem do góry i delikatnie pocałował w zagłębieniu. Poczuła, jakby znowu przez jej ciało przeszło 220 volt.

***
     Wojtek odebrał klucze od recepcjonisty. Były zawieszone na pięknym mosiężnym breloku. Nina obawiała się tej chwili, znaczących spojrzeń personelu, pytań o bagaż, szczoteczki do zębów choćby. Na szczęście chłopak w recepcji bez mrugnięcia okiem wynajął pokój i nie zadawał zbędnych pytań.
– Idziemy? – Wojciech wyciągnął do niej dłoń. Bez słowa podała swoją.
     Wchodzili powoli schodami na piętro. Irmina delektowała się tą chwilą. Postanowiła smakować wszystkie sekundy z facetem, który teraz mocno trzymał ją za rękę. Zdawała sobie sprawę, że to, co teraz robią i co może się stać, jest kompletnym szaleństwem. Nie przejęła się chwilową utratą zdrowego rozsądku, odesłała go na kilka godzin do ciemnej piwnicy i zamknęła na klucz. Mam tylko tę noc, pomyślała. To mi wystarczy. Skończyły się schody. Wojtek otworzył drugie drzwi po prawej stronie korytarza.
– Jeszcze możemy... – powiedział z napięciem w głosie.
     Widziała, że dosłownie pożera ją wzrokiem. Poczuła się najpiękniejszą i najważniejszą kobietą na ziemi. Puściła jego dłoń i popchnęła zdecydowanym ruchem drzwi, weszła do środka i znalazła na ścianę włącznik światła. Pstryknęła. Pomieszczenie rozświetliło miękkie światło sączące się ze stojącej w rogu lampy. Rozejrzała się ciekawie. Stała jakby w malutkim przedpokoju. Beżowe tapety w perłowe pasy, na wprost duże balkonowe okno, na lewo od wejścia drugie drzwi, zapewne do łazienki. Na prawo bardziej w głębi pokoju, pod ścianą, stał komplet obity brązową tapicerką: sofa na wygiętych rzeźbionych nogach, do tego dwa fotele i niski, okrągły, orzechowy stolik. Zrobiła trzy kroki do przodu i zza rogu, po lewej stronie, w dużej wnęce, znalazła ogromne łóżko, przykryte koronkową narzutą. W pokoju była jeszcze szafa, mała lodówka. Część sypialną można było zamknąć dużymi, przesuwnymi drzwiami.
     Poczuła ręce Wojtka na ramionach. Zamarła. Otoczył ją i przyciągnął do swojej klatki. Czuła jego przyśpieszony oddech na swoim karku i słyszała walące serce, a może to było jej własne, nie miała pojęcia. Stali tak chwilę w milczeniu.
– Nie wierzę, że tu jesteś – obrócił ją twarzą do siebie i odgarnął z policzka zagubiony kosmyk. – Tyle czasu, tyle nocy śniłem o tym. Weźmiesz mnie pewnie za wariata, ale spełniasz moje marzenie. Nie wiem, czego się spodziewałem, wysyłając ci tego smsa. Chyba tylko tego, że będę się przez chwilę delektował twoim towarzystwem w aucie, bo potem pochłonie cię reszta towarzystwa. Może udałoby mi się namówić cię na rozegranie wspólnego meczu. I tyle.
– Nie planowałeś... tego – ledwo mogła oddychać porażona bliskością Wojtka, wtuliła policzek w biały sweter. Domyślił się, co miała na myśli.
– Nie.
– Wojciech... – zadarła głowę do góry, był od niej dużo wyższy, nie ratowały jej nawet obcasy.
     W odpowiedzi nachylił się i poczuła usta na swoich. Były miękkie, delikatne i ostrożne. Wspięła się lekko i wsunęła palce w jego gęste ciemne włosy. Oddała pocałunek, delikatnie przygryzając dolną wargę. Zamruczał. Poczuła jego język, zakręciło się jej w głowie. Chciała nabrać powietrza, ale Wojtek skorzystał z okazji i pogłębił ich pocałunek.     Zachłysnęła się i nie pozostała dłużna. Zatoczyli się i oparł ją o ścianę. Szybkim ruchem ściągnął swoją marynarkę, by za moment to samo zrobić z odzieniem Irminy.
Przyciągnęła go z powrotem do siebie, wysuwając lekko biodra do przodu. Irminie zabrakło powietrza, ale nie odrywała swoich ust od jego warg. Nie stać ją było na taki akt heroizmu. Zsunął się ustami na szyję. Nina wciągnęła haust powietrza.
– Wszystko ok? – Wymruczał.
– Nie wiem – odpowiedziała zachrypnięta. – Ledwo oddycham, stoję tylko dlatego, że mnie mocno trzymasz – zachichotała. – A mieliśmy tylko porozmawiać. – Potrząsnęła głową.
– Możemy zejść do restauracji, jest czynna do północy, bo tutaj – znowu pocałował ją delikatnie w płatek ucha – nie wiem, czy będę potrafił trzymać ręce przy sobie. Nie wiem, czy chce je trzymać. Muszę co chwilę sprawdzać, czy mi się nie przyśniłaś. Wiesz, że śnisz mi się o bardzo dawna? – Odsunął się od Irminy i pociągnął ją w stronę kanapy.
– Och Wojtek – zaprotestowała. – Chyba damy radę porozmawiać na łóżku. Cholera – zasłoniła usta ręką. Spojrzał na nią, unosząc brwi pytająco. – Teraz wyzwalasz we mnie niesamowitą, jak na mnie śmiałość, a tak bałam się powiedzieć ci dzień dobry na korytarzu.
– A ja zawsze przemykałem obok ciebie albo zwiewałem po to, żeby, jak mnie nie widzisz, gapić się na ciebie, jak jakiś nastolatek – uśmiechnął się szeroko, przeciągając ręką po karku.
     Irmina wyciągnęła spod narzuty poduszki i oparła je o wezgłowie, tworząc wygodne oparcie, szybko zrzuciła buty i wskoczyła na łóżko. Wzięła pilota z szafki nocnej i pstryknęła przycisk tuner. Wolała, aby coś grało w tle. Usiadła po turecku i popatrzyła wyczekująco na Wojtka.
– Idziesz czy wybierasz sofę?
Szybko poszedł w jej ślady i wyciągnął się na narzucie, opierając plecami o poduszki. Szeroko otworzył ramiona: – Chodź tu do mnie, Nina.
Wyciągnęła się wzdłuż jego boku. Wtuliła w zagłębieni ramienia. Przymknęła oczy.
– Naprawdę o mnie śnisz? – Zapytała.
– Naprawdę. Odkąd cię pierwszy raz zobaczyłem. W zoo w Warszawie. Stałaś przy lemurach i śmiałaś się do nich jak mała dziewczynka. Byłem tam z bratankiem. Podałaś mu samochodzik, który zatrzymał się na twoich trampkach. Nawet to pamiętam, jak byłaś ubrana. – Jego pierś zadudniła śmiechem. – Jeansy i koszulka z królem lemurów, Julianem. Uśmiechnęłaś się do młodego, a ja się na ciebie zagapiłem, prawie wlazłem na ogrodzenie. Potem zawołał cię chłopak, pomachałaś Jaśkowi i poszłaś do niego. Objął cię. Nie obejrzałaś się.
– Wojtek – Irmina podniosła się na łokciu i spojrzała mu w twarz – to było... dwa lata temu!
– Dwa z haczykiem dokładnie. Zobaczyłem cię znowu, jak u nas dorabiałaś w zeszłe wakacje. Oblałem się kawą w socjalnym, gdy weszłaś – założył za ucho niesforny kosmyk, który spadł dziewczynie na czoło i ułożył ponownie na swoim ramieniu, przyciągając do siebie.
– Fakt, pamiętam. Ale miałam stres, że od razu mnie wywalisz w pierwszy dniu. Wyglądałeś na bardzo wściekłego. W ramach obłaskawienia poprosiłam, abyś dał mi tę do wyprania.
– Dałem. Do dziś trzymam ją w biurku w tej samej reklamówce, w której mi oddałaś, nadal trochę pachnie twoim płynem do płukania. Przepracowałaś u nas wtedy półtora miesiąca. A ja, wymyślałem sobie robotę, aby zostać po godzinach i mieć nadzieję, że to twoja kolej wypadnie, aby sprzątnąć moje biuro. Śniłaś mi się coraz częściej, aż miałem obawy, że przez sen wypowiadam twoje imię. Potem zniknęłaś z firmy i z moich snów. Znów wrócił poukładany świat. Aż do teraz. Przyszłaś do nas na praktyki. Ile ja się nakombinowałem, abyś była w moim dziale.
– A potem wyjechałeś na urlop – zauważyła cicho.
– Tak – westchnął. – To nie był mój pomysł, ale nie miałem wyjścia. To była niespodzianka na rocznicę – dokończył niechętnie.
– Wojtku, przecież wiem, że jesteś żonaty. – Teraz ona westchnęła. – A ja też nie jestem sama. To teraz to... kradniemy chwile. Oszaleliśmy oboje. Nie pamiętam zoo, tak dokładnie i nie skojarzyłam, że to byłeś ty, ale ten chłopak stamtąd, jest do teraz przy mnie. Pamiętam tamte wakacje. Historie z kawą i to szybsze bicie serca, gdy szłam do twojego gabinetu, kombinując po drodze, czy ty tam będziesz. Wieczorem zamykałam oczy i marzyłam o tobie, a potem sama się z siebie śmiałam. Gdy okazało się, że drugie praktyki mamy sobie sami zorganizować, od razu pomyślałam o firmie. I o tym, czy tam nadal pracujesz. Gdy trafiłam do twojego działu, byłam w siódmym niebie, leciałam w pierwszym dniu na te praktyki jak na skrzydłach. A ciebie nie było, za opiekunkę dostałam koszmarną babę, dla której stanowiłam tylko problem. Potem Olaf mi powiedział, że jesteś na urlopie. I tak zleciały mi dwa tygodnie. A kiedy się już pojawiłeś, to uciekałeś ode mnie. Miałam wrażenie, że się mnie boisz, serio. Ciągnęło mnie do ciebie jak ćmę do ognia.
– Oboje nas do siebie ciągnęło. – Wojtek przekręcił się i znalazł się nad Irminą. – Czyli nie wymyśliłem sobie tych twoich ukradkowych spojrzeń, że zwykłe „dzień dobry” nie było tylko powitaniem. Bałem się, że wariuję, starłem się trzymać z daleka od ciebie. Przecież to nie jest normalne, aby mieć takie uczucia do osoby, która się ledwo co poznało. Z którą się zamieniło kilka zdawkowych zdań. Motyle w brzuchu, przyśpieszony oddech, nocne marzenia, czatowanie na korytarzu. Boże, nawet jak przyszłaś po referencje, ja tam specjalnie byłem!
– A ja się bałam, że cię już nie zobaczę i kombinowałam, jak i po co iść do twojego działu. Wojtek, to jest... – przejechała ręka po jego lekko szorstkim policzku. Zarys ciemnego zarostu powoli wyłaniał się z jego twarzy.
– Tak, to jest to, Nina. Jak w tej piosence, która teraz jest w radio. Accidentally in love. To o nas. Jesteśmy w sobie przypadkowo zakochani kochanie. I nic na to nie poradzimy. – Splótł razem ich palce i podniósł do swoich ust. Delikatnie pocałował opuszki jej palców.
– Masz rację we're accidentally in love, zakochałam się w tobie, tak po prostu. Nie wiem, czy w tamte wakacje, czy w te praktyki. Nie wiem dlaczego. Dobrze mi z tym i niedobrze. Ale nie żałuję. Nie wiem, co przeskrobaliśmy w poprzednich wcieleniach, ale los dał nam szansę. Dał nam ten wieczór. Mogliśmy porozmawiać.
– Możemy mieć ich więcej Nina. Wystarczy, że tylko powiesz tak. Nie chce cie zostawiać, nie teraz.
Wyswobodziła się z ramion i usiadała na łóżku plecami do niego.
– Mieliśmy być szczerzy. Zostawisz dla mnie żonę? Rozwiedziesz się? – Powiedziała, nie patrząc na Wojtka. W odpowiedzi usłyszała milczenie. – Każde z nas ma swoje życie. Nie oszukuj mnie, Wojtku. Nie zburzysz swojego poukładanego świata dla mnie. To oznaczałoby rewolucję. Ja nie zostawię swojego dla ciebie. Nie mam na tyle odwagi. Jestem tchórzem. Nie mów o jutrze, jutra nie ma dla nas. Może to nasza kara właśnie.
Usłyszała, że mężczyzna podnosi się z łóżka. Obszedł mebel dokoła i uklęknął przed nią. Starł jej kciukiem zabłąkaną łzę. Nie zauważyła, że pozwoliła się jej wymknąć.
– Pod koniec tygodnia dostaniesz list z naszej firmy. Będzie to propozycja pracy dla ciebie u nas. Płatnego stażu z elastycznymi godzinami pracy. W moim dziale. Jeśli ją przyjmiesz... możemy razem pracować, chyba że ja przyjmę inną propozycje dla mnie. Zależy to od ciebie.
– Jaką propozycję? – Wyszeptała.
– Posada w centrali.
– Niemcy? – Dopytała pro forma.
– Tak. Wtedy twoim szefem będzie Piotrek.
– I się nie będziemy widywać codziennie. – Popatrzyła Wojtkowi w oczy.
– Tak. Może zapomnimy... choć nie sądzę, jeśli chodzi o mnie. – Nie wytrzymał intensywności spojrzenia Irminy i uciekł wzrokiem w bok.
– Dobrze. Przyjmę tę pracę. Ty rozwijaj karierę, to wielka szansa, w końcu to centrala. Nie będę cię zatrzymywać, choć tak byłoby bardziej egoistycznie. Nie chcę biurowego romansu. Ale chcę ciebie teraz. Ten jeden raz. Nie chcę żałować. Chcę pamiętać. – Podjęła decyzję.
     Wojtek mocno pociągnął Irminę do góry. Zachwiała się, nie spodziewając takiego ruchu. Podtrzymał ją i delikatnie postawił na podłodze. Patrząc w oczy, powoli rozwiązał kokardę od bluzki. Odważnie uniosła ręce do góry. Bluzka miękko wylądowała na ziemi. Westchnął głośno, delikatnie obrysowując kontur koronkowego biustonosza, a ona zadrżała pod tą lekką pieszczotą. Ujął jej krągłość w prawą dłoń, idealnie tam pasowała, lewą przyciągnął bliżej siebie i zaczął całować namiętnie usta, policzki, oczy, szyję. Miała wrażenie, że jego wargi są wszędzie. Szorstka faktura swetra dodatkowo podrażniała nabrzmiałe sutki przez koronkę biustonosza. Mruknęła, szarpiąc w górę sweter Wojtka. Zrozumiał sygnał. Zdjął go jednym ruchem i odrzucił za siebie. Pod spodem miał biały t-shirt. Irmina znowu mruknęła niezadowolona. Koszulka powędrowała w przestrzeń pokoju. Wojtek uklęknął i zsunął się ustami na biust. Palce opornie radziły sobie z zapięciem jeansów dziewczyny. W końcu mu się udało i ściągnął je razem z rajstopami do kostek dziewczyny, wyswobodziła się z nich, jednocześnie zmuszając mężczyznę do tego, aby wstał.
– Teraz moja kolej. Nie ruszaj się. – Wychrypiała.
     Odepchnęła Wojtka lekko od siebie. Stanął wyprostowany, opuszczając swobodnie ręce wzdłuż ciała. Miała wrażenie, że jego oczy świecą w przytłumionym świetle lampy. Delikatnie przejechała opuszkami palców po jego torsie. Zaczęła od barków, by następnie zbadać bicepsy. Zjechała na pierś. Pocałowała najpierw jeden potem drugi sutek, rękoma sunąc w dół po brzuchu. Mężczyzna gwałtownie wciągnął powietrze i odchylił głowę do tyłu, gdy dotarła do linii paska sztruksów. Z premedytacją położyła lewą dłoń na wyraźnie rysującej się wypukłości. Zaczęła delikatnie gładzić i uciskać. Wojtek spojrzał na nią rozpalonym wzrokiem.
– Nina błagaaam – przeciągnął głoski.
    Zaśmiała się. Podobała się jej ta władza nad nim, to, że tak bardzo jej pragnął i nie ukrywał tego. Szybko rozpięła guziki sztruksów i zsunęła je razem z bokserkami. Wojtek schylił się, pozbywając się resztek ubrania i stanął przed nią nagi. Wziął ją na ręce. Zapiszczała zaskoczona.
– Trzymaj się mocno. – Puścił jedną rękę i zrzucił narzutę na podłogę. Ułożył dziewczynę delikatnie w pościeli. – Jesteś taka piękną. – Wsparł się na przedramieniu. Omiótł ja spojrzeniem. Nie wiedziała, że może być jej jeszcze bardziej gorąco, ale pod jego wzrokiem coraz bardziej płonęła. – Nina, jesteś pewna?
– A ty masz wątpliwości? – Opowiedziała pytaniem. Zaprzeczył ruchem głowy. – Kochaj mnie, Wojtku.
     Szybko wsunął dłonie pod jej plecy, uniosła się instynktownie. Błyskawicznie poradził sobie z biustonoszem, następnie zsunął figi. Zacisnęła dłonie na jego męskości. Nie chciała czekać, nie chciała już gry wstępnej. Chciała go poczuć w sobie. Zrozumiał intencje. Zatopił się w jej wnętrzu płynnym ruchem. Wygięła ciało, otwierając się na niego bardziej. Poruszał się najpierw powoli, po to, by po chwili, stracić rytm i kontrolę. Zawładnęła nimi namiętność, ekscytacja i pragnienie. Irmina uświadomiła sobie, że krzyczy jego imię. Nigdy wcześniej jej się to nie zdarzyło, choć cieszyła się udanym seksem ze swoim chłopakiem. Po chwili Wojciech dołączył do niej, jakby tylko czekał, aby doszła. Czuła jak wstrząsają nim spazmy rozkoszy takie same jak przed momentem nią. Opadli mokrzy i wycieńczeni na poduszki. Owinięci swoimi ciałami nawzajem.
     Nie poprzestali na jednym zbliżeniu, ciągle było im siebie mało. Za drugim razem kochali się nieśpiesznie, badając nawzajem swoje ciała, poznając zakamarki. Zapamiętując swój dotyk i smak. Potem leżeli wtuleni w siebie, rozmawiając. Nad ranem, gdy spiker w radio zapowiedział wiadomości o szóstej, kochali się ostatni raz. Znowu zachłannie, wręcz rozpaczliwie, wiedząc, że więcej to się nie zdarzy. Tak sobie przyrzekli.

***
     O ósmej rano Irmina stała w swojej własnej łazience i pozwalała, aby woda swobodnie mieszała się ze łzami. Przynajmniej nie wiedziała, ile ich tak naprawdę było. Zmywała z siebie zapach Wojtka, jego dotyk, pocałunki, bliskość, która przed chwilą ją otaczała jak bezpieczny kokon.
     Uparł się, że ją odwiezie do domu. Nie miała siły protestować, choć zdawała sobie sprawę, że to jest mało dyskretne. Nie przejmowała się tym. Nie skomentowała trasy, którą wybrał. Choć była dwa razy dłuższa niż ta, którą jechali wieczorem. Kazała zatrzymać Wojtkowi samochód przy wjeździe na jej ulicę. Ostatni pocałunek zamiast sprawić im przyjemność dostarczył tylko ból. Nie wiedziała, że spojrzenie może zawierać w sobie taką dawkę cierpienia, które przenika na wskroś. Gdy już jedną nogą była poza autem, usłyszała:
– Nina, kocham cię. – Słowa zawierały w sobie tak wiele emocji, że nie była w stanie odwrócić się i spojrzeć na Wojtka. Wiedziała, iż wtedy przegra i zostanie.
– To tak, jak ja ciebie – rzuciła, nie odwracając się.
     Szybko wysiadła. Z całych sił starała się nie rozpłakać po trzech pierwszych krokach. Udało się, pierwsze łzy popłynęły, dopiero gdy weszła do klatki. W przedpokoju natknęła się na brata, była pewna, że będzie jeszcze spał. Z politowaniem pokiwał na jej widok głową.
– Cześć. Chroniłem ci dupę. Dzwonił Jacek, bo nie odbierałaś telefonu, załączała się mu poczta. Powiedziałem, że pojechałaś do koleżanki i pewnie ci komórka padła, bo przed wyjściem nie znalazłaś ładowarki. Skłamałem dla ciebie pierwszy i ostatni raz w tych sprawach. – Odwrócił się i poszedł do siebie.
Nie miała mu siły podziękować. Uciekła do łazienki.

***
KONIEC

Witam serdecznie. To ta "niespodzianka"o której pisałam Wam wcześniej. Historia pewnej znajomości, krótkiej chwili zapomnienia o realnym świecie, pozwolenia sobie na zrobienie tego,  czego się pragnęło od dawna. Podobało się?
Być może na blogu pojawi się więcej takich One shot'ów :D
Nie ukrywam, że zainspirowała mnie rzeczywistość. Dziękuję Irminie za zaufanie i za to, że dobrze się bawiła przy tym projekcie razem ze mną. Przypadkowe zakochanie może zdarzyć się każdemu i wszędzie - pamiętaj o tym Kochana :)
Z ogłoszeń blogowych: jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to zapraszam w Święta na nową historię :)
Pozdrawiam!

11 komentarzy:

  1. To tylko one shot? Ej, ja chcę dalej. I wiń teraz Szwamkę za to, możesz ją nawet zabić, bo nie dam Ci spokoju. Zwłaszcza, że takie małe zalążki tego Wojtka już zostały mi opowiedziane. Sama takie coś przeżyłam, tzn. nie z takim finałem, ale że właśnie szef, eh do dzisiaj ubolewam, ale show must go on. Świetnie piszesz, normalnie byłam pochłonięta chemią między tą dwójką. Byli świetni. Jeny, to było piękne.
    Aż teraz muszę resztę Twoich dzieł poczytać. <3
    Pozdrawiam i mam nadzieję, że coś z tego będzie dalej. ; __ ;
    PROOOOOOOOSZĘĘĘĘĘĘĘĘ! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Cię serdecznie na klawiaturze:) Szwamka zapowiadała "reklamę", ma dziewczyna zdolności, bo zareklamowała skutecznie :D
      Ha , ha , ha - tak, to pozostanie w takiej formie, ciągu dalszego nie przewiduję, bo główna bohaterka mogłaby dostać palpitacji serca,a ja dbam o jej zdrowie i psyche :D -
      Wojciech - troszkę go "podrasowałam" do moich wyobrażeń czy wniosków :) No ale "materiałem" do pisania jest w wdzięcznym xd.
      Takie historie nie są odosobnione - choć pewnie w większości (lub ja jestem naiwna) kończą się tylko na długich spojrzeniach i znaczących uśmiechach, czasami rozmowie, która jest pełna podtekstów. Tu bohaterom pozwoliłam zaszaleć :). Ale na jednej , pełnej emocji, nocy się skończy.
      Cieszę się, że mój styl pisania nie doprowadził Cię do zgrzytania zębami i przewinięcia strony w ekspresowym tempie na sam dół. Poczytuję to sobie za sukces:) I oczywiście zapraszam do chwili z herbatą przy pozostałych opowiadaniach zamieszczonych wcześniej.
      Pozdrawiam serdecznie :)

      P.S. Nie będę jej zabijać - pozwólmy skończyć jej różową i asystentkę :) Potem pomyślimy xd.

      Usuń
  2. Doczekałam się :)
    I ja też chcę dalej. Zaciekawiły mnie ich losy.
    Czekam na kolejną historię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież mówiłam, że będzie trzynastego xd. Ale oczywiście nie obyło się bez "drobnych" atrakcji dodatkowych: a to czcionka wariowała, tekst rozjeżdżał, blogger buntował, ot trzynastego w piątek xd.
      Wkrótce całkiem ktoś nowy zagości na klawiaturze, troszkę cierpliwości :)

      Usuń
  3. Okej, postaram się odtworzyć komentarz, który wczoraj nie opublikował się przez problemy techniczne i złośliwość różnych urządzeń. Po pierwsze, tak, to ja szepnęłam Hindsight, żeby przeczytała to opowiadanie, a że pasożytem nie jest, to nawet się opinią podzieliła, miło z jej strony ;) Po drugie, powód, dla którego nasłałam ją na bloga był jeden. Myślę, że to jest jedno z tych opowiadań, które działa na człowieka, bo przeżył wcześniej coś, co wzbudziło bardzo podobne emocje do tych opisywanych. Miałam taką sytuację kiedyś, że jedna dziewczyna napisała mi, że nie rozumie zachowania mojej bohaterki, a jakieś dwa miesiące później napisała, że przeżyła coś podobnego i zmienia zdanie.
    Podsumowując, cóż, brak happy endu potrafi wyrwać serce i wycisnąć łzy (ryczałam, po cichu, ale intensywnie). Wpasowuje się idealnie w mój podły nastrój. Tyle.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Złośliwy blogger złośliwy - ale mniej i rzadziej niż z onetem bywało :) Nasyłaj czytelników nasyłaj :) Ja się tam nie obrażę xd.
      Podstawa historii jest realna - nie wszystko w niej jest fikcją, wiec na pewno ktoś, kiedyś też coś takiego przeżył, w to nie wątpię.
      I w końcu zamieściłam opowiadanie bez "żyli długo i szczęśliwie" niektórzy wątpliwi czy jestem do takiego aktu heroizmu zdolna :).
      Głupio zabrzmi, gdy napiszę, że fajnie iż uroniłaś łzę, no ale - dla mnie to pochwała, znaczy, że nie na próżno ryczałam ja pisząc kolejne zdania, a szczególnie końcówkę.
      Pozdrawiam!
      P.S. podłemu nastrojowi mówimy " A poszedł ty mi stąd !!!"

      Usuń
  4. Podobało mi się ;) Szkoda tylko, że to one shot.
    Będę wpadać częściej ;)

    Pozdrawiam ;]

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetna była ta historia, ale czuję niedosyt, bo to koniec :( bardzo chciałabym przeczytać, co było dalej, jednak mogę się tylko domyślać. Szkoda, że to tylko jednopartówka z tego wyszła :( czekam na więcej :)
    mi też właśnie coś szwankowało, bo nie mogłam dodać komentarza na telefonie. W ogóle zalogować się nie mogę ;/ pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Ty nie mogłaś się zalogować - mnie na dwa dni odcięto od "świata". Awaria netu to rzecz straszna.
      Tak z czystej ciekawości - a co by było dalej? Jak masz jakąś teorię to czekam na jej przedstawienie ;)

      Usuń
  6. Kochana Onee-san
    Muszę przyznać, ze bardzo życiowe i że zdecydowanie spodziewałam się takiego obrotu spraw, więc nie jestem zawiedziona ani nic z tych rzeczy. Po raz kolejny wprawiłaś mnie w zdumienie, bo doskonale pamiętam, jak mówiłaś, że krótkie formy Ci nie wychodzą. Pytam się więc...
    JAK MOGŁAŚ MI TAK PERFIDNIE SKŁAMAĆ?!
    Jak to Ci nie wyszło, to ja jestem szefem kuchni kurde.
    Powinnam być oburzona - żona i chłopak... Ale jakoś tak ich nie znam. Ciężko też powiedzieć, jakie są relacje, podczas gdy Ninę i Wojtka łączy coś specjalnego a jednocześnie takiego niezwykle... urocze. Nawet jak na ich wiek.
    Czekam na kolejne takie perełki. Naprawdę rozwijasz się tematycznie, ale też pod względem nieprzewidywalności historii i formy.
    Weeeeeeny siostrzyczko :)

    OdpowiedzUsuń